Ferajna tańczy, ja nie tańczę
Ferajna zwiera taneczne szeregi. Aż dziw, że są jeszcze tacy odmieńcy, którzy nie dołączają do tej szampańskiej zabawy.
Przed koronką, po nieszporach,
spada czy też rośnie VAT,
co dzień u drogiego Ojca Dyrektora
zbiera się ferajny kwiat.
Bez ustanku płyną słowa,
że się aż lasuje mózg,
jak to znowu polskość wrednie spostponował
Komorowski albo Tusk.
Harmonia cudna wśród zebranych głów,
nikt wątpliwości nie ma, nie!
Tu pełna jasność, choć na niebie nów,
gdy w radyjku bawimy się.
Kto zna Antka, wie że spiski
platformersów bronią są,
ale tej formacji koniec bardzo bliski,
z tym ich całym ę i ą.
Kto z Prezesem, sercem czuje,
że ten facet rację ma,
w kraju u koryta siedzą same zbóje,
z rusko-szwabskim DNA.
Kolejny poseł głośno głupa rżnie,
jak zagra Ojciec każdy tańczy,
tu się nie pyta, tu się z góry wie,
gdy w radyjku bawimy się.
Czy ta wizja nie zachwyca,
że wypełnim boży plan
i na każdym placu stanie szubienica,
gdy na dobre ruszym w tan?
Żaden bies nas nie omami,
kto nie z nami, pal go sześć,
przez ulice śpiące pójdziem z pochodniami,
święty płomień w naród nieść.
Kto mówi coś o NSDAP?
Rodzima wszak ferajna tańczy…
Z szaconkiem, bo się może skończyć źle,
gdy w radyjku bawimy się!
szampańskiej, szampańskiej! jeszcze czego! bąbelki drażnią nos, a kichać w towarzystwie można tylko po tabace!
fomo, wszak tabaka tylko z Czestochowy! Najlepsza i najkichansza. Na Jasnej Gorze wyrabiana. Naprawde!
No tak, cos mi nie wyszlo, Bobiku ratuj!!!
Ja też piję, jutro pierwszy od dawna dzień bez pracy! 😯
Bobik do Teresy Paryskiej 😀
Teresa Paryska do Bobika 😀
Bobik do Teresy Paryskiej 😀
Teresa…….. Bobik …………. 🙂 😀
A ja właśnie wróciłam z imprezki 15-lecia boskiej i klimatycznej tawerny żeglarskiej (mam na myśli żaglowce, nie żaglówki!) – i nie wypiłam ani grama alkoholu, macie pojęcie? Ani szklaneczki piwa.
Naprawdę przy antybiotykach nie wolno pić???
czlapie do wyrka
bede jutro 🙂
Nalac Psu duzy kielich!
Jakby nie ten Pies to tylko glowa w studnie 👿
Podnoszą głowy – http://www.racja.org.pl/content/view/776/1/
Nie wolno, nie wolno… Zaraz takie wielkie słowa..
Pić wolno, zakąszać antybiotykami wolno, tylko z konsekwencjami trzeba się liczyć. 🙄
Bobiku!!! Jestes wielki. Brykanko, fikanko (rysberlinie, place prawa autorskie dwuwierszami), a pijanstwo cocacola 🙂 ZERO i bez kofeiny. Ja to musze miec mokre. Ale nie wode.
Wydaje się, że umknęła naszej uwadze bardzo obiecująca partia z węgierskich wyborów, Magyar Ketfarkú Kutya Párt czyli Węgierska Partia Psa o Dwóch Ogonach.
Coś mi się zdaje, że dziś będziemy mieć Wielkie Pijaństwo Bezalkoholowe. 😈
Znaczy, ja i w alkoholowym chętnie bym przy piątku wziął udział, ale najpierw musiałby mnie ktoś przez program antywirusowy przepuścić. 🙁
Och, tej węgierskiej partii musimy koniecznie udzielić jakiegoś poparcia!
Wszelkie genialne pomysły co do formy owego poparcia mile widziane. 🙂
Ach, Bal u Grubego Joska to jedna z moich ukochanych piosenek, slowa i muzyka (a kat Maciejewski tam pod szubienica na Antosia czeka juz… harmonia z cicha na trzy czwarte rznie…). Druga moja ulubiona jest ” Umarl Maciek umarl i lezy na desce”. Nalezaly te piosenki do mojego repertuaru w czasach gdy rzepolilam na gitarze klasycznej.
Bobiku, choc zawirusowany doszczetnie, to poematy wyskakuja ci z kazdej kieszeni na dowolny temat. Taktyka Shock and Awe.
Za 7 tygodni bede z wizyta (po drodze do Warszawy) tam gdzie nie zrobia z owsa ryzu. Ciekawe czy muzycznie bedzie cos interesujacego w Warszawie w poczatkach grudnia; zeby nacieszyc uszy, a takze, z cichutka nadzieja, moze usciskac osobiscie PK gdzies w muzycznych warszawskich kuluarach?
Zycze wam milego weekendu. Ja musze sie zagrzebac w pracy. Jakos tak to sobie zalatwilam, ze im jestem starsz tym dluzej pracuje i tym ciezej pracuje. Bede musiala to sobie jakos w moim nastepnym zyciu lepiej ulozyc.
Bobiku, moze jakas dobra dusza nagotuje ci rosolu?
praca w sobote
brykanie w sobote 😀
brykam do pracy nagrzany S-Bahn czeka 🙂
brykam fikam 🙂 😀
Dzień dobry 🙂 Dlaczego ja sam od razu nie wpadłem na ten numer z rosołem? Rozum mi odebrało, czy co?
Wprawdzie będę sobie musiał ten rosół sam ugotować, bo nie życzyłbym nikomu jedzenia rosołu wykonanego przez mojego tatę 😉 ale już zakupy na targu mogę tacie powierzyć bez większych obaw. Tylko muszę listę sprawunków trochę przeorganizować pod kątem włoszczyzny i kurzyny.
No, to dzień uratowany, mimo że znowu leje. Z rosołem po prostu nie może być tak całkiem do de. 🙂
Bo rosół to nie zupa, tylko lekarstwo.
Z powodu zainfekowanej ranki na łokciu dostałam kilka dni temu antybiotyk w dawce jak dla konia. Na łokieć chyba pomaga, ale ja się czuję jakby mnie walec przejechał. Rosół już zjadłam.
Musiałam dzisiaj wstać przed świtem, znaczy o wpół do dziewiątej, bo przyszli ogrodnicy porządkować ogródek jesiennie. Czuję się jak jesienna smutna pani.
http://www.youtube.com/watch?v=g92CEyhoegw
O, a pan jesienny był śmieszny. Myślałam, że smutny.
A ja znalazłam jeszcze – http://www.emetro.pl/emetro/1,85652,8443623,Pamietamy_o_Osieckiej.html
Bobiku, odstaw zbożowe i cukry proste (glukoza, fruktoza, laktoza, maltoza 🙂 ), a do rosołu dodawaj żółtka jak do bulionu w ilościach nieograniczonych, dobrze też masło (po łyżce) i choroba odpłynie expresem 😆
Odstawić winogrona i brzoskwinie? 😯 E, to już chyba wolę dłużej pochorować 😉
Mój Dziadek był w swoim czasie wielkim wielbicielem Krystyny Konarskiej (był na jej koncercie i mu się spodobało) i posiadał trochę jej nagrań. Słuchałem ich mikrym szczenięciem będąc i jesiennego pana wyobrażałem sobie jako ludzika z kasztanów, więc śmieszny jak najbardziej mi do niego pasowało.
Nisiu, spróbuj się poczuć jak ludzik (ludziczka?) z kasztanów. Powinno Cię skutecznie odsmutnić, choć na chwilę. 🙂
Absolutnie i kategorycznie protestuje przeciwko messing up z rosolem kurzym! Rosol ma byc po Bozemu zrobiony i jedyna dopuszczalna wariacja jest dodanie paru nitek drogiego szafranu i paru lyzek marsali.
Rosol z kury od ponad pieciu tysiecy lat, na dlugo przed wymysleniem penicyliny, z loza smierci stawial na nogi Starszych Braci w Wierze, ze sie wyraze gornolotnie i wszelkie gojowskie „ulepszenia” sa niedopuszczalne i wrecz karygodne! 👿
A co do ukrow prostych to tez mam zastrzezenia. Nie slyszalem aby komukolwiek na lozu bolesci zaszkodzily mandarynki. 👿
Ponoć postęp udaremniają przyzwyczajenia 🙂
Ośmielę się grzecznie ale stanowczo zaprotestować. 🙂 Dodanie do rosołu imbiru i cytryny (ze skórką) wydaje mi się równie uprawnioną wariacją, zwłaszcza jak rosół ma pełnić funkcję medyczną.
Starsi Bracia Starszymi Braćmi, ale Chińczycy też znienacka, w ostatnim stuleciu, kurze spod ogona nie wypadli. 😈
U krów prostych mandarynki? 😯
Co to się na tym świecie porobiło… 🙄
Można też „nie psuć” rosołu i po nim zrobić na patelni żółtkownicę z jednego jajka i kilku żółtek. Nawet z zielonym groszkiem, albo/i z kurkami.
Bobiczku, nie mogę odsmutnić się do końca, bo po tym antybiotyku wątpia mnie rypią. Ludziki z kasztanów nie mają wątpi, to im łatwiej. Ale dziękuję.
Dziś moim idolem jest Kłapouchy, ponury i smutny.
Nisiu, zawsze możesz sprawdzić moją receptę, nuż widelec 🙂
Kłapouchy na tym blogu nie po raz pierwszy robi za idola. Kiedyś nawet, akurat w Międzynarodowym Dniu Kota, wszystkim było jakoś tak kłapoucho, że uznałem za stosowne dopisać do ogólnego obwisu stosowną mruczankę. Tak dawno temu to było, że mogę przypomnieć:
Nie dość, że febra tobą miota,
jeszcze ci spłonie dom do tego…
W ten właśnie sposób się Dzień Kota
zamienia w Dzień Kłapouchego.
Wyrzucasz przypalony garnek
(twój ulubiony, niech szlag trafi…),
witasz uprzejmie myśli czarne,
bo one z twojej są parafii,
nalewasz sobie sporą setkę
(dziś z abstynencją masz na pieńku)
walisz się ciężko na kozetkę,
i śpiewasz sobie pomaleńku:
Dwa smutki lepsze od trzech smutków,
ale od czterech lepsze trzy,
od kota lepsza kość w ogródku,
kot za to lepszy jest niż pchły.
Sześć zmartwień gorsze jest od pięciu,
a siedem gorsze niźli sześć,
od pcheł jest gorszy dzień w zamknięciu,
szczególnie, gdy nie dają jeść.
A gdy prześpiewasz razy trzysta
tekst cały tej mruczanki miłej,
toś w każdym razie już skorzystał,
bo przez ten czas się nie martwiłeś. 😎
nie zaszkodzi też dodać do rosołu kurę… 😎
Jak to ma być rosół wegetariański, to może zaszkodzić. 🙄
Nisiu, niosę lipowy miód i uśmiechnięty balonik 🙂
Witam! U mnie ciepło, wyglądam tłumów ciągnących na kongres Smoking Cata i popijam poranną kawę.
Ryś kazał mi brykać, fikać, dzień ku temu idealny, więc idę się zastosować 😆
Woody pozdrawia i poleca „Jak żyć z neurotycznym kotem”.
Niech ktos wreszcie napisze ksiazke Jak zyc z neurotycznym Personelem.
Moj neurotyczny Personel szaleje w jakims amoku porzadkowym – jakby inspelcja porzadjkowo-sanitarna miala lada moment przybyc.
Juz wole jak idzie buty kupowac. 👿
Moze ja namowie aby sie przeszla po sklepach, bo pogoda jest bardzo piekna. W sam raz na jakis powazny shopping.
Może by ktoś napisał książkę „Jak żyć?”…
A, przepraszam, takich książek było już skolko ugodno i wcale nie wygląda na to, żeby się od nich żyło lepiej i dostatniej. 🙄
Ja się przyznaję, że wcale nie wiem jak żyć, więc stale robię to metodą prób i błędów. 😳
A ponieważ do tej pory ta metoda jest jakoś tam skuteczna, to nie widzę powodu, żeby ją zmieniać. 😉
Czy Mordka po włożeniu smokingu mógłby robić za sobowtóra Palikota ❓
Ja już w życiu przeczytałam wiele artykułów i książek, usłyszałam wiele porad z cyklu „Jak żyć”, ale cóż poradzę, zawsze mam własne zdanie na ten temat i postępuję po swojemu. Nie narzekam, nawet jeśli nie wychodzi tak jakbym chciała.
Też bym poszła na shopping. Ale kasy nie ma. Muszę przybory na studia kupić, a Empik mnie w tym roku w tej dziedzinie srogo zawiódł.
Alienor, co tam brak kasy. Brak węchu jest znacznie bardziej dolegliwy, a mnie od wczoraj właśnie to gnębi. 🙁
Doszło do takiej hańby domowej, że w celu przyprawienia rosołu musiałem go spróbować, a nie, jak zwykle, na nos… 😳
Nie wiem co się stanie, jak w ciągu najbliższych kilku dni tego ważnego zmysłu nie odzyskam. Chyba się wykończę ze wstydu i przykrości.
Jak myślicie, jest sens iść na policję i zgłosić zaginęcie węchu? Będą go poszukiwać?
Bo znajomości w sferach komisariackich, niestety, już nie mam, odkąd foma się na barmana przekwalifikował. 🙄
Coś a propos przepisów na życie. 😉
http://www.polityka.pl/kultura/aktualnoscikulturalne/1508818,1,literackie-i-filmowe-recepty-na-szczescie.read
Bardzo dobry Marek Beylin:
http://wyborcza.pl/1,75968,8455966,Tusk_wie_lepiej.html
Rzeczywiscie, bardzo dobry, z calejnserii artykulow o Tusku ostatnio, choc zjawisko pouczania z wysoka jest w ogole dosc rozpowszechnione w polskim dyskursie, nie tylko politycznym zreszta. Ostatnio przeczytalam ze zdumieniem, ze konduktor w pociagu pouczal pasazerow i wysmiewal sie z ich sytuacji, gdy ci nie mogli wysiasc na stacji, bo w pociagu zaciely sie drzwi – zamiast pomoc im wysiasc innymi drzwiami (i na dluzej zatrzymac pociag, zeby mogli to zrobic). No, ale jednak to juz inne czasy, i podrozni sie zbuntowali i poskarzyli, zadajac przeprosin i zwrotu pieniedzy za dodatkowa podroz, ktora im konduktor w ten sposob zafundowal.
A te ksiazki z przepisami na zycie, to ciekawy temat, zwlaszcza, ze niektore nie tyle nawet daja przepisy, co alternatywna rzeczywistosc, w ktorej moga sobie na pare godzin zamieszkac zmeczeni codziennoscia czytelnicy. Taki rosol z kury na bolace gardlo i deszczowe dni, tez czasem przydatny… 😉
Tymczasem u mnie po paru dniach ulewnego deszczu nareszcie porzadny, suchy i sloneczny weekend. I pojawily sie juz pierwsze intensywnie czerwone liscie. W moim osobistym przepisie na zycie oznacza to dlugi spacer po okolicy (jak to zreszta juz dawno Henry David wymyslil w swoim z kolei przepisie na szczescie). 😉 Jeszcze tylko podrzuce Bobikowi troche bekonu ze sniadania, bo cos czuje, ze oprocz pasztetowki i kielbasy, jest on w bobikowych przepisach na szczesliwa egzystencje, wiec moze takze pomoze zwalczyc wirusy. 🙂
Przeczytałam artykuł od Bobika i szczerze się uśmiałam z Coelho. Ten pan z każdym cytatem rozbawia mnie coraz bardziej 😆
Mieszkam w raju. Pod nosem piekarnia szwajcarska i świeże croissanty co rano, trochę dalej warzywniak ze sprzedawczynią która śpiewa, a nie mówi i który posiada jajka ekologiczne.
