Wytworne towarzystwo
Bobik męczył się nad kością już od dobrych kilku godzin. Była to potężna, wołowa rura, która wcale nie chciała bez walki poddać się szczenięcym zębom. Bobik próbował ją zmiękczyć wielokrotnym oblizywaniem lub przestraszyć warczeniem, przenosił ją z wysiłkiem z miejsca na miejsce, obiegał w kółko, atakował to z jednej, to z drugiej strony, kłuł, piłował i szarpał zębami, ale nic nie wskazywało na to, żeby trudna konsumpcja w najbliższym czasie miała dobiec końca
– Torcik – w zadumie rzuciła z kanapy Labradorka, patrząc na bobikowe zmagania.
Szczeniak podniósł rozczochrany łeb znad kości i wgapił się w Labradorkę niezbyt przytomnym wzrokiem.
– Jaki torcik? Co to jest torcik? – szczeknął głosem wyrażającym kompletną dezorientację.
– Ludzie mają coś takiego. – wyjaśniła Labradorka. – W ogóle tego gryźć nie trzeba, można praktycznie zlizać z talerza czy z podłogi. Żadnego oporu nie stawia. Wiesz, ludzie takie rzeczy wymyślają, bo oni nie lubią się z czymkolwiek męczyć. Zmywarka do naczyń, odkurzacz, Doda, harlekiny, torcik… Zresztą, nie mów mi, że nie wiesz, co to jest torcik. Spadł przedwczoraj ze stołu i widziałam, że obwąchałeś go dość dokładnie.
– Ta wstrętna, różowo-żółta, słodka paciaja? – przypomniał sobie Bobik, wstrząsając się z obrzydzenia. – I ludzie to właśnie lubią?
– No, nie wszyscy. Większość. Ale prawie wszyscy nie lubią kości.
Bobik z dezaprobatą pokręcił łbem.
– Bradzo dziwne obyczaje – powiedział. – Ale jeżeli już nie lubi się kości, czy nawet befsztyków, to przecież można jeść rzeczy miękkie, a smaczne. Pasztetówkę na przykład. Albo salceson.
– Hmm… – zastanowiła się Labradorka. – Na zdrowy rozum masz rację. Ale obawiam się, że u ludzi pasztetówka nie jest cool, więc nawet ci, którzy jedzą, udają, że nie jedzą. A już w żadnym wypadku nie podają jej na przykład w eleganckich kawiarniach. Tam się podaje torciki.
– To znaczy, że ci, którzy jawnie lubią pasztetówkę i kości, nie mogą się pokazać w wytwornym towarzystwie? – upewnił się Bobik, bezskutecznie starając się ukryć przygnębienie. – Znaczy, nas tam nie przyjmą?
– Na to wychodzi – przyznała Labradorka. – Chyba że zmienimy definicję wywornego towarzystwa i wtedy to ono u nas nie będzie mogło się pokazać.
Zmiana definicji dobrego towarzystwa jest banalnie prosta. Trzeba skrzyknąć kilkoro znajomych, zadekować się w lokalu bez szyldu, ale szepnąć komuś na ucho, w największej tajemnicy, gdzie się lokal znajduje. Po czym, przy drzwiach należy postawić selekcjonera, który będzie wpuszczać według własnego uznania lub według jakiegoś z czapy wziętego kryterium. Wtedy sytuacja nagle staje się prosta – ci, co wewnątrz, należą do dobrego towarzystwa, ci, co nie – nie. I już.
Mam nadzieje, ze w NASZYM wytwornym towarzystwie wolno bedzie Kotu ogladac namietnie co tydzien X Factor, a nawet jesli mu taka fantazja przyjdzie do glowyt – Dode i Na plebanii? Bo Kot juz jest na tyle…eee… dojrzaly, ze nikomu imponowac nie musi? Moze nawet szokowac burzuazje plytkoscia swych zainteresowan i namietnosci? 👿
Kot może sobie oglądać co się Kotu żywnie podoba, bo i tak jest Bytem Doskonałym z definicji, więc w żaden sposób nie może sobie ani zepsuć smaku, ani w inny sposób zaszkodzić. Ale byty niedoskonałe, jak na przykład ja, muszą czasem pogłówkować nad relacjami między kulturą wysoką i popularną, albo nad tym, co jest dobrą kulturą popularną, a co takim haftem i kiczem, że każemy selekcjonerowi nie wpuszczać. 😉
Nie chodzi, broń Boże, o to, że się tu chcę wysokościowo nadąć i kulturę popularną potępić. A gdzie tam – nieraz przecież deklarowałem miłość do kryminałów, nie ukrywam, że oglądam „Sex and the City”, „Desperate Housewives” i serie komediowe, jak również bez najmniejszych wyrzutów sumienia odprężam się przy czytadłach. 🙂 Ale równocześnie nie chcę sobie( i innym) odbierać prawa do powiedzenia, że coś jest do duszy lub całkiem poniżej kreski. Bo istnienie dobrej kultury popularnej jest możliwe tylko wtedy, kiedy jakieś kryteria zostaną zachowane.
I mnie się tak widzi, że dobrą kulturę popularną niszczy zarówno brak kryteriów i uznanie, że wszystko ma taką samą wartość, więc w gruncie rzeczy wszystko jedno, czy się słucha Chopka, Preisnera czy Dody, jak i założenie, że wszystko poniżej Nobla należy zgnoić, a przynajmniej nie przyznawać się, że się konsumuje.
No i ponieważ mi akurat takie różne myśli chodziły po głowie, to doszedłem do wniosku, że co się mam wysilać sam, Was też mogę do główkowania zatrudnić 😈
Eeee, te dzisiejsze dobrowe towarzystwa! Bryson dopiero otwiera mi oczy jak fajnie bylo 150 lat temu. Dobry dom mial nie tylko tlumy taniej i poslusznej sluzby, ktora przez 15-17 godzin na dobe tyrala, ale tez mial bardzo duzo pomieszczen przeznaczonych na zaopatrywanie tego domu w niezbedne srodki czystosci, konserwacji i profilakrtyki. Byly wioec oddzoelne pomioeszczenia do przyrzadzania, jak wymienia Bryson:
atramentow, srodkow na chwasty, mydla i szamponow, swiec, pasty do butow, pastu do zebow, trucizny na szczury, trucizny na pchly i pluskwy, srodkow do wywabiania plam na marmurze, krochmalu zwyklego i do usztywniania kolnierzykow, kremow do twarzy i rak, kremu przeciwko piegom, lekarstw, srodkow do czyszczenia sreber. miedzi i brazu, srodku do czyszczenia obrazow – ten ostatni, wedle wspolczesnego poradnika mial byc mieszanina soli i zatechlego moczu. Bryson nie mogl sie doszukac informacji czyimi sikami nalezalo czyscic obrazy ani jak dlugo mialy one dojrzewac zanim nadawaly sie do mikstury.
No, to byly przyjemne czasy! I nikt nie mial watpliwosci ktore towarzystwo bylo doborowe.
Czy Mordka mógłby zerknąć do Brysona i zobaczyć, czy jest tam przepis na tę truciznę na pchły? Bo może przekonałbym rodzinę, że chcę sobie taką trutkę własnołapnie wykonywać i potrzebne mi jest dodatkowe pomieszczenie. 😀
A co do służby, to zaglądałem ostatnio do autobiografii Agathy Christie i ona ma takie same wspomnienia z dzieciństwa, że posiadanie służby było rzeczą absolutnie normalną i wcale nie świadczyło o szczególnie wysokim statusie.
Właściwie można by dojść do wniosku, że wtedy służby nie posiadała tylko służba. 😉
Wedle Brysona sluzba tez czesto posiadala sluzbe, a wlasnie sie doczytalam, ze roczne dochody najwyzszego ranga sluzacego w duzym domu (zatrudniajacym kilkadziesiat do dwustu osob) wynosily w przeliczeniu na dzisiejsze pieniadze mniej wiecej 125% rocznych dochodow pani redaktor z tytulem senior producer w BBC 😯
Maz Agathy Christie jest wspomniany u Brysona, bo pisal tez – pod jakims smiesznym pseudonimem.
Ciekawe, czy w szkołach też się o tym mówi uczniom:
http://www.polityka.pl/kultura/aktualnoscikulturalne/1509096,1,skandalistka-maria-konopnicka.read
Za moich czasów nawet na studiach tego się nie dowiedzieliśmy.
Bobiku, bardzo w modzie w moim grajdole czyli T’rono sa restauracje i party na ktorych sie serwuje charcuterie czyli produkty i wyroby glownie ze swinki. JUczymy sie od nowa jesc produkty swieze, lokalne, zuzywajace cala zwierzyne, a wiec pasztetowa i salceson jak najbardziej.
Los taniej sluzby nie jest ani nie byl do pozazdroszczenia. Altmana Upstairs Dowstairs ilustruje to fantastycznie. Tania sluzba odplynela do fabryk jak tylko stalo sie to mozliwe. Moj maz wlasnie wrocil z Charleston, gdzie wcale nie tak dawno temu, sluzba (niewolnicy) pracowala na plantacjach 7 dni w tygodniu, bez oplaty. Jedzenie musieli sobie wyhodowac w ogrodkach lub upolowac po pracy sami!Mieszkali w takim malym baraczku, co i tak bylo dosc luksusowym przybytkiem, bo w Georgii mieszkania niewolnikow przypominaly bardziej powiekszona bude dla psa!
Bardzo sieplo pozdrawiam po calym dniu w pracy. Pewnie i tak wyladujemy pod wozem pomimo tego calego wysilku.
Panta rei.
A tu zebyscie nie mysleli ze zmyslam; ten artykul jest z z ubieglego roku.
http://www.blogto.com/toronto/the_best_charcuterie_plates_in_toronto/
Ja wybieram sie do T’rono w czwartek. Zamierzam odwiedzic Katz’s Deli na lunch i Rodney’s Oyster Bar na obiad. Szkoda ze was nie bedzie tam ze mna.
Przestroga: Katz’s Deli na Manhattanie to rozboj w bialy dzien, nie idzcie tam! Natomiast Katz’s Deli w Toronto jest niebianskim doswiadczeniem: barszcz, chopped liver, placki kartoflane i rostbef sandwich sa beyond belief! Jak przyjedziecie to was tam zaprowadze.
Dzień dobry 🙂 Ja bym się natychmiast pisał na wyprawę do Katz’s, tylko sądząc po nazwie może tam stać niechętny psom selekcjoner 🙁 Ale i ten Oyster Bar wcale nie brzmi źle. 😉
A w ogóle Królika nastrój (pewnie i tak wyladujemy pod wozem pomimo tego calego wysilku) bardzo mi jest dziś bliski. I nawet nie ma mi kto lodówki otworzyć, żebym się mógł pocieszyć, bo cała rodzina jeszcze smacznie chrapie. 🙄
Panno Koto, w szkołach się oczywiście nie uczyło i pewnie dalej nie będzie uczyć, ale myśmy tu, na blogu, o skandalizujących stronach życiorysu Konopnickiej już kiedyś pisali.
Nie od dziś wiadomo, że wszyscy z nas ściągają. 😆
Z tym losem służby (nie mówię o niewolnikach, bo to jeszcze inna para kaloszy) chyba było różnie i nie zawsze tak tragicznie. Postaram się u wspomnianej Agathy znaleźć odnośny fragment (mam tylko w papierze, więc nie mogę włączyć funkcji szukania), z którego wynika, że np. okres wiktoriański z przyległościami był w Anglii złotym czasem dla służących (oczywiście z pominęciem gospodyni Karola Marksa 😈 ). Ale zanim zacznę szukać muszę najpierw sprawdzić, czy można wydajnie pośniadać mimo zamkniętej lodówki. 😉
Muszę jeszcze podkreślić i docenić wysiłki andsola na niwie zbliżenia Ameryki z Europą. Jego idea wydaje mi się ciekawsza i bardziej realistyczna niż wszystkie dotychczasowe plany polityczne czy gospodarcze. 😀
Myślę, że gdyby się bardzo postarać, z tymi trzema godzinami też dałoby się coś zrobić. Ja w każdym razie jestem za. Oyster Bar i plaże Floripy mielibymy w zasięgu ręki. 😎
Dyszlowe dzień dobry, jeszcze ciągnę 😉
Bitwy, powstania, traktaty, koronacje. I tak trzy razy, do ukichania. Wawelska historia. A gdyby tak podstawy w podstawówce, a potem od kuchni? Retorycznie jęczę 🙁
A co tam o miodzie mówią w towarzystwie? 🙂
z autopsji [=własne doświadczenie, mające miejsce w towarzystwie psa] pamiętam, że piwo na też co niektórzy patrzą krzywo…
Ten blog zaspokaja moją potrzebę abstrakcji. Królik pożywia się świnką, Konopnicka w sumie też świnka…
Bobik, mam pasztetówkę. I salceson. I kaszankę. Pasztetówka jest podwędzana.
Szanta jadła dzisiaj na śniadanie wycieraczkę przy drzwiach, a potem impetycznie obgryzała werbenę w doniczce na tarasie i miskant cukrowy w gruncie. Nie wiem, co to może znaczyć, ale uspokoiła się i podsypia.
Ja też podsypiam, chociaż nie jadłam wycieraczki.
Na miód elegancka psina
patrzy krzywym wzrokiem.
