Znajomość spod łopaty
Znienacka w przyrodzie pojawiła się wiosna i przypomniała o konieczności sięgnięcia do grabi, motyki, łopaty i innych pomocy naukowych w szkole życia. Nie powiem, nie bardzo miałem na to ochotę, ale przeważyło moje słynne poczucie obowiązku. Chwyciłem za stylisko i pognałem do ogrodu.
Zdołałem przekopać już spory kawałek grządki, kiedy spod którejś skiby usłyszałem ciche, ale stanowcze au! Przysunąłem nos do tego au! i zobaczyłem coś w rodzaju miniaturowego, brązowego homara, tyle że z cienkimi, błonkowatymi skrzydełkami i oczkami niedwuznacznie łypiącymi.
– Turkuć jestem – przedstawił się. – Podjadek. Pan był uprzejmy przeszkodzić mi w grzebaniu i podgryzaniu.
Choć mimo szczenięcego wieku życie nieco znam i z niejednego gara parówki jadłem, to nie powiem, ten gadający minihomar nieco mnie zaskoczył. Przyjrzałem się rzeczonemu indywiduum nieco dokładniej, spróbowałem wyczuć, co sobą reprezentuje i podjąłem męską, bolesną decyzję:
– Wie pan, panie Podjadek – powiedziałem bez owijania w futro – podjąłem właśnie męską, bolesną decyzję, że nie życzę sobie bliższej znajomości z panem. Moja miska na ogół nie jest aż tak pełna, żeby dopuszczenie do niej postronnych podjadających mogło mi być obojętne. A poza tym to pańskie kopanie dołków, rycie, podgryzanie… No, jakoś mi to nie bardzo pasuje do umeblowania.
– Sam pan ryjesz i dołki kopiesz! – odparował Turkuć, patrząc wymownie na moją łopatę.
– Owszem – przyznałem – ryję i kopię, a nawet ugryźć mi się zdarza, ale tylko w celach konstruktywnych. A podjadania się wystrzegam, bo wiem, jak sam tego nie lubię. Nie rób bliźniemu, co tobie niemiło i te rzeczy.
– Aha, moralista się znalazł! – syknął jadowicie minihomar. – Tylko jak co do czego, to moja miska z kraja, co?
– Noo… trochę tak – zgodziłem się niechętnie. – Byle buda ma zaciszna, byle buda ma spokojna… Chyba każdy czasem tak lubi, prawda?
– Tak, tak, najlepiej się zasłonić jakimś zgrabnym uogólnieniem i to jeszcze zacytowanym, żeby w razie czego było na drugiego – skomentował Podjadek, tym razem niemal płaczliwie. – A za wszystkimi tymi pięknymi słowami kryje się tylko jedna myśl: nie dopuścić nikogo do swojej miski.
Nie da się ukryć, głupio mi się jakoś zrobiło. Czyżby ten uskrzydlony nibyskorupiak przejrzał mnie na wylot, odkrył we mnie wstydliwe strony, które sam przed sobą starałem się ukryć? Dostrzegł mnie w moim nagim, psim jestestwie, nieokrytym postrzępioną kapotą kultury? Był owadem opatrznościowym, mającym skierować na prostą drogę wszystkie moje myślowe wykręty i przekręty? W końcu niezbadane są wyroki, nawet po ostatniej rewizji.
Zacząłem się łamać. Pomachałem pojednawczo ogonem i zaproponowałem ostrożnie:
– Może jednak porozmawiamy na temat obopólnego zbliżenia? Ja w gruncie rzeczy nie jestem taki znowu nieużyty. Czasem się tylko zapędzę, ale to raczej z nadmiaru temperamentu, niż ze złej woli.
– No, proszę, jak się chce, to się da – rozpromienił się Turkuć. – To co, kiedy mam wpaść pana podgryźć, podjeść i wykopać pod panem dołek? Niedziela koło południa pasuje? Po mszy zajdę, nawet po drodze mi będzie.
– Pasuje! – zgodziłem się potulnie. – Będę czekał. Przygotuję miskę i nastawię się duchowo.
– Super! To do niedzieli! – wykrzyknął Podjadek, uruchomił przednie odnóża grzebiące i radośnie wymachując czułkami zanurzył się w rozbabranym wiosennie błocie.
Rysiu,
to był program satyryczny 😉
Dodam Ci na pociechę:
Jak często może umrzeć jedna osoba?
Potrzebuje fachowej porady rolniczej, bo spotkala mnie dzis niespodzianka i to jaka!
Na granicy naszego trawnika i trawnika komunalnego rosnie stara dzika czeresnia (okolo 50-letnia) – to na niej wlasnie dyzuruje ostanio papuga.
Wiele lat temu posadzilam pod nia zonkile i one sie calkiem ladnie rozmnozyly. Troche zdziczaly miedzy wystajacymi z ziemi korzeniami drzewa. Pod tym drzewem siusiaja wszystkie okoliczne psy. W dodatku nasz bardzo ponury i nieuprzejmy ogrodnik lubi sie po tych zonkilach przejechac kosiarka do trawy – zanim zdaza sie one rozwinac. W ub. roku mialam z nim na ten temat nieprzyjemna rozmowe.
Wiec tym razem nie skosil. Poszlam to dzis sprawdzic, bo slyszalam go z kosiarka.
Otoz kiedy przygladalam sie zonkilom, mnie, slepej cos w trawie mignelo. Gleboko ametystowe w kolorze. Schylilam sie i nie uwierzylam wlasnym oczom. Na bardzo nedznych listkach, wygladajacych jak chwasty zobacztylam NAJPRAWDZIWSZEGO FIOLKA – lesnego, Viola Sylvestris! Poniewaz nie moglam uwierzyc, zerwalam go i powachalam. Ten jeden malutki fioleczek pachnial jak caly peczek! Oszalamiajaco! Zobaczylam po rozgarnieciu listkow, ze sa jeszcze dwa!
No wiec musze Wam powiedziec, ze ostanio Prawdziwe Fiolki widzialam dokladnie 2O lat temu, kiedy przyjechaam pierwszy raz do Polski i w przeddzien mojego odlotu z Polski, Pani Lucyna , mama mojej redakcyjnej kolezanki, zona pisarz Wl. Terleckiego przywiosla mi bukoecik ze swojego ogrodu w Komorowie. Wiozlam te fiolki do Londynu w rekach, w slicznym miniaturowym wazoniku, ktory mi dal Ojciec E., zeby E. tez mogla powachac.
Kiedy wiec dzis dokonalam tego odkrycia, w mojej glowie natychmiast zrodzil sie zbojecki plan wykopania tego klebka lisci spod drzewa z pomoca widel i przeniesienia do nas, zanim psy to zasisiaja na smierc.
Wiec moje pytanie – kiedy powinnam to zrobic? Czy juz teraz czy poczekac az przekwitna? Jaka ziemie lubia fiolki – nedzna czy bogata?
Czy wsadzic to do doniczki i podpiescic nawozami czy od razu na grzadke pod oknem?
Kto sie zna na fiolkach?
O, to moja mama podobnie się pociesza, jak się okazuje, że nie może sobie kupić kolejnych butów – w ilu parach butów naraz da się chodzić? 🙂
Fiołki ze sporą grudą ziemi wyjąć i od razu na grządkę. Dosypać wokół ziemi próchnicznej, z nawożeniem nie przegiąć. Pilnować tylko, żeby trawą i chwastami nie zarosły, ale nie przepieszczać, bo wcale tego nie lubią.