A Rodziciele się dziwią czemu rzadko bywam u nich w domu 🙄
Swoją drogą, czuję się coraz bardziej wyobcowaną kobietą, bo chcę męża, trójkę dzieci, pierogi itd. Rówieśniczki patrzą na mnie jak na trędowatą 👿
Nie czytam książek z przepisami na życie, Coelho też nie 😛
Odrabiam lekcje przed Konkursem Ch. i jestem jedną wielką znokturnioną etiudą 😯
A ja natchniona przez Beylina napisalam list (jeszcze nie wyslany) do Viviane Reding z Komisji Europejskiej, z kopiami do Tuska i Radziszewskiej. Wieczorkiem sobie poprawie, wylapie literowki, powsadzam wlascoiwe rodzajniki i wysle w nocy z niedzieli na poniedzialek.
A teraz ide przyrzadzac kolacje dla nas z E.
rosol 🙂
i pomyslec ze dzieckiem bedac ukrywalem sie pod stolem przed
rosolem 😀
gdzie kupujecia (jezeli kupujecie) prawdziwym tluszczem tluste
kury ? te dzisiejsze takie nowoczesnie szczuple 8) 🙂
chorym zdrowia
zdrowym sil do brykania 🙂
a w raju to ja tez chyba mieszkam, pod nosem piekarni kilka,
pieczywa do wyboru i koloru, a „tureckie” warzywniaki nawoluja
spiewnie do wydawania pieniedzy
Niestety, Rysiu, kury dzis nie uswiadczysz w miescie. Tylko kurczaki.
A do prawdziwego rosolu powinna byc kura – moze byc nawet stara i zylasta, ale musi to byc dojrzale zwierze.
Podobnie z baranina – na szaszlyki czy prawdziwy pilaf. . To nie moze, albo raczej nie powinno byc jagnie.
ten gupi (glupi jest S-Bahn 🙂 ) Sarrazin ktorego sprzedalismy
w ilosciach podobnych do Stephenie Meyer tak zaskoczyl mnie
otrzymanym poparciem, ze zabralem sie do czytania dawno widzianej i kartkowanej ksiazki Oskara Negt „Der Politische Mensch”
sa dzisiejsi pölitycy tylko sprawnymi urzednikami bez wizji i
charyzmy (jak Tusk i Merkel ) czy demokracja ma w czasach
dobrobytu jeszcze przyszlosc, czy „umiemy” demokracje czy powinna byc uczona w szkole, dlaczego idziemy za populistami i politycznymi frustratami (Kaczynski, Sarrazin, Wilders)??????
ksiazka jest gruba….strony zapisane maczkiem,a slowa tak samo wazne przy czytaniu jak matematyczne wpisy andsola
, brne………
🙂
wlasnie, Heleno, piekna baranine to mozna w berlinie u „turkow”
kupic, ale takiej miekkiej tluszczem kury niet 🙁
przenosze sie do kuchni 🙂 😀
a jeszcze to zapomnialem podlinkowac (czy juz bylo?)
http://wyborcza.pl/1,97863,8423224,Lud_chce_srogiego_panstwa.html?as=1&startsz=x
niby dotyczy Kraju ale pewne uwagi sa uniwersalne
Musze oderwac sie od pracy w sprawie tak waznej jak rosol.
Moje ulubione rosoly z dziecinstwa byly z kurczaka, nie kury, z dodatkiem czegos z koscia jak cielecina lub wolowina.
Gotuje ten rosol 45 minut od zagotowania kurczaka, na wolnym tzw ogniu. Kurczak jest wkladany caly. Wszystko wrzucam do garnka razem; tez swiezo zakupiona wloszczyzne, ziele angielskie , lisc laurowy i nitki szafranu. Szafranu do rosolu mam jeszcze zapas na jakies 50 lat. Po 45 minutach wyjmuje kurczaka. Biale mieso z piersi kroje w poprzek w cienkie paski. W ulubionej miseczce do zupy nastepuje szybkie assembly: troche sredniej szerokosci klusek, troche miesa z piersi kurczaka, zielona pietruszka, marchew i kapusta wloska (tez dorzucam, szkola rosolu mojej tesciowej), swiezo zmielony pieprz i voila! Obracam do garnka z rosolem 3 razy.
Jesli w rosole sa oka z tluszczu zbieram je kladac na wierzchu rosolu papierowy recznik. Moze to nie jest Rosol Proper, ale tez jest palce lizac!.
To brzmi bardzo dobrze, ale bardzo dobrze, z porwaka na kacze nogi ( w Indiach duzo drozsze niz piersi) i kapuste, ktorej w rosole nie lubie, ale m,oja Mama -bardzo. I jeszcze marchewke pokrojona w talarki wyjada z rosolu – tfuj!
Lisc laurowy musowo i cebula nieobrana, w caloscxi (daje kolor i sie nie rozwala),
U nas musi byc duzo kopru swiezego!
Jako dziecko wrzucalam sobie pokrojonego ogorka kiszonego, co wszystkich gorszylo! Az mi przeszlo bo sie wstydzilam 😳
Acha! No i nigdy sie u nas nie dodawalo innych mies czy kosci. Rosol z kury jest z kury.
Heleno, rosol w sumnie bardzo lagodny i mdlo-slodkawy (marchewka) dlatego pewnie jest dobry dla chorych. Az sie prosi o cos ostrego albo/ i kwasnego jak wlasnie ogorek kwaszony. Grecy dodaja cytryne.
Rosol z kury tez lubie, ale gotowal sie pol dnia i wszystko bylo w nim takie rozciapciane, nieprawda? Ze nie wspomne o polcentrymetrowej warstwie tluszczu na wierzchu, ktora moja mama tak sprytnie rozgarniala lyzka wazowa robiac w przejscie jak nie przymierzajac przez Morze Czerwone, ze ani odrobina tluszczu nie dostawala sie do miseczki z rosolem.
To jest bardzo dobre określenie, że poradniki jakżyciowe oferują alternatywną rzeczywistość. Tak samo jak np. harlekiny. Łagodną pewność, że po pewnej obowiązkowej dawce kłopotów wszystko się dobrze skończy, a po zakończeniu, czy nim będzie ślub w białych koronkach, czy znalezienie właściwej drogi, nastąpi jeszcze nieochybne, choć nie zawsze dopowiedziane, długo i szczęśliwie. Trzeba tylko trzymać się kilku prostych reguł…
Ja chyba jestem okropnie wrednym szczeniakiem, bo choć w zasadzie traktuję ludzi z dużą ufnością, to jednak kiedy ktoś oferuje mi kilka prostych reguł i cudowny brak wątpliwości, zaraz odruchowo zaczynam go traktować jak oszusta. 😳 A przecież nie zawsze ma się do czynienia z oszustem. Czasem guru-akwizytor sam jest przekonany, że ma do sprzedania dobry towar. 🙄
Chociaż fakt, są takie rzeczy, przy których i ja zapominam o wątpliwościach. Pasztetówka, boczek z Mass… 😀
Widzę, że w sprawach kulinarnych jest tu tendencja do popadania w różne ortodoksje. 😈
A mnie tam wszystko jedno, byle dobre było. 😀 Lubię i rosół mięszany, i kurzy, i kurczaczy, i kaczy, i indyczy i nawet podrobowy. Chociaż mięszany chyba najbardziej. Liść bobkowy i ziele angielskie tylko jeżeli rosół ma być podstawą barszczu, żuru lub kapuśniaku, w innych przypadkach uprzejmie dziękuję, wolę imbir albo tymianek. Poza tym wszystko jak akurat wyjdzie i co tam właśnie jest pod łapą.
Tak samo przy dojrzałości mięsa zanadto się nie upieram, zwłaszcza jak chodzi o jagnięce szaszłyki i pilawy. No, w ogóle, tak jestem bezproblematyczny, że tylko mnie karmić. 😆
Ja tam nie wiem. Gdyby nie wiara w to, ze po przejsciach beda koronki i dzwonki i skowronki, to trza byloby z miejsca skoczyc glowa do studni, bo i tak zle sie skonczy.
JA TAM LUBIE DOBRE ZAKOCZENIA 😉 One w odroznieniu od prawdziwego zycia pozwalaja wierzyc, ze wszystko bedzie dobrze, ze swiat sie kreci jak nalezy, ze sprawiedliwosci stanie sie zadosc. a cierpienie, niepewnosc i zagubienie ustapia przed sila Prawdziweuj Milosci, a Szlachetnosc bedzie wynagrodzona.
Potem wracam na ziemie i wiem, ze Boga nie ma 🙁
Dlatego kupuje kazda ksiazke Maeve Binchy. Ona wie czego ja potrzebuje (choc pisze coraz gorzej…)
Ciekawe, że w nabożnej Polsce powodem do ostracyzmu wśród studentek jest żądza posiadania męża, dzieci i pierogów. 😯
Zwłaszcza patrzenie krzywo na kogoś, kto sam, z własnej, nieprzymuszonej woli chce lepić pierogi, uważam za szczególnie oburzające. 👿 Ale i pozostałe punkty napawają mnie niepokojem. Nie lubię terroru moralnego, bez względu na to, z której strony atakuje. Gotów jestem dać się posiekać za uwolnienie kobiet od społecznego przymusu mężo-dziecio-pierogowego, ale równie dobrze dam się przerobić na mielone, żeby nie było przymusu singlowo-karierowego.
Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb. 😆
To dosc podobnie gotujemy, Bobiku.:-D Zasadniczo mam jeden przepis podstawowy na rosol w glowie, podobny do podanego przez Krolika, ale w zaleznosci od okolicznosci, zasobow i nastroju inkarnuje sie on jednak na przerozne sposoby (tu mi sie przypomnialo ulubione zdanie z Rig Vedy: „Truth is one, the wise call it by many names”, niezwykle poreczne przy wszelkich przepisach, zyciowych i kulinarnych). 😀
He, he, Heleno. 🙂 Nie o to chodzi, czy się lubi dobre zakończenia, czy nie. Chodzi o niezłomną wiarę w to, że zna się stuprocentowo pewną receptę na to, jak do tych szczęśliwych zakończeń doprowadzać – nie w książkach czy w teatrze, w życiu.
Myśleć pozytywnie. Być asertywnym. Wizualizować. Nie kochać za bardzo, albo odwrotnie, kochać bez granic. Narodzić się ponownie. Wypuścić uciśnionego ducha z klatki. Jakiś taki prosty wist wykonać i wszystko będzie cacy.
Owszem, każda z tych rzeczy traktowana jako jeden ze sposobów samodoskonalenia, albo po prostu ułatwiaczy, może komuś pomóc czy otworzyć mu nowe perspektywy. Ale traktowana z napuszeniem i śmiertelną powagą, jako jedyna słuszna droga, raczej mnie skłania do śmiechu pustego i trwogi. 😉
No właśnie, Moniko, ilu konfliktów można uniknąć dzięki sformułowaniu „wszyscy mamy rację, tylko inaczej ją wyrażamy”. 🙂
Inna rzecz, że nie każdego konfliktu ma się ochotę unikać. 😉
Bobiku, jesteś bardzo mądrym szczeniakiem 🙂 . Też uważam, że każdy ma prawo do własnych wyborów, Kate Chopin twierdziła to już dawno temu, ale w jej czasach „Przebudzenie” chowano pod ladą. No a teraz jest ukochaną lekturą fololożek-feministek.
http://www.daily.art.pl/index.php?d=2008-10-24
A ja w dyskusję rosołową włączam się stwierdzając, że najbardziej lubię rosół robiony przez moją babcię. Z tego co wiem, jest kurczakowo-cielęcinowy, z ręcznie robionym makaronem, cebulą w całości, marchewką też w całości. Innego nie tykam, bo za każdym razem był nie taki jak trzeba, a babciny jest taki. No.
Moj dobry Boze, recznie robiony makaron. Moja Mama tez jeszcze robi makaron do rosolu recznie. Myslalam, ze juz tylko ona jedna, a tu jeszcze Babcia Alienor. Zostalo mi jeszcze 7 tygodni do rosolu z recznie robionym makaronym mojej Mamy. Only 49 sleeps!
Kroliku, ja tez robie recznie od czasu do czasu, jak mam czas i ochote. 😉
Rzeczywiscie, nie wszystkich konfliktow nalezy unikac, Bobiku, jak chocby teraz w sprawie p. Radziszewskiej, ktorej tez by sie przydalo jeszcze inne sformulowanie wspomnianego naszego podejscia do przepisow: „different strokes for diferrent folks”… Ale chyba najtrudniej jest sobie wyobrazic innosc innych przy zyciowych przepisach, szczegolnie w spoleczenstwie wychowanym na jednej wykladni… Takie jedno-wykladniowe myslenie, nawet juz oderwane od pierwotnego podloza, dalej wyskakuje w wielu sytuacjach, jak chocby przy ostracyzmie wobec kolezanek, ktore sobie akurat zycza lepic pierogi otoczone gromadka dzieci. 😉
ale może coś o tytule „Jaka żić!” byłoby warte sięgnięcia po? 🙄
Nastawiłam dzisiaj nalewkę bożonarodzeniową. Za sześć tygodni zleję do butelek, w których postoi miesiąc i na święta będzie gotowa 😆
A coz to znaczy, ze nie ma recepty na szczescie??? Says who??? 😯 😯 😯
Wiadomo od pokolen, ze szczescie osiaga sie dzielac dach nad glowa i majatek z Kotem! Wot i wsio. Ksiazke mam o tym pisac?
A dlaczego nie miałbyś napisać, Mordko? Założę się, że czytałoby się to wiele ciekawiej, a przede wszystkim wiele hecniej niż Coelho. 🙂
A przy okazji możesz skrobnąć coś o tym, że koty są z Wenus, a psy z Marsa. 😈
Proszę nie przypisywać kotów. Koty są.
Toz juz sobie na tym blogu gardlo zdarlem powtarzajac jaka jest recepta na szczescie! Oczywiscie lepiej jest byc na wstepie Kotem -rozsiewaczem szczescia. Bo wazniejisze jest w zyciu by dawac, a nie brac. Koty daja, oczekujac w zamian minimum, choc nalegaja aby owe minimum bylo najwyzszej proby. Bo nie stac nas na tanioche i bylejakosc.
Jak mowi Stara: mam w kredensie niejedna patelnie teflonowa za trzy dolary. 😈
vitajcie! Hohoho !!! Kocie Mordechaju, zdanie przez Ciebie napisane, to o szczęściu jest bezcenne . To ja się głowię , czytam, słucham, oglądam a to takie proste. 🙂 A wiesz, wczoraj pokazywali wystawę kocią i był na niej ten osobnik co leży sobie u Hoka 🙂 Jednak ciagle nie wiem jakiego koloru ma być mój kot … pa! 🙂
Czy Ty jarzebinko kota sobie do butow dobierasz czy do torebki? A moze do szminki?
Kot ma byc kociego koloru. Wazna jest dusza, a nie kolor futra. Chciaz oczywoscie takie kotry blekotne, jak ja wzbudzaja czesto szczery podziw wsrod otoczenia. Niektpre kolory natychmiast sygnalizuja pewne cechy: szylkretowe sa zazwyczaj kotki, rude 0 koty, zas zupelnie biale z niebieskimi oczami sa najczesciej gluche od urodzenia. Jesli bialy kot ma jedno oko niebieskie, a drugie jakiegos innego koloru, to jest gluchy na to ucho, co jest niebieskie oko.
No i jeszcze -koty czarne sa zazwyczaj bardzo lagodne i oddane tylko jednej osobie. Np wiedzmie.
Taka juz jest kocia genetyka.
Ah, Mordka, the commendably rational cat… 😆
A wedlug przepisu Muriel Spark (niezwykle osobiscie kociej), najlepiej wlasnie zabrac sie do pisania czegokolwiek (powiesci, memuarow, itp) przez nabycie kota (koloru nie wspomniala, wiec zakladam, ze niewazny). 😀
biały z niebieskimi oczami głuchy ? To wykluczone ! Ja słyszę 🙂 🙂 dobrej nocki 🙂
Ja jeszcze w ważnej sprawie rosołowej, bo widzę, że rosół rzondzi.
