Duże sprawy
Labradorka odłożyła zabazgrany niezdarnym, szczenięcym pismem kajecik i zmarszczyła z dezaprobatą nos.
– Wiesz, Bobik – powiedziała z nietajonym wyrzutem w głosie – odniosłam wrażenie, że to, co piszesz jest często odległe od prawdziwego życia.
– Jak to, odległe? – speszył się Bobik – Mnie się wydawało, że ja cały czas o życiu piszę.
– E, tam o życiu. No, może trochę, czasem, ale takich naprawdę ważnych życiowych tematów unikasz. Dlaczego w ogóle nie wspomniałeś, no, powiedzmy, o powodzi? To jest coś, czym ludzie teraz żyją, a nie jakieś tam kandydatury.
Bobik nieznacznie zaczerwienił się pod futrem.
– No bo – przyznał cichutko – ja mam zawsze poczucie, że do takich dużych spraw to ja jeszcze nie dorosłem. Cóż ja bym mógł sensownego powiedzieć na temat powodzi czy wycieku ropy w Zatoce Meksykańskiej?
– Przecież często się wypowiadasz na przykład o polityce i to nawet o tej centralnej, nie lokalnej. Czy to nie są duże sprawy? – zdziwiła się Labradorka.
– A, to co innego – zaprotestował Bobik. – Ja się wypowiadam nie o polityce, tylko o politykach. A politycy to są wprawdzie grube ryby, ale jako ludzie to oni potrafią być mniejsi od Yorków. Tyle, że jeszcze nie słyszałem Yorka wyszczekującego takie głupstwa, jak niektórzy…
– Spokojnie, spokojnie – powstrzymała go Labradorka. – Nie podpalaj się tak. Nigdy nie słyszałeś, że mniejszymi należy się opiekować i nie dopuszczać, żeby im się działa krzywda? A ty zaraz z zębami!
– Chyba będę musiał nad tym jeszcze popracować – zgodził się Bobik. – Prawdę mówiąc, mam w ogóle obawy, że coś z moją percepcją jest nie tak. Nieraz mi się wydaje, że zaczynam szczekać na dużą figurę, a za chwilę okazuje się, że to był cienki Bolek, albo na odwrót.
– No widzisz? – warknęła karcąco Labradorka. – A gdybyś szczekał o prawdziwym życiu, to byś zobaczył, że są rzeczy na niebie i ziemi, które polityką się wcale nie przejmują i nie mają najmniejszego zamiaru na jej użytek zmieniać rozmiarów.
Bobik westchnął ciężko. Chwilami miał wrażenie, że Labradorka nie do końca go rozumie.
– Ja nie twierdzę, że rzeczy zmieniają rozmiar – wycedził powoli i wyraźnie. – One tylko w moich oczach są czasem duże, a czasem małe. I staram się tak dobierać ich kaliber, żeby mnie nie przerastały. Bo jak mnie coś czy ktoś przerasta, to zaraz widzę samego siebie mniejszym, niż jestem w rzeczywistości, a to wcale nie jest przyjemne.
– Ja cię przecież też przerastam i to znacznie – skonstatowała rzeczowo Labradorka.
– No właśnie! – szepnął Bobik i zaczął się zastanawiać, do której ze znanych mu mysich dziur najlepiej będzie się schować. Już nie miał wątpliwości, że do każdej z nich bez problemu się zmieści.
Mnie tam wychodzi, że to nie Labradorka nie do końca go rozumie, ino Bobik nie do końca zrozumiał Labradorkę.
I z tego bierze się przemożna chęć zwalenia na kompleksy…
W kompleksach można się bezpiecznie schować…
To w końcu o czym ja napisałem? O niemożności porozumienia?
Jak dobrze, że przynajmniej ma mi kto powiedzieć, o czym piszę. 🙂
Aha, zapomniałem Wam zdać relację z moich dzisiejszych robót terenowych. 🙂
Deszcz lał na kurtkę i sweterek,
że aż parasol nie mógł sprostać,
a przez zalany równo teren
płynęła jakaś czarna postać.
Pies to kudłaty tak zapylał,
mrucząc pod nosem: Boże złoty,
po com ja wylazł dzisiaj z wyra,
po com tak rwał się do roboty?
Suchutki był w pościeli ranek,
śniadanie takoż bez wilgoci,
a teraz? Całkiem przechlapane!
Jak statek czuję się do Młocin.
Wśród palców rośnie pławna błona,
skrzek dziwną składać mam ochotę
i jakaś siła niewiadoma
co chwila chce mnie zmieszać z błotem.
Kałużą czarną ta kaprawa
ulewa siada mi na duszy.
Nie wiem, czy w świecie jest dmuchawa
tak mocna, żeby mnie osuszyć.
Czym prosił o tak mokry topos?
Czym składał na to zamówienie?
Mówiłem wprawdzie – po mnie potop,
ale nie wtedy, gdym w terenie! 🙄
chyba każdy tekst da się sprowadzić do niemożności zrozumienia 🙄
Niektórych nawet nie trzeba sprowadzać. One są niemożnością zrozumienia same w sobie. 😉
Mozna tez powiedziec, ze Labradorka i Bobik inaczej rozumieja prawdziwe zycie, gdy po clintonowsku do tego podejdziemy („it depends on what the meaning of 'is’ is”). 😉 Moje dzisiejsze czytanie ze zrozumieniem jest czesciowo nadszarpniete przez upal (36 stopni w cieniu), i poczucie, ze chyba cos jest nie tak jak powinno, skoro kuzyni w Indiach mieli dzisiaj chlodniej o dobre kilka stopni (teraz tym bardziej, bo u nich noc). 🙄 Wlasciwie to ten straszny deszcz z Twojego wiersza, Bobiku, wyglada nawet calkiem zachecajaco. Zalezy od tego kto czyta i gdzie czyta… 🙄
No właśnie, takie miałem podejrzenie, że nie zawsze wszystko jest takie, jakie jest. 🙄
Skoro i Monika tak twierdzi, to albo to jest prawda, albo nie tylko ja mam kłopoty z percepcją, co w sumie też jakoś pocieszające. 🙂
Czarną postacią bywam często
zważywszy na mój charakterek
pode mną pęknie każde przęsło
kiedy wykręcam swój numerek.
Dla naprzykładu: kiedy staję
na betonowej autostradzie
marne, lecz słowo swoje daję,
że dalej nikt już nie pojadzie.
Niech trzypasmówką ona będzie
niechże te pasy po trzy metry
cóż, kiedy jam ci po obiedzie
i obwód liczę w kilometry
Kto myślałby, że w szerokości
jest niebożebnym jej dorównać
nie widział mnie w mej dostojności
a już na pewno mego guana…
Pies to kudłaty tak zapylał
Skoro o wieloznaczności i niezrozumieniu, to chciałabym zapytać, dlaczego pies zapylał? Czy jest to oby na pewno robota dla psa, na dodatek permanentnie niepełnoletniego?
Gdybym napisał „pies zasuwał”, ktoś mógłby pomylić z „posuwał” i też byłyby pytania, czy to jest zajęcie dla permanentnie niepełnoletniego. 🙄
Żebyż to pies wziął i za Py lał,
byłażby dla eR ciężka chwila…
Bobiku, ja na pewno dzisiaj mam klopoty z percepcja, bo tak mi sie zdawalo, gdy wyskoczylam do sklepu po nastepna porcje sorbetow, ze przy kasie widzialam osoby kupujace wode w plastikowych butelkach, ktorej przeciez u nas oficjalnie nie ma (i jeszcze w jednym miescie w Australii). 🙄 Niechybnie omamy wzrokowe, w zwiazku z upalem… 😉
Z tą czernią sprawa nie jest prosta…
Warto na przykład o tym wiedzieć,
że gdy nadmiernie czarna postać,
zdarza się czasem jej posiedzieć. 🙄
Bobicku, z tymi mysimi dziurami to sie nie przejmuj! To nie som mysie dziury, ino tatrzańskie jaskinie. I właśnie dlotego piknie sie w nik mieścis 😀
Aha, rozumiem. A to, co brałem za myszy, to są tatrzańskie misie, które się zbudziły z zimowego snu?
Lecę po miód! 😆
male czwartkowe brykanko w zimno i wilgoc 😥
wypasione wypolerowane na polce czekaja
moze wkrotce
do S-Bahnu bryku, fiku 🙂
Dzień dobry. 🙂 Te biedne wypasione Rysia to w tym roku jeszcze nie porządziły. 🙁 I co najgorsze, na razie wcale się nie zanosi, żeby miały wkrótce szansę.
Może i w niektórych miejscach na świecie ludzie marzą o kawałku zimna i wilgoci, ale jakoś wcale mnie od tego mokry ziąb nie zaczął zachwycać. 😳 Zły charakter mam i dalej mi się chce słońca.
to w podróż, na poszukiwanie słońca. słońce nie siedzi w miejscu, tylko krąży tu i tam 😉
http://www.tekstowo.pl/piosenka,emiliana_torrini,sunny_road.html
Ja też krążyłem tu i tam, żeby znaleźć dla Was (i dla siebie) jakąś zabawną wiadomość, z której można by się pośmiać, alb chociaż uśmiechnąć. I nic. Popelina. Nawet Ojciec Dyrektor dziś mnie zawiódł i niczego śmiesznego nie rąbnął. Aż wreszcie trafiłem na taką relację
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7940436,Jaroslaw_Kaczynski_jest_najfajniejszy.html
Niebywałą radość sprawiła mi oczywiście profesor Ewa Kępczyńska, biolog z UŚ, która obwieściła, że Jarosław Kaczyński jest trzy razy naj: najfajniejszy, najsprawiedliwszy i najukochańszy.
Teraz już w zdecydowanie rozbawionym nastroju mogę wznieść toast za zdrowie (umysłowe) polskiej profesury. Zupcią grysiczkową na mleczku! 😆
Też robiłam poranną prasówkę i niczego do śmichu nie znalazłam. Znalazłam zupełnie nie do śmichu:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,7939926,W_Emiratach_za_gwalt_karze_sie_ofiare.html
Niby tamtejszy standard, ale i tak włos się jeży 🙁
Mnie się przypadkiem włos zjeżył już wczoraj, bo trafiłem w tivi na reportaż o budowie w Abu Zabi ekologicznego miasta Masdar. Jest to projekt w pewnych zakresach o dziesiątki lat wyprzedzający średnią światową myślenia w kategoriach ekologicznych. I słuchając rozmów z szejkami zajmującymi się tym projektem od razu sobie pomyślałem: jak to jest możliwe, że można być tak do przodu w jednej dziedzinie, a równocześnie w innej tkwić w głębokim średniowieczu? Myśleć tak dalekosiężnie o przyszłości ekonomicznej, czy jakości życia mieszkańców swojego kraju i być zarazem tak całkowicie ślepym na obecną jakość stosunków społecznych?
Przyznaję, że dalej mi się to jeszcze nie pomieściło w głowie. 🙄
Mnie sie wydaje, Bobiku, ze postep techniczny nigdy nie idzie tak zupelnie w noge z postepem w dziedzinie stosunkow spolecznych (choc chcialoby sie, zeby bylo inaczej), zwlaszcza ze przy obecnej sporej specjalizacji. W koncu nawet katedry sredniowieczne, ktore zachwycaja swoja architektura tez powstaly w (naszym) sredniowieczu… Ostatnio myslalam tez o tym, czytajac o nowych programach nauczania historii w szkolach w Teksasie, z ktorych wyeliminowano Thomasa Jeffersona za wolnomyslicielstwo, i postanowiono unikac slowa „niewolnik” w odniesieniu do historii XIX wieku. A przyjaciolka Wandy, Malgosia, uczaca biologii w teksanskim uniwersytecie, napotyka opor, gdy mowi o teorii ewolucji (jak bez tego uczyc biologii?). 😯
A tu o kobietach wloskich, zwiazanych z ksiezmi, ktore wykorzystaly wspolczesne mozliwosci techniczne (internet), zeby zaprezentowac swoj punkt widzenia na sprawe celibatu w Kosciele Katolickim.
http://www.globalpost.com/dispatch/italy/100526/catholic-priests-celibacy
Ale mnie nawet nie chodziło o postęp techniczny, tylko o rzeczywiście dużą postępowość (uch, nie lubię tego słowa, ale nie będę już szukać innego) i realizm myślenia tych szejków jak chodzi o przyszłość świata, np. co będzie, kiedy wyczerpią się surowce kopalne, albo jak zmniejszyć emisję CO2 nie powodując załamania gospodarczego, itp., przy równoczesnym zdominowaniu ich poglądów choćby w kwestii kobiecej przez wczesnośredniowieczną tradycję (nie tylko Koran, ale i lokalną tradycję beduińską), bez jakiejkolwiek możliwości odwołania się do myślenia racjonalnego. I dalej mnie ta dwoistość zdumiewa, chociaż wiem, że u każdego z nas do jakiegoś tam stopnia myślenie racjonalne jest z nieracjonalnym przedziwnie poplątane.
A z tym celibatem, to robi się coraz ciekawiej. Wygląda na to, że internet naprawdę może wstrząsnąć fundamentami Kościoła. 😯
przemykam szybko obowiazki wzywaja
na poprawe nastroju dla kazdego co mu mile i 😀 😀 😀 😀 😀
usmiechow bez konca
Ale ta postepowosc szejkow dotyczycy dalej praktycznej organizacji swiata materialnego, wiec w sumie ja skrocilam na dosc rozlegle pojecie postepu technicznego (moze byc organizacyjno-technicznego; zreszta duza praktycznosc organizacyjna, od poczatku towarzyszyla islamowi, wiec tym bardziej w nim nie dziwi, chrzscijanstwo ja nabylo dopiero po staniu sie obowiazujaca religia, a to nie bylo od razu.)
A z celibatem, internetem i Kosciolem to sie robi troche jak z protestantami i wynalazkiem Gutenberga. 😉
Rysiu 😀 😀 😀
Bobicku! Mos całkowitom racje! To były misie dziury, a nie mysie 😀
Maz sie wyprawil do Chicago na turniej szachowy. Wraca we wtorek. Ja bede czytac, ogrodkowac i spacerowac i troche kibicowac na odleglosc. Podziwiam ludzi, ktorzy uprawiaja wyczynowy sport. Tyle pracy… i jesli sie zajmie przyzwoite miejsce to swiat jest twoj, a jesli sie cos podwali to nie ma zadnego pocieszenia. Trzeba miec specyficzny mocny charakter do wyczynowego sportu.
Ja go nie mam.
Mam nadzieje, ze przestalo padac w centralnej europie…
W Warszawie juz woda opada, ale ogolnie jest niezbyt wesolo. Nie mowiac juz o ropie w Zatoce Meksykanskiej… Zdaje sie, ze zrobil sie nam nastepny „Katrina moment” (i pewnie przelozy sie to jakos politycznie).
Przed schowaniem się do misiej dziury należy koniecznie sprawdzić, czy gospodarz jest w domu, a jeżeli tak, to w jakim humorze. 😉
Wyczynowy sport to z całą pewnością nie mój numer, zważywszy że w ogóle do wszelkich sportów mam stosunek churchillowski. 😉 I nawet, prawdę mówiąc, nie bardzo potrafię wyczynowców podziwiać, bo sama idea wyczynowości jest mi dość obca.
No, chyba że chodzi o to, kto w ciągu 5 minut zje więcej parówek. 😀
Moniki korekta postępu technicznego na organizację świata materialnego zaczęła mi nasuwać jakąś karkołomną myśl, ale nie mogę jej teraz rozwinąć, bo właśnie skończyłem drzeć chwasty, a tu już się zrobiła pora kolacyjna. Może potem mi się uda, choć po kolacji znacznie przyjemniej się leży niż myśli. 😆
Odpoczywaj Bobiku, ja lubie myslec na lezaco.
No wlasnie Moniko, co z ta Zatoka Meksykanska? Nigdy tej ropy naftowej nie lubilam. Moze Chinczycy nacisna mocniej na elekryczne samochody. W Brazylii jezdza na alkohol, prawda?Ale dla Zatoki jest juz za pozno, ruina dla regionu.
http://www.theglobeandmail.com/news/world/americas/gulf-oil-spill-now-bigger-than-exxon-valdez/article1582482/
Z Zatoka Meksykanska jest tak okropnie, ze az trudno o tym pisac, Kroliku… Zwlaszcza jak slucham przyjaciol chemikow i biologow, to sie zupelnie podlamuje. Po katastrofie Exxon Valdez jeszcze sprawy nie wrocily do normy, a to juz tyle lat (niektorzy uwazaja, ze i wtedy mozna bylo ograniczyc zasieg skazenia, gdyby nie zle decyzje i „pomoc” BP wlasnie). A przy okazji, jak to zawsze przy takich katastrofach, nagle w ostrym swietle ukazalo sie to, na co codzien nie zwraca sie az tak uwagi – slaba rola rzadu federalnego, ktory na wszystko wielkim firmom pozwala (zbieglo sie to z katastrofa gornicza, gdzie okazalo sie, ze zarzad kopalni, dzieki swoim kontaktom politycznym mogl sobie pozwolic na ogromne uchybienia dotyczace bezpieczenstwa i warunkow pracy gornikow). A Obama na pewno nie wypadl dobrze, bo jest ostro krytykowany nie tylko przez Republikanow (ktorzy widza smierc ekonomiczna regionu) i Demokratow (tradycyjnie bardziej pro-ekologicznych). Ktos go opisal jako „patrzacego z dystansem na katastrofe, jak jakis watykanski obserwator”, ktos inny powiedzial, ze jest naiwny pokladajac tyle zaufania w BP i jego zarzad (to ostatnie powiedzial oddany calym sercem Partii Demokratycznej James Carville). Juz nie „no drama Obama” a „watykanski obserwator”…
Te firmy sa po prostu za duze, za potezne. Prawdopodobnie nikt inny nie ma na tyle ekspertyzy, zeby zatkac ten wyciek co sami sprawcy. No, ale odpowiedzialnosc tez musi wziac wladza, ktora wydaje zezwolenia, licencje i ciala regulatorskie.
Mam nadzieje, ze BP bedzie pokrywac koszty naprawy tego co zrujnowalo. Jak sie oglada tych CEO teraz (tak samo zreszta jak przdtem bankowcow czy tych z samochodowki) to serce sie sciska, ze takie typy maja nas wszystkich w garsci.
Wladza wydaje sie slaba. Niestety zasada malego rzadu w swiecie poteznych przedsiebiorstw nie bardzo pracuje.
Obama jest wciaz niezwykle atrakcyjny i mysle, ze chce lepszego swiata dla wszystkich. Ma malo doswiadczenia i jest troche narcyzem moim zdaniem. W koncu zanim zostal Prezydentem napisal raptem dwie ksiazki. Obie o sobie.
Nie nawoluje, ze jest czas, zeby znowu przyszli czerwoni, ale moze jakas wieksza swiadomosc bedzie dla rezultatem tych katastrof i kryzysow.
Indianie? kroliku? 🙄 ?
No tak naprawde to mi nie do smiechu, przeciez ja choc daleko to jednak mieszkam nad zatoka
Chcialam Wam pokazac jeszcze jeden blog, moze niektorzy juz znaja te katasie z lazurowego wybrzeza. Pokazala sie raz czy dwa na blogu lasuchow a potem jak to ja zaproponowalam Magdzie i Kasi aby sie spotkaly. Nie wynikla z tego jakas wielka i goraca przyjazn, przynajmniej jeszcze nie ale przynajmniej kazda z nich ma tam swoja rowiesniczke mowiaca po polsku i podobnie myslaca z ktora mozna sie spotkac, porozmawiac, pozartowac.
Kasia pisze ladnie u siebie o Lazurowym Wybrzezu. Dzis poswiecila wpisl roznicom miedzy naukami malzenskimi w polskim i francuskim kosciele katolickim. Widzi mi sie, ze warto sie Kasi troche przyjrzec.
http://lesvoyages.blox.pl/html
Uwielbiam anegdotki o naukach przedmałżeńskich w polskich kościołach. Najpierw człowiek (czy też pies) śmieje się, aż do bólu przepony, a potem oblewa go zimny pot, bo to wszystko przecież naprawdę. I wcale nie dla jaj.