O, dzieki, dzieki Bobiku-Ogrodniku! Jutro to wykopie widlami. Ziemia prochnicza wlasnej roboty! Organiczna!
Niestety fiolki znam tylko od strony bezinteresownego zachwycania sie, a nie od strony rolniczej.
A z ta pociecha dotyczaca czestszego umierania, to przypomnialo mi sie haselko wyborcze zwiazane z Chicago (znanego swego czasu z politycznej korupcji): „Vote early and often”, co sie sprawdzalo w praktyce, bo glosowaly tam takze osoby od dawna niezyjace (i to czasem rzeczywiscie wiecej niz raz w jednych wyborach).
Martwe dusze? 🙂
A tu jest dowod na to, ze niedoscigniiny kiedys Andzrej Krauze cierpi juz chyba na przedwczesna demencje.
http://www.rp.pl/galeria/243943,1,451784.html
Heleno, porad ogrodniczych osobom z UK nie mozna udzielac, bo juz wszystko nan temat wiedza.
Ja stosuje w moim ogrodzie zasade indianska czyli jak to my tu mowimy „native” albo „First Nation”. Sadzimy i co ma sile przetrzymac nasz klimat to dalej rosnie, a co nie to trudno… Fiolki moga przetrzymac wiele i tez je bardzo kocham. Ziemia to rzczej bogata, czarna, nie blotnista, duzo skal.
Vesper, dobrze,ze ci sie udalo to ocalenie, bo z wiersz zeena nie wydawalo sie to takie mozliwe.
Jak chodzi o wiersze zeena, to możliwości wydają mi się raczej nieograniczone. 😆
@Helena: przypuszczam, że dowcipem jest opublikowanie tego rysunku.
Naprawde, w Krokodylu widzialam smieszniejsze rysunki o pijanych brygadzistach i niesumiennych dojarkach 🙄
Wiecie, ja sobie najpierw też pomyślałem, że po prostu Krauze zwariował. A potem mi się zaczęło wydawać, że to może jednak aż za proste. I teraz skłaniałbym się do takiej interpretacji, że jest to jeden z wielu przypadków błędnego oszacowania. Znana historia – za komuny wystarczało, że się było przeciw komunie i o więcej w zasadzie nikt nie pytał. Kto potrafił uszczypnąć czerwonego, ten był fajny gość, a z jakich pozycji szczypał, to już nie było ważne. A potem komuna padła i padać zaczęły też pytania o pozycje. I nagle okazało się, że oprócz Michnika czy Modzelewskiego są również Macierewicz, Wildstein, Targalski, Krauze… 🙄
Nie! Za komuny on byl bardzo smieszny, przewrotny! A teraz jest jakis zupelnie zalosny, dziecinny w najgorszym tego slowa znaczeniu. No kogo moze rozsmieszyc dowcip o Instytucie Pamieci o Platformie?
No Macierewicz pewnie zrywa boki…
Heleno, ale to nie jedyny taki przypadek. Za komuny śmieszni byli również Pietrzak czy Fedorowicz, a teraz? Odnoszę wrażenie, że przypisanie się do pewnych opcji politycznych, zwłaszcza jeżeli są one jakiegokolwiek rodzaju siłą przewodnią (albo przynajmniej za taką się uważają) skutkuje nieuchronną degeneracją gruczołu humoralnego. 🙄
Króliku, ale niechby je wreszcie zerwał na dobre… 🙄
czwartek 🙂
jeszcze chlodno,ale powoli………..
brykam,fikam trzymajac mocno Wandy sombrero
🙂
Bobik,01:31 prawda prawdziwa 😀
tylko dla chcacych
http://www.sueddeutsche.de/kultur/755/506921/text/
poproszę coś dla niechcących…
Dzień dobry. 🙂 Hmm.. co by tu? Już wiem! Jeżeli dla chcącego nic trudnego, to dla niechcących oczywiście coś trudnego.
Foma, trudno… 🙄
Znalazłem niepodważalny dowód na to, że świat, wbrew defetystycznemu kłapaniu różnej maści czarnowidzów, jednak idzie w dobrym kierunku. Posiłki rosną! 😆
http://deser.pl/deser/1,97052,7694944,Posilek_na_obrazie_Ostatniej_Wieczerzy_jest_coraz.html
jak posiłki dotrą, to może jakaś ofensywa… 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=_x8l2Xh7BCE&feature=player_embedded
zdziwko !!! 😆
Największe zdziwko to zwrot „zobacz na to” 😉
Chyba przedwcześnie odTROMBIŁAM powrót do zdrowia. Wracam gorączkować i kaszleć 🙁
In vitro „nosi znamiona produkcji ludzi”, „jest wyrafinowana aborcja”, odbiera godnosc kobiecie, ktorej nalezy przywrocoic plodnosc.
(eksperci Episkopatu w dziedzionie bioetyki )
Podłe i podstępne te wirusy! 👿
Nie dałoby się podszepnąć gdzie trzeba/komu trzeba, że są tajnymi współpracownikami choroby i należałoby je załatwić na ament? 🙄
Episkopat jak zwykle ma rację. Te baby to są tak durne stworzenia, że mając do wyboru przywrócenie płodności albo wyrafinowaną aborcję przy pomocy in vitro, wybierają tę drugą opcję. Ale spoko, na szczęście wciąż jeszcze ma kto dbać o pion moralny narodu i właściwe decyzje obywatelek. 🙄
Foma, niektóre ofensywy nigdy nie ustają. Patrz np. wyżej… 🙄
Przepraszam, nie mówi się patrz, tylko zobacz na to. 😳
Właśnie, Bobik. Polska język trudna, trza sie dugo uczyć. A czasem to nawet po studiach i tak sie nic nie umi (co oczywiście w niczym nie przeszkadza)
bo te studia, pani droga, to nie to co kiedyś… 🙄
życie męczy… 🙄 😕
Nie mówi się trza, ino cza.
A to umi może wręcz utrudniać życie. Moja mama była kiedyś, na jakiejś kolonii letniej, często gęsto szykanowana przez grupę koleżanek, nazwijmy to, zbliżonych do lumpenproletariatu. Kiedy odważyła się wreszcie zapytać słuchajcie, dlaczego wy mnie tak nie lubicie? usłyszała jasną i prostą odpowiedź: a, bo ty masz taką dziwną mowę… 🙄
Foma, a w jakim to Piśmie było zapisane, że nie ma męczyć, hę?
ot urzędnik, załączniki mu przedkładać na wszystko…
Ale jak chodzi o formę załączników, nie jestem czepialski. Nie musi być zaraz kilo żywieckiej, zadowalam się również załączeniem wyrazów uszanowania. 🙂
w tej chwili do dyspozycji mam same wyrazy…
Moja Stara tez miala jedno traumatyczne zdarzenie w dziecinstwie z dziwna wymowa. Kiedy rodzina po skonczonym wyroku jej ojca mogla przeniesc sie z Syberii na wschodnia Ukraine, zas Stara, wowczas czterolertnia poszla do przedszkola, okazalo sie, ze jej wymowa zgloski „g” wzbudza w innych dzieciach dysonans poznawczy. Bo na wschodzie Ukrainy mowi sie glownie po rosyjsku, ale wymowa jest dosc ukrainska i wszystkie „g” wymawiane sa w wyrazach jako h dzwieczne (jak Boh).