Wetknijcie w tę całą cebulę kilka goździków (ja daję pięć na duży garnek), a nie pożałujecie.
Moja psica pytała, czy można zrobić rosół na kocie.
Mordko, odpowiedziałam jej, że nie.
Czego to się człowiek nie dowie o rosołach. Rosół wspomagany przez cielaka. Rosół z kury kurczakowej. Rosół gotowy. Rosół Prawie Biblijny. Brak mi tylko tego The True Jamaican Rossouw. Tyle tu się rosołem napachniało, że każdy pies powinien już być zdrowy.
Na przyszłość wstydliwe panienki, nie chcące w towarzystwie lepić pierogów, powiadamiam, że lepię pierogi tanio, dyskretnie i na zawsze. Ale nie dziś, bo muszę zlepić wpis o Podręcznikach Do Życia, co jest moim zaanonsowanym od paru dni planem i nie jest żadnym plagiatem, łajzą, podkradką czy ropuchą. Bo czytanie Wheena „Hokus Pokus” mi różne Życiowe Porady przypomniało.
W zasadzie wolę czytać niż pisać, i czytać muszę szybko, np. jeszcze Adama Zamoyskiego „Warsaw 1920” porządnie nie przeczytałem, a przez Jonathana Kirscha „God Against the Gods” brnę powoli, a tu Amazon grozi, że wkrótce dostarczy Emmy Goldman „My Two Years in Russia; An American Anarchist’s Disillusionment and the Betrayal of the Russian Revolution by Lenin’s Soviet Union” oraz Atul Gawande „Complications: A Surgeon’s Notes on an Imperfect Science”. Ale z drugiej (a może z trzeciej, nie pamiętam) strony, ktoś pisać musi, by ktoś inny czytać mógł.
Ale od pisania i życia odchodzi mi chęć, bo mnie studenci chemii poinformowali o zawartości swoich głów i czego to ja się nie dowiedziałem… Wystarczy, że powiem, że równaniem elipsy jest następujące stwierdzenie: „pierwiastek z 7 równa się 8”. Boże, czemu mi takie rzeczy robisz, ja naprawdę na to nie zasługuję.
Andsolu, keep cool… Moze w innych rownoleglych rzeczywistosciach pierwiastek z 7 rowna sie 8? Bo coz to jest 7 i coz to jest 8? Student jak ma noz na gardle to sie dowie co trzeba z internetu w try miga. Najwazniejsze, zeby student mial jakies marzenia, rozne od marzen wspolczesnych studentow w dzisiejszej Francji: zeby zostac urzednikiem/funkcjonariuszem panstwowym. O czym pisze
ten autor recenzujac ksiazke, ktora sama chce przeczytac:
http://www.standpointmag.co.uk/node/3439/full
Nisiu, sprobuje z tymi gozdzikami. Moze na pocztek tylko z jednym.
Moniko, I’m impressed! Czy te kluski robisz tradycyjna metoda tzn uzywajac klasycznego walka do ciasta? Moim zdaniem do walkowania ciasta trzeba miec nadludzka sile w rekach. Ja nawet kupilam sobie wloska maszynke do walkowania ciasta, ale ona nie chce walkowac polskiego ciasta kluskowego tylko wloskie, ktore sie sklada tylko z maki i jajek (bez wody, jest bardziej elastyczne).
Króliku, zachęcam do trzech…
Kroliku, walkiem, ale sila nie nadludzka. Tyle, ze nie za czesto, od razu przyznaje. Ale czasem robie, zeby nie zapomniec, podobnie, jak ciasto francuskie from scratch, torty wielowarstwowe, i inne tego typu szalenstwa… I niekoniecznie popelniam je na jakies konkretne okazje, a wtedy kiedy mam czas, energie i nagla ochote. 😉
Nisiu, ja sprobuje z piecioma (lubie gozdziki). 🙂
niedziela dlatego cichutko przez ekran wiem ze odsypiacie 🙂
my mamy swieto jestesmy juz 20lat razem (WestOst)
bedzie gadane (odkrywcze mysli) i co w niemieckiej tradycji wazne
bawione sie
przy doskonalej pogodzie(ma byc slonecznie do 17°)wydamy €
na kielbaski i napitki sluchajac muzyki (moze nawet jodlowania)
taka niedziela to skarb
brykam fikam 🙂 😀
kroliku, do walkowania wez meska czesc domu, my bierzemy
syna 🙄
jarzebinko, kolor moze byc „dachowy”, liczy sie charakter 😮
http://icanhascheezburger.files.wordpress.com/2010/09/6f5d31b2-fceb-47e3-86cb-6a3c660f2ccc.jpg
moze tacy „przytulacze” ? 🙂
andsolu, biedny jestes !!!!!
pocieszam cie ze nie tylko ty masz problemy, oczywiscie nie chodzi mi o wiedze studentow chemii ta jest wprawdze wazna, ale wazniejsze sa te ksiazki na polce do przeczytania na wczoraj 🙂
moja puchnie jakby samo z siebie, moze kupujemy za duzo 😯
🙂
teraz sniadanie przy STOLE 🙂
brykam fikam 🙂 😀
Dzien mi sie dziwczanie poprzestawial. Zasypiam miedzy 9 a 10, budze sie kolo piatej rano.
Udalo mi sie z rana wygladzic list do V. Reding, jeszcze musze sporzadzic liste adresow do wyslania kopii.
Pania Reding ogladalam dzis w tv, kiedy sie wypowiadala nt Sarkozy’ego. Bardzo przystojna Luksemburzanka i robi przyjemne wrazenie.
Ja tez juz po sniadaniu – makowiec do kawy, obawiam sie, zamiast jakichs nudnych muesli 😳
Obejrzalam wlasnie bardzo ciekawy krociutki reportazyk w dzienniku BBC. Jedna ze szkol w Anglii „wynajela” korepetytorow z matematyki w indyjskim przemyslowym miescie Ludhiana, ktorzy za grosze z pomoca polaczenia komputerowego udzielaja dodatkowych lekcji dzieciom, kltore sobie slabiej radza z programem szkolnym. Musi to byc calkiem spore grono korepetytorow dostepnych 24 giodziny na dobe – wszyscy oni sa albo zawodowymi nauczycielami matematyki, albo maja ukonczone studia z przedmiotu.
Dzieci to kompletnie uwielbiaja, maja na uszach sluchawki, a ekran komputera jest szkolna tablica. Szkola placi nauczycielom w Indiach. Trzy razy mniej niz placilaby miejscowym asystentom. I ma lepsze wyniki.
Oczywoscie zwiazek nauczycieli w Anglii jest przeciwko, tlumaczac , ze nie chodzi im o straty finansowe dla miejscowych, ale o to, ze „nauczanie to takze emocjonalny zwiazek z nauczycielem , a nie tylko wyjasnianie zawilosci algebry”, ale dzieci glosuja nogami – bardzo ich bawi, ze moga nawiazywac kontakt z kims oddalonym o 4 tysiace mil.
Dzień dobry, witam z pracy. Zamieszanie jak stąd do Reykjaviku, bo oprócz telefonu, maili i niekumatych studentów mamy też teraz wydawanie kluczyków do sal wszelakich, faks i pocztę. No i koledzy sprzętowcy biegają i usiłują naprawić to, co nie działa, a nie działa prawie wszystko. 😈 Ogólnie wariackie papiery.
No babcia robi makaron, pierogi (też najlepsze), wszelakie przetwory, szyje jak krawcowa i haftuje jak artystka. No i ceruje tak, że w ogóle nie widać. Ale nauczycielką jest słabą, bo jak chciałam się nauczyć robić ciasto na pierogi, to stwierdziła „No, bierzesz mąkę, wbijasz jajko…” 😆
Andsolu, nie martw się. Moi współstudenci na drugim roku mówili „He have” 😯 Nie wiem jak jest teraz, na razie zajęcia są na rozbiegu i mówią tylko wykładowcy 🙄
Dzień dobry 🙂 Wiadomość o tym, że Helenie dziwczanie poprzestawiał się czas, opromieniła mi poranek. 😆
Wygląda na to, że Helena nieźle się bawi na swych nowych podłogach. 😀
Rozwinąłbym twórczo uwagę Alienor i podsunął andsolowi tudzież wszelkim innym wykładowcom, że jeżeli nie będą dopuszczać do głosu studentów, tylko przez cały czas będą mówić sami, to studenci przestaną popełniać jakiekolwiek błędy. 😀 Przynajmniej w trakcie zajęć. A poza zajęciami, no cóż – czego oko nie widziało, ucho nie słyszało, tego sercu nie żal. 😈
Ok. To ja wrzuce cos ulubionego, co za mna chodzi od wczoraj i nie chce przestac chodzic:
http://www.youtube.com/watch#!v=nkvLq0TYiwI&feature=related
Jeszcze raz, bo nie wyszlo:
http://www.youtube.com/watch?v=dipFMJckZOM
Now I think I understand what you tried to say to me… Ulubione i w naszym domu, Heleno. 🙂
I tak sie jakos zbieglo z ostatnim tekstem, jaki Tony Judt napisal dla New York Review of Books, ktory z kolei mi sie przypomnial przy czytaniu wczorajszego artykulu zlinkowanego przez Krolika, pt. „The Captive Minds”.
http://www.nybooks.com/articles/archives/2010/sep/30/captive-minds/
I jeszcze podrzucam 17 porad z magazynow dla kobiet, po przeczytaniu ktorych mozna wlasciwie zaoszczedzic pieniadze przez wydanie je na cos innego… 😉 A tymczasem jade ogladac liscie w Maine (i na male zakupy).
http://www.huffingtonpost.com/the-frenemy/womens-magazines_b_746996.html
Esej Judta bardzo ciekawy i gdyby mój narząd do myślenia był w trochę lepszej formie, pewnie bym próbował sformułować niektóre refleksje, jakie miałem przy jego czytaniu. Ale obawiam się, że to dziś dla mnie zbyt ambitne zadanie. 🙁
A magazyny dla kobiet od jakiegoś czasu coraz bardziej mnie wnerwiają. Dawniej wydawało mi się, że zauważam różnice między nimi, a teraz już mi się przestało tak wydawać. Pomijając już to, że tematy kolejnych wydań wydają się być uzgadniane w jakiejś tajemniczej centrali (światowy spisek?), każde z tych pism wymusza zanurzenie się w kompletną nierzeczywistość, której nawet już światem marzeń nie można nazwać. Raczej światem sadystyczno-masochistycznej iluzji, gdzie redaktorki, dobrze wiedzące, że ich czytelniczki nigdy nie będą TAK młode, TAK piękne i TAK bogate, znajdują perwersyjną satysfakcję w namawianiu ich do tego, a czytelniczki z równie perwersyjnym zadowoleniem łykają te namowy.
Samotna, nieatrakcyjna, zgorzkniała nauczycielko z wiejskiej szkółki pod Hrubieszowem, keep smiling and eat your f…ing salmon. 🙄
I ja przeczytalam Judta z zainteresowaniem. On sam przeszedl dosc radykalne metamorfozy. Judt zaczynal jako zwolennik panstwa Izrael, nawet mieszkal w kibucu i sluzyl w IDF. Pozniej rozczarowal sie do Izraela i glosil, ze powinien przestac istniec. Nie powiedzial tylko jak to zrobic i skoptowac do takiego planu Izraelczykow. Tez nie sadze, zeby intelektualisci nie debatowali na temat alternatywnych rozwiazan dlatego ze sa dzisiaj glupsi, tylko pewne rozwiazania debatowane w przeszlosci sie skompromitowaly, ale swiat sie zmienia raczej radykalnie (Chiny-Indie-Korea) nie zwracajac uwagi na amerykansko-europejskie trendy w mysleniu. Kudos dla Milosza, ktory widzial pewne rzeczy jasno, kiedy to nie byl kolejny radykalny intelektualny trend.
Helena (o godz. 08:31, na temat reportażu w BBC, no bo i gdzie by): chyba pozwolisz na moje częste reprodukcje i odniesienia… Od lat mówię studentom: w szkołach chińskich są dwa typy klas. Mające po 10 uczniów, gdzie wszyscy są weseli i głośni – i mające po 80 uczniów, gdzie krzeseł nie wystarcza, cisza jest porażająca i uczniowie są skupieni bezustannie, a programy są napięte i jakością bijące zachodnie. A studia z programami mającymi wykłady z matematyki wkrótce będzie tam miało w swoim CV parę setek milionów ludzi. I przygotujcie się na tę konkurencję, bo rządy mogą zamykać granice i odmawiać prawa pracy, ale nie będzie jak zakazać swoim uczniom pobierać nauki tam gdzie zechcą.
Dodałbym, że chwilowo wolą się ci Chińczycy uczyć angielskiego niż portugalskiego, ale jedno posiedzenie plenum ich partii może zmodyfikować ten trend, a jeśli Chińczyk przyjedzie tu jako turysta i zapłodni Brazylijkę, naturalizację ma zagwarantowaną prawem, czyli i do egzaminów konkursowych na posady państwowe będzie mógł stawać.
Ciekawe czy mali Chinczycy choruja na ADHD?
Bo wczoraj ogladalam inny reportazyk z rana – ze szkoly, ktora zatrudnia psy do nauki dzieci alfabetu. Bylo tez pokazane: siedzi na podlodze mala grupka dzieciu, siedzi wsrod nich nauczyciel, na podlodze lezy pies i wszyscy go glaszcza. I tylko pod tym warunkiem gotowe sa uczyc sie alfabetu, 🙄
Pytalam Mordechaja czy zgodzilby sie na asystowanie w szkole. Odburknal cos niezbyt uprzejmie i przewrocil sie na drugi bok. 🙄
To, że dzieci stawiają głaskanie psa jako warunek uczenia się, doskonale rozumiem. I nawet podziwiam, jak się tym dzieciom udało dorosłych tak wytresować, że na zawołanie psa załatwiają.
A że psa, nie kota, to bardzo słuszne. Psy mają zdecydowanie większe zdolności pedagogiczne. Wystarczy porównać, jak często Mordka narzeka na swój personel, że źle wyedukowany, a jak rzadko ja na moją rodzinę. 😈
To jest kwestia podejścia. Ja nie biję, nie drapię i nie niszczę ulubionych przedmiotów, bo uważam takie metody pedagogiczne za przestarzałe. Stawiam na emocjonalny związek z nauczanymi i jakoś mi się nie zdarzyło, żeby np. nie otwierali natychmiast drzwi, kiedy daję im drapaniem w nie znak, że mają to zrobić. 🙂
Dobry wieczór 🙂
http://biznes.onet.pl/fundacje-jak-pozbyc-sie-wierzycieli-i-zyskac-kase,18490,3709633,1,prasa-detal
Drapanie drzwi nie jest godne Kota. W moim domu, zanim zainstalowano mi DROGA mechaniczna supernowoczesna klapke, wystarczylo, ze Kot sie przy drzwiach ustawial i patrzyl wymownie. Drzwi natychmiast sie otwieraly.
To jest zla tresura?
A do ostrzenia pazurow sluzy tapicerka, ewnetualnie Pani Dochodzaca.
