O leżeniu
Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tak jest, ale kiedy pies leniwie wygrzewa się w południowym, a i popołudniowym słońcu, nie zwracając uwagi nawet na hiperaktywne muchy, do głowy przychodzą mu głównie wierszyki, nie proza. Toteż dziś prozą nie będzie prawie nic, bo warunki klimatyczne okazały się dla niej niesprzyjające. Za to dla wierszyka, owszem.
Gdy leżę sobie w piękną pogodę
na brzuchu, jak psu przystało,
dość dobrze widzę to, co pod spodem,
ale niestety – nie całość.
Gdy zaś na plecach bym się położył,
rankiem, czy może o zmierzchu,
znów bym nie cały widział świat boży,
a tylko to, co na wierzchu.
I gdybym nawet, losu zrządzeniem,
dokoła głowy miał ślepia,
jeszcze nie wszystkie światła i cienie
ich by musiały się czepiać.
Więc często ślepcem zdaję się sobie,
co definiować chce słonia,
niepewnym krokiem po Ziemi drobię,
bez przekonania, żem poniał.
Ale się przyznać wcale nie wstydzę:
na pieńku mam z kompleksami
i wcale nie chcę być wszystkowidzem,
który je rozum łyżkami.
Bo wtedy myśleć by wypadało
mi, zamiast leżeć w naturze,
a ja tak lubię, gdy myśli mało,
leżenie zaś bardzo duże.
To chyba normalne, Bobiku (tak zreszta czekalam, kiedy o tym lezeniu i patrzeniu z roznych psich pozycji napiszesz). 🙂 A czasem tez jest czas, zeby zamknac oczy i po prostu cieszyc sie sloncem. I to tez jest interesujaca perspektywa. 😀
Bo ten nasz piesek jest taki mały,
A świat ten taki jest duży…
Ale być może da się on cały
Ogarnąć, gdy oczka zmrużyć?
By spraw nie widzieć czarno
dowiedzieć bym się rad:
co ma się dać ogarnąć –
pieseczek, czy też świat? 😀
vitajcie! ależ Bobiku nie smutaj, wprawdzie podczas deszczu dzieci się nudzą ale przyjdą w końcu cieplejsze dni… Zanim jednak to się stanie zjedz sobie truskawek ze śmietaną i z cukrem 🙂 dobrej nocki
🙂
pomyliłam kropki 🙁
Chwileczkę, pogubiłem się. Na czym polegała pomyłka? Czy na tym, że wbrew intencjom zrobiło się wesoło, kiedy miało być taaak smuuuutnooo, czy też na odwrót? 😯
Aha, już wiem. Wpuściłem. 🙂
to przez przedawkowanie truskawek mniam 🙂
Truskawek nie zjadłem z braku armat, ale szparagi jeszcze lepsze. Zwłaszcza że do szparagów nie muszę jeść śmietany. 😉
Ale za to do szparagów musi byc masło. To chyba gorzej, niż śmietana?
Ale masło nie musi być bite z cukrem. To nie gorzej. 😀
Nawiasem mówiąc – z łapą na sercu, szparagi miały być tym razem jako przekąska, na zimno, z majonezem, ale nie doczekały, bo jakoś w trakcie przedjedzeniowych pogaduch niepostrzeżenie, bez nijakiej omasty je wyżarto. 😆
To wina szparagów. One mają w sobie coś uzależniającego. Od miesiąca dzień w dzień, a właściwie wieczór w wieczór, pożeram szparagi. Teraz właśnie kończy się gotować dzisiajsza porcja. Mój mąż, który w zasadzie po 19.00 nie je, postanowił dziś zrobić wyjątek i przyłączyć się do mojej późnej kolacji. A ja co? A ja jestem zła, że mi zje połowę 👿
Szparagi jako podstawowy faktor postaw aspołecznych w umiarkowanej strefie klimatycznej? 😯
Temat niewątpliwie na minimum habilitację.
A ja się ostatnio uzależniłem od rukoli i hojną łapą wysiałem gdzie popadło, żeby mieć swoją. Ale skutki będę mógł zapodać, jak to w rolnictwie, dopiero po zbiorach. 😉
Praca niewątpliwie ciekawa. Dodałabym tezę o dodatniej korelacji zjawiska postaw aspołecznych ze wzrostem ilości opadów na metr kwadratowy.
Och, jak ja kocham tego faceta! Rozmyślił się! Wszystkie dla mnie! 😈
Dodatnia korelacja odpadów (według faceta) z metrami kwadratowymi szparagów do dyspozycji (według kochającej). 😈
Dzis bedzie troche teologii. Judaistycznej. Aha! 🙄
To a propos omowienia tej ksiazki zlonkowanej przez Wande i motywacji do czynienia dobrych ucczynkow, uczynkow „Bogu milych”, czyli mycwot (hebr.)
Moj ukocvany rabin, ktory nikogo, bron PB, nie nawraca, ale ladnie tlumaczy na czym judaizm polega – Harold Kushner opowiada w swej ksiazce „L’chaim! To Life!” nastepujaca anegdote-cwiczenie ze swych studiow rabinackich.
Wyobrazmy sobie nastepujaca sytuacje – powiada jeg nauczyciel. – Nas ulicy siedzi beezdomny zebrak pozac o jalmuzne. Jeeden z przechpdniow, widzac go, wrzuca mu do kapelusza $5.00, siada obok, wypytuje go, co sprawilo, ze sie stal bezdomny, pochyla sie nad jego opowiescia, oferuj modlitwe, pociesza etc.
Inny przechodzien, zauwaza biednego, wrzuca mu do ka[elusza $50.00, a kiedy ten lapie go za pole i chce dziekowac, [przechpdzien z poirytowaniem mowi: Zostaw mnie w spokoju i odchodzi do swoich spraw.
-Ktory zatem postapil lepiej? -pyta nauczyciel. I po wysluchaniu odpowiedzi studentow, ktorzy wszyscy odpowiadaja, ze ladniej postapil ten przechodzien, ktory sie pochylil, odpowiada:Niestety, nie macie racji. Wieksza mycwe popelnil ten, ktory nie ogladajac sie na swoje uczucia wobec zebraka, dal mu taka sume, ktora faktycznie moze poprawic jego los. I jest to ucczynek milszy Bogu, niz rozbudzenie w sobie dobrych uczuc, uspokojenie wlasnego sumienia dobroczynnoscia robiona z „serca”, miast podzielenie sie wieksza kwota. Motywacja twja jest nieistotna w oczach Wszecgmogacego. Uczucia sa nieistotne. Wazne sa uczynki, a ie dobre mysli o sobie.
Dlateego smialam sie w duchu czytajac oowienie ksiazki, w ktorym autor lekko sie gorszy, ze kts z rodziny filantropow nie chc3e miec niczego wspolnego z biedakami z Kalkutty czy z Ghany. Wystarczy, ze daja.
Ciekawe czy to zydowska rodzina? Nazwwisko nie wskazuje, ale mam silne podejrzenie, ze i owszem.
Heleno, o tej godzinie powinnam spać, nie myśleć, a Ty mnie zmuszasz 🙂
Ha, 🙂 Haneczko!
Ja się już dzisiaj dostatecznie wyleżałem, to dla odmiany mogę i pomyśleć. 🙂
Po pierwsze primo, to skuteczność działania zależy od tego, jakie potrzebujący naprawdę miał potrzeby. A to wcale oczywiste nie jest. Przypomniałem sobie taką historię, jak to kiedyś poprosił mnie facet o dwie marki (dawne, dobre czasy), a ja akurat portmonetki nie miałem, chociaż jakoś miałem ochotę dać. Przetrząsnąłem więc kieszenie i znalazłem jedną markę, ale żeby uspokoić sumienie (no właśnie!), wdałem się dodatkowo w rozmowę. I po godzinie tej rozmowy facet (alkoholik i Hiszpan, co nie ma większego znaczenia, ale zapodaję żeby podeprzeć story realiami) poinformował mnie bardzo wylewnie, że dałem mu więcej niż ktokolwiek przez ostatnie miesiące, bo w głębi swego upadku tęsknił nie tyle za kolejną porcją sikacza, co za tym, żeby wreszcie ktoś potraktował go jak człowieka.
To nie jest opowiastka z dziewiętnastowieczniej opowiastki dla panien, tylko najautentyczniejszy autentyk!
Po drugie z sekundą, ja się już przecież deklarowałem jako konsekwencjonalista, więc aspektu skuteczności w ogóle nie zamierzałem i nie zamierzam podważać. Mnie całkiem co innego zainteresowało – intencje od strony „własnej”, czyli dającego. Na ile są one uczciwe wobec siebie samego. Na ile dający jest sobie w stanie powiedzieć – nie jestem takim z natury, czy z boskiego przydziału kryształowo dobrym człowiekiem, tylko dając zaspokajam swoje potrzeby narcystyczne, afiliacyjne, i jeszcze takie, i jeszcze śmakie. Czyli żeby umieć we własnym sumieniu odróżnić motywacje od skuteczności.
Mam skądinąd takie niejasne wrażenie, że z tym cytowanym rabinem całkiem nieźle bym się dogadał. 😀
Musze powiedziec, ze niestety nie do konca sie zgadzam z Twoim ukochanym rabinem, Heleno. I to nieszczegolnie pod wplywem nowotestamentowej opowiesci o wdowim groszu, ale takze pod wplywem tradycji Wschodu, gdzie przemiana wewnetrzna jest gleboko ceniona. A poza tym kraj, w ktorym pogardliwie sie mysli o tych, ktorzy dostaja jalmuzne („motywacja jest nieistotna, uczucia sa nieistotne”, napisalas), czesto w koncu zamienia takie uczucia w praktyke. Na przyklad, protestanci angielscy, z ich ogromnym szacunkiem do pracy (pod wplywem kalwinizmu), i szacunkiem do samowystarczalnosci, byli tez autorami Poor Laws i wsadzania dluznikow do wiezien – czyli tego, co opisywal ulubiony przez Ciebie Dickens. Dlatego ja sie jednak nie smialam, gdy czytalam, ze filantropi nie chcieli miec nic wspolnego z biedakami z Kalkuty czy z Ghany. Moze rzeczywiscie dadza jalmuzne i w tym polepsza czyjes zycie, ale czy np. zakladajac tam fabryke (co by sie przydalo) takie beda mieli podejscie do minimalnego bezpieczenstwa i warunkow pracy, jakie mieli wlasciciele fabryki Union Carbide w Bhopalu?
No i oczywiscie, Wszechmogacy lubi albo nie lubi niektore rzeczy w zaleznosci od tego, kto mowi/pisze… Kiedys na przyklad nie lubil gejow, teraz juz, w wiekszosci interpretacji, jednak lubi. Dlaczego – w wyniku naszego stopniowego rozszerzania kregu empatii na ludzi z innej rodziny, plemienia, innej orientacji seksualnej.
Trochę mi się łajznęło z Moniką 🙂 ale może i dobrze, bo według mnie prawda leży pośrodku, czyli właśnie i z rabinem można by się dogadać, i kobyłka u płota. 😀
Skuteczności nie należy lekceważyć, ale nie należy też przypisywać sobie wszechwidzenia (cholera, może jednak nawet leżąc coś tam myślałem?), czyli m. in. przekonania, że my lepiej wiemy, co dla innych jest dobre. Skuteczność nie jest bezwzględna, a relatywna. Po owocach ich poznacie je, ale pod warunkiem, że te owoce będą oceniać odbiorcy, nie dawcy.
A własne motywacje niechaj każdy sam oceni. Pod światło, dobrze się przyglądając. I wcale mi tu nie chodzi o jakieś samopotępienie, jeżeli się odkryje coś poza czystym kryształem. Wyłącznie o samoświadomość.
Zdaniem Kushnera i innych teologow judaizmu uczynki sa wazniejsze niz dobre samopoczucie dajacego. Kiedy indziej, w innej ksiazce, odpowiada na pytanie czy wazniejsze jest zachowanie szabasu, modlitwa, czy odwiedzenie chorego, podanie mu posilku. I odpowiada z cala stanowczoscia, ze to drugie. Bo zachowanie szbasu, modlitwa, nie jest PB potrzebna, jest potrzebna tobie, ale nie Jemu. Jemu natomiast potrzebnee jest naprawianie partackiej roboty wykonanej przy tworzeniu swiata, ktory jest tak niedoskonaly, ze zdarzaja sie w nim chorzy i cierpiacy. Wiec z punktu widzenia Pana B. najwazniejsze jest robienie tego, co akurat musi byc zrobione w tej chwili.
Oczywiscie anegdota o zeraku jest skrotem myslowym i nie uwzglednia wszystkich mozliwych sytuacji zebraka. Ale to co opowiedzial Bobik wcale sprzeczne z ta teologia nie jest. Akurat napotkany przez Bobika zebrak potrzebowal bardzoej tego,co Bobik mogl mu oferowac. Ale gdyby mial kieszenie futramial wypchane frsa, a chcial tylko sie nad Hiszpanem pochylic, ale nie wydac pieniedzy, w oczcah PB postapilby niewlascowie. PB – powiada Kushner – nie potrzebuje abysmy w srodku byli „dobrymi ludzmi”, tylko abysmy postepowali zgodnie z tym co nakazal. Innymi slowy – uczucia nie pdlegaja w oczach PB ocenie, ale postepowanie -owszem.
Sorry,musze wrocic do Chorej i zagrac z nia w pi..e rummy. Wroce poczytac, jak bedziecie dosypiac noc.
Motywacja jest istotna. I ktos kto ma niewiele a podzieli sie ostatnia bulka powinien byc cenony moze bardziej niz ten kto ma gaziliony, a wrzuca do kapelusza drobne i nawet sie nie oglada. Inaczej najbogatszy zawsze wygrywa, bo moze dac najwiecej, a chyba o to PB nie chodzi. To musialaby byc naprawde znaczna suma, zeby odmienila zycie nawet zenrzcego biedaka, a rozmowa moze naprawde byc przelomem w czyims zyciu.
Jak wspomne moje przelomy zyciowe, to byly one spowodowane kontaktem z drugim czlowiekiem, osobistym czy w formie ksiazki.
Inna rzecza jest motywacja dobroczynnosci. Ilekroc placzemy nad kims placzemy w gruncie rzeczy nad samym soba, ktos juz to powiedzial. Ale to nie umniejsza naszego zalu. Nie bede bardziej cenic lez psychopaty tylko dlatego ze jemu jest trudniej zaplakac.
Nie moge darzyc szacunkiem Johna Edwardsa, ktory, choc bogacz, byl rzecznikiem biednych, ale w gruncie rzeczy nimi gardzil i draznilo go, ze musial uczeszczac na wszelkie przedwyborcze pikniki, zeberkowe grille i inne ludyczne imprezy. Moze Edwards dawal biednym wiecej i nawet swoja kariere chcial poswiecic biednym, a jednak byl hipokryta.
Moze jeszcze troche o tym wszystkim pomysle. Temat zadany przez Helene bardzo ciekawy.
Uczucia również w ocenie nowoczesnej psychologii nie podlegają ocenie, bo one są i tyle. Ocenie może podlegać co najwyżej to, co się tymi uczuciami zrobi – jak się je przepracuje, przepuści przez rozum, jaki im się da wyraz, itp. Czyli jak się postąpi z tym, na co się ma wpływ (bo na uczucia się nie ma).
Nie czuję się zobowiązany do postępowania zgodnie z etyką judaistyczną, czy jakąkolwiek inną religijną, więc nie interesuje mnie nadmiernie poprawianie partackiej roboty Pana B. To jest jego problem. 😀 Natomiast z rabinem Koushnerem podyskutować ciekawie, ale zgadzać tyż się z nim nie muszę. 😉 Ale w sumie wydaje mi się, że po krótkiej rozmowie doszlibyśmy do wielu wspólnych wniosków. Bo mnie przecież nie o to chodzi, żeby dający się czuł dobrze, tylko żeby – w swoim własnym interesie – możliwie dobrze zdawał sobie sprawę ze swoich motywacji. A motywacje typu narcystycznego żeby eliminował również w interesie obdarowanego, bo narcyz po prostu nie jest w stanie zauważyć cudzych potrzeb, tylko zawsze będzie je naginał do swoich wyobrażeń.
Heleno, ten PB Kushnera jest dla mnie jednak bardzo XVIII-wieczny w swoim radykalnym oddzielaniu uczuc od uczynkow. Wspolczesna psychologia by z kolei takie podejscie wysmiala, jako przestarzale rozumienie tego, jak dzialamy/czujemy/rozumujemy. Dlatego nawet spieranie sie z mysleniem Kushnera, oprocz zalozen na temat samego istnienia i natury PB, to troche jak rozmawianie z kims, kto jeszcze dalej wierzy, ze ziemia jest plaska. I jak tu z nim dyskutowac?
Bobiku, na pewno mozna sie zgodzic z tym, ze rozwazanie konsekwencji wlasnych czynow jest wskazane. Wiecej niepotepiajacej siebie lub innych samoswiadomosci na pewno sie przyda. 🙂 Zreszta empatia, prawdziwa empatia, a nie po prostu odczucie niewygody w neuronach lustrzanych na widok cudzego cierpienia, wymaga rozwijania samoswiadomosci (inaczej mozna to odczucie inaczej zwekslowac, wcale niekoniecznie pomagajac). Na szczescie dzieki niej jednak spora droge przeszlismy od „Jadra ciemnosci”, niedawno tu wspomnianego przez zeena, do dzisiejszych postaw… Rozszerzanie tego, kogo wlaczamy w zakres wlasnej empatii to zreszta ciekawa historia. I jak czasem wylaczamy tez jest ciekawe – i niebezpieczne. Na pewno Zydzi w czasie II wojny swiatowej byli tymi radykalnie wylaczonymi, a winien byl temu antysemityzm, czyli emocjoanlna zbitka pogardliwych, wylaczajacych postaw o silnym nacechowaniu emocjonalnym. I dlatego uczucia w srodku, a nie tylko czyny, sa jednak wazne. I maja konsekwencje w czynach.
A na razie moja swiadomosc na chwile musi sie zwrocic ku losowi wonnej ratatouille. Co prawda nie szparagi (byly wczoraj i przedwczoraj), ale zawsze… 😉
Nie mogę się oprzeć, żeby nie wrzucić przed chwilą mailowo zaczytanego (analogia do zasłyszanego) dowcipu na temat – mniej lub więcej – motywacji i skutków. 😉 Przychodzi baba do lekarza ginekologa, który ją zawiadamia: „ma pani nadżerki”. Baba w płacz: „a to świnia! A obiecał, że tylko poliże!” 😆
Bobiku, I’m shocked! Dobrze, ze Monika poszla gotowac ratatouille, Helena gra z mama w karty, a ja zamkne oczy i pomysle o Anglii.
Króliku, jeżeli tylko z tego myślenia nie wynikną jakieś polityczne napięcia, to myśl o Anglii póki Ci sił starczy. 🙂
Bardzo istotne mi się zdaje to rozróżnienie, które Monika zrobiła – że niewygoda wobec cudzego cierpienia (wrażliwość, emocja) nie jest jednoznaczna z empatią, która wymaga aktywnego własnego wkładu (skoordynowanie emocji, rozumu i działania). Ale na tym się sprawa oczywiście nie kończy, bo i empatia może mieć różne oblicza, przede wszystkim mniej lub bardziej rozumna być. A bezrozumna empatia, polegająca np. na bezwarunkowej identyfikacji z jej obiektem, też potrafi mieć dramatyczne skutki, o których ze swej zawodowej praktyki pieśni mógłbym śpiewać.
Jak tak mniej leżę, a bardziej myślę, to coraz sensowniejsza wydaje mi się zasada anonimowego rabina: wsio wazmożno, tolko ostorożno. 😆
No więc był młody, dobrze mu z oczu (choć nie z życiorysu) patrzyło – choć cholera wie, może opowieść o morderstwie była dobrze odegranym urywkiej sztuki o dojeniu frajera, ale tak czy inaczej przekonał. Widać było, że nie spodziewał się wiele, dostał na jedzenie i wrócił do spania na tym swoim chodniku. A ja w hotelu i myślałem. Niby ten milioner. Choć dużo zainwestować nie mogłem, ale postanowiłem wybadać w następnej gawędzie. I kolejnego późnego wieczoru miałem z nim długą sesję analizy możliwości i chęci i okazało się, że kupienie narzędzi, skór, lakierów i paru drobiazgów do wyrobu torebek mogłoby być rozsądnym startem, gdyby mu tego na ulicy nie rozkradziono, ale miał gdzie to chować. I umówiliśmy się na kolejne spotkanie, tym razem w świetle dziennym, gdy sklepy były otwarte, by to wszystko nabyć drogą kupna. Ale chłopak nie pojawił się. Wróciłem nocą do jego legowiska, a był to mój chyba ostatni wieczór w tym rojowisku z Nordeste, chłopak leżał i miał oczy błyszczące od nadziei. Wymyślił coś lepszego. Widział takiego magika, który mu obiecał nauczyć paru sztuczek z takim dziwnym czymś, co z opisu mi wyglądało na mufkę mojej babci z lisa, tylko miało być bez lisa ale z czarodziejskimi możliwościami wewnątrz. Dostał kolejnego sandwicza, został ze swoim snem o czarach i o innym gringo, którego sie da wrobić w zakup mufki czarnoksiężnika.
Dobrze, obiecuję: następny razem poprawię się i nie będę zaczynał historyjki od „no więc”. Sześć plus dziewięć zaraz sprawdzę ale o tej poże może być nawet czarnym krukiem. Sprawdzę i przeskoczę bramkę.
O, i tu wchodzimy w kolejne subtelności, których rabin Koushner nie wziął pod uwagę. 😉 Łatwo się mówi, dać wędkę, nie rybę, ale co począć, kiedy głodujący raczej już z tego głodu padnie, niż wędkę weźmie do ręki? I wysili do ostateczności swój intelekt, żeby uzasadnić, dlaczego tej wędki dotknąć nie może? I co wtedy powinien uczynić osobnik wysoce etyczny? Powiedzieć: sam sobie winien, i jak taki durny, to niech zdycha, czy w pewnym momencie jednak litościwie rzucić jedną rybkę w il. szt. 1? Żeby osobnik oporny nie padł przynajmniej na jego oczach?
