Bajka o Jazgocie
W nie tak dawnych i nie tak dobrych czasach żył w Psolandii pewien jamnik małowłosy. Postury był ci on znikomej, zajadłości za to niebywałej. Nie przeszedł człowiek, nie przejechał pojazd, nie przemknął się kot, żeby nie wywołało to natychmiastowego jamniczego jazgotu. A takiego, że choćby i kto chciał, uwagi nie mógł nie zwrócić; choćby i samym stoikiem starożytnym był, obojętnie nie mógł minąć. Nic tedy dziwnego, że Jazgotem był ów jamnik nazywany.
Bano się wielce Jazgota, kłaniano mu się uniżenie i o łaski jego zabiegano, choć podania przez niego łapy starano się unikać, a jego organ głosowy omijać z daleka. Szeptano też po chatach, że czarownikiem wielkim jest ten jamnik, bo gdy tylko kichnie lub się skrzywi, choćby jeszcze nawet ujadać nie zaczął, cała Psolandia się trzęsie.
Przychodziły pod obejście Jazgota grupy rozliczne i delegacje zagraniczne, mężowie w sile wieku i matki z dziećmi na rękach, błagając w pokorze: zmiłuj się waćpan, jazgocz ciszej nieco! Ale nieulękły jamnik mężnie odpierał te ataki na jego suwerenność i robił swoje.
Jednego dnia listopadowego siedział Jazgot w krzakach, czekając na okazję do użycia swego czarodziejskiego organu, a tu znienacka, ni z tego, ni z owego, stwór dziwny się przed nim pojawił. Z półtora metra wysokości miał, no, może ciutkę więcej, na ciele skafander niewyjaśnioną substancją powleczony, z jego oczu wydzielał się nieziemski stupor, a z głowy wyrastała antenka. Pachniał przy tym zupełnie inaczej niż wszystkie znane jamnikowi stworzenia.
Jazgot w ciemę bity nie był i domyślił się migiem, że pewnikiem z Kosmitą ma do czynienia. Zaraz też w głowie błysnęła mu myśl, że gdyby z takim się rozprawił, takiego jazgotem swoim do upadku doprowadził, już by ci go cała Psolandia z punktu pokochała, na rękach zaczęła nosić i befsztyki krwiste pod nos mu podsuwać. Ruszył więc do ataku, naszczekując to grubo, to cienko, to w majorze, to w minorze, to z przodu, to z tyłu, to z boku. Kosmita zachwiał się dość wyraźnie, ale poza tym wcale nie sprawiał wrażenia przejętego. Najeżył się Jazgot, zęby wyszczerzył i wydał z siebie warkot przeciągły, głęboki, umarlaka mogący przerazić. Ale nie Kosmitę. Ten stał kołysząc się równomiernie i dalej stupor z oczu miotał, aż ciarki po ogonie chodziły. Obiegł Jazgot Kosmitę kilka razy w kółko, zastanawiając się, co to za siły za nim stoją, że nie ucieka z krzykiem, jak zrobiłby to niemal każdy Psolandczyk, a potem zaczerpnął tchu i począł ujadać od nowa, bo chęć zostania uwielbianym przez wszystkich bohaterem nadal go nie opuściła.
Nagle w jazgot Jazgota wdarł się inny jazgot, dobiegający od drogi. Obejrzał się jamnik i zoczył biegnącą drogą Babę, odzianą niedbale, w zapasce i klapkach japonkach. Baba biegła i jazgotała na najwyższych możliwych obrotach:
– Skaranie boskie z tym chłopem niechby z piekła nie wyszedł! Uchlał się, uciorał się, języka w gębie zapomniał, do chałupy własnej trafić nie umie! A żeby go ziemia święta nosić dłużej nie chciała! Gdzie cię diabli ponieśli, ziajoku zatracony?!
Dobiegła do Kosmity, złapała go za ubabrany nieznaną substancją skafander, szarpnęła, że aż antenka oderwała się z głowy i razem z beretopodobnym nadajnikiem sfrunęła na trawę, po czym, nie zwracając najmniejszej uwagi na Jazgota, razem z Kosmitą znikła za najbliższym rogiem.
Ani Baby, ani Kosmity już nigdy w tej okolicy nie widziano. A Jazgot, którego jazgot po raz pierwszy w życiu trafił w próżnię, porzucił obowiązki, a nawet swoją budę, zamieszkał w dziurze wygryzionej wewnątrz wyrzuconego na śmietnik historii materaca i zaczął unikać zarówno psów, jak i ludzi. Podobno pije, ale ze względu na jego samotniczy tryb życia nikomu nie udało się stwierdzić tego naocznie.
No mnie nawet nie chodzi o bogate slownictwo, choc i ono godne jest podziwu (jego wigor i spiewnosc) tylko o dramatyczna konstrukcje dialogu, o znakomite, skrotowe ale bardzo czytelne zarysowanie pesronae dramatis, o naturalnosc i potoczystosc przechodzenia z watka bezludnej wyspy i tesknot seksualnych do szerszego spojrzenia na historie XX wieku z pojawiajacymi sie elementami oceny bezacej rzeczywostosci.No i motyw uczuciowy (piesek, przepros mnie etc).
No, niechby to Glowacki sprobowal. Bo k..ami rzucac to kazdy potrrafi.
Pesronae? 😳 Moze nikt nie zauwazyl.
Mordko, zobacz – http://www.nowy-swiat.pl/ns/?p=1068
Heleno, przypominam, że Głowacki był np. współautorem scenariusza „Rejsu”. Chyba trochę tam było więcej niż samo rzucanie kurtyzanami. 😉
Ale tak w ogóle, to na razie nie mogę się na poważnie zajmować żadnymi tam literatami, bo Rodzina jakąś rewolucję domową mi szykuje. Dosłyszałem kątem ucha i nie do końca jeszcze wiem, czy mam w to wierzyć… No, okaże się gdzieś za pół godziny. 🙄
Jeżeli oni to mówili na serio, to całe szczęście, że budujemy arkę. Będzie jak znalazł… 🙄
Czy ta rewolucja to sie zaczyna na litere „k”? Tam gdzie u nas niedawno byla rewolucja (no, moze rewolucyjka) na litere „p”?
Teresko, dzieki. Przeczytam, porownam…
No wlasnie, Heleno, mnie o to samo chodzilo – po prostu zdarzylo mi sie podsluchac cos podobnego w warszawskim autobusie (nie pierwszy raz zreszta). Talent narracyjny pada kedy chce, a literatura i tak ma swoje poczatki w formach mowionych, o czym sie czesto zapomina po kilku setkach lat czytania po cichu. A co do slownictwa, to kazdy opowiadacz ma swoje „word hoard”, jak to sie ladnie kiedys nazywalo… 😉
Owszem, rewolucja jest na literę k. Już przyjechała. 👿 Usiłowałem na nią naszczekać i nawarczeć, to mnie wyprowadzili i zamknęli w kuchni, skąd konspiracyjnie nadaję ten komunikat.
Nie podoba mi się to wszystko i póki sił będę protestował przeciwko wprowadzaniu do domu pręgowanych jaczejek. Precz z rewolucjami! 👿
Bobiku, a Ty ciągle w tej kuchni?
Niby już mnie wpuszczają do pokoju, ale tam siedzi ta podejrzana, pręgowana persona na „k” i na mnie syczy. To ja już wolę sam z własnej woli iść do kuchni. 🙁
Rzekomo chodzi o nagły przypadek ostrej alergii w kręgu przyjaciół Starych. Rzekomo nie było wyjścia i trzeba było tę podejrzaną osobniczkę tu zaokrętować. Ale ja swoje wiem – to jest spisek, który ma na celu zamach stanu i zdetronizowanie mnie.
Precz z rewolucjami, zwłaszcza kiedy są w prążki! 👿
Uff, dobrze, ze juz wpuszczaja.
Mam nadzieję, że chociaż psia miseczka pełna… Do kolacji dorzucam przykład muzyczny, jak można kreatywnie słuchać tekstów, żeby były głównie o jedzeniu: http://www.youtube.com/watch?v=bpAzvKt_8lk
Wykonałam małą egzegezę inkryminowanego pomnika, z którego się wszyscy uchachali i widzę, że nic nie czujecie z przesłania artysty. To nie jest żadem wachlarz, tylko idea rozbryzgu ziemi w momencie pirzgnięcia w nią samolotu. No i z tego rozbryzgu zbiorowy duch ulatuje. Kropka.
😆 To zaokrętowanie to na stałe?
Ja wrócę jeszcze do koszmaru z Bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Po pierwsze, sama kaplica już była wcześniej spaskudzona, ale znajduje się ona we wnętrzu zabytkowym. Po drugie, powinnam była od razu domyślić się, ze autorem jest ten kiczarz Andrzej Renes, skoro za sprawą stoi Głódź – ja nie wiem, czy może panowie mają romans, czy co, ale pan Renes zas.ał już kawałek warszawskiej Pragi, gdzie Głódź przez pewien niechlubny czas rządził (m.in. pomnik praskiej kapeli); on również jest autorem straszliwego „pomnika” Starzyńskiego na Placu Bankowym (pomnik w cudzysłowie, bo jest to jakiś plaster udający mapę i z niego wystaje łebek Pana Prezydenta). Wrrr
Beato – piękne! 😆
O Boze, Bobik!!!!!!!!!!!!!!
Oooo BOBIK!!!!!!!!!!
Lece po scotcha!!!!!!!!!!
Bardzo się pocieszyłem fortunną liryką. 😆
Czy zaokrętowanie na stałe, to podobno zależy ode mnie. 😯
No więc na razie się stanowczo nie zgadzam i daję temu niedwuznaczny wyraz, a jutro się zobaczy, jak będzie jutro. 😉
Mordko, przynieś przy okazji poczwórną porcję scotcha dla mnie. Czuję, że dziś bez procentów nie razbieriosz. 🙄
Bobiku,
wszyscy moi znajomi kociarze zaczynali od jednego kota.
Ja mam u siebie dwa.
Ale od kilku dni w rozmowach telefonicznych z rodziną powtarzana jest informacja, że „do ogrodu przychodzi taki śliczny, czarny kotek”.
Jest bardzo prawdopodobne, że śliczny , czarny kotek był już w kuchni, i nie tylko.
Finał łatwy do przewidzenia.
To nie jest żaden wachlarz… co by to nie było, nie ma jak popsuć sado-masochistycznej poetyki scen z torturami, obyczajowo rozwieszanymi po ścianach kościołów. (Na miłość Potwora Spaghetti, nie pozwólcie dziateczkom oglądać tego!)
Mar-Jo, ja zaczynałem od zera kota i uważam, że dla psa to była bardzo sensowna opcja, której absolutnie nie należało zmieniać. 🙄
No to kotu nie będzie letko!
Dobranoc.
Pieseczku, nie przejmuj się. Kotek naprawdę może się przydać:
http://www.youtube.com/watch?v=2_uuN5kuq74
Bobik, give Cat a chance. Nigdy w zyciu tego nie pozalujesz, moge sie zalozyc o duza sume.
Pirzgnięcie i rozbryzg nie są wprawdzie tak całkiem od rzeczy, ale dopuszczałbym również inną interpretację. Czy jesteście pewni, że Chrystus z tego pomnika nie daje do zrozumienia „mam fulla i to na asach”? 🙄
Raczej piesek sie przyda Kotu. Czeste masaze, ktore koty uprawiaja, sa powrotem we wczesne kociectwo. Kocie masujace matke powoduje przyspieszone wydzielanie sie u niej mleka polaczone z mruczeniem. Dorosly kot masazysta nie tyle pragnie mleka, co poczucia komfortu i bezpieczenstwa.
Bobiku, a ten też w podobie:
http://3.bp.blogspot.com/_9XkoP9ridAY/S-akknrMiHI/AAAAAAAAJ2A/WMzFz22OQxQ/s1600/IMG_6629.jpg
A czy TAKI masaż też służy kociemu poczuciu bezpieczeństwa? 😉
http://www.youtube.com/watch?v=O7hmfKXvoLI&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=xBoRilB7lRY&feature=related
Temu piesiowi śni się KOT.
Bobiku, będzie dobrze 🙂 Parę dni na adaptację, a potem jakby nic lepszego się zdarzyć nie mogło 😀 Co i rusz widzę jak zwierzaki potrafią być do siebie przywiązane. Imię już jest? Może Figa? Albo Maurycy? Albo Bej? Może być przez igrek 😆
http://www.youtube.com/watch?v=UcU1OsDMWBQ&NR=1
Te groźne piesy!
Nie potrzebuje kto niańki do dziecka?
http://www.youtube.com/watch?v=yhA_TTKetyM&feature=related
Jaka piękna i skuteczna kołysanka 😆
A jaki przystojny śpiewak… i jak czysto śpiewa.
Dzień dobry 🙂 Bobik, jak się czujesz? Sytuacja nadal nie do pozazdroszczenia?
Bobiku,
czy Ciebie aby nie zalewają jakieś upiorne ulewy? Mam nadzieję, że nie.
Kota przyjmij serdecznie, o co Cię proszą zgodnie Sunia & Sokrates. Zaakceptuj pregowate stworzenie, to może przestanie na Ciebie syczeć. Trzymam kciuki.
Dwa dni temu wzruszyłam sie niepomiernie. Usłyszałam miałczenie na tarasie, mimo włączonego telewizora. Podeszłam do drzwi, otworzyłam, a tam Sokrates i jakiś obcy kot. Sokrates wszedł do pokoju. Obcy kot zatrzymał się na końcu schodów. Sokrates stał i patrzył na kota, ja zapraszałam kota do wejścia. Kot chwilę obserwował sytuację i uciekł do ogrodu. Nie przyjął zaproszenia. Sokrates pobiegł za nim.
Pomników pana artysty nie będę komentować. Musiałabym ponownie przestudiować całą psychoanalizę, żeby coś pojąć. Ale czy warto?
Dzień dobry 🙂
Na razie tyle było „pożytku” z tej nowej kocicy, że mnie w pewnym momencie kompletnie wyrzuciło z sieci i do teraz nie wpuszczało. 👿 Nie wiem, wprawdzie, jak ona to zrobiła, ale niewpuszczanie było niezbitym faktem.
O masaż erotyczny na razie nie mam zamiaru jej prosić, bo jest jeszcze w takim wieku, że zaraz prokurator zacząłby za mną ganiać. 🙄 Do powyjadania z jej miski też nie bardzo się nadaje, bo dość nieciekawe rzeczy do jedzenia jej dają.
Imię niby ma, ale też nieciekawe i Domowi odmówili jego używania. Oczywiście wyjdzie na to, że ja im będę musiał nowe imię wymyślić. 🙄
No, trudno – na razie wcale nie jestem przekonany do tego nabytku i nie rozumiem, dlaczego cała rodzina tak wokół niego tańczy i się rozczula. 👿 Ja tam poczekam i zobaczę, czy rzeczywiście coś dobrego z tego może wyniknąć.
Gdyby były jakieś wątpliwości, kto/co NAPRAWDĘ łagodzi obyczaje, to proszę bardzo:
http://deser.pl/deser/1,83453,8656274,ZDJECIE_DNIA__Z_Putinem_i_pieskiem_.html
Niesamowite to zdjęcie.
Znamy te sztuczki. Podstpne ubieranie sie w kociaka/szczeniaka w celach ocieplenia wlasnego wizerunku. Socjotechnika, na ktora zaden szanujacy sie Kot nie zgodzi, choc psy czesto daja sie naciagnac i godza na bezplatne odgrywanie roli pijarowca.
Jakie bezpłatne? Co wędzone łapy niedźwiedzie i kawior astrachański mają wspólnego z bezpłatnością? 😈
Uwaga na Amerykanów! Knują i chcą nas wysiudać z pierwszeństwa! 😯 👿
http://deser.pl/deser/1,97052,8655141,Amerykanie_drwia_z_pomnika_Chrystusa_Krola_w_Swiebodzinie.html
Oj, znowu sie posypia procesy wytaczane przez Kongres Polonii Amerykanskiej za poczuce humoru autochtonow.
Jak myslice, czy Stephen Colbert to aryjskie nazwisko czy mam juz zaczac zakladac konto i rozpoczynac akcje zbierania funduszy na obroncow? 👿
Deser przedłużony:
We Włoszech mają dobrą metodę. Do trzech białych kopert wkłada się dwie białe karteczki i jeden święty obrazek. Osoba opętana ”nienormalnie” na niego zareaguje – przekonywał ks. Antoni Zieliński w rozmowie z reporterem ”Gazety Stołecznej”.
Jak naukowo to naukowo. Ja bym zastosował tę technikę do sprawdzenia wśród psów który z nich jest Prawdziwym Psem: do trzech białych kopert wkładamy dwie białe karteczki i jeden obrazek kości. Jak porywa kopertę z obrazkiem i olewa pozostałe, to znaczy, że i egzorcyzmy mają sens.
Nie do kopert, tylko do trzech misek.
Inna wersja tej naukowej metody: dwie białe karteczki i obrazek kota. Prawdziwy Pies reaguje na taki obrazek wściekłym ujadaniem i tendencją do rozerwania na strzępy, a nieprawdziwy w politykę miłości zaczyna się bawić. 👿
Uwazaj na siebie, Bobik.
