Duże sprawy
Labradorka odłożyła zabazgrany niezdarnym, szczenięcym pismem kajecik i zmarszczyła z dezaprobatą nos.
– Wiesz, Bobik – powiedziała z nietajonym wyrzutem w głosie – odniosłam wrażenie, że to, co piszesz jest często odległe od prawdziwego życia.
– Jak to, odległe? – speszył się Bobik – Mnie się wydawało, że ja cały czas o życiu piszę.
– E, tam o życiu. No, może trochę, czasem, ale takich naprawdę ważnych życiowych tematów unikasz. Dlaczego w ogóle nie wspomniałeś, no, powiedzmy, o powodzi? To jest coś, czym ludzie teraz żyją, a nie jakieś tam kandydatury.
Bobik nieznacznie zaczerwienił się pod futrem.
– No bo – przyznał cichutko – ja mam zawsze poczucie, że do takich dużych spraw to ja jeszcze nie dorosłem. Cóż ja bym mógł sensownego powiedzieć na temat powodzi czy wycieku ropy w Zatoce Meksykańskiej?
– Przecież często się wypowiadasz na przykład o polityce i to nawet o tej centralnej, nie lokalnej. Czy to nie są duże sprawy? – zdziwiła się Labradorka.
– A, to co innego – zaprotestował Bobik. – Ja się wypowiadam nie o polityce, tylko o politykach. A politycy to są wprawdzie grube ryby, ale jako ludzie to oni potrafią być mniejsi od Yorków. Tyle, że jeszcze nie słyszałem Yorka wyszczekującego takie głupstwa, jak niektórzy…
– Spokojnie, spokojnie – powstrzymała go Labradorka. – Nie podpalaj się tak. Nigdy nie słyszałeś, że mniejszymi należy się opiekować i nie dopuszczać, żeby im się działa krzywda? A ty zaraz z zębami!
– Chyba będę musiał nad tym jeszcze popracować – zgodził się Bobik. – Prawdę mówiąc, mam w ogóle obawy, że coś z moją percepcją jest nie tak. Nieraz mi się wydaje, że zaczynam szczekać na dużą figurę, a za chwilę okazuje się, że to był cienki Bolek, albo na odwrót.
– No widzisz? – warknęła karcąco Labradorka. – A gdybyś szczekał o prawdziwym życiu, to byś zobaczył, że są rzeczy na niebie i ziemi, które polityką się wcale nie przejmują i nie mają najmniejszego zamiaru na jej użytek zmieniać rozmiarów.
Bobik westchnął ciężko. Chwilami miał wrażenie, że Labradorka nie do końca go rozumie.
– Ja nie twierdzę, że rzeczy zmieniają rozmiar – wycedził powoli i wyraźnie. – One tylko w moich oczach są czasem duże, a czasem małe. I staram się tak dobierać ich kaliber, żeby mnie nie przerastały. Bo jak mnie coś czy ktoś przerasta, to zaraz widzę samego siebie mniejszym, niż jestem w rzeczywistości, a to wcale nie jest przyjemne.
– Ja cię przecież też przerastam i to znacznie – skonstatowała rzeczowo Labradorka.
– No właśnie! – szepnął Bobik i zaczął się zastanawiać, do której ze znanych mu mysich dziur najlepiej będzie się schować. Już nie miał wątpliwości, że do każdej z nich bez problemu się zmieści.
KoJaku,
zżarło mi połowę poprzedniego wpisu.
Trzymam kciuki bardzo, bardzo mocno.
KoJaku, moje kciuki z Tobą ❗
Bobiku, też mnie dławiło przy czytaniu. To daje obraz, ale nie daje odpowiedzi http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,7967929,Nowa_analiza_smolenskiego_blogera__Tu_154_schodzil.html
Oj, KoJaKu, ale Cię dorwało… 🙁
Ale z tyloma kciukami chemia musi świetnie zadziałać. 🙂 I za Marylkę też będziemy trzymać, bo jej na pewno też trudno.
Przepraszam Marylkę i poprawiam.
KoJaku, moje kciuki z Wami.
KoJaku, też trzymam, bardzo mocno!!!
KoJaku, trzymam bardzo, bardzo mocno.
KoJaku, trzymam za sile, za medycyne, za Ciebie i Twoich.
Och,KoJaku
Kciuki.
Dopiero dziś zauważyłem w „Polityce” wywiad z Peterem Singerem, którego bardzo sobie cenię, bo ma w wielu sprawach zdanie bardzo podobne do mnie. 😀
http://www.polityka.pl/swiat/rozmowy/1506130,1,zycie-a-moralnosc.read
A ponieważ tak się złożyło, że dotąd czytałem Singera zawsze po niemiecku, to dopiero dziś dowiedziałem się, że z przekonania po polsku jestem, tak samo jak on, konsekwencjonalistą. NieŻle brzmi, prawda? 🙂
Chyba polecę się trochę popuszyć przed tym durnym foksterierem spod dziewiątki. On na pewno nie ma pojęcia, co to takiego konsekwencjonalista. 😆
KoJaku, trzymaj się, a ja trzymam mocno za Ciebie!