Tu się musze pochwalić – mam sukces dydaktyczny w ramach nauk przedmałżeńskich, choć nie występowałam na nich w charakterze nauczycielki, tylko po wiedzę przyszłam, czyli po papierek z pieczątką. Otóż przekonałam cywilną zakonnicę od nauczania o naturalnych metodach planowania rodziny, że można grzeszyć termometrem i nie grzeszyć pigułką. Wyglądała na mocno skonfudowaną i przez cały kurs o niczym już właściwie nie mówiła z takim przekonaniem jak na początku. A pary współuczestniczące miały całkiem niezły ubaw 😉
Good for you, Vesper. 😀 Przy okazji, nie wiedzialam, ze mnie takie atrakcje ominely, bo nigdy nie pobieralam zadnych nauk przedmalzenskich. Zdaje sie, ze stracilam okazje i do smiechu (gorzkiego), i do mozliwosci ewentualnego konfudowania nauczajacych. 😉
A co do Obamy, Kroliku, to zgadzam sie z Toba, ale tez mysle, ze jest tam cos wiecej niz tylko osobowosc narcystyczna. On jest takze, w glebi serca, osobowoscia raczej konserwatywna, stad niechec do jakichs bardziej zdecydowanych krokow. Ladnie to na swoim blogu wychwycil Ta-Nehisi Coates z The Atlantic Monthly (bardzo dobry blog!). Nie moglam znalezc tego wpisu (on sporo pisze, i troche trzeba sie przecierac przez gaszcz), ale podzrucam za to swietny jego artykul o ogolnej sporej sklonnosci do konserwatyzmu w spolecznosci afro-amerykanskiej (na przykladzie Billa Cosby’ego).
http://www.theatlantic.com/magazine/archive/2008/05/-8216-this-is-how-we-lost-to-the-white-man-8217/6774/
A jednak znalazlam ten niedawny wpis Coates’a (ktory ma tez te zalete, ze jest krotki):
http://www.theatlantic.com/culture/archive/2010/05/one-last-thought-on-ipads-and-xboxes/56577/
Myslisz Moniko, ze Clinton byl bardziej na lewo od Obamy?
Pani Clinton pewnie jest bardziej radykalna od Michelle Obamy, chociaz ta ma druga ma muskuly.
Wando, dzieki za blogowy link. bede podczytywac.
Dorwały mnie nagłe i niespodziewane wieczorne obowiązki towarzyskie, więc na myślenie nie miałem czasu, a teraz już nie mam siły. 🙂 Tak że o wszystkim, co było mówione dziś wieczorem, pomyślę dopiero rano.
Jedna myśl mi się jednak spontanicznie i na krótko pojawiła: to podejrzenie, że Clinton był bardziej na lewo od Obamy wcale mi się nie wydaje bezsensowne. Tylko uzasadnienie tego wymagałoby kolejnych myśli, a te już mi się nie pojawiają. 😉
Wiedziałem, że kiedyś Martin Gardner musiał odejść, ale szkoda… http://www.city-journal.org/2010/eon0527sk.html
@WandaTX: fajny ten blog Kasi. I pierwszy raz tu, w Koszyku, odczułem różnicę między zamkniętą listą dyskusyjną a otwartym, choć moderowanym Bobiblogiem. Bo psik moderuje gęby, ale nie oczy. A historyjka jest tak specyficzna, że ktoś bardzo wcielony w Mr Poirot mógłby dotrzeć do źródła, a źródło nie dało mi upoważnienia do rozpowszechniania. Więc tylko bardzo, bardzo ogólnie, że są miejsca w tej mojej części świata gdzie zakonnica dając nauki KK do tegoż samego małżeństwa poucza, że gdy panna będzie menstruowała, to przecież nic nie przeszkadza, by chętnemu małżonkowi radość przyniosła masturbacją – a ksiądz równie techniczne rady przekazując żałuje, że sam swych nauk stosować nie może, bo niestety wymóg celibatu go ogranicza… Kościół ten sam, ale głowa nieco inna.
Oh, sh.t! To przy menstrucji nie wolno… tego? 😯
W moich czasach to mialo nazwe: Na Indianina… 😳
Nie jestem seksuologiem, ale od takiego słyszałem kiedyś, że ryzyko wszelkich zakażeń bardzo znacznie się podnosi w tym okresie. Jak na moje niekobiece rozumienie, to ma sens. Nawiasem, tenże człowiek dał jedyny znany mi argument może nie tyle zniechęcający do seksu analnego co do mieszania go za jednym – powiedzmy – posiedzeniem z bardziej tradycjonalnymi rozrywkami: przenoszenie bakterii tam, gdzie nie było ich i mogą nieco naszkodzić.
Ale o ile wiem owa zakonnica nie wdawała się w zakazy, nie chodziło o to czy „nie wolno”, przypuszczalnie wiedziała, że nie każda para może mieć to za miłe.
A „na Indianina” to nie z ukochaną zawieszoną na sosence?
Kroliku, bardzo trudno powiedziec, ktory jest/byl bardziej na lewo, bo sa w tak roznych sytuacjach, jak rozna jest obecna sytuacja ekonomiczna od tej, jaka byla w latach 90-tych. Clinton na pewno byl lepszy w „odczuwaniu bolu” wyborcow (kiedy nie byl zajety bujnym zyciem prywatnym), ale decyzje podjete za jego administracji przyczynily sie do obecnego kryzysu. A Obama po prostu przejal te sama grupe doradcow, ktora uprzednio za Clintona zapewniala, ze wynalezli ekonomiczne perpetuum mobile. No i Clinton za swojego idola politycznego uwazal JFK, a Obama wyrazal podziw dla Reagana. Wiec nie wiem, czy politycznie, ale chyba osobowosciowo Obama jest jednak bardziej konserwatywny, podobnie jak Michelle jest bardziej konserwatywna niz Hillary. Sa momenty, gdy taki wrodzony czy nabyty w dziecinstwie konserwatyzm nie przeszkadza, i takie, kiedy jest jednak przeszkoda – na przyklad, gdy sie swoim glownym haslem wyborczym uczynilo zmiany, a kraj ma ogromne rzesze bezrobotnych, i w sumie slaba siatke swiadczen socjalnych (teraz wlasnie zaczynaja wygasac zyciowe limity na maksymalne wykorzystanie zasilku dla bezrobotnych, wprowadzone za Clintona, zas pomyslu na to, co z tym zrobic na razie nie ma, a zbyt malo sie tworzy nowych miejsc pracy, w ramach kolejnej „jobless recovery”, zeby tych ludzi gdzies zatrudnic)…
Moniko, czy możesz rozwinąć, uprzejmie proszę:
– „teraz wlasnie zaczynaja wygasac zyciowe limity na maksymalne wykorzystanie zasilku dla bezrobotnych, wprowadzone za Clintona, zas pomyslu na to, co z tym zrobic na razie nie ma” ? Życiowe limity?
– „tworzy nowych miejsc pracy, w ramach kolejnej “jobless recovery”, zeby tych ludzi gdzies zatrudnic” ?
Choć w paru zdaniach objaśniających laika 🙂
dzien bez brykania? nie, dlatego tez; bryku, fiku…… 😀
teraz mam czas na czytanie zaleglosci 🙂
dobrych nowinek ciag dalszy, jezeli dzisiaj jest piatek, to jutro
bedzie sobota ( ❗ ), a moze nawet sobota sloneczna co bedzie mialo powazny wplyw na ruch much i S-Bahnow tez bynajmniej
i owszem
o! do wyczynowego uprawiania sportu potrzeba samodyscypliny,
wole 😳 leniwe czytanie ksiazek 🙂
p.s. z szachow najbardziej lubilem brydza 🙂
” watykanski obserwator”, swietne okreslenie
celne
Dzień dobry. 🙂 Wystarczy na chwilę wyłączyć się z rozmowy i już się nie nadąża, a ja przecież nie mogę oprzeć się chęci wsadzenia wszędzie swoich trzech szczeków. 😉
Na temat nauk przedmałżeńskich w Niemczech nie mam, jak sobie uświadomiłem, żadnych danych, bo obowiązkowe oczywiście nie są, ale i sierżant Gugiel po niemiecku prawie nic na ich temat nie wie. To znaczy, wie tyle, że są obowiązkowe w Polsce, również dla par mieszkających za granicą, ale w kraju pragnących się połączyć węzłem, w związku z czym polskie kościoły w Germanii oferują kursa i wieńczący je papiór. Najwyraźniej więc rdzennie niemieckie małżeństwa muszą pozostać niedouczone, co chyba należy podciągnąć pod dyskryminację ze względu na narodowość. 🙄
Ze wspomnień moich Starych (okolicznościami rodzinnymi przymuszonych do niechcianego ślubu kościelnego) wiem, że oni pierwszy wykład przedmałżeński znieśli bardzo ciężko. Bo był to właśnie wykład (w bardzo dużej sali zresztą i dość tłumnie nawiedzony), bez żadnej możliwości dyskusji i odniesienia się do opowiadanych przez wykładowcę, za przeproszeniem, pierdół. Możliwości ucieczki pozornie nie było, bo trzeba było pobrać pieczątkę obecności na początku i na końcu wykładu. Ale Starzy szybko wyczaili, że właśnie tłumność jest błogosławieństwem, bo nikt nie zwraca uwagi na pojedynczą parę i można po opieczętowaniu się początkowym dyskretnie opuścić pueblo, iść na piwo, a następnie wrócić w porę i wmieszać się w tłum stojący w kolejce do pieczętowania końcowego. Tak więc przesiedzieli resztę nauk w pobliskich knajpkach, zerkając pilnie na zegarki, iżby końca wykładu nie przegapić i tym sposobem dotrwali szczęśliwie do końca nauk. Mama spowodowała tylko jeden, drobny skandal, podczas poradnictwa indywidualnego (też obowiązkowego), kiedy to niepomna zaklęć lepiej zorientowanego taty wdała się w dyskusję, ale na szczęście dzięki wrodzonej inteligencji już po 20 minutach zorientowała się, że żadna dyskusja nie ma sensu i zamknęła dziób.
Teraz by im pewnie już tak łatwo nie poszło, bo prawdopodobnie wynaleziono lepsze metody kontroli, czy ludzie rzeczywiście odsiadują swoje i to nie na piwie. Mikorochipy może się wszczepia, albo co… 😉
krolik: 21:20
„Mam nadzieje, ze BP bedzie pokrywac koszty naprawy tego co zrujnowalo.”
podniosa ceny i ……… czyli tak jak zawsze, niestety
tez bylem na tych przedmalzenskich, i za nic nie moge sobie
przypomniec, co i jak bylo, moze siedzialem w ostatnim rzedzie i odsypialem noc zarwana robieniem tego czego przed slubem robic nie wolno 😳 😳
Och, o tej ropie to nie mogę… To jest temat, który naprawdę, bez żadnych mrugnięć oka mnie przerasta, bo nawet sobie nie potrafię wyobrazić wszystkich konsekwencji tego wycieku. Wątpię zresztą, żeby ktokolwiek potrafił. Pozostaje mi tylko przerażenie i zgroza na samą myśl, ale to jest, niestety, kompletnie bez znaczenia dla sytuacji. 🙁
dla niemieckojezycznych
http://www.tagesspiegel.de/berlin/schule/senat-erleichtert-ueber-die-niederlage-des-berliner-schuelers/1846854.html
Nie-niemieckojęzycznym wyjaśniam, że chodzi o prawo do rytualnej muzułmańskiej modlitwy podczas pauzy w szkole. Jeden z islamskich uczniów Yunus M., tak sprawę rozhuśtał, że wylądowała w sądzie, który orzekł, że szkoły nie są zobowiązane do zapewnienia specjalnych miejsc służących modleniu się.
Co mnie rozbawiło, to fakt, że kiedy szkoła Yunusa M. zapewniła mu (jeszcze przed wyrokiem) taką specjalną salę do modlitw, pobożne chłopię od lutego ani raz z niej nie skorzystało. Jakoś mi się przypomniała warta gimnazjalistów przed pomnikiem katyńskim. 😎
Nauki przedmałżeńskie to taki rarytas, że naprawdę szkoda nie skorzystać. Wprawdzie ciśnienie co wrażliwszym rośnie, ale jest potem co powspominać, opowiadać znajomym. Żałuję, że nie robiłam notatek, bo większość mądrości już mi umknęła. Zapamiętałam tylko, że teściowa jest jak kolumna, a synowa jak przewód od mikrofonu, bo zostało to zilustrowane przykładem. Zapamiętałam też, że jeśli z powodu przyjazdu cioci lub mamy przekonam męża, żeby zrezygnować z niedzielnej mszy, to mąż będzie mnie potem mógł zdradzić. To było na wykładach. Były też ćwiczenia. Z panią, która wtajemniczała w arkana watykańskiej ruletki, czyli naturalnych metod planowania rodziny. Tam już można się było odnieść do wykładanych kwestii. Całość wspominam jako niezły kabaret. Dobrze, że wtedy nie miałam nic lepszego do roboty, bo gdyby uczestnicwto tej farsie odbywało się kosztem ważniejszych rzeczy, to pewnie bym się wkurzyła.
Chwileczkę – teściowa jak kolumna, synowa jak przewód, syn, można się dorozumieć, jak mikrofon, a teść to co? Technik-akustyk, czy czastuszki do mikrofonu zapiewa? Ale właściwie zapodawaniem tekstów w mikrofon powinien zajmować się ojciec duchowny, nie cielesny, więc ta wersja chyba odpada. Ale z kolei trudno przypuścić, żeby teść był tylko jakąś mało znaczącą śrubką…
Chyba mało jestem biegły w przedmałżeńskiej metaforyce. 🙁
A Starzy, jak widzę, jednak dużo stracili. 🙄 Ale młode to wtedy było, głupie, niecierpliwe i nie potrafiło docenić kabaretowej strony nauk.
Potem może mi się więcej przypomni. Męża zapytam, może on coś więcej pamięta. W każdym razie więcej było kwiatków. Naprawdę żałuję, że ich nie spisywałam.
Byłam wtedy bardzo ruda, miałam ciążową kieckę bez ciąży w łączkę, uszy i oczy prawie wyłącznie dla pana męża, więc umykało mi wszystko swobodnie. Zresztą chodziliśmy z książkami i czytaliśmy pod ławką, całkiem jak w studium wojskowym 😆 Czego się nie robi dla rodziców 🙄
Moniko, troche na obrone Clintona, ktory nie byl moim idolem, to mial konserwatywny Senat i Izbe Reprezentantow. Te zyciowe limity to myla chyba czesc „social contract” Newta Gingrich’a. No, ale gospodarka wtedy wydawala sie mlekiem i miodem plynaca, a praca doslownie lezala na ulicy. Bylismy na wakacjach w Stanach w 1997 roku. Przez intercom w sklepach namawiali kupujacych do aplikowania o prace, formularze byly przy kasie, a manager do rozmowy o przyjeciu natychmiast!
O, porównanie nauk przedmałżeńskich do studium wojskowego trafione w dziesiątkę. 😆 Nad SW miały tylko jedną przewagę – nie trzeba było zapychać na ósmą rano. 😉
Mój tata na SW miał kajecik, w którym zapisywał co celniejsze bonmoty wykładowców. Gdyby w krakowskim mieszkaniu przeprowadzić Wielkie Sprzątanie, to na pewno ten kajecik by wylazł. 🙂
Co się w naszej domowej idiomatyce ostało na wieki, to nie zaczynając od Adama i Ewy, czyli nie zaczynając od czasów feudalnych… 😆
Mnie się Clinton, jak to dobrze opisała Monika, też wydawał bardziej lewicowy osobowościowo (a Hilaria jeszcze bardziej), a w jakiej rzeczywistości przyszło mu działać, to jest jeszcze inna para kaloszy. Wiadomo, że nawet w Stanach prezydent nie jest wszechwładny 😉 i musi się z sytuacją układać.
Udaję się w teren, tym razem nie roboczo. Jestem zaproszony na najprawdziwszy zamek, przez właściciela tegoż. Jeżeli nie zostanę wtrącony do lochu albo zamknięty w wieży, powinienem wieczorem się zjawić i powiedzieć, co dawali zjeść.
Jak znam germańskie życie, pewnie kiełbaski i piwo. 😀
Milej zabawy, Bobiku, a jak w lochach, to tylko po to, zeby toczyc z beczek piwo. 🙂 U mnie tez dzien troche zajety, bo dzis Specjalny Dzien Zosi, wiec musze sie nieco zakrzatnac w sprawach praktycznego swietowania. 😉
Bardzo lubie czytac te opowiesci z nauk przedmalzenskich. Francuscy katolicy, nie mowiac o protestantach, oraz innych innowiercach i niewiercach na calym swiecie, nie wiedza co traca. 😉 Zas luke po studium wojskowym moze choc troche wypelni spiewanie hymnow korporacyjnych (z tym, ze nie jest to jednak zjawisko powszechne). 🙄
Tereso, w Stanach, wlasnie za Clintona, pod wplywem bardzo konserwatywnego Kongresu (jak zauwazyl Krolik), przyjeto szereg ustaw dotyczacych ograniczenia siatki socjalnej. W ramach tych ograniczen, kazdy obywatel amerykanski ma zyciowy limit zasilku dla bezrobotnych, ktory sie troche rozni w zaleznosci od stanu (bo wyplacanie zasilku lezy w gestii pojedynczych stanow), i ten limit wynosi ok. 5 lat (w zaleznosci od miejsca zamieszkania, mozna go wykorzystac w jednym kawalku, albo nie). W samej administracji Clintona, w czasie wprowadzania tych ograniczen, odbyla sie rewolta, i sporo osob (tych bardziej na lewo, choc na warunki europejskie, to byla bardzo lagodna lewicowosc) wtedy odeszlo. Jedna z nich byl profesor ekonomii, Robert Reich, ktory dzisiaj wlasnie opisal sytuacje po katastrofie w Zatoce Meksykanskiej, i potrzebie aktywnego dzialania ze strony juz tego prezydenta z Partii Demokratow. Bo zarzutem stawianym Obamie ze wszystkich stron jest wlasnie jego postawa z jednej strony malego zaangazowania, takze emocjonalnego (w tym byl o niebo lepszy Clinton, Obama przypomina tu Reagana, ale Reagan byl starszym panem, a Obama jest, jak na prezydenta, mlody), a z drugiej strony zbyt duza juz osobista zazylosc z wszystkimi dyrektorami duzych firm, podczas, gdy bezrobotni sa naprawde w dramatycznej sytuacji (chocby przez te konczace sie zasilki, a takze przez to, ze choc gospodarka powoli zaczyna rosnac, to nie powstaje dosyc miejsc pracy by zastapic dramatyczna utrate tych, ktore zniknely w wyniku kryzysu – to jest wlasnie ta „jobless recovery”). A ten brak skanalizowania frustracji zwyklych ludzi przeklada sie na sukces populistow z Tea Party, i innych oszolomow z prawej strony sceny politycznej.
Tu dzisiejszy artykul Roberta Reicha (dobry, i krotki):
http://www.huffingtonpost.com/robert-reich/how-conservatives-made-th_b_592848.html
No nie wiem czy zamczysty Bobik, opchany kiełbaskami i obombany piwem, zmieści się po powrocie w koszyczku 🙄
Z mojego studium wojskowego:
„pomnik nie taki, że pod nim trup, tylko taki KU czci!”
Doro, dobrze, ze tu wpadlas – dziekuje bardzo za ostatnie interesujace foto-sprawozdanie!
Z ciekawoscia i przyjemnoscia wczesniej obejrzalam sprawozdanie z Zelazowej Woli.
Dziękuję, Moniko, wiem więcej 🙂
Nichaj mnie Zoska o wiersze nie prosi… to bardzo ladny kawalek Slowackiego, milego dnia Zosi, Moniko…
Ach szkolenie wojskowe, kto go nie pamieta…
U mnie bylo:
Kiedy tworzy sie ZOS (Zakladowy Oddzial Samoobrony -p. krolik)?
Wiec my zgadujemy: w czasie wojny? nie!. W czasie pokoju?-nie!. Gdy sa plamy na sloncu? nie!. Wykladowca: dla ulatwienia dodam, ze nie chodzi mi o czas.
??????????!!!!!!!!??????
Prawidlowa odpowiedz: kiedy zaklad liczy wiecej niz 50 pracownikow.
