Paczka
Bobik z trudem wtaszczył przez drzwi sporej wielkości paczkę, dowlókł ją na środek pokoju i zaczął zębami rozrywać sznurek. Labradorka najpierw cierpliwie czekała na to, co wyłoni się spod kolorowego papieru, ale kiedy szarpanie sznurka przedłużało się, zdecydowała, że mniej wyczerpujące nerwowo będzie zadanie pytania wprost.
– Co masz w tej paczce? – zagadnęła głosem pozornie obojętnym, ale jednak zdradzającym dyskretne napięcie.
– Estetykę sobie kupiłem – odszczeknął Bobik, z wyraźnym ukontentowaniem machając ogonem. – W ebayu. Niedroga była, to co miałem nie skorzystać.
– A na cóż ci to? – zdziwiła się Labradorka. – Estetyki wszędzie pełno, we wszelkich wzorach, kolorach i rozmiarach.
– Niby pełno – zgodził się Bobik – ale sama zobacz, jaka to estetyka. Zęby od niej nieraz bolą i wątpia się lasują. A jak się ma własną, to z tej wokół można nie korzystać, z korzyścią dla niekorzystającego.
– Bo ja wiem? – zastanowiła się Labradorka. – Od estetyki wcale nie tak łatwo uciec. A poza tym pomyśl, co by się stało na świecie, gdyby tak każdy chciał mieć własną estetykę.
– Przecież już tak jest! – obwieścił Bobik z przekonaniem. – Każdy ma własną i chwali ją jak, nie przymierzając, liszka swój ogonek. A skoro każdy może, to ja tym bardziej.
– No dobrze, a tak konkretnie i w szczegółach, to z czego ta twoja estetyka się składa? – zainteresowała się Labradorka, nie mogąc doczekać się otwarcia paczki.
– Iii… – zaciągnął Bobik, krygując się nieco. – Nic znowu takiego. Kilka pomników, kilka wierszyków, kilka dziełek różnej maści. No, takie tam sobie zwykłe estetyczne sprawy.
Szarpnięty mocno sznurek pękł. Bobik zdarł szybko ozdobny papier, rozdarł pudło i szerokim gestem zaprezentował zawartość pakunku. Oniemiała Labradorka zastygła wpół szczeku. Estetyka Bobika po prostu przechodziła psie pojęcie.
– A co? – napuszył się z dumy Bobik. – Szczęka ci opadła? Innym też opadnie, jak do mnie przyjdą. I nie pomogą żadne protesty, żadne błagania, żebym wymienił towar. Wolnoć Bobiku w swoim psychiatryku. Zresztą z góry zakładam, że jeżeli komuś się nie spodoba, to przez zazdrość.
Po czym dodał z miną wytrawnego doradcy finansowego:
– Radzę ci, ty też sobie kup własną, póki tanio. Rozum już zdrożał, to i estetyka wkrótce może.
Dzień dobry 🙂 A dlaczego właściwie Ryś dziś bryka Hochdeutschem, a nie akcentem berlińskim? On też ma bardzo hecne momenty. 😀
Ciekawe, czy Mar-Jo kolońską koleżankę rozpozna. Możemy na wszelki wypadek potrzymać kciuki. Zaszkodzić nie powinno. 🙂
Nie uwierzylibyście, jaki prezent matka od Pręgowanej dostała. 😯 Opowiedziałbym, ale nie mam czasu. Muszę lecieć pilnować Szarej Myszy, bo mam wrażenie, że znalazła się w niebezpieczeństwie. 🙄
Bobik, niecnoto! Mało, że jedna ciekawość mnie zżera, to jeszcze drugą na dzień dobry dorzucasz 😉
Właściwie, Haneczko, ja to bym się wstydził taki prezent komuś dawać. Mały jakiś, szary, z ogonkiem całkiem mizernym i w ogóle bez opakowania, tylko tak na odwal się położony na poduszce.
Nawet mi się pojawiło podejrzenie, czy Pręgowana przypadkiem Jotce go nie ukradła. Bo przypominam sobie, że Jotka jakichś małych szarych szukała. 🙄
Juz zarabia na swe utrzymanie? 😯
Robotna!