Hmm… Mam niejasne podejrzenie, że dzieci ostrzących pazury na Pani Dochodzącej nie uznano by za najlepiej wyedukowane. 😉
Ciekawe, co na to drzwi oraz Pani Dochodząca 🙄
A tutaj, paragraf 22 w działaniu:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8460122,PKP__za_informacje_o_naszych_pociagach_nie_odpowiadamy.html
Nie rozumiem, czego się tu czepiać. Rzeczniczka PKP jasno i przejrzyście wyjaśniła, że zamiast bezsensownie rozbijać się za informacją o odjazdach pociągów, lepiej włożyć wysiłek w poznawanie struktury organizacyjnej PKP. I to jest bardzo rozsądna propozycja, z wiele większym prawdopodobieństwem skuteczności. 😈
Takie rzeczy my, a nie nam, Bobik 👿
Jest najzupełniej oczywiste, że kiedy już się przekopiesz przez zawiłości struktury organizacyjnej i już nawet będziesz potrafił naszkicować schemat (jeju, jeju, dlaczego przypomina on rosyjskie matrioszki?), to Oni się … Zrestrukturyzują 😯 👿
I dobrze. Bo to oznacza, że PKP jest instytucją znacznie bardziej od MEN troszczącą się o nieustającą edukację społeczeństwa. I właściwie najlepiej by było, żeby w ramach Restrukturyzacji PKP i MEN zamieniły się miejscami. 💡
po niedzieli poniedzialek 😮
wczesny ranek najlepsza pora do brykania 🙂
brykam fikam 😀
andsol druga tura niespodzianka?
spiacym dalej blogiego snu, tym do pracy spieszacym odrobine
spokoju
brykam 🙂
I kapelan w PKP też jest – http://www.pkp.pl/files/09.pdf , a i zawsze może ich być więcej, wręcz w każdym pociągu.
ale za to zdjęcia na torach to tegoroczny przebój naszej klasy. pewnie dlatego, że wreszcie można bezpiecznie spędzić na nich z aparatem nieco czasu, a nie uciekać co chwila przed rozpędzonymi lokomotywami 😎
Miłego dnia, udanego tygodnia. Pogoda piękna 😆
Niestety borykam się z techniką a raczej z nowoczesnymi technologiami, które od wczoraj urządzają w naszym domu strajk 👿
Poradników „jak żyć” z zasady nie czytuję. Mieszkam z mężem, psem i kotem i bywam raz po raz szczęśliwa. Rosół porą jesienno – zimową jadam chętnie 🙂
haneczko,
dziękuję za propozycję, narazie mam urwanie głowy
Idę się zmagać z prozą życia 💡
Boze! Widzialam przed chwila prawdziwego orla!
Siedzialam w kuchni przy stole pijac kawe i patrzylam za okno. I wtedy go zobaczylam, Okrazyl raz dom naprzeciwko (jednorodzinny z nadbudowanym pietrem) i usiadl na wysokim kominie tego domu. Mam w kuchni pod reka teatralna lornetke, wiec natychmiast ja zlapalam i zdazylam obejrzec go dosc dokladnie, zanim na ulicy odezwal sie jakus piskliwy alarm samochodowy, orzel sie zerwal i dostojnie poszybowal w dal.
Wlasnie. Orly szybuja, a nie odlatuja , jak jakies wroble, ktorych jest malo w Londynie.
O, jaka jestem zadowolona. 🙂
Dzień dobry 🙂 Na dzisiejszy poranek proponuję krótką historię nakryć głowy.
Przed wojną dama z towarzystwa nie mogła wyjść na ulicę bez kapelana na głowie. Tylko panny służące i inne przedstawicielki klas niższych pokazywały się w chustkach, a nawet bez. Ta jawna niesprawiedliwość nie mogła trwać wiecznie, toteż i nie potrwała. Lata PRL-u zmieniy stosunki społeczne, przeorały świadomość i dziś już w Polsce kapelana na głowie ma praktycznie każdy, bez względu na pochodzenie. 🙄
A w Anglii nawet wiele lat po wojnie dama bez kapelana nie pojawiala sie na ulicy.
Przetrwalo to jeszcze do dzis przy formalnych okazjach publicznych, takich jak wyscigi konne, patriotyczne parady, no i oczywoscie „funkcje” na krolewskim dworze. JKM raczej bez kapelana sie nie pojawia. A i ja musialam nabyc duzego kapelana z rondem, kiedy dostalam zaproszenie na Garden Party w Buckingham Palace, bo tak stalo napisane w otrzymanych z palacu instrukcjach dotyczacych etykiety.
Bylo to parenascie lat temu, a kapelan „krolewski” do dzis zbiera kurze na szafie w sypialni. Ale jest regularnie przecierany wilgotna szmatka, gdyz nie moge sie z nim rozsatac. No i zawsze jak ktos pyta, moge opowiedziec jak to bylo u Krolowej w ogrodzie. So called „conversation piece”. 🙂
Kapelan w sypialni, widzenia z orłem w tle… Helena zaczyna wyrastać na wzorową patryjotkę. 😈
Niestety, wzorowa patryjotkaq stane sie dopiero jak bede umiala zaspiewac nie falszujac „Nie rzucim ziemi skad nasz rod”. A tak musze milczec aby wstydu nie bylo i walczyc z chichotem… Nie wiem dlaczego ale ta piesn zawsze mnie doprowadza do chichotuy (moze dlategpo, ze jest jednak nader grafomanska?) i musze z tym walczyc, aby nie obrazac uczuc patryjotycznych lepszych de mnie patryjotow 😳
Dzisiaj Bobiczkowe święto* i mojego ulubionego Franceska.
Obu Was kocham!
A Tobie, Bobiczku, życzę ton pysznej pasztetówki (mniam), tylko przyjaznych, wesołych znajomych i chyba żebyś nie stał się dorosłym Bobisławem.
Całuję i przytulam się do kudłatego łebka.
*Uchwalone w Owczarkowej Budzie
Sądząc po przykładzie, jaki dał nam Bonapar… wróć!… jaki dali nam dwaj najwybitniejsi synowie naszej Ojczyzny, niepatryjotyczne jest właśnie śpiewanie zbyt czyste. Niewskazane jest też pedantycznie dokładne pamiętanie tekstów pieśni.
A już kompletnie podejrzana jest nadmierna znajomość Biblii. Na milę jakimś kociarstwem zalatuje. 🙄
Och, dzięki serdeczne mt7! 🙂 Ja przez te cholerne wirusy doszczętnie zapomniałem, że to dzisiaj Imieniny Wszej Zwierzyny pod Franceskowym patronatem. 😀
Wprawdzie wiem, że tutaj Zwierzynie i tak wszyscy dobrze życzą, ale dzisiaj można życzyć szczególnie dobrze i wspierać to pasztetówkowymi lub innymi konkretami. 😎
Bobiku kochany, swietalne HAU! 🙂
Dorosłym Bobisławem? Mowy nie ma! Od dorosłości to ja mam Labradorkę. 😆
HAU, HAU, Tereso! 😀
Widzę, że impreza się zaczyna rozkręcać. Lecę po bulki i bańki mydlane. 🙂
Mam nadzieję, że przy nalewaniu nie pomylę jednych z drugimi. 😉
Hau, Hau, Hau, Bobiku 🙂
jak impreza to impreza, kolorowe confetii w gore 🙂 😀
pani Fotyga:
„Pana miejsce, Panie Premierze w Smoleńsku, po katastrofie, było w pozycji na baczność, w błocie i ciemności przy ciele Prezydenta, a nie w uścisku Putina. Z tego uścisku już się Pan nie wywinie. Nie zazdroszczę Panu”
reszta tutaj:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/fotyga-pana-miejsce-bylo-przy-ciele-prezydenta-a-n,1,3710211,wiadomosc.html
ostatnio czytalem ze kabaret ma sie w Kraju kiepsko, a to to co?
dla odmiany kle, kle 😀
bo skoro wszelkiej zwierzyny, to może ta najistotniejsza ze względu na ciągłość gatunku…
http://www.youtube.com/watch?v=o_MbaFqLH6w
Osobiscie 10 times out of 10, wybiore usciski, niz stanie na bacznosc w blocie i ciemnosci. Niech se Pani Fotyga stoi w blocie na bacznosc, tak dokladnie jak lubi 😈
Jeśli dziś wszelkiego zwierza, to i Bobik, i Mordka majom świento. Wszystkiego pasztetowo-bażanciego, futrzaki 🙂
moj Bundespräsident Christian Wulff w rocznice 20 zjednoczenia
Niemiec powiedzial odnoszac sie do halasliwej dyskusji, ze
” jestem tez oczywiscie prezydentem muzulmanow, jak i
prezydentem wszystkich w RFN zyjacych ……przyszlosc panstw zalezy do narodow otwartych na inne kultury i nowe idee…../wyrwane , luzno tlumaczone)”
czy wybrany tez wlasnie Pan Prezydent Komorowski bedzie mial
odwage powiedziec podobne slowa do polakow (nie katolicy,
zadeklarowane lesbijki i im podobni czekaja…..)
No, innych Młodszych Braci też kocham i przytulam. 😀
dajcie znac jak bedzie pasztetowka na stole 🙄 ide sie balkonowac slonce rzadzi berlinem 🙂
Proszę bardzo, jak szybko się wszystko zorganizowało. 😀 Na stole zestaw klasyczny, czyli pasztetówka i szampan, do tego bażancina dla miauczących i żabie udka dla klekoczących. Można powiedzieć: elegancja-Francja. Confetti robi za dekorację, pani Fotyga daje występy kabaretowe, a bańki mydlane dbają o utrzymywanie Gości w dobrych humorach.
No to bul, żeby przeszedł wszelki ból! 😆
A podkład muzyczny zapewniają uczestnicy Konkursu Chopinowskiego, choć nie wiem, czy to akurat wszystkim pasuje.
Pasuje, nie pasuje – żadna uroczystość o pewnej randze nie może się obyć bez Chopka. 😎
I bez pokropka. Heleno, może odkurzyłabyś Twojego królewskiego kapelana i przyniosła na blog, żeby wykonał pokropek?
Przy okazji będziemy mieć conversation piece 🙂
Pieczyste, kapelan, Chopek i pokropek. To się nazywa pawdziwa akademia ku czci świętego Franciszka.
Chopek nie Chopek, ale mysle, ze jak to ma byc z udzialem Pani Fotygi to trzeba cos bardziej odpowiedniego. Dlugo sie zastanawialem, az przypomniala mi sie najukochansza pod sloncem piesn Stalina, przy ktorej wszyscy stali w blocie na bacznosc, a o zadnych usciskach nie bylo mowy:
http://www.youtube.com/watch?v=RS8Z1iZZIcw
A Stara idzie teraz kupowac nowy odkurzacz, Nr 7, poniewaz poprzednie szesc zalatwila Pani Doch.
Zadne tam juz od dawna designerskie sztuczki, ma byc tani i silny, zeby mozna nim bylo o sciane miotac. I bez workow.
Jak już ktoś chce stać w błocie na baczność, to niech lepiej skorzysta z tej wersji. 😛
http://www.youtube.com/watch?v=cXAc97WSN3k
A tu jeszcze żarcik, na jaki pozwolił sobie Szostakowicz, wplatając temat „Suliko” do swojego koncertu wiolonczelowego, aliści przezornie już wtedy, kiedy aniekdotczikom nie zlecano budowania kanałów. 😉
http://www.youtube.com/watch?v=71OXSJKbKmQ
Wez mie i zabij, ale ja tam u Szostakowicza zadnej Suliko nie slysze 😳
Natomiast ta wersja Suliko zaproponowana przez Bobika jest oczywoscie odpowiedniejsza, bo spiewana przez prowadzonych na stracenie wrogow narodu, roznych tuskow, wiec pewnie Pani Fotydze tez by bardziej odpowiadala. Ale przedtem musza wystac swoje w blocie na bacznosc.
Słychać, Mordko, słychać, ale na tyle dyskretnie, żeby cenzury nie prowokować, bo to jednak jeszcze nie za pieriestrojki było. 😉
Sprawdź np. sekundy 39 do 42 – Suliko jak byk. 😀
😳 😳 😳
Mysle, ze stanie w ciemnosci w blocie na bacznosc nalezy wpisac do kanonu wolskich cnot i symboli patriotycznych.
Jestem gotow poznosic do domu troche blota i pocwiczyc Stara. Przy okazji moze bedzie mnie mniej sciskac i slinic mi futro pocalunkami, bo tez mam tego czasem powyzej ogona. 👿
No faktycznie, Bobik, przez trzy sekundy: ja mogilu mi!
Myślę, że bohaterskie trwanie w ciemności, bez względu na wszystko, do kanonu wolskich cnót od dawna należy. Tylko błoto jest tu pewnym postsmoleńskim novum.
Przez co nie chcę, broń Panie B., odwodzić kogokolwiek od patryjotycznych ćwiczeń. Nawet proponowałbym włączyć w nie kilku Angoli, którzy będą się starali utrudniać wytrwanie w bolesnym patosie (np. John Cleese i paru jego kumpli), ale oczywiście w końcu nic im się nie uda wskórać. 🙄
Domagam się kapelana w każdym wagonie na pekape i w każdym autobusie pekajes. Jak nie, to się oflaguję pod Pałacem.
Bobiku, Mordko, i Wy, Reszto Zwierzątek blogowych! Wraz z psicą i kocicą ślemy czułe myśli i merdamy czym ta mamy.
Jak Wam się Suliko przeje, to proszę, ode mnie też pouczająca piosenka w gruzińskim klymacie.
http://patrz.pl/filmy/winnica-maria-piesn-gruzinska-wyk-a-korycki-i-d-zukowska-609200
„Po kilku miesiącach prokuratura krośnieńska jednak umorzyła sprawę. Prokurator rejonowy Stanisław Piotrowicz tłumaczył wówczas, że ksiądz nie molestował dzieci, brał je jedynie na kolana i całował. Po umorzeniu sprawy w Krośnie akta zostały przekazane do Prokuratury Rejonowej w Jaśle.
Sprawą zainteresowało się w końcu Ministerstwo Sprawiedliwości. Ostatecznie sąd skazał katechetę na dwa lata więzienia z zawieszeniem na pięć lat, a także zakaz wykonywania zawodu nauczyciela przez osiem lat.”
raeszta tutaj:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/celinski-kosciol-przegial-abp-michalik-kryl-ksiedz,1,3710610,wiadomosc.html
wspieram sercem i silom calom domagania Nisi, do tego zadam
kapelana na kazdym skrzyzowaniu ulic, w kazdym sklepie, w kazdej budce telefonicznej i oczywiscie jako dodatek w kazdej reklamowce przy robieniu zakupow
mom prawa czy co? czy jak ???
W tej Gruzji mają chyba całkiem innego Pana B. Wyrozumiały, wybaczający.. Jakiś taki… niewolski. 🙄
Zwierzynie Nisiowej odmerduję w imieniu Zwierzyny pozostałej. Od Nas – dla Was, kochani. 😆
Wy też dziś macie święto. Jak wszyscy to wszyscy. 😀
Może bańkę mydlaną? Oprócz pasztetówki, rzecz jasna. 🙂
Skojarzenie w duchu Konkursowym – czy uczestnicy też mają swojego kapelana? 🙄
Moje kapelany musza byc z szerokim rondem (skracaja i wydelikacaja nos), ze wstazkami i kwiatkami z jedwabiu. A zimowe – z rajerami z czapli.
Co? Kapelan w każdej budce telefonicznej, a w każdej psiej budzie to nie?
Dyskryminacja! 👿
mam dzisiaj dzien czytania 🙂
„To gorsze! Uważasz, że Urban wyrządził światu więcej zła niż Jan Paweł II? Przecież już głośno mówi się o tym, co działo się i co dzieje się w Kościele katolickim. To jest skompromitowana instytucja, mroczna korporacja kryjąca pedofilów i zboczeńców. A i tak nie wiemy pewnie wszystkiego.
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75480,8441569,Tajemnice_chwalebne_Marka_R_.html?as=2&startsz=x#ixzz11ORwh2M7
polecam bardzo
I też chcę na zimę takiego kapelana z bajerami, jak Mordechaj.
No! 👿
Takie na przyklad:
http://missameliasminiatures.com/themillinerycollection/ascothats.html
przepraszam Bobiku, przepraszam do budy tez sie cos znajdzie
(zamiast jedwabnych kwiatow wersja z pasztetowka) 😐
Heleno!!!! boj sie kapelana, kto to zaplaci, takie cuda?
wybieram ten model:
http://missameliasminiatures.com/images/250_2007_0510March070017.JPG 8)
Jak chcesz miec z rajerami kapelana, Bobik, to musisz najpierw czaple upolowac. Albo strusia.