Piwo lubi (gdy brak wina),
byleby nie z sokiem. 🙂
kiedy ja się nie pytam o psinę, tylko o towarzystwo – eksperyment na psinach mogę sobie na zagrodzie przeprowadzić 🙂
Nisiu, mnie się zdaje, że Królik tą świnką się pożywia całkiem konkretnie, nie abstrakcyjnie. 😀
Miskant cukrowy należy podgryzać, bo inaczej on zeżre wszystko. Chyba że trafi na miętę albo bambusa, wtedy jest kto kogo. 😈
Podsypianie to chyba w ogóle taka niedzielna przypadłość. Ja ani wycieraczki, ani werbeny, ani nawet piwa, a też się dosyć snuję. 🙄
Co by było, gdyby Miskant zeżarł Królika?
Nie pozwalam! Królik jest zbyt cenna, żeby ją dać zjeść byle Miskantowi. 👿
Jak Miskant już musi, to niech sobie pożre tę mysz, która wynosi psie klocki z mojej miski i magazynuje je za lodówką!
Chyba powinnam napisać „Miskant zeżarł Królik”.
Ach ten język.
Mysz też jakaś świnka. Klocki za lodówką, też coś. Można by ją dać na zeżarcie Mięcie, bo faktycznie, Mięta Pieprzowa ma taką samą prawie siłę rażenia jak Miskant.
Rodzaj gramatyczny Królika jest istotnie dość zawikłany, ale ja się już do tego przyzwyczaiłem. 🙂
Myszy ja przed chwilą zrobiłem świństwo. Odsunąłem lodówkę, wygarnąłem cały złodziejski łup i spryskałem teren perfumami. 😈 O ile ja się znam na gwiazdach, myszy bardzo tego nie lubią, bo ich orientacja jest w dużej mierze węchowa. 😛
Niestety, Hoko, wywiad środowiskowy nie wypadł zbyt zadowalająco. 🙁
Raz towarzystwo sobie siadło
znudzone aż do spodu
i skądś pytanie nagle padło:
a może by tak miodu?
Pisnęła na to jedna dama,
sopranem jak w operze:
po miodzie może zostać plama,
to jest podstępne zwierzę.
Dżentelmen przerwał jej uczenie,
co nieco z boku siedział:
miód to nie zwierzę, a schorzenie
spytajcie się niedźwiedzia!
Pan pewien, który właśnie w drzemkę
zapadać już zaczynał,
oświadczył smutno, niemal z jękiem:
miód? Jasne, że roślina.
Inny popukał się po głowie,
mówiąc: ty się zastanów,
miód przecież, panie i panowie,
to marka fortepianu.
Ktoś na to wtrącił, wprawdzie piano,
ale i tak na przekór:
miód jest pierwiastkiem, to wiedziano
już w dziewiętnastym wieku.
Sięgnęła po trzeźwiące sole
jejmość z wyraźną krzepą:
miodu obrażać nie pozwolę,
to patriotyczny epos!
Ze środka, z lewa oraz z prawa
sypnęły się okrzyki:
sonata! Auto! Wyspa! Krawat!
Nie wierzysz, to sprawdź w Wiki!
Aż do tej pory trwają spory,
bo każdy rację chce mieć,
śpi rozum, budzą się upiory,
ciemności kryją Ziemię
i erudycji wodotryski
na wszystkie chlapią strony,
a miodu status towarzyski
jest wciąż niewyjaśniony. 😯
kij im w oko
mruknął Hoko
i sam miód swój zjadł
Radość krótka,
w miodzie trutka
była. Hoko padł. 😥
a pewnie, trzniać takie towarzystwo 🙂
😆
no, to było do fomy.
a w miodzie żadnych trutek nie ma, co najwyżej może ser pod spodem 🙂
Skąd się te teorie biorą?
Po co dzielić włos na czworo?
Wszak wie dama i kobieta,
erudyta, melepeta,
strongman, ciapciak i magister,
i referent, i minister,
i ministrant, a i klecha,
Miss Powagi, Miss Uśmiecha,
technokrata, humanista,
i platformers, i pisista,
skrzypek, trębacz i pianista,
waltornista, perkusista –
bo to rzecz jest oczywista!
Mama wie, i wuj, i ciotka:
MIÓD to tatuś jest prof. MIODKA!
😆 😆 😆
No dobra, Hoko, po starej znajomości mogę Cię zmartwychstać. 😉
Przyszedł kotek
z antidotem,
znowu Hoko żyw.
Krzyczy: chodu!
Zamiast miodu
wolę dziś pięć piw. 😀
to nie ten Hoko zmartwychwstał. prawdziwy Hoko nigdy nie porzuciłby miodu
Myślisz, że umarcie, a potem zmartwychwstanie nie może znacząco wpłynąć na osobowość? 🙂
na moją ani trochę 🙂
Wczoraj była jedna taka, co zmartwychwstała po marszu żałobnym. Wiem, bo w radiu mówili. Ciekawie by było, gdyby ten trend się upowszechnił 🙄
pewnie wykonanie było miodzio 😎
No to upowszechniamy. 😀
Umarł Hoko, umarł, z błahego powodu –
coś mu przeszkodziło dobrać się do miodu.
Bo dla Hoka, od powicia,
w braku miodu nie ma życia,
oj dana dana dana, dana dana.
Umarł Hoko, umarł, czyli skończył marnie,
bo mu jakieś bydlę okradło spiżarnię
i wyniosło w brudnych łapach
Hoka miodu cały zapas,
oj dana dana dana, dana dana.
Umarł Hoko umarł, całkiem już nie żyje,
nawet na swej stypie miodu nie wypije,
smutne kiszki mu od tego
grają marsza żałobnego,
oj dana dana dana, dana dana.
Umarł Hoko, umarł, ale zmartwychwstanie,
jak tylko ser z miodem będzie na śniadanie,
bo gdy miodu jest choć słoik,
Hoko śmierci się nie boi,
oj dana dana dana, dana dana.
Umarł Hoko, umarł, leży wśród zieleni,
jak już zmartwychwstanie, wcale się nie zmieni.
Bowiem Hoko, to nie nowość,
ma stabilną osobowość,
oj dana dana dana, dana dana.
Widze, ze w niedziele zmartwychwstania ida lepiej, co moze nie powinno dziwic. 😆 I jeszcze rozne Miodki do tego. 😀
Obejrzalam sobie Krolika toronckie charcuterie i nieco sie rozmarzylam, 🙂 choc deska dobrych serow z winem i nieograniczona iloscia oliwek i korniszonkow tez moze byc (to nasz czesty lunch na trawie w parku, bo w czasie spaceru, po drodze do parku, zahaczamy o swietny ser z serami w miescie, gdzie to wszystko mozna kupic w jednym miejscu, jeszcze ze swieza bagietka). Najlepiej wiec i to, i to, jak mawial przyjaciel Krolika, Puchatek (nie naszego Krolika, zeby sprawy jeszcze dalej pogmatwac, tylko innego Krolika, tym razem plci meskiej). 😀
A ogolniej, co do wczorajszego wpisu Bobika, to wydaje mi sie, ze jak to, co jemy jest bardzo przetworzone i przyprawione gdzies w laboratorium chemicznym, to juz wlasciwie wszystko jedno czy to miekki i chemiczny torcik, czy miekki i chemiczny hamburger albo frytki. Co gorsza, ostatnio stwierdzono, ze te wszystkie bardzo latwe do pogryzienia i wchloniecia potrawy maja wlasciwosci uzalezniajace. Byl taki film dokumentalny pare lat temu „Super Size Me”), w ktorym autor sie poswiecil i przez 30 dni sie zywil wylacznie glownie nieslodkimi wytworami MacDonalda. Nie tylko czul sie okropnie, fizycznie i emocjonalnie, podskoczylo mu cisnienie i cholesterol, utyl, ale po jakims czasie nie mial juz ochoty na nic innego… Niestety, sa cale dzielnice (pokrywajace sie z obszarami biedy) gdzie nie ma sklepow z tradycyjnie rozumiana zywnoscia, tylko wlasnie takie niedrogie i kuszace zrodla szybkich kalorii.
miód to ślina pszczoły ,:)
lepiej jednak nie być polizanym przez nią 🙂
wiem wiem Hoko ! to ten miód który poszukuje misio z blogu/a/ szczur z loch ness :):)
Uprzejmie powiadamiam, że od lat już tak bardzo nic nie miałem do powiedzenia. Nawet o miodzie, co dowodzi pełnej degrengolady. Idę spać, niezależnie od tego co się przylepiło chwilowo do zegara.
Chwilowy zanik szarych komórek to też jedna z typowych niedzielnych przypadłości. 😉
Wygląda na to, że niepracowanie jest okropnie wyczerpujące fizycznie i umysłowo. 🙄
Ja tez obejrzałam pyszności Królika, i jestem jak najbardziej za lunchem w Toronto! Moze tylko bez salcesonu…
Im jestem strasza, tym mniej mnie bawi sonobistyczne „lepsze państwo”, ale jedzenia to nie dotyczy.Może być kaszanka, ale moga byc tez ostrygi i fois gras!! Słuzba tez może być, moze to genetyczne skrzywienie, bo z opowieści rodzinnych wynika, że słuzby był dostatek, a moze nawet i były przerosty ztrudnienia w tym sektorze. Niestety musi mi wystarczyć Pani J, maximum dwa razy w tygodniu. Dobre i to. Zawsze powtarzam, że sluzba nie tyle jest potrzebna do wykonywanie prac rozmaitych ( te można zzrobic samemu) ale zapewnia poczucie bezpieczeństwa , ze w momentach kryzysowych ktos jednak te prace zrobi i jeszcze filazanke herbaty przyniesie. To jest bezcenne. I jeszcze powiedzenie jednej z moich ciotek ” slużąca na stałe i dochodzacy maz to recepta na udany związek”!
Idealnie rzecz biorac, Zono, i rozwijajac powiedzenie Twojej ciotki (ja takze zostalam wychowana na sentencjach, oraz zyciowych spostrzezeniach i poradach licznych ciotek), maz powinien byc w miescie, gdy zona na wsi, lub odwrotnie… 😆
Kaszanka, ach kaszanka,
mych marzeń tyś kochanka!
Wędzona pasztetówka,
dla ciebie czułe słówka!
Stubarwny salcesonik
to hobby me, vel konik!
Kiełbaska bosko biała
me serce omotała!
Cieniutkie kabanosy
opiewam wniebogłosy!
Na widok hamburgera
zaś trzęsie mnie cholera…
Nisiu, dobry hamburger nie jest zły!
Dobry hamburger nie jest zły,
powiedział raz protetyk,
od niego się nie zetrą kły
tak jak od galarety.
Siekaczom nie narobi strat
jak kiszki pasztetowe,
gdy jego tylko będziesz jadł,
ocalisz swe trzonowe.
Dla niego laurowy liść,
nagrody on niech zbiera,
bo niemal wszystko trzeba gryźć,
z wyjątkiem hamburgera.
Hamburger kojarzy mi się z chorobą hamburgera czy jakoś tak, nieapetycznie w każdym razie.
Galareta – jak najbardziej. Z samych nóżek, bez dodatku innych miąs. Duży udział warzywek. Pokropiona cytrynką, w żadnym razie octem.
Ocet octowi nierówny. Biały balsamiczny, odleżakowany, na pewno galarety nie zepsuje. Ani nogowej, ani drobiowej. 🙂
Ny, ny. Ja w ogóle octu nie lubię. Balsamicznego używam czasem do zamarynowania mięska.
Dobrego hamburgera w Europie nie uswiadczysz. Chyba, ze w amerykanskiej knajpie – pamietam taka przed laty na Earls Courcie, nazywala sie The Hungry Years. I tam byly podawane wlasciwe hamburgery, a nie takie miedlone w reku jak, za przeproszeniem, mielony i z nedznego miesa.
No i w domu oczywoscie mozna zawsze zrobic calkiem przyzwoitego hamburgera.
Heleno, zjadłabyś mojego mielonego!
Alez Nisiu, ja tez potrafie zrobic bardzo dobrego, a juz co najmniej przyzwoitego mielonego. Tylko to sa dwa rozne produkty spozywcze. Hamburger nie ma nic z mielonym wspolnego poza zmieleniem miesa na poczatku. Ale receptura i przede wszystkim technika przyrzadzania jest zupelnie inna.
Jeżeli torciki i hamburgery potraktować jako metaforę najbardziej kiczowatych form popkultury, to zgadzam się, że niewielka między nimi różnica, choć w braku innych możliwości pies jednak zapewne wybrałby hamburgera, nie torcik. 😉 Ale rozróżnienie Heleny między hamburgerem europejskim i amerykańskim też jest dla mnie metaforyczne, choć sama Helena być może nie miała takich intencji. 🙂 Zaraz spróbuję wyjaśnić, o co mi chodzi.