Kiedy? Dla ulatwienia dodam ze nie chodzi mi o czas, weszlo na zawsze do naszego studenckiego slangu.
i tak oto w pytaniu i prostej odpowiedzi o tworzenie sie ZOS zawarl, kroliku, wasz pulkownik (jak mniemam)
cala teorie wzglednosci; uklad odniesienia, predkosc, inercja, masa, dynamika-NOBEL, NOBEL
my tutaj nie mamy limitow zyciowych, podobno istnieje cos takiego jak godnosc zycia, tak mowi tutejsza konstytucja i dlatego spoleczenstwo (poslugujac sie panstwem) solidarnie
pomaga kazdemu do jego smierci
i to jest dobrze tak
Ufff!!! Taaaki jestem zamczysty, że aż mi piwo uszami tryska. Tylko z kiełbaskami się pomyliłem, bo zamiast nich dawali sery i barowo-warsowe chili con carne. 😉
Teraz już na spokojnie mogę wyjaśnić, skąd mi się to zaproszenie wzięło (bo przecież na co dzień zbyt ożywionych kontaktów z właścicielami zamków nie posiadam). Otóż ten zamek, w stanie dość ostro zrujnowanym, kupił kilka lat temu pewien przedsiębiorca, dla którego mój tata od czasu do czasu wykonuje drobne robótki. Ostatnio również w rzeczonym zamku wykonywał renowację kominka w jednej z komnat, a w dalszej przyszłości kroją się być może kolejne zamówienia. Stąd stosunki bilateralne. 🙂
Zamczysko, mimo sporego nadgryzienia, jest jak się patrzy (jak się nie patrzy też jest, ale mało wyraziste 😉 ), ze średniowiecznymi początkami (od 11 wieku począwszy) i dalszymi dobudówkami. W pełnej krasie, w latach 70-tych, wyglądało tak:
http://www.schloss-liedberg.de/SCHLOSS/AUSSENANSICHT_SCHLOSS/aussenansicht_schloss.html
a teraz bliższe jest raczej temu wizerunkowi:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/54/Schloss_Liedberg_2009.JPG
Impreza była z okazji postawienia więźby dachowej na jednej ze zrujnowanych części. Najfajniejszy moment był, kiedy główny cieśla, w specjalnym ciesielskim stroju, wylazł na sam czubek tego sakramencko wysokiego dachu i tam, opróżniając butelkę (tradycja każe ją na dachu wykończyć), recytował wierszyki-kuplety w duchu bardzo bobikowym. Aż mi ogon sam chodził w rytmie! 😀 A potem tę butelkę, na wzór chrzczenia statku, o belkę rozpirzył, po czym o własnych siłach zszedł na dół, co przejęło mnie nabożnym zdumieniem. 😯
Potem to już piwo, piwo i jeszcze raz piwo, a to już nie takie ciekawe, więc zmyłem się chyłkiem i wróciłem na blog. 🙂
Faktycznie, duża rzecz 😉 Bardzo mnie cieszy, że nie moja 😆
Haneczko, jak ja dobrze Twoją uciechę rozumiem! 😀 Nasza rudera w porównaniu do tego zamczyska wielkości insekta, a wciąż jeszcze nie całkiem wyremontowana. 😉
W podzięce Pani Kierowniczce za inspirację…
Była wieś sobie, ot zwykła wieś, jednak było coś w niej
właśnie to „coś w niej” opiewa pieśń, a co, baczenie miej…
Mieszkał tam sołtys co władzę miał, dobry dla ludzi był,
nie chrapał nigdy, nawet gdy spał! Mimo, że sporo pił.
Kowal w tej wsi zaś gdy podpadł ktoś, w mordę nie walił go,
kuł mu medalik: bierz i go noś, dobrem zwalczał tak zło,
a weterynarz o zwierza dbał, zawsze przybył na czas,
wiedzę ogromną o zwierzu miał, chociaż skończył pięć klas,
jak nauczyciel, który co noc Pitagorasa kuł
i był już blisko, czuł już tę moc, jednak ciągle był muł…
Zaś ksiądz dobrodziej, który za dnia grzechów osłabiał moc,
młodzież zapraszał, chroniąc od zła tym, że z nią spędzał noc.
Asfaltem drogi pokryła wieś, ma meliorację na fest,
pora już kończyć radosną pieśń, bowiem już powód jest,
by sołtysowi za jego trud pomnik wystawić i –
pomnik nie taki, że pod nim trup, tylko taki KU czci!
Pozostaje tylko w nabożnym zachwycie powiedzieć: o , KU… 😆
I nagłe przypomnienie ze studium wojskowego: jak doprowadzić powietrze, żeby silnik mógł zassnąć?
O, i drugie, podczas sprawdzania obecności: co jest motywą, że nie byłeś?
A nawet trzecie, wyjaśniające Wszystko: zadania stawia się na różną głębokość!
😆
Nie moge się podzielić bonmotami ze studium wojskowego, bo za moich czasów już nie było, ale miałam w szkole przysposobienie obronne. Pani nauczycielka już nie nosiła czerwonego krawata, ale myślę, że w szafie miała pokaźną kolekcję. Mądrości mniejszego lub większego kalibru padały właściwie na każdej lekcji, ale zapamiętałam tylko jedną, ponieważ padła podczas odpytywania mojej skromnej osoby i musiałam się dla odmiany skupić na tym, co psorka mówi. Otóż, proszę szanownego Koszyka, jaki rodzaj broni jest najbardziej humanitarny? Noooo? Ci, którzy kombinują w kierunku broni białej, mylą się grubo. Zupełnie nie w tę stronę. Chodzi bowiem o bombę wodorową, która niszczy „życie biologiczne, nie niszcząc ludzkiego dorobku kulturalnego”
Ze studium wojskowego wprawdzie nic mi się w tej chwili nie przypomina, za to pamiętam z nauk przedślubnych ostatnią, jakiej nam udzielił proboszcz. Zapytał nas, czy wiemy, po co jest nam potrzebna przedślubna spowiedź. No i nas też zaraz uświadomił. Aby wyspowiadać się z tego, że śpimy ze sobą przed ślubem. No i dobrze, że śpimy, bo dlaczego kupować kota w worku.
A nauka indywidualna była jeszcze lepsza, przy piwku panowie dyskutowali o samochodach.
A że jesteśmy przy kościelnych tematach, jeszcze to:
http://wybory.wp.pl/kat,1025913,wid,12313366,wiadomosc.html?ticaid=1a3f7
No, nie mogę się prof. Środą nie zachwycać! A to dlatego, że tak często dokładnie to mówi , co ja myślę (czy ja przypadkiem już tego nie mówiłem?). Też mam taką zasadę, że mniejsza o zasady, jeżeli miałyby komuś zaszkodzić. Najważniejsze są konsekwencje tego, co robię, dla konkretnych osób, bądź grup.
Jestem skłonny odstąpić od każdej ze swoich zasad moralnych, jeżeli widzę, że w praktyce przyniosłaby ona zło. Dlatego żelazna pryncypialność po prostu mnie przeraża. Ze względu na praktyczne skutki, ale również jako objaw pewnej aberracji umysłowej.
Okej, aberracje umysłowe są godne współczucia, nie potępienia. Niemniej jednak potrafią być przerażające. I wolno, a może nawet trzeba to jasno powiedzieć. 🙄
Ooo, Vesper, myślę, że nie doceniłaś swojej psorki. Toż ona całkiem nową definicję humanitaryzmu podała! Własną, oryginalną, nieskażoną (jakąkolwiek myślą).
Sztokholm czeka! 😎
Tiaaa… z jednej strony mam ochotę powiedzieć, że po odejściu Barbary Skargi, Magdalena Środa jest moim ulubionym kobiecym głosem w rozmowach o Polsce i polityce itp. Z drugiej strony to nieprawda, że wcale nie wyróżniam kto tu ma głos kobiecy a kto tenora, po prostu mówi tak jak mówią mądrzy, zrównoważeni ludzie i jest jednym z głosów niosących nadzieję, że w Kraju myślenie może wygrzebać się ze stosów bzdur.
Oczywiście, to też jest pewna aberracja, nie tyle umysłowa, co społeczna, że trzeba mądre głosy dzielić na męskie i żeńskie. Ale w pewnych sytuacjach istotnie trzeba. Niemniej jednak nie mam szczególnych wątpliwości, że w tutejszym towarzystwie takie głosy jak M. Środy są, chwała rozumowi, bezpłciowe. 😉
Środa i wspomniany przez nią Sławek Sierakowski to moje najbardziej ulubione głosy współczesnej Polski.
Ależ doceniłam psorkę, Bobiku. I to od ręki, spontanicznie, zaraz po tym, jak już mi szczęka powróciła do normalnej pozycji, powiedziałam pani psor chapeau bas, co pewnie uznała za inwektywę, ale z barku pewności postanowiła nie komentować, po czym usiadłam w osłupieniu, z którego do tej pory w zasadzie nie mogę się otrząsnąć 🙂
Vesper 🙂
za barek pewności blogowy Nobel!
W obecnych wyborach i tak normalni wyborcy już mają „przechlapane”. Może po prostu mądrzy ludzie, tacy jak Sroda, powinni teraz właśnie już zacząć nową kampanię na rzecz następnych wyborów?
Proszę, proszę, barek pewności … Freudowskie zapewne, bo mi właśnie czerwone chilijskie „wyszło” 🙂
Bobiku! zauważ, też napisałam „bezpłciowo” – ludzie, nie kobiety. Podobno kobieta też człowiek, chociaż do niektórych w parlamencie do dzisiaj to jeszcze nie dotarło.
No jasne, że szapoba jest inwektywą. Ty szapobo jedna! 😆
No co za niesprawiedliwość. Jedni ćpają, żeby rozluźnić fantazję i wychodzi im popłuczyna z kotka co spadł z płotka, a drudzy zanurzą wargi chilijskim winie i im barki rozrastają się.
Przy okazji, Heleno, skoro masz nową zabawkę, czy wystawisz na Allegro swoją słynną Twórczą Klawiaturę?
Tak, tak. Kobieta też człowiek. W pewnych kręgach lansowane było nawet hasło kobieta najlepszym przyjacielem człowieka. Pamiętam nie ze szkoły, tylko z redakcji „Studenta”, bardzo postępowego pisma w końcówce lat 70-siątych. 🙄
Studenta czytałem. Pisało i rysowało tam kilku ciekawych ludzi. Kobiet zresztą też…
😆
Ale to jest właśnie ciekawe, że „Student” był głosem niepokornych, siedliskiem liberałów, itp. A i tamże w swoim czasie (jak wszędzie zresztą) takie dowcipy nie tylko były na porządku dziennym, ale też były uważane za oczywistą oczywistość. Co więcej, nawet dla kobiet były śmieszne. 🙄
Genderowy aspekt sprawy łatwo zobaczyć, kiedy sprawę się odwróci. Mężczyzna najlepszym przyjacielem człowieka. Czy to kogoś może śmieszyć? 😯 No właśnie.
Coraz lepiej: http://wyborcza.pl/1,75478,7945192.html?bo=1
A ciekawe, kiedy gówniarzeria miała okazję czytać Studenta, dyć w latach ’70 to chyba raczej Misia czytała…
No fakt, zapomniałem, że tata mógł zachomikować archiwalia w domu…
A musiała to gówniażeria czytać? Mogła ino studenta spotykać… 😆
Panno Koto, dwa linki w jednym poście nieodmiennie kończą się kiblowaniem w poczekalni. 😉
O, kurczę! Nie wiem, czy przez przypadek tych linków nie wykasowałem. 😳 Jeżeli tak, to najmocniej przepraszam i proszę o powtórzenie. Tym razem zadbam, żeby weszły.
Spotyka student gówniarza
no, to się zdarza…
spotyka gówniarz studenta
ot chwalipięta…
Z tym genderowym widzeniem spraw mam na pieńku.
Tak jak machismo mnie obezwładnia, tak samo feminizm.
Nic na to nie poradzę.
Zdaję sobie sprawę z konieczności szukania wyrazistych form wyrazu, ale tu szczególnie często są przerysowania, skazujące głosicielki na śmieszność.
Najlepiej widać to w haśle równouprawnienia.
Głoszące je kobiety wyraźnie nie znają pojęcia równości.
Albo równość, albo równouprawnienie…
No, to tyle…
Mało, że dwa, to jeszcze te same. Ten drugi był linkiem w tym pierwszym. Są z lewej strony w tekście, chodziło o zbieranie podpisów w Skoku.
http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,7840268,Bedzie_Instytut_Kaczynskiego_i_ziec_Lecha_w_Sejmie_.html
A teraz już dobranoc, skonsumowałam ostatniego trufla „dunkler Marc de Champagne”, mogę spokojnie zasypiać licząc trufle zamiast baranków.
Trzeba trzymac prof. Srode za slowo, ze bedzie startowac do wyborow za 5 lat, a na razie zacisnac zeby. Dzieki za link Panno Koto.
zeen, mnie przerysowania zapewne tak samo śmieszą jak Ciebie. I pewnikiem ten sam młotek pod pachą noszę, żeby w razie czego udostępnić do popukania w czoło… 😉
Niemniej jednak nie mogę nie zauważyć, że do pewnego, nie tak znowu odległego momentu czasowego, mizogynizm (w łagodniejszej wersji „tylko” lekceważenie wobec kobiet) formował ogólny, nie tylko męski sposób myślenia. I to się, kurczę, dość skutecznie przyjęło. Do tego stopnia, że nawet ludzie płci obojga, jak najbardziej będący za równouprawnieniem, nie widzą objawów dyskryminacji. Nie ze złej woli – z czystego przyzwyczajenia. Co tu dużo gadać, sam czasem nie widzę. 😳
Przyznaję – manify mnie nie biorą, bo są na ogół infantylne i w złym guście. Wiele innych feministycznych akcji nie bierze mnie z tego samego powodu. Ale to nie powód, żeby wylewać dziecko z kąpielą.
Wszelkie dyskryminowane grupy po dojściu do głosu są skłonne do przesady. Prawo wahadła. 😉 A rolą rozsądnych, trzeźwych i umiarkowanych – z obu stron – jest doprowadzenie wahnięć do stanu akceptowalnego w cywilizowanym społeczeństwie.
Najlepszą miarą wahań jest oczywiście mój ogon. 😆
A ja mysle, ze kobiety domagajace sie rownego traktowania nie musza sie tlumaczyc przed nikim i przepraszac, ze uzywaja takich czy innych metod perswazji, dopoki sa to metody uznawane w demokrcji. Nie mam nic przciwko metodom i formom, ktore moga sie komu innemu wydac infantylne czy w zlym guscie. Zwlaszcza, ze nei przypominam sobe aby w czasie civil rights movement (na ktory sie jeszcze zalapalam w koncu lat 60-tych w Ameryce) ktos wysuwal argument, ze manifestacje, wwiece, pochody byly w zlym guscie albo nie byly dosc powazne.Jesli kogos ten ruch irytowal, to zazwyczaj tylko i wylacznie dlatego, zze uznawal, ze Murzynom sie rowne prawa i miejsce w spolezenstwie nie nalezy. Ato juz jest zupelnie inna narracja.
Mnie sie manify podobaja, bo p odoba mi sie kazda niezgoda na drugorzednosc, niesprawiedliwosc.Dobry gust niewiel ma z tym wspolnego.
Zreszta, jak juz nieraz tu wspominalam, to co w Polsce uchodzi za wojujacy feminizm, jest w krajajch z dojrzala demokracja mainstreamem. Gdybym powiedziala w Anglii czy USA, ze jestem „feministka”, pewnie by mnie zapytano czy sie nadzwyczajnym odrozniam od tapety.I nie umialabym nato odpowiedziec.
Niespodzianka, do kawy – http://wipwiphura.ning.com/video/janusz-korwin-mikke-i-arur-1
dobrych wiadomosci czesc kolejna; slonce, ogromne slonce,
jeszcze bez ciepla, ale………….
zapowiada sie mily dzien bez deszczu (moze wypasionych
premiera?)
teraz brykam na kilka godzin do przegladania pozycji 🙂
tereny zielone, S-Bahn, slonce przez okno, ksiazka,
zycie jestes wspaniale 🙂 😆
➡ pani Sroda na Prezydenta, wolalem i wolam ponownie
🙂
Helena oczywiście ma rację pisząc o braku konieczności tłumaczenia się, jednakże jej obserwacje ze świata dojrzałych cywilizacji prowadzą ją na lekkie manowce. Daleko nie wszystko, co świat zachodni „przewalczył” jest dobre i przydatne gdzie indziej. To w ramach political correctness dochodzi do śmieszności i przegięć, o których już wiele razy…
Oczywiście, że nikt nie będzie kwestionował idei, ale do czego ją doprowadzono – to już jest ważne: każdy ruch się degeneruje i o tym trzeba pamiętać.
Ów mainstream, o którym Helena pisze, jest raczej aberracją a nie przykładem dojrzałości demokracji. Wojujący feminizm bliższy jest mizoandronizmowi.
Drażni – mnie także – postawa nauczyciela: oto ja widziałem i przekazuję wam: bierzcie i stosujcie
Otóż niekoniecznie, głupstwa często wyglądają bardzo atrakcyjnie.
Podglądać, uczyć się, zapożyczać dobre wzorce – jasne, że tak.
Ale pamiętać o różnicach i o zdrowym rozsądku, krytycyzmie.
Odmiennie od Heleny uważam, że dobry gust ma z tym wiele wspólnego, bo wiele pozytywnych działań nie jest skutecznych i odstręcza ludzi właśnie z uwagi na formę, która często budzi sprzeciw.
No to o formie http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,104808,7948293,_Kazdy_to_moze_widziec_sam_i_to_zostawiam_inteligencji_.html
Kiedys sufrazystki, w kraju i zagranica, byly przedmiotem kpin, zarowno one jak ich metody sie wydawaly smieszne. Ale to o co walczyly, bylo, z dzisiejszego punktu widzenia, sluszne, warte walki i szkoda, ze szacowne instytucje im wspolczesne byly z tylu a nie z nimi w pierwszym szeregu. Dzisiaj moze mniej pamietamy metody sufrazystek, a bardziej ich odwage i determinacje.
Podobnie z segregacja rasowa w Stanach: Rosa Park zaaresztowana za zlamanie prawa i nie ustapienie miejsca bialemu mezczyznie w autobusie, potem bojkot autobusow, to nie byly jakies wielkie metody, ale zapocztkowaly wielkie zmiany, bo zmusily innych do dostrzezenia niesprawiedliwosci….
Ale idea rownosci kobiet, na pewno warta poparcia. Mezczyzni maja zony, corki, matki, siostry, i tez chca dla nich rownych mozliwosci, prawda? Mozna tez popierac te cele innymi metodami, swoimi metodami…
W takich Stanach juz 20 lat kobiety sa szefami w polityce zagranicznej: Albright, potem Rice a teraz Clintonowa, ta ostatnia o wlos, a zostalaby prezydentem. My mamy prof. Srode.
No to niech będzie:
Agora dziwnym trafem nie dostrzega języka tuskokomorowskiego, który nie mniej bogaty jest w składniowe łamańce. Zatrudnia profesora, który wywiązuje się z zadania pierwszorzędnie – wsącza złośliwostki akurat wg życzenia zamawiających. Jeśli chodzi zaś o profesjonalizm – mam niejakie wątpliwości, bo mimo zamówienia, uczciwie należało przewalczyć wydrukowanie opinii narzucającej się średnio bystremu baranowi, że zdanie owo oznacza ni mniej, ni więcej, że prezes ceni przede wszystkim inteligencję – bez względu na nację, a że do Polaków to mówi – jasne, że dodał ich na końcu.
Takie „subtelności” drukowane w GW i sączone w innych mediach są przeze mnie z góry skazane na pogardę.
Nie jest tak, jak próbują nam wmawiać: ci są biali, ci czarni.
Gówno prawda, wszyscy są troche biali, trochę czarni i wszyscy dopuszczają się licznych manipulacji – dostarczając żeru licznym entuzjastom. Odsiać to wszystko – zostanie kilka ziarenek.
Dlatego pokarmu szukam gdzie indziej, mam rodzinę na utrzymaniu…
Cenię prof. Środę, ale na tym stanowisku jej nie widzę. RPO tak, ale nie prezydentura.
Oj, zeen 🙂 A mnie rozbawiło nobilitujące odwołanie do inteligencji Polaków 😆 No i sam prezes w poprawnościowym kagańcu 😉
Czemu nie Haneczko?
Prezydent Finlandii Tarja Halonen, Litwy Dalia Grybauskaite, premier Islandii Johanna Sigudardottir, Sroda im nie ustepuje. Moim zdaniem wszystkie te panie nie maja mniej talentow niz kazdy z naszych 10-ciu kandydatow na prezydenta.
cd
Mary McAleese prezydent Irlandii.
Nie będę umiała dobrze tego wytłumaczyć, Moniko. Nie chodzi o kobiecość czy o ilość talentów, szczególnie w porównaniu z panami. Nasza prezydentura jest mało konkretna, więcej można osiągnąć działając pod powierzchnią, niż na zewnątrz (oczywiście nie mówię o psujstwie). Tworzenie klimatu to trochę za mało dla p. Środy. Ona jest do czarnej roboty.