Ha! Domowe myszy zaczęły zbierać podpisy pod petycją w sprawie natychmiastowego usunięcia z lokalu nieproszonej lokatorki. 😈
Przyjaciółka z Krakowa podesłała mi to do podpisania. Syzyfowa praca, ale trzeba to zrobić. (I think).
Jestem za podpisaniem, mimo znanych mi argumentów, że taki jest uzus językowy i angielskojęzyczni używając zwrotu „polish concentration camps” niczego złego nie mają na myśli. Z uzusem też czasem trzeba zawalczyć. Przykładem niech będzie choćby słowo „Nigger” (lub „Neger” w niemieckim), które z niby-neutralnej normalki przeszło do kategorii słów niepoprawnych politycznie. Ale najpierw Czarni musieli wyraźnie powiedzieć, że uważają to słowo za obraźliwe i nie życzą sobie, iżby tak do nich czy o nich mówiono.
Postulat wlaczenia zapisu o Nazi (raczej niz German) concentration camp do style bookow jest oczywoscie absolutnie rozsadny – kazda wieksza instytucja medalna ma takie wewnetrzne „biblie” na uzytek dziennikarzy. Sa te biblie regularnie rewidowane, uzupelniane w miare powstawania problemow. Dlatego nie mowimy dzis o „debilach”, „mongolach” czy „kolorowych” ( jak uczynil to w ub. tygodniu Daniel Passent w odniesieniu do Obamy, i zostal za to skrzyczany, tym razem nie przeze mnie), tylko uzywamy okreslen, ktore nie obrosly jeszcze (ale z czasem tez pewnie obrosna) roznymi niepozadanymi konotacjami. Jak przyjechalam do Ameryki, nikt juz nie mowil Coloreds, czy Negroes, tylko istniala poprawna forma Blacks, ktora tez juz dzis jest dla wielu nie do przyjeca, wiec zastapiono ja nie zawsze poreczna forma African Amercans.
Kiedy robilam dla Serwisu Swiatowego serie 10 programow o prawach osob z niepelnosprawnoscia, poswieclam jeden pogram jezykowi, jakiego uzywamy w odniesieniu do tej tematyki. Byl o dla mnie dosc zabawny okres obeserwowania jak sie zmienia Polska w pierwszych latach transformacji, jak sie zmienia jezyk mediow i debaty publicznej. W tamtych latach niepelnosprawnoscia umyslowa wcia nazywano czesto niepelnosprawnosc psychiczna i vice wersa , Gazeta Wyborcza bez cienia zazenowania wypominala Tyminskiemu, ze jest chory na padaczke i dlatego m.in, nie moze byc prezydentem (moj list w tej sprawie pozostal bez skwitowania nawet) , a jednoczesnie w tej samej GW pojawialy sie tak kuriozalne-humorystyczne tytuly jak np. „Widzacy w cemnosciach narzekaja na bezrobocie” (tez napisalam, proponujac aby ich zatrudniac w charakterze nocnych strozow, a jesli autor mial na mysli koty, to etc…). W Polskim Radiu na Osmego Marca puszczano seksistwskie piosenki, ktore zapieraly dech w piersiach swa glupota i stereotypizacja kobiet .
Bylo zatem komletne pomieszanie z poplataniem. A na podworkach dzieciaki, kore kiedys wyzywaly sie od „debili” i „kretynow” czesto juz mialy nowe wyzwisko: Ty, Downie!
Podobnie mysle stalo se z „polskimi obozami”. Kiedys nikogo one w Polsce nie razily. Nalkowska w starych wydaniach „Medalionow” pisze o „polskich obozach” bez wahan. W nowszych wydaniach jest to ponoc poprawione. Fine by me.
Dlatego nie mam najmniejszych oporow przed podpisaniem petycji, choc uwazam, ze zawarty w niej zarzut o „Holocaust revsionism” jest bezsensowny i grubo na wyrost.
Wlasnie zajrzalam do poczty i zobaczylam, ze dostalam az dwie kopie tej petycji z prosba o podpisanie – obie z Izraeka, w tym jedna od Ryska (dzis Ramiego) W. z ktorym w wieku 16 lat bylam na pierwszej w zyciu randce, a poniewaz ne mielismy pojecia co sie na takich randkach robi, to zaprowadzilam go do MPiKu na Krakowskim Przedmiesciu w Lublinie spedzilismy pare kulturalnych godzin czytajac Tworczosc i Dialog, poczem wrocilismy do swych domow. 😆
Bobiku, ja jestem ogólnie koncyliacyjna.
Ale Szanta, przesyłając Ci pozdrowienia i wyrazy solidarności, radzi, żebyś jednak spróbował ugryźć TO zwierzę w tyłek.
Czy Szanta myśli, że nie próbowałem? 🙄 Ale TO uważa się za zwierzę z górnej półki i uparcie odmawia zejścia na mój przyziemny poziom. Przynajmniej w mojej obecności, bo pod nieobecność chyba schodziło, sądząc po znaczących ubytkach w zawartości mojej miski. 👿
Pozdrowienia nawzajem. 🙂
Heleno, co do choc uwazam, ze zawarty w niej zarzut o “Holocaust revisionism” jest bezsensowny i grubo na wyrost to wszystkie zapamiętane petycje (począwszy od Apelu Sztokholmskiego do Santo Subito) są pociągami z wagonami, z których niektóre wiozą niestrawne pokarmy. Albo dołączanie wątpliwych celów (jak Francuzi za coś podobnego, nie chcę umierać za biseksualizm, choć za gejów i lesbijki powalczę) albo niedobrze wysłowione motywacje. Dlatego bardzo rzadko podpisuję petycje. Tym razem przemogłem się, bo pomyśl sobie, stoi Olbrychski, aktor, oraz andsol, matematyk. Co za duma.
Jeszcze lepiej by brzmialo – Olbrychski, kabotyn oraz andsol, matematyk 😈
Bobik, bazanty sa dla psow niebezpieczne, bo zarloki moga sie udlawic koscia. No chyba, ze mowimy o rillete z bazanta. Tez niezle zreszta.
To kiedy beda cywilne chrzciny?
Ja musiałem użyć pseudonimu, bo gdybym się podpisał prawdziwym imieniem i profesją – Bobik, pies – pewnie by uznano, że ktoś żarty sobie stroi. 🙁
Niestety, ludzie mało mają zrozumienia dla czyjejś wyjątkowości. 🙄
Petycja jakoś nie daje mi się podpisać, choć próbowałam już kilkakrotnie, bo i do mnie kilkakrotnie już różne osoby przysyłały. Nie wiem w czym rzecz.
Wciąż jest jak odjąć biednym, nawet dzieciom – http://www.radiownet.pl/radio/wpis/10540/
Mordechaju, ja wcale jeszcze nie wyraziłem zgody na bezterminowy pobyt Tego Zwierzęcia w moim domu. Jak wyrażę, to dopiero będziemy gadać o chrzcinach. 🙄
Chociaż jakieś propozycje imion latają w powietrzu. Słyszałem już Amelię, Sambę i Zośkę. Wydaje się tym naiwniakom, że beze mnie sobie poradzą. 😈
W kwestii bezterminowego dozywotniego pobytu Youknowwho pod wspolnym dachem z Bobikiem – warto rostrzygnac to raz i na zawsze na drodze demokratycznej procedury, jak nastepuje:
na blogu jest rozpisane refrendum z pytaniami:
Czy Bobikowi prezydaloby sie nowe sliczne rodzenstwo?
Czy Bobik jest wielkodusznym Psem, ktory pochyla sie nad bezdomnymi z nie wlasnej woli?
Czy znane sa w historii przyklady na to, zeby Kot byl tak zarloczny, ze wyjadl cale jedzenie z miski Psa?
Jesli odpowiedzi brzmia: „Tak”, „Tak”, „Nie”, Kot zostaje i dostaje Imie.
A głosujta, głosujta. Jak dobrze wiemy z historii wolskiej demokracji, jeżeli głosowanie wypada nie po myśli, można się na nie po prostu wypiąć. 😈
Jeżeli to byłby zwierz męski, dałbym mu imię Sierściuch i zwijał się ze śmiechu słuchając, jak Niemcy usiłują to wymówić. 😈
Sierściuch to królik Kacperka 😉
Drogi Bobiku,
ani przez chwilę nie wątpiłem w to, że okazywany przez Ciebie brak zachwytu, z powodu zamieszkania pod Twoim dachem Kota, to jedynie wyrafinowany przejaw Twojego niezrównanego poczucia humoru.
Z kocim pozdrowieniem
Sokrates
FUGA – czyż nie piękne imię dla kici?
Pozdrawiam.
Sokratesie, Ty JEJ nie znasz. Gdybyś posłuchał, jak syczy… 🙄
Fuga za bardzo jest podobna do straszliwej, trującej ryby fugu. 😯 Tak mi się jakoś słuchowo zahaczyło, a jak raz się zahaczy, to nie ma zmiłuj się. Zawsze już się będzie kojarzyć. 🙁
OK. To ja już jestem spokojna o los kici.
Mordko, specjalne uściski wszystkich łap za kabotyna. Jestem z Tobą w tem temacie, całem sercem swem.
To moze nazwac kota Fugu? Wprost i po rzeczy imieniu.
Trzymaj sie Bobiku, kot jest mlody, ale okrzepnie i na pewno podda sie twojemu urokowi. To syczenie rzeczywiscie moze byc unnerving.
Scherschtschuch mi sie wybitnie nie podoba na imie dla kota, bo brzmi jak przezwisko, a nie Imie wlasciwe. Nie podoba mi sie tez zwyczaj powszechny w kraju gdzie mieszkam nazywania Kotow nazwami, zwlaszcza alkoholowymi – takimi jak Whisky, Soda, Merlot, Chiraz, Gin, Tonic etc.
Nie cierpie tez Imion ukrywajacych sie pod innymi nazwami rzeczy i zjawisk.
Imie Kota, jak to przed laty zauwazyl nasz Najwiekszy Poeta „to sprawa wbrew pozorom nielatwa.
Totez w dloni dlugopis mi drzy,
Gdy mam wskazac, jak bardzo cala kwestie nam gmatwa
Fakt, ze kot ma imiona az TRZY….”
Najlepsze imie dla Kota to takie, ktorego:
1. Kot nie bedzie sie wstydzic, jak ktos zawola z okna,
2. Ma dwie lub trzy sylaby,
3. Pozwala sie ladnie zdrabniac i przybierac koncowki takie jak -unia, -eczka, -enka, usia, -inka, -ula, -nek.
4. Dobrze sie kojarzy i wywoluje cieple uczucia,
5 Kogos upamietnia (optional).
Jak sobie przypomne kolejne zasady nadawania Imienia Kotu, to je obwieszcze. Jedna nasza znajoma nazwala swoja kotke Swinka. Nigdy nie bylem w stanie traktowac tej kotki powaznie. Imie nie moze znieslawiac.
Na razie ją przezywam Kotka-Szprotka. 😈
Jak piekna, uduchowiona i szlachetna twarz ma Aung San su czi! Jak promienny usmiech.
Nasz korespondent John Simpson zapytal ja na publicznym wiecu: mowi pani nieustannie p pojednaniu. Jak moze pani jednac sie z junta, ktora tryzmala pania 15 lat pod kluczem?
I ona powiedziala: Musze powiedziec, ze jesli chodzi o mnie osobiscie, to traktowano mnie bez zarzutu i z szacunkiem. Ale junta postepowals wbrew prawu i takie postepowanie bede zawsze zwalczac.
Jak oni to w Trzecim swiecie – Indonezji, RPA potrafia zdobywac se na taie jakies slowa?
Wzniesmy dzisiaj toast za Aung San su czi i za prawa czliwieka w Indonezji.
przecież fuga to ucieczka… To nie prościej złamać zwierzakowi życie nazywając go kotniewierny?
No to już wiecie , dlaczego jestem spokojna o los Kici?
Widywałam syczące koty i muszę przyznać, że nie było to miłe. Sokrates nigdy na mnie nie syczał. Czasem tylko nie respektuje różnicy wieku, jaka jest między nami i zbyt entuzjastycznie próbuje mnie wciagać do szczenięcych zabaw. Bywa, że muszę na niego warknąć. Generalnie jednak mieszka się z nim naprawdę dobrze.
Mam nadzieję, Bobiku, że i Wam się ułoży 😆
Toast wzniosłem. 🙂 I akurat widziałem w tym momencie Aung San Suu Kyi w telewizji, więc bardzo osobiście to wyszło. 🙂
Najnowszy pomysł na kocie imię, z tego co słyszałem, brzmi Panna Julia, czytaj Julka. 🙄
Sunia, może i by się ułożyło, gdyby ta smarkula nie była taka niedotykalska. Nawet porządnie obwąchać się nie pozwoli. A jak uprawiać stosunki towarzyskie z kimś nieobwąchanym? 😯
Julia -bardzo pieknie, strindbergowsko-szekspirowsko. Przypominam jedynie, ze u Strindberga Pana Julia zaczyna sie rozmowami o kotce w rui!
Bobiku,
my dzisiejszy toast wznosimy reńskim, kupionym w czasie wizyty u Ciebie. Niestety, to już ostatnia butelka.
Pijemy też za ułożenie relacji z Julką.
Liczę na to, że Julka da się obwąchać. Bądź dla niej cierpliwy. Panny lubią się droczyć. Prostolinijnym szczeniakom nie jest łatwo to zrozumieć 😉
To może idąc za tym strindbergowskim ciosem, nie Julia, tylko Ruja? Można by dokupić kotka i nazwać go Poróbstwo.
😆
Niiisiuuu!!!!
😯 🙄 😆
Toast został wzniesiony!
Okazuje się, że z Bingen pochodzi nie tylko Hildegarda, ale też sporo dobrego alkoholu.
Dobranoc.
Mniszka Hildegarda z Bingen
w swej piwniczce miała win gen-
ialnych zbiorek całkiem spory
i przed wyjściem na nieszpory
zawsze piła za świętą Kingę.*
*W ogóle nie przejmując się chronologią
Każdy PIMP ma swego anty-PIMP-a. Michał właśnie mi podał namiary na Prawdziwie Wartościowy Skład Poezji, doceńcie!
http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/to-by-haniebny-przemarsz_159827.html .
No ichni PIMP est znacznie mniej zabawny niz nasz, ze o talence nie wspomne.
Zas imie Julia nosila bardzo rozkoszna bernardynka Putramenta w Szwajcarii. Moja E. pamietala ja z glebokiego dziecinstwa (nie ma takiego imienia kota czy psa zeby E. nie pamietala cale zycie)
Bobiku, kto by tam przejmował się chronologią!
A mniszka zwłaszcza.
Z Bingen mniszka, czyli Nonne,
ma swoją muzyczną stronnę.
Ale C2H5OH-a
to Jej strona lepsza trocha.
Bobiku, Ty wiesz, że najpiękniejsze kocie imię to Vicki. A potem i tak będzie Vikunia, Vikusia, Kocia itd.
Niedawno jeszcze oswajałam kotkę ze schroniska (w pracy).
Od trzech dni siedziała w „domku”, wychodziła tylko, gdy nikogo nie było, żeby zjeść, a potem znowu chowała się i syczała, gdy ktoś się zbliżał. Zostałam z nią sama w pokoju, usiadłam na fotelu blisko „domku” i po jakimś czasie zaczęłam do niej bardzo łagodnym głosem mówić „cici”. Wszystkie koty na to reagują, nawet całkiem obce na ulicy, wypróbowane. Ta kotka też zareagowała, nietrwało długo i dała się pogłaskać, a potem nawet wskoczyła na kolana. Z głaskaniem na początku trzeba być ostrożnym, może się przestraszyć i podrapać. Zadnych gwałtownych ruchów ani głośnego mówienia. Potrwa może kilka dni, ale się uda. I nie zrzucaj jej, broń Boże, z łóżka w sypialni, bo się obrazi na amen. Wiesz, że właściciele kotów dzielą się na takich, którzy śpią z kotami i na takich, którzy będą spać z kotami. Masaże masz wtedy zagwarantowane.
Bobiku, możesz ze wzoru chemicznego wykasowac „P”?
Tych toastów nie było aż tak wiele, żeby popełnic błąd w tak znanym wzorze. Zwykła literówka.
Panno Koto, nic podobnego!
Mojej cholernej koci ani się śni obrażać, mogę ją do woli zrzucać z łóżka, nawet metodą wykopywania albo szczucia psem (ale pies się jej boi) – niech tylko zgaszę światło, pakuje mi się do łóżka z powrotem. I zostawia czarne kłaki na kocyku. O żadnym szczotkowaniu nie ma mowy, że nie wspomnę o kąpieli. Od lat już nawet nie próbujemy.
Jeszcze o koci. Ma do mnie, zaraza, zaufanie. Okociła się swego czasu też u mnie na łóżku, choć, nie szczędząc kosztów, kupiłam jej elegancki kojczyk.
Niech mi nikt nie mówi, że koty są wrażliwe na cokolwiek. Moja jest z betonu.
Albo i z żelbetu. Tytanu. Stali zbrojonej.