W Ameryce (a może dotyczy to i Anglii) między kulturowym hamburgerem i grande cuisine rozciąga się bardzo rozległy obszar przyzwoitej lub wręcz świetnej kultury popularnej, „dla ludzi”. I nie jest ona otoczona pogardą, a przynajmniej lekceważeniem (Och, to taka typowa powieść dla pań. Seriale? No nie, szkoda mi czasu na seriale…). Może zresztą stąd bierze się jej wysoki poziom, że tam nie jest wstydem być po prostu dobrym rzemieślnikiem, niekoniecznie artystą przez wielkie – albo rozdęte do wielkiego – A. Robić dobre rzeczy na średnim poziomie i jeszcze na dodatek je sprzedawać. 😉
A w Europie kontynentalnej chyba wciąż jeszcze są tendencje do wtealbowewteizmu. Albo coś jest dla koneserów i wtedy jest szansa, że się spodoba krytykom, albo ma być kupowane przez szeroką publiczność i wtedy z góry się uznaje, że schlebia najniższym gustom i reprezentuje mizerny poziom umysłowy. Co prowadzi do powstania błędnego koła: szeroka publiczność, stale zapewniana, że lubi tylko papkę i nią właśnie karmiona, zaczyna w to wierzyć i domagać się coraz większych porcji papki. W efekcie wszystko, co nie jest czystą papką zostaje wyeliminowane, albo przesunięte w kierunku szufladki o nazwie jajogłowi i krytycy. Tyle że ta szufladka rzeczy na dobrym średnim poziomie nie bardzo chce przyjąć, tak że pozostają one w jakiś sposób bezdomne. I dlatego obszar tego dobrego średniego poziomu jest u nas stosunkowo niewielki – bo kto się będzie dobrowolnie pchał tam, gdzie uznania brak i z odbiorcami krucho?
Oczywiście wiem, że to jest uogólnienie, że nie można wszystkich krajów europejskich wrzucać do jednego worka, bo między nimi są spore różnice, itd, itp. Ale wydaje mi się, że ta tendencja do polaryzacji i eliminowania dobrej średniej w ogóle w Europie istnieje, a w Polsce w szczególności, ze względu na garb narodowego obowiązku, jaki nasza kultura musiała dźwigać.
Może to wszystko tak na marginesie Konkursu Chopkowego mi się skojarzyło, ale na pewno nie tylko. 😉
Bobiku, z ust mi to wyjąłeś…
Pasztetówka dla Ciebie zawsze będzie w mojej lodówce. Świeża.
To wszystko zgadza się z moją wiedzą o świecie, prawdziwe hamburgery robią w Stanach, prawdziwą pizzę w Brazylii, a prawdziwych katolików w Polsce. Ale niektórzy z nich są niestrawni.
zimno 😐
Dzień dobry 🙂 Znowu mogę przebić – bardzo zimno. 🙁
O tym, że ksiądz nie może być impotentem już kiedyś słyszałem i wtedy z interpretacją taką, że celibat to powinien być dla duchownego świadomy wybór, wyrzeczenie i poświęcenie, a nie sprytny wist – skoro i tak nie mogę, to przynajmniej wyciągnę z tego maksimum korzyści. I teraz się zastanawiam, która wersja mi się bardziej podoba. Czy ta, że z bycia księdzem nieimpotenci nie odnoszą żadnych korzyści, ani w teorii, ani w praktyce? Czy może ta, że dla impotenta powstrzymywanie się od seksu jest okropnym obciążeniem, mogącym prowadzić do nerwic i Bóg wie czego jeszcze, a dla sprawnego faceta celibat to bułka z masłem i żadnymi nerwicami nie grozi? 😯
Cos w tym jest. W polski dyskurs o kulturze jest szczegolnie silnie wpisana pogarda dla dobrego sredniego poziomu, zwlaszcza i szczegolnie jesli nie jest on rodzimy. Nikomu tak nie przreszkadza Grochola jak Coelho, czy Maryla Rodowicz jak Madonna.
Nie sledzilam konkursu szopenowskiego, ale wiem z tytulow, ze „Polak sie znalazl w finalach!!!” aj waj. 🙄
Niech sie zbiore i pojade po tego maca.
Bo ja wiem, czy ten podział na swoich i obcych się zgadza? Grochola została nieraz przez polską krytykę schepana od góry do dołu, sam czytałem. A Coelho wręcz przeciwnie, miał – przynajmniej na początku – trochę bardzo dobrych recenzji.
Mnie osobiście Coelho też bardziej przeszkadza niż Grochola, ale nie dlatego, że nie nasz. U Grocholi nie widzę rozziewu między zapowiedzią a realizacją. Z góry wiadomo, że ona nie stara się być Joycem ani Tomaszem Mannem, kieruje swoje książki do określonej grupy, starając się trafić w jej potrzeby i dobry średni poziom całkowicie jej wystarcza. Niczego nie udaje. A Coelho ma straszliwe zadęcie i pozuje na guru, operując w gruncie rzeczy stekiem napuszonych banałów, mających sprawiać wrażenie „przepastnej głębi”.
Znaczy – nie mam nikomu za złe, że nie jest Tomaszem Mannem, tylko nie lubię, jak kura nie na swoję grzędę się pcha i głośno gdacze, że jest orłem. 😉
Wszelkich odniesień do Madonny, jako doświadczony życiem szczeniak, bardzo zecydowanie odmawiam. 😎 Znowu byłaby chryja. 😆
Heleno, czy będzie konkurs na imię dla nowego maca? 😀
Być może „wytworne” towarzystwo, to w „naszych czasach” to samo co towarzystwo nie „obciachowe” 🙄
Problem „obciachu” był tematem wiodącym Tygodnika Powszechnego z ubiegłego tygodnia. Polecam.
O, to jes właściwie temat na odrębną dyskusję, bo ja między wytwornością a nieobciachowością widzę jednak pewną różnicę. 😉
Jotko, a jak się miewa Sokrates? Jest już z powrotem Królem Ogrodu?
ktoś chce przykład „pogardy dla dobrego średniego poziomu”? voila! Niech się zbiorę i pojadę po tego maca 😈
Macanty?
Makary.
Makuch.
Makak.
Dziędobry.
Bobiku,
pięknie napisałam elaborat na temat: Wytworność vs obciach , ale mi go całkiem niewytwornie zżarło. 👿
Sokrates dostał w piątek zatrzyk o przedłużonym działaniu. Króluje w domu i ogrodzie. Podgryza po nogach nie dość gorliwy personel. Domaga się ekstra karmy, trzy razy droższej od tej z supermarketu, którą bez problemów jadł przed chorobą. Nie pozwoliłam dzisiaj Włodkowi pojechać po tę ekstra karme, bo w domu jest dość zwykłej. Zobaczymy co zrobi Sokrates po powrocie z ogrodu. W charakterze podgryzanego personelu wystepuje głównie Włodek, który wróci dziś z pracy poźno 🙄
zastrzyk 😳
Zapszczyk.
Wiecie, że niektórzy ludzie mówią „caprztyk”?
Oraz „narpiew”.
Chyba najbardziej lubię to „narpiew”.
W charakterze suplementu do naszej niedawnej dyskusji na temat wykładu inauguracyjnego, wklejam komunikat z uczelnianej poczty.
Portal UAM
XIII Inauguracja Roku Akademickiego 2010/2011 w Collegium Polonicum XIII Inauguracja Roku Akademickiego 2010/2011 w Collegium Polonicum
Wydarzenie, rozpoczyna się 18-10-2010
W poniedziałek, w dużej auli Collegium Polonicum o godzinie 10:30, odbędzie się po raz trzynasty inauguracja roku akademickiego 2010/2011. Rozpocznie się ona przemówieniem Rektora UAM prof. dr hab. Bronisława Marciniaka i mową powitalną Prezydenta Uniwersytetu Europejskiego Viadrina dr. Guntera Pleugera. Wykład inauguracyjny pt.: „Powszechność wyborów w XX i XXI wieku” wygłosi dziekan Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM prof. dr hab. Tadeusz Wallas.
Inauguracja roku akademickiego 2010/2011 przyniesie ze sobą także Ambasadorów Collegium Polonicum. Od początku roku studenci naszej uczelni odwiedzali szkoły średnie, aby promować i zachęcać młodych ludzi do studiowania właśnie w Słubicach. W czasie uroczystości JM Rektor mianuje studentów czynnie uczestniczących w kampanii informacyjno-promocyjnej na Ambasadorów Collegium Polonicum.
W uroczystości wezmą udział władze obu partnerskich uczelni Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i Uniwersytetu Europejskiego Viadrina. Na inaugurację zaproszeni zostali między innymi: przedstawiciele ambasady RP w Berlinie, władze miasta Słubice oraz Frankfurtu nad Odrą.
W Collegium Polonicum na 13 kierunkach studiuje obecnie ponad 1700 studentów (ponad 220 na pierwszym roku). Bardzo dużą popularnością cieszy się kierunek filologia polska dla obcokrajowców. W tym roku naukę na tym kierunku podejmą studenci z Armenii, Białorusi, Rosji, Ukrainy, Malezji i Niemiec.
Foma, jeżeli miałeś na myli pogardę dla peceta, to muszę zaprotestować. Po zawarciu bliższej znajomości z makiem peceta automatycznie przestaje się uważać za dobry średni poziom, a zaczyna za zakałę, która hańbi dobre imię kompów. 😈
Makary i Makak bardzo mi się podobają. 🙂 Jeżeli Helena któreś zostawi, to chyba sobie przywłaszczę.
Makary mógłby mieć jeszcze nazwisko. Makowski albo Makowicz?
A gdyby była dziewczynka, to mogłaby być Makrela. 😆
Dlaczego Sokrates gryzie, a nie drapie? Czyżby spsiał przez chorobę? 😯
Dłuższe elaboraty zawsze lepiej pisać na boku, w notatniku, a potem wklejać. Łotr ma, niestety, to do siebie, że zżera bez uprzedzenia. 🙁
Czyżby światełko nadziei?
http://wiadomosci.onet.pl/nauka/naukowcy-z-usa-odkryli-przyczyne-depresji,1,3736308,wiadomosc.html
Sokratesowi „matkowała” Sunia. Drapać potrafi doskonale – liczne dowody na tapicerce. Niemniej dyscyplinuje nas metodą podgryzania, czego Sunia nigdy nie robiła i nie robi.
Makrela.
Makarena.
Makówka.
Makiwara.
Makolągwa.
Makatka.
Makutra.
Makedonia.
Maksyma.
A facet jeszcze może być Maksymilian vel Maksym, vel Maks.
Ja chyba dzisiaj mam inteligencji tylko na pojedyncze słówka.
🙁
Makary Makowicz Makowskij – czy to nie brzmi dumnie? 😆
Wprawdzie niektórzy twierdzą, że początkowo w papierach stało Makary Jobsowicz, ale w końcu można było tę informację przeoczyć. 😉
Bobiku, miałem na myśli dobrego laptopa
(„Mak Majakowski” ? 🙄 )
No nie, chyba nie będziemy kompa namawiać do majaczenia? 😉
Laptopy też mogą być Jobsowe i Gatesowe, ale Helena zrezygnowała z obu opcji i zdecydowała się na desktopa z przyczyn okulistycznych. Żałuję, bo w razie mojej ewentualnej wizyty w Londynie desktopa trudniej będzie wyrywać sobie nawzajem z rąk, ale na okulistykę mocnych argumentów nie znalazłem. 🙄
Zostanie dostawianie krzesla, Bobiku. 😉
A co do tego, ze w krajach anglosaskich jest miejsce na kulture popularna, do srodkowej szufladki, rzeczywiscie raczej nie ma wiekszych watpliwosci, chocby dlatego, ze istnieje nawet na nia specjalne okreslenie, „middlebrow”, ktore zreszta nie zawsze jest pozytywne (na pewno nie bylo dla Virginii Woolf, ktora uwazala, ze problem z middlebrow wlasnie lezy w ciaglym ogladaniu sie na boki, zeby przypadkiem nie popelnic towarzysko-artystycznego faux pas, podczas, gdy prawdziwy highbrow czyta i oglada to, na co ma ochote). Ale ogolnie, anglosaska tradycja, ktora ma w przeszlosci kogos takiego jak Szekspir, o wiele mniej sie przejmuje Artysta przez duze A, pozostawiajac to zajecie Kontynetowi (Sz. byl zdecydowanie middle class, i pisal dla tej samej publicznosci, ktora innego dnia mogla przychodzic w te sama okolice, zeby ogladac bear-baiting, czyli draznienie niedzwiedzi). Choc oczywiscie zdarzaja sie od czasu do czasu napiecia, jak chocby wtedy, gdy Oprah Winfrey’s Book Club wybral ksiazke autora, ktory przerazil sie, ze nagle sie znalazl na srodkowej liscie, i zrobila sie z tego spora awantura… I tu rzeczywiscie zblizamy sie do kategorii obciachu, do ktorej to kategorii, podobnie jak do bycia „cool” osobiscie mam mieszane uczucia, wlasnie dlatego, ze meczy mnie to ciagle ogladanie sie na boki, ktore wysmiala juz Woolf.
Dzień dobry. Jaka piękna jesień! Moja ulubiona pora roku. Można nurkować w żółtych liściach, szeleścić i wdychać zdrowe, chłodne powietrze. Wracać do domu się nie chce. Przechodząc przez ogród botaniczny, spotkałyśmy pracującego tam ogrodnika, który przygotowywał rośliny do sezonu zimowego. Zosia wdała się w rozmowę i tak oto krótki spacer przerodził się w trzygodzinną sesję zwiedzania parku, człowiek ten bowiem okazał się nie tylko skarbnicą wiedzy, ale i wyjątkowym gawędziarzem. Uwielbiam takie przypadkowe, bezinteresowne i serdeczne ludzko-ludzkie spotkania. W Polsce jest ich tak mało.
Och, jak zazdroszczę złotej, albo i czerwonej jesieni. Tutejsza jest głównie taka nijaka, wszystko blaknie i trochę żółknie, a potem nagle się okazuje, że liście gdzieś się podziały i drzewa stoją gołe, chyba że są tujami. 🙁
O dziwo trochę lepiej bywa w miastach, w parkach, na cmentarzach, gdzie rosną np. pięknie jesieniejące klony. Ale rodzime gatunki cudne o tej porze roku nie są.