No wiec dzieci wymyslily sobie formulke na przedrzeznianie Starej z przesadna aliteracja „g”, Biegaly za nia i krzyczaly : Gnidy-gady golowu gryzut!” Stara to okropnie przezywala i barsdzo szybko nauczyla sie wymawiac „h” wszedzie tam gdzie nalezalo wymwiac „g”. W domu sie gorszono, nawet polski Ojciec, ktorego rosyjska wymowa nie byla az tak piekna.
Potem Stara tak gleboko weszla w to dzwieczne „h”, ze jak zaczela w wieku 13 lat uczyc sie polskiego, to najwiecej klopotow sprawial jej ten powrot do „g”. Byla nieustannie poprawiana.
Hood bye for now. 😈
Mam córaska 😀 Przyleciała wczoraj na całe dziesięć dni 😀
Vesper, spróbuj te wirusy przespać. Bardzo nie lubią, gdy się je traktuje pościelowo. Pod kołderkę je i poduchą przydusić. I nie wstawać za wcześnie, świat poczeka 😉
kwiaty na utrzymanie wiosny (u nas 20°) 🙂
http://farm5.static.flickr.com/4011/4429630769_0afa9f7dec_o.jpg
To bedziecie mieli bardzo przyjemne Swieta Wielkiej Nocy, Haneczko.
A ta kuracja poscielowa, to swieta prawda. Grype nalezy glownie przesypiac i w przerwach leczyc telewizja, Attenborough z ptaszkami jest sczegolnie polecany.
Nie jest natomist prawda stare angielskie powiedzenie: Feed the cold, starve the flu. Cos im sie kompletnie pomylilo. I’d say: feed the cold, feed the flu, bo opadniesz z sil. 😈
Kocie Ty mój, toż to powiedzenie świętą prawdą być musi! Mój organizm musiał je gdzieś usłyszeć, bo jedzenia odmawia już czwartą dobę. Herbatę tylko sobie życzy. Jakoś z sił nie opadł 😉
Obawiam sie, Vesper, ze jestes BARDZO, BARDZO chora 👿 Cztery dni o suchym pysku to nawet jak mialem zlamana lapke (samochod potracil!) nie przetrzymalem. Trzebaz bylo widziec Stara jak sie zwijala kolo mnie w podskokach, jak podsuwala smakolyki, jak wpatrywala sie ze lzami w oczach, jak przyrzekala poprawe. Ech!….
Moge Ci ja podeslac…
Nie całkiem o suchym, bo o herbacie. Ale kto wie, kto wie, trochę podskoków i obietnic poprawy może by mnie postawiło na nogi 🙂
Czy to nie bylo „starve the fever, feed the cold”? Wtedy Vesper zdawalaby sie postepowac wedlug tego powiedzenia. 😉 A przy goraczce, zwlaszcza wysokiej, lepiej rzeczywiscie nie przesadzac z jedzeniem – to z wlasnego doswiadczenia matkowaniu jednemu dziecku ze sklonnoscia do bardzo wysokich goraczek…
A tu podrzucam szybko dalszy ciag do poprzedniej rozmowy, ktory dopisuje zycie (i sprawy sadowe w Stanach, tym razem w Wisconsin). Zdaje sie, ze sprawdza sie jednak intuicja Krolika…
http://www.huffingtonpost.com/2010/03/25/vatican-says-no-coverup-i_n_513182.html
hm… aż się zastanawiam czy, oburzony barbarzyństwem wirusów, nie wezwać do rekonkwisty vesper 🙄
Moniko,tak,tak,tak,nic dodac nie mozna
W glownym dzienniku BBC o szostej bylo sporo o tej szkole dla gluchoniemych i o poprawczaku, gdzie wychowankow molestowal ojciec Murphy. Byla tez wypowiedz jednego z bylyh wychowankow – pana Budzynskiego (jego corka GiGi lumaczyla z jezyka migowego), ktory opowiadal jak to bylo.
To jest wlasciwie koszmar, ze arcybiskup, ktory kontaktowal sie w tej sprawie z Watykanem, sam mial proces o molestowanie seksualne.
Jak sie pomysli jak natychmiast zostala wyrzucona z Kosciola zgwalcona przez ojca drobniutka dziewieciolatka za to ze usunela pod presja lekarzy blizniacza ciaze… Jest to kompletnie chore.
W liście papieża brakuje zwrócenia uwagi na winę Watykanu. W 1962 roku kard. Ottaviani wydał tajną instrukcję Crimen Sollicitationis, nakazując milczenie ofiarom i wszystkim uczestniczącym w rozpatrywaniu oskarżeń o molestowanie nieletnich przez duchownych. Instrukcja z 2001 roku wydana przez kard. Ratzingera podtrzymuje zasadę tajności, śledztwo ma być prowadzone w diecezji wyłącznie przez duchownych i wszystkie materiały z tego śledztwa utajnione mają być przesyłane do Watykanu. W żadnym z tych dokumentów nie ma wskazania o obowiązku powiadamiania prokuratury, przeciwnie tajność to uniemożliwia. Obecna krytyka papieża wobec biskupów irlandzkich, że ukrywali przestępstwa jest więc zrzuceniem winy na nich, bez zauważenia, że postępowali oni zgodnie z instrukcjami Watykanu. Wszystko więc wskazuje, że głównym winowajcą tuszowania przestępstw seksualnych duchownych jest watykańska polityka tajności. Papież tego nie uznał, nie wypowiedział rzetelnej mea culpa. Stąd jego list do biskupów irlandzkich jest mało wiarygodny.
przenioslem z blogu p.T.Bartos
wpis z 22 marca
Tak, od tych wszystkich informacji robi się niedobrze. Jaki przyzwoity człowiek będzie jeszcze chciał się utożsamiać z tą instytucją? Charakter tych przestępstw sam w sobie obrzydliwy, ale zamiatanie ich pod dywan i udawanie, że nic sie nie stało, to już naprawdę woła o pomstę do nieba. Sumienie ludzkości $%^&*(*&^%$%^&*() 👿
Przeczytałam list BXVI. Bardzo nierówny. Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Niby postęp, ale pozorny. Pod tym dywanem Himalaje już urosły, a oni wciąż udają, że chodzą po płaskim 👿
Heleno, zawsze jest święto, gdy jesteśmy w komplecie 🙂
Niezbedna bedzie chyba jakas bardzo gleboka, wywracajaca wszystko do gory nogami reforma Firmy. Poki ci duchowni sami nie beda ojcami (i matkami) nad molestowaniem dzieci sie nie zapanuje, nawet jak sie bedzie przepraszalo do rana do nocy. Wszystko bedzie wychodzilo na wierzch, bo takie dzis czasy. I tego nie rozumie obecny papiez, jak nie rozumial jego poprzednik.
Najsmutniejsze jest to, ze te przypadki czesto dotykaly wlasnie ludzi jakos juz poszkodowanych w zyciu – gluchoniemych, sieroty albo pol-sieroty, dzieci z zaniedbanych lub po prostu ubogich srodowisk (w Bostonie m.in. przypadek chlopcow osieroconych przez ojcow, dla ktorych ksiadz mial zastapic osobe ojca, biorac na wycieczki, czy po prostu poswiecajac wiecej czasu, a tymczasem robil cos zupelnie innego). To ogromne, ogromne naduzycie zaufania.