Przyznaję, sprowokowałem tę dyskusję nieco egoistycznie 😉 bo ona zahacza o dylematy etyczne, z którymi w mojej codzienności, zawodowej i nie tylko, mam bardzo często do czynienia. A co sobie sam mam łamać łeb, jak i inni mają co połamać. 😀
Andsolu, ja rozumiem, że matematyka nie sprowadza się do wulgarnej algebry i że najwybitniejszy nawet matematyk nie musi umieć dodawać. Ale żeby nie potrafił przeprowadzić prostego rozumowania: wchodzę na blog – tam jest bramka – bramka wymaga dodawania – nie umiem dodawać – lepiej mieć pod ręką kalkulator? 😯
No, dobra, zwalę to na skutki grypy. Ale w przyszłości pamiętaj, że na problemy z dodawaniem skarżyć się mogą, wbrew pozorom, tylko niematematycy. Bo oni mają prawo nie umieć tego logicznego wywodu przeprowadzić. 😀
No wlasnie, Bobiku, zycie ma zawsze wiecej zmiennych uwarunkowan, niz sytuacje modelowe. A co do wyksztalconej empatii (w odroznieniu od empatycznego dyskomfortu), to oczywiscie, ze powinna byc rozumna, i sobie glowe nad tymi roznymi uwarunkowaniami lamac. 🙂
Za to bez lamania glowy moge stwierdzic, ze ratatouille byla dobra. 😀
A, jak chodzi o dobroć ratatui, to już w XIX wieku były na ten temat doniesienia. Szczególnie znane jest to:
Ratatatouille!
Ratatatouille!
Ratatatouille, ratatatouille, ratatatouille,
ratatatouille, ratatatouille, ratatatouille,
ratatatouille, ratatatouille,
ratatatouille, ratatatouille,
ratatatouille, tuj, tuj!
Dalszy ciąg, zgodnie z dziewiętnastowiecznym zwyczajem, został zamieszczony na jutubie, więc cytowanie całości pozwolę sobie darować. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=_4IRMYuE1hI
Bobiku 😆 😆 😆 Dzieki za notke historyczna. 😀
A swoja droga, to znam kogos bardzo sympatico, kto dziewietnastowiecznosc uwaza za komplement… 🙂
Ja chyba cos bardzo zle wytlumaczylam z tego Kushnera jesli takie sa wnioski jak czytam.
Naprawiania swiata nie mozna zlozyc na barki PB, bo On juz nic nie jest w stanie naprawic – ustanwoiwszy prawa fizyki, chemii, ewolucji i czego tam jeszcze, nie moze interweniowac i np. zatrzymac tsunami, trzesiena czy prawa przyciagania ziemi i np.powstrzyymac w powietrzu spadajacy samolot. Z tym wszystkim to niestety my musimy sie zmagac: wymyslac sejsmografy, ostrzegajace przed trzesieniem, zapory wodne, systemy nawigacji, szczepionki przeciwko malarii, tomografie komputerowa czy prozac. Na tym polega nasze naprawianie spartaczpnego Dziela Bozego – nie trzeba bylo sie spieszyc i wysmazac nam ten pasztet w szesc dni.
I rzecz jasna powinnam byla wytlumaczyc, ze nie chodzi o to kto da wiecej, bo ma wiecej, tylko o to by nie poprawiac sobie samopoczucia samym aktem dawaia, tylko aby dawac skutecznie. Nie zgadzam sie absolutnie z tym, ze to o czym naucza Kushner ijemu podobni jest XVIII-wieczne. Jest jak najbardziej wspolczesne, mowiace, ze psychologiczna motywacja , kiedy czynimy dobro jest mniej wazna niz sam uczynek. Kiedy ktos przeznacza spora zczesc swych zasobow na ufundowanie nowego skrzydla szpitala czy muzeum, tylko dlatego bo chce aby jego nazwisko zostalo wyryte w tym skrzydle na granitowej tablicy, to sam fakt ufundowania tego skrzydla jest wazniejszy niz proznosc darczyncy. Jesli ktos uczestniczy w aukcji charytatywnej, to waniejsze jest, ze uczestniczy, a nie to, ze roobi to dlatergo, ze nazwisko jego pojawi sie na ekranie telwizora. Bo PB nie jest kretynem i wie, ze ludziee czasami robia dobre uczynki z proznosci i Mu to ne przeszkadza, byle te uczynki robil.I na tym w zydowskiej tardycji polega naprawianie swiata: na inwencji wynalazcow,naukowcow, na dobroczynnosci, nawet na pisaniu wierszy, ktore innym sprawiaja radosc czy pzowalaja uporac sie na chaosem w duszy – chaosem, ktory nie powinien miec miejsca gdyby swiat byl ociupine lepiej wymyslony.
To nie znaczy, ze uczucia sa niewazne lub skreslone, to znaczy jedynie – jak juz wspomnialam – ze wazniejsze sa czyny dla lepszego funkcjonowania swiata niz to co ja naprawiajac swiat w danej chwili odczuwam.
I jeszcze cos – przedstawiajac tradycyjne poglady zodowskie na ten temat ja oczywoscie to wszystko niemozebnie upraszczam, bo nie jstem teologiem i naqet nie mam pod reka ksiazek Kushnera aby zacytowac. Ale jest to teologia, ktora jest mi znacznie blizsza niz wiara w cuda i nieustajaca interwencje w materialny swiat PB, teologia mowiaca, ze i kataklizmy zywiolowe, i choroby, i zlo, ktore sie rodzi w duszy czlowieka i popycha go do czynienia zbrodni, nie jest od PB zalezne. Kataklizmy i choroby sa skutkiem ustanowionych praw fizyki, chemii i biologii, zas zlo czynione innym, jest wynikiem naszej wolnosci, wolnejwwoli – czasami wybetramy zlo. A PB moze sie tylko temu z gory przygladac i zalamywac rece kiedy czynimy zle, i otwierac oczy kiedy szukamy ratunku – jak ta kobitta biblijna, ktora sie modli na pystyni o wode. PB nie stwarza dla niej specjalnego rezerwuaru, ale „otwiera oczy” i ona sama znajduje zrodlo. Albo odkrywa prawa ewolucji, albo wymysla nowe lekarstwo, albo pisze madry i piekny wiersz, ktory kogos ocala.
Skutecznosc wiec przede wszystkim? To taka druga strona medalu, ze dobrymi checiami jest pieklo wybrukowane.
Musze to sobie przemyslec. Na moich studiach, ci co wybrali psychologie, musieli sie poddac psychoterapii i tam im tez powiedzieli, ze sa niepewnymi siebie samolubami i dlatego dzialaja w podziemiu i chca pomagac innym; w gruncie rzeczy chca dowartosciowac samych siebie. Ale to jakos nie brzmialo przekonujaco wtedy ani teraz. Ja na szczescie wybralam socjologie.
ehe, Bobiku, a ja sie podlaczylam, bo caly rok „chodzimy” kolo alaskanskiej wycieczki dziecka, na ktora mogla pojechac namowiwszy najpierw mnostwo ludzi na wplacenie pieniedzy na zbozny cel. Sama tez wklada w to przedsiewziecie sporo roznego rodzaju wysilku. Ale czy to cel czy Alaska wazniejsze byly dla niej na poczatku tego rozstrzygnac nie potrafie 🙂 Za to niezadlugo od czasu do czasu w miare otwartej z nia komunikacji podrzuce sprawozdanie.
Ach, Basia! Naprawiaczka swiata par excellence! 🙂
Mysle, ze z rabinem Kushnerem wpadliby sobie w ramiona….
Dobranoc Ameryko!
Good morning, Europo!
W psychologii sa rozne mody i rozne podejscia, tak jak wlasciwie wszedzie, Kroliku. Wiec rzeczywiscie nie bardzo przekonujaco to brzmialo i brzmi, jesli chodzi o motywacje Twoich kolegow z psychologii.
Ale co do motywacji, jako jakoby zupelnie niewaznej w oczach Boga (co oczywiscie ma jakies znaczenie w sumie tylko dla tych, ktorzy akurat wierza), to mysle, ze byc moze nie zawsze, ale czesto odbija sie ona jakos na skutkach dzialan. Na przyklad firmy farmaceutyczne chetniej znajduja dziesiaty lek na te sama chorobe, czesto wystepujaca na Zachodzie, niz jeden lek na choroby afrykanskie. Albo okazuje sie, ze kierujacy sie egoistyczna motywacja koncern BP, albo kopalnia Massey, tak dalece kieruje sie skutecznoscia, ze zapomina o bezpieczenstwie pracownikow i ekologii, zostawiajac rachunek za szkody na glowie innych. Czasem sama motywacja egoistyczna nie wystarcza – nawet jesli czesto daje spolecznie pozadane rezultatyjesli – chce sie zyc w miare przyzwoicie urzadzonym swiecie. Dlatego nie zarzucalabym swiadomego i dojrzale empatycznego formowania motywacji. Bo naprawianie swiata to tez wlasnie ten ciag rozszezrania empatii, dzieki czemu juz nie torturujemy (przynajmniej niektorzy), nie karzemy smiercia nierzadnic, i nie odnosimy sie z pogarda i wyzszoscia do odmiennych kultur. A to tez osiagniecie w naprawianiu swiata, nieprawdaz? Chyba nie gorsze niz szczepionki…
wypasione na nos, w tereny zielone
brykam 🙂 😀 😆
Bobik Blog zmienia strefe czasowa 🙂
mysle, ze nie ma skutecznego dawania, skutecznosc jest
wzgledna tak jak i „biorczosc”
kto chce dawac powinien bez wzgledu na motywy, a kto nie to jego prawo i to dobrze tak
http://www.fr-online.de/top_news/2716357_Henning-Mankell-Der-beruehmte-Augenzeuge.html
kto zyska, kto straci???
Podczas kiedy sobie smacznie chrapałam całą noc (z ulgi, że mnie jednak nie zalało 😉 ), tutaj takie ciekawe rozmowy… Ja, ciągle jeszcze będąc pod wrażeniem Chin i odmienności chińskich reakcji i mentalności (od naszych) w ogóle, wrzucę tu z (mojego ulubionego ostatnio) chińskiego blogu, który już tu kiedyś cytowałam, wpis, w którym zwracam uwagę na ostatni akapit, wywracający na nice nasz pogląd o empatii i w ogóle to, co głosi nasza psychologia. Zaiste, dziwny jest ten świat, tyle zależy od norm, w jakich każdy z nas się wychował…
http://zachinyludowe.net/general/roznice-kulturowe/
Wskakuję do Koszyczka tym razem z tematem dywanikowym i pytaniem do rysia. Poszukuję tropów dotyczących Sachbücher o muzyce / historii muzyki (najchętniej tej klasycznej) dla młodych czytelników. Czy mógłbyś coś polecić?
Wszystkim dobrego dnia 🙂
@Beata
Nie jestem rysiem ale Moguncjuszem w którego mieście (Mainz) znajduje się wydawnictwo muzyczne Schott.
Coś dla Ciebie znalazłem, może się przyda!
http://www.schott-musik.de/shop/products/search/quick/result.html
… ciąg dalszy (darmowe prospekty, katalogi…):
http://www.schott-musik.de/shop/Kataloge_Werbemittel/1000156/show,100875,n.html
….
http://www.musikpaedagogik-online.de/
Moguncjuszu z okolic wydawnictwa Schott – wielkie dzięki! 😀 Zaraz wyruszę podanym przez Ciebie tropem, m.in. zanurkuję w dziale „Musikbücher und Musikspiele für Kinder”. W tej chwili zależy mi, żeby ustalić, co w ogóle jest na rynku dla dzieci i młodzieży, a potem przyjrzeć się temu literaturoznawczym okiem – jak jest napisane. Przekładami z innych języków na niem., które cieszą się zainteresowaniem czytelników, też nie pogardzę.
Ślę serdeczności nach Mainz 🙂
Dzień dobry 🙂 Słońce, o dziwo, trwa, tylko wolnego już nie ma, więc nie leżę, a biegam, dysząc niemiłosiernie. Jak na chwilę sobie siądę, to się zastanowię nad rabinem Kushnerem w wersji przejrzanej i poprawionej. 😀
Jeszcze raz:
http://www.schott-musik.de/shop/products/search/quick/result.html?searchtype=product&Quick=kinder+musikgeschichte&x=0&y=0&searchMode=SM_QUICK
slonce, slonce, slonce 🙂 🙂 🙂
Beato, mam znajomego, który zarabiał na chleb jako pianista i organista, ale ponieważ ze względu na inwalidztwo było mu coraz trudniej, został się za nauczyciela m.in. niemieckiego w Hauptschule. Myślę, że to jest człowiek po prostu stworzony do zapytania o te książki 😀 , tylko że on jest Niemcem, w związku z czym na pewno zada od razu masę pytań dodatkowych. 😉 Np. o cel reaserchu, o grupę wiekową, dla której ma być ta literatura, o to, czy chodzi o książki najpopuarniejsze, czy najbardziej (według niego) godne polecenia, itd. Gdybyś trochę doprecyzowała sprawę, to spróbowałbym złapać to Idealne Źródło. 🙂
Doprecyzowanie może być od razu po niemiecku, to zamiast mu opowiadać wszystko przez telefon, skieruję go wprost na blog.
Na melodię:
„My heart belongs to Daddy”
Początek oczywiście J. Kofty
„Przez cały kraj idziemy dwaj czy słońce czy śnieżek czy słota,
Potrzebna jest czy ktoś chce czy nie w pionie usług fachowa robota.
Czy to sens ma kląć, że ten świat z kiepskiego zrobiony surowca,
Bo dobry Bóg już zrobił co mógł teraz trzeba zawołać fachowca.”
Bóg spartaczył koncertowo
to, co dobre miało być,
teraz wszystko rób od nowa,
jak nie kląć, jak nie wziąć i nie pić…
Więc na przekór partaczowi
dobrze róbmy sobie, cóż,
niech on się, skubany, dowie
że roboty nie znajdzie tu już…
Beato, postaram sie podac Tobie kilka ciekawych pozycji,
wydawnictwo „Schott” jest znane i cenione,
Der Musikater
zeszyty sprzedajemy czesto
p.s. dzieki Moguncjusz za pomoc 🙂
p.s.2 przerwa w pisaniu, jestem w pracy
No, to jeszcze raz podszedłem do rabina K. i zaraz nadziałem się na pewną rafę, którą Monika postarała się elegancko ominąć, a ja przeciwnie – rzucę się na nią głośno i z rozmachem. 😀
Jakakolwiek etyka oparta na religii nie może sobie rościć pretensji do uniwersalizmu (chociaż wyznawcom bądź teologom tak się na ogół wydaje). Z prostej przyczyny – bo takim zawziętym ateuszom, jak ja i mnie podobni, jest najdoskonalej obojętne, co o naszych uczynkach sądzi Pan B., które z nich są mu miłe, a które niemiłe. Toteż, nawet jeżeli w pewnych punktach zgadzam się z rabinem K., jego uzasadnienia takich czy innych rozstrzygnięć etycznych nie mogą być dla mnie obowiązujące. Po prostu przesłanki, na których opiera on swoje rozumowanie (PB jako źródło etyki), nie są dla mnie prawdziwe, a wiadomo, co wynika z fałszywych przesłanek. 😉
Żeby jeszcze lepiej pokazać, o co mi chodzi, zrobię założenie, że zgadzam się z wnioskami rabina K. w absolutnie wszystkich punktach, które zostały przytoczone. Gdybym przy tym jeszcze założył, że rabin K. ma bezpośrednią łączność z PB, to mógłbym uznać, że również we wszelkich innych, dotąd jeszcze nieznanych mi punktach, opinia rabina K. będzie dla mnie wiążąca. Ale niestety, dla mnie cała sprawa przybiera postać zdania „jeżeli Pan B. istnieje, to jego tuba rabin K. ma zawsze rację”. Kiedy uznam za fałszywy pierwszy człon tego zdania, fałszywy staje się dla mnie również jego drugi człon, czyli nawet jeżeli dotąd we wszystkim zgadzałem się z rabinem K., nie może on być dla mnie wyrocznią przy kolejnych rozstrzygnięciach etycznych. Tak czy owak za każdym razem będę musiał wziąć jego opinię pod lupę i zastanowić się, czy dla mnie jest ona prawdziwa, czy fałszywa.
Dlatego wiele mi jest łatwiej 😉 dyskutować np. z Peterem Singerem, bo on do źródeł moralności nie miesza sił nadprzyrodzonych, tylko mówi o oparciu etyki na uwzględnieniu interesów różnych stron (to oczywiście w dużym uproszczeniu), czyli wychodzi z przesłanek, które jestem w stanie uznać za prawdziwe. Zdając sobie oczywiście sprawę, że nie muszą być one prawdziwe dla księdza czy rabina. 😉
To było o podstawach, a teraz do konkretów: nadal twierdzę, że gdybyśmy z rozważań wyłączyli Pana B., a ograniczyli się do spraw czysto praktycznych, to moglibyśmy z rabinem K. dać sobie buzi. 🙂 Bo ja przecież cały czas wołam „po owocach ich poznacie je”, z czego widać, że przywiązuję wielką wagę do konsekwencji działań. I nie wchodzę w ocenę CUDZYCH intencji, bo zwykle ich nie znam, a nawet jak mi je ktoś wyjawi, nie mam gwarancji, że mówił prawdę. Proponuję tylko, żeby każdy bacznie przyglądał się WŁASNYM intencjom, bo dla konsekwencji działań wcale nie są one obojętne (tu znowu mogę się odwołać do przykładów podanych przez Monikę).
Jeszcze inaczej mówiąc – w odróżnieniu od tych, którzy moralność uważają za coś danego (zwykle przez Najwyższą Istotę) i ze względu na jej nadprzyrodzone źródło niezmiennego, ja uważam, że moralność jest czymś stale stwarzanym (w procesie społecznym), ewoluującym. I że ma zarówno wymiar „filogenetyczny”, jak i „ontogenetyczny”, tzn. że w rozumieniu etyki włączamy się w to, co już w tej dziedzinie wypracował nasz gatunek, ale też każdy na własną rękę, osobniczo, musi (a przynajmniej powinien) się zmierzyć z wypracowaniem własnego systemu etycznego.
Uffff…… 😆
Uffff…
😆
Tak, tak, Bobiku, podobnie to widze.
A jeszcze co do ocenianiania cudzych intencji – chyba jednak czasem jestesmy zmuszeni jednak troche zgadywac, choc trzeba byc przy tym niezwykle ostroznym, na przyklad, gdy wszyscy tu obecni wlasciwie nie wierza w autentycznosc przemiany pogladow pewnego znanego polityka. I jego poprzednie owoce, i jego obecne drobne wpadki, daja nam do myslenia, gdy twierdzi, ze jedyna jego motywacja jest milosc do wspolrodakow i myslenie o przyszlosci. No i podobnie wiekszosc z nas przyjmuje mocno sceptycznie zapewnienia KK, ze w przypadkach molestowania kierowal sie wylacznie dobrem dzieci. Mozna z tego powodu nie czuc ostrej niecheci i nienawisci, ale wierzyc w skladane zapewnienia o dobrych intencjach trudno, wlasnie w swietle owocow. Ale na codzien, poza takimi drastycznymi przypadkami, rzeczywiscie, lepiej w cudze intencje za mocno nie zagladac (choc np. kalwinisci nalogowo zagladali, co wedlug niektorych dalo wlasnie poczatek wspolczesnej psychologii; Freud tez zreszta w intencje zagladal, redukujac je przy tym dosc mocno).
I rzeczywiscie uff, bo poczatek weekendu… 😆
Bobiczku, dzięki za widoki na Idealne Źródło 🙂 Na doprecyzowanie będę potrzebowała trochę czasu, bo pomysł-świeżynka – wykluł się dziś rano. Zaprosili mnie na konferencję o lit. dla dzieci i młodzieży, którą się kiedyś intensywnie zajmowałam. Zaproszenie b. serdeczne i zachęcające. No to sobie powiedziałam, że i owszem, ale pod jednym warunkiem: że znajdę smaczny dla mnie temat na pograniczu, żeby była i szeroko rozumiana literatura dla dzieci i młodzieży i koniecznie związek z muzyką. I tak pomysł się wykluł, dodam że przy śniadaniu. Jak tylko się opierzy (głównie dzięki tropom od Moguncjusza i Rysia), to nie omieszkam zgłosić się do Koszyczka w sprawie Idealnego Źródła 🙂 Bo na razie, to byłabym tylko dla takiego Źródła źródłem udręki, ze względu na bezkształtność pomysłu i niezdolność odpowiedzi na pytania szczegółowe 😉
Kiedy weekend przychodzi, chęć pisania się chłodzi
a szczególnie, gdy pachnie już latem
wtedy nic nie piszemy, copyandpaste’ujemy
załatwiamy rzecz jednym cytatem…
”
Lubię co dzień troszeczkę podnieść sobie poprzeczkę
I oceniać swe dzieła krytycznie.
Bój o cele wysokie to najmilszy mój poker,
To ryzyko lecz zdrowe i śliczne.
A gdy w chwilach bojowych czuję kryzys niezdrowy,
Nie przerywam ataku z tych przyczyn,
Bo na takie momenty kiedy jestem podcięty
Mam kolegów i na nich mogę liczyć.
Refren
Oj naiwny, naiwny, naiwny,
Jak dziecko we mgle,
Jak goliat na pchle,
Mól w otchłani wód,
Który liczy wciąż na cud.
Oj naiwny, naiwny, naiwny,
Dziecko w kwiecie sił.
Choć w intencjach
To w zasadzie pozytywny.
„
Widzę, że zeen postanowił wprowadzić na blog elitę 😆
zeen 😆
A u mnie ktoś wrzucił (do poczekalni) wierszyk podpisując się „Isabela” i cos mi ten wierszyk zeena przypomina… i tak główkuję, wpuścić, nie wpuścić? 😉
Doro, ciekawy ten chinski blog. Bede podgladac, zwlaszcza, ze maz jezdzi pare razy do roku i do Chin, i do Tajwanu. Ciekawie sie to czyta, przefiltrowane przez polski kod kulturowy, w porownaniu z filtrowaniem przez kod amerykanski. 🙂
Wpuścić, Pani Kierowniczko. Nawet jak to nie zeen i tak będzie na zeena. 😆
Od razu się zastrzegam: nie było moją intencją danie do zrozumienia, że Isabela to ja. Nie mam pojęcia, kto to.