Ciekaw jestem, czy to, co ma takie odjazdowe jesienne kolory w Nowej Anglii, to są klony, czy jeszcze coś innego?
Klony cukrowe, Bobiku, te czerwienieja najbardziej, jakby sie palily. Te same, z ktorych sokow, po odpowiednim odgotowaniu (40 litrow soku na litr gotowego produktu) robi sie syrop klonowy. I moze jeszcze klimat – szerokosc geograficzna blizsza poludniowej Europy, z przymrozkami i pozniejszymi sniegami polnocnej. W kazdym razie, nawet osoby niechetne jesieni moga sie w niej tutaj zakochac.
OK. jest cos takiego. Maca jeszcze nie mam, gdyz jutro mam zawiezc starego peceta do sklepu i oni maja poprzenosic wszystkie archiwa w ciagu dnia czy dwoch. Nastepnie ja sie zglaszam po odbior nowego, ale zanim to sie stanie mam co najmniej godzinna lekcje maca ze slicznym mlodym Rosjaninem Aleksandrem, ktory nie tylko we wszystko mnie wprowadzi, ale tez przyrzekl, ze nie bedzie mnie traktowal jak imbecyla, a przynajmniej nie bedzie tego okazywal, choc w duszy – prosze bardzo. Ta sesja (One to One plan) daje mi prawo zawracania glowy sklepowi przez caly najblizszy rok, jakbym miala jakies problemy.
POnadto wyjasnilam podstawowa kwestie ewentualnego dokupienia nowej klawiatury, gdyz moje palce wydzielaja chyba kwas ortofosforowy i klawiatura sciera sie po paru miesiacach. Okazuje sie mozna dokupic, ewentualnie.
A jakby foma mial jeszcze potrzebe dodatkowo mi naimpertynencic, to musi to zrobic dzis, gdyz jutro bede bez kompa.
Ochotę to może by i miał, ale może już nie mieć odwagi. 😈
Lecę słuchać Chopka, bo finałów sobie nie odpuszczę. 🙂
Makary Jablonski- Applebaum?
Poziom kultury w Kraju rośnie. Weźmy takie zdanie wydobyte ze specjalistki od kulturoznawstwa: „Ty żydówo! Jak pani śmie zwracać mi uwagę?!”. Gdzie by dawniej pani profesor do żydówy mówiła per „pani”?
Prawda. andsol.
naimpertynencic? nigdy! to zbyt skomplikowane, zdecydowanie lepiej czuję się przy zwykłych podśmiechujkach 😆
Heleno,
w sprawach techniki, elektroniki, etc. sama napraszam się żeby mówiono do mnie dużymi, drukowanymi literami. Czasem dodaję, że jak do absolwentki szkoły specjalnej.
Jeżeli „nauczyciel” stosuje tę zasadę, wtedy mnie udaje się pojąć o czym mowa 😎
To bylo tak Jotko: ja do tego Aleksandra, czerwieniac sie 😳 Masz moje absolutne pozwolenie aby mnie traktowac jak certified imbecile… 😳
On – robiac wielkie oczy 😯 – Ale skadze! KAZDY Z NAS kiedys to przechodzil…
Niezle ich szkola u tych Jablonskich. Klasa. 🙄
To może Apfelbaum? Jakoś bardziej stylowo…
Vesper, pozwolę sobie nie zgiodzić się z Tobą. Ja się nagminnie wdaję w pogawędki z nieznajomymi, na przykład taksówkarzami, paniami przy sklepowych kasach, dziewczynami i chłopakami w centrach ogrodniczych i tak dalej – i mam tych miłych spotkań na koncie mnóstwo. Myślę, że akcja wywołuje reakcję i jeśli się do człowieka przemówi ludzkim głosem, to on odruchowo odpowie. A stąd już blisko do miłych, niezobowiązujących pogawędek.
W Polsce, jak najbardziej.
A tak, takie zachowania sa norma w „Genius Bar”, zwlaszcza, ze podobne wyznania sa tam bardzo czeste. Dobrze ich szkola, rzeczywiscie (i zatrudniaja kogo nalezy takze – cale doswiadczenie zakupu/tutorial/naprawy to takze wizja Jobsa).
czy „Jabol” nie brzmi swojsko, nostalgicznie wręcz? 😉
Jabol jest zachwycajacy. Jabol it is. 🙂
Heleno, cytat z felietonu Tyma: „Wspomniany Gustaw Gottesman 40 lat temu kazał mi pisać felietony do „Literatury”. Byłem okropnie przestraszony i powiedziałem, że nie umiem. Wiem – odparł Gustaw – ale innej drogi nie ma. Trzeba zaczynać od tego, że się czegoś nie umie.” 🙂
Lecę próbować umieć 😉
Dobry wieczór 🙂
Polecam uwadze – Francis Fukuyama:
” Powstało coś w rodzaju akademicko-biznesowego perpetuum mobile. Ideologia służyła interesom ekspertów, a ich prywatny interes umacniał przywiązanie do ideologii.” – http://www.polityka.pl/swiat/rozmowy/1509374,1,rozmowa-z-francisem-fukuyama.read
Tylko nie Fukuyama o tej porze :roll:.
I nie na trzezwo. 🙄
A dla mnie Fukuyama moze byc o tej porze (zreszta to inna pora). 🙄
Tak, Tereso, jak go czytam – w koncu zdeklarowanego konserwatyste w tradycyjnym znaczeniu, ale nie neokona (to ogromna roznica, czesto w Polsce niestety nieznana, bo niby to prawie to samo slowo) – to rozpoznaje tematy rozmowy powaznych ludzi po tej stronie Atlantyku. A gdy potem czytam polska prase, a nawet prowadze po polsku rozmowy, to wydaje mi sie, ze czas stanal w miejscu jakies dwadziescia, a co najmniej pare lat temu, jak w tym zarcie o Austrii i bombie atomowej w Europie (nie trzeba sie martwic o konsekwencje dla Austrii przez nastepne 25 lat, bo do Austrii trendy dochodza z 25-letnim opoznieniem). Ostatnio z takim wrazeniem czytalam polemike na tematy ekonomiczne w Wyborczej miedzy Zakowskim i Gadomskim. Dobrym wyjatkiem od tego wrazenia zamrozenia czasu byla lektura w czasie wizyty w Warszawie ksiazki Zakowskiego pt. Zawal. Choc rozmawial z osobami, ktore tu czesto czytuje, to ciekawe bylo przeczytac ich wypowiedzi na tematy polskie, i odpowiedzi na pytania zadawane przez polskiego dziennikarza.
Kryzysy chyba dobrze robią na myślenie. 😈 Fukuyamy jako konserwatysta hurraoptymistyczny wiele mniej mi się podobał niż ten obecny, samokrytyczny, wątpiący i poszukujący nowych dróg.
Tezę o potrzebie silnej lewicy ściągnął oczywiście z naszego blogu. 😎
Bobiku, Moniko,
ucieszło mnie, że się doczekałam u Fukuyamy takich refleksji. Żakowskiemu uznanie i szacunek za wywiad. Bez blog-bobika.eu chyba niemożliwe 🙂
A ja mu nie potrafię zapomnieć, jak pewny był poprzedniej .
Nie zabiorę głosu w sprawie tez Fukuyamy, ponieważ żywię do niego coś na kształt niechęci (a kto by chciał się zbliżać do źródeł niechęci, gdy tak złotojesiennie i chopkowo wokół). Niechęć ta ciągnie się od czasu „Zaufania”. Nie umiem Fukuyamy traktować poważnie, choć pewnie powinnam, skoro wielu mądrzejszych ode mnie tak go traktuje. Dobrowolnie stawiam się więc pod pręgierz publicznej opinii i pozostaję przy swoim niesłusznym osądzie 😉
„Zawału” nie czytałam… Zaległości mi rosną, Moniko? Npaiszesz coś o tej książce?
Z dzisiejszych lektur – http://lewica.pl/?id=22611
Vesper, zaryzykuj, proszę. Same niespodzianki zastaniesz.
😆 😆 😆 „in vitro to mlodsza siostra eugeniki” 😆 😆 😆 😆 😆
Gorzej, Heleno. I tak byli oględni. In vitro to ani siostra, ani brat, tylko jakieś ono. W każdym razie na wszelki wypadek należy być przeciw, podobnie jak kiedyś w przypadku tansfuzji i przeszczepów. Potem przecież zawsze można zmienić zdanie 🙄
Transfuzje i przeszczepy ich dotyczą, dlatego tak szybko zmienili zdanie 👿 In vitro nie jest im do niczego potrzebne 👿
Too true, haneczko 🙁
Co do Fukuyamy, to zaczal on zmieniac poglady juz jakis czas temu, za pierwszej kadencji Busha, co bylo wyraznym wychodzeniem z szeregu, i aktem odwagi w tamtych latach. Dlatego mysle, ze mozna mu wybaczyc ewolucje pogladow, bo na pewno nie nastapila ona z powodow oportunistycznych (a sporo takich osob wtedy bylo). No a z prywatnymi niecheciami do osob znanych, i publicznie przedstawiajacych swoje poglady, istotnie trudno polemizowac, bo tu juz rzeczywiscie wchodzimy w sfere prywatnych emocji… 😉
Tereso, „Zawal” powinien Cie zainteresowac (za duzo tam spraw, zeby moznanje bylo strescic w paru zdaniach).
To brzydkie podejrzenie, ale ja się zaczynam zastanawiać, czy ta cała gadanina o płodzeniu, prawdziwej miłości itd. to nie jest jakiś sposób na skompensowanie sobie celibatu. Tyle ich, co pogadają. A że przy okazji mogą pokazać władzę i unieszczęśliwić trochę ludzi – no cóż – jest wojna, są straty.
Nisiu, mam wrażenie, że kler żadnego innego wyznania nie jest tak zafiksowny na punkcie seksu i rozmnażania, jak kler katolicki.
Mnie się to wydaje dość oczywistą oczywistością, że ta fiksacja na seksualności jest nawet nie siostrą, tylko córką celibatu. A że przy okazji kontrola seksualności wyznawców jest świetnym narzędziem władzy, to i nie ma co tej córki się wyrzekać, tylko trza ją wykorzystać. 😈
No bo klery innych wyznań uprawiają ten seks w praktyce i z tom okropnom pciom odmiennom, więc nie fiksują na jego punkcie.
Kościół katolicki zawsze gardził kobietami. Miałam kiedyś dwie zaprzyjaźnione zakonnice i trochę wiem, jak były traktowane. Jak śmiecie mniej więcej.
Ciekawostkę Wam opowiem, bo nie wiem, czy zetknęliście się z takimi osobami. Jest dziewczyna szalenie wierząca i praktykująca. Wykształcona i obyta, warszawianka. Absolutnie zaimpregnowana na wszystko negatywne, co dotyczy kościoła. Kiedy jej się pokazuje gazetę z wiadomościami i księżach-pedofilach, z wyznaniami i zdjęciami tych księży, ona podnosi krzyk: nic nie widzę, nic nie słyszę! Nie mówcie, nie pokazujcie, bo i tak nie uwierzę!
I dalej jest wierną owieczką.
A imię ich legion, niestety.
I to właśnie napełnia smutkiem moje serduszko, że zacytuję nie pamiętam kogo…
Oj, zetknęliśmy, zetknęliśmy 🙁
versper, chętnie bym stanął przy Tobie pod pręgierzem, bo najważniejsze to towarzystwo, ale potem przypominam sobie powody wybaczania Fukuyamie różnych dziwactw z przeszłości. Bo, znaczy się, ja, znaczy się, w zasadzie nie mówny o tym, ale nawet osoba mająca tak słuszne zawsze poglądy jak ja, no nie wiem, chyba jednak mi to przez gardło nie przejdzie, ale co mi tam, może duch andsola uniesie się nad blogBobikiem i mi to wybaczą, znaczy się ja młody i zobrzydliwiony peerelem miałem panią Thatcher za cud świata i cieszyłem się jak przygłupi przygłup gdy wygrała. Więc jeśli Fukuyama teraz odpracuje co kiedyś narozrabiał…
Osobiście, niestety 🙁
Vesper, podejrzewałam to! Ale z tak betonowym przypadkiem spotkałam się po raz pierwszy i dotąd jestem w szoku.
Wiecie, po raz pierwszy odczuwam zadowolenie, że jestem już starą gropą i żaden klecha nie będzie miał motywacji, żeby mi włazić pod spódnicę. Dziecko odchowane…
Ale jak pomyślę o tych wszystkich szarpiących się, wierzących, ale przytomnych młodych kobietach, które chcą mieć rodzinę, dzieci i spokój – to mi się nóż w kieszeni otwiera.
Nisiu, otwórz kajecik i napisz o tym.
Już napisałam. Hehe.
Andsolu, żeby to było takie proste, wybaczyć Fukuyamie. Bo chociaż on sam nic temu nie winien, to ja bym o mały włos przez tę jego nieomylną szklaną kulę, z której czytał przyszłość, egzamin oblała. Kula może i była nieomylna, ale za to z poczuciem humoru, a tego profesura już nie brała pod uwagę i traktowała Fukuyamowe słowa jak prawdę objawioną, czegom jako żywo nie wiedziała. Skoro nie wiedziała, to obśmiała i się mocno wystawiła. Na szczęście znalazł sie jeden, co też uważał kulę za niezłą jajcarę i jakoś mnie wybronił. Ale com się spociła, to moje.