A co do tej instrukcji z 2001 roku, to bylo u nas w mediach o niej sporo, i slyszalam juz takie tlumaczenia (ze strony Kosciola), ze Kosciol uwazal, ze wszyscy zainteresowani powinni wiedziec sami, ze zgodnie z prawem kanonicznym mieli obowiazek informowania takze wladz cywilnych, wlasciwie pomimo tej instrukcji. Ale jak sie czyta te instrukcje, to wychodzi tak, jak pisze Bartos. Tyle, ze dzieki takim wygibasom prawnym mozna sie samemu nie czuc zobowiazanym do zadnych przeprosin… Po prostu wina lezy po stronie tych, ktorzy blednie interpretowali instrukcje.
Ledwo dycham, bo usiłowałem przed zapowiadanym na jutro deszczem obrobić jak największy kawał moich hektarów. 😉 Ale nawet ledwo dychając strasznie się cieszę, że Haneczka ma córaska i to na dłużej, niż dzień czy dwa. 🙂
O KK chwilowo nie mam siły. Nie tuż po przeryciu mniej więcej połowy Germanii, tudzież przyrządzeniu i skonsumowaniu kolacji. 🙄
Mogę tylko powiedzieć mimochodem, że Ratzinger zawsze cieszył się moją osobistą antypatią i przyznać się do czegoś może nieładnego, ale szczerego – brzyćkie wyrażanie się o nim nie sprawia mi szczególnej przykrości. 😳
Dwa fragmenty Bobikowego komentarza szczególnie mnie zainteresowały: obrobić jak największy kawał moich hektarów oraz po przeryciu mniej więcej połowy Germanii
Gdy to zestawić, to wychodzi, że ponad połowa Niemiec znalazła się w łapach Bobika 😯
A nasi narodowcy obawiali się, że to Niemcy wykupią pół Polski
Bobiku, jeśli o mnie chodzi, to folguj sobie na B16. Mój niedawny występ lojalnościowy wobec KK był chyba ostatnim podrygiem przed aktem apostazji.
Vesper,
nie rób tego, są na pokładzie bezradni, którzy potrzebują pomocy. To, że kapitan jest do niczego, oficerowie w większości też, jeszcze bardziej przemawia za ratowaniem łajby na pokładzie której jest tylu ludzi niewinnych. Będą potrzebowali wsparcia ludzi świadomych, że o przekreśleniu iluś lat życia nie wspomnę…
To wszystko kwestia masy krytycznej, zeenie. Tych niewinnych trzeba by było najpierw jakoś policzyć, bo może prościej by się było zapakować na mniejszościową szalupkę a łajbę z kapitanem, oficerami i entuzjastycznym korowodem bezkrytycznych pasażerów zostawić własnemu losowi. Rozglądam się wokół, po moim własnym pokoleniu i widzę albo osoby religijnie zupełnie obojętne, albo Opus Dei i spółkę. Po środku pusto 🙁
Gdyby zapytać mojego kręgosłupa, to on by chyba twierdził, że w moich łapach znalazły się co najmniej 3/4 Germanii. 😉
Ja się w zasadzie w stosunku do KK staram zachować stosunek rzeczowy (przynajmniej w prozie, bo w wierszykach to mnie często ponosi 😉 ) i nie ulegać emocjom, ale akurat jak chodzi o Ratzingera, to mi się nie bardzo udaje. Po prostu nie cierpię tego typa i to „od zawsze”, nie odkąd został papieżem.
Ratzinger tez nie cieszyl sie moja sympatia i bylam bardzo zmartwiona jak zostal papiezem – choc zapowiadalo sie na to od lat. Wiem, ze nie cieszyl sie tez sympatia w srodowisku Tygodnika Powszechnego, ktory miewal z nim nie lada zgryz – jeden moment, ktory mi szczegolnie utkwil w pamioeci to ten jego slynnny dokument Kongregacji ds Doktryny Wiary , ze zbawieni beda jedynie katolicy. Alez oni tam w TP musieli sie wtedy nagimnastykowac! Z czego jednk nie zdawalam sobnie do konca sprawy to jak nieporadny dyplomatycznie okaze sie w porownaniu z JPII, jak czesto bedzie sobie musial wyciagac stope z ust. No a teraz wychodza na jaw jeszcze te interwencje, na ktore, jako Glowny Inkwizytor, zupelnie nie reagowal.
A co do biednych niewinnych – sluchajcie, znam jeden bardzo przyjemny Kosciol, naprawde, palce lizac …. 🙂
Poki ci duchowni sami nie beda ojcami (i matkami) nad molestowaniem dzieci sie nie zapanuje
Zgadzam się z Tobą, Heleno. Nie twierdzę, że koniecznie trzeba mieć dziecko, by być wrażliwym na dziecięcą krzywdę. Do tego wystarczy mieć elementarną ludzką wrażliwość, ale doświadczenie rodzicielstwa wyczula na kwestie, które dla kogoś, kto rodzicem nigdy nie był (nie ważne czy biologicznym, czy adopcyjnym) mogą nie być tak wyraźne. Dopiero w bezpośredniej relacji rodzic/opiekun – dziecko widać, jaką władzą dysponuje dorosły obdarzony zaufaniem dziecka. Pomijam fizyczną przewagę, która nawet z filigranowej kobietki czyni panią życia i śmierci. Na poziomie emocjonalnym ta władza też jest ograniczona jedynie świadomością i poczuciem odpowidzialności dorosłego. Dopiero patrząc na ufność własnego dziecka dociera do człowieka, jak przerażające są zbrodnie czynione na dzieciach. To jest jedno.
Druga sprawa, to poruszana już przeze mnie niedawno kwestia samoograniczania się w sprawowaniu władzy. Kochający rodzic to z definicji samoograniczający się satrapa. Ćwiczenie się w tej sztuce bardzo by się duchowieństwu przydało, a nic tego nie uczy lepiej, jak miłość do dziecka.
@rysberlin (o 20:58) – w tym samym źródle, w czyimś komentarzu do innego wpisu: Pope Forgives Molested Children.
@vesper: a skoro pokazujemy nasze różne strony (mam nadzieję, że Twoje wszystkie strony mocno dokopią wirusom), to uprzejmie zawiadamiam, że przez długie, długie lata bardzo bliskim przyjacielem rodziny, przenoszonym razem z nią spod Wilna do Szczecina a potem do Zielonej Góry, był ksiądz, potem proboszcz, potem sufragan, szanowany przez znających i nieznających go, a przeze mnie bardzo i zawsze, bo był dla mnie, niełatwego dziecka, wzorem etyki i sympatii. Więc jakby co, to mogę zaświadczać, że istnieją w hierarchii ludzie, których postawy i słowa było nie mniej warte niż uczciwego bezbożnika.
Co do waznosci przezycia rodzicielstwa, to o tym mowiono juz w czasie odkryc bostonskich, prawie dziesiec lat temu, i powtarzal sie refren, od wiernych wlasnie, ze gdyby ksiadz chodzil choc raz po pokoju z chorym, rozgoraczkowanym dzieckiem na rekach, i zarwal tak pare nocy, to by sprawy sie nie mialy, tak jak sie maja. W czym jest sporo racji, choc molestowanie wewnatrz rodzin dowodzi, ze i to nie zawsze to wystarcza. Nie wszyscy umieja sie samoograniczac, a poza tym maja juz odziedziczone i powielane z pokolenia na pokolenie modele tego, jak sie wychowuje dzieci, jedynie bardzo powierzchownie zmodyfikowane. Do tego rzeczywiscie trzeba przestrojenia na inny model…
To wszystko prawda, ale ja bym jeszcze ją rozszerzył – każda miłość czegoś tam uczy. Celibat różnych rodzajów miłości nie pozwala przeżyć, więc powoduje nie tylko neurozy seksualne, ale po prostu straszliwe okaleczenie emocjonalne. Może nawet w pewien sposób nie ma się co dziwić, że tak okaleczeni ludzie nie są w stanie oczuwać empatii dla ofiar. Ale jak można usprawiedliwić instytucję, która te okaleczenia powoduje i uznać, że nie wymaga ona żadnych zmian? To mi się nie bardzo w głowie chce pomieścić.