Żył sobie królik hen za morzami,
tam i cytryna dojrzewa,
dojrzała również swemi oczami
haneczka i to, co trzeba!
A mianowicie, ze królik wcale
się nie wybiera donikąd,
czuje się dobrze oraz wspaniale
gdy go wołają Moniką…
A Monike Krolikiem… 😆
A co do prof. Srody, to dla mnie jest ona swietnym glosem publicznie wyrazajacym wazne, i brakujace w polskiej dyskusji tematy (feminizm, rozdzielenie Kosciola od panstwa, etyka). Ale mysle, ze na prezydenture ma raczej slabe szanse, nawet jesli wystartuje. Sufrazystki tez nie od razu poszly w stanowiska, raczej sie to zaczelo przydarzac drugiemu i trzeciemu pokoleniu… Zas profesorom, i intelektualistom w ogole, raczej jest pod gorke w obecnych demokracjach medialnych (i profesorowie, oraz intelektualisci nawet sami zajmuja sie pisaniem o tego przyczynach). 😉
Teraz ide dojsc do siebie po intensywnym Dniu Zosi (dziekuje Kroliku, bardzo lubie ten wiersz o Zosce). Do tego musze umykac latajacym samolocikom, ktore sie wczoraj w domu pojawily, i teraz lataja WSZEDZIE. 🙂
zeen, za słabo mnie kąsnąłeś 😳
Przepraszam Królika i Monikę 😳 Najwyraźniej mam kwalifikacje na byłego prezydenta 🙁
Dzień dobry 🙂 Musiałem się dziś zatroszczyć o zdobycie całkiem realnego pokarmu, dlatego na blog dotarłem z opóźnieniem. Ale z tym większą chęcią zaraz ozór rozpuszczę. 😉
Do wojującego feminizmu: ja w ogóle nie w tych kategoriach patrzę, czy on jest bardziej, czy mniej wojujący. A niech sobie będzie i skrajny (w demokracji jest miejsce również dla skrajnych poglądów), byle był z głową, dobrze uargumentowany, sensownie sformułowany, itd. Wtedy można z nim dyskutować. Zgadzać się lub nie, ale – traktować poważnie i z szacunkiem. Rozumiem też, że walka z z zastanym musi czasem przybierać formy ostrzejsze – obywarelskiego nieposłuszeństwa, demonstracji, itp. Ale jeżeli jakiś – jakikolwiek – ruch zaczyna popadać w infantylizm i bezguście, to dla mnie jest to dzwonek alarmowy, że coś w nim źle się dzieje i należałoby sprawę dobrze przemyśleć.
Niechętnie wsiadam na wysokiego konia, ale tym razem wsiądę i odwołam się do herbertowskiej potęgi smaku. O cóż chodziło w tym wierszu? Przecież nie o to, żeby dokopać czerwonemu, tylko z grubsza o to, że pewne idee same sobie strzelają w stopę lekceważąc estetykę, formę. A ona decyduje o tym, jak treść będzie odbierana, już na poziomie refleksu, zanim dojdzie do refleksji.
Dlatego będę dalej warczał na przejawy bezguścia, które nawet najsensowniejszą myśl potrafią zepsuć i od niej odstręczyć. A tym bardziej będę warczał, im bardziej mi na jakiejś myśli zależy. 😉
I żeby było jasne – nie chodzi mi o to, że wszystko ma być sieriozne i z zadęciem (czy znajdzie się zresztą tak wariat, który by mnie o to podejrzewał? 😉 ), bo np. ze wszech miar cenię sobie Pomarańczową Alternatywę. Niech będzie i lekko, z przymrużeniem oka, z wariactwem, z kpiną. Niech tylko nie będzie takie, żeby mi z punktu pysk wykrzywiało. 🙄
A jak chodzi o prof. Środę, to tak samo jak Haneczka chętniej bym ją widział na innym stanowisku, niż prezydenckie. Bo prezydentura w Polsce jest tak skonstruowana, że wymaga od kandydata umiejętności samoograniczania, wypośrodkowania, koncyliacyjności. A prof. Środa nie jest szczególnie koncyliacyjna i bardzo dobrze. 😉 Niech nie będzie. Takich osób też potrzeba, tylko niekoniecznie w prezydenckiej roli. 🙂
Oj, jakoś mi we wczzorajszej bieganinie umknął Dzień Zosi. No to posyłam dzisiaj bardzo serdeczny samolocik. 🙂
Możemy przyjąć, że nie dotarł wczoraj, bo utknął w Chmurze. 😆
haneczko,
nie zamierzałem kąsać, jeszcze nie wieczór 😉
A takie pomyłki to nic wielkiego, każdy potrafi…
😆
Dziekuje, Bobiku. 🙂 I tak mamy caly Weekend Bez Szpinaku, a wczoraj zalowalam, ze nie bylo z nami Psa, gdy ludzkie szczeniaki w wiekszej grupce, calkiem spontanicznie, i bez uprzedniej lektury Gombrowicza, zakonczyly wieczor strojeniem przeroznych min. 🙂
A co do potegi smaku, to przypomina mi sie anegdotka o tym, kiedy sie zaczal Renesans – gdy umierajcy arystokrata odmowil ucalowania krucyfiksu na lozu smierci, twierdzac, ze nie moze, bo jest zbyt brzydki. Bardzo mi jest bliska ta anegdota, choc mysle, ze rozwazania estetyczne dotycza tylko jakiejs czesci spoleczenstw (delikatnie mowiac)…
Haneczko 🙂
A. bo haneczko, zeen jak mu sie chce, moze zakupletowac z cienkiej albo z grubej rury.
zeenie, zyczylabym sobie, zeby tu curyna dojrzewala a pomarancz blask majowe zlocil drzewa… Niestety, Mickiewicz mial na mysli Italie, ale to bylo jeszcze w przedmafijnej Italii. Teraz nie chcialabym mieszkac w Italii z powodu mafii, korupcji, stosunku do kobiet (co swietnie uosabia Silvio B.).
Fine, jesli nie chcecie Srody na Prezydenta. Be like that! Ale nie chce mi sie wierzyc, ze te prezydenckie cechy o ktorych pisze Bobik posiadalo w wiekszym stopniu naszych 10-tka obecnych kandydatow. Ja chociaz popieram Komorowskiego, to obawiam sie otworzyc rano gazete, ze cos walnie i pogrzebie swoje szanse.
Zajme sie dzisiaj sprawami ciala. Mianowicie Bobiku, po wczorajszych pasztetowkowych przemawianiach na Dywanie, pojechalam z rana na targ i kupilam kawalek rzeczonej. Do tego bagietka. Do tego kwaszony ogorek i szczypiorek. Nie moge sie juz doczekac lunchu! Wszysko ci dokladnie sprawozdam.
Mysle, ze na tym poziomie na jakim w Polsce i innych krrajach postkomunistycnych znajduje sie swadomosc feminitycna w tej chwili na „dyskusje” o feminzmie nie na ma pola. Bo dyskutowac mozna z pozycji rownosci dyskutantow. A my mowimy o podstawowych prawach czlowieek, ktore zostay juz przerobione. To tak jak niepelnosprawni nie musza dyskutowac, ze ulice i budynki uzytecznosci publicznej musza byc dostepne takze dla ich, Murzyni nie musza dyskutowac czy wolno im jezdzic atobusem dla bialych, dzieci czy powinny byc wychowywane z pmoca dotkliwych kar cielesnych, zas kobiety nie musza dyskutowac czy powinny miec kontrole nad wlasna rozrdczoscia. Kryteria estetyczne tez nigdzie tu nei wchodza w rachube. Najierw nalezy zapewnic, ze obie stroy dyskutujace startuja z rownych pozycji.
I dopieero wtedy gdy rowne prawa sa egzekwoane mozna sobie pozwolic na dyskusje: czy pornografia uwlacza godnosci kobety czy nie (tak jak dyskutowaly Betty Friedan z C. Paglia) czy jakies inne cienkosci ideologiczne.
Zas co do obaw, ze w krajajch dojrzalych demokracji feminzm prybiera aberracyjn3 fprmy, to spiese zapewnic, ze osobiscie sie z tym nie spokalam = ostatni raz czytalam w jakims brukowcu kilkanascie lat temu, ze jakas nauczycielka literatury w szkole sredniej nazwala Romea i Julie „dramatm wsciekle hetroseksualnym” – a i tu nie jestem pwna czy gazeta napsiala prawde, bo byl to Sun. Natoniast spotykalam sie nieraz z dyskryminacja kobiet, ktpra by la starannie ukrywana przez perpetrators, gdyz wiedzieli oni,zemoga ostro dostac po uszach i skonczyc w sadzie pracy lub jakims innym.
Dziesiec lat temu mialam w reku dokument: bylo to skierowanie do ew.pracy z urzedu zatrudninia, na ktorym byla odreczna adnotaacja niedoszlego prcodawcy: „Nie przyjmujemy do pracy cyganow”. Dzesiec lat temu. Dzis napisalby pewni inaczej i zrobilby to samo. Ale juzby wiedzial, ze musi to ukrywac. Ale wez jakakolwiek gazete w Polsce z ogloszeniami o pracy i mozna tam wciiaz znalezc anonse, ze potrzebna jest sekretarka w wieku od 18 do 27 lat, i musi byc atrakcyjna.
Porzucam na chwilę wyrywanie chwastów i lecę ratować dzieci, którym grozi wylanie z kąpielą. 😎
Nie zauważyłem, żeby ktokolwiek na tym blogu podawał w wątpliwość, że kobietom równouprawnienie należy się jak psu zupa. Wręcz przeciwnie, chyba wszyscy (włącznie zeenem 😉 ) uważamy to za tak oczywistą oczywistość, że na tym poziomie istotnie w dyskusję się nie wdajemy, bo po co, skoro wszyscy są zgodni. Natomiast dyskusja o estetyce, o formie mnie wydaje się jak najbardziej potrzebna, bez względu na to, w którym momencie ruch feministyczny (czy inny) się znajduje i zaraz podam przynajmniej jedno uzasadnienie tego przekonania.
Nie posiadam tylu palców u wszystkich łap, ile razy prowadziłem w Polsce bardzo podobnie brzmiące rozmowy z kobietami – Ja, broń Boże, nie jestem feministką! – No dobrze, a jaki masz stosunek do… tu następuje wyliczenie głównych feministycznych postulatów. – A, jak o to chodzi, to oczywiście jestem za. – To dlaczego mówisz, że nie jesteś feministką? – No bo… I niemal zawsze w rozwinięciu tego no bo okazuje się, że chodzi właśnie o estetykę. Że pewne odłamy feminizmu odstręczają bardzo nawet wyemancypowane kobiety infantylizmem, durnowatością czy nadmierną agresywnością formy. Co więcej, jeżeli to są odłamy głośne i widoczne, to wiele osób nabiera przekonania, że cały ruch ma wyłącznie to do zaproponowania. I nie uważam, żeby udawanie, że tego nie ma, leżało w interesie feminizmu jako takiego.
Dbanie o formę jest w moim rozumieniu wyrazem czystego pragmatyzmu, a nie pięknoduchostwa. Dlatego będę ze wszystkich sił dopieszczać np. feminizm w wydaniu Środowym, a wykrzywiać się na takie jego wydania, których forma mi się nie podoba. Po to, żebym mógł bez zażenowania przyznawać się, że jestem feministą. 🙂
A ja mysle, ze rozmwy o estetyce, na ktore powoluje sie Bobik, sa tylko przykrywka na niepokoje duszy, majace rozne zrodla: nauczanie kosciola w Polsce, strach przed smiesznoscia, umylowe lenistwo czy przekonania, ze wszystko powinno pozostac po staremu. Tak oczywoscie nie mysli Bobik-feminista, ale tak mysla czesto ludzie obojga plci, powtarzjacy mantre „nie jestem feministka, ale…”
Dlatgo ja bede powtzrac do usr… smierci: wzgledy estetcne musza ustapic przed walka o elementarne prawa czlowieka. Kazdy walczy jak umie i nie mozna zakladac,ze walke te beda prpwadzic wylacznie ludzie z tytulem naukowym czy o wyrafonowanym smaku. Solidarnoci tez nie zakladali intelektualisci, choc to oni wlasnie musieli poczatkowo sformulwac zalozenia ruchu.
Bo nawet te – dodam – infantylne formy dzialalnosci, ktore denerwuja niektoruch – one tworza, zmieniaja klimat spoleczny w Polsce i to widac golym okiem. Zeszloroczny Zjazd Kobiet mnie o tym przekonal. Takiej frekwencji nie byloby jeszcze pare lat temu,gdyby nie te najbardzij podstawowe formy prptestu jak manify 8 marca, cokolwiek byo nich niemowiono.
Heleno, chyba sama dobrze wiesz, że każdy ruch, który tłumi krytykę lub odkłada ją na później, „bo teraz trzeba walczyć o”, zmierza w kierunku samozagłady. Zdolność do autorefleksji, krytykowania i przyjmowania krytyki, samoreformowania się, etc. jest jedyną szansą na przetrwanie. Zresztą, nawet sama nazwa „ruch” zakłada, że trzeba się ruszać, a nie okopywać na pozycjach. 😉
Skonczylam niestety! drugiego Larssona, zas trzeci, ostatni musi niestety! poczekac na powrot do domu, bo tam jest juz w paperbacku!
Back to Marylka od Forsyteow, alias poor Yorrick!
Czy Zjazdu Kobiet nie byłoby bez manif? Nie wiem i nikt nie wie. Odpowiedź na to pytanie jest możliwa wyłącznie w sferze gdybania. Ja bym raczej zadał inne pytanie: czy właśnie taka formuła jak Zjazd Kobiet nie ma znacznie większej mocy przyciągania niż manify? Bo jeżeli tak, to może lepiej skupić się na rozwijaniu takich formuł, niż na obronie tych, które wiele osób odpychają?
Tak tylko kombinuję, jako zaprzysięgły pragmatyk… 😎
Ja podwazam integrity tej krytyki. Innymi slowy nie wierze, ze argumenty sa autentyczne, bo nie wynikaja z autentycznego poczucia, ze tego „nie godzi sie robic” (czego dokladnie?), tylko z niecheci do zmieniania status quo. Zaden masowy ruch na rzecz praw czlowieka nie przejmowal sie estetyczna forma protestu. Walka o rowna pozycje w spolenstwie jest ruchem praw czlowieka i obwatela.
Mozna nie wierzyc Heleno, ale zeby od razy przypisywac, ze tak naprawde to zwolennicy rasizmu i nietolerancji to chyba troche za daleko. Nie jestem pewna czy to mialas na mysli. Kto nie jest z nami ten jest przeciw nam to byla bolszewicka zasada. Forma moze sie nie podobac, niekoniecznie dlatego, ze nie podoba sie tresc.
Jerstem gleboko przekonana, ze bez wyslkow zmierzajacych w ierunku wymienienai pierd..ego „Swieta Kobiet”na Dzien Kobiet, kiedy przypomnamy ulicy o swoim istnieniu i nierozwiazanych problemach, nie byloby tego zjazdu, nie bylby taki, zas prasa polska nie pswiecalaby tyle miejsce na debate o postulatatch zjazdu. To nie znienawidzona w katolickim spoleczenstwoe Prof. Sroda sprowadzila te kobiety,lecz ulica, nie banie sie smesznosci czy agresji, odrzucanie dotychczasoowych form „skladania czci naszym drogim paniom”, „kwiatkow dla Ewy” i innym infantylnym formom ddostrzegania kobet. Ulica pokazala sile i ulica pokazala,ze jest to ruch dla wszystkich, a nie tylko nielicznych wielbicelek ani Srody,jak Ty i ja, i reszta blogu Bobika.
Tak, też uważam, że nie możemy lepiej od samych zainteresowanych wiedzieć, jakie są ich intencje i to jeszcze stosując zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Ja tam wolę w każdym konkretnym wypadku zapytać, dlaczego ktoś w czymś bierze udział bądź go nie bierze i dopiero wtedy wyciągać wnioski. Niekoniecznie potępiające. 😉
Ruch bez zdolnosci do samokrytyki i autorefleksji jest rzeczywiscie w dluzszej perspektywie skazany na zaglade, jak to ladnie sformulowales, Bobiku. I jako druga zaprzysiegla pragmatyczka, 😉 zgadzam sie z Toba, ze najlepiej przekonywac do sprawy takimi metodami perswazji, ktore sa skuteczne (malo skuteczne jest mowienie, ze „lek niesmaczny, ale i tak go wez” – przynajmniej nie wsrod szerszej publicznosci, bo na niesmaczne leki jest zawsze malo chetnych). Zas wyszukiwanie zlych intencji u mniej entuzjastycznych osob mnie przypomina glowna krytyke freudyzmu jako teorii z gory niepodwazalnej (a wiec nie naukowej), nie mowiac juz o wspomnianym przez Krolika bolszewizmie…
A poza tym mnie sie wydaje, ze tu i tak, nawet wsrod osob z feministycznymi pogladami, ktore wzdragaja sie przed nazwaniem ich feministkami, to wcale niekoniecznie tylko presja srodowiska, czy strach przed smiesznoscia sa elementami blokujacymi. Mysle, ze tu sie wlacza zjawisko wielosci tozsamosci i ze niektore kobiety po prostu uwazaja, ze mocne podkreslanie jednego aspektu ich tozsamosci, przyglusza inne aspekty, tez dla nich bardzo wazne (a to moze byc bycie inzynierem, lekarzem, pisarzem, biznesmenka, czy czlonkiem kolka zbieraczy znaczkow, itp.). Ta postmodernistyczna wielosc jest juz wlaczana juz przez kolejne fale feminizmu. Podobne rozterki dotyczace tozsamosci przezywaja na przyklad czarnoskorzy Amerykanie – kiedy czasem wola mowic z wewnatrz swojej tozsamosci grupowej przesladowej grupy, a kiedy indziej z zupelnie innej, ktora nie ma z tym nic wspolnego. Podobna dyskusja tez dotyczyla (juz jakis czas temu) tego jak mowic o niepelnosprawnych, zeby ich niepelnosprawnosc nie pozostala jedyna wyrozniona cecha, ktora ich definiuje – bo przeciez nie o to chodzilo. Dlatego na przyklad prawo „The Americans With Disabilities Act” nazywa sie tak jak sie nazywa („Amerykanie z niepelnosprawnoscia” a nie – „niepelnosprawni”) pod wplywem zreszta samych zainteresowanych.
Chyba rzeczyiscie zle mnie zrozumiales,koliku. Mnie chodzi o o by oczyscic te dyskujsje z pseudoragumento: mamniechecdo feminizmu,bo nie odpowiadaja mi formy protestu, bo sa maloo estetyczne. Kiedy dwa lata temu tlum osob w wozkach przykul sie do ogrodzenia Parlamentu w Londynie,aby zaprotestwac preciwko zzmianom w procedurze przyznawana zasilkow, bylo to „malo estetyczne”. Parlament sie wycofal z zamiarow. Wielu ludzi, a awet dziennikarzy w Polsce na kazda wzminke o pardach rownosci, powoluje sie na wzgledy estetyczne. Ale te parady sa niezbedn , bo zmienija stan swiadomosci ulicy w kwestii mniejszosci seksualnych. Moja matka nie czyta madrych artykulow na temt dykryminacji homosesualistow, ale dzieki temu, ze parada przechodzila latami pod naszymi oknami, nie uwaza juz, ze poinni byc dyskryminowani. Jest to dla niej w tej chwili pewnik, choc wcaz zniza glos, mowiac: wiesz, syn R jest chyba …tego…. Dodajac natychmiast: kazdy ma prawo do wlasnego szczesscia.
Zaryzykowałbym twierdzenie, że kobiety na Zjazd przyciągnął głównie byt, który określa świadomość. 😉 Po prostu w nowej, kapitalistycznej rzeczywistości zaczęły się zmagać z tymi samymi problemami, co kobiety na Zachodzie nieco wcześniej.