Chiński blog też mnie zaciekawił, ale… Przeczytałem ten wpis:
http://zachinyludowe.net/general/eksperyment-z-roznic-kulturowych/
i – pozostawiając całkowicie na boku ocenę cytowanych tam dzieł – odniosłem wrażenie, że zarówno autorka, jak i komentatorzy nie bardzo łapią różnicę między analizą a syntezą. Analizę opiera się na konkretnych przypadkach, ale synteza z natury rzeczy musi być uogólnieniem. I zwłaszcza w naukach humanistycznych syntezy odnoszą się do pewnych zauważalnych trendów, do większości, a nie wszystkich przypadków. Jeżeli jakiś autor twierdzi, że społeczeństwa europejskie są bardziej indywidualistyczne, a azjatyckie czy afrykańskie bardziej kolektywistyczne, to nie oznacza to przecież, że w Europie nie znajdzie się śladu myślenia kolektywistycznego, a w Azji indywidualistycznego. To jest tylko wyznaczenie (z grubsza) miejsc w pewnym continuum, na ogół zresztą z pełną świadomością, że dla części przypadków dana teza nie będzie się sprawdzać.
Kiedyś tu zresztą pisałem a propos blogowych dyskusji, że bez uogólnień tych dyskusji w ogóle nie można by prowadzić ani dochodzić do żadnych wniosków, bo niemal zawsze można znaleźć jakiś przykład, że jest nie tak, tylko inaczej. Nawet zdanie w rodzaju „ludzie mają serca po lewej stronie” można oprotestować, powołując się na znane medycynie przypadki posiadania serc po stronie prawej. A jednak, kiedy mówię o lewostronności ludzkich serc, nie mam poczucia, że wygłaszam szczególnie obrzydliwe kłamstwo. 😉
A tak, Bobiku, dostrzeganie roznicy miedzy synteza i analiza jest rzeczywiscie podstawowe. 🙂 A ja z kolei jeszcze dorzuce, ze mowienie o kulturze azjatyckiej, odnoszac sie tylko do Chin i Japonii, no moze z dorzuconym Tajwanem, wydaje mi sie lekkim zawezeniem, delikatnie mowiac, choc moge zrozumiec dlaczego tak sie dzieje. Ale czytanie z zaciekawieniem nigdy u mnie nie oznaczalo czytania z calkowita akceptacja. 😉
A a propos tego mowienia o kulturze azjatyckiej majac glownie na mysli Chiny, to przypomnial mi sie niedawno uslyszany wywiad radiowy z Amartyia Senem, bardzo osobisty, w ktorym opowiadal, ze przy pierwszych wizytach w Stanach musial tlumaczyc, ze Indie mialy bardzo stara cywilizacje, bo jedyna cywilizacja azjatycka, o ktorej ludzie cos tam slyszeli, byla cywilizacja Chin (w Anglii tez musial, ale juz nie tym najbardziej wyksztalconym) – co go szczegolnie bawilo, bo oprocz wielu innych talentow, jest tez sanskrycista. I swietnie tez opowiadal o kapitalizmie jako niekoniecznie wynalazku tylko zachodnim, wskazujac na to, ze spora czesc najstarszych tekstow w sanskrycie dotyczy ksiegowosci. I ze stereotyp utozsamiajacy Indie wylacznie z duchowoscia, a Zachod wylacznie z zainteresowaniem materia i ulepszaniem swiata materialnego jest mocno przesadzony (stad czasem zaskoczenie na Zachodzie rzutkoscia hinduskich businessmenow). To wzajemne postrzeganie sie kultur i cywilizacji to taki ciagly niezakonczony projekt w budowie, w korym nastepuje stopniowe dowiadywanie sie coraz wiecej o sobie nawzajem. I im dalej w las, tym wiecej szczegolow podwazajacych niektore poczatkowe uogolniajace spostrzezenia, albo przynajmniej zmieniajacych te poczatkowe spostrzezenia z dwuwymiarowych w trojwymiarowe.
A psy po której stronie mają serca? A koty? Ciekawe… będę musiał sprawdzić…
Niektóre koty to są całkiem bez serca. 🙄
Ten, który stał wczoraj nos w nos ze mną, oddzielony tylko siatką, przysłuchiwał się mojemu wściekłemu ujadaniu i dość ostentacyjnie się ze mnie natrząsał, na pewno w/w organu nie posiadał. 👿
Albo mial w/w organ, Bobiku, ale z kamienia. 🙄 Tak jak tutaj
http://www.huffingtonpost.com/2010/06/04/disturbing-job-ads-the-un_n_600665.html
– okazuje sie, ze niektore firmy z gory nie chca zatrudniac bezrobotnych, bo zakladaja, ze sa mniej dynamiczni, chocby ich zwolniono z pracy zupelnie bez ich winy (kryzys, restrukturalizacja, itp.). I nawet sie juz z tym nie kryja.
No to ja jeszcze wroce do swoich baranow, abyBobikowi wytlumaczyc, ze w odroznieiu od chrzescijanstwa judaizm nie zzna prawd abolutnych i doskonale radxo sobie ze zmieniajacymi sie zasadami etyki. Zydzi znacznier czzeescierjmowia: ni wiemy. Nie wiemy czy istnieje zyci pozagrobowr, a jesli istnieje to w jakiej formiee, nie wiemy czym ddokladnie jest PB i jsk wyglada, choc wedlr Boblii stryl czlowiekaa na „obraz i podobirndtwo”, ale co to dokladni znaczy, nir wiemy. Chyba znaczy cos innego niz to, ze ma wlosy, brode i przwod pokarmowy. Nie wimy i widziecc nie bedziemy wiec nie zglbamy Jego Natury i Postaci, nie zastanawiamy sie co bedzie po smierci b to strata czasu.
Klotnie,awantury i ciezkie wyrzuty pod adreesem PB sa od setek pokolen na porzadku dziennym. Podobni klotnie o to co ten badz inny fragment Biblii oznacza i jak gonalezzy interpretpwac. KRYTYCZNE czytanie Biblii zaczyna sie bardzo wczesnie -kiedys zajmoali sie tym tylko cglopcy, dzis takze calkiem male dziewczynki.
Pamietam jakies zebranie w arszawsiej gminie na ktorym rodzice malych (z podstawowwki) dzieci zoboiazywali rabina Shudricha na rozpoczecia zajec z etyki. Pytano g jakie ma pomysly. Michael zaproponoal wtedy, ze pierwsze zajecie beedzie poswiecone fragmentwi z Ksigi Wyjscia. Biblia opissuje, ze kiedy niewolnicy ucekali z palacu faraona, zabity zotal jakis egipski straznik (bodaj). Otoz na tym pierwzym zajeciu dziec imialy dyskutowac, czy rzeczywiscie nie mozna bylo tej smierci uniknac, A jesli ni mozn bylo uniknac,to jak.
Sluchalam tego z duzym zadziwieniem, a poniwaz siedziala obokmnie Bella, siostra Pani Kierowniczki i wspanialy teolog sama,to ja szturchnelam i zapytalam co sama mysli i czymozna bylo uniknac zabijania. Bella odpowiedziala, ze odpowiedzi jdnoznacznej moze niebyc, natomiast chodzi o to py pytania takie formulowac, nad nimi sie zastanawiac i znajdowac odpowiedz dla siebie samego.
Zanim polece dopilnowac cieleciny w piecu, dodam jeszcze, ze Harold Kushbner, procz tego, ze mastudia rabinackie ma tez doktorat z psychologii, jak wielu rabinow.
Wroce, a teraz musze wrocic do erobienia obiadu.
Heleno, ale to wszystko nie ma nic wspólnego z tym, o czym ja pisałem. Obojętne, jak „liberalna” jest jakaś religia, obojętne, czy PB ma w danej tradycji przewód pokarmowy, czy jest bytem całkowicie idealnym, w ujęciu religijnym zawsze to on jest zarówno źródłem praw moralnych, jak i ostateczną instancją odwoławczą. Żyć trzeba tak, żeby jemu się to „podobało”. Dyskusje są najwyżej na temat co mu spasuje, a co nie. 😉 A w moim pojęciu etyki ani tego źródła, ani tej instancji odwoławczej nie ma. I to jest różnica w pełnym tego słowa znaczeniu fundamentalna, której nie zaciera nawet ewentualna bardzo duża zbieżność etyki świeckiej i religijnej w końcowych wnioskach.
A link Moniki dosyć mną wstrząsnął. Raz bezrobotny, zawsze bezrobotny. 😯
Ciekawe, że ludzie wymyślający takie kryteria przyjęia do pracy najwyraźniej w ogóle nie liczą się z tym, że ich samych kiedykolwiek bezrobocie może spotkać. Zapewne PB bezrobociem karze wyłącznie grzesznych i występnych. No, sorry, ale jakimś takim fanatycznym, ponurym kalwinizmem mi tu powiało. 🙄
Tak, Bobiku, to doniesienie i mna wstrzasnelo. Nie masz co mowic sorry, bo kalwinizm, jak zreszta i inne systemy religijne, ma swoje lepsze i gorsze strony. Wspolczucie dla biednych czy bezrobotnych nie bylo nigdy jedna z nich. (Jasna strona bylo solidne pracusiostwo i skrzetnosc, ale i przesada w tym kierunku moze sprowadzic na manowce – dlatego np. w Stanach nie ma zagwarantowanego prawa do dluzszego urlopu, podobnego do europejskich, bo przeciez the idle hands are the devil’s workshop. A ze skrzetnosci tez z kolei niewiele zostalo.)
Heleno, choc ogolnie mysle podobnie jak Bobik na temat zrodel etyki, to z sympatia czytam o tradycji wadzenia sie Bogiem i reinterpretowania tekstow w judaizmie (zreszta nie on jeden ma tradycje wadzenia sie z tekstem, czy tez poddawania wlasciwie wszystkiego ozywionej debacie). I tak sobie mysle, ze juz nawet wewnatrz tej tradycji, jesli mozna wadzic sie z Bogiem (nawet co do jego istnienia i zakresu mozliwosci), to pewnie mozna i z rabinem Kushnerem, 😉 choc w koncu oczywiscie – predzej czy pozniej – dotrze sie do tego, o czym napisal Bobik. Nie tylko nie dla wszystkich PB jest ostateczna instancja odwolawacza i arbitrem, ale nawet dla tych, dla ktorych jest, wyobrazenia na jego temat sa tak rozne… Wlasnie niedawno wyszla ksiazka lubianej przez Ciebie i mnie Kristy Tippet pt. „Einstein’s God”, gdzie ladnie jest ta roznosc przedstawiona (szczegolnie pod wzgledem stosunku roznych tradycji do nauki, bo to ciagle pole konfliktu – choc nie u wszystkich, i nie u wszystkich w tym samym stopniu).
A teraz zupelnie nie po kalwinsku, ide sobie zrobic sesje medytacji z zakupionym wlasnie u Debry musem czekoladowym i truskawkami… 🙂
Ja jakoś wolę inne formy medytacji. Befsztykową, rostbefową, kościstą… A i szparagowo-rukolową nie pogardzę. Byle nie na słodko. 😉
A jak chodzi o religie, to mogę się generalnie nie zgadzać z ich punktem wyjścia, ale nie ukrywam, że sympatyczniejsze mi są takie, które nie mają Centralnego Biura Wyrokującego, tylko zostawiają swoim wyznawcom możliwość bezkarnego wadzenia się z Najwyższym Szefem na własną rękę. 😉
Moniko, dziękuję za linka dot. bezrobocia.
Teraz pracodawca (pracokupiec) spokojnie może proponować obniżenie wynagrodzenia o połowę pod groźbą ryzyka, że trafiwszy na bezrobocie pracownik będzie miał trudności, by na rynek „niewidzialnej ręki” wrócić. Spotkałam się już z takimi ofertami z uzasadnieniem że „pracy na rynku brak” choć to nieprawda, gdyż wiele osób na jednym etacie pracuje za 1,5 – 2 osoby (po 15 godzin na dobę i niejednokrotnie 6 – 7 dni w tygodniu) dzięki utrzymywaniu wysokiego bezrobocia.
Polecam – http://www.globalresearch.ca/index.php?context=va&aid=19527 .
Rukola koniecznie z cebulą. I kropla oliwy.
Ale moje zejście do kuchni będzie niewarzywne. Już wiem, że ta persemonka „ramaforte” jest nieco cierpka, choć bardzo czerwona, i więcej nie nabiorę się na śliczne opakowanie, ale ta druga, „caqui-café” zawsze jest dobra. A ponadto ciasto ananasowe… życie nie jest okropne, chociaż pogoda tak.
Podejrzewam Moniko, ze nikt sie tu nie spiera z rabinem Kushnerem, tylko z moja intrpretacja i rozumieniem ksiazek czytanych 20-30 lat temu, ktorych nie mam tu pod reka, wiec nawet sprawdzic czy zacytowac nie moge.. Ponadto moja znajomosc tradycji interpretacyjnych jest ubozzuchna.
Nie da sie jdnak ukryc, ze etyka, ktora my, ludzie niewiary sie na codzien kierujemy jest niemal cala zawarta w innym dokumencie judaistycznym, ktory sie nazywa dekalogiem, ale nawet ten krotki dokumet zakazow podkega interpretacji,ponieeaz powstal w okreslonym kregu kulturowym, w okreslonym okresie historycznym, na okreslonym etapie rozwoju ludzkosci.I dlatego musi byc interpretowany zgpdnie z nieco innym rozumieniem tekstu.Ale podejrzewam, ze nawet 5 tyiecy lat temu, taki np nakaz o niepozadaniu zony blizniego swego, nie ioznaczal wcale; ze , ze nie bedziesz mial erotycznych fantazji na temat cudzej kobity, tylko, ze jej nie bedziesz gwalcil lub probowal uwies, ze bedzieesz kontrolowal swoj poped seksualnyc. A nakaz o nieswiadczeniu falszywego swiadectwa mozna inrepretowac jako zachowania maksymalnej uczciwosci w stosunkach z innymi ludzmi, nie intrygowania, etc.
Osobiscie nie mam z tym problemu.Choc nie zawsze mi sie udaje wszystkie postepowac zgodnie. z dekalogiem. Biblia w interpretacji Kushner sklada sie czesciowo z tekstow p historii starpzytbej Ludu (on to nazywa ladnie „nasz album z fotografiami rodzinnymi”), a czesciowo z tekstow basniowo-alegprycznyh, dostosowabych do rozumienia wspolczesnych. Nie nalezy ich wtedy traktowac doslownie – swiat nie powstal w szesc dni, owoc z drzewa wiadomosci jest rodzeniem sie swiadomosci czlowieka, oddzielania sie go od swiata zwierzat, wygnanie z Edenu jest uznaniem, ze Pierwsi rodzice stali sie doroslymi ludzmi, ktorzy odtad maja wolna wole i moga podejmowac deczyje jak zyc na wlasna reke.W kdiaze poswieconej egzegezie Ksiegi Rodzaju, Kushner pisze, ze „wygnanie z raju” bylo najpieknieszym darem Boga danym czlowirkowi: darem wolnosci, choc wolnosc ta bedzie bolesna i trudna.
W papierowej „Polityce” jest artykuł „Razem pójdziemy do nieba” Barbary Pietkiewicz, polecam.
Rukola jak najbardziej z cebulą. A do kropli oliwy jeszcze kropla balsamico crema, żeby wycisnąć z życia maksimum uroków. 🙂
Czyżby gdzieś na horyzoncie czaiło się założenie fanclubu rukoli? 😉
W Niemczech po raz pierwszy od 400 lat odbędzie się proces piratów. 😯 Somalijskich, którzy uprowadzili niemiecki statek.
Ciekawe, czy zastosuje się też 400-letnie przepisy prawne. 😉
Rukola tez ma i u nas zwolennikow, i nie jest zakazana w religii Zosi, co zdecydowanie ulatwia zycie rodzinne. 🙂 A mus od Debry, z bardzo ciemnej czekolady, bardzo malo slodki, i do tego z chili, to jest cos, przy czym mozna wpasc w gleboka medytacje. 😀
Tereso, tak myslalam, ze link i Tobie sie przyda. 🙂 I znam stad to, o czym napisalas.
A co do tego o czym byla wczoraj i dzisiaj rozmowa, to Kushner, w Twojej oczywiscie interpretacji, Heleno, byl przeciez tylko starting point… 😉 No i podobnie mi sie rozkladaja sympatie do religii co Bobikowi (jesli chodzi o prawo do sporu i dyskusji), ale w juz piatkowy wieczor nie bede wymieniala mojej prywatnej listy… 😉
Gratulacje, Heleno, wreszcie udało Ci się powiedzieć coś, co jest mi niemiłe aż do ostatniej sylaby. Chodzi mi o sformułowanie etyka, ktorą my, ludzie niewiary się na codzień kierujemy jest niemal cała zawarta w innym dokumencie judaistycznym, który się nazywa dekalogiem.
Chyba doda mi to trochę energii do wyrzucenia z siebie zamierzonego od paru lat ataku na ten dokument judaistyczny, chwilowo zaręczam Ci, że choć da się mnie wtłamsić do ludzi niewiary (a co ja tam będę się opierał o ile nie będzie żadnych statutów i deklaracji), to dokumentem tym nie kieruję się ani na codzień ani od święta, a że nie może być mowy o uznawaniu go za bazę jakiejś etyki wyraźnie sama mówisz gdy dopełniasz swoje zdanie: ale nawet ten krótki dokument zakazów… Owszem, jest krótki i składa się głównie z zakazów i coś składające się z zakazów może być regulaminem obozu harcerskiego lub opisem zasad fasowania obiadu w stołówce zakładowej, ale nie bazą etyki.
Etyka to umowa o przyjmowaniu postaw, nastawień i celów, a nie zbiór przepisów ułatwiających życie nadzorcy. I następny raz o tym gdy już będę miał gotowy tekst. A imię jego będzie (chyba) X.
Przepraszam, że kompletnie od rzeczy, ale nie mam dziś siły na teologię. Złaziłam dzisiaj dwie galerie handlowe, by stwierdzić, że tam w ogóle nie ma ładnych ciuchów i to kompletnie niezależnie od ceny. Jadę na zakupy do Londynu albo do innego Mediolanu. Nie dość, że taniej, to jeszcze jakoś leży na grzbiecie.
Na szczęście internet pozwala odreagować zakupowy stres:
http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,35271,7975444,Pytania_z_Jasnej_Gory__Czy_powodzie_w_Polsce_powoduja.html
Dzień dobry 🙂
Dobra, dobra, wiem jakie będzie pytanie, więc mogę z góry na nie odpowiedzieć. 😀 Wstałem o takiej porze, bo mam pilne prace ogrodowe (cholera, im więcej się w tym ogrodzie robi, tym więcej jest do zrobienia!), a widzę, że już gdzieś po 11.00 upał będzie sakramencki i jakakolwiek robota odpadnie.
Vesper, po co Tobie lecieć do Londynu, skoro główna jego atrakcja w tej chwili przebywa w Hameryce? 🙂
A w Mediolanie mają źle myślące i niezbyt przyjemne lotnisko Malpensa. To Ty już lepiej poleć na Malediwy, gdzie jedno bikini za całe ciuchy wystarczy. 😀
Rozprawienie się z Dekalogiem jest zadaniem bardzo ambitnym, chociaż niezbyt trudnym. 😆
Ambitnym, bo odkąd pamiętam wszyscy niewierzący powtarzają jak mantrę „etyka religijna to wprawdzie nie moja bajka, ale Dekalog…”. I oczywiście zaatakowanie tak powszechnie przyjętej świętości wymaga dość solidnego przełamania własnych i cudzych nawyków myślowych.
A nietrudnym z kilku powodów. Po pierwsze, po drugie i po trzecie przykazanie – chyba nawet wyjaśniać nie muszę. Tak że niewierzący jeżeli już, to mogliby co najwyżej mówić o przestrzeganiu Septalogu.
Po czwarte – jako obowiązującą powszechnie regułę z pozostałych dekalogowych zakazów niemal bez zastrzeżeń byłbym w stanie przejąć chyba tylko „nie zabijaj”, „nie kradnij” i „nie mów fałszywego świadectwa”. To ostatnie zresztą w formie dosłownej, bo już jako ogólny zakaz kłamstwa niekoniecznie. Znam wiele sytuacji, w których w imię konsekwencji dla bliźnich wiele lepiej jest skłamać. Znam też sytuacje, w których byłbym skłonny usprawiedliwić również kradzież, a nawet zabicie człowieka (np. żeby skrócić jego cierpienia), ale jest ich zdecydowanie mniej.
Czczij ojca i matkę – no cóż, bywają rodzice tak potworni, że w żaden sposób nie mógłbym się domagać od ich dzieci jakiegokolwiek czczenia. A jeżeli rodzice są w porządku, to na ogół nie trzeba żadnych przykazań, żeby dzieci ich kochały i szanowały. 😉
Nie cudzołóż – to jest przykazanie, które w ogóle nie uwzględnia złożoności życia i ludzkiej natury. Kto z nas nie zna np. różnorakich mażeńskich arrengements, w których ludzie dają sobie ciche przyzwolenie na cudzołożenie i są z tym wiele szczęśliwsi, niż byliby bez tego? W imię czego miałbym takie układy potępiać, skoro nie powodują żadnego zła i cierpienia? Czy np. takie kluby swingersów – miałbym tam wpadać jak świecki anioł z ognistym mieczem i pouczać swingujących, że źle czynią? Nie widzę powodu, niech sobie dorośli ludzie robią w łóżku co chcą, jeżeli tak się umówili i tak im dobrze.
Nie pożądaj tego i tamtego – gdybym by złośliwy, to bym powiedział, że to nawoływanie do wyparcia i represji. 😉 Ale będę łagodny i powiem tylko, że samo pożądanie żadnym mi się nie wydaje przestępstwem, póki nie idą za tym czyny. I nie o to chodzi, że ja to rozumiem prymitywnie i dosłownie, a tu by trzeba się uciec do rozumienia metaforycznego. Zakaz pożądania żony bądź osła jest związany z ideą grzeszenia myślą, mową i uczynkiem, a to z kolei z ideą Boga wszechmogącego, który nawet myśli przenika i kontroluje. A mnie grzeszenie myślą nie wadzi, ponieważ w takiego Boga nie wierzę, wierzę natomiast w to, że ani cudzych, ani nawet własnych myśli i uczuć do końca i tak nikt skontrolować i podporządkować nakazo-zakazom nie jest w stanie. Nie dziwi mnie i nie oburza, że najporządniejszy nawet człowiek może miewać myśli zawistne czy mordercze. Koniec końców liczy się tylko to, czy potrafi te myśli opanować i postąpić właściwie.