I musisz wiedzieć, że koty mają w domu swój ulubiony fotel, nawet gdy ktoś chce w nim usiąść, kot i tak będzie szybszy, ulubione miejsce na kanapie, ulubiony kocyk, ulubione kolana, przy czytaniu to będzie akurat jego ulubiona gazeta i musi się na niej położyć, książka też może być od biedy, chociaż nie tak wygodnie, wygodniejsza jest już klawiatura od komputera i miejsce na biurku przed monitorem.
Nisiu, miałam tylko na myśli tę pierwszą fazę w oswajaniu. Pamiętam, jak kiedyś Vicki została kiedyś na początku przez przypadek „skopnięta” z łóżka, stała za uchylonymi drzwiami i podglądała, czy się jeszcze ruszam, gdy zobaczyła, że nie, natychmiast była z powrotem na swoim miejscu.
Nisiu, nigdy nie kąpałam koci, one załatwiają to same, za to z czesaniem to była droga przez mękę, a musiałam, bo to był szylkretowy pers.
Heleno, jak można odmawiać talentu poetom potrafiącym wywoływać tak silne, niepohamowane wręcz emocje i wzruszenia?! Któreż polskie serce nie zadrży na przekazaną nam przez Krzysztofa Koehlera wieść, że Naród jest tym utytłany staniem? Albo że
...szuka miejsca, by w przykucu
Najświętszy Sakrament, gdzieś…
Oszczercze głosy, że ten ostatni dwuwiersz miałby rzekomo nasuwać jakoweś skojarzenia skatologiczne, odrzucamy oczywiście ze szczerym, patriotycznym oburzeniem. Podkreślić chcemy natomiast szekspirowską siłę wyobraźni innego poety, Mieczysława Woźniaka, przy którego strofach „Makbet” wydaje się prymitywną wprawką dla gimnazjalistów:
Samolot kreśli kręgi,
a wokół mleczna mgła.
Wielkie się siły zwarły.
Idzie smoleński las.
Nieco martwić musi konkluzja wiersza Wojciecha Wencla, utrzymanego w surowej, realistycznej stylistyce reportażu z Gminnej Izby Porodowej
Polsko w ciemnościach porodu
nie jesteś Chrystusem narodów
ale nawet i to dramatyczne dzieło niesie ze sobą odrobinę trudnej nadziei. Polak potrafi i jeśli zechce, przezwycięży poporodowy szok i uczyni z powrotem swoją Ojczyznę Chrystusem narodów, bo ta rola jej się słusznie należy.
Zwróćmy jeszcze uwagę na proroczy potencjał zawarty w innym utworze Wencla:
gdy przestaną nas hartować strzałem w potylicę
samoloty będą spadać za lub przed lotniskiem
Po przeczytaniu powyższego proroctwa obsługa pewnego lotniska, upewniona, że samoloty nie będą spadać na jej stanowisko pracy, w uniesieniu zamówiła mszę dziękczynną oraz zakupiła 4 i 1/2, słownie cztery i pół litra wódki Chopin, w celu zbiorowego urżnięcia się w trupa z radości.
W zadumę wprawił nas zagadkowy wydźwięk wersu Romana Misiewicza pnie chropawe nietknięte pazurem. Rozstrzygnięcie kwestii, czy chodziło tu o pazur poetycki, zostawiamy do rozstrzygnięcia przyszłym pokoleniom ofiarnych badaczy literatury.
Z braku wystarczających umiejętności krytycznych nie napiszemy o Największym z Największych, Poecie Patriotycznym przez 2 duże P, Jarosławie Marku Rymkiewiczu. Żeby jednak nie pominąć go całkowicie, w podsumowaniu naszej recenzji uczcimy jego wzniosły, wszystkim znany poemat cytatem ze wspomnianego już Mirosława Woźniaka:
nie rozumiem ni w ząb
P.S. Chciałem serdecznie podziękować Michałowi Babilasowi za umożliwienie nam dostępu do wiecznie żywego źródła 3P (Prawdziwej Poezji Patriotycznej), a mojej sąsiadce za przerzucenie przez płot siedmiocentymetrowego kawałka lekko tylko nadgryzionej kiełbasy myśliwskiej (Jagdwurst).
O, Mar-Jo też wierszykuje. 🙂
To świetnie, bo im więcej wierszykujących przy różnych imprezach, tym weselej. 😀
Zbędne P wrzuciłem do Poezji Patriotycznej, tam nikt nie zauważy nadmiaru. 😛
Z kocich opowieści wysnułem logiczny wniosek: co Kot, to obyczaj. 😉
Potwierdzają to zeznania moich Starych, którzy już kilku Kotów w życiu mieli i wyciągnęli z tego równie logiczny wniosek: żaden Kot się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy (z Kotem).
Bobiku, niech Ci kocia do snu pomruczy, ja też już mówię dobranoc.
Kot – nawet najmniejszy – jest jednakowoż Terrorystą.
Dobrej nocy życzymy: kot, pies i ja.
Bobiku drogi, serdeczne dzieki za doglebne przeanalizowanie wierszy patriotycznych i jestem gotowa przyznac, ze maja one swoje swoje momenty ostrego wytrysku geniuszu, jesli moge uzyc takiego wyrazenia.
Tez sie zastanawialam nad przykucem Najswietszego Sakramentu i tez mi sie z tym samym, niestety kojarzylo, przed czym przestrzegasz… 😳 :ooops:
Co do Chrystusa Narodow, zgoda, ale tylko pod warunkiem, ze bedzie to najwiekszy Chrystus jakiego swiat ogladal i zazdroscil.
Ja, prawde powiedziawszy jak te wiersze czytalam, przedzierajac sie przez ich mleczna mgle, czasami czulam sie jak poeta Misiewicz, ktoremu
oko ucieka w głąb
czaszki
w poszukiwaniu światła.
Ty mi je, Bobik, wreszcie zapaliles. Dziekuje.
Dzień dobry. 🙂 Merdam porannie i lecę się oporządzić, bo Pilne Sprawy czekają. Nawet na To Zwierzę nie będę szczekał teraz, tylko po powrocie.
Ten wywiad też przeczytam potem, bo teraz nie zdążę, ale link już wrzucę, żeby potem nie szukać 😉
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/jerzy-baczynski-nie-chcemy-byc-medium-masowym?bo=1#
Bobik,
ja Ciebie przyznajem, jako Jednoosobowa Samozwańcza Kapituła, Wielgi Order Menczeństwa 😥
Order ten przyznaję Ci za męczeństwo przedzierania się przez, i analizowania Poezji Patriotycznej.
Zaiste, trzeba być bohatyrem, żeby tego dokonać 😎
to PIMP jeszcze pimpa a inni antypimpają? 😯
Panno Koto, ja jeszcze do wczorajszego kociego tematu. Też słyszałam, że kotów się nie kapie i nawet nie próbowałam, natomiast robiłam kiedyś materiał telewizyjny o kotach rasowych, wystawowych, silnie perskich. Były kąpane co najmniej dwa razy tygodniowo i codziennie czesane.
Nie przypominały już żywych zwierzaków, tylko maskotki siedzące w malowniczych pozach na swoich poduszeczkach. Można było z nimi zrobić wszystko, poddawały się bez oporów. Ich pani twierdziła, że one to uwielbiają.
Nie zaglądałam do antypimpa, bom nie masochistka. Bobik to zrobił za mnie i jestem mu wdzięczna za odkrycie (z przerażeniem) poziomu poetyckiego szefa TVP Kultura 😯
Koty sie kapie – wedle potrzeby: kiedy sa zafajdane bo dostaly biegunki, kiedy wrocily z dachu garazu totalnie umorusane, kiedy wlazly w farbe lub dziegc etc.
`Jesli jednak nic sie nie stalo, nie ma powodu, koty sa wyjatkowymi czysciochami i same zadbaja o higiene.
Mialam kota, ktory uwielbial wlazic do wanny z ciepla woda i przewplynac sobie cala dlugosc wanny. Gonazago byl biala angorka i jego trzeba bylo kapac czesciej, zwlaszcza jesienia, kiedy wracal z zabawy w ogrodzie, gdze byla neuprzatnieta jeszcze przez ogrodnika fura zebranych mokrych lisci, na ktora lubil wsakiwac i w niej sie zanurzac, wychodzac dolem. Wracal do domu tak umorusany blockiem, ze trzeba bylo natychmiast wsadzic go do pelnego zlewu z woda i przemywac.
Lepiej tego nie robic zwyklym szanmponem,tylko specjalnym kocim lub bardzo delikatnym szamponem dla niemowlakow, takim jak Johnson & Johnson. Inaczej swedzi ich skora i dostaja podraznienia. Ja Gonzusiowi kupowalam specjalny szampon dla bialych kotow z rozswietlaczem. Futro mial luksusowe, dlugie, czesto szczotkowane, co uwielbal i nieustannie polowal na mojego ojca, prwadzac go do lazienki, gdze byla kocia szczotka i gdzie w pustej wannie odbywala sie sesja szczotkowania .
Gonazago odprowadzal mnie na przystanek autobysowy kiedy jechalam na uczelnie i pare razy usilowal wsoczyc do autobusu. Wszyscy kierowcy znali go po imieniu i namawiali na bezplatna przejazdzke.
Kot sie nazywal Gonzago, nie GonAzago – nazwany tak, bo kiedy sie u nas pojawil, ja akurat pisalam jakas prace semestralna z Hamleta, o teatrze w teatrze. Tam wystepuje krol Gonzago.
Ojjjj, dopiero doczytałam te PPPP – Prawdziwe Perły Poezji Patriotycznej… aże mnie tąpło.
Pamiętacie może Hamleta w tej wersji:
Dlaczego, mój duchu, zażywasz dziś ruchu – pyta Hamlet.
A tatunio nieżywy król:
Bo muszę wyjawić, nim kury zapieją,
straszliwe cierpienia, co w duchu szaleją.
Twój ojczym i stryjo, a brat mój – ropucha –
gdym kimał, trucizny mi nalał do ucha.
To jest dopiero poezja. Zwłaszcza ta Ofelia, co twarz ma tak piękną jak rżnięta kamelia.
Przybora Jeremi napisał, częściowo posługując się Szekspirem. Gonzago się nie załapał, bo to wersja skrócona.
Nowy „Kot Simona”.
Bardzo pozyteczne pudeleczko:
http://www.youtube.com/watch?v=EKvNqe8cKU4
I wszystko jasne!
Zastanawiałam się, jak to możliwe, że JK nie kłaniał się Kluzicy, nie rozmawiał z Poncyliuszem od lipca 🙄
A co to, on jest schizofrenik jakiś, żeby rozmawiać z butami?! 👿
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/jakubiak-i-kluzik-wroca-prezes-pis-prosze-nie-pyta,1,3786231,wiadomosc.html
😆 😆 😆
Subtelny z niego dżentelmen żoliborski.
Naprawdę nie wiem, dlaczego wszyscy się go czepiają? 👿
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/tusk-odpowiada-na-ostre-slowa-prezesa-pis-lubie-ps,1,3786386,wiadomosc.html
Dzuma na oba ichnie domy….
Widzę, że empetrójka (Mistrzowska Prawdziwa Poezja Patriotyczna) doczekała się zasłużonych komplementów. 😆
A w związku z komplementami punkt dodatni zyskał dziś u mnie Tusk, który nareszcie powiedział głośno, wyraźnie i na szczeblu państwowym, że nazwanie kogoś psem nie jest żadną obelgą, tylko wyrazem najwyższego uznania. Naród powinien to wprawdzie wiedzieć już od czasu szczekających kundelków Glempa, ale nie jestem naiwny i zdaję sobie sprawę, że temu Narodu trzeba czasem kawę na ławę. 😎
Mnie zresztą też, więc idę po kawę, bom dziś jeszcze ani jednej wypić nie zdążył. 🙂
Przecież dla JK wszyscy to kapciowi 👿
Teraz jeszcze Tusk powinien powstrzymac swego rzecznika przed publicznym wygadywaniem glupot (jak, np. ze wizyta Fotygi Macierewcza do USA jest „zdrada stanu”), bo nie jawi sie jako czowiek powazny.
No nieee, gdyby polscy politycy, z jakiejkolwiek formacji, przestaliby opowiadać głupoty, to Naród by im nie uwierzył, że naprawdę są politykami. 😎
Jotko, po przegryzieniu się przez MP3 to mi się raczej Należy Wielgi Order Zmęczeństwa. Który z góry przyjmuję. 😀
Teraz poseł Poncyljusz zawiadamia, że przegryzł sobie pępowinę.
http://wyborcza.pl/1,75248,8663173,Poncyliusz__Pepowina_zostala_odcieta__Czas_na_nowa.html
Może bym mu i uwierzyła, gdybym nie pamiętała, z jakim zaparciem usiłował wpakować nam Kaczora na prezydenta i jak mu się to omal nie udało.
Bobiku,
już się robi: Wielgi Order Zmenczeństwa przyciepuję Ci do fraka 😯
Nisiu,
a niech już oni odgryzają sobie te pępowiny i inną anatomię, byle tylko dali nam Najświętszy Spokój 👿
Słuchajcie, czy wyszło jakieś nowe prawo, nakazujące politykom używanie w wywiadach psich metafor? 😯 Poncyljusz też – „skończył się syndrom psa na łańcuchu”.
Skończył się zapas słów i teraz wszystko będzie się już kręcić wyłącznie wokół psiego ogona? 😈
Mysle, ze gdyby nabor klasy odbywal sie na drodze ulicznej lapanki, to wyszloby lepiej.
Mam nie lada dylemat, potrzebue porady i to przed siodma wieczrem, kiedy juz musze zadzialac w te lub wewte.
Maciek. Zadzwonil do mnie abym pomogla mu napisac list do sadu. Otrzymal stamtad zawadmienie, ze musi zaplacic 400 funtow kary (to znacznie wiecej niz ich mesieczny dochod na wieloosobowa rodzine) za zlowiona w rzece rybe (ma karte lowiecka staranie odnawiana co roku) bo chcal ja zabrac do domu. Rozumiem. ze lowienie ryb w tym kraju ma charakter wylacznie „sportowy”, to znaczy, ze kazda zlowiona ryba musi wrocic do rzeki lub stawu. Maciek ( ja zreszta tak samo) zupelnie nie rozumie tej zasady – po jakiego diabla dreczyc rybe, skoro nie dla nakarmienia rodziny?
Tak czy inaczej, ktos mu slusznie doradzil, aby sprobowac od tej kary sie wykrecic.
Jaka zatem powinna byc agumentacja – zaprzec sie, ze zadnej ryby nie wynosil z rzeki czy tez uczciwie przyznac sie, ze chcial ja zabrac, ze jest biedny, ze nie rozumie znecania sie nad rybami w celach sportwych, ze gotow jest uszanowac prawo i w tym momencie zrezygnowacx z karty lowieciej.
Mam wrazenie, ze Maciek chce sie wyprzec wszystiego w zywe oczy, sama jestem sklonna myslec, ze nalezy postawic sprawe jasno. I liczyc na to, ze sad sie ulituje. To znaczy, ze pewnie kary mu od reki nie cofna i trzeba bedzie pojsc na te rozprawe, ale dobrze bedzie jak sedzia wczesniej zapozna sie z tym listem.
Co o tym myslicie?
.
A moje wieloletnie kontakty (poprzez moich klientów) z wymiarem sprawiedliwości krzyczą wniebogłosy, żeby broń Boże nie ryzykować uczciwego postawienia sprawy, bo na tym niemal każdy ze znanych mi podsądnych (zwłaszcza cudzoziemskich) przejeżdżał się jak długi. Z głębi serca radziłbym wyparcie się, o ile tylko jest taka możliwość. W tym celu jednakowoż musiałbym więcej wiedzieć o sytuacji, w jakiej Maćka przyłapano, co powiedział wtedy stróż prawa, co Maciek, itd, itp.
Nie bardzo rozumiem sformułowanie „karta łowiecka”. Czy należy je bardziej łączyć semantycznie z łowieniem czy raczej z łowiectwem?
Jeśli myśliwi muszą również okazywać się podobnym dokumentem, to przecież logiczne jest, że mają prawo zabijać zwierzynę i brać ją do domu. Podlega to na pewno jakiejś regulacji, ale karty wędkarskie (bo domyślam się, że o coś takiego bardziej tu chodzi) też są formą limitowania połowu ryb. Od myśliwego nikt nie wymaga, żeby strzelał pociskami do paitballu albo żeby łapał sarenkę i ją potem wypuszczał. Argumentacja oparta na porównaniu wędkarstwa do myślistwa wydaje mi się najbardziej sensowna, zwłaszcza że obydwie tradycje są na wyspie dość silne.
W tym miejscu muszę dodać, że argumentacja sensowna nie koniecznie musi się okazać skuteczna. Z moich własnych doświadczeń z sądami mam wprawdzie wrażenie, że słuszność racji zazwyczaj ma przewagę, ale nie wiem jak to wygląda, gdy podsądnym jest cudzoziemiec.