Skoro jednak pan Wieszcz zaczyna wątpić, że Wie, to pewnie i ja mu wybaczę ten zimny pot na plecach dziesięć lat temu.
Kurcze, Nisiu, znowu czegoś nie przeczytałam 🙁
Nie chciałbym wyjść na wstrętnego aroganta 😳 , ale naprawdę przytomne młode kobiety mają taką możliwość, żeby popukać się w czółko, powiedzieć inżynierom katolickich dusz, że nie wierzą w pochodzenie pewnych zakazów i nakazów prosto od Pana B., po czym z pełnym spokojem nie dać sobie zaglądać pod spódnicę. Czyli przyjmować do wiadomości te zasady, które się uznaje za do pogodzenia z własnym rozumem, a zignorować te, które z nim jawnie się kłócą. W końcu robią tak tysiące średnio rozgarniętych katoliczek, to czemu nie miałyby i te bardziej rozgarnięte. 😉
Co oczywicie nie zmienia faktu, że na inżynierów dusz też mnie diabli biorą i i warkot z mej kudłatej piersi się wyrywa. 👿
zimno jak wczoraj
tak zimno, że dopiero po kilku łykach herbaty można uciec myślą od tu i teraz. i wtedy przypomina się, że młode kobiety mają taką możliwość, żeby nie zakładać spódnicy tylko coś innego. albo nawet nie zakładać 😈
Dzień dobry. 🙂 Nie zakładać, kiedy tak zimno? 😯 Toż to masochizm by musiał być. 🙄
Ja dziś zalecam założenie ze trzech wełnianych spódnic i jeszcze dodatkowe napalenie w kozie ❗
a kozę pod spódnice, żeby się ksiądz nie zmieścił? 😆
Dzień dobry 🙂 Też zimno i pada, oczywiście – szaro na niebie, pociecha że zielono na ziemi, a i kwiateczków trochę jeszcze jest. Zabrałam z balkonu sundavillę z zamiarem przechowania zimą w mieszkaniu, co prawie niemożliwe, jako że może jej być za ciemno… Czy lampa może choć trochę pomóc?
Piotr Ikonowicz – http://lewica.pl/?id=22611
Tu dodatek do księdza pod spódnicą:
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1509126,1,bezprawie-strach-bezradnosc-czyli-aborcja-po-polsku.read
Nawet nie przypuszczałam, że jest aż tak źle.
Tereso, są te specjalne lampy dla roślinek.
Fukuyama i skojarzenia. Proponuję:
– http://www.nie.com.pl/art18079.htm
– http://www.nie.com.pl/art16784.htm
– http://www.nie.com.pl/art18699.htm
Panna Kota, poszukam, może znajdę 🙂
Tereso, ten artykuł o KKS bardzo ciekawy.
Panna Kota, dziękuję.
Przy okazji: nastawiłam ekstrakt waniliowy 🙂
Bobik, arogancie jeden…
Dziędobry.
Przeczytałam ten kawałek z Polityki.
O mamusiu…
Tylko wiek podeszły jest w stanie nas uratować przed naszym własnym państwem.
Kto napisze „Nowe piekło kobiet”?
Jak ma ktoś napisać, jeśli wszyscy się boyą? 🙄
Wcześniej czy później to musiało się tak skończyć:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/napad-na-biuro-pis-w-lodzi-przynajmniej-jedna-osob,1,3737745,wiadomosc.html
za niecałe dwie godziny konferencja prasowa JK
Ciężką chmurą siadł mi ten artykuł z „Polityki” na wątpiach. Odniosłem wrażenie, że stosunek do aborcji w Polsce ma cechy jakiejś zbiorowej psychozy. I naprawdę nie widzę na to innego lekarstwa niż radykalne ograniczenie wpływu Kościoła na życie publiczne.
Łatwo mówić, trudno zrobić. 🙄
O rany boskie, jakiś koszmar z tym napadem na biuro poselskie!
Aż się boję pomyśleć, co się może zacząć dziać. Bo w to, że JK potrafi choćby częściowo uderzyć się we własną pierś i zobaczyć, kto od dawna podkręcał atmosferę, ani trochę nie wierzę. On będzie MUSIAŁ znaleźć winnych w PO.
O, proszę. Już się zaczęło. 🙁
http://www.gazeta.tv/plej/0,107457,8033369.html
Oczywiście, że to jest okropny dramat i każdy przy zdrowych zmysłach musi być wstrząśnięty. Współczuję z całej duszy ofiarom i straszliwie boleję nad tym, że do polityki znowu weszła przemoc fizyczna. Ale można odnieść wrażenie, że dla JK to nie tyle ludzka (a i polityczna) tragedia, co woda na jego młyn. I jestem niemal pewien, że on będzie podgrzewał atmosferę jeszcze bardziej, aż do kompletnego szaleństwa.
Groza mnie bierze. 🙁
strach się bać
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/napad-na-biuro-pis/migalski-oglosil-winnych-tragedii-w-biurze-pis,1,3737838,wiadomosc.html
Owszem JK uderzy, ale nie w piersi i nie w swoje
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/napad-na-biuro-pis/prezes-pis-kazde-slowo-tej-kampanii-bedzie-wzywani,1,3737812,wiadomosc.html
Trzeba czekać na więcej informacji. W Polsce gross zabójstw to… „porachunki” rodzinne. Może i tutaj tak było? Łatwiej mi to sobie wyobrazić niż mord polityczny, jak chce parę osób z PiS, które już dały głos w sprawie. Oczywiście niczego nie można wykluczyć, ale dziwi mnie ochota z jaką Migalski, sam prezes Kaczyński, jak i posłanka Szczypińska sądzą mimo braku wyników dochodzenia. Skąd i co wiedzą?
Jeżeli napastnik krzyczał, że nienawidzi PiS-u i Kaczyńskiego, to jednak wyraźnie wskazuje to na motywacje polityczne. I to niezależnie od tego, że facet najprawdopodobniej jest chory psychicznie (bo zdrowi ludzie takich rzeczy nie robią). Tyle, że o „ostatecznym wyeliminowaniu z polityki” akurat nie mówił ani Tusk, ani Komorowski, ani w ogóle nikt z PO. Wiadomo, z której strony padały takie propozycje.
Niestety Sikorski, kiedy starał się o nominację w prawyborach prezydenckich, mówił w Bydgoszczy o „dorzynaniu watahy PiS”. JK natychmiast to zacytował i podkreślił, że człowiek walczący o życie ma poderżnięte gardło.
To pokazuje, jak bardzo trzeba zważac na słowa.
No to muszę ze wstydem podkulić ogon, bo jednak ze strony PO też padały słowa niedopuszczalne. A słowo, jak wiadomo, wróblem wyleci, a wołem wróci…
dla równowagi trzeba podpalić lokal PO…
Foma, niestety prędzej czy później tak się prawdopodobnie stanie. Nie chcę myśleć, co się teraz będzie działo. JK zrobi z czynu jednego szaleńca regularną wojnę.
vesper,
jedna poprawka: nie czas przyszły – „zrobi”, ale czas przeszły dokonany – „zrobił”. Już wyprowadził ludzi/politykę na ulice z pochodniami, ze śpiewem „ojczyznę wolną racz nam zwrócić panie”. Niestety. Rację miał Wajda przestrzegając przed wojną domową. W pełni podzielałam wtedy słowa Wajdy. Zwraca na to uwagę w swoim ostatnim wpisie redaktor Paradowska.
Od początku podzielałam też pogląd Palikota, że JK doprowadzi do rozlewu krwi. Mylne było wskazanie której stronie pierwsze puszczą nerwy. Dla JK to bardzo „szczęśliwy” wist, że polała się „krew pisowska”. Jak sam powiedział, ci ludzie giną za niego.
Z uwagą, mimo protestów męża, słucham praktycznie codziennie „Rozmów niedokończonych” w RM. Odchodzi tam regularne dokładanie do ognia i mobilizowanie przeciw „wrogiemu” rządowi. Do walki o odzyskanie „wolnej ojczyzny”. „Zasiew” nienawiści nie rozpłynie się w powietrzu. Nie ma takiej możliwości.
No, niestety, moje wątpia aż się kulą. Jarek wyciśnie z kolejnej tragedii wszystkie soki, podobnie jak wyciska ze sprawy smoleńskiej.
Dlaczego Sikorski nie uważał co gada???
Nisiu,
moje wątpia od dawna zapętlone są w supełek. I niestety spełniają się moje czarne scenariusze. Od dawna piszę tu o decydującym starciu kulturowym. O bitwie cywilizacyjnej o przyszły kształt Polski. Batalia o in vitro jest jej częścią.
Im więcej rozmyślam o tym, co się stało, tym większe ogarnia mnie przerażenie na myśl o możliwych konsekwencjach. Oczyma duszy widzę, jak Polska pogrąża się w długotrwałej, nieodwracalnej paranoi i zaczyna funkcjonować już wyłącznie jako chory człowiek Europy.
Może ja panikarz jestem 😳 , ale chyba nie tak całkiem bez podstaw.
Bardzo smutne wydarzenie, ktore juz zostalo odpowiednio wykorzystane, podobnie jak zostala wykorzystana katastrofa smolenska, i bedzie nadal wykorzystywane, niezaleznie od tego, czy czynu dokonala osoba chora psychicznie, ktora tylko podchwycila podsluchane hasla z polskiej culture war.
A Sikorski byc moze dlatego nie uwazal co gada, ze on, w moich oczach przynajmniej, modeluje sie charakterologicznie na Stasiu z Pustyni i z Puszczy polaczonym z Polanieckim… I liczne doswiadczenia i obycie w swiecie nie sa w stanie do konca tego podskornego stasiostwa zetrzec.
Moniko, masz dużo racji, tylko że on JEST rządem!
I to jest niestety mocno przygnebiajace, Nisiu.
To chyba jakaś paranoja.
I uwaga! Każda krytyka PiS to podżeganie do morderstwa.
Coś się ten Szakal nie spisał. Bo to przecież nie o tych dwóch biedaków chodziło.
Nam też już odbija. Siedzimy i kłócimy się z telewizorem
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/napad-na-biuro-pis/piekarska-o-ataku-na-biuro-pis-to-straszne-wydarze,1,3738060,wiadomosc.html
Bobiku, jesteś panikarz. Nie takie wojny się przetaczały gdzieś tam, a ludzie po trzech dniach robili swoje.
Swoje to ludzie zawsze będą robić, ale w jakich warunkach, w jakim otoczeniu, w jakiej atmosferze, to wcale nie jest wszystko jedno, również – wbrew pozorom – tym robiącym ludziom. 🙄
A ja się po prostu boję, że przez ten eksces jakiegoś czubka dotychczasowe, dryfujące w faszoidalnym kierunku tendencje jeszcze się wzmocnią, a podziały tak zacementują, że żadna siła tego nie naruszy.
I żeby to jeszcze była taka wrogość jak w Belgii między Walonami a Flamandami, lub w Nigerii między muzułmańską północą a chrześcijańskim południem. W najgorszym wypadku można by się podzielić terytorialnie, na granicy facetów z kałaszami postawić i w każdej części zacząć wreszcie żyć spokojnie. Ale w Polsce? Ile tych granic trzeba by przeprowadzić przez każdą ulicę? 🙄
Nisiu, na pytanie „Dlaczego Sikorski nie uważał co gada???” właściwie Monika odpowiedziała, ale chciałbym zmodyfikować kurs pytania, właściwszym moim zdanie by było: „dlaczego bufona, który od lat publicznie opowiada bzdury, tak hołubiono w dwóch politycznych formacjach, że w obu doszedł do godności ministra?”
O, nie tylko ja jestem przerażony:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,8536660,_Zlodziej_krzyczy__lapac_zlodzieja___Eksperci_o_ostrych.html
bez przesady z tym strachem. co jak co, ale utrzymanie wzburzonych emocji nigdy nam nie wychodziło. owszem, podnoszą się, bulgoczą chwilę i opadają. już Tusk samolot zdążył zestrzelić, rzekami Polaków zalać, lodówki zrabować i jakoś wszystko się uspokajało. teraz też się uspokoi
Andsolu, coś jest w tym, co mówisz…
Moim zdaniem wszystkich językowo niekumatych polityków urzekł oksfordzki akcent danego bufona.
Właśnie też to chciałam wrzucić. Pozostaje tylko nadzieja, że wreszcie ludzie, którzy mają na tyle coś do powiedzenia, żeby postawić JK przed trybunałem stanu, że to zrobią. Palikot, Kutz i Niesiołowski, których oskarża dzisiaj o to co się stało Migalski, może oni się wkurzą?
Na co ma się wkurzyć Migalski?
http://wyborcza.pl/1,75248,8535042,Migalski__Moralnie_winni_sa_Kutz__Niesiolowski__Palikot.html
Dobrze tak tej pani, odpowiednik US$400 za miot kotem do kubła ze śmieciami. Mam nadzieję, że teraz kot wystąpi z prywatnego powództwa z żądaniem odszkodowania za szkody moralne, stress i bolesne wdychanie zapachów odpadków i że ta pani dopłaci mu jeszcze z milion. I wtedy kot kotu kiciusiem, kupi on naszemu olbrzymiego jak szafę maka.