I nawet nie chodzi mi tu o dostojników Kościoła, bo oni są tak samo okaleczeni i to zapewne ich jakoś tam zaślepia. Ale wierni przecież mogą postawić się gremialnie i powiedzieć „Kościół to my, a nie kasta urzędnicza. Bez nas ta kasta natychmiast przestanie mieć rację bytu. Więc możemy żądać zmian, a nawet je wymuszać.”
Może to by było lepsze od apostazji? Bo jeżeli ktoś jest naprawdę wierzący i przywiązany do swojej religii, to jakieś nie fair by mi się wydawało, żeby musiał z niej zrezygnować przez coś w rodzaju przestępczej szajki (nie mam tu oczywiście na myśli wszystkich duchownych, tylko wiadomą ich część). Lepiej, żeby ta szajka została zmuszona do rezygnacji.
Rodzicielstwo? O czym tu mowa…
Nie trzeba być rodzicem, by być człowiekiem. A jak się nie jest człowiekiem, to 10 przykazań mówi co robić, czego nie.
Kim trzeba być, by nawet one nic nie dawały…
Przezycie rodzicielstwa na pewno wzbogaca, ale nie przezycie rodzicielstwa na pewno nie powoduje pedofilli.
Kosciol po prostu jejs jednym z tych miejsc, ktory gwarantowal pedofilom dostep do nie pilnowanych, czesto slabych dzieci. Inne miejsca jak szkoly, przedszkola, grupy sportowe, harcerstwo, opieka zdrowotna (tak lekarze i psychologowie rowniez), opieka nad uliczna zdeprawowana mlodzieza byly kiedys magnesem dla pedofilow, ale te szeregi, jak juz pisalam kiedys, zostaly w zasadzie oczyszczone, choc wciaz sie jeszcze cos moze zdarzyc. Zostal Kosciol i dobroczynstwo wsrod dzieci trzeciego swiata.
Zamykanie mlodych mezczyzn w izolacji od swiata, zapewnianie im, ze stan laski, w jaki wejda poprzez sakrament kaplanstwa, pomoze im wytrwac w dosc nienaturalnym (przynajmniej dla wiekszosci) stanie celibatu, zapewnianie ich, ze sa w szczegolny sposob wybrani i wyniesieni ponad wiernych – to wszystko powoduje ograniczenia w rozwijaniu wlasnego czlowieczenstwa w kierunku wiekszej dojrzalosci. Wiele juz osob zastanawiajacych sie doglebnie, i z sympatia dla Kosciola, to stwierdzilo (po tej stronie Atlantyku zwlaszcza Gary Wills, ale takze James Carroll – obaj to katolicy, po drugiej chocby Hans Kung). Wtedy rzeczywiscie problem jest nie tyle ze znajomoscia dziesieciu przykazan, ale z ich interpretacja.
A co do ruchu Wir sind Kirche, a u nas The Voice of the Faithful, to dobrze znam sporo osob z tych ruchow. Ogromna trudnoscia jest to, ze wszystkie budynki, sale parafialne itp. naleza do hierarchii. Trudno sie spotykac – trzeba wynajmowac sale, albo szukac takiego ksiedza, ktory pozwoli sie korzystac bokiem z istniejacej infrastruktury. A w koncu i tak po paru latach dzialanosci wplyw na cala wielka lodz koscielna okazuje sie calkiem znikomy. Choc zmienia sie na pewno sposob patrzenia na wszystko, i to na pewno tez jest wartoscia.
Zeen, jeżeli z naruszenia przykazań można się wyspowiadać, dostać rozgrzeszenie, odmówić ileś tam zdrowasiek i mieć czyste konto, to te przykazania przestają być rzeczywistym drogowskazem. Bo sumienie przestaje wtedy być autonomiczne, jego funkcję przejmuje w dużej mierze spowiednik.
Oczywiście, warunkiem rozgrzeszenia jest żal za grzechy, ale umówmy się – taki szybko „rozgrzeszony” żal nie ma szczególnej mocy powstrzymywania przed kolejnym występkiem. Za krótko boli, za mało ma się śladów od ukąszeń sumienia, za mało się chciało się przebić głową ścianę ze wstydu. No bo kiedy ktoś – autorytet! – mówi „okej, postąpiłeś wprawdzie brzydko, ale teraz jest już wszystko w porządku”, to czym się przejmować…
Ta „eksterioryzacja sumienia” to według mnie jest jeden z największych błędów w katolicyzmie i jedna z istotnych przyczyn nie tylko wychodzących teraz na jaw skandali, ale i tego, że katolicy tak na oko znacznie częściej niż inne wyznania nie czują się zobowiązani do życia według zasad własnej religii.
Moniko, mnie się zdaje, że z oddolnymi ruchami w Kościele może być tak, jak z każdą inną rewolucją – im więcej będzie miała zwolenników, tym bardziej prawdopodobny będzie wystrzał z Aurory, który doprowadzi do zdmuchnięcia obecnej hierarchii. 😉
Ale czy skutki będą takie, jakich by sobie „religijny proletariat” życzył, to już całkiem inna historia. 🙄
Bobiku, w reportażu z miasta Arapiraca, o którym pisałem u mnie, szokujące jest gdy nagrywany prałat Luiz Marques, jeszcze nie wiedząc dokąd reporter Cabrini prowadzi rozmowę ale już w obronnej pozycji, bo mowa jest o wykroczeniach i ich konsekwencjach, pogodnie oświadcza, że jeśli miał jakieś uchybienia, to już się z tego wyspowiadał i jest rozliczony ze swojej przeszłości. Po paru kolejnych zdaniach, gdy jest jasne, że Cabrini doskonale wie z czego to mógł się spowiadać, energicznie wyprasza gości i zamyka rozmowę, podtrzymując zdecydowanie pozycję, że wszystko już jest zamknięte i nie ma o czym mówić.
Chyba prawie wszystkie wielkie instytucje w praktyce (jeśli nie w teorii) zapewniają swoim członkom niezależność od prawa obowiązującego resztę ludzi. Wojsko, korporacje przemysłowe, policje, stowarzyszenia medyczne, sądownicze… Wyjątkowość KK jest w jego samozwańczej roli administratora etyki i moralności.
No właśnie, andsolu, to przecież tak naprawdę najbardziej wszystkich wpienia, że autorytety moralne… Ludzie się czują zrobieni w konia, kiedy widzą, że dali się nabrać i zatrudnili wilka do pilnowania owieczek.