PRL, poprzez zabezpieczenie pewnych postawowych potrzeb, na pewno wykształcenie się świadomości feministycznej znacznie opóźnił. Dlaczego do 89 roku nikt nie walczył z ogłoszeniami „atrakcyjną, młodą zatrudnię”? Bo ich praktycznie nie było. Nawet do stripteasu angażowano, jak wiadomo, działaczki, które jeszcze Lenina pamiętały. 😉 Praca była dla wszystkich, czyli także dla kobiet, bez względu na wiek i wygląd, wykształcenie było dla wszystkich, aborcja była na żądanie, kościelny konserwatyzm nie był hołubiony, prawa nie były dla kobiet dyskryminujące. Owszem, w praktyce istniał szklany sufit, słaba reprezentacja kobiet na najwyższych stanowiskach, patriarchalne stosunki w rodzinie, itd, ale wobec wspomnianych wcześniej „dogodności” można było na to przymknąć oko. Dopiero kiedy nawet te podstawowe potrzeby zaczęły być zagrożone, kobiety poczuły, że jest o co walczyć. A nawet że trzeba, bo inaczej grozi im całkiem realne zepchnęcie do roli obywatelek drugiej kategorii.
Masz racje, Bobiku, to tez! Ale stalo sieto dopiero po dwudziestu latach, coch bezrobocie kobiet w Polsce najieksze bylo kilkanasce lat przedtem.Bo swiadomosc sie preorala.
Heleno, chyba muszę coś wyjaśnić. Ja nie używam pojęcia „estetyka” w sensie „ładność”. Może zresztą lepiej konsekwentnie mówić o formie, bo słowo „estetyka” wprowadza tu, jak widzę, pewne zamieszanie. Nie razi mnie, np., przykucie się osób na wózkach do ogrodzenia Parlamentu, raziło mnie natomiast ostentacyjne szydełkowanie w Bundestagu przez deputowane z partii Zielonych. Bo była to według mnie, durnowata forma demonstracji.
Mnie nie przeszkadzają parady czy manifestacje jako takie, choć przyznaję, że nienajlepiej się czuję w tłumie. Ale jak widzę relacje z Love Parade, to potrafię się cieszyć tym, że widzę tylu zadowolonych ludzi. I nie twierdzę bynajmniej, że kobiety w ogóle nie powinny manifestować w obronie swoich praw. Mnie przeszkadzają tylko niektóre durne hasła, pensjonarskość i chichociki równoczesne z żądaniem równouprawnienia, pajacowanie tam, gdzie trzeba by poważnie, zacietrzewianie się, końskie okulary, widzenie świata wyłącznie w perspektywie „słoń a sprawa kobieca”… O, takich różnych numerów nie lubię i chętnie bym feminizm od nich uwolnił. 😉
vitajcie! Masz rację Bobiku, i bynajmniej nie druga ale dziesiąta:) po kotach psach chomikach i pchłach .:)
Witaj Jarzębino. 🙂 Uważasz, że pchły też mają jakieś racje? Bo ja to im odmawiam nawet racji bytu. 😎
Aha, coś jeszcze chciałem dodać. Na mój pieski rozum znacznie poważniej traktuje feminizm zeen, który się z nim spiera, niż wszyscy ci, którzy machają ręką i uważają, że nie ma o czym gadać. 😎
to też zwierzątka 🙂 więc byt mają zapewniony.Co do reszty spraw to jako niepoprawna idealistka nie będę głosiła swoich poglądów bo one prawie zawsze wywołują konsternację. 🙂
oj zwierzątka to pchły nie feministki o których piszesz bo tak może wyniknąć z mojego wpisu 🙂 🙂
OK. Szydelkowanie w Parlamencie mi tez nei przszkadza, tak jak nie przeszkadzaja wibratory Palikota. Czasami – in order tomake a point – nalezy uciekac sie do gestow, ktore sa wrecz happeningowe. Jestem czlowiekiem teatru i doceniam takie performace’e, ktore wywoluja zaskoczenie i dyskusje.
Manifestacje, na ktora sie zaprasza wszystkich,mozna zaplanowactylko malym zakresie. Przyjda na nie takie Srody i pryjda inne osoby,ktore tez maja prawo na wyrazenie swych swych form protestu. Powtarzanie „mnie sie to nieppdoba” do niczego nie prpwadzi, a jest jedynie okazywaniem im wzszosci. A to nie o to chodzi, Brother 🙂
W ogole sie z Toba zgadzam, Bobiku, i w szczegole tez – wdanie sie w rozmowe, czy w spor na argumenty jest na pewno powazniejszym traktowaniem. I w ogole dialog nikomu jeszcze zle nie zrobil… (choc znam organizacje, ktore chetnie go unikaja, ukrywajac sie za dogmatami). 🙄 Kobiety tez zreszta maja prawo spierac sie z ta wersja feminizmu, ktora akurat zdarza im sie spotkac w zyciu – i to tez jest zdrowe. Bo tych wersji, i form estetycznych jest wiecej niz jedna (na szczescie!).
A tak na marginesie, co mialo symbolizowac to szydelkowanie w Bundestagu? (Tak sie pytam, bo teraz duzo chlopocow u nas szydelkuje, zwlaszcza po szkolach waldorffowskich…) 🙄
O, nie, Heleno, z tym się nie mogę zgodzić. Jak przestanę powtarzać „mnie się to nie podoba”, to mogę od razu blog zawiesić na kołku, pysk zaszyć na głucho, po czym zająć się wyłącznie trawieniem. A o to też na pewno nie chodzi. 😀
W ramach swoich dyktatorskich uprawnień przyznaję sobie nieograniczone prawo do mówienia „mnie się to nie podoba”! 😎
A szydełkowanie w Bundestagu nadal uważam za durne, bo niby ideą tego było zademonstrowanie ekologicznej niezależności od przemysłu odzieżowego, a w sumie raczej posłużyło utrwaleniu stereotypu porządnej, niemieckiej Hausfrau, która nawet w parlamencie zajmuje się domowymi robótkami.
Jakoś tak się złożyło, że deputowani męscy nie szydełkowali. 🙄
Tyle, ze ja nie bardzo wiem z czym doklani polemizuje zeen,ponadto, ze sie oba wiaekscesow polotycznej poprawosci. W Polsce do nich bardzo jeszcze daleko. A ekscey znacznie czescej zdarzaha sie np w czasie protestow zwiazkowych, a jednk nikt o zdrowych zmyslach dzis juz nie polemizuje, ze ruch zwiazkowy jest nieodlacznym atrybutem demokracji. A okazjonalne ekscesy sa mala cena jaka placimy za ochrone praw pracowniczych.
Ale w jednym sie zgodze na pewno z Helena – ze kiedy mowimy o niecheci do okreslonej formy protestu czy manifestacji, to czesto jest tak dlatego, ze zapominamy, ze w ramach wspolnych pogladow feministycznych, nie zostaly przeciez zupelnie zawieszone wlasnie inne tozsamosci, o ktorych pisalam wczesniej – w tym (to teraz tak niemodnie mowic!) tozsamosc klasowa (zwiazana z wyksztaleceniem, statusem ekonomicznym itp.). I roznice w tozsamosci klasowej na pewno beda sie wyrazac tez innym zmyslem estetycznym (w koncu mowimy o wyksztalconym smaku, czyli zwiazanym ze stopniem wyksztalcenia i okreslona kultura). To nieuniknione, nawet jesli razi artystow i poetow, i inne osoby o bardziej wyrobionym smaku.
Ale z kolei oni maja prawo otwarcie powiedziec, ze pod taka forma nie chca sie podpisywac. Wiec korzystaj z tego prawa szeroko Bobiku, a i ja mam zamiar z niego korzystac. 😀
Bobik, nie krec. Nie chodzi o to by przestac mowic „mnie sie to nie podoba”, tylko by nie wywzszac sie jesli robi cos po swojemu, nie narusza prawa, nie ooadzac calegp ruchu na podstawie jednostkowych zachowan czy wypowiedzi.
Zaloze sie, ze szydelkowanie w Parlamencie wywolalo debate spoleczna. Gut,sehr gut.
Ja osądzam całość na podstawie jednostkowych zachowań? 😯 Przecież właśnie cały czas podkreślam, że krytykuję tylko pewne konkretne rzeczy, a nie feminizm jako taki.
A czy się wywyższam? No, cóż, w jakiś sposób krytyka zawsze jest rodzajem wywyższania się. 😉 Samo przyznanie sobie prawa do osądu już jest pewną arogancją. Ale z kolei zrezygnowanie z tego prawa byłoby głupotą. Nie mówiąc już o tym, że życie bez wygłaszania swoich sądów zrobiłoby się okropnie nudne dla mnie, choć może inni odetchnęliby z ulgą. 😆
Szydełkowanie nie wywołało żadnej tam debaty, tylko raczej ironiczne uśmiechy po kątach. Moje też. 😉
Stron jest zapewne sporo, ale zerknę tylko na dwie. Więc z jednej strony kobiety mówiące, czasami mądrzej, czasami mniej mądrze, no i normalka, ale mówiące o tym, nad czym przemykano, bo było to w społeczeństwie stworzonym przez mężczyzn i dla mężczyzn wygodne – i słucham i myślę i często zauważam, że choć miałem się za umiejącego zobaczyć zjawisko z innego punktu widzienia, to okazuje się, że jednak biologia i przyzwyczajenia oddalały mnie od tego – a tu znienacka czytam jakąś taką Kingę Dunin i natychmiast szlag mnie trafia. No rozumiem, mężczyźni mają swego Korwina-Mikke, też inteligentny i gada potworne bzdury, ale można czytać o męskich problemach i dużym łukiem pomijać tego pajaca. A jak wchodzi feminizm, to nie ma jak zapomnieć o tym paru paniach chorych na nieuleczalną miłość do siebie – i zawsze będzie ktoś, kto przypomni jej tytuły i nazwiska jej mistrzyń i jej osiągnięcia – i nie ma jak powiedzieć, że chyba ona została wymyślona przez jakąś skrajną konserwę po to, żeby było za co bić feminizm.
A druga strona w tym, że trzeba wytrzymywać wszystko, nawet pana JKM oraz panią KD. Otóż myślę sobie o „Les libérateurs de l’amour” (nawiasem, Sarane Alexandrian umarł niecały rok temu). I o panu Fourier, któremu tak naprawdę ekonomia nisko latała, w gruncie rzeczy chciał miękkiego i lekkiego dostępu do pań w jak największej ilości. I o skandalach Bertranda Russella, Roberta Gravesa, Henry’ego Millera i tylu, tylu innym, co robili co sobie chcieli, prowokowali, gorszyli, często drogo za to płacili – ale szokując swoje społeczeństwa zmieniali poziomy uznawania tego co przyzwoite, dopuszczalne, normalne. I dzięki nim dziś człowiek nie jest wyrzucany za wsiarz z salonów za to, że jest rozwodnikiem, a jak przyjdzie jakiś nawiedzony ksiądz i zacznie dowiadywać się czemu to ktoś jest z trzecim mężem czy drugą żoną to zamiast zapadać się ze wstydu pod podłogę patrzy się na fanatyka z pożałowaniem. Niestety trzeba sporo się nawalczyć, żeby zmienić choć trochę mentalność otoczenia. I różnych tu trzeba metod, czasami godnego milczenia żyjących po swojemu lesbijek, czasami lapsusów Doroty Nieznalskiej, czasami hiperbol Kingi Dunin.
Juz o samym szydelkowaniu, a nie meritum: szydelkowanie i robienie na drutach jest teraz calkiem modne wsrod osob, ktore moga, ale wcale nie musza tego robic. Sama znam prawniczke, pracujaca dla najwiekszych firm w Nowym Jorku, ktora pewnego dnia znudzila sie swoim zawodem (uprzednio zrobiwszy na nim spore pieniadze) i postanowila otworzyc sklep z welna, drutami i szydelkami w bardzo zamoznej czesci Long Island, ktory odniosl spory sukces. Widzialam w nim grupki ludzi na kursach robienia na drutach (kobiet i mezczyzn), ktorzy na codzien na pewno nie zajmowali sie domem, zas nauke robotek recznych traktowali jako interesujace nowe hobby, rozpropagowane przez znane osoby (w samym Nowym Jorku, ktory ciagle szuka nowinek, jest kilka takich sklepow). To u nas teraz podobna moda do mody na slow food wsrod osob, ktore dotad nie potrafily nawet ugotowac jajka na twardo. 😉 W tym wcieleniu szydelkowanie zreszta pewnie tez by nie wywolalo debaty… 😉
A ja na inny temat, bo mnie to ruszyło. Chociaż byłam nieco zdegustowana wypowiedzią Bartoszewskiego o hodowli zwierząt futerkowych, dziś przyznałam mu rację. JK w Zakopanem powiedział, że jako prezydent nie podpisze ustawy o zakazie przemocy w rodzinie.
Pomachanko dla Moniki 🙂
http://picasaweb.google.com/WandaTX/MalgosiaIDruty?authkey=Gv1sRgCMvKrs-QiKnMnAE#slideshow/5476801028532114498
Ale dzisiaj zamiast takich drutow mielismy „druty” rowerowe. Jak inaczej to samo miasto wyglada, kiedy raz sie zostawi samochod na boku. Wiadomosci rozne dochodza, ze sciezek ma byc wiecej i wiecej. Dzisiejsza nad White Rock Lake bardzo urokliwa, wiodaca najpierw wzdluz rzeczki gdzies gleboko plynacej wsrod skalek, potem jezioro, przejazd ponizej arboretum i poprzez jezioro widok na down town. No i na koniec przejazd wzdluz wielomilionowych posesji przepieknych lecz niedostepnych tak jak i zamek pokazywany tu przez Bobika.
Zmeczona ale bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia 🙂
Odmachanko Wando. 🙂 No wlasnie – p.prof. robi na drutach, choc wcale nie musi, a na codzien zupelnie co innego ma na glowie. 😆
U nas tez ma byc wiecej sciezek, a nawet i bez sciezek na drogach w lecie kroluja rowery (przynajmniej w moich okolicach). Tylko zeby jeszcze nie bylo zimy i sniezyc…
O, widzę, że się posunęło.
Wrócę na chwilę Heleno do Twojego:
„Mysle, ze na tym poziomie na jakim w Polsce i innych krrajach postkomunistycnych znajduje sie swadomosc feminitycna w tej chwili na “dyskusje” o feminzmie nie na ma pola. Bo dyskutowac mozna z pozycji rownosci dyskutantow.”
To myślenie magiczne, wishful thinking i zabobon jednocześnie.
Z jednej strony pachnie Kurtzem (Jądro ciemności), wyznawcą przewagi nad ciemnym tubylczym ludem i postanowiącym to wykorzystać, ogłaszając się jego panem i władcą, z drugiej zaś pachnie unieważnieniem sporu Fukuyamy z Huntingtonem. Rzecz dotyczy spraw daleko poważniejszych: różnych kręgów kulturowych, z których jeden stara się zdominować inne, w których niekoniecznie wolność jednostki znajduje się w centrum wartości.
Sercem kultury jest język, religia, wartości, tradycje i obyczaje.
To lektura Conrada już uczyła, że w myśl idei postępu i rozwoju kolonizatorzy odbierali tubylcom własną odrębność, kulturę, a przede wszystkim tożsamość. Arogancja westernizacji wyziewa z takiego myślenia.
Fukujama próbował znaleźć odpowiedź na pytanie: czy przetrwanie demokracji zależy i w jakim stopniu od poczucia wyższości jej obywateli nad innymi?
Huntington przeciwstawił końcowi historii (upadek komunizmu i związany z tym nowy porządek) zderzenie kultur, gdzie powstają prawdziwe konflikty.
Sprowadź to do skali walki feminizmu, jaki znasz a zderzenie z innym swiatem gotowe.
Z grubej rury lecę, zdaję sobie sprawę, lecz takie wywołuje to we mnie skojarzenia – to, co pisze Helena.
W moim świecie jest też miejsce na feminizm i inne izmy, lecz ja widzę pilniejsze i ważniejsze pola, na których w dupę dostajemy równo: kobiety i mężczyźni. To władza licznych korporacji zawodowych – prawników, lekarzy, nauczycieli etc. Jak dodać do tego władzę korporacji gospodarczych, trzymających słabe rządy na pasku – dopełni to obraz moich prawdziwych strachów.
I tu mógłbym stanąć na barykadzie: oto, co jest najważniejsze, nie jakieś tam izmy, ale nie, ja tak nie mówię, widzę bóle mniejsze i nie przeszkadza mi walka z ich likwidacją, nie zgadzam się tylko wciąż na sposób – bo proszę wybaczyć, wygrywanie przez handicap nie jest moim ulubionym.
Ten sam fragment wypowiedzi Heleny zwrócił moją uwagę. Kryje się w nim specyficzna kwadratura koła, bo jeśli przyjąć, że dyskutować można z pozycji równości dyskutantów, to albo dyskusja kobiet i mężczyzn nie może mieć miejsca (ze względu na nierówną pozycję stron) albo jest bezprzedmiotowa (jeśli przyjąć, że strony są równe). Wszystko zależy od definicji tejże równej pozycji stron.
W Polsce istnieje kilka mechanizmów, które dość skutecznie wypierają kobiety z rynku pracy, ale mechanizmy te nie miałby takiej siły, gdyby nie kostyczność struktur społecznych, anachroniczna definicja pracy oraz takaż mentalność. Regulacjami ustawowymi tego się akurat nie zmieni. Pewne rozwiązania ustawowe już są, ale pracodawcy z nich nie korzystają. Dlaczego nie korzystają? Bo nie muszą. Przy dwucyfrowym bezrobociu, kto by się kłopotał zabieganiem o kobiety jako pracowników. Dopóki sytuacja ekonomiczna będzie taka, jaka jest, a praca będzie postrzegana jako czynności, które trzeba wykonywać siedząc na tyłku w biurze pod okiem szefa, to nic się nie zmieni. Trzeba czasu i cierpliwości, zmiany przyjdą wraz z przemieszaniem się ludności w Europie, a Polki to dzielne i przedsiębiorcze kobiety i same wymuszą pewne zmiany. Nie widzę potrzeby rewolucji. Co więcej, boję się rewolucji. Uważam, że zmiany ewolucyjne są trwalsze a ich recepcja lepsza.
Sluchajcie, kolego zeen! Ja jestem prosta kobieta z zachodniego Londynu i prosze mnie tu zadna fukujama nie straszyc, ani huntingtonem. A co do wladzy korporacji zawodowych, to powiem tak: kiedy odkrylam, ze moja wlasna korporacja placi sporo wiecej niz mnie wyjatkowo durnowatemu koledze, ktory w zyciu nie napisal ani jednego oryginalnego programu, to sie naprawde wkurwilam jak malo kiedy. I poszlam z pyskiem jak stad do Bilgoraja.Wiec mnie osobiscie rowna placa za rowna prace (choc nie do konca rowna, bo moja lepsza) obchodzi znacznie bardziej niz cokolwiek innego zwiazanego z wielkimi korporacjami.
A ponadto. Zdarzalo mi sie bardzo czesto slyszec, jak przedstawiciele Pekinu opowiadali na roznych miedzynarodowych forach, ze Chinczyk ma zupelnie inne wyobrazenie na temat praw czlowieka niz Europejczyk czy Amerykanin. I byc moze tak jest, choc znowu – jak pamietam te sceny z placu Tienanmen, to mysle,ze watpie.
Ale od przedstawiceli Warszawy slyszalam liczne zapewnienia, ze Polska nalezy do zachodu, ze dzieli z zachodem te same wartosci i idealy, i nie bylo tam nic o tym, ze ma wlasne, odmienne od Zachodu tradycje rownosciowe. Pamietam tez dobrze gorszace awantury o wlaczenie do preambuly europejskiej konstytucji zapisu o „korzeniach w cywilizacji chrzescijanskiej”. Wiec prosze bardzo – kobylka u plotu. You cannot have it both ways.
Dzień dobry. 🙂 No to się nacieszyłem słońcem! Raptem dwa dni wszystkiego, a dzisiaj znowu ziąb i lanie. 🙁
Właściwie mogłem się tego już wczoraj wieczorem spodziewać, jak mnie łeb coraz bardziej zaczął boleć. Jako stary meteopata powinienem wiedzieć, co to oznacza. 🙄
No, trudno. Zamiast się wylegiwać pod śliwką, będę klepać na blogu. 🙂
Wrócę jeszcze do wczorajszej dyskusji. F. i H. wydają mi się tu istotnie trochę za dużą armatą, przede wszystkim dlatego, że zdanie „dyskutować może tylko równy z równym” uważam za efektowne, ale nieprawdziwe i wystarczy od tego zacząć. 😉 Czy uczeń nie może dyskutować z nauczycielem, albo przełożony z podwładnym? Oczywiście, że mogą, a nawet powinni. Jeżeli tak się nie dzieje, to dlatego, że któraś ze stron udziału w dyskusji odmawia, ale nie ze względu na jakąś zasadniczą niemożliwość.