– @ Lewy Polak – http://passent.blog.polityka.pl/?p=766#comment-180863
Jarosław Klebaniuk, z Wrocławia – http://lewica.pl/?id=22646
Jarosław Niemiec – http://lewica.pl/blog/niemiec/22638/
Monika (16:23), andsol (17:45),
w pełni podzielam Wasze poglądy. Zwrócę jeszcze uwagę na napis: „Strefa zdekomunizowana” przed dworkiem pana ministra i fakt, że zaledwie w poprzedniej kadencji był w PiS.
foma 19 październik 10, 17:50 pisze:
„bez przesady z tym strachem. co jak co, ale utrzymanie wzburzonych emocji nigdy nam nie wychodziło”
sorry foma, ale ponieważ chętnie używasz bardzo bezpośredniego języka, to i ja się takim posłużę: coś Ci się pozajączkowało. Doczytaj może co nieco o historii Polski z lat 1980 – 1989. Bezkrwawa rewolucja w Polsce i impuls do przemian w Europie możliwy był dzięki umiejetności „utrzymywania wzburzonych emocji”. Tak się składa, że zarówno ja, jak i gross mojej rodziny wzięła w tym aktywny udział, płacąc, czasem bardzo bolesny, haracz, dlatego wkurza mnie Twoje gadanie.
Aby się przekonać, czy spór ma sens, należałoby dokonać rozbioru logicznego wyrażenia „utrzymanie wzburzonych emocji nigdy nam nie wychodziło”.
Można rozumieć ten zwrot jako skrót od „utrzymywanie wzburzonych emocji na wodzy nigdy nam nie wychodziło” lub jako opis sytuacji, w której wzburzone emocje szybko w nas opadały, czyli ich „utrzymanie na wysokim poziomie wzburzenia nam nigdy nie wychodziło”. Adwersarze musieliby się najpierw opowiedzieć, co tak naprawdę mieli na myśli pisząc 😉
vesper,
„coś jest na rzeczy’ 😉
Napiszę wobec tego tak: wkurza mnie bagatelizowanie sytuacji, którą uważam za groźną. Równocześnie szanuję prawo każdego, w tym fomy, do owego bagatelizowania, przy równoczesnym zachowaniu własnego prawa do wyrażania swojego zdania. UFFF!!! 😆
No ja bym też tej sytacji nie bagatelizowała 🙁
jotka, to że był emocjonalny początek i koniec (80-81 i 89) nie znaczy że środek buchał parą jakby pół puszczy białowieskiej podkładano pod garnek. przynajmniej tak pamiętam ten czas wokół siebie. ładnie teraz spina się klamrą dwie z kilku fal, ale po pierwsze takie pasujące do siebie elementy nie zdarzają się co krok, a po drugie bez problemu dla się znaleźć początki bez kontynuacji. i też nie porównujmy na równych prawach czegoś, co dojrzewało i wykluwało się z wielu źródeł, ugruntowywało się i co tam jeszcze, z jednym tragicznym wypadkiem, bo to nie ta skala. tak przynajmniej to widzę.
doczytałem całość komentarzy i już rozwijam „utrzymywanie wzburzonych emocji” (utrzymywanie rozwijania – cóż za konstrukcja). autor miał na myśli pozostawanie przez dłuższy czas w stanie podwyższonego zaangażowania emocjonalnego. wystarczająco jasno? (wiem, należałoby dookreślić „dłuższy czas”, więc powiedzmy – dłużej niż kilka miesięcy. a jako obszar wnioskowania przyjmuję ostatnie kilkanaście lat, kiedy to nowe egzystencjalne boje zaczęły się rozjeżdżać ze starymi.)
Mord polityczny nigdy nie jest do bagatelizowania, nawet jeśli założyć, że większość takich mordów jest dziełem czubków. Zwłaszcza że na ogół jest to objaw czy kulminacja jakiegoś drążącego społeczeństwo procesu, więc nie wyczerpuje się w jednym tragicznym zdarzeniu. Ale najgorsze, że ten proces przez morderstwo jeszcze się wzmacnia, często przybierając ekstremalne, groźne formy.
To nie są żadne fantazje czy literackie konstrukty. Przykłady na taki przebieg spraw już w historii były, również w Polsce. Więc naprawdę można się bać.
foma,
moim zdaniem to co się dzisiaj wydarzyło, jest właśnie efektem „pozostawania przez dłuższy czas w stanie podwyższonego zaangażowania emocjonalnego” większości społeczeństwa. Istnieje jeszcze coś takiego jak forma „latentna”. I dzisiaj nastąpiło przejście od formy uśpionej do czynnej. Nerwy puściły tak zwanemu świrowi. Nie powinno nas to uspokajać. Ten stan „podwyższonego zaangażowania emocjonalnego” jest faktem. Najgorsze jest to, że jest to systematycznie podgrzewane zaangażowanie i rozbudzanie złych emocji.
Wybaczcie jeżeli kogoś uraziłam. To efekt mojego „zaangazowania emocjonalnego”. W żadnym wypadku braku szacunku dla kogokolwiek.
jotko,
ja w żadnym razie nie czuję się urażony. pełna zgoda że standard letnich emocji ostatnich miesięcy / lat jest inny niż kilka-kilkanaście lat temu, a ich nagłe pobudzenie może być bardziej… hm… destrukcyjne (?) niż powiedzmy w takim 2003 czy 1995. ale do zabicia człowieka trzeba jednak czegoś innego niż „watahy, spiski, zdrady i targowice”.
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/napad-na-biuro-pis/dramatyczny-apel-polityka-nie-zabijajcie-nas,1,3738284,wiadomosc.html
Przypominam, że stan „podwyższonego zaangażowania emocjonalnego” całkiem niedawno uległ osłabieniu. Został przeprowadzony eksperyment, który wykazał, co temu osłabieniu sprzyja. Zmiana wizerunku i retoryki prezesa w kampanii wyborczej stonowała nastroje, budziła nadzieje na normalność. Ten klimat dał prezesowi procent głosów, o jakim mu się nie śniło. Natychmiast po wyborach okazało się, że śnił o czymś jeszcze większym i znowu zaczął huśtać łódką. Zgoda, stonowanie było raczej uśpieniem, ale zadziałało i działałoby nadal, ale taka opcja prezesa nie interesuje. Także tą śmierć wykorzysta bezwzględnie i do maksimum.
Kto odbierze wreszcie temu chłopcu zapałki? Chciałabym, żeby to byli wyborcy. Na media nie liczę. Kościół dorzuci do ognia.
the mentor – http://passent.blog.polityka.pl/?p=766#comment-180890
Nisiu, „zaplątałam się w zeznaniach”, Migalski, oczywiście, się nie wkurzy, chodziło mi o to, że to tych trzech, o których on pisze, że to oni się wkurzą, ufff, chyba się wyplątałam….
Panno Koto, to ja gapa jestem, szybko czytając przeoczyłam ewidentnie pomyłkowo wstawiony przecinek.
Usunąłem feralny przecinek i teraz już wszystko powinno być jasne. 🙂
Bobiczku, Ty pozytywne zwierzątko!
Bobiku! Dziękuję!
Czy pozytywny to znaczy taki, którego nie wolno kąpać? Bo jak tak, to zaraz powiem o tym rodzinie. 🙂
Oczywiście, Bobiku.
Mogę Ci to dać na piśmie.
Komentarzy w Sieci mnogość (oczywiście mówię o morderstwie w Łodzi), sensu niewiele, bo nadmiar intencji, by łatwo i szybko znaleźć przyczyny. Nie ma prostego i jednolitego opisu czemu niektórzy wykraczają poza normalność, ani czemu nienormalni realizują zbrojnie swe urojenia. Mnóstwo niezrównoważonych osób zabija swoich bliskich lub sobie dalekich, z głoszonymi motywacjami otwarcie bzdurnymi, nie otrzymują one ani cząstki tej uwagi co mord z okrzykami o treści politycznej. Nie sądzę, żeby to czyniło mord politycznym, tak jak zabicie żony po pijanemu za przygadanie mężowi czy po ujawnieniu przygody seksualnej nie staje się mordem w walce z feminizmem.
Gdyby w istocie ktoś zabił któregoś z ważnych polityków starając się zmienić układy polityczne na swoją korzyść, można by było mówić o mordzie politycznym. Tu, sądzę, warto poczekać na orzeczenie biegłych o poczytalności mordercy. Ale dziennikarze nie mają wierszówki, a blogerzy rozgłosu za wartościowe opisy. Płaci się za szybką reakcję.
Wszystkie sugestie o rozbuchanym klimacie werbalnym mam za w niewielkiej części uzasadnione. Konflikty, zarzuty, oskarżenia są wszędzie, do strzelaniny z ich powodu dochodzi nie tam, gdzie ostro się dyskutuje, ale tam, gdzie normy współżycia społecznego są zapomniane. Kraje śródziemnomorskie, gdzie za „obrazę honoru” zabija się niewierną żonę (ale nigdy męża), arabskie, gdzie za utracenie dziewictwa przed sprzedaniem jej za mąż zabija się córkę czy siostrę, południowo-amerykańskie, gdzie można stracić życie za okrzyk na cześć niewłaściwej drużyny piłkarskiej, w Indiach gdzie można umrzeć za mówienie niewłaściwym językiem – to nie są śmierci z konkretnych przyczyn, lecz efekty chorób społeczeństwa.
Ostre gadanie od wieków jest w Polsce normą, ale jasne i niedwuznaczne odniesienia do śmierci politycznego adwersarza w ostatnich latach znam tylko dwa (o ile pamiętam): słynny epizod z J. Kaczyńskim chcącym zastrzelić Tuska za żarty na temat NMP – i wyrażenie prałata na mszy, że samolot, który spadł, to nie ten, co trzeba.
Śmierć w Łodzi nie jest zbrodnią polityczną, nie wynika z klimatu politycznego (w polityce nie morduje się przegranych przeciwników), nie ma incydentów w mniejszej skali, gromadzących poziom brutalności, nie ma poparcia społecznego.
Nie ma więc relacji z zastrzeleniem Narutowicza, gdy pokaźna część Kraju uznawała mordercę za bohatera. Moim zdaniem jest to odizolowany i absurdalny epizod dowodzący tylko tego, że nienormalni żyją wśród nas.
jakby cieplej 🙄
Dzień dobry 🙂 Jakby to takie nieprecyzyjne okrelenie…
I całe szczęście, bo mogę w polemice nie używać ostrych słów, tylko napisać: eee, jakby na odwrót. 🙂
Spróbuję za chwilę wyrwać się dzisiejszemu urwaniu głowy i napisać coś oprócz komunikatu meteorologicznego, ale ostrzegam – letko nie będzie. 😎
http://www.youtube.com/watch?v=wJj7EeVMmbY&feature=player_embedded#
Już nie jest letko 🙁
Andsolu, nie całkiem mogę się z Tobą zgodzić, co po części wynika z różnic w definiowaniu mordu politycznego (a mówił już Sokrates: zanim zaczniemy rozmawiać, uzgodnijmy definicje 😉 ). Ja stosuję definicję rozszerzoną, tzn. wszelkie morderstwo na podłożu politycznym i mające polityczne konsekwencje (czyli nie tylko w celu przejęcia władzy lub zmiany układu na swoją korzyść). Uważam, że taka definicja ma sens właśnie ze względu na konsekwencje takich morderstw, choć – jak sam pisałem – najczęściej są one popełniane przez osoby chore lub niezrównoważone psychicznie. Co z tego, że strzelał czubek, skoro jego czyn zostanie „podchwycony” przez jakieś ugrupowanie (albo kilka ugrupowań) i całkiem na serio politycznie wykorzystany? A że w Polsce już się to zaczyna dziać, chyba gołym okiem widać.
Piszesz: Konflikty, zarzuty, oskarżenia są wszędzie, do strzelaniny z ich powodu dochodzi nie tam, gdzie ostro się dyskutuje, ale tam, gdzie normy współżycia społecznego są zapomniane. Zgoda, tylko jeszcze bym do tego dodał: i tam, gdzie podskórne napięcia społeczne są tak silne, że normy współżycia społecznego od nich pękają (często ku zdumieniu wsystkich aktorów życia społecznego). A jak już raz pękną, to różne nieprzyjemne rzeczy potrafią się wylać i na lata atmosferę zatruć, albo przynajmniej zasmrodzić.
Obserwowałem w ostatnich latach, jak zabicie Pima Fortuyna zaczęło zmieniać tak rzekomo liberalnych i cieszących się stosunkowo dużym spokojem społecznym Holendrów, a nawet brzydko promieniować na sąsiednie Niemcy. Oczywiście, te zmiany spowodował nie tyle sam akt, co mechanizm, o którym pisałem tu. Jakiś pojedynczy akt potrafi wypuścić demony z klatki, ale żeby wypuścił, one muszą już tam być.
I ja się boję nie tego, że teraz w Polsce politycy zaczną prowadzić spory przy pomocy broni palnej i innej, tylko tego, że demony, które już są, postanowią sobie pohulać. Nie tego, co powie Kaczyński, tylko tego, co wskutek jego wypowiedzi rozleje się po necie. Nie tego, co zrobi Palikot, tylko tego, jak zradykalizuje się ta i inna grupa panów Kowalskich.
Dopuszczam oczywiście taką myśl, że przesadzam (i oby!), nawet to napisałem. 😉 Ale ja już jakoś tak mam, że na widok pewnych tendencji w polityce zapalają mi się czerwone światełka i dzwonią dzwonki alarmowe. Tylko prawdę mówiąc, wolę sto razy zadzwonić na alarm niepotrzebnie, niż raz nie zadzwonić wtedy, kiedy właśnie trzeba było.