Wiesz Bobiku, ze ja zawsze jestem za – najlepiej pokojowymi – rewolucjami oddolnymi. Ale widze to, co widze. 😉
To historia z naszego miasta. Kiedys, jeszcze niedawno, byly tu dwie parafie katolickie – jedna w West Concord, a druga w samym centrum. Obie dosyc prezne, a zwlaszcza ta w West Concord, gdzie proboszczem byl swietny ksiadz, przyciagajacy nie tylko concordzian, i to zwlaszcza mlodszych (za chwile dlaczego), ale takze ludzi z dalszych okolic. Parafia w centrum byla bardziej tradycyjna, ksiadz byl w starszym wieku. W West Concord to byla szczegolna parafia. Po pierwsze, sam budynek kosciola byl darem dla katolikow od protestantow, ktorzy mieli swoj kosciol po drugiej stronie ulicy (United Church of Christ, ktorzy maja wielka misje spoleczna). West Concord pod koniec XIX wieku byla skromniejsza czescia miasta, za to mieszkalo tam najwiecej robotnikow, wtedy zatrudnionych w jednej malej fabryczce, i innych malych przedsiebiorstwach w tej czesci miasta. Wielu z nich bylo katolikami, i wlasnie dlatego protestanci postanowili ich obdarowac pieknym nowiutkim budynkiem koscielnym. Przez lata, jeszcze dlugo przed Vaticanum II, obie te spolecznosci laczyly wiezy przyjazni. Msza Wielkanocna i nabozenstwo wielkanocne zaczynalo sie od wspolnego spotkania, odspiewania wspolnie paru piesni, a potem rozejscia sie do odrebnych kosciolow. Akcje dobroczynne byly organizowane razem. Juz za ostatniego proboszcza, ktory sam mowil o sobie, ze jest jego kaplanstwo bylo wynikiem Soboru Watykanskiego, mlode rodziny tlumnie tam przychodzily, bo on mial odwage od oltarza przepraszac wszystkie obecne kobiety, za upokorzenia i ponizenia jakie je w Kosciele spotkaly podczas dlugiej jego historii.
Gdy wybuchl skandal z molestowaniem w diecezji bostonskiej, ksiadz zachodnio-concrodzki byl jednym z 60 ksiezy, ktorzy napisali list do kardynala Law, z prosba, zeby dla dobra kosciola zrezygnowal z funkcji arcybiskupiej (ukrywal swiadomie przyapdki molestowania). Law w koncu zrezygnowal, i umknal do Watykanu. Archidiecezja zaczela splacac odszkodowania ofiarom molestowania. I w tym samym czasie powstala grupa the Voice of the Faithful, z poparciem tego samego ksiedza, przy kosciele w West Concord. I nagle parafia w West Concord dostala wiadomosc, ze w ramach konsolidacji i koscielnych oszczednosci, wlasnie te bardzo prezna parafie, archidiecezja postanowila zamknac, budynek sprzedac, sprzedac tez swiezutko wybudowany budynek parafialny (calkowicie finansowany z datkow wiernych). Stracono ponad sto lat wspolnej przyjazni z protestantami, stracono budynek, ktory utzrymywali wierni. Jedyana pociecha, ze wobec buntu wiernych, w nowej zjednoczonej parafii zostal proboszczem ksiadz z West Concord. Ale w sumie powiedzialabym, ze wygrala hierarchia, bo po paru latach spotkan, pisania potulatow, okazalo sie, ze wlasciwie nic sie nie zmienilo. A ksiadz, z ktorym zreszta sie pzryjaznimy (jest milosnikiem gry na trabce 😉 ), twierdzi, ze obecni klerycy w seminariach sa bardzo konserwatywni, i ze na najblizsze lata nie widzi nastepcow jego stylu prowadzenia parafii. A nie jest to, nawet tutaj, styl az tak szeroko rozpowszechniony (w koncu na podpisanie listu do kardynala Law zdobylo sie 60 ksiezy na tysiac). Jednym slowem, nie ma za wiele powodow do optymizmu co do rewolucji oddolnych…
Pewnie masz rację, Moniko. 🙁 Ja czasem miewam skłonność do szczeniacko-optymistycznego widzenia świata, ale na szczęście nie jestem aż taki głupi, żeby ze szczeniackości tego optymizmu nie zdawać sobie sprawy. 😉
Wiesz, Bobiku, ja tez, choc nie szczeniak, raczej jestem optymistka. 😉 Ale bardzo trudno mi zapomniec szlochy w kosciele na ostatniej mszy tam odprawianej, bo odbierano tym ludziom czesc ich osobistej i rodzinnej historii… (byla tam zreszta ogromna grupa wsparcia z innych kosciolow concordzkich, bo to byli sasiedzi – nagle tracacy wszystko). I chyba to jeszcze bardziej mna wstrzasnelo, niz skandal z molestowaniem – o ile to w ogole mozliwe, bo ten skandal jest sam w sobie jednak szokujacy. W tym byla jakas taka bezdusznosc, mimo blagalnych prosb parafian, zapewnien, ze na inny sposob parafia sie zrzuci na potrzeby archidiecezjalne, ze sami moga sobie dac rade finansowo (i tak, szczerze mowiac tak bylo i przedtem). Nieodwolalna decyzja i tyle. A takich parafii bylo wiecej, i dziwnym trafem jakos szczegolnie wiecej tam, gdzie proboszczami byli ci z 60 sygnatariuszy listu.
Przepraszam, że trochę poza obecnym nurtem dyskusji, ale musiałam się zająć czymś innym, a chciałabym wrócić do kwestii rodzicielstwa. To oczywiście nie działa wprost – jeśli masz dziecko, nie krzywdzisz dzieci. Największych krzywd dzieci doznają w rodzinach. Zniesienie celibatu nie wpłynęłoby więc wprost na eliminację problemu. Ale poza kwestiami poruszanymi wyżej przez Monikę (o niedojrzałości emocjonalnej i braku szans na jej rozwinięcie) jest jeszcze jedna sprawa – hierarchii lojalności. Jeśli księża będą mogli żenić się i zakładać rodziny to zostanie przełamany monopol kościoła instytucjonalnego na lojalność kapłanów. Pojawią się nowe lojalności, bliższe codziennemu doświadczeniu. Ksiądz, który jest ojcem będzie miał mniejszą skłonność do przymykania oka na pedofilskie skłonności kolegi. Biskup, który jest ojcem, nie będzie tak entuzjastycznie zamiatał pod dywan pedofilskich ekscesów podwładnych, a tata proboszcz nie przyjmie z otwartymi ramionami do swojej parafii wikarego, o którym plotka mówi, że molestował dzieci w innych parafiach.
Bo najwazniejsze aby utrzec nosa.
Aby sie wiernym we lbach nie poprzewracalo. 🙁
Bardzo to przygnebiajace, to co mowil ten zchodnioconcordzki ksiadz o nowym konserwatywnym pokoleniu duchownych. 🙁
W tych dwóch sprawach (molestowanie/tuszowanie i odbieranie parafii) jak najbardziej da się znaleźć wspólny rdzeń. Autorytaryzm, woluntaryzm (nieprzypadkiem używam słowa z epoki peerelowskiej), absolutną dominację kościelnej hierarchii, romalocutostwo, kompletny brak empatii, no i przede wszystkim stuprocentowe przekonanie, że nos dla tabakiery. Mimo wszystko tak mi się widzi, że Kościół jednak by głupio nie zrobił, gdyby się bacznie przyjrzał losom tzw. dyktatury proletariatu. Też niektórzy byli przekonani, że tabakierze wszystko wolno, bo nie ma dla niej alternatywy. 🙄
A zagranie tabakierze na nosie (no dobra, trochę sobie pofantazjuję) wcale by nie było takie znowu trudne. Załóżmy, że wierni w ramach buntu przestają chodzić do kościoła i rzucać na tacę bądź płacić podatek kościelny, jak również bojkotują wszelkie instytucje związane organizacyjnie z KK. Co by się wtedy stało?