Po piąte – andsol już zahaczył o to, że Dekalog jest właściwie tylko dokumentem zakazowo-rozdzielczym 😉 , a nie daje żadnej uniwersalnej zasady, na której własne rozstrzygnięcia etyczne można by oprzeć w przypadkach nietypowych bądź Dekalogiem nieobjętych. Można by rzec, że dając go ludowi wybranemu PB wyszedł z założenia, że jest to gromada prostaczków, którym trzeba łopatą do głów, bo inaczej sobie nie poradzą. Co oznacza, że swojego ludu wybranego najwyraźniej nie znał, bo on potem nie z takimi rzeczami sobie radził. 🙂
Po szóste i ostatnie, żeby andsolowi jeszcze jakieś pola do rozprawy zostawić 😉 – taka uniwersalna zasada, na której etykę można oprzeć, jak najbardziej w judaizmie istnieje, tyle że nie w Dekalogu, a w Talmudzie, w Księdze Kapłańskiej (3 Księga Mojżeszowa) i brzmi „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. Ta zasada, nazwijmy to, aktywnej empatii, wprawdzie stawia przed człowiekiem wiele wyższe wymagania niż Dekalog, ale kto powiedział, że z etyką nie można pójść na maksa? 😀
slonce, slonce, slonce, slonce teraz i do jutra 😀
wypasione i w tereny zielone, oddychac wolnym
Vesper, wierze ze w tych innych mediolanach berlin jest 🙂
zapraszam ( ciuchow bezmiar )
p.s. linke wyslalem do andsol on wlasnie cos w temacie popelnil 🙂
sa „prawdy” z Dekalogu ktore lubie
– nie mysl ze jestes madrzejszy od innych
-usmiechnij sie, usmiech ulatwia zycie
brykam…….
Rysiu, czyżby to oznaczało, że Mojżesz kilka przykazań podmienił i udało mu się wszystkim wcisnąć ciemnotę? 😯
A tu artykuł o kulturze małp, w którym szczególnie zainteresowała mnie końcówka, wyjaśniająca związek empatii z rozwojem kultury.
http://www.polityka.pl/nauka/natura/1502933,1,malpy-prawie-jak-ludzie.read
Pojawiające się od lat doniesienia o małpich kulturach są dla mnie również dobrym uzasadnieniem, dlaczego zasada miłości bliźniego, choć słuszna, jako podstawa etyki jest jednak niewystarczająca (choć mogła być wystarczająca przed Darwinem). W świetle tego, co wiemy o innych gatunkach, antropocentryzm w charakterze fundamentu systemu etycznego nie może się ostać. No, chyba że ktoś bardzo myśleć nie lubi, to niech już sobie leży w tym centrum świata. 😉
samo zycie, Bobiku 😀
o!!!! Twoj wpis, Bobiku spuchl
Nie wpis, tylko komentarz i nie spuchł, tylko się rozszerzył pod wpływem upału. Poza tym wszystko się zgadza. 😆
Aha, zapomniałem o należnym ukłonie pod adresem rabina Kushnera – jego alegoryczna interpretacja Pisma jak najbardziej do mnie przemawia. Zreszą, gdyby nie takie interpretacje, Biblia byłaby prawdopodobnie tylko jednym z wielu dokumentów literacko-historycznych, a nie ciągle żywą skarbnicą Wielkich Mitów Ludzkości. Więc jak z rozważań etycznych przejdziemy do krytycznoliterackich, to rebe Kushner ma u mnie solidną porcję pasztetówki. 😆
Widać, że ambitne rozprawianie się z Dekalogiem rzeczywiście nie sprawia Ci Bobiku trudności, wszelako rezultat tej rozprawy to już nieco inna bajka 😉
Ale zanim co, powstrzymam andsola przed atakowaniem Heleny, która w dobrej wierze użyła słowa etyka, bardziej w znaczeniu zasad moralnych a nie, jak pisze andsol, w znaczeniu podręcznikowym – filozofii budującej postawy wobec świata. Ciekawym rozprawy andsola – jak zapewne i inni – poczytamy…
Ty Bobiku zaś, przedstawiasz swój osobisty i indywidualny stosunek do przykazań, co prezentujesz z dużym – jak zwykle – wdziękiem, jednak mocno protekcjonalnym traktowaniem tak czytelnika, jak i całych rzesz Chrześcijan i niechrześcijan mających w głowie Dekalog i tysiąclecia kultur związanych z tymże.
Zbyt wiele dezynwoltury jak dla mnie w stosunku do niełatwego tematu, jakim jest Źródło – bo tak Dekalog jest traktowany w chrześcijaństwie.
Wyrażenie własnego stosunku do Dekalogu stawia Cię Bobiku wśród tych, którzy trudnią się interpretacją przykazań, co jak pisała Helena, jest nieustannym wyzwaniem dla kolejnych pokoleń. Nie stawia Cię jednakże wśród wyznawców, którzy kierując się owymi przykazaniami, podobnie do Ciebie je przepracowując samodzielnie, przyjmują często interpretacje swoich pasterzy i wcale to nie znaczy, że „jest to gromada prostaczków, którym trzeba łopatą do głów, bo inaczej sobie nie poradzą”
Zważ, że dziś wypowiadasz się z doświadczeniem tysięcy lat o przykazaniach krojonych na inna cywilizację. Ważne także wydaje się, że uniwersalizm wielu przykazań odcisnął piętno na różnych kulturach i nie akceptowane przez Ciebie numery 1,2,3 – legły u podstaw wielu organizacji – nie tylko religijnych – jako konieczny gorset dyscypliny.
Etyka bezwyznaniowa to wynalazek współczesny, przez tysiące lat zasady moralne związane z wiarą budowały współczesne sobie etyki, raz lepiej, raz gorzej wywiązując się z tego zadania.
W każdym razie chętniej na pewno zadasz się z człowiekiem, który przestrzega Dekalogu, niż z takim, który łamać będzie jego przykazania i bez wchodzenia w szczegóły: kradnie, zabija, zdradza, obraża…
Piszesz, że grzeszenie myślą Ci nie wadzi, kiedy innym razem podkreślasz ważność intencji czynionych postępków. Myślę, że Dekalog wywarł na Tobie daleko większe piętno, niż chciałbyś pokazać…
No, a teraz idę oddac się szponom nałogu 😆
Tutaj cały tekst z Jasnej Góry: http://www.jasnagora.com/wydarzenie.php?ID=5660
O, to lubię, jak ktoś mi daje okazję, do pogimnastykowania mózgu. Zaraz się radośnie rzucam do zaleconych przez zeena ćwiczeń. 🙂
1. Sęk w tym, że do podgryzania Dekalogu była mi niezbędna pewna porcja dezynwoltury, bo inaczej mógłbym tylko na kolanach. 😉
Tym samym odpieram, jak sądzę, zarzut potraktowania jak prostaczków tych, którzy przez wieki uważali Dekalog za podstawowe źródło zasad moralnych. Bo kiedy już zdecydowałem się postawić w poprzek dwutysiącletniej tradycji i obszczekać ją bez nabożeństwa, to uznałem za słuszne i konsekwentne uszczypnięcie również samego Szefa i potraktowanie go w sposób nieco paradoksalny, jako tego, który dał wyznawcom do ręki narzędzie dość ułomne. A o samych wyznawcach akurat wyraziłem się nader pozytywnie, twierdząc, że poradzili sobie mimo ułomności narzędzia. 😉
2. Ja w rzędzie wyznawców oczywiście się nie stawiam, czego nie ukrywałem i nie ukrywam. 😉 I moim celem było właśnie zastanowienie się, jak można patrzyć na Dekalog bez gorsetu tradycji i wiary. A na ile mi się w moim wywodzie udało z tego gorsetu wyzwolić, to Bóg jeden raczy wiedzieć. 😆
3. Z uniwersalizmem niektórych przykazań się zgodziłem, natomiast nie zgadzam się nadal z uniwersalizmem Dekalogu jako takiego, z tzw. dobrodziejstwem inwentarza, w związku z czym nie mogę powiedzieć, że według mnie wystarczy etykę (w którymkolwiek ze znaczeń) oprzeć na Dekalogu i wszystko będzie cacy.
4. Zarzut ahistoryczności moich/naszych rozważań przyjąłbym bez słowa protestu, gdyby współcześnie nikt nie sięgał do Dekalogu jako nadal obowiązującego, uniwersalnego zbioru zasad moralnych. A skoro sięga, a nawet buduje na jego fundamencie systemy prawne obowiązujące i wierzących, i niewierzących, to i ja mam prawo – bez popadania w ahistoryczność – z tą właśnie współczesną obecnością Dekalogu w świecie się zmierzyć.
5. Przykazania 1,2,3 jako konieczny gorset dyscypliny? A dlaczego konieczny i dlaczego konieczny akurat w takiej formie? Ten punkt nie bardzo rozumiem.
Tak czy owak uważam pierwsze 3 przykazania za niezbyt przydatne dla konstruowania etyki świeckiej.
6. Moja propozycja przyglądania się własnym intencjom nie miała żadnych pretensji do normatywności. Nawet nie bardzo była propozycją o charakterze etycznym, bo nie dotyczyła postępowania wobec bliźnich (jako że tu zająłem pozycję „po owocach ich poznacie je”) Raczej podkreślałem jej wymiar utylitarystyczno-egoistyczny 😉 , pisząc w którymś momencie, że przyglądać się im warto nie tyle w interesie bliźniego, co własnym.
I rzeczywiście mi nie wadzi (w sensie: nie stosuję wobec tego ocen etycznych), że ktoś ma obok myśli najszlachetniejszych również najobrzydliwsze. To mi się wydaje częścią ludzkiej natury. Wadzi mi natomiast bezmyślność, czyli brak selekcji takich myśli, przymierzania do nich kryteriów etycznych i rozstrzygania, z których myśli chcę zrobić praktyczny użytek, a którym lepiej pokazać czerwoną kartkę.
7. Jasne, że na ogół wolę mieć do czynienia z osobnikiem przestrzegającym jakichkolwiek zasad etycznych, niż nieprzestrzegającym żadnych. Ale z tego nie wynika, że jego zasady muszę uznać za najlepsze, czy jedyne słuszne.
8. Ponieważ etyka świecka (przynajmniej według zapisanych źródeł) jest poźniejsza od religijnej, to chyba naturalne, że do swojej poprzedniczki powinna się jakoś odnieść. W końcu w taki sposób się buduje gmach kultury. Ale to odniesienie może być krytyczne, a nawet bardzo krytyczne. To robotom budowlanym tylko na dobre wychodzi.
9. Że tradycja Dekalogu jest i moją tradycją, ani przez moment nie zaprzeczę. A czy muszę się jej kurczowo trzymać? Patrz punkt 8. 🙂
10. Szpony nałogu? A którego to? Bo może też bym się oddał? 😆
W czwartki gwałcimy, w soboty puszczamy z dymem 😉
Acha, Twoim gorsetem dyscypliny jest namordnik i smycz, na ten przykład Helena potrzebuje fosy szerokiej na kilometr, głębokiej na dwa i pola minowego na 10 kilometrów… 😉
Do sobotniego puszczania z dymem jak najbardziej mogę się dołączyć. Prawdę mówiąc, już od rana puszczam. 😉
Z tą smyczą jest coś na rzeczy. Nieraz mi się zdarza siedzieć przed haczykiem, na którym jest zawieszona, z takim wyrazem pyska, że rodzina komentuje „oho, Bobik odprawia modły”. 😆
Córcia dostarczyła mi gimnastyki przepony, określając minę jednego pana: wygląda, jakby sieci szukał…
Czy to nie był przypadkiem rybak ze starej pięciozłotówki? 🙂
Próby rewolucyjnego budowania ludzkości od nowa były, jak wiadomo, nieudane. Chcemy, czy nie, budujemy na dawno postawionych fundamentach i murach i obecne nasze pomysły muszą być w jakiś sposób kompatybilne z dotychczasową budowlą – bo innej nie mamy.
Że jest możliwe posuwanie się dalej w sposób nowoczesny – to wiemy, jednakże co spojrzysz w dół, to widać podstawę.
I Wy Bobik nam tej podstawy nie zburzycie, chociaż wyszczekane z Was stworzenie i czasem obsikujecie nasze mury!
Ale ogólnie to my jesteśmy dobrzy dla braci mniejszych: jak nie zjadamy, to wyprowadzamy na spacer…
😆
Toć właśnie w tym celu analizujemy i krytykujemy stare fundamenty, żeby to, co na nich postawimy, było wprawdzie nowe, ale ze starym kompatybilne. 😉
Żeby coś pasowało, najpierw trza wiedzieć, do czego ma pasować. Tak mi się widzi, że kompatybilność najlepiej osiągać poprzez dobre przyjrzenie się fundamentom i sprawdzenie, co one uniosą, gdzie są zdrowe i zębem czasu nietknięte, a gdzie kilka cegieł należałoby wyjąć i wymienić, zanim trzasną, powodując duże uszkodzenia budowli.
Ot, jak z pedofilią czy celibatem w Kościele – było otwarcie gadać o tym w porę, a nie zasłaniać się tysiącletnią tradycją i świętością instytucji, to i tąpnięcie nie byłoby tak dramatyczne.
Wyprowadzanie na spacer w momentach niezjadania umiem docenić i odczuwam z tego powodu dozgonną wdzięczność. 😆
Hej. Zeen odpowiedzial oczywoscie na zmasowany atak bobikowo-andsolowy nacnie lepiej niz bym sama umiala imam w tej chwili czas.
Ja tutaj dodam jeszcze jedno spostrzeezenie. Podobno konstytucja Unii Europejskiej wazy ok. 3 i pol kilo w swej wydrukowanej formie- wiecej niz cala Biblia z Nowym testamentem.. KOnstytucja USA miesci sie na dwoch kartkach z podwojnym odstepem miedzy paragrafami plus parenascie poprawek, ro
wnie lakonicznych.Podobnie jest moim zdaniem z dekalogiem.Musi byc krotki, aezbym miala cierpliwosc do jego przeczytania. Poprawki zas mieszcza sie gdzie indziej, w rodziale „Wolna wola” i kazdy sobie dodaje co chce. Amerykanska Konstytucja, powstala w czasach,kiedy bylo t absolutnie niezbedne, uwzglednia wiec prawo kazdego obywatela do noszenia broni. I don’t like it either i wolalabym, aby ten paragraf zostal skreslony. Ale biore gp z dpbrpdziejstwem inwentarza, nie przelreslajac calej reszty.
I jeszzcze – nie krec Bobik. Paragraf o falsszywym swiadectwie zawiera tezz slowa „przeciwko blizniemu”. Chodzi wiec o intrygowanie za plecami, anie o ukrywanie przed chorym, ze jest nieuleczlany.
Planujemy powrot do Londka w nowym tygodniu. Jeszcze tylko pare drobnych spraw do zalatwienia i fiuuuu!Jesli Chmura pozwoli…
Z powrotu do Londka cieszę się niezmiernie i egoistycznie, bo to chyba oznacza więcej heleńskiej obecności na blogu. 🙂
Z zeenem się w wielu punktach nie zgodziłem, więc mu uprzejmie odszczeknąłem. 🙂
Na temat fałszywego świadectwa nie widzę zasadniczej różnicy zdań, bo napisałem, że to akurat przykazanie bym przejął i to nawet in extenso. Gdzie wobec tego problem? 😉
Niekoniecznie natomiast przyjąłbym jego proponowane przez niektórych rozumienie jako kategorycznego nakazu mówienia zawsze i wyłącznie prawdy, bo konsekwencje tego mogłyby być straszliwe.
Jak chodzi o lakoniczność, to też napisałem. Jest wiele od Dekalogu lakoniczniejsze starotestamentowe zdanie „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”, które wydaje mi się znacznie odpowiedniejszą (choć ze współczesnej perspektywy jeszcze niewystarczającą) bazą do budowania systemu etycznego. Czyli nie o to mi chodzi, żeby było rozwlekle, tylko żeby było dobrze. 🙂
Nawiasem mówiąc, jest taka anegdota o rabinie (nie Kushnerze), do którego przyszedł pewien młodzieniec, deklarując przejście na judaizm, jeżeli rabin wyłoży mu wszystkie jego zasady stojąc na jednej nodze. Rabin się zgodził, stanął na jednej nodze i powiedział: miłuj bliźniego swego jak siebie samego. To jest zasada, a cała reszta to komentarze.
Jak z tego widać, w świetle judaizmu moje poglądy są, z drobnym wyjątkiem niewiary w PB, całkowicie koszerne. 🙂
To był rabbi Akiba 🙂
Niedobrze, bo co jeśli się siebie nie lubi? Są takie egzemplarze…
Haneczko, kto tu wczoraj orędował za niezmuszaniem do myślenia? 👿
Przeciwnie. Labidziłam, że późno, a muszę 😉
Lakonicznosc jest dobra, komentarze maja ten urok, ze sie z czasem zmieniaja, i ze daja poczatek dalszym rozmyslaniom i rozszerzaniu pola empatii (ostatnio na przyklad, w przypadku konstytucji amerykanskiej, dotyczacego tego co oznacza cruel and unusual punishment), a zasada Golden Rule pojawila sie nie tylko w jednej tradycji, a wielu w tzw. Axial Age (Achsenzeit za Jaspersem) miedzy 800 a 200 p.n.e. To tyle w skrocie, za co przepraszam, ale sobote do wieczora mam wyczerpujaca, acz przyjemna i zaplanowana przez bardzo Mlode Osoby, ktore tez pewnie beda spokojnie wymieniac niektore moje myslowe cegielki (i tego od poczatku je ucze, powolujac sie na pare dobrych tradycji). 😉
Heleno, mam nadzieje, ze Chmura sie zachowa przyzwoicie i pozwoli na najkrotsza i wygodna podroz, zwlaszcza, jesli lecisz z Mama.
No dobrze, jeszcze ten jeden raz zgodziłem się pomyśleć. 😈
Można by pozbyć się strupa mówiąc, że w tym miejscu (nielubienia siebie) zasada miłości bliźniego ujawnia swoje ograniczenia. Ale ja wolę wykonać myślowego kręciołka i na starym fundamencie położyć nową cegiełkę, czyli zasadę odwzajemnionego altruizmu (nie chce mi się referować, bo na pewno jest gdzieś w necie). 🙂
W myśl tej zasady altruizm (i jego odwzajemnianie) się ewolucyjnie opłaca, bo zwiększa szanse na przeżycie i rozmnożenie się. Można zatem założyć, że ci nielubiący siebie i nieodwzajemniający będą się rozmnażać coraz słabiej, aż w końcu zanikną, przestarzając przysparzać psom problemów intelektualnych. 😀
Myslenie mi czesto przychodzi nielatwo, ale czasem, ktos inny cos powie i wydaje mi sie ze sama wlasnie tak mysle, choc nigdy bym tego tak dobrze nie umiala wyrazic.
W dzisiejszym przegladzie kanadyjskiej prasy napatoczylam sie na taki akapit:
” No doubt alcohol, tobacco and so forth are things that a saint must avoid, but sainthood is also a thing that human beings must avoid,” Orwell wrote in Reflections on Gandhi, shortly before his death. “It is not necessary here to argue whether the other-worldly or the humanistic ideal is ‘higher.’ The point is that they are incompatible. One must choose between God and Man.”
One must choose… Wybor to jest bardzo osobisty.
Przestaję myśleć i idę na ulicznego Chopka do kotleta 🙂
Króliku, ale to dotyczy tylko human beings, a nie psów. 😈
A tak serio, to zgodziłem się z tą opinią, że trzeba wybrać, jeszcze wczoraj, zanim ją przeczytałem. 😉 Nie da się w sposób prawidłowy myślowo wywodzić zasad równocześnie z religijnego, jak i świeckiego źródła. Cofając się do zasady coraz bardziej podstawowej i zadając kolejne pytania „ale dlaczego?”, „skąd wiadomo, co jest dobre, a co złe?” zawsze w końcu dojdziemy do momentu odpowiedzi „bo Bóg tak chce”, albo „bo ja to właśnie uważam za słuszne”.
Ale można uznać, że kompatybilność polega na częściowym przynajmniej podobieństwie lub tożsamości wniosków, które wyciągamy i wskazówek dotyczących praktycznego działania. A koniec końców na możliwości i umiejętności praktycznego współdziałania we wspólnym interesie. To jest dla mnie wystarczający rodzaj kompatybilności. 🙂
Haneczko, chociaż trochę altruizmu! Ty Chopka, ja kotleta, dobrze? 😆
vitajcie! Współdziałanie w interesach nie zawsze jest kompatybilne .
To tak jak klocki lego. Pasują do siebie chociaż mogą być różnego kształtu i koloru. Gdy brak mi argumentów lub nie chcę ich wyjawić to tak określam sytuację i po kłopocie. /albo i nie :)/
bo kłopoty mogą się zacząć jak część nie kompatybilna chce nią być a nie może bo brak mu ząbka /np. klocek/ pa. 🙂
Kochaj blizniego, jak mi kiedys pieknie tlumaczyla moja pani od polskiego, Elzunia Z. oznacza takze by nie kochac blizniego bardziej niz siebie samego, bo sie to konczy lzami. Mialam wtedy bodaj 19 lat i pamietam to do dzis, choc nie zawsze sie stosuje….
Cytat z rozmowy z mama:
Bylam wlasciwie wyjatkowo glupia matka. Teraz dopiero to bym cie ladnie wychowala…..
– All’s forgiven – odpowiedzialam.
Noo, mnie tam żadnego ząbka nie brakuje, a ponadto uważam, że moje ząbki pasują niemal do wszystkiego. Z wyjątkiem rzeczy trujących, oczywiście. 🙂
Heleno, możesz pocieszyć swoją Mamę, że to jest absolutna prawidłowość. Wtedy, kiedy nareszcie się wie, jak dobrze wychować dzieci, jest się znienacka w wieku babciowym, nie matkowym. 😉
Kiedys z E. zafundowa;ysmy jej magnecik na lodowke:
Moim wnukiem jest kot! 😯
Dobrze, że przynajmniej moim dziadkiem nie jest kot… 🙄
No, po prostu nie mogłem nie przywlec tego z Dywanu tutaj 😀
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7976685,Koncert_dla_psow_przed_opera_w_Sydney.html
Żeby sobie kto nie myślał, że tylko szympansy takie kulturalne. 😆
Gdyby Twoim dziadkiem był kot, to w kampanii miałbyś przerąbane, Bobik. Psy by Ci tego nie wybaczyły.