Z innej beczki:
http://wyborcza.pl/1,75248,8663173,Poncyliusz__Pepowina_zostala_odcieta__Czas_na_nowa.html
Exodus z PiS wydaje mi się nieco za bardzo masowy i zorganizowany, żeby był spontaniczny. Może prezes wykombinawał (nie bez racji), że elektorat pisowski podzielił się na dwi grupy: zwolenników JK z kampanii prezydenckiej oraz zwolenników JK pijarowsko niemodyfikowanego. Postanowił więc dać obydwu grupom po jednej odrębnej partii, żeby każdy z teych dwóch grup mógł sobie zagłosować na swoj własny PiS.
Niestety, nie mogę potwierdzić przewagi słuszności racji w sądach (z tego, co słyszę i czytam, również w polskich). 🙁 Może takie wrażenie odnoszą ci, którzy sami rozumieją logikę prawa, umieją dobrze argumentować, są sprawni retorycznie i ogólnie sprawiają „dobre” wrażenie (jakaż to kulturalna, wykształcona, zadbana, porządna, etc. osoba). Ich sędziowie są bardziej skłonni traktować przyzwoicie. Ludzie niesprawiający takiego wrażenia mają często przechlapane już na wejściu. Ile ja się nasłuchałem o różnicy w traktowaniu moich podopiecznych, kiedy rozmawiali z przedstawicielami prawa sami, a kiedy w mojej obecności (okej, ja też jestem cudzoziemcem, ale właśnie takim sprawiającym dobre wrażenie, a przy tym wyszczekanym 😉 ) A ile widziałem takich rozpraw, kiedy najbezczelniejsze łgarstwo, byle konsekwentnie i z pewnością siebie serwowane, triumfowało, podczas kiedy zastraszona, cichutka prawda z piskiem uciekała pod stół, albo i z sali sądowej.
Gdyby Maciek rzeczywiście zrobił komuś krzywdę lub wyrządził szkodę, uważałbym, że nie należałoby mu pomagać w całkowitym uniknięciu kary. Ale skoro chciał rybą nakarmić rodzinę, to jestem po jego stronie, bo do tego ryby w końcu służą, nawet jeżeli przepisy w danym kraju mówią coś innego. 😉
Witam. Wczoraj w Polsce odbyło się Żegnanie Dymka. Było podnośnie albo wesoło, ale dzisiaj wszyscy palacze jacyś tacy skwaszeni i agresywni w stosunku do gloating non-smokers. Ja też.
O 17 palą pod Sejmem, ale co to da?
Żeby nie było: ja rozumiem ludzi, którzy sobie nie życzą, żeby im chuchać dymem w twarz. Ale zabranianie spożywania legalnych substancji, z których państwo ciągnie pokaźny zysk i ostracyzm 47% doroslej populacji kraju jest trochę… No nawet trudno mi to ująć.
Właścicielka knajpy, w której często bywam, jest niezadowolona. Jej klienci są niezadowoleni. Siedząc tam poznałam jedną osobę, której palenie naokoło nie pasowało, bo cóż, papierosy były elementem klimatu knajpy.
Uważam, że można było inaczej sprawę rozwiązać. I niech mi mówią o szkodliwości palenia, bo godzina spędzona na „świeżym powietrzu” w pobliżu ronda Dmowskiego w Warszawie rowna się wypaleniu paczki papierosów.
Wlasnie rozmawialam z Lena W, dawna kolezanka z pracy, obecie social workerem (albo czyms w tym rodzaju) i ona uwaza, ze zaparcie sie wynoszeia ryby nie pozostawia miejsca na zmiane strategii. Drugie wyjscie uda sie lub nie uda – zalezy na kogo sie trafi. Ona mysli, ze nalezy zaczac od teo, ze „cale zycie lowilem ryby i karmilem nimi rodzine…”etc. I ze kiedy cala sprawa dojdzie do ew. wyegzekwowania kary, poproszenia sadu aby rozlozyl splaty na rok. Obecie zaproponowano mu splacenie kary w dwu ratach.
Oczywoscie, ze chodzi mi o karte wedkarska,a nie lowiecka. Sorry.
Dalej nie wiem.
P.S. Czekam już na takie absurdy jakie dzieją się we Francji: z wielkiego zdjęcia Sartre’a wiszącego na paryskiej głównej bibliotece (nie znam dokladnej nazwy) wymazano papierosa, którego, jak to Sartre, trzymał w ręce (podobno nie dawał się sfotografować bez).
Muszę dbać o moje kopie bogartowskich filmów, nie wiadomo co jeszcze wymyślą 😯
Tymczasem Bobiku zanotowalam sobie bardzo dobre zdanie z twoego wpisu do ew, wlaczenia: That is what fish are for: to feed the hungry.
Jest slynna anegdita o Einsteinie w Princeton. Palil strasznie zadymiajac aule wykladowa. . Kiedys przyszedl na zajecia ze studentami i na tablicy wypisane bylo wolami : NO SMOKING.
Einstein odejrzal to i dopisal pod spodem tez wolami:
NO EINSTEIN.
Wracajac zas do Macka i Ryby…
Ooo, jak mam być cytowany w sądzie, to mogę jeszcze bardziej polecieć po bandzie: gdyby Jezus uważał, że ryby służą tylko do celów sportowych, czy rozmnażałby je, żeby nakarmić wielką rzeszę głodnych? Jezus pokazał nam, że zjedzenie ryby jest prawem naturalnym każdego chrześcijanina, czyli uniwersalnym prawem moralnym, silniejszym i ważniejszym od wędkarskich paragrafów prawa państwowego.
Jaka szkoda, że ta rozprawa jest w Anglii, nie w Polsce. Już byśmy mieli wygrane. 😈
Oczywiście, że pójście w zaparte nie pozwala na zmianę strategii, ale czy tak naprawdę pozwala na nią przyznanie się? Też nie można już wtedy powiedzieć – nie było wykroczenia, jestem niewinny kieby leluja.
Ale to są wszystko na razie rozważania teoretyczne, póki nie wiem z detalami, jak było.
Argument „całe życie łowiłem ryby i karmiłem nimi rodzinę…” jest taki… jakby to powiedzieć… typowo socialworkerski, a nie prawniczy. 😉 Ładnie brzmi, ale sugeruje, że Maciek nie zdawał sobie sprawy, na jakich zasadach otrzymywał kartę wędkarską. Na co każdemu prawnikowi automatycznie przed oczyma duszy wyświetla się zasada „nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności karnej”. No i w tym momencie można już tylko apelować o uwzględnienie okoliczności łagodzących, a nie odwołać się od decyzji o nałożeniu kary.
Już nawet nie chcę mówić o tym, że taką frazą socialworkerka zasugerowałaby sądowi, iż Maciek jest niepoprawnym recydywistą, który podobne wykroczenie popełnił bądź ile razy i tylko łut szczęścia sprawił, że nie złapano go wcześniej. 🙄
Alienor, jeżeli trwają jeszcze jakieś uroczystości żałobne w związku z pogrzebem ś.p. Dymka, to ja się mogę przyłączyć. Projekt pomnika też mogę wykonać. 😈
W nieutulonym żalu pogrążony jest również redaktor Żakowski 🙁
http://wyborcza.pl/1,88146,8659493,Ja__Murzyn.html
Tak się zastanawiam nad osieroconymi palaczami – od razu powiem uczciwie, że paliłam w życiu jedynie biernie, za to sporo i niejednokrotnie dusiłam się w charakterze starej astmatyczki, cierpiącej za nieswoje grzechy. Miałam wiele razy taką pokusę, żeby kupić sobie perfumy w typie „Duchi Moskwy” (młodym wyjaśniam: straszna siła rażenia) i psiknąć palaczom prosto w nos. Pewnie by mnie zabili.
Nigdy tego nie zrobiłam i troszkę żałuję…
Bobiku, nie zdzierżyłem i też uczciłem Prawdziwą Poezję. Tenże makbetujący fragment.
Nisiu, to były „Ogni Moskwy”. 🙂 Perfumowała się nimi rusycystka w szkole mojej mamy i nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego uczniowie wynajdują wszelkie możliwe argumenty, żeby tylko nie siedzieć w pierwszych dwóch rzędach, mimo że nie było żadnej klasówki ani odpytywania. 😀
Co do palenia, to ja się wcale nie upieram, żeby niepalący nie mieli żadnych praw. 😉 Znaczy, żeby nie było sal dla niepalących, przedziałów dla niepalących, etc. Ja tylko nie rozumiem, po co palaczom utrudniać życie bardziej, niżby to wynikało z konieczności zapewnienia niepalącym komfortu, a wszystkim wolnego wyboru. Przecież to trochę jak – wszystkimi proporcjami gardząc 😉 – z legalnością aborcji. Z tego, że będą istnieć knajpy czy sale również dla palaczy, wcale przecież nie wynika, że niepalacze będą musieli w nich siedzieć. Jeżeli będzie wybór, to jedni pójdą na lewo, inni na prawo, a towarzystwa mięszane będą negocjować, w której sali zasiąść. 🙂 Do tego momentu nie widzę problemu.
Widzę go dopiero tam, gdzie zaczyna się podejście już naprawdę krucjatowe – nie zapal na ulicy, nie zapal na dworcu, na przystanku, nie zapal w miejscu publicznym przy dziecku… Toż to czyste gnębienie biednych nałogowców. 😥 Taki nałóg jak wysiądzie z autobusu, gdzie przepisowo powstrzymywał się od palenia, to tylko o dymku marzy. I czemu nie – przestrzeń otwarta, dym do nieba ulatuje, niepalący mają się gdzie odsunąć jak im wadzi… A tu policjant podchodzi i buch! – obewatelu, dokumenciki poproszę, znajdujecie się jeszcze w obszarze przystanku i zaraz mandacik wypiszemy. 😯 Albo inna sytuacja: wychodzi nieszczęsny nałóg ze szpitala, gdzie wyczekał się 6 godzin na tomografię komputerową, po czym dowiedział się, że dziś mu już nie zrobią i musi przyjść jutro jeszcze raz. Łapie nałóg za peta, żeby nerwy zszarpane ukoić i słów nie wypowiedzieć, co jemu się na usta cisną, a tu – obewatelu, ulica tu jest czyli miejsce publiczne i zaraz mandacik wypiszemy…
Ech, szkoda gadać. 😥
A ja powiem tylko:
Właśnie weszłam do kawiarenki z hotspotem na ulicy Piotrkowskiej w mieście Łodzi. Zwykle śmierdziałoby tu jak cholera i ledwie wściubiłabym nos, uciekałabym w podskokach. A tak – spokojnie zasiadłam, wypiłam cappuccinko z babeczką z wisienkami, posieciowałam chwilę (zaraz idę na koncert) i z przyjemnością Wam macham 😀
A Żakowski jest idiota z etyką Kalego. Mimo że w redakcji jest zakaz palenia (istnieje do tego celu palarnia, jak najbardziej), on się nie opieprza i smrodzi w swoim pokoju, który znajduje się koło recepcji naszego II piętra, a naprzeciwko pokoju działu kultury, który zwykle trzymamy otwarty, bo mamy jakąś felerną klimę i latem jest za zimno, a zimą jest za gorąco. Toteż smród Jacusiowy rozlega się i truje nas, a jak już się zejdą dwa kominy – on i p. Janina P., a jeszcze prof. Władyka z fajką… A najbardziej mnie wściekało, że nie opieprzali się nawet, kiedy nasza recepcjonistka była w ciąży. Wrrr… I oni też trzymają drzwi otwarte. Ja im zwykle zamykam, kiedy jestem w redakcji, ale to niewiele pomaga.
To chyba utworzymy wspolny front Monik w kwestii palenia, Nisiu… 🙂
A felieton Zakowskiego, ktorego w ogole szanuje, jako dosc solidnego dziennikarza, chyba zasluguje na przeslanie jego kopii, w tlumaczeniu, do NAACP, zeby sie wreszcie dowiedzieli w Ameryce, kto naprawde bardziej sie wycierpial – Rosa Parks, Martin Luther King, albo dzieci murzynskie w Alabamie czy Missisipi, czy obecnie palacze w Polsce (hint – palenie mimo wszystko jest kwestia indywidualnego wyboru, czego nie mozna powiedziec o kolorze skory). Jak juz beda odrebne lazienki dla palaczy, i kaze sie im siadac w tyle autobusu, i jak beda musieli ustepowac miejsca na chodniku niepalacym, to moze ten felieton nabierze jakiegos sensu. O reszczie rozumowania nawet nie chce mi sie pisac (polaczenie spozniania sie samolotow z zakazem palenia, albo z rozpowszechnieniem sie niezdrowej diety typu fast food). Wyjatowo niemadrze mu sie napisalo, ale rozumiem, ze moze sie dzis czuc osierocony, i stad taka u niego zapadka… Zas palaczom ogolnie dzisiaj wspolczuje, ale nie na tyle, zeby nie zgadzac sie z Nisia i z Dora.
E, andsolu, to jest nieuczciwa konkurencja! 👿 Najwyraźniej miałeś dostęp do jakichś tajnych materiałów, o których nie może nawet marzyć przeciętny, ubogi krytyk. 🙁
Mnie nikt nie dopuścił do pojazdu z Putinem na taką odległość, żebym mógł cokolwiek zauważyć. 👿
Heleno, pewnie juz za późno, ale piszę. Maciek, mając karte rybacką musi wiedzieć, co może łowić i kiedy i jak duże. Te nieodpowiadające przepisom musi wypuścić z powrotem do wody. I chyba żaden sąd nie uwzględni rodziny, nawet gdyby przymierała głodem. On chyba musi się twardo wypierać. Może chciał się tej rybie najpierw dobrze przyjrzeć?
A czemu nikt z niepalących nie zgodzi się ze mną? 😥 Ja przecież za tym, żeby palący wilk był syty i niepaląca owieczka cała. 😉
Z tymi”radzieckimi” perfumami to jednak troche inaczej, wiec skoro mam jeszcze troche czasu to powiem, co wem.
A wiem, ze perfumy te byly traktowane w Polsce jak woda toaletowa i uzywano ich grubo ponad wszelka miare.
Tymczasem byly to nierzadko znakomite wrecz perfumy, nie ustepujace francuskim. A to dlatego, ze Rosja od XVII wieku miala swietna tradycje perfumeryjna (podobnie jak zlotnocza czy porcelanowa), wywodzaca sie wlasnie z Paryza. Dzis wszyscy wiedza o Faberge, ale malo kto pamieta , z w branzy perfumeryjnej tez te manufaktury zakladali Francuzi – dlatego takze, ze mieli w Rosji dostep dp niesluchanego wyboru olejkow eterycznych ze wszystkich niemal stref klimatycznych. Ta tradycja, podobnie jak tradycja zlotnicza i porcelanowa uchowala sie nawet przez caly okres komuny. Ale nie nalezalo tych perfum uzywac polewajac sie nimi jak woda brzozowa. Wystarczyla mala plamka za uchem czy na przegubie reki. Toc o sprzedawano w ZSRR mialo najczesciej recepture jeszcze spzred rewolucji – nawet flakony niektore pozostaly w niezmienionym ksztalcie barwie, jak np. uzywane przez kilka lat przez moja matke Soir de
Paris – wciaz produkowane przez Bourgois i kojarzacy mi sie zawsze z dziecinstwem.. Ale pwstawalu takze nowe jak np. moj ulubiony Zloty mak, nieslycanie wrafinowany i delikatby zapach, na ktory poluje od lat bezskutecznie. To byl jeden z najpiekniejszych zapahow mojego zycia.
Wszystie perfumy produkowane w ZSRR byly dosc tanie, stad zapewne i uzywane byly do polewania sie nimi i powszechna pogarda do nich, jak przeciez do szystkich produktow made in USSR. Ale gdyby nawet Chanel nr 5 uzywac bez umiaru, bylyby nie do zniesienia.
Moja wychowawczyni uzywala w ten sposob Zaczarowanej Dorozki,a poniewaz jej gleboko nienawidzilam, dwa lata po maturze musialam wyjsc z kolejki w Delikatesach, bo poczulam ten zapach kojarzacy mi sie ze wszystkim najgorszym.
W sumie jednak produkowane w Polsce perfumy byly nieporownanie gorsze od radzieckich. Zwlaszcza „Narcyz” – z narcyzem zanurzonym w kwadratowej butelce i srzedawany czesto w kioskach Ruchu. Byl wrecz upiorny. Pamietace te perfumy z kwiatkiem?
Panna Kota – pewnie wiedzial, a nie zdawal sobie sprawy jaka to zbrodnia. Niedlugo sie wszystkiego dowiem, bo czekam na niego.
Sama nie jestem w stanie potepic takiego naruszenia prawa. No, nie jestem. Zreszta kiedys od niego taka rybe, juz sprawiona przez Zosie i gotowa do wsadzenia do pieca dostalam. Zjadlysmy ja z E, bez poczucia winy, zato z winem.
Moniko, mnie po przeczytaniu tytulu feleietonu Zakowskiego, zrobilo sie tak hadko na duszy, ze juz nie cztalam calosci. Sa jednak jakies granice hiperboli. Obrzydliwosc. Zwlaszcza w gazecie, ktora przed hwila wystepowala przciwko faszystom.
Będę się upierała, że Ogni (dzięki, Bobiczku, masz rację, kanieczno) Moskwy, podobnie jak Maki (też radzieckie) były upiorne.