Nic więcej szczeknąć nie zdążę, bo ruszam w teren. Ale dorzucę przed wyjściem jedno: nie dajcie się zwariować, nawet mnie. 😉 Przy wszystkich politycznych obawach niepolitycznie umiechnąć zawsze się można. 🙂
Jak dobrze, że jest Konkurs …
Bobik w krainie czerwonych latarni… 😆
Konkurs się kończy. Dobrze, że są Tańce z Gwiazdami i Top Modelki 😉
Foma, nie strasz. Dobrze, że jest szuflada z nagraniami
vesper, myślałem o zajęciu uwagi gawiedzi
Ten Pim to się Fortuyn nazywał.
Oczywiście, Pani Kierowniczko, dziękuję. W biegu pisałem, to i korekty już nie miałem czasu zrobić. 😳
Wpadłem na chwilę, ale zaraz muszę lecieć dalej. Do późnego wieczora mnie tak będzie po świecie gnać. Nawet dzisiejszego Konkursu nie zdążę sobie za bardzo posłuchać. 🙁
Srody to tez ostatnio nie najlepszy dzien dla mnie pod wzgledem czasowym, Bobiku, ale tylko szybko chce dopisac (z gory wiec przepraszam za ewentualne niedokladnosci w pisowni i interpunkcji), 😉 ze i ja podobnie to widze. Demony zwykle juz sa, czasem uspione, czasem juz sie budzace, i zazwyczaj polaczone z jakims nie do konca przepracowanym elementem zycia spolecznego, ktory mozna wlasnie w takich chwilach wzmocnic i wykorzystac politycznie. W Stanach tez ostatnio demony wylaza spod boazerii i spodniczek okolopodlogowych, i co ciekawe, za leczenie tej przypadlosci zabral sie komik, Jon Stewart. Obecnie organizuje marsz pod haslem Restore Sanity, co oznacza mniej wiecej Powrot do Normalnosci (psychicznej). Byl o nim niedawno krotki artykul w Polityce:
http://www.polityka.pl/swiat/ludzie/1509116,1,sylwetka-jona-stewarta—bardzo-powaznego-komika.read
Na demony najlepszy dżinizm 🙄
I tyle powiem, bo jak się newsów słucha tylko w serwisach Trójki, to się nabiera dystansu. Także sprawy Wróbla i asystenta jakoś mną nie wstrząsnęły bardziej niż sprawy pracowe. Nie dajcie się zwariować mediom, moi drodzy.
Bobiku, oczywiście nie będę się upierał, bo nie chcę wyjść z Koszyka z nogawkami w strzępach – myślę, że oba sposoby widzenia słów mają sens i zobaczymy które zdobędzie więcej zwolenników, ale jeśli zawody mają być uczciwe, to nie merdaj ogonem, a ja tylko tu i tam merdnę słowem. Otóż jeśli psychiczna nierównowaga Leonida Nikołajewa była wykorzystana przez kogoś, by jego zagubienie skierować do zabicia Kirowa, to miało małe znaczenie czy Nikołajew był wariatem czy nie. To był mord polityczny. Ale jeśli pijany świr zastrzeli wieczorem na ulicy Czarnego, bo dostrzegł w nim diabła z rogami, nie będzie to przestępstwem na tle rasowym a zwykłą mieszanką pijaństwa z obłąkaniem.
Z drugiej strony, przyznaję, że polityczne są nie te zjawiska, którego zdefiniowa Akademia, ale te, które poruszają masy. Więc jeśli koryfeusze PiS-owskiej myśli będą domagać się ochrony policyjnej i gwałtownie przypisywać inspirację Tuskowi i Putinowi, bezsensowny incydent zawędruje do świata polityki – i być może już to (niestety) uczynił.
Jeszcze inny punkt widzenia: @ Janusz – http://passent.blog.polityka.pl/?p=767#comment-181031
Prawie dziś łapy zdarłem od biegania. Tyle mojego, że kolacji nie musiałem robić, bo zahaczyłem o palestyńską ucztę kuskusową. 🙂
Teraz herbata, ciepła koza i kanapa na resztę wieczoru. Chociaż nie… trzeba jeszcze skoczyć do Pani Kierowniczki i sprawdzić, co nowego w chopkologii. 😉
@ Staruszek – http://passent.blog.polityka.pl/?p=767#comment-181044
Przyjdzie, nie przyjdzie, przyjdzie……nie przyjdzie:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,8543531,Prezydent_zaprosil_J__Kaczynskiego_na_spotkanie__Nie.html
Bobiku, w chopkologii genau jak obecnie w Polsce: opinie podzielone, zwyciężczyni wygrała przez nieporozumienie, media mają za złe jury, a jury nie wie, o co im chodzi.
Na dobranoc: http://www.youtube.com/watch?v=moE4Cxg-iMY&translated=1
I jeszcze trochę psztetowej: http://www.youtube.com/watch?v=1aLO1P4pzfY&NR=1
Oczywiście pasztetowej, i nie tylko
Na podniesienie nastroju choc wciaz deczko melancholijnie
http://www.npr.org/templates/story/story.php?storyId=130515591#playlist
Dzień dobry 🙂
Zostawię, może się przyda – http://wiadomosci.onet.pl/raporty/napad-na-biuro-pis/ryszard-c-wspolpracowal-w-prl-z-milicja,1,3739478,wiadomosc.html
Za oknem i słońce i deszcz, że o wietrze nie wspomnę.Jednym słowem jesiennie. Magnolie wysyłają wiosenne sygnały. Zawiązały się pąki kwiatowe, które zakwitną wiosną. Mam nadzieję, że przetrwają zapowiadaną srogą zimę.
Miłego dnia 😆
jasne światło lampy, przyjemny szum klimatyzatora, wygodny fotel biurowy, blogosfera rozgadana artystycznie. czwartek marzeń
Foma, kraino łagodności, czyżby Ci było ciepło?
haneczko, jakoś niekoniecznie, chyba muszę przestawić klimatyzator na nieco cieplej.
Dzień dobry 🙂 Z najwyższą chęcią dołączę się do czwartku marzeń. Wobec tego: do mojej szkolnej roboty dziś iść nie muszę, bo jeszcze ferie, kaloryfer podkręcony na maksa, nie leje, a nawet jakby trochę słonecznie było i wiadomości dziś jeszcze żadnych nie czytałem. 😀
aż chce się krzyknąć: kto da więcej? 😆
No właśnie. Ktoś np. może mieć croissanty, których ja nie mam. 😉
Na weekend zapowiadają pogodę wiosenną i ja mam nadzieję że ona przetrwa do lata 🙂
Za oknem ładnie, dopóki się stoi po właściwej okna stronie.
Oj, tak. Gdybym stanął po niewłaściwej stronie okna, to mógłbym zobaczyć, jakie dramatyczne skutki ma brak Pani Dochodzącej i nici by były z Czwartku Marzeń. Więc na wszelki wypadek spróbuję dziś pozostać po tej stronie z widokiem na ogród. 🙂
Mam wlasnie sesje zapoznawcza z Megan 🙂
No, nareszcie! 🙂 Tak mi się już ckniło…
I oczywiście najniższe ukłony dla Makarego Makowicza vel Jabola. 😆
Wstawili mi drugi grzejnik 🙂 Lada chwila odgrabieję 😎
Hasło na dzisiaj: odgrabiaj zgrabiałe! 😆
to już koniec z czwartkiem marzeń? 🙄
A teraz w wietrzny świat. Do wieczorka.
Tylko koniec marznięć 😉
Witam Magitę (jeszcze z wczoraj) 🙂 i najmocniej przepraszam, że się tyle musiała wysiedzieć w poczekalni. 😳 To pewnie przez te chopkowe emocje przeoczyłem.
Magito, w ramach zadośćuczynienia oddaję Ci cały swój dzisiejszy przydział pasztetówki. 🙂
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8544143,Szkola_na_Salwatorze_zdjela_krzyze_ze_scian.html
😯 😯 😯
– Pierwszy oczatek z tego powodu, że pierwsze zdjęcie krzyży w szkole odbyło się akurat w Krakowie.
– Drugi dotyczy aż tak niedwuznacznego i niezawoalowanego szantażu ze strony kurii (wiem, wiem, nie powinienem się dziwić, ale jednak mnie czasem ponosi)
– Trzeci jest pod adresem MEN i przepisów. Jeżeli religia należy do normalnych szkolnych przedmiotów, które są na świadectwie i na maturze, to niby dlaczego w szkołach prywatnych ma być nauczana lub nienauczana po uważaniu, według widzimisię Kościoła? Czy to aby nie jest jakoś tam dyskryminacyjne, albo co? A czy matematyka w prywatnych szkołach też może być jak się komu spodoba? I czy jest taki przepis, że nauczanie religii jest uzależnione od wiszenia krzyża w klasie?
No i czy groźba wycofania lekcji religii nie jest aby niedwuznacznym dowodem, że KK ma gdzieś jakąkolwiek misję ewangelizacyjną, a chodzi mu wyłącznie o władzę i postawienie na swoim? Woli ukarać również wierzących odmową nauczania religii, niż oddać choćby guzik ze swoich zdobyczy.
Mnie tam na religii w szkołach nie zależy, ale ta historia dość dobrze pokazuje tzw. prawdziwą twarz KK. Jak również rzeczywiste aspekty rozdziału kościoła od państwa.
A tam, co sobie będę żałował – dorzucę czwartego oczatka i wściekłe, wykręcone ogonem kocisko. 😯 👿
Zgubiłam silną wolę i pracowitość. Uczciwy znalazca proszony o zwrot za wynagrodzeniem.
Nic mnię się nie chce od wczoraj. A żaby … nie powiem co … drą … 👿
Niestety, nie odpowiem na apel. 🙁 Nie mogę powiedzieć, żebym dziś silnie wolał pracowitość.
A żaby usiłuję wypierać, dopóki się udaje. 😉
Też próbuję wypierać, ale one się drą, jak nie przymierzając … no zgadnijcie kto? 👿
Jak stoi na dawnej ziemi zakonnej to mundurkiem powinien być habit 🙄
Bobiku, powitanie powitaniem, ale wypuszczenie Magity z poczekalni samo się od tego nie zrobi. Ja w każdym razie w tym wpisie nie znajduję takiego komentarza 😐
Też szukałam, nie znalazłam…
jak wyżej 😯
biedna Magit 🙁 co też ona sobie o gościnności i manierach Koszyczka pomyśli 🙄 trzeba jej dać podwójną porcję powitalnej kaszanki 😉
Rzeczywiście, Magitę wcięło. 😯
Słowo honoru, że to nie ja, tylko Łotr. Ale na szczęście zachowała się kopia w poczcie, więc zaraz wrzucę, tylko pora nadania będzie zmieniona. No, sorry, ale proszę nie bić, bo w sprawie zniknięcia jam nie zawinił. 😥
Żadnego bicia, dodatkowa porcja pasztetówki na złagodzenie skutków stresu i pisemne zaświadczenie dla Magit, poświadczające wyjątkową gościnność Bobika 😆
Rewelacyjne, dawno sie tak nie usmiałam. Gratulacje. Pozdfawia Pin-up Cz(rld)erka.
Uff! No to jeszcze raz – witaj Magito i przyjmij dodatkową porcję pasztetówki. 🙂
no tak, tylko że teraz nie wiadomo z czego Magita dawno się tak nie uśmiała, że o gratulacjach nie wspomnę 🙄
KK nie zaskoczył 😉
Doniesienia mojega kaloryfera sa dosc podobne do tych od kaloryfera Bobika, wiec juz nie bede ich dalej rozwijac. 😉 W Warszawie zakonczyl sie konkurs, za to u nas zaczal sie coroczny festiwal literacki – ponad dwa tygodnie spotkan ze znanymi autorami w roznych zakatkach naszego miasta (w sumie 45 autorow). Wczorajszy poczatek byl bardzo ciekawy – spotkanie z Andrew Bacevichem na temat jego nowej ksiazki: „Washington Rules: America’s Path to Permanent War”, a dalej tez zapowiada sie interesujaco.
http://www.concordfestivalofauthors.com/
I jeszcze troche meta, podrzucam artykul Malcolma Gladwella z New Yorkera, tego od „Blysku”, z jego spojrzeniem na to, co moze, a czego nie moze Twitter, i szerzej – spolecznosc internetowa. Ciekawe, ze w „oku cyklonu” takie zastanawianie dzieje sie wczesniej, moze dlatego, ze internet zaczal swoj triumfalny pochod przez swiat wlasnie tutaj, wiec i tutaj zaczyna sie powazniejsze zastanawianie nad jego wplywem? W kazdym razie obiecuje sobie pojscie 30 pazdziernika na wieczor autorski Williama Powersa, i dyskusje o jego ksiazce pt. „Hamlet’s Blackberry” (odbedzie sie to w The Thoreau Institute, zeby dopelnic symetrii). 😉
http://www.newyorker.com/reporting/2010/10/04/101004fa_fact_gladwell?currentPage=all
Oj, na tego Gladwella trzeba trochę więcej niż 2 minuty 😉 . Chyba sobie zostawię na później.