No, bo koty są od roboty, a psy od kłapania, co lud polski skrótowo ujął w celnym spostrzeżeniu: pies powinien być mowny, a kot łowny. 😈
Wywiad, który można sobie zachować i zaczynać od niego dzień, bo po przeczytaniu go jakoś by już było głupio smęcić i marudzić. 🙂
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1510332,1,o-ludzkiej-egzystencji-rozmowa-z-prof-alina-brodzka-wald.read
Bobiku,
może być, że to moje, te małe szare! Jedna była czy więcej? Odeślij proszę, za zaliczeniem pocztowym 😉
U nas cisza przedwyborcza, ale szepnę na ucho, że się martwimy. 🙁
Martwimy się tym, że może zostać wybrana Rada Gminy złożona z dość przypadkowych i nie koniecznie kompetentnych osób. Wiąże się to ze zmianą sposobu głosowania, wynikającą ze zwiększenia ilości mieszkańców gminy. Cztery lata temu było mniej obwodów i w każdym można było oddać głos na trzy osoby. Jeden na szwagra, drugi na ciocię Ziutę i trzeci na kogoś kto ma doświadczenie w samorządowej robocie. Teraz każdy dysponuje tylko jednym głosem. I na kogo go odda? Według jakich kryteriów? 😯
Głosy mogą być bardzo rozstrzelone. A zgranie się radnych niełatwe. Tymczasem mamy w gminie szereg bardzo fajnych planów. Zobaczymy! 🙄
Zanim zaczniemy się bardziej martwić, czeka nas dzisiaj zabawa. Wieczór Andrzejkowy UTW. Zaczynamy już o 18-tej
Sala udekorowana, świetny zespół muzyczny poprowadzi również andrzejkowe gry, wróżby, catering zapewniony.
Wizyta u fryzjera i manicurzystki odhaczona. 😎
W oczekiwaniu na małe, szare oddaję sie relaksowi 😆
Wywiad wspaniały. Kobieta jak najszystszej wody brylant. Nic tylko nasladować. Chce się żyć wiedząc, że tacy ludzie są wśród nas.
najczystszej 😳
bez tych małych, szarych, to już zaczynam seplenić 👿
Niestety, Jotko, była tylko jedna mała szara. Ale odeślę Ci, bo w razie czego zawsze zawsze lepiej mieć jedną niż nic. 😆
Głosować ludzie są skłonni w pierwszym rzędzie na szwagra, jeżeli jest tylko jedno miejsce, ale na pocieszenie mogę dodać, że jeżeli w społeczności jest napęd, pomysły i dobra energia, to często i szwagier daje się temu porwać. 🙂
Bobiku,
czy jesteś pewien, że siem Ci szare z białemi nie pomylyli? 🙄
Andrzejki już dzisiaj? 😯
Nie wiem, czy wróżby poza oznaczonym, magicznym dniem nie tracą aby ważności. A cóż by to był za dramat, gdyby wywróżony milionowy spadek z Ameryki miał przepaść tylko dlatego, że data się nie zgadzała. 🙁
Jotko, na taką gwarancję, że mi się białe z szarymi nie pomylą, u mnie nie masz co liczyć. Sama chyba rozumiesz – wino tanie, dobre i dostępne… Grzechem byłoby marnowanie takiego daru bożego.
Ale nie ma co tych białych tak całkiem dyskryminować. W wielu miejscach i środowiskach i tak nikt nie odróżnia szarych komórek od białych myszek. 😆
30 listopada będziemy w Havanie i jakoś spróbujemy tego spadku przypilnować, bo to przecież tylko o rzut beretem 😎
Jeżeli beret z moheru, to nawet i na cud można liczyć… 😈
Jotko, mam nadzieje, ze wyruszysz w droge zaopatrzona w wiele lektur do czytania…
Ja tam nie wiem, czy lektury dostaną kubańską wizę… 🙄
A, co Wam będę żałować, jeszcze jeden świetny wywiad wrzucę: 🙂
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,8682450,Truskawki_i_popiol.html
określenie „dyktatura egzystencjalnego lumpeksu” tak mi się spodobało, że aż zazdrościć zacząłem. Sam bym chciał na to wpaść. 😉
Mordechajowi zaś poddaję pod rozwagę cytat „to, co skryte, głosi się dziś na dachach”. 😯
Heleno,
zastanawiam się nad doborem lektur. Przez pierwszy tydzień będzie objazdówka po wyspie, więc na czytanie raczej czasu nie będzie. Drugi tydzień to pobyt w hotelu. Szczęśliwie jedziemy taką grupa, że bedę się mogła spokojnie wymigać od brydża. Będzie czas na czytanie.