Rysiu, ja tez ten wybralam, ale nie udalo mi sie zlinkowac tylko tego kapelana. Musialam brac hurtem.
Ja chciałem kapelana z bajerami. Z kamerą, internetem, grami, empetruchą i w ogóle. I żeby Starym przypominał, że dawno spaceru nie było.
Gdyby jeszcze w ciężkich chwilach skakał na stację benzynową po butelkę czerwonego, to chyba bym go nigdy na nowszego nie wymienił.
Zapomniales, Bobik, o wibratorach i innych zabawkach. . 🙄
Happy St. Francis Day wszystkim! 🙂 Wlasciwie to jest chyba bardziej swieto dla zwierzat ludzkich, bo dla pozostalych przeslanie tego swieta jest dosc oczywiste na codzien (przynajmniej, gdy ograniczamy sie do chrzescijanskiej tradycji). No a ludziom trzeba zawsze troche lopatologicznie, wiec dobrze, ze jest to swieto (dwa dni po moim drugim ulubionym z katolickiego kalendarza). 😉 W kazdym razie dorzucam salami i sardynki do dzisiejszej uroczystosci. 😀
A w radiu wlasnie uslyszalam wiadomosc, o Nagrodzie Nobla dla autora metody in vitro. Juz sobie wyobrazam komentarze niektorych polskich politykow… Moze tak kapelana dla komisji noblowskiej? 🙄
Ktos pod doniesieniem w GW o noblu dla Edwardsa juz wyrazil zadowolenie, ze to Szwedzi, a nie Polacy przyznaja. Boby tego Nobla nigdy nie zobaczyl – ktoby sie chcial narazac kapelanom od nauki?
Happy, Moniko. 🙂 Już serwuję wyjątkowo dorodne bańki mydlane.
Dla dzieci podwójna porcja. 😀
A dla dorosłych jedyna słuszna odpowiedź na pytanie „jak żyć?”. 😎
http://deser.pl/deser/1,83453,8462031,Cale_zycie_oszczedzal__Milionowy_spadek_przekazal.html
Chyba raczej, Piesku, jak nie zyc? Historia pana Hardy’ego powinna byc ostrzezeniem.
Zastanawiam sie jak mozna wydawac w tym kraju 9 funtowmiesiecznie za elektrycznosc? Chyba palac swieczki i nie pisiadajkac nawet czajnika elektrycznego czy radia. piorac recznie w zimnej wodzie i nie ogrzewajac mieszkania w zimie.
Fishy.
Aaa, i w jaki sposob rozsadne inwetsycje z calego zycia przeobrazily sie w zaskorniaki?
O, dziekujemy za banki, Bobiku. 🙂 Musisz kiedys porozmawiac na tematy techniczne w tej sprawie z Zosia, bo ona sama tez uwielbia robic banki mydlane na wiele sposobow. Tylko czasem ma zwyczaj serwowania ich raczej znienacka, ceniac sobie element zaskoczenia (to akurat zreszta nie dotyczy tylko dorodnych baniek). 😉
A historia o panu, ktory cale zycie, wraz z zona, uzbieral niezla sumke i przekazal ja w calosci zwierzetom bardzo pasuje do dzisiejszego swieta. 🙂
To jest chyba raczej taka gazetowa przypowiesc, a w takim razie na nic sie zda rozbieranie jej na skadinad interesujace szczegoly. A przeslanie na pewnom psom i kotom pasuje, nawet jesli przy okazji rozwija piekna tradycje Radia Erewan. 😉 Niestety, i mniej sympatyczne opowiesci korzystaja z tego, ze sie ich na szczegoly nie rozbiera (jak chocby blotne wynurzenia p. Fotygi).
No właśnie, chodzi o słuszny i szlachetny wydźwięk przypowieści, nie o jakieś głupie 9 funciaków. 🙄
Zresztą, nie chciałbym być w skórze Heleny, kiedy Mordechaj się dowie, że potępiła ideę wyrzekania się wszystkiego przez całe życie, żeby móc potem zaoszczędzony szmal zostawić zwierzynie. 😈
Mnie tam sie ta historia nie podoba, bo podejrzewam, ze nie byl to szczesliwy dom, ani cieply w zimie i ze Pan Hardy robil awantury Pani Hardy ilekroc chciala sobie zafundowac nowe majtki czy detkle do roweru, nie mowiac o perfumach czy kwiatach na stol.
Wyobrazam tez sobie, jak musial smierdziec jego jedyny garnitur w ktorym chodzil od wielu lat. Nie moglby go nawet do pralni chemicznej oddac, bo w czym by zostal.
A wyobraznia nam ze Stara dziala jesli chodzi o Pana Hardy’ego, bo znamy takiego jednego. Maz jednej naszej znajomej. Architekt mieszkajacy w slumsie. Mial niedawno operacje na otwartym sercu, zona (70-paroletnia wciaz tyrajaca w biurze architektonicznym, bo „nie stac” ich na retirment), wypruwa sobie przy tym durniu zyly, ale nie moze zatrudnic ani dochodzacej pielegniarki, ani kogos do wysprzatania chlewu, bo sa to pieniadze wyrzucone w bloto. Nic sie z nich nie ma. I niczego sie w tym domu nie wyrzuca, tylko dlatego, ze zuzyte. Bedzie stalo i czekalo az sie samo naprawi lub zaceruje. Wiec przez mieszkanie nie mozna przejsc nie lamiac sobie konczyn przednich i tylnych.
Mysle, ze Pan Hardy nie otrzasnal sie po smierci zony, bo dreczyly go wyrzuty sumienia, ze takie jej zycie urzadzil. 👿
Pamietacie taka powiesc jugoslowianskiego noblisty Ivo Andricia, ktora sie nazywala bodaj „Skapiradlo”? Zaloze sie, ze Pan Hardy myslal, ze to pozytywna postac.
Jako przerywnik – z okazji Światowego Dnia Zwierząt refleksje całkiem na serio:
http://supermozg.gazeta.pl/supermozg/1,91628,8460340,Zyjemy_na_ekologiczny_kredyt,,ga.html
Niby wszyscy to wiemy, ale nie zaszkodzi raz w roku wiedzieć jeszcze bardziej.
Wszystkim zwierzętom: dużym i małym, bardzo dużej radości 😆
Mordko, obudziłeś STRASZNE wspomnienie.
Zapachy garniturów, w których masowo chodzili faceci przed epoką skutecznych antyperspirantów…
Przyśni mi się!!!
Kapelan w każdym sklepie ubraniowym?
😎
Eeee, każdy jeden mieszkaniec państwa wolskiego powinien mieć z urzędu przydzielonego kapelana osobistego (coś jak pecet, tylko kacet) i wreszcie byłby porządek.
JPII naraził mi się kilka razy poważnie, w tym raz osobiście, ale u nas strach o tym mówić… to zupełnie tak jak z tą muzyką poważną i frajerami. Santo subito… nawet się ludzie uczą obcych języków przy okazji.
Jaki kacet, coś mi się pomyliło, drogą skojarzeń dźwiekowych a nie logicznych.
Chyba kao.
Kakao.
😆
Z kapeluszy wybrałabym Pistachio Cream
niestety już jest sprzedany 😥
Jeśli chodzi o zwierzutki, to czasem pisze do mnie WWF i wycygania jakieś sumy na dzikusy. Właśnie przyszedł jakiś list z tygrysem, muszę zajrzeć, kogo tym razem chronimy.
Miłych Świąt Zwierzęcych dla Bobika i Mordechaja i Królika . Również serdeczności dla mrówek, krokodyli, gęsi i kaczek a także dla tych co im bark nóg i rąk a mają płetwy lub się ślizgają vel płożą/ ble niech będzie/ też. 🙂
coż im mogę podarować hmm.. może 1/2 czekolady i 1/2 paczki ciastek które nie zdążyłam zjeść bo wybiła 18 ..a to godzina po której nic nie jem/ od dzisiaj/. Jak sami widzicie bezcenny to dar. Do tego dokładam sympatię, głaski dla futrzastych, podziw dla oślizłych /ble/. 🙂
jako początkująca wegetarianka/ co drugi dzień/ nie mogę darować Ci Bobiku kaszanki ani pasztetówki bo dzisiaj u mnie przypada właśnie dzień bez mięsny 🙂
tak czy owak szkoda tych zwierząt, gdyby ktoś mądry mógł mi wytłumaczyć jak to jest z tą florą i fauną . Ma być czy nie ma być.? Oto jest pytanie ..!
Ma być!!!!!!!
Tylko żeby jej pozwolono… 🙄
Dla Jarzębiny, za tak szczegółowe życzenia, całkiem bezmięsna i bardzo kolorowa porcja baniek mydlanych. 😀
tenk ju 🙂
Kakao to niedwuznaczny skrót od Katolickiego Kapelana Osobistego. A jak ktoś sobie zażyczy innowyznaniowego, to co? Przecież nie może być dyskryminowany. 😯
Uważam, że oprócz Kakao powinien być jeszcze Makao (Mniejszościowy Kapelan Osobisty). Też z bajerami. I z jabłuszkiem. 😀
Bobiku – no właśnie.
Kakao.
Wiedziałam.
o dawno nie piłam kakao 🙂
na Makao 🙂
Rzekł mi wczoraj mój kakao:
za wiele się figlowao.
Osobisty klecha
to duża pociecha,
choć płacić mu trzeba niemao.
Płetwonurkowi z miasta Pekin
urodę życia odgryzł rekin.
A choć czytał Mao,
to nie odrastao,
więc pracował jako damski manekin.
Nie pamiętam czyje to, ale jedno z moich ulubionych. Czy nie Andrzej Nowicki?
w sobotę widziałam super program kulinarny. Konkurencja zdaje się dla M. Gesler bo też Gesler .
Ponieważ zawsze miałam jakiś problem z jedzeniem, a to niejadek a to zadużojadekwięc i przy tym ciągły pośpiech, ubolewam, że na tzw. mieście trudno coś zjeść aby nie mieć niestrawności. Oba programy bardzo lubię i fajnie, że zwraca się w nich uwagę na inne walory jedzenia a nie tylko wygląd. Tylko przyklasnąć 🙂 🙂 papa 🙂
Płetwonurek też jeden z moich ulubionych. 🙂 To Słomczyńskiego.
Muszę się na chwilę oddalić w celu skonsumowania pracowicie przyrządzonej na kolację chińszczyzny. Na wszelki wypadek nie piszcie w tym czasie limeryków o psie z miasta Pekin. 😉
Wszystkiego najlepszego zwierzynie wszelakiej. Woody czeka na szampana i pasztet. Ja się zadowolę kanapką z jakąś pastą z łososia.
Heleno, jedna rzecz mnie zastanowiła. Dlaczego masz w kuchni lornetkę teatralną? 😯
Kocie, również w niemieckiej prasie dzisiaj wiadomość o Gordonie Hardy i jego majątku. Nie cierpię takich Gordonów, nawet gdy tym majątkiem potem obdarzają zwierzęta. Znałam kiedyś takiego, doktor ekonomii, oszczędzał jak wariat, jego żona w ciąży z mięsa mogła jeść tylko wątróbkę, bo to było najtańsze, wtedy już nie wytrzymałam i mu naubliżałam. Gdy urodziło się dziecko, było to w środku zimy, tylko w dziecinnym pokoju leciał na pół gwizdka kaloryfer, w pozostałych pomieszczeniach była lodówka, mieszkanie było wilgotne i zagrzybione, dziecko oczywiście chorowało, stwierdzono u niego wszelkie możliwe alergie, w końcu astmę. W zimie w łazience wisiały u nich sople lodu. Na szczęście jego żona po trzech latach zmądrzała, spakowała rzeczy i wróciła z dzieckiem do Polski.
Zapytałam go kiedyś, co daje mu takie oszczędzanie. Powiedział, że może spokojnie spać, gdy wie, że ma tyle pieniędzy na koncie.
Lornetke mam w kuchni, bo z okna moge ogladac lisy na dachu garazu, zwabione przez moja mame, jak byla tu w lecie. Bo zaczela im podkladac kawalki miesa i kury, a ja to, choc nie tak regularnie jak ona, kontynuuje (tylko dlatego nieregularnie, bo nie mam takich zapasow w domu jak wtedy gdy musialam codziennie cos ugotowac). Ale nie wydaj mnie przed sasiadami, bo sie wsciekna.
Takze do ogldania papug na drzewach w ogrodach za garazami.
Wiec lornetka zawsze w pogotowiu na lodowce. Radziecka, b. dobra. 🙂
Ho, ho, panna Marple oglądała przez lornetkę ptaki… Jakby w Twoim sąsiedztwie, Heleno, pojawiło się jakieś soczyste morderstwo, to nie zapomnij opisać na blogu!
soczyste morderstwo !!!!! 😀 😀 😀
Wiecie, że ja sobie wśród swoich osobistych znajomych żadnego chorobliwego skąpca nie mogę przypomnieć? Dlatego czytam Wasze opowieści niemal z pewnym niedowierzaniem, bo nie bardzo mi się mieści w głowie, jak można mieć pieniądze na ogrzewanie i marznąć. 😯
Owszem, znam ludzi biednych, którzy sobie na różne rzeczy nie mogą pozwolić. Ale tacy, którzy kutwią dla kutwienia, jakoś się trzymają ode mnie z daleka. 😉
Dziś byłem na UB, ale już wracam. Część 1 Różyczki:
http://www.youtube.com/watch?v=v7BC4V8Nc_Q
A część druga tu: http://www.youtube.com/watch?v=SMJaEwmXI8I . Może to dziwne, ale po pierwszej pokazują 3 i następne – podejrzewam, że to dla lekko erotycznej (jak na wymogi roku 2010) sceny z części 2. Potem już kolejne odcinki zgłaszają się w słusznym ordynku.
na wrzesniowe chlody do czytania na lezaku pod welniamym pledem
polecam Wam
http://lh5.ggpht.com/_rxdnqitjQpQ/TJtrKmSbg-I/AAAAAAAACJ8/1ATm4zMAt6g/DSC_3210.jpg
przecudnej urody ksiazke
pan Rosenblum z zona i malutka coreczka w 1937 laduja w Angli, w dniu przybycia od przedstawiciela Komitetu Pomocy Zydom
dostaje broszure z zasadami przezycia w Wielkiej Brytani, od tego tez dnia zaczyna ukladac liste co, jak i kiedy prawdziwy anglik czyni.
latami wciela ja w zycie,a jednak zawsze jest jeszcze cos co go zdradza i pozostaje ciagle niemieckim zydem, az pewnego dnia
zabiera sie do budowania pola golfowego……….
czy mozna calkowicie zapomniec kim sie jest….
bardzo lekko napisana ksiazka, polecam
Jak mnie tu nie było to zapisaliście nawet wolne miejsca na ścianie. Dajcie czas na przeczytanie. O drugiej turze napiszę nocką u mnie.
Kiedys, Panno Koto, kiedy bylam jeszcze na studiach w Nowym Jorku, przyprowadzono do mnie nowo przybyla Rosjanke z Soczi, abym cos tam przetlumaczyla. Atrrakcyjna mloda kobieta, Elloczka, nie znala poza podstawowymi pozdrowieniami i pozegnaniami, ani slowa po angielsku. Opowiedziala mi, ze byla nauczycielka solfezu w szkole muzycznej i czlonkini jakiegos tamtejszego ansamblu balalajkowego. Po trzech latatch narzeczenstwa (glownie korespondencyjnego) i rocznym bezrobociu (wywalono ja natychmiast zewszad gdzie pracowala) poslubila amerykanskiego profesora historii wykladajacego na mojej uczelni, sporo od siebie starszego, kawalera. Tez nazywal sie Gordon. Przyjechala do Ameryki z jedna mala walizeczka, w ktorej przywiozla biustonosz, dwie pary mnajtek, futro na zime oraz sweter meski, kupiony przed wyjazdem dla nowo poslubionego. Drogi sweter, za dolary.No i z absurdalna balalajka.