Owszem, na początku hierarchii pozostaje zarząd nieruchomościami. Z tego przez jakiś czas można żyć. Ale utrzymanie tej całej biurokratycznej machiny kosztuje, a tu powoli zaczynają się wycofywać inwestorzy, sponsorzy i parasole, bo Kościół coraz bardziej nikogo nie reprezentuje. Seminaria duchowne pustoszeją, bo wstyd się w nich uczyć, a i szanse kariery żadne. W końcu natura robi swoje i obecna generacja hierarchów nie wytrzymuje biologicznie…
Kto chce, może sobie fantazjować dalej. 😉 Niekoniecznie zresztą według tego scenariusza. Równie możliwe jest, że pewnego dnia na portalu http://www.katedrawwirtemberdze.de jakiś facet ogłasza 95 tez… 😆
Wszystko już było, rzekł Ben Akiba. 😉
Mialam na studiach kolege, mlodego ksiedza z Polski. Tadzio, najstarszy z wielodzietnej rodziny, z podbeskidskiej wsi, pierwszy wyksztalcony chlopiec w tej wiosce. Owszem, kochal Bozie, ale ksiedzem zostal glownie dlatego, ze mamusia bardzo chciala aby najzdolniejszy z synow byl stanu duchowengo. Mial bystre oko na studentki, jego wzrok zatrzymywal sie zbyt dlugo na moim dekolcie, wozil mnie na plaze i z wielkim entuzjazmem „ratowal” przed utopieniem sie. Rozmawiakismy i o celiobacie i o srokach antykoncepcyjnych – to wtedy kiedy nie opowidal zlosliwych i bardzo smiesznych anegdot o swych parafiankakch – byl wikartym w malej miejscowosci na Long Island.
Bylo to dlugo przed wyborem JPII i Tadzio byl pelen nadziei, ze kosciol bedzie sie liberalizowal. Nie widzial powodu utrzymywania celibatu, skoro nie istnieje kwestia dziedziczenia koscielnej ziemi. O antykoncepcji mowil, ze mozna bedzie te sprawe rozwiazac juz pewnie niedlugo, kiedy wynalezione beda aparaty do mierzenia dni plodnych i nieplodnych – cos na podobienstwo mierzenia poziomu cukru we krwi. Z wielkim zapalem mowil o tych przyszlych aparatach.
POtem Tadzio przeniosl sie na cieszaca sie jaknajgorsza opinia uczelnie sw. Jana w Nowym Jorku i stracilam z nim kontakt.
Mysle o nim czasami podliczajac ile juz ma lat i zastanawiajkac sie jak sobie poradzil z wlasna seksualnoscia, ktora u niego tryskala fontanna. 🙁
No tak, ja sobie na to oczywiście przypomniałem naszego drogiego Michaela, który mieszka ze swoim partnerem w służbowym, parafialnym mieszkaniu, że tak powiem „na oczach wszystkich wiernych”, którzy nie mają żadnych migaw, a na pytanie biskupa o swoje życie seksualne odpowiedział tylko „uregulowane” i to wystarczyło.
Co kraj, to obyczaj. Choć może słuszniej byłoby powiedzieć: co biskupstwo, to obyczaj. 😉
juz cieplo-10° 🙂
przygniecony obowiazkami w pracy w pospiechu
male piatkowe brykanko,fikanko
(poczytam w przerwie 🙄 )
bryku,bryku 😀
po uregulowanym wczesnym poranku zanurzam się w piątek.
wyrażę tylko swoją wątpliwość, czy w naszej-kochanej.pl hasło: kościół to my miałoby jakąkolwiek moc oddziaływania.
No! NO! NO!!! Not again!!!!!!!
http://wyborcza.pl/1,75248,7702588,Wojna_o_krzeslo_w_Waszyngtonie.html
Heleno,
sroki antykoncepcyjne? 😯 Kanarek by nie wystarczył? 😉
Hop, hop! A propos brykanka, fikanka, przynoszę Wam pocztówkę:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/BerlinStarszeINowsze#5452717739810306130
Podejrzewam, że Bobiczek będzie innego zdania 😉
Dzień dobry. 🙂 No pewnie, że będę innego zdania! Czemu z kury Wurst miałbym uważać za głupi? 😀
Inna rzecz mi nie daje spokoju. Ryś Pani Kierowniczce nagrodę za pogodę obiecywał i CO? ❗
Cubalibre, lepsza sroka w garści, niż kanarek na…
No! 😉
Nawet nie tyle za pogodę, co za wiosnę 😉
A co do wiosny:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/BerlinMitte#5452688844444458882
Wczesna bo wczesna, ale zawsze 🙂
Foma, 8.25 – tak na serio to ja też śmiem wątpić. Tak sobie tylko fanzazyjnie poteoretyzowałem, albo teoretycznie pofantazjowałem. 🙄
Oczywiście długo można by rozprawiać, dlaczego w tej sprawie od razu się wątpliwości nasuwają, ale to jeszcze nie jest moja pora na długie rozprawy. 😉
foma i Bobiku – a jednak i w Polsce są jaskółki:
http://www.tvn24.pl/2321272,12690,0,0,1,wideo.html
Bociany też są, przyleciały 😀
taaa, na zimę odlecą…
oczywiście trzeba się cieszyć z niezamykania oczu, ale śmiem zakładać, że punktem dojścia jest wymienienie przez tych wyżej złego pasterza na dobrego. a 'kościół to my’ zakłada samodzielne poszukanie. i to niekoniecznie pasterza, a raczej pomocnika
No tak, to zdecydowanie dużo trudniejsze. I wręcz chyba w obecnych warunkach mało możliwe…
To jest ciekawe, że w Polsce silne bastiony antyklerykalizmu istniały właśnie w niektórych wsiach, nie w miastach. Ksiądz był tam zdroworozsądkowo widziany jako ktoś, kto pełni rolę służebną, a przy tym ma świecić przykładem, żeby mógł wymagać od swoich owieczek. Jak się „nie spisuje”, to można się zebrać do kupy i go wysiudać. Bo cóż kuria poradzi, jak cała wieś się zaprze i do niechcianego księdza po prostu na nabożeństwo nie pójdzie?
To jest praktyczna (choć na niewielką skalę) realizacja formuły „kościół to my”, ale jak dotąd funkcjonuje to tylko w małych, zwartych społecznościach. A dlaczego wiejskich? Moje podejrzenie idzie w tym kierunku, że na wsi KK mniej był podpięty do sprawy narodowej, ostoi i reprezentanta prawdziwej polskości, itd. Dzięki temu ludzie nie popadali w ideowe rozterki, czy przypadkiem wytknięcie palcem uchybień nie przyniesie korzyści zaborcy/komunie/innym wrogim siłom, tylko słusznie kombinowali, że jak dają na tacę, to mają prawo i wymagać.
Ale gwoli niezamącania obrazu trzeba dodać, że były (są?) takie wsie, a były i inne. 😉
Jakiż to chłopiec brzydki, niegrzeczny,
źle mnie traktuje, jak harpia,
spod mojej pupci próbuje wiecznie
jakieś krzesełko wyszarpać.
Mówi, że jeden pan go poprosił,
by na krzesełku tym usiadł…
Taką bezczelność trudno mi znosić –
niech mu da klapsa mamusia!
Albo niech pani głośno go zgani,
niech cała wie nasza klasa,
do jakiej skrajnej doszedłem manii
przez tego złego… brudasa!
Niech nie zaprasza na imieniny
go ni dziewczynka, ni chłopię,
bo ja mam wsparcie mojej drużyny,
co w razie czego dokopie…
Moje krzesełko! Moje cukierki!