Po drugie, akurat jak chodzi o feminizm, nie widzę w Polsce objawów implozji kulturowej. Nie bardzo się on przyjmował 20 lat temu i więcej, bo – jak już pisałem – inne było podłoże bytowe. A teraz się coraz bardziej przyjmuje, bo okazuje się, że nie jest żadną ideologią wydumaną za biurkiem, tylko ruchem trafiającym w rzeczywiste, realnie istniejące problemy połowy ludzkości. Faktyczna równość wobec prawa, niedyskryminowanie na gruncie zawodowym, partnerstwo w rodzinie i życiu społecznym, reprezentacja we władzach, kontrola nad rozrodczością – to są sprawy z którymi tak czy owak trzeba będzie się zmierzyć, bez względu na to, czy temu przypiszemy jakikolwiek -izm, czy nie. Bo nie ma powodów, żeby akurat w Polsce kobiety miały ochotę z tego wszystkiego zrezygnować. A że uświadamiając sobie różne pola, na których dyskryminacja wciąż jeszcze jest faktem, sięgają po dorobek zachodniego feminizmu, to dość zrozumiałe – po cholerę wyważać drzwi już otwarte.
Mam też wrażenie, że feminizm nie jest i nie będzie w Polsce żadną szczególną rewolucją, choćby ze względu na to, co wczoraj pisałem o sytuacji w PRL-u. Paradoksalnie, wtedy spełnionych było więcej feministycznych postulatów, niż dzisiaj, a to oznacza, że ich „ponowne spełnienie” wcale nie będzie żadnym kulturowym szokiem.
Powiedziałbym nawet, że ludzie obojga płci jeszcze ten PRL mniej lub bardziej pamiętający, często mówią „a po co nam feminizm” bo nie zauważyli, jak kapitalizm, „wybuch” konserwatyzmu i zmiana pozycji Kościoła wpłynęły na sytuację kobiet. Uważają, że równouprawnienie już jest, więc nie ma co się wygłupiać z walką o nie. Tymczasem jego tak do końca nie było nigdy, ale teraz jest na pewno jeszcze mniej, niż było.
I jeszcze na temat, o którym pisał zeen – że ma inne strachy, bo np. władza wielkich korporacji obu płciom po równo daje w de. Pewnie że tak, ale nie rozumiem, dlaczego leczenie zatrucia pokarmowego miałoby przeszkadzać gimnastyce wyrównawczej. 😉 Można być równocześnie za równouprawnieniem kobiet i przeciwko władzy wielkich korporacji. Nie tylko jedno drugiego nie wyklucza, ale wręcz można przypuścić, że np. kobiety mające nieskrępowany dostęp do antykoncepcji i w związku z tym nieobciążone sporą wiązką potomstwa, bardziej będą skłonne wstępować na barykady antykorporacyjne. 😉
niedziela, i to co dziwne jeszcze sloneczna 🙂
No tak. Na temat faworyzowania Berlina przez pogodę już warczałem, ale mogę powtórzyć. Czuję się pogodowo dyskryminowany! 👿
zaraz nadrobie czytelnicze zaleglosci, teraz potrzeba mi czasu kapke na zrozumienie tego ze Bobik o godzinie, ktora nie istnieje
nie tylko przez blog bryka to jeszcze teksty wielozdaniowe
popelnia 😯
a tutaj ciekawie Josef Hader (kabaret)
http://www.zeit.de/2010/22/Rettung-Josef-Hader?page=1
” (…) nämlich die siebziger Jahre. Es war kurz mal ein wenig das Fenster offen, später hat es der polnische Papst wieder zugemacht, und der deutsche lässt gerade die Gardinen runter.”
gesto, bardzo gesto bylo w sobote na blogu
(mamy ciagle jeszcze- blade wprawdzie- slonce)
http://www.youtube.com/watch?v=ajxXqYimorw&feature=related
nastrojowo bez chilijskiego 🙂
Widzę, że pora mojego dzisiejszego pojawienia się na wszystkich blogach wywołała popłoch. 😀 Chyba się muszę wytłumaczyć, bo inaczej wszyscy sobie mózgi od myślenia nadwerężą: nie chcąc się męczyć z wieczornym głowabólem zrobiłem sobie koktajl pigułkowy, po którym zasnąłem nawet nie wiedząc kiedy, ale w każdym razie bardzo wcześnie. To i wstałem bardzo wcześnie. 🙂
Po przeczytaniu linku od Rysia zacząłem sobie łazić po Zeicie i znalazłem jeszcze coś bardzo ciekawego dla niemieckojęzycznych (sorry, za długie, żeby tłumaczyć albo streszczać).
http://www.zeit.de/2010/19/DOS-Kopftuch
Bobiku, gdzieś czytałam że na ból głowy najlepiej jest skonsumować kilka oliwek. Może przy okazji sprawdzisz, jeśli Ci dolegliwość wróci? Oby nie 🙂 , oczywiście.
Następnym razem wyciągnę zdechłego szczura na Helenę, będzie skuteczniejszy. 😉
Podejrzewam, że do takiej broni Helena już przywykła. Pickwick z Mordechajem notorycznie raczyli ją nieżywymi gryzoniami. 😆
Oliwek jako lekarstwa chętnie spróbuję, bo lubię. Nawet żadnych chorobowych pretekstów nie będę potrzebował. 🙂
Więc jak pisałem (o 22:05), wierzę, że różne przesadyzmy i niepoprawne wrzaski są potrzebne, żeby zmienić nieco klimat społeczny, ale czas by to dopełnić tym, co istotne. A to, co istotne wygląda bardzo pesymistycznie i sugeruje, że warto przygotowywać szanse na zmianę klimatu ale on się zmienia w zupełnie inny sposób. Mówię o moich odczuciach po przeczytaniu piątego rozdziału „The Revolution in Manners and Morals” książki „Only Yesterday” Fredericka Allena. Nie ma tam niczego o końcu historii czy wielkich tez socjologicznych, jest (tak jak i w drugiej książeczce, „Since Yesterday”) spokojna opowieść o zmianie małych obyczajów w konsekwencji wielkich zmian w geopolityce i ekonomii. I wygląda na to, że prawdziwa rewolucja seksualna przyszła nie w latach 60-tych ale po wysłaniu na wojnę do Europy paru milionów mężczyzn. A że kraj musiał się toczyć, dopuszczono kobiety tam, dokąd przez stulecia nie miały dostępu. I potem starano się je wygnać z powrotem do Kinder, Küche, Kirche, ale nie było łatwo. Wolność, nawet ograniczona, ma dobry smak.
A tak, o wpływie II wojny, a nawet wojen w ogóle na kwestię kobiecą już nieraz pisano. Nawet i takie były podejrzenia, że w XIX wieku powstania i wywózki mężczyzn na Syberię miały wpływ na stosunkowo dużą praktyczną (choć niekoniecznie popartą zmianą praw) emancypację kobiet w Polsce.
Oprócz wojny dużą rolę odegrały oczywiście również stosunki ekonomiczne, czyli rozwój przemysłu, który w pewnym momencie był w stanie wchłonąć niemal każdą parę rąk do pracy, więc nie bardzo można sobie było pozwolić na marnowanie żeńskich zasobów siły roboczej, nawet kiedy mężczyźni już wrócili z tej Europy. 😉
Prorokuję, że na tym dobrym smaku raz zakosztowanej wolności jeszcze się różne siły konserwatywne nieźle przejadą, również u nas. Bo absurdalne pomysły zrobienia z kobiety wyłącznie maszynki do rodzenia dzieci i opiekowania się nimi chyba przez pewien czas były uważane po prostu za folklor i dlatego nie budziły zbyt gwałtownej reakcji. Ale im więcej kobiet zacznie się na własnej skórze przekonywać, że to na poważnie i że majstrowanie przez konserwatystów przy prawie ma niemały wpływ na ich codzienne życie, tym bardziej jest prawdopodobne, że gwałtowna reakcja w końcu nastąpi. Chyba że już wcześniej konserwatyści stracą polityczny grunt pod nogami.
ciekawy ten Bobikowy link o „islamskiej chuscie” bardzo polecam 🙂
pogoda gastranomiczna-lepiej spedzac czas przy stole z dobrym
jedzonkiem niz w terenach zielonych nogi moczyc, co oczywiscie
czynie 😎
Uzupełnionko, Bobiku: „Only Yesterday” było napisane w 1931
i była mowa o konsekwencjach WWI.
Przeczytanie owej książeczki (za peerlela gdzieś dopadłem) wyjaśniło mi zdjęcie z rodzinnych albumów sprzed roku 1930. Bo jedna rzecz to oglądać dixielandy na obrazach Otto Dixa a druga w rodzinnych stareńkim albumie z niby prowincjonalnego Wilna oglądać panie roznegliżowane tak, że chyba dziś w tv Stanów nie bardzo by to przeszło. No ale jak widać mody szybko się przedostawały, przynajmniej do miast i do klas mających nieco środków i kontaktów.
Bardzo cieplo sie znowu u nas zrobilo, wiec umykam na spacer poki nie zrobi sie jeszcze cieplej. A potem sie odezwe. Tymczasem zas, ze kobiety-wdowy, wlascicielki drukarni po mezach istnialy juz w czasach Szekspira – jeszcze to nie Rosie the Riveter z kolejnych wojen, ale zawsze… 😉
Hehe, zdechle szczury to nam nie nowinka! Zywe lub polzywe tez nie!
Faktycznie, andsolu, najpierw spontanicznie napisałem komentarz, a potem dopiero sięgnąłem do linki. 🙂 Ale mechanizmy zapewne po każdej wojnie były podobne. Zresztą to „rozpasanie” wcale się na latach 20-tych nie skończyło. Kiedy się czyta prozę z lat 30-tych, choćby Henry Millera czy Anais Nin, to wyraźnie widać, że w kręgach cyganeryjnych( i nie tylko) w Europie rewolucja seksualna dokonała się rzeczywiście daleko wcześniej, niż Amerykanie ją wynaleźli u siebie. 😀
andsol napisal, ze trudny jest powrot do 3 razy K, ale
wierzacych w to i glosno to manifestujacych wielu (tu przyklad
z polski)http://wyborcza.pl/1,75248,7952526,Sexedukacja_to_deprawacja___heterofobia_to_choroba.html
http://wyborcza.pl/1,75248,7952526,Sexedukacja_to_deprawacja___heterofobia_to_choroba.html
no prosze, idzie 🙂
rysberlin: fajne. A ten pan z pierwszego zdjęcia, trzymający jajko Rzeszowskiego Towarzystwa Pomocy im. Św. Brata Alberta, mimo wąsa i pijackiego nosa, jest w bardzo posuniętej ciąży. Czym dowodzi zgodności teorii i praktyki.
Ja tylko nie rozumiem, dlaczego obrońców wartości rodzinnych tak strasznie martwi, że homoseksualiści umierają wcześniej? Czyżby obrońcy pragnęli przedłużyć im grzeszne i niegodne życie? 😯
Proponuję, żebyśmy się wraz z całym blogiem przeprowadzili na Islandię, gdzie mamy realne szansę na karierę polityczną i objęcie władzy. Wprawdzie na razie tylko w wymiarze komunalnym, ale od czegoś trzeba zacząć. 😆
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,7953434,W_Reykjaviku_szok__Partia_komikow_wygrywa_wybory_komunalne.html
Słusznie, zanim się kto zdecyduje porwać na wielką politykę, dobrze jak zdobędzie samorządowe doświadczenie 🙂
Ależ u nas niemiłosiernie leje. Zaczynam budowac Arkę.
Pająki?
Martwe ryby?
Węże i ropuchy?
A może żarcie z Mc Donalds…
Ślina zeena. Do zatruwania strzał. A potem może jako próbka DNA do sklonowania czy też skrzyżowania z jakimś miłym zwierzątkiem futerkowym.
ha ha, ha ha, ha ha smiech jest dobry na kazde zlo 🙂
zawieszam aktywnosc do nastepnego dnia, teraz lozko 🙂
Ja zawsze Islandie lubilam, wiec chetnie sie przeniose, ale z wakacjami gdzie indziej w zimie. Teraz mam dodatkowy powod. 😀
A jeszcze co do wczesniejszego tematu, to mysle, ze wczoraj zeen poruszyl jakby dwie sprawy, ktore sie troche na siebie nachodza – co czasem rzeczywiscie staje sie przeszkoda. Jedna to feminizm, o ktorym wczoraj rozmawialismy, a druga to narzucanie przez jedna cywilizacje drugiej cywilizacji swoich wartosci. Co do feminizmu, to zgadzam sie z tym, co napisali Bobik i andsol, a przedtem Vesper, i z tym, co napisala Helena o rownej placy za rowna place (na marginesie, ten ideal nie zostal jeszcze wszedzie zrealizowany w ronym stopniu w krajach zachodnich). Polska, przechodzac z PRL do kapitalizmu nie moze w sumie uniknac podobnych konfliktow do tych, jakie wczesniej pojawily sie w krajach zachodnich, gdy kobiety szerzej weszly na rynek pracowniczy w warunkach wolnego rynku. Co prawda jestesmy troche inni niz Anglicy, Francuzi i Hiszpanie, ale w sensie szerszym rzeczywiscie nalezymy jednak do cywilizacji zachodniej tak samo, jak naleza inne kraje z blizszych lub dalszych peryferiow Europy, wiec trudno tu mowic o narzucaniu wartosci zupelnie innej cywilizacyjnych.
Natomiast druga czesc tego, co napisal zeen, zaintrygowala mnie, bo uwazam, ze dotknal czegos waznego, co czesto wlasnie blokuje przyjecie zdroworozsadkowych rozwiazan z innych krajow. Co prawda sama raczej nie jestem zwolenniczka tezy Huntingtona o nieunikniomym konflikcie pomiedzy cywilizacjami (zwlaszcza, ze tezy jego ksiazki wykorzystano takze do zaangazowania amerykanskiego w Iraku, ktoremu sama bylam od poczatku przeciwna), ale na pewno jego ksiazka zwrocila uwage szerszego ogolu na to, ze swiat ma sporo roznych kultur i tradycji, ktore wplywaja na ich codzienne zachowania i postrzeganie swiata. Sama jednak przychylam sie duzo bardziej do myslenia Amartyi Sena na ten temat, ktore w skrocie mozna strescic tak, ze my wszyscy mamy rozne tozsamosci, nie tylko jedna (o czym pisalam i wczoraj a propos feminizmu). Sen, z jego doswiadczeniem z Indii (to naprawde samo w sobie wymagaloby dluzszego eseju!), uwaza, ze zrodlem konfliktu jest wlasnie widzenie swojej i cudzej tozsamosci jednoaspektowo, jako przynaleznosc TYLKO do jednej grupy, podczas, gdy w rzeczywistosci wszyscy maja ich po pare, i dzieki temu konflikt miedzy cywilizacjami wcale nie jest jakims fatum, ktorego nie mozna uniknac. I nie znaczy to, ze w ramach jego unikania, wszyscy powinni albo w ogole sie nie zmieniac, albo zrobic sie wszyscy jednakowi, czego na pewno nie tylko zeen na pewno chcialby uniknac. I w zwiazku z tym, oprocz tego, ze polska kultura jest jakas wariacja na temat kultury Zachodu, mozna spokojnie przejmowac na wlasny grunt, i po swojemu, takze na przyklad feminizm, albo niechec do rasizmu, albo troske o osoby niepelnosprawne, bo calej polskiej kultury i tradycji to nie zmiecie…
I jeszcze jedno, co mi przyszlo do glowy, to ze czasem rzeczywiscie Polacy czuja sie troche jak mlodsi bracia, albo kuzyni z prowincji w starszej Europie, pouczani i przywolywani do porzadku, i ze to czasem wywoluje reakcje obronne. Zamiast Huntingtona, przypomnial mi sie niedawno przeczytany w Polityce artykul, choc to oczywiscie jedno z wielu mozliwych ujec:
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1504812,1,ile-w-polsce-jest-z-mocarstwa.read
Do Huntingtona miałem więcej zastrzeżeń, nie tylko o rzekomą nieuniknioność konfliktu. Np. jego podział na kręgi cywilizacyjne był dość arbitralny i niekoniecznie słuszny, idea religii jako niepodważalnego centrum cywilizacji, z zasadniczą rolą kulturotwórczą, też była do podważenia, bo można się tu spierać, czy pierwsze było jajko czy kura, tzn. czy religia tworzyła kulturę, czy kultura religię, itp., itd. A przede wszystkim jego książka była „z tezą”, napisana wiele bardziej przez polityka, niż kulturoznawcę. Zgoda, że zwrócił uwagę na wielość kultur, ale ustawił je z góry na pozycjach antagonistycznych, co miało być zachętą do bardziej agresywnej polityki Stanów. A na co praktycznie w ogóle nie zwrócił uwagi, to na coraz częstsze we współczesnym świecie tzw. osoby interkulturalne, np. pochodzące z mieszanych małżeństw, dzieci migrantów, żyjące w dwóch kulturach, ludzi spędzających po kilka lat w różnych krajach i zewsząd biorących jakąś cząstkę, czyli na to, o czym również Sen pisze.
Nie znaczy to, że konflikty cywilizacyjne w ogóle nie istnieją, ale Huntington je zabsolutyzował, co istotnie, jak na to zwróciła uwagę Monika, wcale nie jest konieczne.
A co do roli młodszych braci… Zapewne nieraz tak się czujemy (co zresztą nadrabiamy poczuciem wyższości w stosunku do Wschodu) i powoduje to nieraz różne tupania i oburzenia, że nie będzie Niemiec, albo jakiś tam inny. Ale właśnie te tupania są bardzo wyraźnym objawem kompleksu. Natomiast przyjęcie zasady „uczyć się choćby od diabła” wyrazem jego przezwyciężenia. 😉
No to oboje mamy do Huntingtona podobne zastrzezenia, Bobiku. A o tych malzenstwach interkulturalnych to juz nie chcialo mi sie pisac, bo przeciez pisalabym o samej sobie… 😉 I rzeczywiscie, lepiej sie uczyc, chocby od diabla, choc czasem synczyzna tez daje interesujace perspektywe (przynajmniej jak ja tworczo wykorzystuje Gombrowicz), i tego aspektu troche innego punktu widzenia nie musimy sie przeciez pozbywac przygotowujac chodniki dla niepelnosprawnych i nie dyskryminujac kobiet. Dlatego podobalo mi sie w artykule z Polityki popatrzenie na nas przez chwile jak na kraj post-kolonialny, a przez chwile jak na kraj, ktory nieswiadomie przechwycil patrzenie na innych z pozycji wyzszej cywilizacji. Moim zdaniem takie cwiczenia w zminianiu perspektywy sa wyjatkowo zdrowe. 😉
Ha, ćwiczenia w zmianie perspektywy! Komuś, kto w jednej godzinie siedzi przy stole i stuka w klawiaturę, a w następnej musi włazić pod stół, bo obiad jest i byłoby niepedagogicznie pozwolić psu podczas obiadu przy stole siedzieć, takich ćwiczeń nie brakuje… 🙄
Chociaż pod wpływem nauk Mordechaja i tak przestałem wszystkie zmiany perspektywy znosić z pełną pokorą i wchodząc pod stół przynajmniej z cicha powarkuję. 👿
Perspektywa Mordechaja tez przeciez wymaga wyprobowania. 😆
Zas co do obiadu, to dzisiaj wszyscy strasznie zglodnielismy chodzac po concordzkich ulicach, polach i lasach. Chyba w „Waldenie” Thoreau powinien byl wyszczegolnic, posrod innych skrzetnie zapisanych wydatkow, ze mozna co prawda zyc prosto i oszczednie w zgodzie z natura, ale za to wiecej sie wyda na zywnosc. 😉
W zgodzie z naturą na żywność się nie wydaje, tylko się ją w pocie czoła uprawia lub upolowuje. 😀
A zmiana perspektywy powinna być właściwie czymś absolutnie naturalnym w kraju, który Słonimski nazwał przedmurzem obrotowym. 😉
Niby tak, Bobiku, ale juz Henry David zapoczatkowal tradycje wpadania od czasu do czasu do rodzicow na obiady podczas swego lowiecko-zbieraczo-ogrodniczego obcowania z natura. 😀
No tak. Ja mam trochę inną perspektywę. Sam jestem naturą, więc niech to inni wydają ciężką forsę obcując ze mną. 😆
A, wracamy do jakze milego tematu pasztetowki. Trudno zeby pies zyl tylko z tego, co upoluje… 😀 Oczywiscie, Mordechaj uwaza podobnie, z tym ze zwykle wymienia jako absolutnie niezbedne do zycia artykuly nieco bardziej luksusowe. 😆
Dobry wieczor,
Mordechaj sie zakonspirowal ostatnio, moze przerabia bazanty.