Wszakże nie wypowiadam się o innych. Te poznałam osobiście.
Bobiku,
jako niepaląca owieczka ogłaszam, że zgadzam się z Tobą.
Do pomieszczenia, w którym palący wilk chciałby byc cały, niepaląca owieczka nie powinna wchodzic, jeśli nie jest syta.
PS – Upiorne Maki były bez przymiotnika.
Ło, ho, ale się zdenerwował!
Jakiś przyjemny człowiek.
Uwielbiam jego porównanie smrodu papierosowego… sami poczytajcie.
http://wyborcza.pl/1,75476,8665434,Yo__nigga_.html
http://wyborcza.pl/1,86116,8665386,Ja__bialy_czlowiek.html
Pani Smolińska też ładnie napisała.
Och, dzięki, Mar-Jo, nareszcie poczułem się nie-poza-nawiasem-społeczeństwa. 🙂
Pewnie, że Żakowski przegiął w tym artykule okropnie. Ale chyba warto zwrócić uwagę na to, że wskutek ostatnich kampanii nikotynowych palacze (a wciąż jeszcze nie jest ich tak mało) czują się właśnie okropnie. A nie rozumiem, dlaczego to właśnie ich musi się uszczęśliwiać i umoralniać na siłę. Czy na każdym nożu widnieje ostrzeżenie, że może być przyczyną śmierci lub kalectwa? Czy zabrania się jedzenia w okolicy ogródków jordanowskich hamburgerów, które mogą być przyczyną wielu groźnych chorób? Czy jest zarządzenie, że jeżeli sklep ma tylko jedną halę, to nie wolno w nim puszczać muzyczki chilloutowej i folkowej (dla mnie sto razy gorsze od dymu, ale muszę znosić). 😉
No dobra, też już trochę idę w absurd, ale chyba wiadomo, o co mi chodzi. 😉 Zróbmy tak, żeby niepalacze nie musieli być zatruwani i zasmradzani, o ile sami się na to z przyczyn towarzyskich nie zdecydują, ale żeby palaczom nie dawać poczucia, że popełniają zbrodnię gorszą od zabójstwa, kradzieży i cudzołóstwa razem wziętych.
Nie mam nic przeciwko istnieniu lokali dla niepalących. Byle tylko palący nie mieli nic przeciwko lokalom dla palących. Nie mam nic przeciwko zakazom palenia w szpitalach, urzędach, itd. Byle tylko można wyjść ztego urzędu i zapalić na ulicy. No, jakieś rozsądne rozwiązania na zasadzie „żyj i daj żyć innym”.
Może i perfumy rosyjskie w Rosji były znakomite, ale te sprowadzane do Polski (a w każdym razie te, które ja znałem) były naprawdę potwornym zadżumiaczem, nawet użyte w il. szt. jednej kropli. Wiem co szczekam, bo zawsze miałem psi węch. 😉
No cóż, ja z tych śmierdzących trędowatych.
Żakowski się wygłupił. Jest palarnia, więc ma wszystko, czego palaczowi w miejscu pracy potrzeba. Reszta jest lenistwem, także empatycznym.
Rozumiem niepalenie w zamkniętych pomieszczeniach, ale na tzw. wolnym powietrzu wolałabym móc. Nie pcham się z papierosem na nikogo i mnie też można omijać szerokim łukiem. Jest takie opowiadanie Kinga „Ludzie godziny dziesiątej”, tam można było w przerwie przed budynkiem 🙁
Znacie Państwo – http://wyborcza.pl/1,76842,8659368,O_wyzszosci_doktor_Zosi_nad_doktorem_House_em.html ?
Nisiu, czy gdybyś zrezygnowała z glutenu to astmę nadal byś miała? Moja koleżanka z Trójmiasta zmieniwszy dietę w sposób zasadniczy z astmą (dużo by mówić) się rozstała, choć co prawda na złość rodzinie (tak, tak) do niej wróciła. Jednak że wie jak może sobie pomóc to też coś.
Trzeba natychmast wprowadzić poprawkę do mitologii greckiej, żeby młodzieży wody z mózgu nie robić. Syzyf nie pchał żadnego kamienia, tylko próbował nauczyć kota, żeby nie wchodził na stół! 👿
Bobiku, bądź dla niej dobry. Cierpliwości, przecież to dziecko 🙂
Bobiku,
jeśli naprawdę jesteś takim palaczem, to uważaj.
Bo to się może skończyc… kanclerstwem.
„Auf eine Zigarette mit Bobik”.
Bobiku, obawiam się że takie nauki nie należą do kompetencji Personelu.
Odszukałam dyskusję, którą chyba linkowałam u Andsola – http://forum-kkwit.oho.com.pl/viewtopic.php?id=24 .
Zajęcie Syzyfa to faktycznie sanatorium w porównaniu z tym, co próbujesz wpoic kotu.
U mnie koty mają swój stół!
Inaczej się nie dało.
Tereso, przypuszczam, że bym miała. Ona się na mnie rzuciła dopiero kiedy miałam 33 lata, wcześniej żaden gluten mi nie robił. Pierwsze lekkie alergie capnęły mnie w wieku lat 14, a tak na dobre koło 18. Te pełnoletnie były skórne, spowodowane kontaktem z metolem i innymi odczynnikami z laboratorium filmowego. Astma przyszła po zapaleniu płuc. I mam.
Morze mi dobrze robi, chłe, chłe. Morze i duuuuuuże białe żagle. Bakista na rufie. I spoglądanie jak biedni praktykanci tyrają, ciągnąc brasy. Świetnie mi się wtedy oddycha. Boska wizja!!!
u mnie tam można palić barze, byle nie dymić innym… 🙄
Bobiku!A możesz sobie wyobrazić trzy koty na reprezentacyjnym stole,a koń się do złobu dopchać nie może? :dont:
Ale obrona ucha to sprawa nie do wygrania…
Mój przyjaciel wychował się w faveli w Rio i choć bardzo odmienił swą klasę społeczną, nigdy przeszłości nie zaprzeczał i ciekawie o niej opowiadał. Kiedyś spytałem go czy za jego młodości – gdy tv była jeszcze droga i tylko na salonach – życie w faveli było mniej wrzaskliwe. Obśmiał się jak norka. Mówił, że było jeszcze gorzej, bo każdy starał się przekonać otoczenie, że program radiowy chwytany przez jego głośnik jest lepszejszy i ciekawszejszy niż te inniejsze.
Czyli nie było złotego wieku na faweli. I nie będzie go chyba na mojej ulicy w końcach tygodnia, czyli w Tradycyjne Święto Mycia Samochodów.
Nie będę się silić na większą poprawność polityczna wobec palących niż jestem w stanie z siebie wykrzesać. Jeśli ktoś lubi, niech pali. Ale tak, by niepalącym nie dymić. Nie rozumiem, dlaczego w miejscu publicznym to niepalący miałby się odsuwać, kiedy palący oddaje się swojemu śmierdzącemu nałogowi, szkodliwemu nie tylko dla siebie, ale i dla niepalącego. Za kryterium przyjęłabym fakt, że człowiek tak został przez naturę urządzony, by oddychać powietrzem, a nie dymem, więc jeśli ktoś ma chęć podymić, sam powinen poszukać odosobnienia. Wolę, kiedy miejsca publiczne są wolne od papierosowego dymu. Co do pubów … To bywalcy i właściciele kształtują miejsce, więc można by się od progu zdeklarować, czy jest to lokal wolny od dymu, czy nie całkiem. Z drugiej strony, w każdym takim miejscu pracują jacyś ludzie. Są wśród nich palący i niepalący. Nie wiem, czy rynek pracy jest aż tak elastyczny, by sobie wybrzydzać i wybierać miejce ze względu na to, czy tam sie pali, czy nie. Dlaczego niepalący barman ma przez wiele godzin wdychać dym tylko dlatego, że klienci palą? Ale tu juz bym sie tak bardzo ne upierała, byle by informacja na temat palenia była dostępna i dla klientów, i dla kandydatów na pracowników.
Odnośnie komentarza Kierowniczki – palenie w miejscu pracy i zmuszanie tym samym współpracowników do uczestnictwa w swoim nałogu jest przejawiem wielkiego egoizmu, by nie powiedzieć chamstwa.
Vesper, w sprawie palącej lecę za Tobą powiewając proporcem!!!
Nisiu, przy sposobności porozmawiam z koleżanką i zdam Ci relację. Aktualnie biega na trzy domy przy sporych odległościach, bo jej tata lat około 90 choruje na raka krtani. Jest po operacji i radioterapii…
Dziewczyny, przecież się odsuwam, dobrowolnie 🙁 Mam jeszcze bardziej? W niebyt?
Vesper, człowiek dymi. Samochodami, samolotami, freonem, hałasem, grubym słowem i tysiącem innych rzeczy. Od wszystkiego odsunąć się nie sposób. Od palacza, w miejscu publicznym pod gołym niebem, najłatwiej.
hm… dziewczyny… nie wiem czy wypada mi odezwać się w takim momencie, ale chcę zauważyć, że lepiej nie patrzeć na to przez zakaz palenia, tylko przez prawo do bycia w niezadymionym, jeśli się tego nie życzy
Toteż się odsuwam, Haneczko.Zakładam, że Ty tez się odsuwasz, żeby komuś nie robić inhalacji. Trudno jest niepalącemu wytłumaczyć osobie palącej, jak bardzo przykry i drażniący jest sam zapach papierosa, bo palący ten zapach sobie oswoił i pewnie w niskich stężeniach go nawet nie czuje. Ale niepalący bez trudu wyczuje, że w pomieszczeniu palono nawet wtedy, gdy zapalono raz i minął od tego zdarzenia tydzień. Dotkliwość tego zapachu i drażniące właściwości dymu papierosowego dla osoby niepalącej są palącemu właściwie nie do wyjaśnienia. Kiedy muszę skorzystac z usług PKP, najbardziej wkurza mnie, kiedy w składzie nie ma wagonu wyłącznie dla niepalących. Bo co z tego, że są wydzielone przedziały, kiedy dym przechodzi do przedziałów dla niepalących. Gdzie ten niepalący ma się schować? Paący zazwyczaj sądzi, że odsunięcie się na trzy metry powinno być zupełnie wystarczające, ale niestety nie jest 🙁 Myślę więc sobie, że skoro większość ludzi, kiedy nawet bardzo, ale to bardzo chce im się siku, szuka toalety lub stara się wytrzymać z realizacja potrzeby, aż znajdą się w domu, to palący tez by mogli się zdobyć na poświęcenie i poszukać palarni albo dać w płuco w warunkach domowych.
Foma słusznie zauważył te subtelność. Dodałabym tylko, że nie każda potrzeba musi być zaspakajana, gdy akurat powstanie. Zaryzykowałabym twierdzenie, że właściwie większość potrzeb musi swoje odczekać. Palący jak dotąd cieszyli się luksusem zaspakajania swojej potrzeby dymka w kazym miejscu i o kazdej porze. Może czas by było przyjąć, że podobnie jak pewne czynności fizjologiczne bądź seks, papieros należy do sfery prywatnej, gdzie nie wadzi nikomu, kto by sobie tego nie życzył.
Wszelkie pomieszczenia zamknięte są dla mnie poza dyskusją. U nas np., w większości knajpek, od dawna nie wolno palić, co gorąco popieram. Wyraźnie pisałam, że chcę mieć prawo do dymka w przestrzeni otwartej lub wydzielonej.
Hmmm… wszystko to juz przerabialam ze 25 lat temu… Wiec nie uczestnicze w dyskusji…
Popieram prawo do dymka w przestrzeni wydzielonej. Przestrzeń otwarta jest nieco bardziej dyskusyjna. Dużo zależy od wyczucia osoby palącej. Teoretycznie przystanek autobusowy należy do przestrzeni otwartej. Ławka w parku też. Ale ile razy musiałam rezygnować z siedzenia na ławeczce przy placu zabaw, gdzie się bawiła Zosia, bo mnie z wędzono dymem z sąsiednich ławek, tego nie zliczę. No i potem te pety walające się po piaskownicach. No koszmar po prostu. Albsolutnie nie imputuję komukolwiek z bywalców Koszyka, że wyrzuca pety do piaskownicy, ale średnia poziomu w społeczeństwie jest jaka jest i bez jakiejś wielkiej krucjaty chyba nie da się osiągnąć kolejnego szczebla cywilizacji 🙁
Szczytem wszystkiego był pewien tatuś, który palił sobie, siedząc na murku piaskownicy. Bawił się z synkiem i wędził w najlepsze dzieci. Mogę się odsuwać, mogę nawet zrezygnować z siedzenia w parku (choć uważam, że to już przegięcie), ale tym razem nie zdzierżyłam i zwróciłam cżłowiekowi uwagę. Usłyszłam argument o otwartej przestrzeni. I co? I to ja musiałam zabrać dziecko i sobie pójść, bo dżentelmen palic nie przestał, a żadnej z pań siedzących kilometr dalej, na ławeczkach, dymek nie przeszkadzał. Zakaz palenia wszędzie, poza wydzielonymi przestrzeniami, pozwoliłby przynajmniej uniknąć takich sytuacji.
Wiecie, co dla mnie jest jeszcze straszne do zniesienia? Jak wiozę w dalszą trasę palacza -czkę, on/ona wyskakuje co jakiś czas „na dymka” i wsiada mi do samochodu, zionąc papierochem. Ja już błaznuję, śmieję się perliście i każę brać trzy głębokie oddechy, ale przecież to niewiele pomaga.
A co do świeżego powietrza – no to właśnie, chciałoby się, żeby było ono świeże. Siedzimy sobie latem w kawiarnianym ogródku, chcemy się napawnąć kawusią i sorbetem względnie kremówką, a tu zalatuje wiadomy smrodek. I co? I nic.
Ja to wszystko piszę nie po to, żeby pognębić palaczy, tylko po to, żeby sobie uświadomili, jak bardzo ograniczają niepalącym komfort codzienności.
I właśnie dlatego miewałam setki razy ten odruch: a zrobię mu to samo, co on mnie, zasmrodzę… Tylko jakoś nigdy nie wyciągnęłam z torebki dezodorantu, nie psiknęłam w nos. Czasem żałuję.
W Niemczech zakaz palenia w miejscach publicznych i w knajpach bez wydzielonych sal dla palących jest już od jakiegoś czasu, ale w różnych landach jest z różną ostrością realizowany. W Bawarii np. jest bardzo ostro i palić nie wolno niemal nigdzie, nawet wydzielone sale dla palaczy są zakazane. W Nadrenii-Westfalii jest dość liberalnie, tzn. wydzielone sale i możliwość zadeklarowania całej knajpy jako klubu dla palących, gdzie zarówno niepalący klienici, jak i pracownicy wchodzą lub zatrudniają się na własne ryzyko. Na niektórych dworcach jest wydzielony odcinek dla palaczy, pod gołym niebem, na ogół gdzieś na końcu peronu, daleko od innych podróżnych. Nie ma też atmosfery krucjaty i nagonki na palaczy – tylko danie niepalącym możliwości odizolowania się od dymiących w zamkniętych pomieszczeniach. O zakazie palenia na ulicy w ogóle się nie mówi, bo chyba wszyscy uznaliby to za śmieszne. Wszyscy szybko się do takiego układu przyzwyczaili i nikomu on nie wadzi. I mnie o to właśnie chodzi, żeby znaleźć takie rozwiązanie, które u nikogo nie będzie budziło poczucia dyskryminacji. Chcesz być niezadymiony – masz taką możliwość. Chcesz sobie dymić – też masz.
Jeszcze raz podkreślam, że nie chodzi mi o to, żeby palący mieli większe prawa. Ale nie dajmy się zwariować i nie popadajmy przy tej sprawie w fanatyzmy i obrony Częstochów. Pomysły zakazu palenia w prywatnych samochodach napawają mnie zgrozą, a ustalanie, kto się ma od kogo odsuwać, wydaje mi się naprawdę nadmiernym rozdzielaniem włosa na czworo. Ja źle znoszę zarówno zapach niemytych ciał, jak i mocne perfumy, a zapach owocowej gumy do żucia wywołuje u mnie silne mdłłości. Też mam żądać, żeby niemyci, uperfumowani i żujący trzymali się z daleka od przystanków? Nooo, ludzieee… 😉
Coś się zmienia. Za moich czasów piaskownice były kopalnią psich kup.
Już czas na sen, dobranoc 🙂
E, Bobiku, od smrodu niemytego ciala ani od zapachu gumy do zucia nikt jeszcze nie umarl (no chyba, ze na szok estetyczny), a od dymy papierosow jednak sporo osob.
Vesper, dokladnie takie jak Twoje rozumowanie wygralo w Bostonie i innych amerykanskich miastach, gdy w koncu wprowadzono w nich calkowity zakaz niepalenia w restauracjach i barach. Okazalo sie przy okazji, ze te placowki nie zbankrutowaly, jak ostrzegali palacze, a wprost przeciwnie – pozyskaly wiecej bywalcow, bo wiele osob, ktore dotad tam sie nie pojawialy, obawiajac sie dymu, zaczelo sie tam pojawiac. Co do miejsc publicznych to tez wolno tylko w wydzielonych miejscach, z powodow, ktore podalas przy okazji opisu palacego ojca na placu zabaw.