@KoJaK Moguncjusz: na ogół anonimowość Sieci jest zaletą. Tu, po Twoich słowach – nie. Chciało by się wiedzieć kim jest, jak wygląda, jakie ma oczy człowiek, któremu chce się przekazać choć trochę ciepła – tylko odczuć, bo w takich momentach co słowa są warte?
Jestem tez do glebi wstrzasnieta wiadomoscia o ciezkiej operacji KoJaka i caly dzien nie moge o niczym innym myslec. Potrafie wyobrazic sobie przerazenie Najblizszych i bezsilnosc wobec okrutnych wyrokow losu.Bardzo wspolczuje calej Rodzinie – nie mam slow, jak bardzo. Bede trzymala kciuki za w miare bezobjawowy przebieg chemioterpii.
Andsol ma racje.Napisz wiecej o sobie, KoJaku.
oh jak juz napisze to mi ginie. chodzilo o ten wywiad z Singerem i wspolgrajaca z nim dzis wysluchana opowiescia o rodzinie, ktora postanowila miec mniej, zeby pomoc innym a w procesie okazalo sie, ze zyskali wiecej tylko w innym wymiarze. Audycja byla w naszym NPR a tu link do ksiazki:
http://www.csmonitor.com/Books/Book-Reviews/2010/0222/The-Power-of-Half
Jeszcze raz Wam wszystkim dziękujemy za trzymanie kciuków i za Wasze słowa wsparcia. 🙂 🙂 🙂
Marylka i Moguncjusz
slonce, slonce, pozycje wzywaja, ide………..
Moguncjusz, dzieki za linke do Ammann, przekazalem dalej 🙂
Dzień dobry. 🙂 To Berlin dziś pracuje? 😯
Nie chcę wzbudzać dzikiej zawiści, ale u nas znowu święto. 😀 I pogoda się dopasowała, na niebie żarówka jak trza, żadnej chmurki, leciutki wietrzyk, żeby się zanadto nie spocić… Ach piękny, piękny świat! 😆
Pracujące dzień dobry 🙄
Bobiku, miłego tarzanka w słonecznym, pięknym świecie 😀
Znaczy, mam zostać Tarzankiem? 😉
Zaraz idę poszukać jakiejś liany, na której będę mógł zawisnąć i wykrzykiwać do Labradorki: ja Tarzanek, ty Janeczka! 😆
Wando, przyczytałem link i końcówka mnie trochę zastanowiła. Nie to, żebym pod jej wpływem całkiem zwątpił w szlachetność intencji milionerskiej rodziny, bo ludzkie motywacje potrafią być przecież złożone. Zacząłem tylko główkować właśnie nad złożonością. Na ile np. bezinteresowność potrafi być interesowna czy zdarza się też na odwrót. Ale to tak na marginesie, bo w ogóle to szalenie popieram otwarcie oczu i zauważenie, że nadmiarem można się podzielić bez wyraźnego uszczerbku dla siebie. Choć zawsze też podkreślam, że wolałbym, iżby ta kwestia była rozwiązywana systemowo, a nie wyącznie filantropijnie. No, wiadomo – kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie świnią. 😆
A w związku z przewidywaną wizytą Noa wpadłem na pomysł, że skoro i tak są różne szkoły jogi, hatha-joga, sivananda-joga, prana-joga, itp., to dlaczego właściwie nie można by stworzyć szkoły pod nazwą babcia-joga? 🙂
Bobiku, Ty chodzace szczescie 😀 (chyba ze wlasnie tarzanujesz), wolne i do tego slonecznie.
Do kolekcji „joga”, dodaje rys-joga, prosta bardzo, optymistycznie brykac 🙄 🙂
W Polsce święto, ale ja też pracuję 😐 Nad tekstem 😎
Pozdrawiam ludzi pracy! 😀
dziekuje Pani Kierowniczko, praca dzisiaj przyjemna, przegladanie katalogow…. 🙂
Kojaku, korzystanm z możliwości,żeby Tobie i Marylce przekazać moje najlepsze myśli !Trzymajcie się!!I Wytrwajcie!
Przecież trzeba kiedyś tam, nawet po dłuższym czasie odwiedzić ukochane Wybrzeże!.
I spotkać się w Błękitnym Pudlu” 😉
Ale chyba na wizytę KoJaKa trzeba by to Wybrzeże trochę posprzątać. Bo podobno po powodzi dziecinnymi sandałkami zasypane. 😉
„Błękitny pudel”? Że niby błękitnowłosy, czy błękitnokrwisty?