U psów tak, miałbym przerąbane,
ale pamiętać trzeba o tym,
że jednak lepsze nż cyjanek,
kiedy psu wsparcie dadzą koty. 😉
Jeśli ci różnica między mi oraz mnie nie jest jasna, rozważ te warianty:
— komputer mi zawodzi;
— komputer mnie zawodzi.
Tyle dzisiaj na temat dekalogu.
Eee, naprawdę tylko tyle? 🙁 A przecież do rozważenia pozostaje jeszcze tyle fascynujących wariantów. Jak choćby różnica między rdzennym, krakowskim cijaniem, a zagadkowym i obcym cięjaniem. 😉
niedziela skapana w sloncu, czego mozna chciec wiecej? 🙂
oczywiscie, ze brykania w tereny zielone
uprzywilejowane mam zycie 😀
do Beaty, podaje Tobie jeszcze kilka wydawnictw ktorych ksiazki
sprzedajemy, co moze znaczy cos 🙂
Ökotopia Verlag
Bärenreiter
Verlag an der Ruhr
Fidula
Con Brio
i jeden tytul do „popatrzenia”
http://www.libri.de/shop/action/productDetails/5500663/doroth_e_kreusch_jacob_jedes_kind_braucht_musik_3466307287.html
tutaj mozesz kartkowac strony, na jednej wysokosci z licznikiem stron calkowice po lewej, jest malutka ikonke ksiazki
( po „namyszkowaniu” zobaczysz Vergrößern) zrob klik
nie ikonke lecz chyba ikonka-rysiu 🙂
do kiedy bede ponownie 😀
Dzień dobry. 🙂 Wstałem dziś, przetarłem ślepia, zobaczyłem oraz poczułem, jak zachwycający jest świat w jakimkolwiek kraju, pod warunkiem, że pogoda jest włoska i aż zacząłem zazdrościć Rysiowi, że już od kilku godzin bryka, a ja dopiero teraz zaczynam. Pędzę nadrobić to zaniedbanie. 😀
Popędzę na drugiej zmianie 😉
Bardzo dobrze, Haneczko. Jak się przepędzi dwa razy, nabiera mocy i smaku. 😎
A to tak trochę a propos wczorajszej dyskusji. 😉
http://supermozg.gazeta.pl/supermozg/1,91626,7904186,Dzieci__ktore_klamia_osiagna_sukces.html
Ojej, przeleciałam kurcgalopkiem przez arcyciekawą dyskusję.
Trudno mi się skupic po przebalowanej nocy. Spróbuję później.
Dzięń piękny. Pozdrawiam 🙂
A to ja, obok tematu 🙂
Po pierwsze, wczoraj przejechalismy z Texas4000 pierwsze 50 mil na rowerach – jestem dumna sama z siebie 🙂
a tu Basin wpis:
http://www.texas4000.org/journal_entry/view/3729
zdjec nie mam (niewiele) bo gapa zostawilam baterie w hotelu
To na razie wszystko – sledze dyskusje z ogromnym zainteresowaniem.
Brykamy, balujemy, jeździmy na rowerach, wylegujemy się pod drzewkiem… Całkiem nam się przyjemnie żyje. 😀
Mam nadzieję, że i Haneczka po drugiej zmianie zdoła sobie przyjemnie pożyć. 🙂
A gdyby ktoś przypadkiem nie wiedział, w co się bawić, to ciekawy pomysł na zabawę znalazłem. 😉
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/felietony/1500621,1,kawiarnia-literacka.read
To strasznie wzruszające, że Basi chce się dodatkowo pisać po polsku. 🙂
Będę jej zapalonym kibicem w czasie tej podróży. I podejrzewam, że nie tylko ja. 😉
Na pewno nie Ty jeden, Bobiku. 🙂
A z tym pisaniem po polsku to rzeczywiscie niezwykle wzruszajace. Basia sumuje rozne skladajace sie na nia cegielki…
A na marginesie, bramka antyspamowa mnie nieźle przecwiczyla, gdy probowalam pisac z innego niz zwykle urzadzenia, bo zwykle pojechalo na pare dni do Kaliforni bo nalezala mu sie wymiana jakiejs czesci. Jesli bede
musiala sie wpisywac z iPhone’a to przynajmniej pocwicze lakonicznosc wypowiedzi… 😉
Ja slodki chlopiec ten Jacek Dehnel!
Przyjezdzamy do Londka w piatek rano. Hallelluyah!
Ja=Jaki. Dzizz.
Dzizz to też niezłe zawołanie. 😆
W telewizji leci właśnie film biograficzny o Clarze Schumann i – może ze względu na Rok Schumannowski – poczułem się zobowiązany do obejrzenia. 😉
I jakoś zamiast zwracać uwagę głównie na muzykę, to myślę cały czas o tym że łatwego życia to ona z tym facetem nie miała. 🙄
Wandziu,
przy próbie (kilku) wizyty na stronie Basi przez ułamek sekundy widziałam jakieś literki by zmienić się w białą kartkę. Pech?
Przepalcowalam dzisiaj z 10 ostatnich tygodnikow Wprost, ktore moj szwagier przyniosl przed wywaleniem na makulature. I wiecie moi drodzy, jest to tygodnik w zasadzie dla mezczyzn o mezczyznach. Sad.
Za to ostatni polski Newsweek,(kupilam w zasadzie przez pomylke), ma wkladke z bardzo interesujacym wywiadem z Manuela Gretkowska, ktorej jeszcze nic nie czytalam, ale ona ma bardzo ciekawe spostrzerzenia na tematy mesko-damskie po polsku.
Pozdrawiam wszystkich. Jutro postaram sie doczytac do tylu.
Co do Bobika o 14:25: kurcze, ja chcę przeczytać artykuł na temat Staruszkowie, którzy kłamią, zmieniają historię.
pada, i to dobrze tak 🙂
brykam
Dzień dobry 🙂 Tu też ostro przylało, ale tym razem jak na zamówienie, bo i tak musiałbym ogród podlewać. Tylko teraz zamawiam słońce i zamawiam, ale obsługa nie podejdzie nawet żeby powiedzieć „kolega!”. 🙄
O kłamliwych staruszkach zmieniających historię nieraz już przecież pisano. Choćby słynne zabawy Josifa Wissarionowicza z fotkami. Co kilka dni historia była zmieniana.
Poranna prasówka nie robi dobrze na humor. 🙁
Już nie mówię o powodziach, bo to wprawdzie okropne, ale ma się poczucie, że to okropność zawiniona przez majora Visa. Mnie najgorzej psują humor różne drobniejsze nawet okropności, ale takie, których dałoby się uniknąć przy pewnej, niekoniecznie nawet dużej, dozie dobrej woli.
Specjalnie nie linkuję niczego konkretnego, bo nie chodzi mi w tej chwili o tę czy inną sprawę, tylko miałem potrzebę wyjęczenia się ogólnego. 🙄
Pan Wyjęczalski
Słonko nie świeci, a chciało by się,
deszczu brakuje wyschniętej ziemi
choćby był w Pis-ie
to on się przysięg-
nie, że wspólnego nie ma nic z niemi…
Kiedy na świecie nie jest zbyt pięknie
lub sprawy idą nie nazbyt gładko
on sobie jęknie
on sobie stęknie
lecz nie narzeka, narzekać hadko…
Po co defetyzm szerzyć na świecie
po co wciąż krzyczeć, że dno już blisko
on boże dziecię
samo na świecie
więc mu wystarczyć musi nazwisko…
😉
Niebo ziemi suchej deszczu dziś nie skąpi,
więc powody do jęczenia mam aż trzy:
raz że pada, dwa że leje, trzy że siąpi.
Jak w warunach tych ktoś może nie być zły?
Za tą ścianą wody znikł mój dobry humor,
chętnie bym jak Zeus w łapie dzierżył grom,
w gardle rośnie mi od tego jęku tumor,
co w gazetach piszą, gdzieś daleko stąd… 🙄
Aha, zapomniałem, że teraz leci parlando.
Już tylu chłopców odchodziło z naszego puebla,
i wszyscy obiecywali… 🙄
dyscyplina obecnosci szwankuje, rozdrapywanie dekalogu
przegonilo wielu w tereny zielone ❗ 🙂
dobre wiadomosci: idzie wielkie widowisko, beda kopac pilke
do bramek, miasta sie wyludnia, tereny zielone tez 8) 🙂
brykam 😀
Bobiku, nie tylko Ty jesteś dzisiaj wkurzony.
Lista, co mnie dzisiaj od rana wkurza:
1. wiatr, który urywa głowę – bo chociaż od czasu do czasu wychodzi słońce, wiatr wywiewa ochotę na spacer
2. kilometrowa kolejka do jednej tylko czynnej kasy w sklepie
3. starzy faceci, którzy sobie wmawiają, że mają raka (zawieź mnie do lekarza, żeby mnie zbadał, bo mam na pewno raka!!!)
4. listonosz dzwoniący do moich drzwi, chociaż nie ma dla mnie poczty
5. waga w łazience, która codziennie pokazuje więcej
itd….itd…..
Ja się dziś właśnie zastanawiałem, czy w niektórych grupach los nie postanowił zrobić sobie dodatkowej zabawy, dobierając drużyny pod względem językowym w ten sposób, żeby mogły sobie nawrzucać ze zrozumieniem. 😉 Meksyk w jednej grupie z Urugwajem, Anglia z USA, Australia z Ghaną (oficjalny język angielski), Holandia z Danią (tu zgodność nader względna, ale inwektywy chyba obopólnie zrozumiałe), Brazylia z Portugalią, Hiszpania z Hondurasem i Chile… No a w końcu o Niemcach i Serbii też nie należy zapominać. Serbów nieznających niemieckich słów powszechnie uznanych za obraźliwe na palcach jednej ręki pracownika tartaku można policzyć. 😉
A teraz jeszcze wkurzyła mnie jakaś agresywna baba, która usiłowała mi wmówić przez telefon, że chcę koniecznie wziąć udział w jakiejś grze. Tja…nie miała dzisiaj szczęścia….
Panno Koto, przynajmniej z punktem nr 5 łatwo sobie poradzić, w myśl starej, sprawdzonej recepty Wałęsy: nie chcesz pan mieć gorączki, stłucz pan termometr.
Ja wagi w łazience nigdy nie posiadałem i dzięki temu w ogóle nie tyję. 😀
Suchym deszczem skąpie ziemia dzisiaj niebo
po czym w górę się uniesie niczym mgła
egzotyczną kwiat zakwitnie dzisiaj glebą
wciągam zioło, po czym takie wizje mam
Za tą ścianą jest ogromna, wolna przestrzeń
jak już wyjdę będę wolny niczym żółw
nic nie boli, to z radości ja tak wrzeszczę
opiekunom swoim ślę te kilka qrw
Nie dawajcie mi już prasy do czytania
od czytania jej trafiłem właśnie tu
tiwi także niewskazane oglądanie
bo programy się składają z samych clou…
W skrzynce z drewna leżę sobie, odpoczywam
Sufit pod stopami mam, nad sobą stół
Lewym palcem prawej stopy sobie kiwam
słychać jak gdzieś obok kopią wielki dół…
Jednak muszę się trochę poznęcać również nad konkretami. Najpierw takie dwie linki, które według mnie mają niewątpliwy, choć niebezpośredni związek:
http://wyborcza.pl/1,75478,7979371,Ta_zlowieszcza_Europride.html
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,7973825,Taniec_z_melonem__czyli_kobieta__mezczyzna_i_seks.html
Teraz warknięcie do pierwszej linki. Profesor Sadurski chyba trochę za łagodnie obszedł się z tym homofobicznym apelem. Niby prawda, że w demokracji każdemu wolno rozpuścić ozór, ale jednak osoby publiczne (nie tylko w sensie aktualnie pełnionej funkcji, ale i obecności w życiu publicznym) powinny go rozpuszczać ze świadomością tego, co czynią. Jeżeli pod apelem o zakazanie demonstracji w imię wartości wyznawanych przez zwolenników jednego, określonego (cóż z tego, że większościowego) poglądu podpisuje się były rzecznik PRAW OBYWATELSKICH i to jeszcze używając kłamliwych argumentów, to chyba jednak coś tu jest bardzo nie w porządku. Co ja mam sądzić o świadomości prawnej osób, którym w moim kraju powierza się funkcję ombudsmana? 😯
I druga linka: rzadko zdarza mi się nie zgadzać z prof. Środą, ale tym razem jeden akapit w jej tekście też wywołał u mnie warknięcie. Chodzi o to:
W encyklice „Veritatis splendor” Papież jasno mówi, że pierwszym krokiem do wolności jest przestrzeganie zakazów, również w zachowaniach seksualnych. I ja to rozumiem. Katolik, aby być zbawionym, nie powinien podejmować przedmałżeńskiego współżycia, używać innych środków antykoncepcyjnych niż naturalne (ekologiczne, jak piszą „nowocześni” autorzy), powinien wystrzegać się masturbacji i zachowań homoseksualnych. Kobieta powinna pogodzić się z domowym powołaniem i z kompletnym uzależnieniem od mężczyzny i własnej płodności (co nazywa się naturalną rolą kobiety). Zachowania takie pomocne mogą być niektórym nie tylko w uzyskaniu zbawienia, mogą również okazać się zbawienne w unikaniu chorób przenoszonych drogą płciową, w tym AIDS.
Światopogląd katolicki wraz ze swoim rygoryzmem wart jest być może popularyzacji właśnie w tym zakresie.
No, ja przepraszam. Co ma piernik do wiatraka, czyli używanie środków antykoncepcyjnych, albo podporządkowanie się kobiety „naturalnej roli” do unikania chorób przenoszonych drogą płciową? Czy to oznacza, że np. niewierząca para żyjąca w ściśle monogamicznym, ale partnerskim stadle i używająca pigułki, ma większe szanse złapania AIDS czy choćby trypra? 😯
Wart popularyzacji wydaje mi się zdrowy rozsądek, czyli uświadomienie seksualne włącznie z informacjami o sposobie przenoszenia się inkryminowanych chorób i możliwościach ich uniknięcia, ostrożność w doborze partnerów seksualnych, korzystanie z testów, stosowanie prezerwatyw, itd., a nie światopogląd katolicki z jego rygoryzmem moralnym.
Zadam proste, acz prowokacyjne pytanie: ile osób deklarujących się choćby tu, na blogu, jako niewierzące, cierpi na choroby przenoszone drogą płciową? A ile takich osób jest w głęboko katolickich społecznościach afrykańskich?
Nie bójcie się, nie oczekuję odpowiedzi. 😎 Tylko zastanowienia się, skąd pomysł, że akurat katolicyzm miałby być patentowaną receptą na AIDS. 😯
zeen znalazł bardzo ciekawy sposób na wychodzenie z dołka… 😆
Bobiku, a mnie sie widzi, ze prof. Sroda zastosowala mieszanke reductio ad absurdum ze sorra doza sarkazmu…
A w ogole to od pond miesiaca zaczynam dzien ogladajac oblepione ropa naftowa ptaki i ryby, wiec tez czasem juz mam dosyc codziennych wiadomosci.
Powinno byc „spora”, ale uparte nowe ustrojstwo mnie poprawia. Na przyklad „byc” wyszlo jako NYC. 😯 Czuje, ze prize nastepne pare dni czeka mnie walka czlowieka ze sztuczna inteligencja, z wynikiem zupelnie nieprzesadzonym… 😉
O prosze – „ponad” wyszlo na „pond”…
Oj Bobik, Bobik…
W bulteriera się zaczynasz bawić?
Prof. Zoll troszkę lepiej prawo polskie zna od Ciebie, o tym jestem przekonany, zarzucanie mu niskiej świadomości prawnej jest nie tyle głupie, ile śmieszne. Kiedy pełnił funkcję, był w mojej ocenie dobrym ombudsmanem i stawał w obronie rozsądku wiele razy, budując tym zaufanie do sprawowanego urzędu.
To Sadurski ma rację, krytykując antycypację, która z prawnego punktu widzenia jest niedopuszczalna.
I jedynie w tym zakresie można, aczkolwiek bez zarzutu używania kłamliwych argumentów – bo na jakiej podstawie ? – krytykować Zolla. Dobra: podpisał się, znaczy kłamliwie się wobec antycypacji ustawił, bo innych zarzucić mu nie sposób.
Postaw się w sytuacji: chcesz zaprotestować wobec zjawiska i wiesz, ze w większym gronie podpisów protest będzie skuteczniejszy, to co wybierzesz? – swój odosobniony protest – cichy i tym samym mało skuteczny, bo z nienajistotniejszą częścią protestu zbiorowego się nie zgadzasz?
Bo chyba nie przeszkadza Ci, że organizuje się grupa ludzi i protestuje.
Osobiście zgadzam się z Zollem w 100% – brak argumentu prawnego, by powstrzymać pewne zjawiska i niepokojące tendencje, nie może stanowić ograniczenia dysputy!
Życie wyprzedza prawo w coraz liczniejszych dziedzinach – rozwój Internetu, biotechnologia, że na tych przykładach zakończę.
Przy Środzie też nie zauważasz, że użyła ona zestawu katolickich argumentów przewrotnie, użyła ich an bloc jak stoją w kolejności katechetycznej – i nigdzie nie napisała, że to są jej argumenty!
Inna sprawa, że zdziwiłem się, że nie wiesz, iż prezerwatywa ogranicza ryzyko przenoszenia chorób drogą płciową 😆
Moniko, Łajza pozdrawia 🙂
Z tej strony takze, zeen. 🙂
(Poprawilo na „strong takes”. 😯 )
zeen, nie słyszałeś nigdy, na kogo psu wolno szczekać? 😀 To tym bardziej na byłego rzecznika (o którym zresztą za jego kadencji też miałem nienajgorszą opinię) mi wolno. 😉
I jak najbardziej wolno mi się zastanawiać nad jego świadomością prawną, co mogę niniejszym rozwinąć.
Po pierwsze – kłamliwe, czy może lepiej powiedzieć nieuczciwe jest postawienie znaku równości pomiędzy tą konkretną demonstracją a domaganiem się np. praw do adopcji dzieci. Nie było takiego założenia. Ale gdyby nawet demonstranci właśnie tego się domagali, to co? Domagać praw wolno się w demokracji niemal każdej mniejszości (z wyjątkami przez prawo określonymi) i ombudsman (nawet były) powinien dać się posiekać za to, żeby te mniejszości swoje żądania mogły wyartykułować. Czy te prawa zostaną przyznane, to już jest całkiem inna para kaloszy, ale nie wolno stawiać szlabanu już na etapie artykulacji potrzeb.
Mnie się mogę zdecydowanie nie podobać krótkie ogony, a nawet mogę je uznać za zagrażające wartościom długoogoniastym, ale w życiu nie będę za zakazem parady krótkich ogonów. Co więcej, kiedy zauważę, że kogoś dyskryminuje się ze względu na krótki ogon, zdecydowanie podniosę raban.
W apelu są m.in. takie fragmenty:
Doświadczenia krajów Europy Zachodniej pokazują, że [Europride] jest to pierwszy etap na drodze do adopcji dzieci przez pary homoseksualne
Dzisiaj aktywiści środowisk homoseksualnych zmierzają do wprowadzenia zmian prawnych, które będą miały opłakane skutki dla wolności słowa, przekonań i sumienia.
Profesor Zoll się pod tym podpisuje, czyli zapewne uważa te argumenty za słuszne i prawdziwe. To wyobraźmy sobie teraz ten sam apel, z drobną podmianą:
Doświadczenia krajów Europy Zachodniej pokazują, że zezwolenie na demonstracje sufrażystek jest to pierwszy etap na drodze do zniesienia naturalnej władzy mężczyzny nad kobietą.
Dzisiaj aktywistki środowisk emancypacyjnych zmierzają do wprowadzenia zmian prawnych, które będą miały opłakane skutki dla wolności słowa, przekonań i sumienia.
Już widać, o co chodzi? Kto może sobie uzurpować prawo do wyrokowania a priori, która grupa (podkreślam, że cały czas chodzi mi o grupy „w granicach prawa”, czyli niegłoszące nienawiści, rasizmu, itp.) ma prawo dać wyraz swoim przekonaniom, a która nie? I skąd twierdzenie, że żądania praw mogą mieć opłakane skutki np. dla wolności słowa czy dla sumienia? 😯
Dalej, co prof. Zoll mówi już osobiście:
W innych krajach wprowadzenie pewnych zmian prowadziło do następnych żądań. Polska nie jest izolowaną wyspą
Nie należy wspierać prawnie sytuacji, które burzą naturalny porządek: że dziecko w procesie wychowania ma zarówno męski, jak i kobiecy wzór osobowy.
I znowu pytam: co z tego, że wprowadzenie pewnych zmian doprowadziło do następnych żądań? Również wprowadzenie pewnych praw dla kobiet/czarnych/robotników itd., itp. spowodowało następne żądania, a nawet ich spełnienie, ale jakoś świat się od tego nie zawalił. Najwyraźniej społeczeństwo zmieniło się na tyle, że przyznanie tych praw przestało się wydawać zagrażające porządkowi. Ale żeby tak się stało, najpierw musiało się to społeczeństwo z żądaniami skonfrontować. To niech się skonfrontuje i z żądaniami homoseksualistów i z nimi dyskutuje, a nie zakazuje żądań.
Argument o niewspieraniu prawnie sytuacji, w której dziecko nie ma zarówno męskiego, jak i kobiecego wzorca osobowego, jest bzdurą piramidalną, bo gdyby chcieć go konsekwentnie zastosować, należałoby zakazać samotnego macierzyństwa czy ojcostwa, bez względu na to, czym zostało spowodowane. No bo skoro to burzy „naturalny porządek”… 😉
Jakoś to leży w mojej szczeniaczej naturze, że w ocenie czyichś wypowiedzi nie patrzę na stanowisko ani tytuły wypowiadającego, tylko słucham bacznie tego, co naprawdę zostało powiedziane. I jeżeli głupoty bądź opinie, w których kompetencje ustępują przed względami ideologicznymi, wygłasza profesor, to obszczekam i profesora. Zwaszcza że niedawno, zgodnie z przysłowiem, nawet i samego PB odważyłem się obszczekać. 🙂
Jak chodzi o prof. Środę, to ja wprawdzie w kontekście jej artykułu nie odniosłem wrażenia reductio ad absurdum, tylko raczej ukłonu pod adresem środowisk katolickich, ale nie będę się kłócił po pierwsze dlatego, że wrażenie nie jest żadnym dowodem i może być mylne, a po drugie teraz odkryłem, że ten artykuł jest przedrukiem sprzed lat dziesięciu, a od tej pory autorka zdołała napisać już wiele innych tekstów, z którymi zgadzałem się w całej rozciągłości. 😉
No dobrze, już dobrze, ino nie szczekaj tak głośno!