Musze sie z M. zgodzic, ze najlepszy rosol jst wlasnie z bazanta.
Ale kajzerka z pasztetowka jest nie do pogardzenia, co mialam ostatnio stwierdzic. Chwala Bogu mieszkaja w naszej okolicy Mennonici i sprzedaja swoje produkty rolno spozywcze na tutejszym targu. To wlasnie oni, choc od wiekow w wedrowce: z Niemiec do Rosji, z Rosji do Kanady, z Kanady do Meksyku i w ostanich dwoch dekadach z Meksyku do Kanady, wciaz produkuja wyroby wedlug sprawdzonych starych receptur, czesto recznymi (nie elektrycznymi) maszynami.
pada, od Bobika przyszlo i zostanie dni kilka 😕
male poniedzialkowe brykanko rozpocznie tydzien
brykajcie 😀
od wczoraj berlinska republika ma smak, kolor i glos mlodej
kobiety-Lena, wygrala konkurs spiewania „Eurowizja”, zauroczyla
caly kraj od do i pania kanclerz tez.
mloda, wesola, autentyczna i chyba umie spiewac 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=VbV8F5QT4Yo&feature=popular
optymizm jest zarazliwy 😆
idee sa jak ksiazki
do kazdej trzeba namowic i to kazdego inaczej
cicho, glosno, glupio, madrze, trafic do serca lub rozumu
wazne zeby sprzedac 🙂
Dzień dobry 🙂 Musisz przyznać Rysiu, że choć posłałem deszcz do Berlina, to jednak dobrym i sprawiedliwym władcą jestem. Połowę tego mokrego u siebie zostawiłem, zamiast, jak by to zrobił władca zły i niesprawiedliwy, pozbyć się strupa i cieszyć urokami słońca. 😉
Mennonickiego rękodzieła wędliniarskiego u nas nie ma, ale tak w ogóle na niemieckie rzeźnictwo nie mogę nadmiernie narzekać. Są różne małe zakłady, które produkują wedug swoich własnych, nieraz zdziadapradziadowych receptur, tak że nie każda szynka smakuje plastikiem i supermarketem.
Z bólem serca muszę natomiast przyznać, że krajowym wędlinom coraz częściej się to zdarza, choć wciąż jeszcze zdarzają się producencke rodzynki, nie idące wyłącznie na ilość i taniość. Jak się takiego wyczai i kupi u niego kiełbasę wiejską, lisiecką, czy choćby inkryminowaną pasztetówkę, to można tylko sapnąć „klękajcie narody!” i na wiele godzin pogrążyć w konsumenckiej rozkoszy. 🙂
Nie lubię tylko, kiedy tę lisiecką nazywają, niby też poprawnie, „kiełbasą z Liszek”, bo na słuch jakoś źle mi się kojarzy. 🙄
🙂
No to narobiłem… 😉 ale w pewnym sensie celowo, chciałem podkreślić wagę, jaką przywiązuję do wypowiedzi Heleny, choć czytanie jej to czasem zderzenie z obcą cywilizacją. Kiedy się z Heleną zgadzam, mam często kłopot z akceptacją formy – ale apelowałem i jeszcze powtórzę: niczego nie zmieniaj Heleno, pisz, jak piszesz do tej pory!
Jeżeli nawet Twoim jędrnym językiem dostanę w pysk, nie zmienia to mojego zachwytu dla Twojego talentu.
A sposób akowyś w końcu znajdę, wydaje mi się, że ten Mc Donalds już blisko, blisko… 😉
😆
Ja od siebie mogę tylko powiedzieć, że nigdy nie było moją ambicją zrobienie z blogu TWA i doprowadzenie do tego, żeby się wszyscy ze wszystkimi zgadzali, więc „narobienie” w sensie zaprezentowania odmiennego poglądu i wywołania dyskusji tylko cieszyć mnie może. 🙂
Natomiast przyznaję, owszem, mam taką ambicję, żeby ścieranie się poglądów odbywało się bez chlastania po pyskach i używania argumentów typu bo pan jesteś bęcwał. Ale… W każdym niemal towarzystwie istnieje ktoś, kto na zasadzie cichego porozumienia zainteresowanych pełni rolę enfant terrible czy weredyka/-czki ( czasem nawet jest kilku takich ktosiów) i w praktyce może sobie pozwolić na trochę ostrzejsze sformułowania, niż inni. Nie jest to może całkiem sprawiedliwe 😉 ale jest w sumie korzystne dla społeczności, bo pozwala uniknąć wzajemnego zagłaskiwania się na śmierć, bez równoczesnego wywoływania ogólnego mordobicia. Dlatego uważam, że rozsądna społeczność powinna swoich weredyków hołubić, bo są wentylami bezpieczeństwa i co najwyżej czasem, kiedy sprawa zaczyna za bardzo grozić jatką, odbierać im na chwilę przyrządy do ostrzenia ozorów. 😆
Mozemy wszyscy zostac enfant terrible’ami przechodnio, Bobiku, i zaraz bedzie sprawiedliwiej… 😆
Ja nie mam nic przeciwko, ale nie każdy lubi bycie e. terriblem, jak również nie każdy ma do tego predyspozycje, czy odpowiedni temperament. Stąd zresztą bierze się ten społeczny podział pracy, że jedni robią (i to z przyjemnością) za weredyków, inni za zrównoważników, a jeszcze inni za plastry na rany. 😆
No, niekoniecznie, Bobiku, bo my czesto jestesmy roznymi ludzmi w roznych sytuacjach. Jak wchodzimy do pokoju, i widzimy rozhustane enfant terrible z kamykiem w tlustej raczce i blyskiem w oku, to gramy zrownowaznikow, a jak jest spokoj, i odpowiedni temat, to nie wiadomo, kto ten kamyk w enfant terriblowa raczke wezmie… 😆 Choc oczywiscie, sa pewne wrodzone predyspozycje. No i ciagle granie roli enfanta przez jedna osobe czasem doprowadza, po pewnym czasie znoszenia, do wulkanicznych wybuchow nawet u plastrow na rany (a czesciej u osob krewkich). 😉
To się sam z siebie ciekawy temat zrobił. 🙂 Bo oczywiście jest tak, że w życiu odgrywamy wiele różnych ról, w zależności od konstelacji, w jakiej się akurat znajdujemy. Najprostszy przykład – wobec swoich rodziców pełnimy rolę dziecka, zwykle już do końca życia (choć najczęściej z przerwami na relację typu dorosły-dorosły), a wobec dzieci rolę rodzica. I zwykle przechodzimy od jednej do drugiej roli dość gładko, kiedy zmieniamy konstelację. Ale zmiana roli w obrębie jednej grupy, w której podział ról jest już mniej lub więcej ustalony, wcale nie jest taka prosta. Bo rola trzyma, choć na ile mocno, zależy od wielu czynników, np. od tego, czy grupa jest raczej zamknięta, czy otwarta, czy jej członkowie są raczej osobowościami sztywnymi, czy elastycznymi, czy sam zainteresowany ma ochotę na zmianę roli, czy też znakomicie się w niej czuje, itp., itd. Często przed nową, inną rolą sami się wzdragamy, bo się boimy, że nie zostaniemy w niej zaakceptowani, albo że nagła zmiana wzbudzi zbyt dużą konsternację. Nieraz zresztą rzeczywiście tak bywa, a nieraz są to tylko nasze wyobrażenia, skutecznie hamujące wypróbowanie czegoś nowego.
No i jest jeszcze kwestia wiarygodności zmiany ról, co prościutką drogą może zaprowadzić nas w okolice ostatnich wydarzeń politycznych… 😉
Niekoniecznie mowie o takich radykalnych zmianach roli, jak w zyciu politycznym (wszyscy wiemy o kogo chodzi), 🙄 ale o tym, ze nawet w obrebie tej samej grupy i w ramach tej samej relacji, czasem bywamy zefirkem, a czasem huraganem. 😉 A juz w grupie spotykajacych sie regularnie razem ludzi, nie zwiazanych zadnym formalnymi relacjami typu rodzic-dziecko, czasem mozna pozwolic na wiekszy rozrzut osobowosci, ktory byc moze w zyciu normalnie wystepuje, a moze zostac ograniczony przez syuacje, gdy role sa juz z gory rozdzielone: enfant terrible, wampir, itp… Bo kto tam wie, czy po godzinach, inni tez nie wampirza, a enfanty nie maja w sobie takze polek anielskosci… 😆 To w sumie przeciez mniej nudne dla wszystkich. 😉
A teraz znikam na plaze, zostawiajac zabawny tekscik Andy’ego Borowitza, jednego z moich ulubionych strasznych dzieciatek: 🙂
http://www.huffingtonpost.com/andy-borowitz/bin-laden-says-hes-profes_b_594508.html
a ja chetnie zostane enfanty cos tam, zamiast pospolicie rysiek
enfant terrible z odrobina esprit, i zycie latwiejsze, i kolezenstwo wieksze, sami wiecie…….. 😉
p.s. Bobiku dziekuje za tylko troche deszczu, skrzynki na balkonie podlane przynajmniej 🙂
Nie zamierzam, broń Boże, nikogo namawiać, żeby nałożył sobie kaganiec roli i nigdy go nie zdejmował. 😉 Wręcz przeciwnie, z najwyższą fascynacją będę obserwować, jak wampiry przechodzą na sok pomidorowy i zakładają schroniska dla bezdomnych kociąt, a anioły wpadają na blog z mieczami ognistymi, ukazując przy tym nienaganną czerń skrzydeł. 😀
Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że przydział ról w grupie nie jest wcale zjawiskiem z założenia negatywnym. O wentylu bezpieczeństwa już pisałem, ale oprócz tego jest dość oczywista funkcja roli, czyli zredukowanie dysonansu poznawczego. Ta funkcja wydaje mi się szczególnie istotna w momentach, kiedy ktoś ma akurat moment jakiejś życiowej czy psychicznej zapaści, podłamania, a choćby chwilowego fatalnego nastroju. Wtedy chyba odruchowo ciągnie się do grupy, w której z grubsza wiadomo kto, co i jak, czego można się spodziewać, a co raczej nie wchodzi w grę. I jeżeli w takim stanie znienacka dostanie się po pysku od anioła, można to przeżyć bardzo boleśnie. Dlatego z wychodzeniem z roli warto trochę uważać. 😉
Andy B. w każdym razie z niej nie wyszedł i jak zwykle mnie rozbawił, do zastanowienia równocześnie zmuszając. 🙂
Rysiu, rozumiem Twoje pragnienie, ale mogę Ci ofiarować tylko Inflanty, bo Niderlandy już ofiarowane. 😆
Bobiku 😀
ale jaja !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
http://www.faz.net/s/RubFC06D389EE76479E9E76425072B196C3/Doc~E4D88E16AE9B940AB877026146C088D14~ATpl~Ecommon~Scontent.html
No, ja nie mowilam, ze Andy B. nie jest enfantem, Bobiku. 😆 A co do aniolow, to lepiej nie robic type-casting, mimo, wszystko – anioly moga byc z mieczem, moga szczypnac, gdy trzeba, i polaskotac w piety. 😀 I anioly tez czasem moga miec trudne albo zle dni, nie tylko wieczne enfanty. Zas wieczny enfant, terriblujac na codzien moze stworzyc sytuacje of „the boy who cried wolf”, gdy sie nie zauwazy, ze jest w naprawde trudnej sytuacji… 😉 Mozemy sie tak dalej w to bawic, ale plaza wola (potem za goraco). 😀
Właściwie dość dziwne posunięcie Köhlera, tzn. dziwnie uzasadnione. 😯
Jeżeli Köhler uważał, że powiedział coś niewłaściwego, co prezydentowi nie przystoi, to mógł ustąpić posypując głowę popiołem. Jeżeli uważał, że nie powiedział niczego złego, tylko został źle zrozumiany, to mógł udzielić stosownych wyjaśnień i zaczekać, czy zostaną przyjęte. Ale ustępować z argumentacją, że krytyka jego wypowiedzi jest bezpodstawna, więc obraża urząd prezydenta jako taki? Dla mnie to jest, niestety, tupnięcie rozżalonego brzdąca w piaskownicy, a nie reakcja poważnego polityka.
dziwne, ale Köhler nie byl zawodowym politykiem i dlatego moze, zamiast z zimna krwia przeczekac, jak normalny czlowiek trzasnal drzwiami ( z tego co pamietam Merkel odmowila mu poparcia)
moze wrescie kobieta na urzed prezydenta?
Zastanowiłem się właśnie nad sobą jako kandydatem – jako kobieta kandydować nie mogę, ale gdybym został wybrany, byłbym pierwszym w Polsce czarnym prezydentem. 😆
Obawiam sie, ze bylbys wtedy jedynym czarnym prezydentem w swiecie Zachodu, bo Obama nie ma szans na druga kadencje, a i ta idzie jak po grudzie.
Ach, żeby tak jeszcze każdy z potencjalnych wyborców mógł spróbować mojego kapuśniaku… Prezydenturę miałbym jak w banku. 🙂
wywialo, zapadalo, cicho tutaj, czas wiec na sen 🙂
p.s. Bobiku, kapusniak kapusniakiem, ale z dredami prezydent?
pomysl, masz duzo szans 🙂 (nozyczki)
No i zgadnijcie, kto pierwszy wymyślił teorię spiskową dotyczącą odejścia niem. prezydenta?
http://fakty.interia.pl/swiat/news/dlaczego-naprawde-odszedl-prezydent-niemiec,1486572
Jakie to szczęście dla Niemców, że o tym nie wiedzą i pewnie się nie dowiedzą. 😎
Ciekawe, na jakiej podstawie jakiś mędrzec z Akademii Krakowskiej (co to takiego?) twierdzi, że miejsce Köhlera mógłby zająć, gdyby nie ustąpił, Roland Koch? Polityk dość skrajnie prawicowy, wręcz nacjonalistyczny, który nawet we własnych szeregach budził niechęć, a co dopiero poza nimi. Opinia tego krakowskiego prefesura to jest typowe „powiedział co wiedział”. 🙄
Coś z rodzimego ogródka:
http://wyborcza.pl/1,75248,7956086,Anna_Jarucka_skazana.html
Ani słowa o tym, kto uknuł całą intrygę. How convenient 😈
A ja przeczytałam to http://wyborcza.pl/1,97738,7949886,Kazdy_moze_byc_morderca.html To jest tak koszmarne, że musi być prawdziwe.
Tutaj trochę podobna tematyka i podobne konkluzje, choć autor bardziej skupia się na ofiarach
http://merlin.pl/Strategia-antylop_Jean-Hatzfeld/browse/product/1,680459.html;jsessionid=4461A8E660443AB21C4B4A28465E7816.LB3?gclid=CMXrz9Gu_aECFQIeZwodDFRoDg
link do wywiadu z autorem:
http://wyborcza.pl/1,76842,7938373.html
Powoli wychodzi szydło z worka: http://wyborcza.pl/1,75478,7954642,Druga_twarz_Jaroslawa_Kaczynskiego.html
Pani Kluzik-R. na pewno zgrabnie to wytłumaczy.
Pewnie powie, że nie słyszała tej wypowiedzi 🙄
A po co ma tłumaczyć? Po prostu powie, że nie widziała, nie slyszała i tyle. 😈
O, nie zauważyłem, że Kluzik już się wcześniej łajznęła. 🙂
Pamietam i kocham – wszystkich bez wyjatku. Ale PB mnie pokarral za klotliwosc i odebral poleczenie z mieszkania. Moge sie wbic tylko wieczorem – w sekretariacie recepcji gdzie jest cauda plama. zas wiexzorem musze tez spleniac corczane obowiazki – rzniecie w karty z mama. Bloody freaking rummy!
Piszta, piszta, ja to potem przeczytam! (A.Krauze zanim dostal demencji)
Heleno, to ty wciaz jescze jestes na Florydzie? Myslalam ze przylecialas z Mama do Londynu. Nic nie zmieniaj mimo kar boskich. PB moglby sie zajac ropa w Zatoce Meksykanskiej, a nie twoim polaczeniem internetowym; doprawdy coz to za malostkowosc.
Heleno, z tym internetem to jutro moze byc lepiej, bo mooching w dni wolne od pracy, takie jak dzisiejszy Memorial Day, zawsze wychodzi gorzej, a to dlatego, ze bezprzewodowe polaczenie internetowe co pare dni zwykle trzeba resetowac, czego przeciez nie zrobi lokator, ktory wyjechal, albo gdzies byczy sie na plazy, albo wloczy sie po mall na wyprzedazach, zamiast prowadzic spokojny, uregulowany tryb zycia. 😉 PB na pewno nie mial z tym nic wspolnego. 🙄
And we love you back, of course. 🙂
Zas moje odkrycie dzisiejszego dnia – obcowanie z natura na plazy powoduje jeszcze wieksze wydatki na zywnosc niz obcowanie z natura w lesie. Chyba zimna woda wysysa z dzieci kalorie (taka jest hipoteza robocza). 😉
psia pogoda 😕 ( to taka Bobiku ze nawet pea przed drzwi nie…..)
zimno, mokro, ciemno, woda stoi na sciezkach zielonych terenow
mimo to brykam wesolo z parasolem w garsci prawie tak 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=rmCpOKtN8ME
WTOREK 🙂 😀
pan Cziomer pomylil chyba przeczytane w gazetach artykuly
oczywiscie byla mowa o tym ze R.Koch ma prezydenckie ambicje, ale poczekajmy zobaczymy 🙂
Dzień dobry. 🙂 Nie chcę zapeszyć, ale podobno już od czwartku-piątku będę mógł łaskawie rozdzielać niewielkie porcje świecącego. Niech zadeszczeni spóbują dotrwać. 😉
Rysiu, ambicje to ma i Korwin-MIkke. Na und? 😈
Kochani 😆
z okazji Dnia Dziecka życzę każdemu Dziecku, które jest w każdym z nas, żeby było kochane i żeby kochało.
Troszczmy sie o nasze Wewnętrzne Dziecko. To dzięki niemu potrafimy się zachwycać kiczowatymi zachodami i wschodami słońca. Wzruszać rozwijajacym sie pąkiem kwiatu. Pochylić nad złamana gałązką, przytulić demolującego dom psa. Czuwać nad spokojem piskląt. A nade wszystko nieustannie budować nowe zamki czy to z piasku czy to z chmur ciesząc się samym budowaniem i spiewając przy tym i tylko nie daj mi Boże, broń Boże skosztować, tak zwanej życiowej mądrości, dopóki życie trwa, póki zycie trwa .
To dzięki Niemu zapominamy o wczorajszych sińcach i razach i puszczamy się z entuzjazmem w nowe wspaniałe przygody. Bez Niego ten Blog nie byłby tym, czym jest. Dopóki Ono jest kochane i kocha zły los może nam nagwizdać 😆 😆 😆
Ja myślę, że Bobikowi spodoba się zwłaszcza „przytulić demolującego dom psa” 😉
Niech żyją szczeniaczki! 😀
Niech żyją! 😆
I wcale w tym momencie nie myślałem o sobie! 😉
Życzenia specjalne dla Bobika, który przecież jest szczeniakiem, czyli dzieckiem, czyli to również Jego święto 🙂
Gdy pierze z poduszki rozdartej w zabawie
w kąt każdy domostwa już wdziera się prawie,
a fikus wygląda jak szczypior po burzy –
pogłaskaj szczeniaka, bo na to zasłużył.
Gdy kapci nie możesz odnaleźć za Chiny,
z kanapy wystają zdradzieckie sprężyny,
co myśl przywołują o kolcach bez róży –
pogłaskaj szczeniaka, bo na to zasłużył.
Gdy książki misternie obżarte z okładek,
gdy z oka spuszczony gdzieś zniknął obiadek,
gdy wokół od stołu nóg pełno jest strużyn –
pogłaskaj szczeniaka, bo na to zasłużył.