Arystokracja, psiakrew! Knajpy pozakładali i na psa pracy (to co, że dzisiaj niepracującego) z finansowej góry patrzą! 👿
Bobiczku, nie obrażaj ulubionego miejsca Moguncjusza 😉
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Sopot#5227055198164722658
Polały się łzy me czyste, rzęsiste na podpis pod zdjęciem „to nie jest droga do rabina”, ale były to łzy radochy. 😆
W tym nastroju mogę już nawet powściągnąć instynkt klasowy i psiej arystokracji przestać się czepiać. 🙂
Widze, ze korzystajac z dnia wolnego od pracy, Twoj instynkt klasowy zrobil sie dzisiaj wyjatkowo rzeski, Bobiku. 😉
Bardzo ladne te zdjecia, Doro. Zaraz mi sie przypomnialy wszystkie wakacje z dziecinstwa i wizyty u rodziny zlozone w jedno. 🙂
Po prostu nasze Wybrzeże jest piękne! 😀
Żeby tylko ludziska tak nie śmiecili 👿
O, tak, Doro, bardzo piekne! Zeby tylko nie smiecili, i zeby nowsza architektura nie psula tej starszej (nie musi byc wcale taka sama, byle by sie nie gryzla). Bardzo lubie atmosfere wiosek rybackich i malych portow. Wlasnie w ten weekend bylismy na wybrzezu atlantyckim, w malych tutejszych wioskach rybackich, i w porcie w Newburyport – i choc architektura inna, to atmosfera podobna. I mewy, na moje nieznajace sie mocno na ornitologii oko, takie same. 🙂
Wiecie co, no nie mogę, ukradłam linkę wrzuconą na blog Sąsiada:
http://fraglesi.eu/2010/06/02/polska-jest-najwazniejsza/
babcia – joga mi sie podoba, tylko jeszcze sie zupelnie nie wdrozylam w pierwszy czlon tego pojecia 🙂
wracajac do 1/2 to ten pan wyjasnil w rozmowie radiowej, ze to byl ich sposob i zacheca jedynie aby kazdy znalazl swoj wlasny. Czy tam intencje wszystkie byly czyste i bez zarzutu? Tego przeciez nie wiemy.
No i kiedys tez myslalam, ze systemowe rozwiazania lepsze. Ale taki „system”, ktory pozwala osobom lub grupom samodzielnie decydowac na co i jak chca przeznaczyc pieniadze moze tez nie najgorszy? Bo na to aby zebrac odpowiednie kwoty trzeba iles tam jeszcze ludzi przekonac do swojego pomyslu? I wyzwala taka inicjatywe oraz prawdopodobnie daje znacznie wieksze zadowolenie z powodu wlasnego zaangazowania a nie tylko odpisania kwoty na podatki?
Ach nie, ja nie oceniałem intencji tych ludzi, tylko tak sobie zacząłem teoretyzować na temat intencji w ogóle. 🙂
A z rozwiązaniami systemowymi prosto na pewno nie jest i na dodatek wiadomo, że kilka eksperymentów w tej dziedzinie skończyło się nieciekawie, ale to nie powód, żeby zrezygnować z poszukiwań. 😉 Bo tak mi się zdaje, że ubodzy, którzy nieraz (a może i na ogół) pracują wiele ciężej od bogatych, woleliby po prostu dostawać uczciwą, stosowną do ich społecznej przydatności, zapłatę za swoją harówkę, zamiast korzystać z łaskawej i widzimisiowej filantropii.
To, że całkiem społecznie niekonieczny, marny piłkarz zarabia więcej od bardzo potrzebnej pielęgniarki, czy niezbędnego piekarza, nie jest przecież żadnym „prawem natury”, tylko wynika ze stworzonego przez społeczeństwo systemu. I ja nie mam ochoty dać sobie wmówić, że to jest jedyny możliwy system, a kto w to nie wierzy, jest fantastą, utopistą, a w najlepszym razie niebezpiecznym radykałem. 😉
Błękitny Pudel to jedna z najfajniejszych knajp, które znam. Kojarzy mi się ze studiami, bo po zajęciach chodziłam tam na zieloną herbatę z miłym kolega ze studiów, który teraz jest moim mężem. Słoneczne czasy 🙂
Ach, ci koledzy ze studiow (niekoniecznie z tego samego kierunku i roku)… 🙂
A co do koniecznosci takze systemowej pomocy, moj rozum i serce sa razem z Bobikiem. Przy okazji, ciekawy ten opis reakcji corki rodziny zajmuacej sie filantropia – taki typowy moment, ktory nawet dostal w koncu wlasna nazwe – empathic distress. A do czego taki moment roznych ludzi dalej poprowadzi, to juz dalsza historia, zalezaca wlasnie od tego, jak sobie na przyklad tlumacza, CO doprowadzilo kogos do tego, ze jest w tej chwili bezdomny. I wtedy, predzej, czy pozniej, trzeba sie zastanowic, czy wszystko, absolutnie wszystko, zalezalo od zachowania sie jednostki, czy tez przynajmniej czesc okolicznosci byla zwiazana z czyms, na co jednostka nie miala wplywu. (Teraz to zastanawianie sie przybiera, w popularnej amerykanskiej wersji, forme pytania czy rzad jest bardziej za Wall Street czy za Main Street, bo okazalo sie, ze wbrew powtarzanemu od lat przekonaniu, te interesy nie zawsze sa zbiezne.)