A poza tym, to ja bardzo wspolczuje osobom palacym, bo to jest przeciez forma chemicznego uzaleznienia, i jak sie ktos juz uzalezni, to bardzo trudno mu z tego wyjsc (jak trudno zalezy m.in. od genow, ale zawsze jednak trudno). Do tego wiadomo juz od jakiegos czasu, ze jedna z licznych substancji chemicznych w dymie nikotynowym dziala na te same osrodki w mozgu co anty-depresanty, z czego mozna dojsc do wniosku, ze osoby palace byc moze uprawiaja jakas forme self-medication, i tym bardziej nalezy im sie wspolczucie (pisze o tym ladnie Malcolm Gladwell w jedenj ze swoich ksiazek). Niemniej jednak narazaja innych na powazna szkode na zdrowiu, co byc moze przez swoje uzaleznienie trudno im tak do konca sobie samym i innym przyznac. Jest taka ladna angielska nazwa: „strategic ignorance” – ignorancja, ktora pomaga w unikaniu zauwazania czegos, co byloby nam nie na reke… Przez dlugie lata firmy nikotynowe staraly sie ukryc i to, ze palenie silnie uzaleznia, i to jak szkodliwe sa substancje chemiczne w dymie nikotynowym – dla palacza i dla osob postronnych, narazonych na dym. W ten sposob pielegnowaly calkiem swiadomie wlasnie „strategic ignorance” na forum publicznym, az w koncu kilkanascie lat temu odkryto, ze wiedzialy o tym wszystkim od dawna, i swiadomie uzywaly swoich ogromnych budzetow reklamowych do podwazania wynikow badan niezaleznych naukowcow, ktorzy ostrzegali przed konsekwencjami palenia (z tym, ze naukowcy nie maja budzetow na potrzeby reklamowe – no chyba, ze ich odkrycia mozna szybko przerobic na pieniadze; przy okazji wszyscy Marlboro Men z reklam umarli na raka). Cala sprawa zreszta wyszla na jaw dzieki whistleblower – pracownikowi jednej z tej firm, ktory pokazal komisji Kongresu pliki dokumentacji na wewnetrzny uzytek firm, gdzie zakladano zupelnie otwarcie, ze sa to substancje gleboko uzalezniajace, i jak nalezy wlasnie z tego korzystac w celu osiagniecia najwiekszych korzysci dla firm.
Jednym slowem – choc ogolnie palaczom wspolczuje, to w szczegole wole zyc w miejscu, gdzie nie jestem narazona na ich dym, i gdzie prawo mnie przed nim chroni (czasem sama sie nie chronie, gdy dla zaprzyjaznionych palaczy robie wyjatek, liczac, ze i oni z kolei, takze w imie przyjazni beda starali sie mnie jak najmniej uwedzic, choc, podobnie jak Nisia, nie zawsze widze wiekszy wysilek z ich strony, pewnie wlasnie przez to uzaleznienie). 😉
Doczytałem teraz posty Nisi i Vesper i dorzucam co następuje:
Vesper, mnie jakoś trudno przyjąć jest jako zasadę, że kulturalnych zachowań należy uczyć metodą nakazowo-zakazową. Oczywiście, że wrzucanie petów do piaskownicy jest chamstwem i należy mu się sprzeciwiać siłom i godnościom osobistom. Nawet mandat za zaśmiecanie jest tu w porządku (są na to paragrafy). Ale nie jest już dla mnie w porządku zakazanie palenia wszystkim dlatego, że ktoś może rzucić niedopałek nie tam, gdzie trzeba. W ten sposób należałoby np. zabronić jedzenia hamburgerów na ulicy, bo ludzie rzucają potem opakowania, kupowania biletów autobusowych, bo tabuny ich się po ulicach walają, żucia gumy, jak w Singapurze (to jest dopiero zaraza, jak się do buta przyklei!) i wielu innych rzeczy. A zaśmiecanie języka, na które dzieci również są narażone, czy to nie jest nawet gorsze od niedopałków? Więc jeżeli nie zakazuje się tego wszystkiego, to to dlaczego akurat palaczy stawiać pod pręgierzem i udowadniać im, jakimi są zakałami ludzkości?
Nisiu, co do zatruwających życie zapachów już napisałem wyżej – dla mnie to są przeróżne zapachy niepapierosowe i znoszę je bez słowa, zdając sobie sprawę, że próby wyeliminowania dokładnie wszystkich rzeczy przeszkadzających mi u innych zaprowadziłyby mnie na bezludną wyspę. A ja towarzyskie zwierzątko jestem, więc z bólem nosa, wzroku i usz wybaczam ludziom ich niedoskonałości. 😉
Moniko, wiem, że w Ameryce wygrała opcja krucjatowa i od tego czasu bardzo się cieszę, że nie mieszkam w Ameryce. 😉 Po prostu dlatego, że wolę rozwiązania o posmaku liberalnym – jak już pisałem, żyj i daj żyć innym. A akurat mój land jest przykładem na to, że się da. 🙂
Były – o dziwo 😉 – i w moim życiu okresy niepalące, ale wziąłem sobie wtedy za punkt honoru, żeby nie stać się neofitą, który zacznie walczyć z palaczami. Przebywałem – sam nie paląc – wśród palaczy, pozwalałem palić u siebie w domu i jakoś wytrzymywałem zapach, nawet bez nadmiernego bólu. Naprawdę wiele gorszy jest dla mnie zapach gumy owocowej. Ale nie zakazywałem nikomu ani jednego, ani drugiego. 😉 Podkreślam, że mówię tu nie o dymie, a o zapachu papierosów, od którego też się nie umiera.
A jak o dym chodzi – prosta rzecz. Mnie jest trudno wytrzymać u niepalących, palącym u mnie. Mnie w knajpie dla niepalących, palącym w knajpie dla palaczy. Miejmy więc palące i niepalące knajpy (wagony, pokoje hotelowe, itd.), tak samo jak palące i niepalące domy i decydujmy się sami, w których chcemy bywać, a w których nie chcemy. Nie zmuszajmy ani jednych, ani drugich, żeby musieli bywać tam, gdzie nie chcą. A jak ktoś z przyczyn towarzyskich lub innych zechce się zapuścić na „cudzy teren”, to też jego sprawa, jego wybór.
Przysięgam, że jak rzucę palenie, będę dokładnie tak samo szczekał. 😎
Że palenie to nałóg i to szkodliwy? Jasne i nigdy nie twierdziłem niczego innego. Ale z założenia jestem za tym, żeby każdy mógł sam rozstrzygać, czym się truje, nie tylko w przypadku papierosów. Rozumiem, że niepalący nie chcą być truci i akceptuję te rozwiązania, które to egzekwują, chociaż nieraz jest to dla mnie okropnie niewygodne, mogę też spróbować zwracać większą niż dotąd uwagę na przykrość, jaką im sprawia dymienie, ale nie bardzo zachwyca mnie taka wizja, że miałbym przez niepalącą część świata zostać zamknięty gdzieś na pustyni w klatce z napisem „uwaga, zły palacz”. 😥
No to tylko dwa slowa wrzuce.
Uwazam, ze kompletnm zezwierzeceniem jest zakaz palenia w domach starcow i hospijach z powolaniem sie na to, ze papierosy „szkodza personelowi, ktry ma prawo pracowac odddychajac czystym powietrzem”.
Jak nie chce to nie musi. Moze pracowac gdze indziej. Starzy i umierajacy nie zanlzli se w tych zakladach aby zapewnic komukolwiek zatrudnienie.
Podobnie uwazam, ze powinny istniec puby i bary dla palacych.
E, Bobiku – znowu wszystko zalezy od nazwy. Jedni nazywaja niektore podatki „estate tax”, drudzy „death tax” – nietrudno zgadnac, ze jedni sa za, ani inni przeciw. Wiec nazwy „opcja krucjatowa” ja jednak nie przyjme, choc Tobie nie odmawiam do niej prawa, zauwazajac tylko, ze jest to nazwa wysoce perswazyjna w jedna strone. A reszta – no jednak nie, zapach gumy na razie nie zostal opisany w licznych badaniach jako rakotworczy i szkodliwy dla otoczenia, nawet jesli Ciebie osobiscie on razi (mnie zreszta takze), wiec nie moge przyjac tej analogii. Podobnie zreszta mozna sie spierac, gdzie sie zaczyna a gdzie konczy nasze podejscie liberalne. W koncu wiekszosc osob nie protestuje przeciwko ograniczeniom predkosci na drogach, bo nawet jesli komus nie zalezy samemu na wlasnym zyciu i zdrowiu, to jeszcze sa inni, ktorym mozna zrobic krzywde. I prawo ich chroni. To samo jest niestety z paleniem. I jakos palacze amerykanscy sobie radza, bo ciagle jakis procent pali, wiec nawet dla Ciebie jest w Ameryce nadzieja. 😉
A Twoje osobiste przygody z rzucaniem palenia… No nie wiem, nie chce sie zanadto wtracac, ale nasunela mi sie mysl, ze moze wlasnie tylko glebokie przekonanie ze sie szkodzi sobie i innym dopiero daje potrzebna silna motywacje, zeby rzucic palenie, i zeby w tym wytrwac (przy okazji naukowcy uwazaja, ze wiecej substancji szkodliwych jest wdychanych przez palaczy biernych, bo sam palacz zwykle pali papierosy z filtrem, troche go jednak chroniacym). Ale to juz sa bardzo osobiste sprawy, i tu sie wlacza moj liberalizm i wrodzona niechec do wtracalstwa. 😉
Bobiczku, jaż wiele znoszę w imię przyjaźni! Mam na myśli papierosowe odory, a nie niemytków, bo takowych na szczęście w otoczeniu nie mam, nawet jakby wręcz przeciwnie, same wyperfumowane czyściochy, aż miło.
A swoją drogą jak myślicie – może następną ustawą nakazać mycie rano i wieczorem?…
Moniko, nie wiem czy mówimy o tym samym, bo ja o argumencie, że palacz, nawet od kilku godzin czy dni niepalący, nadal strasznie śmierdzi. Owszem, wierzę, ale nie bardzo wierzę, że nadal jest rakotwórczy dla otoczenia. 😉 A skoro tylko o smród chodzi, to analogia z gumą jest chyba na miejscu.
Ograniczenie prędkości na drogach tam, gdzie to ma sens, przyjmujemy, ale nikt nie domaga się, żeby wszędzie jeździć wyłącznie 30 km/h, zwłaszcza kiedy całkiem legalnie sprzedaje się samochody osiągające znacznie większe prędkości. 😉 Jeżeli więc użyjemy tej z kolei analogii, to ja też nie protestuję przeciwko ograniczeniom sensownym (w pomieszczeniach zamkniętych danie zawsze niepalącym możliwości niewdychania dymu, kosztem wygody palących), ale przeciwko nonsensownym, czyli np. zakazowi zapalenia na ulicy, choćby droga pusta była, jak okiem sięgnąć. Albo przeciwko całkowitemu zakazowi lokali dla palących, czyli zabronieniu ryzykantom jeżdżenia ponad trzydziestką nawet na specjalnym torze. 😉
Jeszcze o stronie gospodarczej – chyba to działa na zasadzie „co kraj to obyczaj”. Tutaj knajpiarze jednak zanotowali duże straty i może dlatego cichcem zgodzono się na „Raucherkluby”, czyli po prostu lokale w całości dla palących, gdzie trzeba zapłacić jakieś symboliczne wpisowe, żeby „zostać członkiem klubu”. Właścicielem jednego z takich okolicznych Raucherklubów, świetnie prosperującego, jest mój znajomy, prywatnie zdeklarowany antypalacz. Ale byt mu określił świadomość. 😆
No właśnie, Nisiu, ja tak trochę o tym: czemu ograniczać się do palaczy? Jak już to już – ustawowy nakaz mycia się, mówienia kulturalną polszczyzną, czytania książek, słuchania poważki, noszenia gustownych ciuchów (mam nadzieję, że kiedyś dojdziemy i do pomników), niestraszenia ponurą miną, zażywania witamin, uprawiania sportu, nieprzemęczania się, dobrego wysypiania się… Zrobiłby się taki raj na Ziemi, że piekło zaczęłoby pękać w szwach i odmawiać przyjmowania azylantów. 😀
Bobiku, bede party pooper w dzisiejszym temacie. Otoz papierosy i palenie z drugiej reki zabijaja, naprawde. Nie chodzi o to, ze zapach jest nieprzyjemny dla wechu i oczy lzawia. Jesli ktos nie bedzie mogl zapalic papierosa tam gdzie chce i kiedy chce to nie umrze ani nie zachoruje od tego. Wyjdzie mu to na zdrowie, wyjdzie to na zdrowie tym co wokol niego przebywaja, zapytaj kazdego lekarza. Mozna dokonywac osobistych wyborow, ale naprawde czas juz dac niepalacym i palacym oddychac czystym powietrzem i nie miec zapachu popielniczki po obiedzie w restauracji na sobie i swoim ubraniu. Nawet jesli to czyni 47% osob w Polsce, az mi sie nie nie czce wierzyc, ten procent trzeba natychmiast zmniejszyc. Ta metoda doprowadzi do spadku palenia i to tez jest dobrze dla ogolu.
Papierosy byly w powszechnym uzyciu nie tak dlugo w sumie. I nie szkodzi za sa jeszcze inne problemy do rozwiazania. Do nich tez trzeba sie ustosunkowac, ale to ze sa inne choroby i problemy nie znaczy, ze fundowanie nikotyny niepalacym jest OK.
Przypominam sobie jak na studiach, 100 lat temu, wszyscy palilismy na zajeciach. Ale jedna kolezanka byla w ciazy i doslownie dusila sie na tych zajeciach. Tez jej doradzilismy, zeby sobkie wyszla z zajec, bo przeciez my tez mielismy swoje prawa. Bardzo mi przykro z powodu tej mojej postawy kiedys.
Nie bede sie wywnetrzac nad moimi doswiadczeniami, ale powiem, ze zaluje, ze nie rozstalam sie z paleniem wczesniej niz to zrobilam, czego i wam serdecznie zycze.
Mnie tez caly czas chodzilo wlasnie o falszywa ekwiwalencje miedzy smrodem i obrazaniem cudzej estetyki, a wydzielaniem wysoce szkodliwych substancji w powietrze dzielone z niepalacymi, narazajacym przy tym ich zdrowie. A za inne problemy, jak zauwazyl Krolik, tez mozemy sie zabrac (np. za niezdrowa zywnosc, reklamowana dzieciom od wieczora do rana, albo za zanieczyszczenie srodowiska, albo wysokie ceny ubezpieczen, etc.).
Zas roznice kulturowe na pewno istnieja. W Niemczech na przyklad kampania antynikotynowa moze jeszcze sie kojarzyc z Fuhrerem (ktory byl bardzo anty) podczas gdy inne kraje nie maja akurat takich obciazajacych skojarzen… Ale przeciez byl on tez zwolennikiem dobrego traktowania zwierzat, a ta idea jakos nie zostala przez to skompromitowana.
I jeszcze – jesli chodzi o substancje zawarte w ubraniu palacza, podobnie jak np. w scianach i meblach lokalu, w ktorym ktos palil, to wlasnie nie tak dawno ogloszono kolejne wyniki badan, ktore wykazaly, ze mnostwo aktywnych substancji rakotworczych jeszcze bardzo dlugo w nich pozostaje, i nie mozna sie ich pozbyc po prostu wietrzeniem. Dlatego tez domy, w ktorych mieszkali palacze maja nizsza wartosc na rynku nieruchomosci (do ceny domu trzeba doliczyc cene dosc doglebnego remontu, zeby sie tych upartych rakotworczych substancji pozbyc). I znowu – nie chodzi tu o estetyke, bo te badania przeprowadzaja raczej dosc beznamietni chemicy, a nie jakies tam shrinking violets, ktore wszystko razi.
papierosy rosną już do rozmiarów armat, to rozumiem 😈
Jest jeszcze coś takiego jak akcyza i przed każdą jej podwyżką jest wzmożona kampania nie za jej uzasadnieniem, ale za wykluczaniem palaczy. Metoda sprawdzona i na innych polach.
Są też instytucje, które dobrze żyją z organizacji kampanii przeciw paleniu – ciekawe, że nie wprost za zwiększeniem akcyzy – obliczone na zainteresowanie niepalących i niechętnych paleniu. Nigdy się nie zawiodą, jak pokazuje choćby i tutejsza dyskusja.
Moje doświadczenie wskazuje niezbicie, że od papierosów znacznie bardziej szkodzą cukry proste i gluten, a niektorym osobom także białko mleczne. Każdy może na sobie sprawdzić, jeśli nie pali a choruje. Palący też mogą. Miesiąc – dwa zmienionej zawartości talerza i widać.