Maz ni bum-bum po rosyjsku, ale bardzo ja kocha.
POkazalaby mi jaki jej ladny pierscionek kupil na zareczyny, kiedy byl u niej w Soczi drugi raz, ale zaraz po przyjezdzie jej ten pierscionek zabral aby nie zgubula.
Chodzili o to abym ja – z zachowaniem najwiekszej dyskrecji – poprosila Gordona aby wydal jej pare groszy, bo ona potrzebuje „lignine na okres” i moze jakis krem do twarzy, jakikolwiek.
Rozmowa telefoniczna z Gordonem nie byla dla mnie przyjemna, poniwaza wypytywal bardzo ostro i podejrzanie na co Elloczka tych pieniedzy potrzebuje.
No i potem sie zaczelo. Elloczka opowiedziala mi z szeroko otwartymi oczami, ze Gordon w supermarkecie odmowil jej prosbie kupienia rzodkiewek, bo sa za drogie w zimie. Odzywia sie wylacznie puszkami pogniecionymi, przecenionymi ze specjalnego kosza gdzie wszystko jest po 20 centow, z niektorych zlecialy nawet nalepki i nie wiadomo co w nich jest. Raz w tygodniu jest mieso – male plastikowe opakowanko mrozonych watrobek kurzych z- 30 centow za sztuke.
Ponadto zabronil jej pisac listy do matki czesciej niz raz na miesiac, i to tez tylko na aerogramie, aby nie wydawala na znaczki.
Ciekawych rzeczy dowiedzialam sie tez o ich pozyciu seksualnym. „Bylam przed nim dziewica – podkreslala Elloczka -i ze mna trzeba delikatnie, a on nastawia zegarek na za piec siodma rano, podchodzi do mojego tapczanu i mowi: a teraz seks!, Bo potem musi zjesc sniadanie i 10 po siodmej wyjsc z domu, gdyz oprocz zajec na uniwersytecie jeszcze uczy w szkole”.
Sluchalam tego jak opowiesci z innej planety.
Tydzien po tej rozmowie Elloczka zadzwonila do mnie do domu i powiedziala, ze zdarzyly sie jej dwie dwie katastrofy. Po pierwsze boli ja zab i musi isc do dentysty, ale Gordon powiedzial, z tylko pod warunkiem zwyklego wyrwania, a niue leczenia. Po drugie rozlecial sie jej juz kompletnie biustonosz i musi miec nowy, ale sie boi poprosic. Obiecalam, ze porozmawiam z Gordonem.
Rozmawialismy z nim bardzo uprzejmie, Gordon zgodzil sie, po mojej plomiennej perswazji, zeby poszla do dentysty na leczenie. Postanowilam kuc zelazo i powiedzialam: wiesz co, ona naprawde nie ma co na siebie wlozyc, potrzebuje czegos innego niz ta jedna sukienka w ktorej przyjechala, moze dasz nam jakies pieniadze i ja ja oprowadze po moich tanich sklepach i zrobimy jej wyprawke.
Umowilismy sie na weekend – ze ja do nich przyjade i pojdziemy z Elloczka na zakupy.
Mieszkali w zawalonej starymi sprzetami kawalerce („Mialam w Soczi lepsze mieszkanie!”). Tapczan na ktorym spala Elloczka przypominal krajobraz Toskanii – wzgorza i doliny.
Wyciagnelam reke po pieniadze. Gordom z duma wuyciagnal z kieszeni dwudziestodolarowy banknot. Serce mi wpadlo do majtek, bo nawet w latach siedemdziesiatych 20 dolarow to bylo bardzo malo na wyprawke. Wyruszylysmy na zakupy. Zdolalam kupic je biustonosz za $2.99, bluzke za cztery dolary, spodnice za 6.99, duza paczke podpasek za trzy dolary, jakis krem do twarzy, i jeszcze nam zostalo chyba z poltora dolara za ktore zakupione zostaly tajne znaczki na zagranice. Chyba z szesc znaczkow. Nie musialam duzo chodzic i wyboerac, wszyustko kupilysmy u Woolwortha, ktory byl baardzo tanim sklepem dla ubogich.
Ciag dalszy nastapi.
Od rana po całej Judei krążyła plotka, iż Łazarz nigdy nie umarł, a jego wskrzeszenie to tylko sprytna rosyjska prowokacja.
A jak więcej zechcecie, to wyguglujecie. Ja tam antyklerykalnych twitterów” reklamować nie będę.
Rysiu,
Czytałam „Listę pana Rosenbluma” (polski przekład) na leżaku w lipcowym słoncu. na wakacje urocza lektura! Ale i na jesienno-zimowe wieczory, też jak najbardziej. Nie jest to wielka literatura, ale bez literatury trochę mniejszego kalibru tej wielkiej też by nie było!
Rozyczki jutro, twittery tez, relacji z wyborow (zielona pani 20%!)
oczekuje i tez jutro
dobranoc 🙂
Andsol chodzi po ścianach, żeby odczytać, co my piszemy? 😯
Na całość Różyczki trzeba trochę czasu. Chyba sobie zostawię na jutro. 🙂
zono, to jest nas dwoje zadowolonych 🙂
Heleno, upiorna historia, z drżeniem czekam na ciag dalszy!
Mam niewiele lepszy przykład w dość bliskiej rodzinie. Klasyczna psychiczna przemoc domowa, z klasyczną rolą ofiary…. A pomóc b. trudno, chyba , że jakieś doraźne akcje.
brykam do spania……. 🙂
@Nisia: powiedzmy jasno po gruzińsku: c’est ça!
Soczyste londyńskie morderstwo już tu kiedyś było, a związek miało z wizytą w Londynie przyjaciółki Heleny zwanej Ciocią Renatką. Zaczęło się to mniej więcej tu:
https://www.blog-bobika.eu/?p=125#comment-7609
a następnie trwały wspólne rozważania kto ma być zbrodniarzem, kto ofiarą, jaki ma być motyw, jak ma zostać dokonana zbrodnia, itede, itepe. W końcu, ze względu na uprzednie hydrauliczne dramaty Heleny, na ofiarę został wytypowany Lord Plumber of Colanco, alias Joe Corgi, rzekomo urodzony w Wodcangasco, a zbrodnię, jako najmniej podejrzana, miała popełnić Ciocia Renatka. Jedna ofiara nie zaspokoiła w pełni naszych (i Cioci Renatki) krwiożerczych instynktów, więc dorzuciliśmy jeszcze Jingle Bellsa, którego i tak wszyscy już mieli powyżej uszu (czas był przedświąteczny). Narzędziami zbrodni były dzika kaczka i portret paryski w ramach obowiązku. A efekty dwudniowej radosnej twórczości zostały w skrócie podsumowane tutaj: 😆
https://www.blog-bobika.eu/?p=126
Widzę, że pana Rosenbluma muszę sobie wstawić na listę lektur niedzielnych. Umówiłem się ostatnio sam ze sobą, że w niedziele nie będę czytywał niczego ciężkiego, o ile nie będzie jakiejś absolutnej konieczności. I na razie dotrzymuję umowy. 🙂
Komu jeszcze baniek mydlanych? Dorobiłem świeżych. Bulki szampanowe też są i pasztetówki pod dostatkiem. No i pianiści zasuwają Chopka bez chwili przerwy. 🙂
Andsolu: OUI!
Czytając te wszystkie historyjki o kutwach zastanawiam się, czy to przypadek, że słowo KUTWA różni się tylko jedną literą od innego słowa, często przez Naród używanego. W tym przypadku byłoby jak najsłuszniejsze.
Bobiku, dzięki za wspaniały bankiet. Głos rozsądku wzywa mnie w pościele. Jutro muszę wstać o świcie, żeby o siedemnastej w stanie świeżutkim i wypoczętym stanąć na wysokości zadania w Krakowie.
Pa,pa, do zobaczenia w poniedziałek… zapewne, a może dopiero we wtorek.
Będę myśleć o Was czule.
O, jeszcze muszę się spakować…
Ciag dalszy.
Po dwoch mniesiacach pobytu w domu amerykanskiego meza Elloczka miala dosc pozycia plciowego.
– Przychodzi za piec siodma rano, szturcha mnie w bok i obwieszcza: Sex time! Zeby mnie chociaz na swoj lepszy tapczan zaprosil! Jakies sprezyny mi sie wbijaja w cialo, cala jestem podrapana. No i w ogole co to za seks z zegarkiem w reku? Nie jestem bardzo doswiadczona w tych sprawach, ale chyba powinno to trwac dluzej niz piec minut?
– To odmow – odpowiadalam lekko z wyzyn zyciowego doswiadczenia.
Elloczla dzwonila do mnie czesto, albo wpadala na wydzial. Zapoznalam ja z moim przyjacielem Richardem i z jego wykladowczynia Beata, ktora uczyla go polskiego i rosyjskiego.
I w ten sposob nagle Elloczka zrobila sie nasza wspolna odpowiedzialnoscia. Duzo starsza od nas Beata (52 lata!) uwazala, ze Elloczka powinna odejsc od meza. Kiedys po naszej rozmowie w czworke nawet mu zagrozila, ze odejdzie jesli bedzie morzyl ja glodem i domagal sie seksu za piec siodma rano.
„No sex, no food” uslyszala w odpowiedzi. Byl to pierwszy rownowaznik zdania, jakiego nauczyla sie po angielsku. POwtarzala o nieustannie.
Zbieralismy sie u Beaty, ktora mieszkala obok uczelni i naradzalismy co robic dalej.
Ktoregos dnia Elloczka zapowiedziala, ze zadzwoni do mnie chyba jej tesciowa (85 lat), bo wymusila na niej moj numer telefonu. Uslyszalam ja w sluchawce jeszcze tego samego dnia.
– Gordon sprowadzil sobie z Rosji fortune-huntera, a ona teraz odmawia mu spelnoiania obowiazkow malzenskich.
Czy mozesz na nia wplynac?
Nie pamietam jak dokladnie brzmiala moja odpowiedz, ale pamietam, ze byla ona na tyle glosna i wsciekla, ze zaalarmowani moi rodzice przybiegli do pokoju.
PO rzuceniu sluchawki, jeszcze ziejac furia, wykrecilam numer do Beaty, – Wlasnie mialam do ciebie dzwionic, czy mozesz natychmiast przyjsc? Czy masz jakies zbedne ubrania? Przynies co mozesz -uslyszalam w telefonie.
Wsiadlam w autobus i pojechalam. U Beaty na kanapie siedziala zalana lzami Elloczka. Dowiedzialam sie, ze uciekla z domu i nie wie co ma ze soba zrobic. Uciekla tak jak stala, ale z balalajka. Jej walizke Gordon gdzies schowal. Takze paszport, metryke urodzenia i swiadectwo slubu.
Dowiedzialam sie tez, ze Gordon wprowadzil swoje pogrozki w zycie i przestal dawac jej jesc. Nie jadla juz od trzech dni, ale nam tego wczesniej nie mowila, bo sie wstydzila.
Beata ja nakarmila i sciagnela z powlacza jakas stara walizke. Dzwonila do jakiejs swojej studentki mieszkajacej na Long Island, ktora wlasnie potrzebowala opiekunki dla 3-letniego syna, bo odeszla od niej dotychczasowa niania. .
Zapakowalysmy walizke z rzeczy moich i Beaty. Otarlysmy lzy i zapewnily, ze wszystko bedzie dobrze, ze zrobila to co nalezalo zrobic. Pod wieczor przyjechala ta studentka i zabrala Elloczke do siebie.
Elloczka wychodzac z domu meza, nie zostawila mu zadnej kartki. Nic.
Gordon mial moj numer telefonu, wiec czekalam kiedy do mnie zadzwoni, ze zona mu zniknela.
Zadzwonil dopiero po osmiu dniach. – Czy moge rozmawia z Ella? – zapytal bez zbednych wstepow.
– Z Ella? A wybierala sie do mnie? Jesli tak, to jeszcze nie dotarla – odpowiedzialam lekkim tonem.
Po drugiej stronie zapadla zdumiona cisza i wreszcie: – To ona nie jest z toba? Wyszla z domu pare dni temu i bylem pewny, ze jest z toba.
– Coooo? Nie ma jej od paru dni w domu, a ty dopierpo teraz dzwonisz – zgrywalam sie na idiotke. -Noo wiesz co, Gordon, na twoim miejscu zglosilabym jej zaginiecie na policje! Daj mi znac jak sie czegos dowiesz. W przeciownym razie ja to zglosze i powiem, ze powodem jej tajemniczego znikniecia moglo byc to, ze nie dawales jej jesc i sie nad nia znecales.
Elloczka spedzila trzy miesiace u tej studentki, czesto do dzwonila do mnie i do Beaty. Potem Beata, przez jakies swoje kontakty odnalazla adres starej znajomej Elloczki w Waszyngtonie, ktora spiewala ukrainskie piosenki w jakims drogim lokalu i nawet wydawala plyty, Nazywala sie, a jakze! – Szewczenko, nie pamietam imienia.
Pani Szewczenko okazala sie byc osoba nadzwyczajnie zyczliwa i operatywna i natychmiast zaprosila Elloczke do siebie. Elloczka juz zarobila triche pieniedzy, nawet starczylo jej na wyreperowanie zebow, zanim pojechala do Waszyngtonu.
I wtedy sluch po nie zaginal. Beata pare razy probowala dzwonic do Szewczenko, ale numer telefonu zostal zmieniony. Chyba w strachu przed Gordonem, ktory wiedzial o istnieniu Szewczenko.
MInelo ponad dwa lata, Kiedys bedac na uczelni jechalam winda, kiedy otworzyly sie drzwi i weszla jakas kobieta, ktora tylko omiotlam wzrokioem, ale nie poznalam. I nagle ta kobieta rzuca mi sie na szyje z krzykiem: Lenoczka! Nie poznajesz?!!!
Ella byla kompletnie odmieniona. Modna fryzura, makijaz, buty na wysokich obcasach, ladne letnie ciuchy.
Opowiedziala mi, ze przyjechala do New Yorku domagac sie od Gordona rozwodu, i wydania jej schowanych dokumentow.
Dowiedzialam sie, ze pracuje w najwiekszym w Waszyngtonie sklepie muzycznym, w dziale z nutami, mowi juz po angielskui i jest bardzo zadowolona z zycia. Swoje trzy miesiace trwajace malzenstwo wspomina jak sen z ktorego sie obudzila. No i jest nam wdzieczna etc,. etc.
To byl ostatnbi raz kiedy widzialam Elloczke.
No, to będziemy czule odmyślać, Nisiu, jak również trzymać kciuki, za zadanie i za siły, iżby nie opuściły. 🙂
Heleno (21:22) – papugi?
Ciekawe, niedaleko mnie można spotkać siedzące na karmniku zawieszonym na drzewie dwie papugi 'luzem’, czyli bez klatki. Tuż obok drzewa jest dom, w którym te papugi mieszkają wraz z ze swoją służbą, która im napełnia rzeczony karmnik. A pod drzewem gołębie zjadają resztki z pańskiego stołu. Za resztkami uganiają się tak intensywnie, że aż trawa pod 'stołem’ wydeptana jest do gołej ziemi.
Heleno, co za historia! 😯
Vesper, mamy w Londynie tlumy zielonkawych i zoltych papug od kilku lat:
http://www.youtube.com/watch?v=SZLvav3xML4
Bardzo sie tu zadomowily!
To lepsze:
http://www.youtube.com/watch#!v=UeD6yHj_th8&feature=related
Heleno, co za niesamowita, choc wcale nie tak w koncu rzadka historia, zwlaszcza gdy chodzi o rozne odmiany mail-order brides, gdzie w gre wchodza brak umiejetnosci jezykowych i slaba pozycja prawna (od czasu Twojej historii tez tu sie sporo pod tym wzgledem zmienilo, i przez pierwsze kilka lat ma sie prawo pozostawania w Stanach pod warunkiem trwania malzenstwa, co tylko zacheca takich roznych Gordonow). I tak dobrze, ze w Twojej historii nie bylo dzieci… Niestety znanych mi historii nie bardzo moge publicznie opowiadac bez zgody zainteresowanych, bo sa calkiem swieze. W kazdym razie sa przypadki ojcow nie chcacych placic na utrzymanie dzieci, ale chetnie utrzymujacych pare prywatnych samolotow.