I za to, że kiedy te widząc porządki,
miast marne czupryny wyrywać swej szczątki
uśmiechasz się, mówiąc „cóż, trzeba odkurzyć”,
pogłaskaj szczeniaka, bo przecież zasłużył. 😆
Co tam, nie będę się krygował. 😉 Dziękuję za wszelkie życzenia z okazji Dnia Szczeniaka w imieniu szczeniąt wszelkich gatunków, którym od siebie życzę – jak najlepszej zabawy! 😆
Jo wprowdzie, w odróznieniu od Bobicka, jestem od urodzenia barzo starym psem, ale piknie sanuje syćkie dzieci, wiecne dzieci, sceniaki i wiecne sceniaki. A zatem najpikniejse zycenia dlo Bobicka! 😀
Przydałoby się jak najwięcej takich Dorosłych! Hau, Owczarku! 😆
Moi drodzy parafianie,
w wasze małe, ciasne główki
włożę ważne dziś kazanie,
a w nim takie dam wskazówki:
Gdy podnosić rączkę będziesz
na krnąbrnego dziś bachora
zadbaj by poleciał pędem
na leczenie do doktora
Wszak o młodzież trzeba dbać
taka jej, młodzieży mać…
Niech najmilsza będzie żona
bez litości wal po pysku
kiedy zupę znów za słoną
daje ci w brudnym półmisku
Wszak o żonę musisz dbać
taka jej, tej żony mać…
Gdy w teatrze lub operze
ktoś obudzi cię niegodnie
gościa równo w mordę pierzesz
aż mu z tyłka spadną spodnie
O kulturę trzeba dbać
taka jej, kultury mać…
Do pisania czuję miętę
zębów ból tym wywołując
w stupor wpędzam swym talentem
czytelników słowem kłując
Wszak o talent trzeba dbać
utalentowana mać…
A gdy już wszystko będzie zadbane
i porządeczek w zagrodzie,
zetrze owieczkom swym z pysków pianę
nauczający dobrodziej,
po czym złotemi usty swojemi
tak jeszcze doda przytomnie:
owczarnio, masz już ten raj na ziemi,
teraz wyłącznie dbaj o mnie. 🙄
Lista dobrych pytań potrafi być lepsza, niż lista odpowiedzi. 😉
http://www.polityka.pl/wybory/1506102,1,test-na-zmiane-jaroslawa-kaczynskiego.read
Ale żeby nie było, że ja tak tylko linkuję dla dorosłych, a o dzieciach w ich święto nie pamiętam – proszę bardzo, jest również zaczerpnięta z klasyki wersja dla dzieci. 😆
Pająk na stare lata był ślepy i głuchy,
Nie mogąc tedy złapać ani jednej muchy,
Z anten swej pajęczyny obwieścił orędzie,
Że zmienił się i odtąd much zjadać nie będzie,
Że pragnąłby swe życie wypełnić czymś wzniosłem
I zająć się, jak inni, uczciwym rzemiosłem,
A więc po prostu szewstwem. Zaś na dowód skruchy
Postanowił za darmo obuć wszystkie muchy.
Niech śmiało przybywają i młode, i stare,
A on, szewskim zwyczajem, zdejmie każdą miarę!
Muchy, słysząc o takiej poprawie pająka,
Przyleciały i jęły pchać się do ogonka.
Podstawiają więc nóżki i wesoło brzęczą,
A pająk je okręca swą nitką pajęczą,
Niby mierzy dokładnie, gdzie stopa, gdzie pięta,
A tymczasem wciąż mocniej głupie muchy pęta.
Muchy patrzą i widzą, że wpadły w pułapkę,
Pająk zaś, który dawno miał już na nie chrapkę,
Pogłaskał się po brzuchu i zjadł obiad suty.
Odtąd mówi się u nas: „Uszyć komuś buty.”
No i teroz syćko jasne, cemu ludzie z kręgów zblizonyk do (podobno) przeinaconego pona prezesa tak straśnie nie lubiom mistrza Brzechwy! Przewidzieli, jakim utworem nas Bobicek odpowie im na te rzekomom przemiane 😀
Bobiku 😆 😆 😆
A tu cos na pokrewny temat – wywiad z angielskim poeta, Seanem Haldanem, kandydatem na Profesora Poezji w Oxfordzie, zatytulowany: „Teraz mysle, ze poezja potrafi bardziej zmienic ludzi niz psychoterapia” (Haldane moze sobie szczegolnie pozwolic na takie porownania, bedac jednoczesnie specjalista w drugiej wymienionej dziedzinie).
http://www.guardian.co.uk/theobserver/2010/may/30/sean-haldane-poet-neuroscientist
No i ide swietowac z wlasnymi szczeniakami ludzkimi (i tak ladnie opisanym przez Jotke Wewnetrznym). 😀 Postaramy sie nie zwracac zbytnio uwagi, ze anomalia pogodowa zwana sloneczna pogoda skonczyla sie razem z dlugim weekendem. Moze przynajmniej sasiedzi Heleny beda uprzejmi wlaczyc jej niezwykle przydatne wi-fi… 😉
Żeby to na pająku przewiny mistrza Brzechwy się wyczerpywały! Ale on przecież popełnił jeszcze długą analizę politologiczną na temat szelmostw Lisa Witalisa… 😉
U nas chwilowo lać przestało, więc nie będę teraz nikogo zmieniał poezją, tylko zażądam wyprowadzenia na spacer Szczeniaka Zewnętrznego. 😆
dzisiaj na dzien dziecka dostalam taki „wierszyk” 🙂
Pojedziemy, pojedziemy do babci. A gdzie mieszka babcia? A w Texasie, tam gdzie slonce cieplo grzeje, rosna palmy i wiatr wieje. Juz pod domem z kotem wrogim, biegnie nasza babcia z jogi, w pieknej sukni, i na szpilkach, niesie czekoladek kilka…
No wlasnie, Noa sie wybiera w podroz
@Jotka: no dobrze, przyznam się, moje Wewnętrzne Dziecko jest we mnie świetnie wbudowane i za polskich czasów sprytnie to wykorzystywałem. Nie przepadałem za imieninami od tego Andrzeja Boboli (choć wówczas nie zdawałem sobie jeszcze sprawy co to był za typ) więc urządzałem urodziny. Ale nigdy nie lubiłem gromadnego zapijania się, zapić w dwóch czy trzech to fajna rozmowa, a z bandą to tylko rzygają po kątach. Więc wykorzystywałem pretekst i były balony i słodycze i soki – i goście się wewnętrznie chyba wkurzali, ale co mieli robić? Wódki jak nie było tak nie było i szlus.
Ale dziś ten dzień dziecka taki średnio udany. Grypa. Jedyny w rodzinie szczepiony i właśnie ten – chory. V. dostrzega inną regularność, że jedyny nie cieszący się opieką PB, ale czyżby On był aż tak mściwy i zsyłał grypę na swoich niewyznawców?
Nie tylko Helenie poznikało, nam znikły wszystkie „Polski” z Astry, właśnie od dzisiaj, żeby ich pokręciło!!!
Teraz trzeba coś dorabiać i przestawiać, żeby jakiś program złapać przez innego satelitę. Dobrze żarło, ale zdechło!!!
W sieci już zapisy z czarnych skrzynek: http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1506332,1,zapis-czarnych-skrzynek-tu-154.read
ciekawe również linki na tej stronie
Wszystkim dzieciom i szczeniakom słoneczka i dobrej zabawy!!!!
dziekuje jotko 😀
czekamy cierpliwie na nasze dzieci ( Uni do nocy ) i na upominki
ktore niechybnie dostaniemy 😆
Aha, to dzisiaj jest również Dzień Andsola. 🙂 To wobec tego puszczamy baloniki, polewamy soczek, wirtualnie przepędzamy grypę i imprezujemy. 😆
Ja oprócz baloników mogę jeszcze puszczać kaczki, a dokładniej jedną kaczkę po pekińsku, którą właśnie z dużym nakładem pracy przygotowuję. 😀
w polsce skrzynki, w republice szuka sie na gwalt prezydenta
faworytki
andsol ja tylko herbata toast, mam jutro plenipotentow, a i wiek juz nie imprezowy poza Weekend 🙂
sila blogowania
Dalej nie mam polacczenia z mieszkania 🙁 🙁
Ale dokonczylam wlasnie ostatniego, trzeciego Stiega Larssona. Bardzo to smutne, ze juz nic nie napisze…
Dowiedzialam sie przy okazji roznych ciekawych rzeczy o Szwedach: ze jak oblakani pija nieustannie kawe, co chwila wlaza pod prysznic oraz zawsze nosza w torebce (lub kieszeni od laptopowej torby) szczpteczke do zebow, na wypadek jakby mieli sie z kims wlasnie napotkanym przespac. Bardzo mi zaimponowali.
A wszystkie trzy powiesci sa cudne, nie mozna odlozyc.
O obłąkaniu świadczy, moim psim zdaniem, raczej ciągłe włażenie pod prysznic, niż picie kawy. 🙄
Nie da się z tym wi-fi czegoś zrobić? Przekonać. Przekupić. Zaszantażować. Ubłagać. No, przecież nie powinno tak być, żeby przez jakąś techniczną wredę Helena tylko raz dziennie na blogu mogła się zjawiać. 👿
A w Germanii rzeczywiście coraz bardziej na to wygląda, że obok kanclerki będzie również prezydentka.
Moim zdaniem szczoteczka do przypadkowego seksu nie jest absoutnie konieczna.Jakby odbierala spontanicznosc. Ale moze ja sie nie znam.
Coś jest na rzeczy z tymi szczoteczkami u Szwedów. Miałam na studiach kolegę Szweda. Kiedyś, przy jakiejś bardziej prywatnej sposobności, z całą swoją szwedzką otwartością wyznał, że bardzo, ale to bardzo by mnie chciał pocałować, ale chwilę wcześniej pił sok pomidorowy a nie ma ze sobą szczoteczki do zębów. Dziękuję, Heleno, teraz zaczyna to być dla mnie bardziej jasne. Choć jednocześnie kiełkuje we mnie poczucie winy, że tak serdecznie się z niego wtedy śmiałam. Ciekwe ilu Szwedom brak szczoteczki zrujnował życie seksualne i ilu z nich rocznie z tego powodu popełnia samobójstwo.
Potwierdzam Szwedów i szczoteczki.
pogoda jak zwykle 😕
pozostal tylko optymizm 😮
brykam lekko do S-Bahn 🙂
dzisiaj urodziny (90-te) pana Marcela Reich-Ranickiego
jego slowo bylo na wage…….nakladu, ksiazki chwalone
kupowano, ksiazki ganione zapominano
(chyba jest tez po polsku jego autobiografia „moje zycie”-
bardzo ciekawa-polecam)
p.s. przypomina mi p.z.kaluzynskiego, ten sam temperament,
ta sama upartosc
Dzień dobry. 🙂 Załamaliście mnie tymi Szwedami. Poczułem się wschodnioeuropejskim brudasem, kocmołuchem i wycieruchem, który żyje z minuty na minutę i niczego nie potrafi zaplanować. 😳
Dobrze, że chociaż cieplej dziś trochę i nie leje, bo przyszłoby mi się ze szczętem obwiesić. 🙄
W skojarzeniu R.-R. z Kałużyńskim rzeczywiście coś jest, 😉 choć z wyglądu całkiem niepodobni. A autobiografię R.-R. rzeczywiście warto przeczytać, bo co jak co, ale życiorys to ten człowiek rzeczywiście miał niesamowity. No i pozycję w niemieckim życiu literackim, choć ja osobiście za nader wnikliwego krytyka jakoś go nie uważam.
http://www.tvn24.pl/2340872,12690,0,0,1,wideo.html
Nie mam teraz czasu, żeby wczytać się porządnie w czarne skrzynki, zwłaszcza że za 5 minut muszę się całkiem wysieciować. Ale jeżeli ktoś już się wczytał i ma jakieś przemyślenia, to bardzo ich jestem ciekaw i zaraz po powrocie się do nich dorwę.
A na razie zmykam w teren, pozostawiając na straży dobytku spory (i coraz większy) kawałek słońca. 🙂
Dzień dobry! Na termometrze na balkonie 25°, słońce świeci, na niebie tylko parę baranków, chce się żyć….
A tu coś na wesoło: http://www.youtube.com/watch?v=lB8HXgrMY0U&feature=player_embedded
To kursuje teraz w sieci w postaci maili, dostałam to już kilka razy:
Niewielu
>
>
> Ilu facetów w jego wieku mieszka z mamusią? – Niewielu
>
> Ilu facetów w jego wieku nie ma auta? – Niewielu
>
> Ilu facetów w jego wieku nie ma „prawka”? – Niewielu
>
> Ilu facetów w jego wieku nie ma żadnego majątku? – Niewielu
>
> Ilu facetów w jego wieku nie ma więcej niż 165 cm? – Niewielu
>
> Ilu facetów w jego wieku nie ma żony lub dziewczyny tylko ma kota?
>
> Bardzo, bardzo niewielu
>
> Dlaczego facet, który swoim podejściem do życia i zachowaniem
>
> reprezentuje niewielu, ma być Twoim prezydentem?
>
> Ilu ludzi powinno zagłosować na takiego faceta? – Niewielu.
>
> Idź na wybory…………. nie bądź jednym z niewielu ………
>
> Dlaczego los nas wielu ma zależeć od Niewielu!
>
>
> PODAJ DALEJ
>
Pierwsza uwaga a propos skrzynek:
niedawno według tabloidu „Fakt” piloci spadając krzyczeli „Jezu, Jezu”,
skrzynki zarejestrowały, że krzyczeli „kurwa, kurwa”.
To tak a propos instytucji tzw. przecieków 😈
Bobik,Szwedami sie nie musisz zalamywac. W koncu Niiemcy tez maja swoja reputacje, wiec jest szansa, ze Cie doprysznicuja i zeby wyczszcza.
Natomiast ja na Wyspach nie mam szzans. Pewnie umre brudasem.
Niestety moi prowajderzy od polaczenia komputerowego chyba sie wyprowadzili na lato w zimniejsze klimaty i musze latac do recepcji
Mam nadzieje, Heleno, ze nie byla to matka mojej przyjaciolki, ktora wlasnie dojechala do domu w Connecticut ze swojego florydzkiego zimowego mieszkania.
A Szwedzi wychodza na aseptycznych w dziedzinie namietnosci, podobnie jak aseptyczna bywaja wersje czarnych skrzynek (moim zdaniem, nawet po ujawnieniu, tych wersji bedzie sporo).
W pierwszych słowach mojego powrotu do sieci miałbym ochotę wybzdyczyć się na temat opieszałości urzędów, ale ponieważ wiem, że to zajęcie jałowe, to oszczędzę Wam perory. 😉
W drugich słowach poddaję Helenie pod rozwagę, że nie tak łatwo doczyścić kogoś, kto się opiera zębami i pazurami u wszystkich czterech łap. 😈
W trzecich słowach zawiadamiam, że zanim dotrę do skrzynek, muszę najpierw dotrzeć do herbaty, a i przekąska jakaś by nie zawadziła.
A co do Szwedów, to jeden z moich znajomych, który w Królestwie Szwecji spędził czas jakiś, tłumaczył mi ich niewielką inwencję w dziedzinie nadawania dzieciom imion i w kilku innych dziedzinach w ten sposób (kalecząc nieco pisownię zarówno polską, jak i szwedzką): wiesz, oni tam są wszyscy Bjerni. 😆
Zapoznałem się z treścią skrzynek i w pierwszym podejściu bardzo mi trudno było skomentować, bo jednak czyta się to ze ściśniętym sercem. Ale jakoś się pozbierałem i wnioski (również po przeczytaniu kilku wypowiedzi fachowców) z grubsza mam takie, że błędy pilota wydają się nie ulegać wątpliwości, ale to sprawy bynajmniej nie wyczerpuje. Bo jest jeszcze pytanie, dlaczego pilot popełnił akurat takie błędy. I tu na pewno nie ma jednej przyczyny, tylko jest ich cały splot:
– niekorzystne procesy w lotnictwie wojskowym
– niedostatki w szkoleniu
– stosunek VIP-ów do pilotów ogólnie
– sprawa z Gruzji w szczególe
– presja, pod jaką byli piloci
– bałaganiarstwo i jakośtobędzizm
– jednostkowe psychologiczne uwarunkowania pilotów, a zwłaszcza kapitana (np. ambicja przed odpowiedzialnością)
Zapewne da się znaleźć jeszcze więcej, ale już samo to wystarczy. I w związku z tym ja bym nie twierdził, że ta katastrofa była czystym przypadkiem. Przypadek to były warunki pogodowe, mgła, ale w obliczu tych warunków można się było zachować tak lub inaczej. To, że pilot zachował się akurat tak, było konsekwencją tego wszystkiego, co wyliczyłem.
Prawie wszystkich interesuje oczywiście kwestia osobistej odpowiedzialności LK, ale ja od początku uważałem, że to rozstrzygnęło się już w Gruzji i tuż potem, więc nie czekałem i nie czekam na „to jedno zdanie”, które miałoby „wszystko” wyjaśnić.
Czemu wnioski z tej katastrofy mogłyby służyć, to puknięciu się wszelkich, nie tylko polskich VIP-ów w głowę i zastanowieniu, jakie bywają skutki arogancji i uważania się za pępek świata. Ale ponieważ jestem realistą, to sądzę, że VIP-y wybiorą wersję „wina pilota”, wypierając wszelkie inne okoliczności i nic się nie zmieni. 🙁
Dzień dobry wieczór.
Dla zainteresowanych:
http://www.deutsches-polen-institut.de/Publikationen/Panorama-der-polnischen-Literatur/index.php
Według mnie taka okazja nigdy się nie powtórzy!
Pozdrowienia od czytającego lecz nie pisującego (szpital, choroba…)
KoJaKa
Oczywiscie, ze bedzie wszystko na pilotow, a najlepiej na obsluge lotniska, bo to NIE NASI.
A swoja droga to jezyk oficersk,i zwlaszcza tego z jaka-40) 🙄
KoJaKu, wzruszyłem się, że mimo takich wrednych okoliczności jednak czytujesz. W takim układzie wybaczam Ci oczywiście niepisanie 😉 z jednym wyjątkiem – daj znać, gdyby przydatne było trzymanie kciuków. 🙂
Tą panoramą muszę się zainteresować (dziękuję za namiar!), bo sam wprawdzie literaturę polską wolę czytać w oryginale 😉 ale często głowię się nad prezentami dla niemieckich znajomych, a gdybym kupił kilka książek za tę psią cenę, na jakiś czas głowienie miałbym z głowy. 🙂
Język… Koń jaki jest, każdy słyszy. Vesper kiedyś pisała, że to jest w tej chwili polski standard, również wśród większości wykształciuchów i ja się z tym, niestety, zgadzam. Mogę ubolewać, ale obawiam się, że Wisły kijem nie zawrócę. 🙁
Aha, mogę jeszcze jako dyktator pewnych wyrażeń nie wpuszczać na blog, albo przynajmniej ograniczyć liczbę takich imigrantów do tylu a tylu rocznie. 😎
Bobiku, też wolę czytać w oryginale, ale porównania tłumaczeń (Dedeciusa) z oryginałami jest bardzo ciekawe!
Skrótowo: miałem wewnętrzne krwotoki (rak w żołądku) o których nic nie wiedziałem, straciłem podobno 3l krwi, chodziłem do pracy i „normalnie” funkcjonowałem byłem „tylko” zawsze bardzo zmęczony. Lekarze nie mieli innej możliwości i z dnia na dzień wycięli cały żołądek ( z łasucha zrobili dietetyka 🙂 ). Przy okazji znaleźli podobne „stwory” w płucach i na obydwóch nadnerczach, tak że od tygodnia mój organizm jest traktowany chemią.
Trzymanie kciuków bardzo przydatne, wręcz potrzebne! 🙂
kciuki Moguncjuszu i duzo slonca z Teksasu
Moguncjuszu, trzymam, trzymam
Kojaku, bedziemy trzymac tyle kciukow, ile jest u nas w domu. 🙂
A skoro mowa o polecaniu pozycji (by uzyc fachowej nazwy, uzywanej przez Rysia), to ja jeszcze polece ksiazke dla „babci z jogi”, pewnie niecierpliwie czekajacej na przybycie Noa (troche po kumotersku, ale zasluzenie, bo ten dom wydawniczy, poswiecony uwrazliwianiu dzieci na inne kultury i na ekologie, jest naprawde bardzo dobry, i wlasciwie wszystko z niego mozna polecic).
http://store.barefootbooks.com/my-daddy-is-a-pretzel.html
Troche to jeszcze na wyrost, ale od poczatku bardzo dobra wspolna zabawa.
Dziękuję! 🙂
Dzieki za ksiazeczke, Moniko. Moze i za wczesnie ale przeciez on jest nad wiek… 😀
😀
O, to na pewno Wando – one wszystkie sa nad wiek (wlaczajac w to Bobika)… 😀
KoJaku, też trzymam ❗
Andsolu,
bardzo mi przykro z powodu Twojej grypy 🙁