Ludziom nakrzyczano, że na własne życzenie drogo płacą za ogrzewanie, gaz, prąd, inne dobro, i nie pomogło na to że ludzie kupili energooszczędne okna, żarówki, lodówki, pralki, bo zwiększono ceny owych dóbr tak bardzo, że ludzie za nie płacą o wiele więcej niż wtedy gdy nie oszczędzali. Sztuczki marketingowe to jest to, więc dobrze płatne, że przywołam na powrót instytucje, które dobrze z nich żyją. Pensje mam na uwadze.
http://www.youtube.com/watch?v=yML_Fume1gw
Dzień dobry 🙂 U nas w nocy był przymrozek, a w Polsce podobno temperatury prawie jak w lecie. Koniec świata. 😯
Zapomniałem wnieść na noc pelargonie do domu, ale stały tuż przy ścianie , gdzie trochę cieplej, więc chyba przeżyły.
Foma, myślisz, że idąc za ciosem należałoby ukrywać papierosy w kwiatach? Pomogłoby na rozluźnienie atmosfery? 😉
http://www.youtube.com/watch?v=lsfBV5r0yz0
http://www.youtube.com/watch?v=SPko2kBA6NA
uważam, że robienie z rzeczywistego społecznego problemu karykatury źle służy wszystkim, szczególnie pomysłodawcom. co nie znaczy, że wolność do spokoju i niewdychania czegoś, co zostało powszechnie uznane za niezdrowe, a do tego o wątpliwej przyjemności (bo niezdrowe a przyjemne to… 😉 ) nie powinna mieć stosownego oprzyrządowania. tylko że wolę sytuację, w której mogę się owym narzędziem sam posłużyć, niż gdyby miało wyskakiwać z kwiatów jak hiszpańska inkwizycja.
(co odnosi się także do prawa do ciszy, prawa do estetycznej przestrzeni publicznej, prawa do niewchodzenia w psie kupy etc, etc)
Foma, a inne społeczne problemy pod dywan, choć są znacznie dotkliwsze? Jednym się wystarczy obejść zastępczo bo obiekt zdefiniowany przez czynniki zainteresowane jednym – akcyzą. Bo nie papierosami, gdyż zakazano by ich produkcji i sprzedaży, patrz dopalacze.
Jakże nie równo są traktowani ludzie uzależnieni: jedni płacą akcyzę, innym finansuje się leki które zresztą nie leczą (wyleczają), a zapewniają na zawsze klientelę w aptekach – dystrybutorach producentów specyfików nie tańszych od papierosów przed obłożeniem ich akcyzą.
Kochani Niepalący!
Chcę Wam wyjaśnić, dlaczego palacze mają poczucie, że przeciwko nim (nim, nie papierosom, bo – paradoksalnie – w toczącej się dyskusji nikt nie domaga się delegalizacji tej trucizny 😉 ) toczy się coś w rodzaju krucjaty. Otóż gdyby strona niepaląca ograniczała się do żądania bycia w sferze publicznej niezadymianą, kiedy sobie tego nie życzy, to słowa bym nie pisnął. Dla tego życzenia mam zrozumienie i zresztą wszyscy palacze na tym blogu je wyrazili. Ale strona niepaląca (tu już niekoniecznie o blogu) idzie znacznie dalej, lansując np. pomysły zamknięcia palaczy wyłącznie we własnych domach i przekonując ich, że dla dobra własnego oraz wspólnego powinni rozstać się z nałogiem, albo – jak się nie da dobrowolnie, to pod przymusem – wycofać do czegoś w rodzaju gett. Bo śmierdzą, zatruwają i w ogóle są zakałą ludzkości.
Oczywiście, nikt tu na blogu sformułowania „zakała ludzkości” nie użył. Ale nic na to nie poradzę, że czytając dyskusję na ten temat, nie tylko tutaj, w pewnym momencie zacząłem tak się czuć. I nic też nie poradzę na to, że czuję się upupiony, kiedy ktoś, choćby w najlepszych intencjach, mówi mi „ja wiem, co jest dla ciebie/dla świata lepsze”.
Co dodatkowo wzmaga u mnie poczucie bycia obiektem krucjaty, to szalona powaga dyskusji i argumentów antynikotynowych w odpowiedzi na żarty palaczy w związku z „żałobą po dymku”. No cóż, konieczność nagłej, radykalnej zmiany przyzwyczajeń jest dla palących dużym stresem, więc próbują go sobie jakoś „oswoić”, również przy pomocy żartobliwych biadoleń, utyskiwań, itp. Ale na to chyba nie musi się wyciągać ciężkich armat, bo przecież nikt tu nie domagał się zlikwidowania lokali dla niepalących, czy prawa do kurzenia w szpitalu i urzędzie.
Miałem też w wielu miejscach wrażenie, że rozmowa toczy się „po prostych równoległych”, które w ogóle się nie stykają. Zrelacjonowałbym to w dużym uproszczeniu tak:
palacze – uznajemy wasze prawo do wolności od dymu, a wy uznajcie nasze prawo do wolności trucia się i zorganizujmy świat jakoś tak, żeby jak najmniej wchodzić sobie w paradę, ale bez misjonarskiej przesady (bo w końcu chyba nawet chemicy przyznają, że stężenie substancji rakotwórczych w ubraniu i włosach aktualnie niedymiącego palacza, obok którego stoi się kilka minut na przystanku, czy nawet dwie godziny siedzi w kinie, u nikogo postronnego raka nie może wywołać). Owszem, ten palacz śmierdzi, ale ludzie śmierdzą tudzież są ogólnie uciążliwi z wielu innych powodów i nie sposób ich wszystkich uregulować prawnie. Zostawcie nam prawo wyboru, jako i my wam zostawimy. A czasem pójdziemy na różne kompromisy i ustępstwa, jak np. wzajemne wizyty w palących i niepalących domach, czy odsunięcie się (czy to takie ważne, kto pierwszy?), kiedy na ulicy ktoś zapali w zbyt bliskiej odległości od niepalącego. Amen.
niepalacze – ale my mamy prawo do wolności od dymu, papierosy są szkodliwe, a palacze śmierdzą!
Zwróćcie więc uwagę, kochani Niepalący, że nie protestujemy przeciwko Waszym prawom i nie usiłujemy ich wyeliminować, tylko prosimy o zostawienie nam jakiegoś marginesu wolności tam, gdzie nie będzie to dla Was nadmiernie uciążliwe. A że tu i ówdzie może być odrobinę uciążliwe, jak choćby przytoczone siedzenie obok śmierdzącego palacza w kinie? Zapewniam Was, że dla nas dwugodzinne powstrzymanie się od palenia (wielogodzinne w samolocie, wielodniowe w szpitalu, itd.) jest jeszcze większą uciążliwością, ale godzimy się na to, bo rozumiemy i respektujemy Wasze życzenia. Miejcie więc i Wy pewne minimum wyrozumiałości, a jak nie, to chociaż litości dla nas. 😉
Jeszcze raz amen. 😀
2 st.C i nie ogladana czesciej niz raz na 10 lat malownicza londynska mgla. Prawdziwa! Papierowa, a nie wirtualna.
W radiu tez swietna wiadomosc, ze udalo sie nam przyblokowac opetana podwyzke budzetu unijnego w sytuacji, kiedy rzad musi obcinac zasilki niepelnosprawnym i likwidowac oddzialy szpitalne.
Swiat nie jest taki zly.
U nas też była dziś rano mgła gęsta, że nożem krajać. Jeszcze teraz jej resztki po ogrodzie się snują.
There, there, Bobik.
Uważajcie, z kim się fotografujecie (albo z kim Was fotografują) 😎
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,8666887,_Wystapi_pan_z_PiS___Kowal__Sfotografowano_nas_razem.html
Mam nadzieje, ze Komitet Centralny wyciagnie konsekwencje patyjne wobec towarzysza Kowala i potraktuje go z cala proletariacka sprawiedliwoscia (i prawem). Dosc hodowania renegatow na wlasnej piersi Towarzysza Kaczynskiego.
„Was ich noch zu sagen haette, dauert eine Zigarette, ….”
Uważam, że można dogadac się w każdej kwestii, o ile obie strony tego chcą. Miałam palącego męża. Nie znaczy to, że już go nie mam. Rzucił 6 lat temu palenie. Funkcjonowaliśmy w miarę normalnie, ale palonko było tylko w kotłowni.
Jako osoba wchodząca w skład Silnej Frakcji pytam, czy Temu Rysiu coś się stało, że nie bryka?
Bedziemy mieli slub na wiosne!!! 😈
O, choroba! Zapomnieli sie umowic? 😯
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/309411,fiasko-misji-w-usa-kongresmen-nie-ma-czasu.html
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,8665678,Film_z_zatrzymania_Biedronia_w_sieci___Dajcie_mi_normalnie.html
Mar-Jo, moje dwie znajome postawiły na odzwyczajenie mężów od palenia przy okazji przeprowadzki do nowych domów. Nie znają się, mieszkają w innych częściach Polski. Obie już dawno po rozwodzie, panowie zrezygnowali z przeprowadzki. Panie też w tych domach nie mieszkają. Czy są zadowolone z obrotu spraw? Nie. O potrzebie uzasadniania podwyżek akcyzie nie myślały, ale wchodziły w konflikt z mężami (za każdym razem w ramach ogólnonarodowej akcji, jakoś wtedy bardziej im ci palący byli niemili niż zwykle) jak po maśle czując poparcie za plecami (media, część znajomych, część rodziny,…). Szkoda, że Panie nie są zadowolone, a impet w sprawie straciły.
Mar-Jo, bo Ten Ryś bryka chyba tylko z Berlina, a jak akurat jest w Szczecinie, to chwilowo nie bryka. 😆
Mordko, a jaki ślub? 😯
To by był przepiękny numer, gdyby tak hucznie zapowiadane przez PiS naskarżenie w sprawie Smoleńska Amerykanom rozbiło się o brak uszu chętnych do wysłuchania skargi. 😈
Panie B., jeśli masz poczucie humoru, to wiesz, co masz zrobić. 😆
Mordko, mam rozumieć, że była szefowa dyplomacji poleciała w ciemno 😯 😯 😯 ?
Haneczko, chyba dobrze pamiętasz, co to była za szefowa i co to była za dyplomacja. 🙄
William sie zeni z Kate, it’s official!
Wzruszające jest to poświęcenie palaczy i powstrzymywanie się godzinami, a nawet dniami od palenia tylko i wyłącznie na rzecz niepalących. Przypomina mi zdejmowanie nogi z gazu i niepędzenie setką przez osiedlową uliczkę pełną bawiących się dzieci i wałęsających leniwie kotów przez notorycznych piratów drogowych 😉
Uzależnienie od nikotyny to jest problem niesłychanie trudny do zwalczenia, bo dotyka sfery bardzo delikatnej – zaspokojenia potrzeby nagrody 🙄 Jedzenie, picie, seks – egzystencjalnie ważne czynności – mają również tę funkcję nagrody i zaspokojenia (wyzwalają jakieś tam neurotransmittery odpowiedzialne za dobre samopoczucie) ale dla otoczenia są jakby łatwiejsze do zniesienia i mniej uciążliwe 🙂 Niestety, od czasu odkrycia, że działka nikotyny może te miłe mózgowi efekty wyzwolić łatwiej i szybciej, a ponadto stymulować różne jego struktury funkcjonalne poprawiając koncentrację, pamięć i procesy uczenia się – palenie tytoniu stało się elementem życia wielu osób, nieodzownym, jak się zdaje, bo nikotyna jest jednocześnie jedną z najszybciej uzależniających (psychicznie i fizycznie) substancji. Jak dotąd – legalną. Fiskalne wykorzystanie uzależnień i nałogów jest perfidne, ale przecież nikt nie musi pić i palić. A jak już pali – niech nie zmusza otoczenia do biernego udziału w jego nałogu. Alkoholicy i koksiarze są jakoś pod tym względem mniej wspaniałomyślni 😉
Tak, Haneczko. Byla szefowa dyplomacji najwyrazniej poleciala w ciemnbo. To jest taka nowa tradycja w wielkim swiecie., bo juz kiedys jej szef tak latal bez zaposzenia.
Ale beda mogli pojsc do kosciolka na Geenpoincie. Nie ma wiec tego zlego…
Pamiętam Bobiku, tego nie da się zapomnieć, ale takie coś, to już otchłanie niekompetencji i szczyt głupoty 😯
Jedno jest pewne – palenie zmniejsza w osobie dotknietej tym nalogiem zjawisko okreslane przez znawcow duszy jako passive-agessive 😈
Tereso,
czyli wyszło na moje. Czasami w duszy odstawiałam Taniec Furii, ale po ” wnieszniemu widu – angieł, prosto, angieł”.
Mnie byłoby żal nie mieszkac w moim domu w takim składzie, jak obecnie.
Cubalibre, ja uważam, że nawet notorycznych grafomanów, rezygnujących ze swego procederu w imię współczucia dla ofiar, należy chwalić i hołubić, a nie wypominać im, że w zakamarku piwnicy trzymają szufladę, do której sobie od czasu do czasu coś napiszą. 😆
Na serio – nie wydaje mi się, żeby w dyskusji tytoniowej pojawiały się jeszcze jakieś nowe argumenty. Stanowiska są ustalone i teraz co najwyżej można spróbować ustalić również jakiś modus vivendi bez przegięć w którąkolwiek stronę. Podałem jako przykład (znany mi z autopsji) NRW, gdzie dzięki dość nieideologicznemu podejściu obu stron i niepalący są usatysfakcjonowani, i palący nie czują się całkiem trędowaci, i nikt nie czuje potrzeby ruszania na barykady. Znaczy, da się. 😉
Długi, ale bardzo ciekawy wywiad z cudną historyjką o obrazie Szancenbacha 😆 http://wyborcza.pl/1,75480,8656351.html?as=1&startsz=x
Jasne, że się da. Jestem nawet za lokalami dla palaczy, ale pod warunkiem, że ich personel nie będzie zmuszany do pracy w dymie albo dostanie odpowiedni dodatek za szkodliwe warunki pracy. Albo będzie wyposażony w maski p.gaz. 🙄
Jestem za niezmuszaniem personelu lokali dla palących do pracy w dymie, pod warunkiem że zawodowych saperów nie będzie się zmuszać do rozbrajania min, kierowców formuły I do jeżdżenia z niebezpieczną prędkością, a lekarzy do leczenia zakaźnych chorób. 😎
No, chyba że przyjęlibyśmy zasadę, że różne zawody wiążą się z ryzykiem, dlatego pracę w nich podejmuje się dobrowolnie i w razie czego mówi „widziały gały co brały”. Ale póki szaleje niewolnictwo, nakazy pracy i nikt nie może zrezygnować z zatrudnienia się w miejscu, które mu z jakichś względów nie pasuje, to oczywiście trzeba pracowników lokali dla palących chronić specustawami. 😈
Mysle, ze passive-agressive moze wystepowac niezaleznie od statusu palacza, Mordko… Na pewno osobom nieuzaleznionym trudno sie wczuc w uczucia osob uzaleznionych, i vice versa, stad kazda strona ma bias (i po jednej stronie jest status quo, dotad zwykle bardziej przyjazne dla palacych, a po drugiej doswiadczenia takie jak mojego ojca pare tygodni temu, gdy palacz w przedziale dla niepalacych zapalil, bo na korytarzu bylo chlodno – niepalacy sa zmeczeni poleganiem na osobistej kulturze i samodyscyplinie indywidualnych palaczy, z ktorymi na codzien sie stykaja). A poza tym, by all means, zwalczajmy gluten i cukry proste, ale to nie zmieni faktow dotyczacych nikotyny.
A poczucie humoru – no nie wiem, moze sie je troche rzeczywiscie traci, gdy sie jest starszym panem kaszlacym w dymie w przedziale dla niepalacych, albo matka zmuszana do ciaglego proszenia, zeby chociaz na placu zabaw nie palic. Stad pewnie East is East and West is West, and the twain shall never meet. 😉
Zgoda, Mniko, moze wystepowac. Ale czescej wystepuje w czasie krucjat zwalczajacych grzesznikow, przy okazji zwalczania grzechow.
A co do placow zabaw. Nie widzialem w ostatnich dekadach placow takich na podworkach, bo podworka potrzebne sa dzis do parkowania samochodow. Czesciej znacznie sa w parkach, do ktorych sie dojezdza samochodem (ktrego osobiscie nie posiadam) lub sie idzie ulicani pelnymi samochodow.
Lekarze zwalczający choroby zakaźne mają do dyspozycji jak najbardziej stosowne środki chroniące ich przed zarażeniem, strażacy – odpowiednie wyposażenie etc. i nikt im nie każe lecieć w ogień bez maski tlenowej i ochronnej odzieży. Także saperom umożliwia się zdalne rozbrajanie min, buduje roboty wykrywające, specjalne pojemniki etc. Dyskusja – kabelek czerwony czy niebieski zdarza się głównie w filmach 😉
Palacze domagający się specjalnych praw tj. prawa do zatruwania wspólnego powietrza i jeszcze apelujący do poczucia tolerancji ze strony biernie zatruwanych pozostaną dla mnie egoistami i nic na to nie poradzę 🙁
Delete 😉
Bobiku, nie jestem pewna, czy kulturalnych zachowań nie da się nauczyć systemem zakazowo-nakazowym. Może Niemcy są społeczeństwem zdecydowanie bardziej cywilizowanym, ale w Polsce najpierw należy się przebić do sporej grupy zatwardziełych nikotyników z wiadomością, że palenie w niektórych miejscach zmusza niepalących do biernego palenia, a to już jest znaczna ingerencja w prawa niepalących. Prawa, jak by na to nie patrzeć, bardziej uzasadnione na gruncie zdrowotnym, niż prawo do palenia.