Precz od nich, bo będzie draka!
A tamten chłopiec niech je obierki
z rozjuszonego ziemniaka!
Och, Bobik, wiedzialam, ze mnie nie zawiedziesz. Toz to lepsze od Hillary’ego Bellocka!
Ide sie uczyc na pamiec. 😆 😆 😆
Bobiku, jesteś cudnie bezlitosny 😆
Jeżeli Helenie jeszcze mało, to proszę http://wyborcza.pl/1,75968,7704387,Wildstein__Wildstein__Wildstein_.html
Bobiku, swietne, omal sie nie udlawilam herbata przy sniadaniu (moze jakies ostrzezenia trzeba pisac o pare komentarzy naprzod, cos jak na papierowych kubkach do kawy: „uwaga, goracy plyn”). 😆 😆 😆
A tu podrzucam druga strone medalu – ciekawa deklaracja neo-humanistyczna, jak ja nazwal autor, Paul Kurtz. Wsrod wielu znanych osob, ktore ja podpisaly znalazl sie takze Steven Pinker.
http://www.huffingtonpost.com/2010/03/24/secular-humanist-takes-on_n_512153.html
A w ogole, to dobrze, ze nareszcie piatek. Jakos go wiecej niz zazwyczaj w tym tygodniu wygladalam. Co prawda moglby nie padac snieg, ale nie nalezy czepiac sie drobiazgow, bo dojdzie sie do obsesji krzeselek… 🙂
Myślę, że on powinien jeździć wszędzie ze swoim osobistym, podpisanym krzesełkiem 😉
Wiesz, Haneczko, masz racje. 😀 Niech jezdzi troche tak jak dzidzius, z wlasnym wysokim krzeselkiem, wlasnym sliniaczkiem, wlasna plastikowa miseczka, ktora moze rzucac o sciane – razem z przecierana zawartoscia, najlepiej wsciekle pomaranczowa albo trudna od usuniecia ciemnozielona… 😉
… z łopatką, wiaderkiem i piaskownicą 😆
No to do komlpetu jeszcze z własnymi chłopcami, którzy zechcą się z nim w tej piaskownicy bawić. 😛
Piątku też bardzo niecierpliwie wyczekiwałem. Chyba sobie dziś wieczorem nie odmówię poimprezowania. 😉
Moniko, dzieki za linka, podrzucilam racjonaliscie.pl
PP chyba cierpi na jakos pomrocznosc uymyslu. Nie potrafie sobie wyobrazic, ze ktos moze nieustannie i nie liczac sie z konskwencjami dla wlasnej reputacji strzelac sie w stope.
On chyba uznal, ze chce przescignac sw.p. Turkmen-Basze w osmieszniu sie. Na korzysc Turkmen -Baszy mozna jednak uznac to, ze robil to we wlasnym kraju i nie wysuwal nosa zagranice. A ten chce tylko na arenie swiatowej zablysnac!
Moze powinnam poprosic Mordke, by weglosil mu serie wykladow o godnosci osobistej i decorum!
Heleno, nie wiem, czy nawet Mordka, znany ze swojej cierpliwosci, bylby w stanie podjac sie tego zadania. To raczej misja dla stracencow. Szkoda na to Kota. 😉
Pan Prezydęt niby nie wie, co to decorum? 👿 A kto zasłużonych stale jakimiś orderami dekoruje?
Tak, on reflection – szkoda Kota.
Racjonalista pl w osobie szefa, a dawnego kolegi redakcyjnego juz podziekowal bardzo milym, zabawnym listem.
tego mi brakowalo,w samej koszuli (i spodniach tez 😯 )
przez tereny zielone ktore zaludnily sie wozkami z dziecmi,rowerami,rolkowcami,biegaczami,byczacymi sie na kocach i rozebranymi dziewczynami 😳 (dla pan chlopcami)
😀 😀 😀
Moniko,dzieki za link,wylinkowalem tez sam manifest i wyglada,
ze Paul Kurtz bobikuje u Bobika 🙂
Coś mi się całkiem na serio myślało na temat tego manifestu, ale okazało się, że nadmiar piątkowości utrudnia poważne pisanie. Co się przysiądę do klawiatury, zaraz mi się jakiś chochlik pod łapy pcha. 🙂
I nawet mi się dziś nie chce z tym walczyć. 😉
Pani Kierowniczce jeszcze raz dziekuje za WIOSNE 🙂
taki S-Bahn tuz przy pasie startowym z ostra jak ogien
Currywurst to wlasnie jest TO
polecam Wam wszystkie berlinskie zdjecia Pani Kierowniczki,sa swietne 🙂
p.s. Bobiku,nagrode dla Pani Kierowniczki mam i „poleci” poczta
😀
u mnie skacze wlasnie cos do odnowienia w PC,do za chwile 🙂
Piekne sa zdjecia Pani Kierowniczki, piekny, piekny jest Berlin. Nie wiem dlaczergo czuje sie poruszona ta podroza przez miasto. Moze dlatego, ze PK ogladala je troche „moimi” oczami. Ale nie wiem. Nie umiem tego nazwac. Moze przez zaskoczenie, ze to takie niezwykle, arystyczne miasto.
A swoja droga to Pani Kierowniczka musiala zawiadomoic Berlin o swym przyjezdzie chyba z rok wczesniej. Bo gdziezby zdazyli tak wylizac wszystkie te chodniki, ulice, kazdeg peta sprzatnac spod jej nog, nawet golecie poszly na wstyrzymanie.
Golebie, slepa komendo!!!
Zdjecia Dory z Berlina bardzo ladne. Lubie sobie z nia tak popodrozowac. 🙂 Zostawilam je sobie z rana do ogladania na wiekszym ekranie, i byly zdecydowanie tego warte (na malutkim iPhonie to jednak nie to, ale mozna za to czytac wszedzie).
A poza tym ciesze sie, ze manifest sie komus przydal, i zostal podany dalej, bo to bardzo dobra inicjatywa. Tak wlasnie sama widzialabym idealnie rozmowe wierzacych na rozne sposoby z niewierzacymi (tez zreszta na rozne sposoby) – z wzajemnym szacunkiem dla drugiej strony. Wiecej na razie nie napisze, bo tez juz cierpie na zaawansowana piatkowosc, podobnie jak Bobik. 😉
Heleno, Ryś wypucował 😀
To ja wpbec tego wrzucę nowy, piątkowy wpis i wszyscy cierpiący na piątkowość będą się mogli tam przenieść. 🙂
To mogl byc Rys. 🙂
A teraz tak: to Gazeta Wyborcza nakreca tak te pedofilie w Kosciele. Kosciol jest niewinny jak Komunistyczna Partia Zwiazku Radzieckiego w 1956 r.
Winni sa tylko poszczegolni towarzysze, ktorzy sie dopuscili blebow i wypaczen w Kosciele. Nieoceniony Pawel Lisicki wyjasnia partyjnym rzeszom:
http://blog.rp.pl/lisicki/2010/03/26/kosciol-w-cieniu-pedofilii/
Bardzo mnie zasmuciło zdjęcie od Doroty z pączkami zieloniny wyraźnie widocznymi pod mikroskopem. Ale cóż, kto spod śniegu się wygrzebuje, chrustu się chwyta. Boziu, Boziu, dziękuję za rzucenie mnie co prawda na obczyznę, ale za to kolorową. A zdjęcia bardzo piękne.