To weź pod uwagę teraz hipokryzję gejów : od poczatku parady nasączone były i są afirmacją odmiennosci seksualnej i ogladanie wiadomości w czasie ich odbywania to jedno wielkie obściskiwanie i całowanie w skąpych strojach i często wyuzdanych pozach. Ale oni twierdzą, że to tylko zjawiska „towarzyszące”, nie dominujące – a to g. prawda.
Bedę bronił gejów, ale ani mniej, ani więcej, niż heteryków.
Poszedłem raz na taką paradę i zniesmaczony wróciłem, bo uważam, że demonstracyjne i wyzywające zachowania seksualne, jakich byłem swiadkiem, były przekroczeniem dobrego smaku i wielu przypadkowych widzów z dziećmi zwiewało gdzie pieprz rośnie.
Okej, to już znacznie cichsze szczeknięcie. 🙂
Jako znany smakosz nie będę bronił złego smaku 😉 , tyle że to nie jest żadna kategoria prawna. Gdyby zabronić demonstracji złego smaku, to trzeba by… A, co będę gadał. Wszyscy wiedzą. 😀
Kategorią prawną może być np. obraza moralności publicznej i jeśli w czasie jakiejkolwiek demonstracji dzieją się rzeczy podpadające pod konkretne paragrafy, to policja ma zawsze możliwość interwencji. Ale karać można dopiero przestępstwo czy wykroczenie dokonane, a nie domniemany zamiar. Nie mówiąc już o tym, że argumentacja w apelu nie dotyczyła prawdopodobnego obściskiwania się podczas demonstracji, tylko ewentualnego żądania przez gejów praw do małżeństw czy adopcji.
Pewnie, że nie ma powodów bronić gejów bardziej niż heteryków, albo odwrotnie. Tylko że mnie w moim wywodzie w sumie nie chodziło ani o gejów, ani heteryków, ani czcicieli latającego spaghetti 😉 a o wstrząs wywołany tym, że wybitny profesor prawa i były ombudsman może opowiadać rzeczy, które w demokratycznym pojęciu prawa nijak się nie mieszczą. Bo jak w demokracji są jakieś zasady, według których tworzy się prawa, to one powinny dotyczyć wszystkich, a nie tylko tych, którzy nam się w danym momencie podobają czy nie podobają.
No, już się wybzdyczyłem i teraz mogę przez chwilę poszczekać na wesoło. 🙂
w wypowiedzi pana Zoll (jezeli sa wierne) zadziwia mnie to
„- W innych krajach wprowadzenie pewnych zmian prowadziło do następnych żądań. Polska nie jest izolowaną wyspą – ”
„- Nie należy wspierać prawnie sytuacji, które burzą naturalny porządek: że dziecko w procesie wychowania ma zarówno męski, jak i kobiecy wzór osobowy.”
jego prawo miec takie poglady, jego prawo ich bronic, ja tylko
zastanawiam sie dlaczego nastepne zadania moga obalic
naturalny porzadek rzeczy ( co to znaczy „naturalny porzadek”)
prowokacja: czy mezczyzna myjacy obsrana dziecka pupcie jest jeszcze meskim wzorcem osobowym, a kobieta na oczach dziecka grzebiaca spirala w zapchanej kanalizacji zenskim?
p.s. osobiscie jestem przeciw „izolowanym wyspom”
Co do prof.Srody, to wydaje mi sie, ze jak sie wyszczegolnia wszystkie wymagania w dziedzinie etyki seksualnej, to to w naturalny sposob konczy sie na rzeczonej redukcji. No, ale ja moze jestem pod szczegolnym wplywem literatury angielskiej na te tematy, chocby przezabawnych opisow stosowania sie do ortodoksji w ksiazce Davida Lodge’a „The British Museum Is Falling Down”). 😉
O Zollu mysle, ze akurat ten apel, odwolujacy sie do argumentu rowni pochylej, nie jest czyms pod czym ja bym sie podpisala. Ale formy protestowania, podobnie jak podpisywanie apeli i listow, moga podlegac krytyce, z ktora z kolei mozna dalej dyskutowac. And so it goes…
I na koniec – tradycja obszczekiwania bogow przez psy jest znana i popierana w Mahabharacie, wiec nie jest pierwszy, Bobiku. 😀
Oops, mialo byc „wszystkie wymagania Kosciola”, ale maszyna mi zjadla… Moze w ogole niech sama zacznie pisac. 🙄
Przyśpiewka z pomorsko-krakowskiego
Sieci duże ryby łapią
hop dziśdziś na wesoło
trą o siebie oraz sapią
ryby z płetwą całkiem gołą!
Hop dziśdziś krakowiaczek
rybie pod płetwę zagląda
Hop dziśdziś zdjął kubraczek
chyba rybki on pożąda!
Hop dziśdziś to był prolog
Hej rybko rozłóż płetwy
to jest krakus-ichtiolog
zgrany z was będzie kolektyw!
Oczywiście, że formy protestu mogą podlegać krytyce, ale czym innym jest krytyka, a czym innym zakaz. Kiedy prof. Zoll mówi „Nie podobają mi się parady pod hasłami takiej czy innej orientacji seksualnej, bo seksualizm to sprawa intymna i nie należy go eksponować „, to wyraża swój pogląd i ma do tego święte prawo. Ale kiedy podpisuje apel z protestem przeciwko odbyciu się demonstracji i dążący do jej zakazania (tak to przynajmniej zrozumiałem), albo twierdzi, że czegoś „nie należy wspierać prawnie”, to już przestaje się poruszać wyłącznie na płaszczyźnie prywatnych upodobań czy animozji. Noblesse w postaci bycia prawnikiem, konstytucjonalistą i byłym rzecznikiem, wypadałoby jednak oblizywać. 😉
David Lodge też należy do moich ulubionych, choć akurat „British Museum” w pierwszym momencie, przyznaję, nie całkiem załapałem i wydawało mi się, że problem jest nieco wydumany. Ale tak się złożyło, że w trakcie czytania rozmawiałem ze znajomą, praktykującą katoliczką, która mi szybko uświadomiła, że jest to książka jak najbardziej życiowa. 🙂
„British Museum w posadach drzy”-swietny tytul 🙂
jak sie wie ze zostala opublikowana cos w 1960 roku( prawie jak i
pigulka antykoncepcyjna) to widac jak byla zyciowa 🙂
Do zwierzątek bez ochyby
pociąg ma krakowska nacja,
ale czemu tylko ryby?
Toż to jest dyskryminacja!
Chodź w objęcia moje, świnko,
mój chomiczku, dajże buzi!
Niechaj na krakowskim Rynku
będzie wolność, równość, luzik… 😉
Parlando mnie wyłożyło. Rzeczywiście było jakieś zawodzenie, że wszyscy chłopcy wyszli z puebla. Aha, hoy no estoy parlando w żadnym języku. Zadzwoliłem do <coordenadoria do curso i tylko otworzyłem dziób a już wiedzieli czemu dziś pozostanę z moim głosem w domu. Nawet Edith Piaf nie miała głosu tak sexy.
Było więcej tych radości, ryżowe pola w wodzie mokną, inny rejon a ta sama poetyka…
O paradzie gay w São Paulo coś powiem, ale nie będzie to słodkim głosem…
czasamy mysle sobie ze Bobik to klamczuch, bo twierdzi ze z
Krakowa pochodzi 🙄
glos andsola obala teorie, ze grypa z zimna jest
😮
A czemu kłamczuch, Rysiu? Dlatego że się czasem z Krakusów nabijam?
Bo ja jestem taki pies, co na swojego, a czasem nawet sam na siebie też szczeka. 😀
Dzięki obaleniu teorii że grypa jest z zimna,można nareszcie zacząć wierzyć, że jest z wirusów. 😎
Ale głos Edith Piaf przynajmniej nie przeszkadza bardzo zdecydowanie w zadzwonieniu do roboty i powiedzeniu, że się nie przyjdzie. Nawet, jak zauważył andsol, zwiększa wiarygodność. Znacznie gorszy jest ten stopień zapalenia gardła, kiedy porozumiewać można się już wyłącznie pisemnie. 😉
Bobiku, ja mialam jedynie na mysli, ze skoro Zoll zrobil/podpisal cos, co nie licuje z jego doswiadczeniem jako konstytucjonalisty, to spotka sie z zasluzona krytyka, nie tylko zreszta psia. Przynajmniej taka mam nadzieje, w naszej mlodej demokracji. I chyba tak sie dzieje.
A „The British Museum…” to mieszanka brytyjskiej tradycji glebokiej przewrotnosci w literaturze (bardzo mi bliskiej, przyznaje, a nie do konca mieszczacej sie w tradycji kontynentalnej, co czasem moze byc zrodlem nieporozumien) z realizmem wymogow koscielnych… 😉
rysiu, komunikat z 6.06 przyjęty – dzięki 😀
O uwagach prof. Środy: umieszczone w kontekście czyli w tekście wydrwiwającym głupotę tych podręczników (choć takiego czegoś to ja bym ani poddupnikiem nie nazwał) wydaje mi się jasne, że kpi sobie.
Cytowane teksty są po prostu przerażające. Programowanie kobiet. Dla mnie to jeszcze jeden dowód, że na MEN nie ma rady, że to całe towarzystwo trzeba posłać do obory, żeby uczyli krowy produkować mleko (szkoda krów, ale młodzieży jeszcze bardziej szkoda).
W Brazylii w zimie jest zimno.
A w São Paulo było ciepło, ale o tym potem.
Polecam Państwu – http://lewica.pl/?id=21784
Z przyjemnością poczułem się przegłosowany – najwyraźniej mój dzisiejszy poranny zły humor nie pozwolił mi zauważyć u prof. Środy ironicznego kontekstu, ale akurat jak o tę osobę chodzi, przyznanie się do błędu nie sprawia mi żadnego bólu. 🙂
A humor mi się w ciągu dnia poprawił nie tylko dlatego, że po południu nie lało, ale i wskutek fantastycznego odkrycia, którego dokonałem podczas spaceru. W jednym z niewielkich miejskich parków natrafiłem na spory łan najprawdziwszych w świecie poziomek. Rosną sobie jak gdyby nigdy nic i poza ślimakami nikt ich nie niepokoi. Prawdopodobnie Niemcom się nie mieści w głowach, żeby cokolwiek wyżerać z publicznego skwerku.
Ale mnie się mieści, więc wszystkie dojrzałe poziomki (całkiem sporo ich było!) padły ofiarą mojego apetytu. A niedojrzałe padną za kilka dni. 🙂
Poziomki, zwlaszcza znalezione niespodziewanie i przypadkowo, choc nieprzypadkowo juz przyswojone, to bardzo dobra rzecz. 🙂
A tu jeszcze dobra wiadomosc dla tych, ktorzy nie sciela lozek, w kazdym razie nie zawsze… 😉
http://news.bbc.co.uk/2/hi/4181629.stm
Przez przypadek już kilka lat temu dowiedziałem się, że roztocza znacznie lepiej się czują w zaścielonych łóżkach (chyba w Spiegel TV to podawano) i od tej pory nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia z powodu rozgrzebanej pościeli. Teraz niecierpliwie czekam jeszcze tylko na doniesienia, że niezdrowe jest odkurzanie, mycie naczyń, pranie koszul, a już najbardziej to ich prasowanie. 😀
Ja tez bylam zszokowana widzac wczoeaj jszcze podpis b. rzecznika praw obywatelskich pod tym apelem. They haven’t got a clue, do they?
A Prof. Sroda jest oczywoscie , jak to ona, przewrotna i tez odebralam ten fagment jako reductio etc.
Ja jestem dzis w wybitnie podlym humorze i nie widze powodu aby sie z tym kryc. Ten i ow dzis ode mnie uslyszal!!!! No more Mister Nice Guy – ja!
Nie wystarcz rozgrajdane loze. Musi byc jeszcze pare pelnych popielniczek. Wtedy roztocza ucekaja gdzie pieprz rosnie.
To jeszcze można by dorzucić chuch przetrawionej whisky. Odstrasza nie tylko roztocza, ale i wszelką żywinę w dość dużym promieniu.
A co z tym gorącym Sao Paulo? Czyżby andsol obiecywał tak, jak ci chłopcy z naszego puebla? 😉
Mysle, ze chuch nie zaszkodzi. You cannot go wrong wtih chuch, indeed.
Po pierwsze, to w moim stanie SC (Santa Catarina) 10 miejsc
miało poniżej zera. U mnie w ciągu dnia było śliczne słońce i gdy po obiedzie postanowiliśmy ratować zdrówko (ja to już wiecie, a V. wczoraj dała jeden fałszywy krok na bruku i nerw kulszowy się zgłosił, choć nieproszony – a chłopcy też postanowili, że coś im nie tak) i wyskoczyliśmy 35 km stąd do termów (tak to się u nas mówi?) w Caldas da Imperatriz. No i takie coś widzieliśmy po drodze.
(jestem ciężko doświadczony przez Łotra i druga linka pójdzie w drugim odcinku)
No i widzicie, że choćbym nawet chciał wcześniej pójść spać, to nie mogę? Miałem dziś taki zamiar, ale okazało się, że muszę czekać na drugi odcinek. 🙄
Nawiasem mówiąc, w związku z tym, że pojedyncza terma jest po polsku rodzaju żeńskiego, w Polsce bym raczej jechał do mnogich term, nie termów, ale bo ja się tam znam na płci brazylijskich gorących… tych, no… źródełek? 😉
Ale gdy rano wiozłem młodzież do szkoły, widoczek był troszkę inny.
Dobra. O paradach. Pan Zinn miesza pojęcia i niestety wszyscy mieszają pojęcia i czasami ma się ochotę wszystkich wysłać do czorta. zeen pisze: Poszedłem raz na taką paradę i zniesmaczony wróciłem, ja jestem tak zniesmaczony przygotowaniami do tych parad, że ani razu tam nie idę. Niektóre rzeczy tam podnoszone mam za w pełni oczywiste, inne za godne dłuższej rozmowy, a wiele (w tym prawie cała oprawia medialna) godne rozbicia o kant parady. Nie będę wąchał całego składu tylko dlatego, że w paru szufladach są miłe zapachy.
Łatwiej poradzić sobie z atakami. Nie lubi? Niech. Chce protestować? Niech. Ale pokazał co było warte jego rzecznictwo. Przecież dzieci nigdy nie będą adoptowane przez gejów, heteroseksualistów, alpinistów czy muzułmanów, a przez ludzi (samotnych lub nie, babcie, pary takie czy siakie), które chcą i mogą komuś pomóc. Propozycja adopcji nie może być momentem startowym do ataku na grupy, bo nie Mazurska Grupa Alternatyw Seksualnych może się zgłosić jako zastępcza rodzina, a gdyby się zgłosiła to się jej grzecznie pokaże drzwi do odchodka. Tak samo jak rodzinom z pijacką tradycją, z podejrzeniami o uprzednie gwałcenie córek czy bicie synów. Kropka.
Gorzej z tymi składankami do obrony tzw. opcji seksualnych. Do dzisiaj mam trudności mentalne (nie moralne, mentalne) gdy chcą, bym bronił zgromadzeń gdzie są biseksualiści. Otóż opcja hetero czy homoseksualna nie jest moim problemem, mam swoją od dziecka i myślę, że prawie wszyscy mają swoją i żyj szczęśliwie a ja nie jestem salonową, żeby sprawdzać co jest z prześcieradłami. Ale gdy ktoś oświadcza, że jest biseksualistą, to choć od nie tak dawna przyjmuję do wiadomości, że są i takie stworzonka, czasami ochota na makaron, a czasami na krwawy befsztyk, to świetnie, i tu chyba nie będę się wdawał w oceny, bo brak mi do tego przygotowania, ale mam drobne techniczne pytanie: mam bronić twojego prawa do jednoczesnych kontaktów tu i tam? To by mnie zobowiązało do popierania też petycji o poparcie społeczne dla donżuanów, poligamistów i różnych szefów sekt mających całe haremy. To bardzo ciekawy problem i może społeczeństwo już dojrzało do zajmowania się nim, ale ja ani trochę. Udzielę poparcia dziewczynie czy chłopcu, który ma kłopoty z pracą, mieszkaniem czy chodzeniem po ulicy dlatego, że jego czy jej miłość nie jest płci odrębnej, ale dalsze konstrukcje grup rodzinnych, włączając małpkę i koziołka to nie mój priorytet.
Tak samo jest z manifestacjami różnych przyrządów miłosnych, którymi wymachują na takich paradach. Jeśli komuś to będzie potrzebne, opowiem jak wiele z takich rzeczy sam z siebie wymyśliłem jako nastolatek rojący o różnych radościach życia, ale zupełnie spójnie trzyma mi się to przekonania, że to jest życie prywatne. Prawo do swojego życia seksualnego? Ależ tak, nawet dla biskupów, o ile to konsensualne. Na widoku publicznym? Nie. Niby nic szczególnego, tyle kultur ma swoje publiczne orgie. No, ma. Ale ta linia obrony orgii pomija kulturę nakazów niesłychanie starannie krępujących życie grupy przez 180 dni w roku. Tam tak orgie jak i ograniczenia mają swoje role funkcjonalne. Kultura to nie fontanna, do której każdy wrzuca swoje monety. Myślę, że wielką wartością kultury, której dopracował się Zachód, jest dopuszczalność prawie wszystkiego, co jest we własnym domu a nikomu nie szkodzi. Wyciągnięte z domu na ulicę zaczyna szkodzić bardzo szybko. Nie chodzi mi o żadne „zboczenia”. Bardzo źle reaguję na publiczne ślinienie się kochających się heteroseksualnych par. To jest teatr. Nie chcę tej sztuki za darmo. Gdy chcę teatru, pójdę do teatru. Druga kropka.
Bobik: dzięki. Ja właśnie podejrzewałem, że liczba pojedyńcza nie istnieje, ale skoro tak Literacki Psiak mówi terma to jest terma i tych term nikt nie tknie. Ainsi soit-elle.
Tu właśnie konieczne jest rozróżnienie, czy rozmawiamy na płaszczyźnie estetycznej, czy prawnej. Bo jeżeli na prawnej, to sprawa ma się tak, jak napisałem już wcześniej – jest prawo o wolności zgromadzeń i jest prawo dotyczące obrazy moralności publicznej, albo zakazu głoszenia takich czy innych treści. Społeczeństwo może sobie zastrzec, że podczas zgromadzenia nie wolno robić tego, tamtego, tudzież owego i obwarować to odpowiednimi aktami prawnymi, które obowiązują wtedy wszystkich. Czyli jak zakazujemy publicznego całowania, to i homo i heterykom, jak wymachiwania penisami, to też jednym i drugim, i nawet trzecim. Ale po wydaniu zakazu całowania się/latania na golasa/wymachiwania, etc. można pilnować, żeby nikt tego nie robił, nie można natomiast zakazać zgromadzeń domagających się przywrócenia całowania, czy wprowadzenia prawa do nienoszenia ciuchów. Każda, nawet dziwaczna i zwariowana mniejszość powinna mieć prawo do wyartykułowania swoich poglądów i żądań, o ile nie zmierzają one do krzywdzenia bądź naruszania praw innych.
O tym, czy formuła zgromadzeń lub ruchów jest obrazą wyłącznie dla poczucia estetyki, czy też dla moralności publicznej, można oczywiście dyskutować. Ale trzeba przy tym pamiętać, że pojęcie moralności publicznej ewoluuje – dawniej jego obrazą było pokazanie damskiej kostki, dzisiaj i kolana stały się całkowicie moralnie obojętne. 😉 A próba stworzenia jakiegoś ogólnie obowiązującego kanonu estetyki publicznej mogłaby być dość skomplikowanym przedsięwzięciem. 😉 Że podam tylko przykład z całkiem innej bajki – estetykę pielgrzymek, kościelnych malowideł, czy niektórych wykwitów architektury sakralnej. Mojemu poczuciu estetyki sprawia to ból chyba nie mniejszy niż publiczna kopulacja, ale czy ktoś przytomny żądałby w związku z tym zakazu budowy kościołów?
Ja wiem, że to są przykłady dość prowokacyjne, ale właśnie na takich ekstremach z jednej i z drugiej strony najłatwiej pokazać, dlaczego przestrzegając zasady równości wobec prawa nie można wydawać zakazów na podstawie podobania lub niepodobania się czegoś. To jednak muszą być trochę inne kryteria.
Dlatego, choć również nie przepadam za publicznym demonstrowaniem seksualności, dobrze bym się zastanowił, czego zakazywać i na jakiej podstawie. A gdybym nawet już zakazał, to na pewno nie zakazywałbym zgromadzeń domagających się zniesienia zakazu. 😉
Słowa „termy” w odniesieniu do łaźni istotnie używało się zawsze w liczbie mnogiej, ale były to „one” termy, co gładko wychodziło właśnie w dopełniaczu – tych term. Ale pojawiło się w pewnym momencie również słowo terma w liczbie pojedynczej, a najczęściej było używane dla określenia piecyka łazienkowego. 🙂
Uff, chyba swoje dziś napisałem i mogę udać się do roztoczy oczekujących na mnie w pościeli. Dobranoc. 🙂
No tak… troszeczkę rozmawiamy na oboki, jeden obok drugiego. Nie myślę o zakazach i nakazach, raczej idzie mi o czynne i bierne poparcie. Może wdam się w lekki konkret. Wojtek jest aktywistą gej, prowadzi, wydaje i pisze. Ponieważ nie ogranicza się do świata seksu, w którym raczej by nam było trudno o wspólne działania, cenię sobie kontakt z nim, parę rozmów na uboczu miałem z nim i mam o jego intelekcie bardzo dobre mniemanie. I z sympatii popieram go moralnie w moich zakładkach, ale nie jest moim codziennym odruchem gonić na jego blog, bo bardziej zajmuje się aktualnościami niż ja to lubię. Gdyby był pod jakimś atakiem publicznym, szybko i publicznie stawałbym w jego obronie. Ale na jego manify chyba by mnie nie wyciągnął nawet gdyby to było 500 metrów stąd.
Jeszcze byla: trema-tremy oraz tremo-trema. Snij o termach bez tremy Bobiku.