Mi jest ganz egal, czy pan w piaskownicy nie będzie kopcił dzieciom, ponieważ kultura osobista mu na to nie pozwala, czy dlatego, że prawo mu tego zakazuje. Dla mnie jest ważne, by tego nie robił, niezależnie od motywacji. Nie da się jednak ukryć, że normy prawne mogą mieć charakter kulturotwórczy. Tak to działa, że niektóre prawa zostały wpisane w system prawny, ponieważ już w nim funkcjonowały, a niektóre zostały do niego wpisane z założeniam, że dopiero wokół nich zostanie wypracowany pewien obyczaj. To dokładnie tak samo, jak z zakazem segregacji rasowej, równouprawnieniem kobiet, prawami dziecka, adopcjami homoseksualnymi, czyli tym wszystkim, o czym tu często dyskutujemy. Myślę, że chodzi o to, żeby stworzyć normę niepalenia.
Jakoś nie słyszałam masowych protestów, gdy wprowadzono zakaz picia alkoholu w miejscach publicznych, poza wyznaczonymi do tego miejscami. A przecież fakt, że ktoś sobie pije piwo, nikomu z przechodniów nie szkodzi. Zakaz picia przeszedł jednak gładko, a wokół zakazu palenia jest wielkie larum. Co więcej, zmuszanie kogokolwiek, zwłaszcza osoby nieletnie, do picia alkoholu, jest przestępstwem. Jest na nie odpowiedni paragraf i nikt przeciwko temu nie protestuje. Ale do palenia, zakładam że przez powszechność nałogu i dotychczas obowiązującą szeroką normę dopuszczającą, stosunek ten jest zupełnie inny. To przejaw podwójnych standardów, opartych na wypieraniu faktu, że naszej własnej postawie może być głęboko niesłusznego. Lubimy czuć się w porządku, więc przyjmujemy strategię ignorancji.
Nie jestem zwolenniczką krucjat, ale myślę, że czasem należy przegiąć, żeby potem można było poluzować i osiągnąc normalność. Teraz, przynajmniej w Polsce, nikt się szczypie i pali, gdzie mu się podoba, nie zważając na innych. Gdy zwrócisz uwagę, możesz zostać jeszcze zbluzgany, mimo że miejsce jest objęte zakazem palenia. Palący poprzez dotychczas panujący obyczaj uznali, że ich prawo do palenia tam gdzie zapragną, należy do katalogu ich osobistych wolności. Moim zdaniem czas nazwać rzecz po imieniu. Jest to jednak nałóg, nałóg bardzo szkodliwy nie tylko dla samego palącego, więc jeśli palący się mu oddaje, powinien to robić wyłącznie na własne ryzyko.
Zakazem nie da się poprawić poziomu kultury, ale da się ustalić nową normę, która miałaby polegać na pewnym przesunięciu akcentów. Chodzi o to, żeby to palący, jeśli już musi zaspokoić swoją potrzebę zapalenia, poszukał odpowiedniego dla tej czynności miejca, a nie żeby to niepalący musiał uciekać. Przestrzeń otwarta jest pojęciem bardzo względnym. Ten sam przystanek autobusowy w ciepłe stanowi przestrzeń otwartą. Gdy jest minus 15 i wiatr, wszyscy szukają schronienia pod wiatą. Gdy tam ktoś nagle wyciąga papierosa, w moim przekonaniu zmusza pozostałych do biernego palenia. Podobnie jak ktoś, kto przysiada się do niepalącego na ławce w parku i zaczyna palić, nie pytając, czy tamten nie ma nic przeciwko temu. Gdyby przyjąć ogólną zasadę, że w przestrzeni otwartej jednak nie palimy, konflikty wynikające przy takich okazjach byłyby łatwe do rozstrzygnięcia.
Palącym towarzyszy przy tym poczucie, że chce się ich zamykac w gettach, ale przecież nikt nikomu palić nie każe. To nawet nie jest czynność fizjologiczna, tylko nabyty nawyk. Czy to takie wielka ujma na honorze, żeby się oddać nawykowi w przestrzeni do tego przeznaczonej? Getto to bardzo pejoratywny, etykietujący, naciechowany ocennie termin, który nie ma tu nic do rzeczy. Chodzi o przesunięcie akcentu z normy szerokiej, nie dającej się pogodzić z prawami osób wolnych od nałogu, na normę dopuszczającą, stwarzającą palącym i niepalącym warunki do niekonfliktowego funkcjonowania. Palący przy tym muszą przyznać, że ich prawo do szkodzenia sobie ogranicza się nich samych. Czy jest w tym coś złego?
świetnie się mieszka tam, gdzie odpowiednie prawo funkcjonuje od dawna. Palący nie rzucają się w oczy i nie protestują przeciwko ich dyskryminacji. Na spotkaniach przyjęte jest bez dyskusji, że nie pali się w domach tylko na zewnątrz (no tak, ogródki, itp itd) Nawet w rodzinach palących ten zwyczaj funkcjonuje bo nasze powszechne wykładziny trzymają zapach latami. Nie do pomyślenia są takie sytuacje jak opisała vesper na placach zabaw – może się boją pociągnięcia do odpowiedzialności, może lata zrobiły swoje i nawet palący rozumieją zagrożenie dla niepalących?
Cubalibre – trudno, pozostanę przy graniczącym z pewnością przekonaniu, że do pracy w lokalach dla palących nikogo nie zmusza się siłą, że można ją podjąć na własne ryzyko (okej, niech pracodawcy mają obowiązek uświadomienia tego ryzyka) i że niejeden palacz przyjmie taką pracę z pocałowaniem ręki, bo będzie mógł uniknąć jakichkolwiek dyskusji na temat swojego nałogu. 😎
Jak mu pozwolą palić przy pracy 🙄
Już widzę kelnera z petem w kąciku ust i popiołem spadającym do zupy 😉
Może lepiej nie przeginać?
Now wlasnie, Hanaczko. O to Psowi chodzi by nie przeginac.
Haneczko, lepiej by było nie przeginać. Nie widzę powodu, by zakazywać tworzenia pubów dla palących, czy przeznaczenia wagonu w pociągu specjalnie dla palących, czy też wydzielonych pomieszczeń w biurach, gdzie można zapalić.
Choć z tym paleniem w pracy wiąże się aspekt, nie do rozwiązania, jak myślę 🙁 Kiedy jeszcze byłam bardzo zapracowanym zwierzęciem korporacyjnym, większość moich współpracowników paliła. Część paliła „od zawsze”, część dlatego, że szef działu palił, a wyskakiwanie z szefem na dymka było inwestycją w karierę. Jeden wypad na dymka trwał około 15 minut. Wypadów na dymka było kilkanaście w ciągu całego dnia pracy. W tym czasie dwie niepalące koleżanki odbierały telefony od klientów palących współpracowników oraz interesantów przełożonego. Nie ma przy tym znaczenia, w jakim celu panowie udawali się poza biuro. Mogliby wychodzić robić przysiady, a nie palić, a byłoby to równie uciążliwe. Tak się jednak składa, że ludzie częściej wychodzą zapalić, a nie uprawać gimnastykę, ponieważ istnieje na „dymka” społecznie przyzwolenie. Moja i koleżanki propozycja, byśmy w ciągu dnia, w ramach zastępowania dymiących kolegów, robiły sobie skumulowaną przerwę na spacerek w parku, wywołał wielkie zdziwienie, graniczące z oburzeniem, bo wszak oni wyskakiwali tylko na kwadransik, a my nie dość że niepalące i niepijące w trupa podczas firmowych imprez, to jeszcze upierdliwe, bo nie chcą pracować za kolegów.
Gdyby, w wyniku nowych regulacji, punkt ciężkości normy nieco się przesunął, wyszłoby to wszystkim na dobre.
Naprawdę bardzo, ale to bardzo, staram się milczeć.
Idę obejrzeć paczkę Bobika.
No właśnie, mnie tylko o to chodzi, żeby nie przeginać. 🙂
Już nie bardzo mam siłę powtarzać, że uznaję prawo niepalących do niewędzenia się. I to bez względu na to, jak ciężko mnie osobiście w związku z tym przychodzi się ograniczać. 😉 Jeżeli ktoś stanowczo oświadcza, że nie życzy sobie palenia w jego obecności, to albo się powstrzymuję, albo rezygnuję z obecności tego kogoś, ale na siłę żadnych „praw palacza” nie egzekwuję. 😉 Nie protestowałem, kiedy z dnia na dzień zabroniono palić w knajpach, tylko przestałem do nich chodzić (póki nie zaczęły się pojawiać sale dla palących i Raucherkluby). Nigdy nie próbowałem palić w sraczyku w budynkach, gdzie jest zakaz. O pracy trudno mi się wypowiadać, bo nigdy nie pracowałem w korporacji, ale oczywiście byłbym za tym, żeby przerwy były przydzielane sprawiedliwie. Jeżeli dotąd za mało uwagi zwraałem na prawa niepalących, to jestem skłonny zwracać jej więcej. W braku popielniczki lub kosza gaszę papierosa o podeszwę i noszę ze sobą peta dopóty, dopóki kosza nie znajdę. Ale jeżeli nie będzie mi wolno zapalić już nawet na ulicy czy w parku, nawet kiedy w odległości 50 czy 100 metrów ode mnie nie będzie żadnego potencjalnego niepalącego, tylko dlatego, że to jest miejsce publiczne, to trudno będzie mi to uznać za rzecz zgodną ze zdrowym rozsądkiem i chroniącą czyjeś prawa. To już będzie dla mnie szykana i chęć zamknięcia mnie w getcie. No, tak to odbieram i w moim odczuciu nie jest to za mocne określenie.
Nie walczę z prawem nakazującym podział lokali na palące i niepalące, ani z prawem całkowicie zakazującym palenia w budynkach użyteczności publicznej. Rozumiem, że jest to prawo potrzebne i zapewne będzie zmieniać normę i obyczaje. Ale uczenie kultury osobistej metodą nakazowo-rozdzielczą budzi jednak mój wewnętrzny sprzeciw, dlatego trudno mi przyjąć argument, że należy wszystkim zabronić palenia na ulicy, bo ktoś może rzucić na nią niedopałek. Tak samo wcale nie zachwyca mnie zakaz picia alkoholu w miejscach publicznych. W Niemczech w wielu parkach są stoły z ławeczkami przeznaczone głównie dla piwoszy i nikomu to nie przeszkadza, jeżeli nie łamią oni ogólnie uznanych reguł współżycia społecznego.
Zgadzam się, że prawo palaczy do szkodzenia sobie ogranicza się do nich samych (przy uwzględnieniu sytuacji, w których niepalący, z przyczyn towarzyskich czy innych, dobrowolnie zgadzają się na znoszenie cudzego nałogu w określonym przez siebie zakresie). Ale: nie podoba mi się wprowadzanie zakazów na zasadzie „co z tego, że w tym przypadku zapalenie nikomu poza palącym nie zaszkodzi, skoro teoretycznie mogłoby”. Nie znoszę uszczęśliwiania mnie na siłę i dla mojego dobra, co prawodawcy tu i ówdzie usiłują uskuteczniać. Poczucie bycia obiektem krucjaty mam właśnie ze względu na te zapędy, jak i na ciągłe powtarzanie mi (ja wiem, z troską) jak okropna i szkodliwa jest moja wiara, tfu, mój nałóg. No i ogólnie czuję się do duszy choćby dlatego, że cały czas muszę udowadniać, że nie jestem wielbłądem, który marzy o zlikwidowaniu lokali dla palących i zasypaniu petami placów zabaw, albo wskutek wypowiedzi typu „nieważne, co powiesz czy zrobisz – i tak cię będę uważać za egoistę i tyle”. Raczej mi to odczuwanie empatii z niepalącymi utrudnia niż ułatwia, ale może inni palacze mają inaczej. 😉 Mnie w każdym razie znacznie łatwiej nie zapalić (nawet we własnym domu) kiedy ktoś mi powie „wiesz, mam astmę i szkodzi mi”, niż kiedy muszę przedtem wysłuchać długiego wykładu na temat szkodliwości etc.
Złapałem się właśnie na tym, że zaczynam mieć tendencję do pewnej zjadliwości, więc na tym ze swojej strony dyskusję kończę i wychodzę w wydzielone miejsce na papierosa, żeby pozbyć się jakichkolwiek śladów agresji, pasywnej i aktywnej. 🙂
Uff, mozna zauwazyc, ze linia podzialu w naszej dyskusji przebiega zapewne pomiedzy palaczami i niepalaczami.
Z uwagi na udokumentowana szkodliwosc (chyba tu nikt nie ma watpliwosci?) ja osobiscie nie chcialabym aby niania mojego dziecka, nauczycielka w szkole (powinniscie wejsc do pokoju nauczycielskiego w liceum gdzie uczy moja siostra w Warszawie) czy kucharz siekajacy dla mnie cebulke w restauracji palil w tym samym pomieszczeniu papierosa i sieka tytoniowymi pauszkami. W samolotach LOT-u transatlantyckich prawie zawsze jest smrodek tytoniowy w klopie, po kims kto musial wylaczyc smoke detector, bo musial sobie zapalic. Irytujace.
Bobiku, to ze nikogo nikt nie zmusza do pracy tam gdzie pala nie ma znaczenia. Nawet jesli ten pracownik sam sobie nie zdaje sprawy z zagrozenia dla zdrowia. A co bys powiedzial niepalacej kelnerce, ktora dostaje raka pluc po 25 latach pracy w zadymionej restauracji? Too bad so sad? Pracowawca powinien chronic pracownikow i klientow przed czyms co powszechnie uznane jest za szkodliwe. Cywilna i moralna odpowiedzialnosc.
Trzeba sie zgodzic ze sie nie zgadzamy, ale naprawde za prawo do palenia w publicznych miejscach nie warto isc na barykady. To nie jest walka o lepsze.
A teraz zapalmy fajke pokoju. Wysylam wam smoke signals.
Obawiam się, ża to zaangażowanie zemści się przesłaniając inne problematyczne dla zdrowia środki, jak medykamenty (skutki uboczne, mogę opowiedzieć o znanych mi przypadkach), wystawianie przez lekarzy recept w oparciu o jasnowidzką, bo bez badań, gdyż negatywnie oddziałują na zysk lekarza, diagnozę, jakość (zastąpiono opakowaniem dającym pozór) produkowanej i sprzedawanej żywności, włącznie z GMO. Warto jeszcze wziąć pod uwagę że zanieczyszczenie środowiska to głównie nie nikotyna i nawet nie przemysł, ale spaliny samochodowe – ponoć 80 %.
Nie rozumiem Tereso. Czy to sa argumenty za paleniem w miejscach poblicznycm? Czy po prostu lista innych bolaczek do rozwiazanie i nie uwazasz ze palenie publiczne jest OK?
Kroliku, rynek został zbudowany – http://wiadomosci.onet.pl/kraj/ustawa-antynikotynowa-straz-miejska-zyskala-nowe-p,1,3788320,wiadomosc.html . Widziałam taką kabinę wiosną przy okazji konferencji, na którą zostałam zaproszona, a która tyczyła wukluczenia społecznego, w budynku Sejmu. Mnie te kabiny nie będą razić, ale jakoś nie wątpię że ktoś zaciera ręce w ich sprawie już od dłuższego czasu. Takie jest polityczne życie. W Polsce mamy tego często dowody.
Co do publicznie/nie publicznie to wytoczono tu taki zestaw argumentów, który świadczy o uczuleniu wielu osób zwyczajnie na palaczy. Nie spotałam dotąd w żadnej sprawie tutaj podnoszonej takiego zapamiętania się, skoncentrowania, wręcz erupcji niechęci.
Nie widuję, by palacze się narzucali ze swoim towarzystwem gdzie się nie pali, za to odwrotnie notorycznie. Np do wagonu dla palących wsiada kobieta z dziećmi i uważa że prędzej wysadzi z niego parę osób oknem, niż się przesiądzie do sąsiedniego dla niepalących, choć wolnych miejsc tam nie brak. Wie gdzie łatwo o okazję do wyładowania zapasu frustracji?
Odwiedzają mnie niepalący znajomi i uwag nie wnoszą. Gdy ja ich odwiedzam przynoszą popielniczkę i nie chcą słyszeć bym miała wychodzić z papierosem do ogródka, czy na balkon. Inni akurat wychodzą ze mną na ten balkon, choć sami nie palą 🙂 Mam też kolegę, ktory chętnie by mnie od palenia odzwyczaił, ale jak go pytam od czego w zamian mam odzywczaić jego samego, to zmienia temat, ot manewr psychologiczny, czy jakoś tak. Ponoć człowiek najbardziej nie lubi to czego nie znosi u siebie, a powód znajdzie z łatwością.
Dyskusja powyżej wiele mnie nauczyła.
I see, Tereso. Moze wiec wrecz nalezy propagowac palenie skoro jest takie swietne, nikomu nie przeszkadza i wszyscy je toleruja.