Heleno, o papugach pisała nie vesper, tylko vierablu, która też jest londyńska, więc to papuzie towarzystwo zna z całkiem bliska. 🙂
Oh, sorry! Slepa komenda!
Witam na blogu Bobika!
Mam ja! Ona sie nazywala Zenia Szewczenko i spiewala cyganskie romanse, Ma dzis 80 lat. Babrdzo jej duzo w internecie:
http://www.youtube.com/watch?v=GDmIDNykNFM
Ja się pierwszy raz zetknąłem z historią wprawdzie nie kutwienia, ale terroru psychicznego wobec cudzoziemskiej żony, też wiele lat temu i o dziwo w Polsce. Znajomy naszych znajomych, doktor filozofii o pięknym, historycznym nazwisku, wykładowca akademicki, poślubił obywatelkę radziecką. Miła to była dziewczyna i jakoś nam z nią chemia zadziałała, więc zaczęła wpadać do nas do domu, przesiadywać coraz dłużej i rozmawiać coraz szczerzej. Przez kwiatek można było z tych rozmów wywnioskować, że w jej małżeństwie najlepiej się nie dzieje, ale myśleliśmy, że to takie zwykłe, międzyludzkie nieporozumienia. Dopiero jak wbiegła kiedyś wieczorem roztrzęsiona, zapłakana i w siniakach zrozumielimy, że sprawa była znacznie poważniejsza. Kulturalny małżonek po prostu ją prał ile wlezie i poniżał na różne sposoby.
Chcieliśmy od razu dzwonić po milicję, ale to w naszej Rosjance wzbudziło dziką panikę. Jak się okazało, mąż zdołał ją również przekonać, że zawiadomienie gliniarzy (czy w ogóle kogokolwiek) skończy się niechybną deportacją do ojczyzny proletariatu, co nie wydawało jej się najlepszym rozwiązaniem.
Nie będę dalej w szczegółach, bo w gruncie rzeczy wszystkie takie historie są w pewien sposób dość podobne – kiedy się udało stworzyć sieć wsparcia i dziewczyna poczuła, że może naprawdę na kogoś liczyć, to w końcu wzięła i się z tym draniem rozwiodła.
No a potem, w Niemczech, to takich historii poznałem, niestety, dużo więcej. I nie wszystkie się dobrze kończyły, bo są też kobiety, które nawet przy największym wsparciu z zewnątrz jednak wrócą do swojego oprawcy. 🙁
Heleno, Bobiku,
Ja znam tylko te papugi siedzące na drzewie tuż koło parku Greenwich. Nie miałam pojęcia, że mamy w Londynie jakąś inwazję papug! Myślałam, że one są czyjeś prywatne, oswojone tak, że trochę posiedzą na drzewie i wracają do domu. A tu proszę…
(Drugi odnośnik nie działa, może to ten? http://www.youtube.com/watch?v=p4P_NhFlb5w)
PS
Dziękuję za powitanie.
Jarzebinko i Wszyscy,
dziekuje b. za dobre zyczenia w imieniu wlasnym, Dobrych Piesow i kroliczych rezydentow w ogrodzie (mysla, ze nie o mich nie wiem, ale poznaje po porannych bpbkach na trawie).
Heleno, jesli bedziesz kupowac odkurzacz to rozwaz typ Roomba:
http://www.canadiantire.ca/AST/browse/3/HouseHome/3/CleaningToolsVacuums/UprightVacuums/PRD~0436345P/Roomba%252B530%252BS%252BVacuum.jsp?locale=en
To taki dysk ze szczoteczkami, ktoremu sie wyznacza elekronicznie obszar do odkurzenia, a on sam po nim jezdzi az wyczysci, poczym sam sie ustawia na taka platforme, na ktorej sie laduje do nastepnych akcji. Jedno ladowania wystarcza na jakies poltorej godziny odkurzanie. Roomba tez mowi ludzkim glosem: „wyczysc moje szczotki”, oproznij komore ze smieciami”. Roomba nie spada ze schodow, wchodzi pod meble (np lozka, gdzie dotad okurzane bylo tylko z okazji wiekszych swiat), przechodzi przez kable. Mam dom podzielony na trzy obszry do odkurzenia na gorze i trzy na dole. Roomba odkurza codziennie jeden obszar, a w niedziele ma wychodne. Kocham moja Roombe tak jak zmywarke do naczyn.
Obawialam sie, ze rzuce robote z poniedzialku, a tu juz mam ten poniedzialek za soba i dalej pracuje. Wrrrrrr.
Moniko, poczytalam sie do tylu i moj komantrz o artykule Judta abrzmial jakos warczaco, a przeciez prawie ze wszystkim sie tam zgadzalam, no i wogole dzieki za link, bo inaczej bym tego arykulu nie przeczytala. Naprawde czasem (jak sie spiesze) jak cos napisze to wychodzi mi to takie abrupt. Obiecuje poprawe.
Udanej wyprawy Nisiu,
Dobrze, ze ta historia z Elloczka miala dobre zakonczenie. Okropna byla jej zcalkowita zaleznosc od czlowieka, ktory chcial tania seksualna niewolnice. Mama Gordona moze sie tylko cieszyc, ze bedzie on nadal mial cala swoja fortune tylko dla siebie.
Heleno, chciałabym Ci polecić coś, co może Cię setnie ubawić. Bobika chyba też, a pewnie i pozostałych bywalców. U Kierowniczki już się trochę ponatrząsaliśmy z tego – chodzi o wieczorne podsumowania KCh w radiowej Dwójce. Po całym żmudnym dniu słuchania w koło Macieju tych samych etiud, nokturnów, ballad i scherz, taki rozrywkowy akcent na koniec. Tym śmieszniejszy, że śmieszność nie zamierzona i szczerze nadęta, w bardzo ojczyźnianych klimatach. O młodych muzykach, którzy „reprezentują majestat polskiej pianistyki” (to sie chyba powinno pisać wielkimi literami) i inne takie kwiatki. Czekam już z niecierpliwością na jutrzejszą audycję. Po prostu piękne! 😈
Juz lece!
JUż się skończyło. Jutro będzie. Jutro też gra Polak, to znaczy Polka, ale to w sumie wszystko jedno. Powinno tak samo prowokować do fajnych komentarzy.
Tymczasem dobranoc, idę w pielesze. Posłucham może jeszcze przed snem czegoś nie naszpikowanego żadnym rubatem 🙂
Mordka mnie zwinnie ubiegl i sie juz wpisal u Pani Kierowniczki. Jest specem od Majestatu.
Istotnie, ubawiło. 😀 Choć nie powiem, żeby zaskoczyło, bo już u samych początków Roku Chopkowskiego cóś takiego przewidywałem byłem. 😉
Ja chyba też się obalę na posłanko, bo jeszcze nie wszystkie wirusy mnie opuściły i w formie jestem dość takiej sobie. Ale przez sen nadal będę nosem i uszami puszczał bańki mydlane, więc jeśli ktoś zechce skorzystać, to proszę bardzo, czujcie się nadal jak na imprezie. 😆
Dobranoc. 🙂
Heleno, opowieść o Elloczce przednia, na szczęście z dobrym zakończeniem, w takich przypadkach tylko brać nogi za pas.
Kroliku, u nas tez Roomba jest darzona bardzo cieplymi uczuciami za swoja przydatnosc. Moj maz zreszta zna osobiscie zalozycielke firmy iRobot (usytuowanej dwa miasta od nas), i jej opowiesci o tym jak dlugo nie mogla przekonac nikogo do swojego pomyslu. Bardzo sie ciesze, ze sie jej jednak w koncu udalo.
I milo mi, ze link do artykulu Judta Cie zainteresowal. 🙂 Mnie samej Judt zaimponowal dzielnym umieraniem, i tym, ze do konca umial odpowiadac na czasem malostkowe zaczepki. W tym samym numerze, w ktorym byl zawarty jego ostatni esej i wspomnienie o nim, na przedostatniej stronie pojawila sie jego odpowiedz dla czytelnika, ktory agresywnie go upominal za to, ze nie umial odroznic znaczenia dwoch slow w poprzednim tekscie: „inchoate” i „chaotic”, konczac pytaniem „Didn’t Professor Judt learn Latin at the fancy school he went to?”. Oprocz wytlumaczenia, ze napisal to, co napisal, bo to wlasnie slowo wyrazalo sens, o ktory mu chodzilo, Judt dodal: „At 'the fancy’ school I attended (my education cost precisely nothing from the age of five to twenty-four: what about yours?) I was taught Latin, but also how to distinguish between knowledge and pedantry. I am glad to say that forty years later I can still smell the difference at fifty yards.” Went out swinging…
ciepla jesien za oknem 🙂
spokojne sniadanko, gazeta pobieznie, brykam
brykam, fikam 😀
O, Moniko, jak mi sie spodobala odpowiedz Judta pedantowi! Swietna.
Dzień dobry 🙂
Siedzę w Chopkowie ile tylko mogę. Kurs mi się zaczął. Ogród wyje. Kuchnia już przestała, wypucowałam na błysk. Kutw nie znam. Dzień zwierzaczków obchodzę całorocznie. Kapelana nie mam. W sex time nie wierzę, to znaczy wierzę Helenie, ale nie wierzę 😯
Dzień dobry 🙂 Nareszcie się zrobił dzień wrześniowy, nie listopadowy. Październiku drogi, tak trzymać! Bo ja bym chciał jeszcze chociaż raz na grzyby. 😉
W niemieckim jest świetne określenie na kogoś obdarzonego refleksem i zdolnego do ciętych, błyskotliwych ripost: schlagfertig. Dosłownie: gotowy do ciosu, gotowy do uderzenia, ale słowo Schlagfertigkeit ma i drugie dno znaczeniowe, bo Fertigkeit oznacza też (wyćwiczoną) umiejętność, gwarancję fachowości w jakiejś dziedzinie (w odróżnieniu od Fähigkeit, czyli zdolności, talentu). Znaczy, schlagfertig jest ktoś, kto jest zawsze gotów i umie skutecznie przywalić lub oddać cios, ale słowem, nie pięścią.
Ja to słowo zaadoptowałem, bo jest bardzo poręczne i kiedy czytam o jakiejś takiej kąśliwej i dowcipnej odpowiedzi, jak ta Judta, zaraz sobie myślę z uznaniem – ale jest (był) gość schlagfertig! 🙂
ale żeby być schlagfertig pewnie trzeba ripostować po niemiecku… 🙄
No wiec my ogladamy teraz z E, Dowton Abbey, nowa 7-odcinkowa serie napisana przez Jamesa Fellowsa (Gosford Park i Young Queen Victoria), akcja zaczyna sie w 1912 roku od wiadomosci o zatonieciu Tego Niezatapialnego Statku, jest oczywiscie upstairs and downstairs, i Boze! – jacyz oni byli tam upstairs schlagfertig! No, po prostu bez chwili zastanowienia splywalo im z ust! Dostajemy okropnych kompleksow przed telewizorem. Choc E. sama jest dosc schlagfertig. 🙁
No tak… Jak nad czyimiś ripostami pracuje w pocie czoła i na akord cały zespół writerów, to łatwo mu być potem schlagfertig. W jakimkolwiek języku. 🙄
Zachęcony przez GW zajrzałem na stronę kulinarną Radia M. i zdechłem ze śmiechu. A że sam zdychać nie lubię, spróbuję i Was w ten proceder wciągnąć 😆
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=22754
Ciekawe jak czesto Siostra Tereska goli sobie ten lek na spirytusie z malinami. Sorry: na spiritus z malina 😯
Lek jest oczywiscie glownie na chora dusze. Znam to.
Zwracam uwagę na nowatorski sposób gotowania rosołu z flaka, kurczaka i 6 podludzi. Wszystko letko po solone. 😈
Widocznie solenie przed jest niekoszerne. 🙄
może nowotarski, biorąc pod uwagę gdzie słuchalność jest najwyższa?
To może, w związku ze słuchalnością i w Przemyślu, jest to przepis na flaki nowotarsko-przemyślane?
Z gór przepraszam Lublin i Rzeszów, jeżeli poczują się urażone pominięciem. 😎
Lublin flakow nie potrzebuje. Ma cebularze, nazywane w Nowym Jorky „bialys” od bialostokers. Co oni w tym Bialymstoku wiedza o cebularzach? Nieporozumienie jakies.
Najbardziej mi sie podobal Lek z malin, tylko ciagle nie wiem, co s.Tereska robi z pol litra wodki z przepisu. No ale moze regularni sluchacze lepiej wiedza jak wypelniac luki… 😆
A w tej odpowiedzi Judta pedantowi chyba najbardziej mnie urzeklo, ze to nie byl taki zwykly one-liner, o ktory w koncu nie tak trudno osobom, ktore sa schlagfertig. To byla bardzo krotka obrona jednego sposobu patrzenia na wyksztalcenie przeciwko drugiemu, teraz czesto wygrywajacemu. (Czytam teraz swietna ksiazke neurokognitywisty Iana McGilchrista na temat coraz wiekszej przewagi w kulturze i edukacji lewej polkuli nad prawa, wiec jakos szczegolnie mnie ta odpowiedz uderzyla – jako najkrotsze streszczenie wlasnie tej ksiazki.)
Jak już o neuro-coś-tam 😉 to ja dziś czytałem wywiad z niemieckim badaczem mózgu, na temat czytelnictwa dzieci z neurofizjologicznego punktu widzenia. Ten gość twierdzi m. in., że szerokość linijek książkowych jest niedopasowana do ludzkiego mózgu i żeby się dzieciom łatwiej czytało, należałoby przejść w książkach na szpalty typu gazetowego. 😯 Podobno w Stanach już niektóre podręczniki tak się drukuje.
Zaczynam nabierać podejrzeń, że mam jakiś nienormalny mózg 🙁 , bo mnie się właśnie książkową szerokość czyta wygodnie, a gazetowej nie lubię i czasem mnie wręcz irytuje, że tekst jest tak drobno posiekany. Ale jak spece mówią, że normalny mózg woli mielone, to pewnie tak i jest. 🙄
Cały wywiad tu, ale dla niemieckojęzycznych:
http://www.welt.de/wissenschaft/article6990478/Schulbuecher-machen-Kindern-das-Lesen-schwer.html
ciepla europejska jesien wywiala bobikowcow 🙂
jedni na kasztanobraniu, jedni w pracy inni lornetkuja (lub golookiem) papugi jeszcze inni robia to co przyjemniejsze jest 😀
nim zabiore sie za Bobika linke to jak pomysle to czytalem zawsze juz na nocniku siedzac kilka razy „wyczatalem” ladne zdjecia z mamy „Burda” co konczylo sie oczywiscie granda
(„burda” z Emiku pod lada) 😀
Wielka prośba do Rysia, który ma w domu studencką młodzież. 🙂 Potrzeba mi kilku nazwisk mieszkańców Niemiec z, jak to się ładnie mówi, zapleczem migracyjnym, czyli Niemców „nieczystych” bądź cudzoziemców, którzy się zaznaczyli/zaznaczają w tutejszej kulturze młodzieżowej. Tylko nie zgredów jak Xavier Naidoo, ani młodych ale obciachowych, jak Mark Medlock, a takich, którzy są aktualnie na topie i voll cool. 😀
Wdzięczność moja za te nazwiska nie będzie znała granic 🙂
Bobiku, jezeli masz ochote na MR. Rose-in-Bloom to daj znac,
posiadam jeszcze jeden Unverkäufliches Leseexemplar do
podarowania 🙂 (Mail)
Bobiku, zrobi sie 🙂
A pewnie, że mam ochotę na ten nieprzekupny egzemplarz, co bym miał nie mieć. 😀 Zamelduję się mailem (zamailduję się?), ale już nie przed kolacją. 🙂
Ciekawy wywiad, Bobiku. Spotkalam sie tu z podrecznikami lamanymi jak gazety, ale nie wszystkie takie sa. No i szpalty nie sa zwykle takiej samej szerokosci. Jakos mnie samej tekst mielony nie pociaga, ale chyba chodzi tu o tych, ktorzy z tekstem drukowanym dopiero sie spotykaja. Z tym, ze cwiczenie koncentracji (co nie jest obecnie szczegolnie mocna strona masowej kultury, mowiac delikatnie) nie jest przeciez rzecza zupelnie niemozliwa, choc obecnie moze niemodna… 😉
Bobicku, wcora nie udało mi sie tutok dotrzeć, ale Twoje zdrowie piłek jak najbardziej. Bo piknie bocyłek, ze to było święto zywiny w ogólności, a Twoje w scególności 😀
Jak miło, Owczarku, że się tylko odwlekło, a nie uciekło. 🙂
Swoje zdrowia piliśmy nawzajem, bo Ty się przecież też do żywiny zaliczasz. 😀 Ale ponieważ nie załapałeś się wczoraj na bańki mydlane, to specjalnie dla Ciebie puszczam dziś jeszcze kilka ogromnych i bardzo kolorowych.