Bobiku, chyba tylko ekshibicjonista przepada za publicznym okazywaniem (literalnie) seksualnosci , ale sa takie momenty… np na paradach karnawalowych w Rio (pewnie andsol w Brazylii to widzial na wlasne oczy) albo gejowskich paradach w Toronto (w tym roku bedzie to caly Pride Week, za dwa tygodnie), ze seksualnosc w sensie dosc radosnego, omalze kabaretowego przedstawienia po prostu jest czescia celebracji. Moze rzeczywiscie nie dla niewinnych dziececych oczat.
W tym roku po raz pierwszy nie ma rzadowych dotacji na parade. Jest juz samofinansujaca sie.
Natomiast wszyscy sa bardziej podekscytowani nadchodzacym spotkaniem G 20 w Toronto (temat- jak ratowac EU) i oczywiscie najazdem middle class white kids w celach protestu. Toronto jest dosc latwe do najechanie.
Ubiegloroczny listopadowy sczyt G7 ministrow finansow zrobiono w Nunavut. Za zimno, za daleko i moze troche obco w krainie Innu.
Pani Clintonowa juz wyciagnela galazke oliwna do naszego premiera, ktorego za poprzednim pobytem slusznie opieprzyla 3 razy.
Juz pozno, wiec tylko podrzucam o jodze (zwlaszcza dla babci-jogi), ale tak naprawde to jest tez o czyms wiecej.
http://www.guardian.co.uk/world/2010/jun/08/yoga-heritage-india-filming-asanas
Zaskakujący przekaz – może nawet bardziej od strony technicznej niż co do zawartości. W gruncie rzeczy bardziej lubię dobrą książkę niż dobrego wykładowcę, bo jego mogę stopować raz na godzinę i o ile się na to zgodzi. A jego rytm prawie zawsze jest dużo szybszy od mojego. Ale żeby pooglądać sztuczki, to zawsze warto.
Pare lat temu bylam na prawdziwym Miiesopuscie w malym sennym miescie pod Bruksela, ktore nazywa sie Aalt. Doroczny karnawal trwal dwa dni, a przygotowuja sie do niego csly rok. Baby przebieraja si za chlopoe, chlopy zza baby i na piereszy rzut oka widac, ze najwyrazistszym watkiem zabawy jest, jkby to powiedziec… ambiwalencja plci. Wiel razy kiedy usilowalam nagrywac i fotografowac, ktos przebrany i uzbrojony w duzegoplastikowego fiuta podsuwal mi to pod mikrofon. Drugiego dnia wszyscy uczestnicy zabawy byli juz nawaleni jak stodola i rozne interesujace rzeczy mozna bylo zobaczyc tu i owdzie.
Nie pamietam abym sie szczegolnie gorszyla czyczula sie nieswojo. Znaczni bardziej mi przeszkadza, jak jakas para obsciskuje sie w parku, metrze lub nawet na moich schodach do mirszkania. Karnawal, wspolna zabawa mi nie przeszadza w najmniejszym stopniu. A juz zwlaszcza zabawa z zamiana rol seksualnych. Rozbudza wyobraznie. 😳
PS
Czy mnie sie wydaje, ze Brazylia slynie z jakiegos karnawalu podobnego do tgo w Aalt?
slonce, slonce, slonce……….:D
wypasione, Pamuk, S-Bahn
brykam
fikam 🙂 🙂
coraz później się tutaj ranek zaczyna… 🙄
Dzień dobry. 🙂 To tutaj jest w ogóle jakiś jeden, urzędowy ranek? Bo mnie się zdawało, że ranków ci u nas dostatek, jak również wieczorów. Dookoła globusa. 😆
Widzę, że w nocy zaszła zmiana perspektywy, z jurystycznej na kulturową i towarzyską. To jest oczywiście inna rozmowa, choć też ciekawa. 🙂
Najpierw się podłączę do płaszczyzny towarzyskiej, czy szerzej, osobistego zaangażowania bądź uczestnictwa w jakimś ruchu. Mnie w większości przypadków zupełnie wystarcza mniej więcej taki stopień, jaki opisał andsol – popierać popieram, jak trzeba dać głos, to dam, ale nie widzę potrzeby pchania wszędzie łap w sensie fizycznej obecności. Pisałem o tym, że popieram feminizm, daję na ten temat głos, podpisuję różne manifesty i apele, staram się wspierać radą i kierowaniem do odpowiednich instytucji te kobiety, które są faktycznie dyskryminowane, ale ponieważ np. poetyka manif mi nie odpowiada, nie brałbym zapewne w nich udziału, nawet gdybym mieszkał w Warszawie. Tak samo niekoniecznie czuję się zobowiązany do uczestniczenia w manifestacjach gejów czy transwestytów, choć jestem za tym, żeby mieli wszelkie potrzebne im do szczęścia prawa.
Czyli takim punkcie, gdzie coś okazuje się nie całkiem moją bajką, jestem wyłącznie tolerancyjny, w najbardziej podstawowym znaczeniu tego słowa, tzn. nie oburzam się i nie żądam zlikwidowania, ani odebrania czy nieprzyznania praw, ale też się nie włączam.
I w tym miejscu pojawia się kwestia tolerancji również drugiej strony. Czy ta strona jest w stanie uznać ten stopień mojej tolerancji za wystarczający, czy też domaga się zaangażowania, uczestnictwa, noszenia na rękach i niekrytykowania pod żadnym pozorem i w żadnej sytuacji.
Taka eskalacja wymagań i żądań ze strony jakiegokolwiek ruchu jest wręcz samobójcza, bo często powoduje u tak „zachęcanych” reakcję w postaci pokazania zębów i warknięcia: stop! Tu jest moja granica i proszę jej nie przekraczać!
Nawiasem mówiąc, biseksualizm nie wzbudza we mnie żadnych emocji, dopóki bi nie zaczną się domagać wprowadzenia bigamii ze względu na orientację seksualną. Bo to by automatycznie spowodowało faktyczną dyskryminację wszystkich hetero i homo. 😉
Ponieważ wpadam do Koszyka jak wiatr i nie mogę się zagłębić w meandry dyskusji, nie mam pojęcia, czy to, co napiszę z kimś się złajzuje czy wręcz przeciwnie – pójdzie pod prąd.
Mam mianowicie wątpliwości co do prawa do adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Nie potępiam w czambuł, ale mam wątpliwości. Wolałabym poczekać, aż pary homoseksualne bardziej wsiąkną w społeczny krajobraz, a dzieci, które w takich związkach są wychowywane, pojawiały się w nich ponieważ są biologicznym potomstwem któregoś z partnerów. Obecnie jest to jednak socjologiczny eksperyment (i on się prędzej czy później przyjmie, nie w tym rzecz), ale jakoś wdragam się przed rozwiązaniem, stawiającym w awangardzie społecznych przemian dzieci już i tak mocno poturbowane przez los/złą wolę dorosłych. Zapewne są społeczeństwa bardziej otwarte, polskie jednak takie nie jest. Tutaj problem ma ten odszczepieniec, który jako jedyny w klasie nie chodzi na religię. Co dopiero dziecko dwóch tatusiów, czy dwóch mamuś.
Z prawnego punktu widzenia, jeśli związki małżeńskie homo i heteroseksualne mają być traktowane na równi, nie ma powodu, by rozróżniać ich prawa do adopcji. Jednak adopcja to proces dotyczący adoptujących i adoptowanych. Interes adoptowanego powinien iść przed równościowymi dążeniami adoptujących. Tak uważam. Mogę wyjść na totalną konserwę, ale jestem w przypadku dzieci i ich dobra cholernie zachowawcza.
Ani łajza, ani pod prąd, bo do tego tematu jeszcze nie doszliśmy. Na razie było o manifestacjach. 😉
A jak chodzi o adpopcję, mam dokładnie takie samo zdanie – nie ma powodu jej zabraniać tam, gdzie nie będzie kolidowała z dobrem dziecka, ale w społeczeństwach konserwatywnych należy możliwość tej kolizji brać pod uwagę przy stanowieniu prawa.
W końcu jeżeli homoseksualne pary również dobro dziecka stawiają na pierwszym miejscu, to czasowy zakaz adopcji ze względu na społeczne uwarunkowania powinny zrozumieć i – choćby z ciężkim sercem – zaakceptować. A jeżeli ktoś się tym dobrem się nie kieruje, to z oczywistych przyczyn nie powinien być rodzicem adopcyjnym.
Takie „moratorium na adopcję homoseksualną” nie powinno jednak być powodem do wyłączenia jej z obszaru publicznej dyskusji, bo dzięki niej daje się zmieniać wrażliwość i poszerzać pole tego, co społecznie akceptowalne.
tak, nie należy zabierać adoptowanych dzieci na manifestację 👿
Nawet jak to będzie manifestacja w obronie misiów z okienka? 😯
szczególnie wtedy! znamy te misie…
@Helena, w sprawie: Czy mnie sie wydaje, ze Brazylia slynie z jakiegos karnawalu podobnego do tego w Aalt?
Dużo gadania. Olbrzymi kraj i bardzo różnorodne tradycje regionalne, glajchszaltowane w ostatnich czasach przez komercję telewizyjną. Mogę się tylko domyślić, ale to podejrzenie ma rzeczowe przesłanki, że Twoja uwaga opiera się na migawkach tv z karnawału w Rio, gdzie położeni na trasie parady kamerameni chwytają od dołu kawałek bikini lub jego brak, a tańczące sambistas energicznie podsuwają kamerze owe braki wiedząc, że takie 3 sekundy nagrań mogą zmienić ich życie.
Spektakt montowany przez radę miasta przy współpracy szefów handlu narkotykami i agencji turystycznych jest fenomenem społecznym, bo jeśli przez dwie kolejne noce po tuzinie ugrupowań liczących ponad 4 tysiące osób czeka całymi godzinami (w stanie zaćpanym do granic wytrzymałości systemu imunologicznego) na prawo przetoczenia się przez 80 minut przez 700 metrów sambódromo, gdzie nad nimi wisi 70 tys. osób, a 20 milionów mieszkańców kraju nie mając swoich parad lokalnych wisi nad tv, to jest to fenomen narodowy. Ale gdyby narkotyki i tv i agencje turystyczne odpadły, wróciłoby to (ancent na partykule by sugerującej, że to nie nastąpi) do atmosfery zabawy publicznej, gdzie piją, przebierają się, tu i tam jest ruja i poróbstwo, tu i tam jest ambicja odpalenia tak ładnego pokazu jak żadna inna dzielnica miasta – no, normalne życie, którego komercja i dziennikarze nie przerobiła jeszcze na skandal i show.
Jeden z karnawałów spędziłem w małym mieście w stanie Goiás, jednak dostatecznie dużym, by przez parę miesięcy przygotowywano się do parady karnawałowej. Ulicą przeszło chyba z tysiąc osób z paru orkiestrami z perkusji, stroje były ciekawe i kolorowe i tłum na chodnikach wyraźnie dezaprobował wystrój dwóch sióstr, który polegał na tym, że go nie było. Komentarze były niedwuznaczne, że to nie Rio i tu nie ma tv, że jak chcą machać piersiami to czemu na ulicy itp. Oczywiście entuzjastów takich przybrań też nie brakło.
Różne karnawały tu widziałem, od Ceará do Santa Catarina i zawsze ta sama impresja: hałaśliwe rozładowywanie napięć całorocznych na ogół nie cieszy bardziej wyrafinowanych gustów – niby co tam takiego zabawnego w kupie samców pożyczających od żon biustonosze a potem wyciągających pod drzewem siusiaki, żeby odlać nadmiar piwa – ale w takim czy innym guście utrzymuje się to w konwencji zabawy. Granica jest przekraczana natychmiast i rzecz zamienia się w manifestację seksualną gdy pojawia się pierwsza kamera tv.
Ogolnie wydaje mi sie, ze przy dzieciach w ogole leper zachowac ostroznosc, nie tylko pry zabieraniu je na rozne manifestacje i protesty. A juz jesli mow o tolerancji, to moje dzieci chyba ucza sie wiecej tolerancji od cudownego przyszywanego wujka, ktory, jak to sie ladnie u nas mowi, „happens to be gay”, niz na miesospustnej manifie, zwlaszcza, ze ich wujek tez akurat jest takimi demonstracjami zniesmaczony, choc niby sa w ego imieniu. A przy tym dziala na rzecz praw, tyle, ze nienuzywa srodkow bardziej pasujacych do karnawalu. Podobnie mysli zreszta zaprzyjazniona para lesbijska…
A tu, as luck would have it, wyniki najnowszego dlugofalowego badania dzieci z par lesbijskich, troche jakby w odpowiedzi na wyrazane tu watpliwosci (choc jedno badanie to na pewno nie ostatnie slowo).
http://www.time.com/time/health/article/0,8599,1994480,00.html?xid=huffpo-direct
Gdzieś już czytałem wyniki podobnych europejskich badań i też w nich wychodziło, że homoseksualna rodzina „sama z siebie” w żaden sposób nie zaburza rozwoju dzieci, wbrew temu co twierdzi prof. Zoll i inni obrońcy moralności, natomiast spotykane problemy dzieci (problemy to nie to samo, co zaburzenia) były bezpośrednio skorelowane ze stopniem akceptacji społecznej dla jednopłciowych par. I tam, gdzie dzieci spotykały się z dużym stopniem ostracyzmu, problemów było jednak dość dużo. Dlatego ja skłaniam się ku poglądowi, że prawodawstwo sytuację społeczną powinno uwzględniać.
Ciekawe, że karnawał niemiecki szczególnie wyuzdany nie jest. Owszem – bywa przaśny i rubaszny, ale to nie to samo, co wyuzdanie.
Ale może ma to coś wspólnego z porą roku, w której karnawałowe szaleństwa się odbywają? Komu by się tam chciało wyuzdywać publicznie w środku niemieckiego lutego? 🙄
Prawie upalnie. Deszczowe piosenki cudne 😀
A niby dlaczego miałaby „sama z siebie” zaburzać?
A tak w ogóle to mam dzisiaj śpiący mózg i okolice 🙁
Bobiku, to troche skomplikowana sprawa, z tym uwzglednianiem akceptacji spolecznej (czyli ostracyzmu w tym przypadku), bo z kolei mozna nie wyjsc z zamknietego kola. 40 lat temu, gdy integrowano szkoly, zwlaszcza na poludniu stanow, tez mozna bylo powiedziec, ze moze lepiej uwzglednic stopien akceptacji spolecznej. Tyle, ze pewnie bylibysmy blizej sytuacji segregacji rasowej niz jestesmy. Nie sa to zupelnie analogiczne sytuacje, ale zamkniete kolo typu brak akceptacji spolecznej-mniejsze prawa tez jest czyms co trzeba takze brac pod uwage.
A skoro mowa o badaniach, to stwierdzono juz tez spory czas temu, ze akceptacja spoleczna wzrasta nie w wyniku manif (szczegolnie nie tych wyuzdanych), a wyniku osobistej znajomosci z jedna lub paroma osobami o odmiennej orientacji. Bo wtedy okazuje sie jak zwyczajni w gruncie rzeczy to ludzie.
Mamy takie osobiste znajomości, tylko często jesteśmy tego nieświadomi. Na początek to właśnie trzeba uświadamiać.
No to przypomnijmy:
„Nie należy wspierać prawnie sytuacji, które burzą naturalny porządek: że dziecko w procesie wychowania ma zarówno męski, jak i kobiecy wzór osobowy.”
To trochę inaczej brzmi, niż zaburzenia…
No i nareszcie jakiś głos rozsądku: „Dlatego ja skłaniam się ku poglądowi, że prawodawstwo sytuację społeczną powinno uwzględniać.”
A sytuacja społeczna jest taka, że Żydów nie lubimy, gejów nie lubimy, lubimy za to wypić i pohulać.
Trzeba by to chyba uwzględnić wreszcie, nie?
Tu piszę, tu rozmawiam przez telefon a Łajza się czai i znów: hyc!
Moniko, jak najbardziej się zgadzam, że prawo służy również i temu, żeby pewne stereotypy przełamywać. Ale jest to w stanie zrobić skutecznie dopiero wtedy, kiedy sytuacja do tego chociaż częściowo dojrzała. Inaczej tworzy się przepis martwy, którego łamaniem nie przejmuje się nawet policja, albo też zwolennicy starego obyczaju, schodzą do podziemia, gdzie nie ma ich jak kontrolować, edukować i przekonywać (np. w wielu krajach afrykańskich reakcja na odgórnie, bez wystarczającej akcji edukacyjnej wprowadzony zakaz obrzezania dziewczynek). Dlatego jestem za tym, żeby zmiany prawne głęboko ingerujące w obyczaj poprzedzać programami edukacyjnymi i społeczną debatą. Zwykle w momencie wprowadzania nowego prawa i tak pozostaje spora część nieprzekonanych, ale jeżeli nie są oni w większości, to po jakimś czasie dadzą się przekonać. Choćby po to, żeby sami nie zaczęli podlegać ostracyzmowi. 😉
i tylko szybko przytakne Monice, tak jest – mam znajomych, bliskich sasiadow o odmiennej orientacji i panie i panow. Jeden z nich uczy dzieci muzyki w szkole podstawowej. Bardzo mi pomogla ich bliskosc w mysleniu o odmiennosci.
zeen, uwzględnianie to nie jest to samo, co bezwzględne dostosowanie się, czy podporządkowanie. I nie zapominajmy, że prawodawcy w demokracji nie są w końcu monarchami absolutnymi, tylko (podobno) wyrazicielami woli społeczeństwa, a konkretnie większości, przy uwzględnieniu praw mniejszości. Owszem, czasem, dla zapewnienia tychże praw mniejszości, muszą się i większości postawić, tyle że świadomość (nawet i samych prawodawców), jakie to poszczególnym mniejszościom przysługują prawa, nie spada z nieba, a jest wynikiem społecznych zmian i społecznej debaty.
Chyba nie ulega dla nikogo wątpliwości, że prawa uznane przez ludzi za „swoje” są powszechniej respektowane. Jest więc chyba objawem rozsądku, kiedy próbuje się obywateli najpierw do praw przekonać, zanim się je wprowadzi. Nie jest też chyba całkiem durne np. taktyczne odczekanie z pewnymi propozycjami prawnymi do czasu, kiedy będzie się miało dla nich poparcie większości w parlamencie. A to się wszystko zalicza do uwzględniania sytuacji. 😉
Co do prof. Zolla nie dałem się przekonać – kiedy się burzy naturalny porządek, to według mnie jest to równoznaczne z wywoływaniem zaburzeń. 😉
A osobno podpiszę się, rzecz jasna, pod opinią, że najbardziej przekonujące do inności są osobiste kontakty. Tylko tu jest pewien problem. Jak ktoś jest np. biały, czarny, czy żółty, to jego inność jest oczywista, rzuca się w oczy i niejako zmusza do zajęcia się problemem (o ile to dla kogoś jest problem). Natomiast orientację seksualną i kilka innych rzeczy można przed otoczeniem skutecznie ukrywać. I tu się często robi błędne koło: ludzie nie lubią gejów, bo ich nie znają, a nie mogą poznać (w pełni ich inności), bo geje nie ujawniają się ze strachu przed niechęcią. I trzeba zarówno na poziomie ogólnospołecznej debaty, jak i osobistych kontaktów, wynajdywać sposoby na przełamywanie tych błędnych kół.
Bobiku, a co konkretnie rozumiesz przez „dojrzala sytuacje” lub „czesciowo dojrzala sytuacje” do zmian (w ustawodawstwie). Bo od tego wiele zalezy. I na przyklad w sytuacji, gdy prawo nie daje gejom poczucia bezpieczenstwa, oni rzeczywiscie nie beda sie ujawniac, nawet przyjaciolom.
A z ostracyzmem, chocby lekkim, czasem trzeba zyc, jak sie chce cos zmienic. Co prawda sa osobowosci, ktore gorzej to znosza, i z tym sie tez trzeba liczyc. Zawsze zaczyna sie od paru outliers, przy kazdych zmianach. I zalezy wiele oczywiscie od tego jak sie formuluje uzasadnienie tych przemian (karnawalowe alb przywiezione w teczce z Europy wielu nie przekona).
zeen, wydaje mi sie, ze Łajza moglaby byc bohaterka niejednej z moich ulubionych przewrotnych angielskich powiesci… 🙂
No to dlatego wszystkie policje świata prowadzą ewidencje gejów, no żeby ich poznać i polubić przecież…
😆
Trochę się zacukałem, bo pojęcie „częściowej dojrzałości sytuacji” nie posiada takiej precyzji myślowej, jaką życzyłbym sobie nadać swoim wywodom. 😆 I najgorsze, że nie dysponuję w tej chwili żadnymi danymi socjologicznymi, jaka część społeczeństwa powinna popierać zmiany w prawie (albo przynajmniej nie być zdecydowanie przeciwko), żeby one po wprowadzeniu w miarę skutecznie funkcjonowały.
Ale za to dość precyzyjnie i liczbowo można określić, na ile dojrzała musi być sytuacja w parlamencie, żeby zmiany prawne udało się przeprowadzić. 😉 I przed osiągnięciem tego rodzaju dojrzałości sytuacji, tak czy owak działać można tylko na polu edukacyjnym i dyskusyjnym. 😉 Aha, i lobbystycznym.
W sumie – nie twierdzę, że nowe prawa można wprowadzać dopiero wtedy, kiedy absolutnie wszyscy się z nimi zgadzają, bo wtedy pewnie nie wprowadziłoby się ich nigdy. Ale też nie miałbym przekonania do praw, z którymi nikt się nie zgadza. 😉 Zatem odpowiedni moment leży zapewne gdzieś pomiędzy tymi dwoma punktami i tam go należy szukać – trochę na wyczucie. 🙂
zeen, dowcip doceniam 😀 ale i tak go zarżnę. 😈 Nie sądzę, żeby np. holenderska policja prowadziła ewidencję gejów, a o niemieckiej wiem nawet na pewno i z dobrych źródeł (te osobiste kontakty!), że nie prowadzi. 😉
Nie sądź, nie sądź, byś sądzony nie był… 😉
Bobiku,
zajrzyj do poczty 🙂
A, Bobiku, na wyczucie… O tym mozna dluzej (desegregacji by prawdopodobnie wedlug Twojej definicji nie przeprowadzono, bo poparcia dla niej nie bylo, zwlaszcza na Poludniu, tylko Johnson do niej zmusil lub przekupil poszczegolnych czlonkow Kongresu, za co Partia Demokratyczna placi do dzis), ale zycie niestety pogania… 😉
Zajrzałem do poczty i obradowałem. Się. 🙂
zeen, jest jeszcze gorszy wariant. Nie sondźcie, abyście nie zostali wysondowani. 😯 😀
Moniko, już się usprawiedliwiałem, że z braku pod łapą danych (o których wiem, że gdzieś tam istnieją, aczkolwiek niekoniecznie istniały już w czasie wprowadzania desegregacji) na razie w kwestii niezbędnego minimalnego poparcia społecznego mogę służyć tylko wyczuciem. 🙂 Ale tu jestem w podobnej sytuacji jak politycy, którzy też znacznie częściej kierują się swoim nosem, niż badaniami.