A gdyby ktoś miał mylne przekonanie, że z obrońcami krzyża cackano się nadmiernie i przez jakiś czas pozwalano im grać wszystkim na nosie, to niech sobie przeczyta, co naprawdę działo się pod Pałacem. 🙄
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,8546268,Kaczynski__Kolejna_tragedia__ktora_wynika_z_kampanii.html
To jeszcze wystąpienia:
– Donald Tusk – http://www.platforma.org/pl/aktualnosci/newsy/art2559,premier-nie-poddamy-sie-nienawisci.html
– Małgorzata Kidawa – Błońska – http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,81048,8546561,Kidawa_Blonska__apeluje_do_politykow_o_zachowanie.html
– Grzegorz Napieralski – http://www.sld.org.pl/aktualnosci/p-r-m-a-6049/aktualnosci.htm
Jestem w poczekalni 🙂
Słuchałam dziś wystąpień sejmowych w sprawie wczorajszych wydarzeń. Jarosław Kaczyński rzeczywiście opowiadał historie krew mrożące w żyłach.
Hej, kochani, czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego, kiedy otwieram Blog i klikam na ostatnie wpisy, to zamiast Teresy Stachurskiej wylatuje mi jakieś Radio Wnet? To już nie pierwszy raz. I tylko na Teresie tak działa, na Bobiku, na ten przykład już nie…
Nisiu,
kliknij na „andsol” albo „foma” 🙂 Każdy nick podkreślony, gdy się nań kliknie, przekierowuje na blog, albo coś takiego jak u mnie.
Kiedy w rubryce „ostatnie komentarze” klika się na tytuł wpisu przy nicku, wchodzi się bezpośrednio na odnośny komentarz. Ale jeżeli klika się na nick, to wskakuje się na to, ci pod tym nickiem jest zlinkowane, czyli np. radio Wnet pod Teresą, albo blog Kierowniczki pod Dorą.
Na nicku Bobik nie da się tego sprawdzić, bo Bobik na własnym blogu nie jest podlinkowany. 🙂
Łajza uwielbia odpowiadać na „techniczne” pytania. 😀
Widocznie lubi się pochwalić, że coś wie 🙂
a dlaczego na własnym blogu nie? co to, wstydzi się?
Może nie chce wyjść na matrioszkę. Że niby Bobik w Bobiku.
albo że niezgodność w czasoprzestrzeni? eee tam, przesądy
And the winner is… vesper. 😀 Istotnie, trochę mi się bez sensu wydało paradowanie po blogu w charakterze matrioszki. 😉
łiner czego? bo może być luzerką?
Och, że też nie poszłam do kolektury Lotto. To już dziś druga wygrana, która mnie spotyka. Po południu do mojego paragonu w sklepie „Piotr i Paweł” dołączono jakiś kupon do losowania. Dostałam pudełoko kosmetyków Neutrogena. Może to dlatego, że dziś mam imieniny 🙂
uuuuuu…. 😉 i dopiero na chwilę przed północą takie wieści???
Na kwiatka i toast jeszcze nie jest za poźno 🙂
Mam, niestety, bardzo smutny komunikat w sprawie zdrowia psychicznego Heleny. 🙁 W związku z tym, że internet będzie mieć najwcześniej w poniedziałek, cierpi na ostry zespół odwykowy, ale to by było jeszcze pół biedy. Aliści zepsuł jej się również telewizor i jest zmuszona radzić sobie z problemem wolnego czasu przy pomocy czytania normalnych, papierowych książek. 😯 Chyba dla każdego jest jasne, że coś takiego może spowodować ciężką depresję, a nawet przejściowe stany psychotyczne.
Trzymajmy kciuki, żeby w poniedziałek miała rzeczywiśie ten internet, bo inaczej nawet telefoniczny doktor Bobik nie poradzi sobie z sytuacją. 🙄
stoi paprotka w donicy
lecz po próżnicy
nie kwitnie, nie ugości ni pszczółki
nie ubodą jej pszczoły czułki
cóż zrobić w tym dołku?
trza usiąść na stołku
podnieść w górę szkło z winem
i wznieść toast za fajną dziewczynę
a co później?
się wypije i zrobi się luźniej 😛
Ta technika mnie kiedyś wykończy.
Dzięki za rozjaśnienie mroków…
O, imprezka! 😆 Lepiej późno niż wcale. 😀
No to życzymy najlepszego i wznosimy toasty.
Niechaj każdy, na trzy-cztery
wychyli zdrowie Vespery. 😀
Foma, 🙂
Czy Helenka ma chociaż jakąś żarówkę, czy czyta papierowe książki przy świecy? 🙂
Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za wierszowane życzenia 🙂
Tymczasem dobranoc 🙂
Chyba jeszcze nie kończymy? 😉
Czy kto człowiek, czy kto zwierzę,
niech pamięta o Vesperze
i czy dziewczę jest, czy chłopiec,
niech jej zdrowie szybko żłopie. 🙂
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/polityk-pisze-do-biskupa-i-wzywa-do-przeprosin,1,3740123,wiadomosc.html
Vesper, wszystkiego najlepszego. I dla Ciebie, abyś miała kolorowe sny:
http://www.youtube.com/watch?v=WpmILPAcRQo&feature=fvw
Vesper, wszystkiego najlepszego 🙂
Teresa pisze: kliknij na “andsol” albo “foma”.
Wyjątkowa zgodność opinii. Kliknij! Kliknij! Kliknij!!!
Oooo, dzisiaj jest Sw. Vesper. Moc cieplych zyczen dla ciebie od zapracowanego i zneurotyzowanego
krolika…
Hej moze wytrawny wermut z wodka i z sokiem borowkowym (tym czerwonym a nie tym w kolorze denaturatowym)?
Przynajmniej kolor koktajlu bedzie piekny.
Cheers vesper!
słoneczko, niebieskie niebo (z wypaleniami przy linii horyzontu), zielona paprotka i yucca, czerwona konewka, czarny odtwarzacz i telefon. barwny piątek, nawet bez wermutu z wódką i z sokiem borówkowym
Dzień dobry 🙂 To już wiem, gdzie to moje wczorajsze słoneczko powędrowało razem z niebieskim niebem. Widocznie miało skrzydełka jak gąska i poleciało do fomy, do Śląska. 😉
Foma, dbaj o nie, bo to okropnie wymagające stworzenie. Jedno słowo nie tak, jedno spojrzenie nie dosyć proste i frrrrr – już słoneczka ni ma. 🙁
póki co dbam, żeby w oczy nie raziło 😎
Króliku, ja wiem, że zapracowanie i zneurotyzowanie naraz, to czasem za dużo bywa dla jednego zwierzątka. 🙁 I nawet Sok Borówkowy i S-ka niekoniecznie na to pomagają. Ale przy jesieni i zimie większość populacji ma skłonność do wpadania w nastroje i większości tej większości z wiosną jest jakoś lepiej. Tak że może spróbuj przeczekać. 🙂
O, widzisz, foma, może to w tym wic? To cholerne słoneczko chciało się pewnie ze mną w chowanego bawić i domagało się, żebym sobie zasłonił oczy, o tak 😎 , a ja nie zrozumiałem i nie zareagowałem 😳
Właściwie nic dziwnego, że sobie poszło. 🙄
Dziękuję za wszystkie wczorajsze życzenia. Drink w kolorze denaturatu mógłby być całkiem ciekawy. Parapetówka się niedługo szykuje, więc opracować proporcje 🙂
Vesper – spóźnione, ale serdeczne!
Drink w kolorze denaturatu mógłby być ciekawy – piszesz. Denaturat jako drink to by dopiero było… zwłaszcza że kolor by przecież zachował!
Taki drink mi się przypomniał – chyba z nostalgii za słońcem… trąbiliśmy toto na błękitnym morzu wedle Wysp Dziewiczych: rum Pussera, niestety, tylko tam dostępny i sok z owocków tropikalnych. Dużo lodu.
Po powrocie opracowałam drink zastępczy, tak samo wygląda i prawie tak samo smakuje: rum jakiś przyzwoity, likier Passoa, który daje niepowtarzalny zapach i soki ananasowy z pomarańczowym. Dużo lodu. Pić, podśpiewując pod nosem w rytmie reggae: ło-lelele… Dobre towarzystwo niezbędne, to jest drink towarzyski.
Na kiepski nastrój uwaga: tego rumu nie musi być mało…
No coś podobnego, widzę, że nie wszystkie kulinaria, ze szczególnym uwzględnieniem drinkologii, są mi znane! 😯 Rum Pussera i likier Passoa – null pojęcia. 😳
Ale może nie muszę się okropnie przejmować, bo denaturat ja i tak najbardziej lubię w kolorze bordo. Parasolka do ozdoby niekonieczna. 🙂
I też nie musi być mało. 😀
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/walka-o-krzyz/policja-dementuje-slowa-prezesa-pis,1,3740790,wiadomosc.html .
U mnie żałosnie pada deszcz i dobrze, bo wczoraj około 17:00 śnieg padał 🙂 Roztopił się, ale czy na długo? Mam wyjść do sklepu tylko i parasolka (Bobik zrezygnował) się przyda też nie dla ozdoby 😆
Ha! Znalazłem teoretyczne uzasadnienie dla mojej decyzji zostania dyktatorem. 😎 Psycholodzy twierdzą, że tzw. mądrość zbiorowa to pic na wodę i fotomontaż. W rzeczywistości jest ponoć wręcz przeciwnie – w grupie głupiej. 😯
http://www.polityka.pl/psychologia/poradnikpsychologiczny/1509808,1,dlaczego-w-grupie-ludzie-mysla-glupiej.read
Tak na serio, to nie jestem do tej teorii zbiorowej głupoty tak całkiem przekonany, bo dużo mam szacunku dla idei ubuntu (nie mylić z Linuxem 😉 ), w której suma indywidualnych pomysłów wniesionych w życie zbiorowości daje w efekcie coś więcej niż sumę; daje nową, lepszą jakość. I zastanawiam się, czy nie może być tak, że ubuntu nie jest z zasady ideą niesłuszną, tylko niezbyt się sprawdza w systemie korporacyjnym, rywalizacyjnym, hierarchicznym, gdzie każdy ma zbyt dużo do stracenia, jeżeli jego myśl czy informacja nie spodoba się górze?
Tereso, gdybyś wyszła na ten deszcz z pucharkiem denaturatu przyozdobionym cukrowym brzegiem i papierową parasolką, to na pewno wielu osobom ozłociłabyś dzień. 😆
Bobiczku, rum Pussera trzysta lat piła flota Ich Królewskich Mości, Królowych i Królów angielskich, a teraz odkupił go od Królowej niejaki pan Tobias i pędzi go dalej na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych. Jest to rum organizacyjny naszej Kongregacji Miłośników Krzewienia Kultury Picia Rumu WRAK (oby żyła wiecznie). Poza BVI, niestety, nie do kupienia. Bardzo dobry jest, można go pić samodzielnie, najlepiej smakuje z zachodem słońca w tle. Karaibskim.
Likier Passoa to likier z owoców passiflory czyli – za przeproszeniem – maracui. Ma ładny kolor i pachnie Karaibami.
Bobiku, a szczeniaczkom wolno pić alkohol???
No, chyba że denaturat. To co innego.
Oddalam się na dwa dni. Bawcie się cudnie!
Bobiku,
była okazja więc, a ja z samą parasolką 😉
Nareszcie – http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/460358,eurodeputowani_chca_nam_dac_wyzsze_pensje.html
A, to trzeba było od razu mówić, Nisiu, że ten likier to z męczennicy jadalnej. 😀
Nawiasem mówiąc, jak wrzucić męczennicę jadalną w gugla, to jako materiał źródłowy na pierwszej stronie, niemal tuż po Wikipedii, występuje blog Bobika. 😆
Bobiku wpisz w wyszukiwarkę: wierszyki kulinarne.
Tereso, ale to mniej zabawne niż męczennica. 🙂
Bobiku, a ja myslalam, ze Ty jestes dyktatorem, bo byles dobry dyktandach. 😀 Zas ten artykul o glupocie zbiorowej juz wczoraj wpadl mi w oko, i cos w tym jest – „design by committe” i „groupthink” na pewno nie kojarza sie pozytywnie, co oczywiscie nie przeszkadza istnieniu madrosci zbiorowej, bo rzeczywistosc zwykle jest troche bardziej skomplikowana niz da sie to uchwycic w krotkim artykule w gazecie. 😉 W kazdym razie, Helena bedzie wdzieczna, jak juz tego Maca zainstaluje, ze odcisnela sie na nim pojedyncza osobowosc Steva Jobsa. 😉
On a related subject, pare dni temu amerykanscy psychologowie ze Stanford oglosili wyniki swoich badan dotyczace CEO’s-oszustow i ich publicznych wypowiedzi (ostatnio troche ich sie namnozylo, stad ciekawy material do badan). Okazuje sie, ze w warstwie jezykowej mozna u nich zauwazyc nadmierne poleganie na „my”, „nasze”, „nasza druzyna”, a za malo wypowiedzi w pierwszej osobie liczby pojedynczej.
http://www.npr.org/templates/story/story.php?storyId=130544236
A, jeszcze nim mnie dzien wciagnie w wirowke, wszystkiego najlepszego, Vesper! Duzo slonca – w drinkach i poza nimi. 🙂
vesper: Drink w kolorze denaturatu mógłby być całkiem ciekawy. Raz w życiu byłem w spatifie i wtedy pani właścicielka lokalu z takim dziwnym uśmieszkiem roznosiła jakiś napój w odpowiednim kolorze i chyba nazywała go denaturatem. Mam ochotę opowiedzieć, że był też w butelce po denaturacie, ale to by było podbarwianie historyjki na fioletowo. Nie, nie piłem. Pora była przedobiadowa.