Spora porcja pasztetówki też oczywiście jest do Twojej dyspozycji. 🙂
Nie chcę książek w szpaltach 🙁 i połamanej narracji 🙁
Sa gorsze rzeczy, takie jak np. ksiazka kucharska napisana po twittersku… 😉
http://www.huffingtonpost.com/maureen-evans/eat-tweet-book-recipes-decoded_b_750654.html
nie ciepla jesien, a konkurs chopinowski…
Ale Dobranoc powiemy 😉
Książka kucharska po twittersku czyli Tajemnica Enigmy. 😆
Muszę się zastanowić, czy lubię gotować z deszyfrantem. Ale tak intuicyjnie to mi się zdaje, że jednak wolę gotować z winem. 😎
U mnie też nie ciepła jesień jest powodem małej aktywności na blogu, tylko zdechlactwo, spowodowane niedokończoną walką z wirusami i równoczesną koniecznością prowadzenia prawie normalnego życia. Bo skończył się weekend, kiedy można było sobie spokojnie pochorować. 🙁
Zdecydowanie wolałbym być nieaktywny z powodu Konkursu Chopkowskiego. 🙄
Ale zawsze mozna sie ratowac, kiedy sie cos nie uda, odsylajac stolownikow z reklamacjami do enigmatycznego zrodla. Niech oni teraz zabawiaja sie w lamanie szyfru. 🙄
Jeżeli reakcje domowników też będą twitterskie, to i tak ja ich nie rozszyfruję, więc nie będę się przejmował. 😀
To wlasciwie najlepsze rozwiazanie, zupelnie pythonowskie, Bobiku (dzisiaj maja rocznice pierwszego programu, ktorego zreszta prawie nikt nie ogladal). 🙂
A co do zdechlactwa jesiennego, to podobno jedna z jego przyczyn, oprocz wirusow i nagromadzenia zajec, jest brak witaminy D w organizmie, wiec trzeba lapac slonce, kiedy sie da, Bobiku (moze byc z Pythonow). 🙂 Ja do tego zawsze wtedy wyciagam urojona oranzerie (cytrusy lepiej zrywac wprost z drzewa). Z tym, ze u mnie jesien wymagajaca tak radykalnych krokow jeszcze sie nie zaczela. 😉
Jednak nie mogę sobie odmówić przyjemności wrzucenia kolejnego odcinka Kabaretu Prezesa. 😆
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,8468336,_Dlaczego_Komorowski_nie_mowil__ze_jest_wrogiem_Kosciola__.html
No powiedzcie, co my byśmy bez tego Jarka zrobili. Bylibyśmy jak pijane dzieci we mgle, bez najmniejszego pojęcia o tym, jaki naprawdę jest świat. 😎
Witamina D z Pythonów to jest bardzo dobry pomysł. Idę łapać. 😀
Bajdurzenie prezesa jest witaminą D dla moich uszu 🙄
Idę łapać spanko 🙂 Dobranoc 🙂
Lap, Bobiku, lap (kabaret JK jednak potrafi niebezpiecznie podnosic cisnienie, mimo wysokich walorow humorystycznych). 🙂 A ja poki co zlapie sobie witamine D z sambar, curry z kalafiora, ryzu basmati i cudownych chrupkich popodums. Wszystko z przepisow z epoki przedtwiterskiej. 😉
Dobranoc, Haneczko. 🙂
Pstwlm psc tlk twittrm. Skrc czs, mnj bldw ltrw.
Właściwie na co komu samogłoski, kie i tak zrozumiołek, co Helenecka napisała? 😀
Za paśtetówke piknie dziękuje. Od rozu bede mioł pikniejse sny tej nocki 😀
Ukradłam z komentarzy pod artykułem o Komorowskim: antykkk pół godziny temu
Oceniono 3 razy 3 + – zgłoś do moderacji
W tym wszystkim kota Alika żal
Co jest winna kocina że ma pana idiotę, które jest zagrożeniem dla niego samego
Ratujmy co się da, Alika!!!
a ja mysle, ze to wlasnie Kot jest Szaro-Bura Eminencja, dla potwierdzenia takie oto przemyslenia jego przyjaciela:
Zaczerpnąłem tę wiedzę od mojego Kota ,
Że najlepsze są karpie z okolic Nawrota.
Nie będzie chamska prasa głupot mi wciskała,
Że taka gmina w Polsce nigdy nie istniała
Z wszystkich poddanych w PiSie i rodziny w domu,
Tak jak mojemu kotu nie ufam nikomu.
On nigdy mnie nie zdradził – ta bestia pokorna,
On pierwszy dał świadectwo, kim jest suka Dorna.
Kilku innych, co pchało partię w błędów stronę –
Rozpracował i gniewnie pomachał ogonem.
Nigdy żadnej krytyki i pełna lojalność
Od czasów, gdy zakładał ze mną Solidarność.
Trochę zepsuł kampanię, łagodnie naćpany
Gdyż Poncyliusz mu przyniósł flaszkę waleriany.
Ale znowu jest źródłem mojej inspiracji
Kiedy słucham, jak mądrze mruczy po kolacji
Szkoda, że już nie mogę pochwalic się bratu
Listem, który napisał Kot do dyplomatów.
Kiedy wreszcie zdobędę prezydencki pałac
Uczczę go – jak Aleksander swego Bucefała
Naszą wielkość doceni na końcu historia,
Bo gdy widzę, jak znaczy swoje terytoria
Już wiem – na każdym miejscu, które Kot obsika
Powołamy komitet budowy pomnika.
szybkie brykanko 🙂
tereny zielone, S-Bahn czekaja, niecierpliwe 🙂
brykam, fikam 😀
Odpowiedz na pytanie czy Pan Prezes udaje sie 10 pazdziernika do Smolensjka z reszta rodzin ofiar katastrofy:
„My mamy swój sposób obchodzenia tych miesięcznic (katastrofy smoleńskiej) i będę uczestniczył w tych wydarzeniach, które są związane z tym sposobem i które związane są także z chęcią dotarcia do prawdy o tej katastrofie, a nie z chęcią jej, tej prawdy ukrycia”.
Znaczy sie: bede skladal wience pod palacem.
można też z wiaderkiem i łopatką dokopywać się Prawdy… 🙄
Tego dnia i tak wszyscy bendom mowic o literackiej nagrodzie Nobla. Moze im na zlosc Zagajewski dostanie? Ale bylby numer…
Dzień dobry 🙂 Wizja Alika, naćpanego podsuniętą przez Poncyljusza walerianą, od rana wprawiła mnie w świetny humor. A Prezes kopiący w piaskownicy w poszukiwaniu Prawdy w jeszcze lepszy. 😀
Zagajwskiego kocham szalenie, ale cosik w jego Nobla nie wierzę, z przyczyn czysto pozaliterackich. Po raz trzeci za pamięci żyjących dać polskiemu poecie, to by był, jak na Szwedów, nadmiar ułańskiej fantazji. 😉
No bo, Bobiku, polska literatura to jednak glownie poezja stoi, a nie proza. Proza wciaz okropna po dwustu latach. 🙁 No bo. Bobiku, polska literatura to jednak glownie poezja stoi, a nie proza. Proza wciaz okropna po dwustu latach. 🙁
😯 Ki dyjabel?
Owszem, zgoda, że Polakom, mimo wszelkich zawirowań dziejowych, wciąż jeszcze z poezją bardziej do twarzy, ale ja nie o tym. Mnie się tylko widzi, że decyzja przyznania literackiego Nobla po raz trzeci w krótkim czasie Polakowi za poezję wymagałaby pewnej fantazji i poczucia humoru, a nie są to cechy, które automatycznie kojarzą mi się ze Szwedami. 😉
A poza tym ja sobie dziś mogę opowiadać co chcę i snuć jakiekolwiek przypuszczenia, bo w porannej poczcie dostałem zawiadomienie, że koniec świata już jest NAPRAWDE bardzo bliski. A w obliczu końca świata można się spoko nie przejmować opinią publiczną. 😀
Niemniej jednak, zanim ten koniec świata nastąpi, spróbuję jeszcze teren oblecieć i sprzedać wszystkim tę Dobrą Nowinę. 😈
czy od dziś wszystko będziemy mówić dwa razy? 😯 ewentualnie równiejsi w ramach nagrody mogą parafrazować?
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/prasa-za-kazdym-naukowcem-czai-sie-szatan,1,3713549,wiadomosc.html
Fomo, to byl ten Szatan, ktory mial przerwe w robocie w naukowych laoratoriach i wpadl na Blog Bobika, zeby sie przypomniec.
Ou, Acel, skoro tu bywasz, to czemu nie wrzuciłaś i tutaj tej linki? Świetny artykuł Artura Sporniaka (ma blog, katolicki, z tych, które ludzie innej wiary/niewiary chętnie czytają).
To nasz byly wspolpracownik (ks. AS), lubiany i szanowany!
Wycofuję kredyt zaufania, jakiego nieopatrznie udzieliłem październikowi! 👿 Poleciałem dziś w teren odziany wrześniowo i bez parasola, czego efektem było zmarznięcie i zmoknięcie. 👿
Drugi raz się na tę niby-sympatyczną październikową buźkę nie nabiorę. 👿
A tę dzisiejszą ulotkę o końcu świata to na pewno nie ci monarchryści mi przysłali? Jakoś to brzmiało w ich duchu… W każdym razie zapowiadano głód, trzęsienia ziemi, zarazy, Sodomę z Gomorą, bezprawie i walkę królestw z królestwami.
Nie ukrywam, że najbardziej się na tę Sodomę z Gomorą ucieszyłem. 😀
Sama mysla na ten temat mozesz sie osuszyc i rozgrzac, Bobiku, ale dodaj tez jakies plyny rozgrzewajace. 😉 A tym koncem swiata to ja sie juz tak nie przejmuje, bo od lat niektore odmiany Evangelical Christians wyczekuja go tutaj z utesknieniem, a i Mormoni zbieraja w piwnicach puszkina te okolicznosc. Co prawda nie sa to polscy monarchisci, ale za to maja swoja serie bestsellerow o Rapture, napisana tak mniej wiecej na umiejetnosci czytelnicze wczesnych nastolatkow lubujacych sie w konwencji fantasy. Politycznie od lat Bush&Co. robia do nich oko (byla kiedys o nich seria ciekawych artykulow w Harper’s Magazine). Wszedzie sie wpada jednak na dosc podobne pomysly, tyle ze z dodatkiem lokalnego folkloru…
Nie chce nikogo irytowac. ale w Londynie dzis bylo 22st C. i wreszcie moglam pojsc kupic ten odkurzacz.
Udalo mi sie pochowac letnie rzeczy, powyciagac zimowe. Mam nadzieje, ze ten powrot lata nie potrwa za dlugo.
Konoec świata, nie koniec świata, ale coś musi się stać, bo ja już u siebie widzę wyraźne objawy dekadenckie. Przez lata nie jadłem żeberek wieprzowych, bo… no, bo nie jadłem. Po prostu mi one w ogóle do głowy i kubków smakowych nie przychodziły A ostatnio już po raz drugi zapragnąłem żeberek i tym razem nawet nie żadnych fikuśnych, tylko swojskich, kminkowo-majerankowych, z grulami i kapuchą. 😯
Moje latami psute przez różne sole i rukole podniebienie popukało się w czoło i wymownie wskazało na wystającą z kosza na papiery ulotkę armaggedonistów. Znaczy, cóś będzie i żeberka tego znakiem. 😉
Bobiku, a moze to taka Twoja wieprzowa magdalenka bardziej niz znak konca swiata? Nastaw sie na kilkutomowe wspominki. 🙂 Albo po prostu „organizm potrzebuje”, jak sie mowi u mnie w domu… 😉
Heleno, to Londyn w tej chwili korzysta z naszej zwyklej jesiennej pogody, a my mamy za to dzisiaj ziab i deszcz.
A wiesz Bobiku, ze ja we ostatnich dniach tez jakos na nowo z zeberkami sie zaprzyjaznilam. Tez bez rukoli tylko spod grilla, z majerankiem. I nawet sie zastanawiam, zwazywszy na bardzo pozytywne dzis dzialania w okolicach szaf, czy nie zatelefonowac do Chinczyka ( mam dwa do wyboru: China Chef i Chinese Chef) i nie kazac sobie dostarczyc .
Jamie uwaza, ze zeberka to czy nie najpelsza czesc ze swini – tfu, tfu.
Moze to jakas zeberkowa pora roku?
Magdalenka i żeberkowa pora roku to zabrzmiało wręcz poetycko. 😀 Zresztą, czy ktoś przypadkiem nie popełnił cyklu poetyckiego z refrenem „żeberka to potrawa już październikowa…” albo jakoś tak ? 🙂
No to idę zadbać o te żeberka, bo gdyby się zwęgliły, to by było znacznie gorsze niż koniec świata.
Już wiem, czego mi brakowało do kopytek i kapuchy 🙁
No, widzisz, Haneczko. 🙂
po 1 pogoda w berlinie berlinsko swietna :
po 2 bylem u
migotanie slow , mam deficyty tych powiedzen nie znalem,
popiolem glowe…….
po 3
zadzwonilem do stonki mojej i mowie „wiecie Bobik pies przyjaciel
ma takie pytanie „Wielka prośba…….”
glucho w sluchawce, „pomysle powiedzialo dziecko, potrzebuje czasu, bo wiesz ja to za bardzo nie wiem kto co i jak, nie zadaje sobie takich pytan, ktos jest i juz!!!”
Bobiku poczekaj prosze teraz cale WG bedzie szukac tych
przeszlosci
(a czy tych znasz? Bushido, Azad, Seeed, Claudia Candela)
🙂
po 4
http://www.youtube.com/watch?v=qFYBvlTwOlU
Hagen Rether bei Mitternachtsspitzen (4.9.2010)
jak zwykle dobry 🙂
po 5
berlinska pogoda bedzie dalej jesienno dobra
bede wiec balkonowac sie z
http://lh6.ggpht.com/_rxdnqitjQpQ/TKnVzxmBr8I/AAAAAAAACLk/OQadTiAMxpo/DSC_3246.jpg 🙂
po 6
to na tyle ( a gdzie wybyli „nowi wpisywacze”-klawiszujcie
prosze 🙂 )
http://andsol.blox.pl/2010/10/Powiedz-mi-co-mowisz-a-powiem-ci-kim-jestes.html#ListaKomentarzy
mysle ze andsol ma prawo do mnie strzelac, jak lubi oczywiscie, ostatnio w szybkosci i nieuwadze merdm, knoce linki do jego wpisow 😳
to jest linka do: po 2
przepraszam za balagan 🙂
przerwa 🙂 😀
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/schetyna-nikt-wiecej-nie-opusci-platformy-dla-pali,1,3725554,wiadomosc.html 🙂