Wprowadzając desegregację Johnson mieścił się w podanych przeze mnie widełkach, czyli gdzieś między poparciem totalnym, a kompletnym jego brakiem. 😉 Ale wyczuł, że jednak z tych czy innych względów moment jest sprzyjający, no i potrafił sobie załatwić – mniejsza już o to, jakimi środkami – większość parlamentarną, bez której obejść się nie mógł. Niemniej jednak zmuszanie bądź przekupstwo to nie są – w teorii przynajmniej – typowe instrumenty demokracji parlamentarnej, a my tu w gruncie rzeczy dość teoretyczną dyskusję prowadzimy – może nawet bardziej o tym, jak demokracja wraz z jej systemem prawnym powinna działać, niż jak działa w rzeczywistości. Ja przynajmniej staram się o opisanie pewnego modelu, dobrze wiedząc, że w zderzeniu z realem niemal każdy model ulega modyfikacjom. 😉
A, tu chyba zaszlo jakies nieporozumienie, Bobiku, bo ja raczej tylko zachecam do przemyslen, niz sie z Toba jakos ostro nie zgadzam. I wlasnie dlatego podrzucam wyjatki, a czasem i nie wyjatki, ktore daja do myslenia, zwlaszcza, gdy chodzi o prawa mniejszosci, albo zaniechanie okrutnych praktyk uzasadnianych tradycja. 😉
co za tydzien, Bobikowe blogowisko w debacie czy mozna byc etycznym i moralnym nie znajac Dekalogu zachodniej cywilizacji
przeszlo przez folklor wspolnej ulicznej zabawy do adopcji
co za tydzien 🙂
podobno zalewa Warszawe i to nie woda tylko uczestniczki
II Kongresu Kobiet, oczekuje sie uczestnikow w ilosci mieszkancow malego miasta powiatowego
co zostalo po I Kongresie?
my „niemcy” mamy tez emocje zwiazane z wyborami prezydenta, wprawdzie nie przez „lud”, ale mimo to demokratycznie
partia Die Linke ma wlasnego kandydata (kobiete) glosowanie bowiem na Wulffa jest niesmaczne (toz to on czarny ), a na
Gaucka podaniem reki katowi, ktory tropil w ich szeregach bylych, jawnych i tajnych wspolpracownikow Stasi
wracam na balkon, mamy lato 😀
A ja mam zagadkę. Na okładce „Polityki” stoi dużymi literami – Jarosław Kaczyński: zmiana wyglądu czy poglądów? W środku artykuł z takimi fragmentami:
W wystąpieniach (…) usłyszeliśmy od prezea PiS, że w polskiej polityce za dużo jest nienawiści, a za mało miłości, (…), że walkę o władzę powinna zastąpić zdrowa konkurencja, że wobec wielkich zagrożeń należy dogadywać się ze sobą i wspólnie poszukiwać dróg wyjścia, że potrzebne są działania zintegrowane.
Zagadka: czy to ostatni numer „Polityki”, czy ten, który dopiero się ukaże?
…………
Nie, koteczki, nie zgadliście. 😀
No, dobra, nie dałem Wam szans. 😎
Ta „Polityka” z 7 lutego 2009 wypadła z kupki starych papierów, które przekładałem z miejsca na miejsce. I nic dotąd nie uświadomiło mi wyraźniej, jak cykliczne i koniunkturalne są przemiany Prezesa.
Kiedy Matka Wszystkich Parlamentow znosila bodaj w latatch piecdziesiatych kare smierci, przeciwko temu posuniciu opowiadalo sie ponad 65% spolecenstwa (chyba podobnie jak w Polsce 20 lat temu). Dzis trudno byloby na wyspach znalezc zwolennikow najwyzszego wymiaru kary, choc nie wykluczam, ze istnieja gdzies na skrajnej prawicy religijnej.
Sama paietam moje mieszane ucczucia,kiedy w najliberalniejszym z miast USA Bostonie wprowadzano t.zw. busing – dowozenie uczniow z „bialych” dzielnic do gett i wice wersa – wzbudzalo to gwaltownee demonstracje bialych rodzicow, lecialy kamienie, podpallano samochody, prasa ostrzegala przed nieznanymi skutkami spolecznej inzenierii, w co drugim zdaniu pojawialo sie wyrazenie „milczaca wiekszosc”. krora byla przeciw.
Z jeszcze wiekszymi oporami byla wprowadzana polityka roznosciowa i obowiazek prztjmowania na uczelnie i do pracy odpowiedniej kwoty czarnych obywateli pod grozba cofniecia rzadowych dotacji i innych sankcji, takze prawnych..
Odpowiednie ustawy wprowadzae byly wbrew zdecydoanej wiekszosxi spoleczenstwa. Ale po to sie ma ustawodawcow aby patrzyli dalej niz wiekszosc, aby stac ich bylo na odwazne decyzje i aby nie bali sie zaplacic ceyn za swa odwage.Ja wierze gleboko, ze prawo zmienia nasawienie spoleczne. Dzis malo kto kwestionuje zasadnosc i dalekowzrocznosc tamtych posuniec. Ameryka jest dzis duzo przyjmnirjdxym i bardxorj demokratycznym krajem niz n przelomie lat 60/70.
A jeszcze mi si cos przypomnialo – w ubieglym tygodniu w poczekalni lekarza mojej mamy zobaczlam plakat o chorobach przenoszonych droga plciowa: Even nice people get STD. i na plakacie pkazana byla mila para staruszkow, para mieszana rasowo.
Ja to haslo umieszczone na plakacie pamoetam sprzed lat. Zawsze z jakas para – biala lub czarna. Nigdy mieszana. Nie dlatego, ze takich par nie bylo w Ameryce, bo byly od dawna. Ale dlatego, ze jeszcze 30 lat temu tworcy wizerunku zapewne mysleliby, ze pokazanie takiej pary jest counterproductive i moze sfrustrowac rasistow po jednej i drugiej stronie. Dziis „nice people” to wlasnie tacy jak ta para pokazana na plakacie. Mysmy sie bardzo zmienili, chwalic boga.
Ani cykliczne, ani koniukturalne, ani przemiany, Piesu. Tylko wymuszane przez kolejnych specow od wizerunku na biednym prezsie,ktory w glebi swej duszyczki wie, ze on zadnych przemian nie potrzebuje, a Durny Lud kocha go namietnie wlasnie takim jaki jest. A to czego potzebuje, to dorwanie sie do wladzy i zaprowadzenia Pie..ej IV RP, a tedy zobaczymy gdzie raki zimuja.
Jeżeli co kilka lat, po każdej kolejnej RP będzie znowu następowała IV RP, to chyba będziemy musieli zmienić system liczenia. 😆
😆
Wiadomość dla Heleny:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80276,7990060,Wczesne_prace_Stiega_Larssona_znalezione_w_Szwecji.html
Nie chciałbym sprawić wrażenia, że nie dopuszczam możliwości stanowienia praw wbrew woli większości. Zresztą napisałem już o 17.00, że czasem jest to konieczne. Ale uważam też za konieczną wcześniejszą debatę społeczną na ten temat i wysiłek polityków oraz prawodawców, żeby jak największą część społeczności do zmiany prawa przekonać. Bo inaczej powstaje przekonanie, że „oni tam na górze” robią co chcą, a „my tu na dole” i tak na nic nie mamy wpływu, co nie jest dobre. Jeżeli jest debata, ścierają się opinie, ludzie widzą, że pewne poglądy nie są oczywistością, pewne tradycyjne układy społeczne nie są przez wszystkich, „z natury rzeczy” akceptowane, to jednak coraz więcej z tego do świadomości się przebija. Również u przeciwników zmian.
Ale heca! W jednym z niemieckich lasów grasuje lis-fetyszysta, który zakrada się do ludzkich zagród, ale nie kradnie kur, tylko buty. 😆
Zgoda, Bobiku.
Dzieki Vesper. Czytalam duzy reportaz o tym jak tatus pisarza chce wygryzc ze spadku jego partnerke, z ktora dzielil dach od bodaj 18 roku zycia. Dziwne to prawo w Szwecji.
A Stieg pisal artykuly takze do polskiego antyfaszystowskiego pisma Nigdy Wiecej, zalozonego przez cudnego chlopaka Rafala Pankowskiego, ukochqnego przez demokratyczne srodowiska romskie.
Dobrze chociaz, ze ie majtki ze sznura w ogrodzie. Choc oczywiscie mam nadzieje, ze te buty co kradnie do nie Manolo ani Jimmy Choo.
Manolo w niemieckim wiejskim gospodarstwie? Mało prawdopodobne. 😉
Ale jedna z okradzionych wyraziła przypuszczenie, że to nie lis-fetyszysta, tylko lisica, która po prostu chciała wzbogacić swoją garderobę. 🙂
Wedle stereotypu niemiecka lisica powinna miec fetysz na Bierkenstocki.
Tak tak… mamy postep dzieki decyzjom sadow raczej niz vox populi. Z reguly sie wie co jest decyzja sluszna i nawet jak sie nie podoba to glosow przeciwnikow nie slychac. Kto by dzisiaj wrzucil na swoj sztandar powrot do segregacj, albo odebranie prawa do glosowania i nauki kobietom, albo prawa do rozwodu, albo zniesienia powszechnych ubezpieczen teraz, kiedy w US sa one juz prawem? Taka partia nie mialaby zadnych szans. To co kiedys podlegalo debacie dzisiaj jest oczywista oczywistoscia. Sytuacja dojrzewa najpierw dla niewielu. Ktos odwazny wystepuje do sadu o interpretacje obowiazujacego prawa i sad decyduje, ze obowiazujace prawo jest sprzeczne z duchem konstytucji. Chapeau bas!
Jestem tak padnieta, ze nie moge sie przebrac z pracowej odziezy. Mam nadzieje ze w miedzyczasie nie zalalo znowu polowy Polski!
brykam do przegladania pozycji, mam pustki w portmonetce,
okazalo sie ze „zycie” kosztuje 😮
brykam, fikam
dobrze ze mieszkam na drugim, i balkon zamykamy wychodzac
fetyszystka moze oblizac sie smakiem 😉
cos dla Heleny, i nie tylko 🙂
http://www.faz.net/s/Rub475F682E3FC24868A8A5276D4FB916D7/Doc~E59834EEBDB07410F90D9BCBFDB2FE51F~ATpl~Ecommon~Scontent.html
Dzień dobry. 🙂 Rysiu, Ty przynajmniej masz jakąś nadzieję na poprawę sytuacji, skoro jeszcze nosisz portmonetkę, a ja już nawet z tego zrezygnowałem. 😉
Przyznam się, że tak po ludzku, tfu, po psiemu, to tej Helen Thomas mi żal. W wieku dziewięćdziesięciu lat nagle stracić wszystko, na co się całe życie pracowało, ze świadomością, że już nie będzie czasu niczego odbudować… Jakieś to smutne.
Mimo zabiegania zdołałem się dzisiaj zarejestrować jako wyborca. O dziwo, wolno było elektronicznie. 🙂
Ale żeby zagłosować, będę sobie już musiał zrobić wycieczkę do Kolonii. Co wcale nie byłoby przykrą perspektywą, gdyby była pewność, że nie będzie lać tak jak dzisiaj. 🙄
nowa era kolonializmu… 🙄
I na dodatek dam się całkiem dobrowolnie skolonizować… 😯
Ale wcale nie będę jedyny. Na którejś z francuskich, egzotycznych wysp, nie pamiętam w tej chwili na której, nie tak dawno temu obywatele stanowczo zaprotestowali przeciwko próbom zdekolonializowania ich. Doszli do wniosku, że wolą żyć w miarę dostatnio uciskani przez Francję, niż zasmakować ubogiej niepodległości. 🙂
U mnie zaś padać nie chce choć ja chciałabym żeby choć trochę.
Przeczytajcie, proszę ostatni wpis Passenta 😯
Nie wiem czy juz mam rozdać wszystkie nagromadzone dobra ziemskie i popełnić sepuku czy jeszcze chwilę poczekać, celem skonsumowania zgromadzonych alkoholi, bo czy można będzie to sepuku wykonać na trzeźwo 😈
jasny gwint – http://passent.blog.polityka.pl/?p=705#comment-164551
W wychowaniu do odpowiedzialności za własny kraj, bo tak właśnie pojmuję patriotyzm, nie ma nic złego. Ale kiedy zaczyna to przyjmować takie oto formy:
http://wyborcza.pl/1,75248,7990360,Certyfikaty_dla_szkol_za_patriotyzm_na_co_dzien.html
od razu zadaję sobie pytanie, co jeszcze wymyślą?
Wróciem z terenu w charakterze zmokłej kury, więc bardzo proszę zbyt bacznie mi się nie przyglądać, zanim nie wrócę do właściwej, psiej postaci. 😉
Seppuku zdecydowanie po wypiciu alkoholi! Szkoda byłoby je zostawiać światu prezydenconemu przez JK. 🙄
Od iluż to, kurczę, lat na patriotyzm nie ma innego pomysłu, niż powstania, flagi i ćwiartka orła?
A potem chodzą i narzekają różni tacy, że Polacy wielkim narodem są, ale żadnym społeczeństwem…
Ale jest nadzieja! Zawarta w tych oto światłych słowach:
Dlatego dr Lackowski przypomina przedwojennych nauczycieli, z których wielu, wchodząc do szkoły, uchylało kapelusza przed godłem państwowym. Jego zdaniem właśnie to są najlepsze lekcje patriotyzmu.
Teraz jeszcze tylko przepis bezwzględnie nakazujący nauczycielom noszenie w szkole kapeluszy i nowoczesne, myślące wychowanie patriotyczne stanie na wszystkie cztery nogi! 😈
Bardzo dobrym patriotyzmem jez tez bycie solidnym, uczciwym czlowiekiem, ktory jest dobry dla siebie, swojej rodziny i bliskich, oraz swojej spolecznosci. Cala ojczyzna wtedy na tym skorzysta.
Jak mieszkam tu 23 lata tak to nigdy nie czytam i slysze o patriotyzmie ani lekcjach patriotyzmu, a nie sadze, zeby wlasny kraj nikogo tu nie obchodzil
Kanada jest krajem milionów patriotów europejskich, azjatyckich, afrykańskich, zielonoludkowych…
Tak jest zeenie, panta rei. Istnieja tez panstwa, ktore wcale na to nie zasluguja.
Patriotyzm musi tez brac pod uwage, ze dzielimy planete z innymi krajami.
Jestem dzis w nastroju b. efektywnym. Pracuje, pisze na blogu, rozmyslam o patriotyzmie.
Patriotyzm tak naprawde to kojarzy mi sie nie za dobrze: z trupami mlodych zolnierzy, rozpacza ich matek, umeczona ludnoscia i glupimi piesniami jak to na wojence ladnie.
wolalabym zeby np. to byl patriotyzm:
http://www.parentcentral.ca/parent/familyhealth/article/821063–toronto-study-finds-genetic-links-to-autism
Z przyjemnością przypomnę Wielkiego Nierodaka na ten temat się wypowiadającego.
Ale podczas uchylania kapelusza nijak nie widać – łajdak, czy niełajdak. 🙄
Ciekawe, że mnie się patriotyzm w pierwszym odruchu też kojarzy, jak Królikowi, z jakimiś okropnościami, a w drugim z napuszoną śmiesznością. Dopiero w trzecim odruchu zaczynam sam siebie przekonywać, że są też jakieś inne wersje.
Bobik mokry, ja po upalnym dniu, mamy jeszcze 25° 🙂
jotko, wypij, popij, dopij i lecz lepiej dwa dni kaca, ale nigdy
sepuku, to rozwiazanie nie tylko ze krwawe to jeszcze ostateczne,
a wiesz Brazylia czeka ❗ 😀
Wielki Nierodak radykalny, i mily 🙂
Wikipedia podaje tabelke patriotyzmu. Tam Niemcy wypadaja na dole listy poczucia patriotycznego a Polska troche u gory. Ciekawe, Stany w obu przedzialach czasowych na samej gorze.
i pisza tez tak:
The Correlates of War project found some correlation between war propensity and patriotism.
Trudno mi swoje uczucia opisac. Chyba najblizsze krolikowej definicji – porzadnie i uczciwie zyc. flag nie wywieszam ale dzis stalam pod amerykanska sasiada i sobie o tym patriotyzmie myslalam. Z krotkiego myslenia wyszlo mi, ze albo trzeba przedefiniowac patriotyzm albo z niego zrezygnowac.
a teraz ide nakisic amerykanskie ogorki, kupione w rosyjsko-zydowskim sklepie wedlug polskiego przepisu korzystajac z ziolek zasadzonych polskimi rekami ale zakupionych w amerykanskim sklepie ogrodniczym.
uprasza sie milo o glosowanie na Basi team na stronie Texas 4000 – jak zbiora odpowiednia liczbe glosow dostana extra pieniadze
uprzedzam, glosowanie wymaga zarejestrowania i nie kazdy to lubi, rozumie sie samo przez sie 🙂
jada i jada…. ale maly kontakt mam
Wando, chyba potrzebuję dokadniejszych instrukcji do głosowania (ten numer z urną i kotarą jest jednak łatwiejszy). Wszedłem na Texas 4000 i rzeczywiście stoi tam „vote”, ale jak na to klikam, pokazuje się następna strona ze zdjęciami i pod spodem „vote here”, tylko że kliknąć się na to nie da. To znaczy, da się, ale bez efektu. 🙁
Królik ma 1000000% +1 racji!
Bycie porządnym itd + świadomość i akceptacja istnienia innych, odmiennych w obyczajach, nacji – to jest patriotyzm.
Jak zdefiniować miłość?
Atencją darzymy swój kraj, bośmy z niego. Rodziców kochamy, bośmy z nich. Ale do cholery!
Nie będąc ślepym, musimy każdego dnia konfrontować swoich starych z innymi starymi, swój kraj z innymi krajami i co? Jak nam cudza stara wpadnie w oko, to przestajemy kochać swoją? Jak nam inny kraj wpadnie w oko, to przestaniemy z tego powodu kochać swój?
No właśnie…
Będąc emigrantem, możemy wciąż kochać swój kraj, odczuwać ból, kiedy sprawy w nim nie biegną dobrze, cieszyć się, kiedy jest odwrotnie.
Ale być patriotą, to przede wszystkim – drogie robaczki – być stąd i lubić innych ludzi…
A tera bierz kajecik i pisz:
patryjosowi w życiu należy przeciwstawiać się siłom i godnościom osobistom, zaraz po spożyciu 🙂
zeen, tak w ogóle to ledwo żyję, ale 😆 😆 lol:
Bobiku:
rzeczywiscie trzeba bylo kilka razy
http://www.refresheverything.com/refresht4k
moze to zadziala? Dzieki.
Rysiu,
póki co poczekam, bo taki ze mnie niesłychanie spokojny człowiek 😈
Czy w ostatnie dni czerwca jesteś w Berlinie? Właśnie zarezerwowałam dla nas (Ślubny, wnuk i ja) pokój od 27 do 29 czerwca. Gdybyś miał czas i ochotę, to może moglibyśmy się spotkać. Co o tym myslisz? 🙄
No moze 1 000 001% to troche za duzo tej racji, zeen, ale niech tam, grazie tante. Ojciec mojej kolezanki mawial „W tym ustepie macie panie kolego kupe rzadkiej racji”. Mialysmy chyba po 8 lat i brzuchy nas bolaly ze smiechu.
Bo racja była za rzadka…
😆
Nie dość, że padam, to jeszcze mordką w rzadkie 🙄
A dlaczego padanie mordką w gęste miałoby być lepsze? 😉
Bobiku, mam przećwiczone. Zapewniam Cię, że gęste łatwiej opanować 😉
U nas dzisiaj prażyło, padało, lało, lało bez opamiętania, kropiło i ab ovo. Teraz spokój i darmowa sauna 🙂
Cholera, a u nas nudy na pudy. Tylko lało. 🙁
No to masz przechlapane 😉 Dobranoc 🙂
Gdy kandydatom – ot, tak sobie –
chcesz nagłe zrobić kuku
i ich wyborcy w twej osobie
pozbawić przez seppuku,
pomyśl, czy warto pójść tą drogą
i swój opanuj poryw,
bo przez seppuku twoje mogą
przerżnięte być wybory. 😯
Powiedz, miła przepióreczko, na kogo głosować?
Czy na tego, który ciebie chciałby upolować?
Bo ten, co jak strach na wróble wygląda i gada
Żadnej damie, nawet ptasiej, wszak nie odpowiada.
Powiedz mi co myślisz o tym co ma w głowie kota,
Widzi mi się miękki, fajny, lecz przy nim … aj, nie zrymuję.
Albo ten co tu był w szkole a tam kupił śliniak
– on jest bliski memu sercu, boć to jest szczeciniak.
Przepióreczka
Skłopotana
Myślała do rana
Myślała, myślała
Aż się zesrała.
na dzisiaj zapowaydaja upaly ( do 33°) wiec i wypasione
bezbronne
dobry nastroj, ksiazka, wypasione brykam………
bryku , fiku 🙂 🙂 🙂
Dzień dobry. 🙂 Na prognozę pogody Rysia mogę odpowiedzieć tylko jękliwym cytatem ze „Szczęśliwego reakcjonisty”. 🙁
Szczęśliwy reakcjonista
(leży na kanapie)
Mama szczęśliwego reakcjonisty
(przeglądając stare fotografie)
Wstań, synku. Już słońce wschodzi
jak, że tak powiem, ananas.
Szczęśliwy reakcjonista
Wschodzi? Cóż mnie obchodzi?
Bo wschodzi, ale (głucho, z satysfakcją) nie dla nas.
Przypominam, że to jest ta Gęś, w której kurtyna spada i zabija się na miejscu. 😥