Bobiku,
no jasne, że moherowy z antenką licheńską. Już on tego spadka dopadnie 😉
Tak mię będzie na tej Kubie 😆
http://www.youtube.com/watch?v=lFD6ohHuFoQ
Wybory samorządowe to bardzo ciężka praca. Najmniejszy problem to ci, którzy zdecydowanie nie. Potem zaczynają się schody. Jutro pójdziemy, każde ze swoją ściągą, a potem będziemy w nerwach czekać na wynik.
Mam nadzieję, Jotko, że kiedy będziesz przesiadywać w gorrrrący wieczór na hawańskim balkonie, pod tymże zbierze się chór gorrrrrących mariachi i odśpiewa Ci również to 😆
http://www.youtube.com/watch?v=S87NBwV_hcI&feature=related
Jako idealnych wykonawców widzę animalnych (i animowanych) mariachi z Muppet Show. 😈
O, jak się cieszę z tego wywiadu z Inką Brodzką. Ona jest przekochana po prostu. I wciąż ma w sobie coś z dziewczynki, naprawdę! Strasznie ją lubię.
Na tym zdjęciu z kapituły „Zostańcie z nami” jest koło niej puste krzesło – zwykle to ja tam siaduję koło niej, ale mnie tam w tym roku nie było (żadne wnioski od muzykologów nie przyszły tym razem) 🙂
Jotko, Bobiku:
http://www.youtube.com/watch?v=eeDB03myizI
A ja się niezwykle ucieszyłem z postu Pani Kierowniczki, bo przy takich wywiadach często się zastanawiam, jak odbiera się osobę „wywiadowaną” na żywo, w bezpośrednim kontakcie. Wiadomo, że w wywiadzie i każdy sam się trochę stylizuje, i dziennikarz ma jakąś tam koncepcję przedstawienia rozmówcy, więc może ostateczny obraz wyjść niekoniecznie całkiem realistyczny. I miło dowiedzieć się od kogoś osobiście znającego profesor Brodzką-Wald, że to naprawdę Piękna Pani. 🙂
Zachowywanie w sobie czegoś z dziecka jest, jak widać, znakomitą metodą kształtowania osobowości. 😆
Nisiu, niemiecka tuba mnie nie wpuszcza. 🙁 Napisz przynajmniej co to było, może znajdę gdzie indziej.
Bobiku, Nisiu,
potencjalnych wielbicieli proszę przysyłac pod ten adres 😆
http://www.tripadvisor.com/Hotel_Rev…nas_Blancas_Hotel-Varadero_Cuba.html
Może teraz będzie lepiej: Varadero Hotel Arenas Blancas
http://www.tripadvisor.com/Hotel_Rev…nas_Blancas_Hotel-Varadero_Cuba.html
Sie nie daje wkleić 👿
To jak te wielbiciele mnie znajdą? 👿
Z tego co slyszalam w drodze baardzo przydaja sie lektury na temat ZZ, panny S, i roznych form samoorganizacji. A przy okazji mozna sie podciagac z angielskiego lub innych jezykow.
Heleno, ja właśnie o te lektury się martwiłem, że wizy nie dostaną. 🙁
Ale szpasu nieco powinna Jotka na tej Kubie też mieć. W końcu miejscowej ludności od szpasu Jotki nic nie ubędzie, a może nawet dewiz przybyć. 😉
Bobiku, no własnie muppetowi mariachis.
😆
Guuuupia tuba.
No, owszem moga byc zatrzymane na granicy. So what? Zawsze tak bylo. Dzis jest latwiej.
No faktycznie, tuba guuupia. 👿 Ale moja wyobraźnia już zaczęła pracować i być może mam wersję nawet lepszą od oryginału. 😆
A jakby ktos chcial dostac jakies opracowania z mysla o konketnym odbiorcy, to mam zrodlo. Nie ma sprawy.
Hmm… Poczucie obowiązku nakazuje mi wygłosić przedurlopowe ostrzeżenie. Wylegując się na Kubie Jotka powinna upewnić się, czy Kuba nie wziął sobie zanadto do serca sentencji „jak Jotka Kubie, tak Kuba Jotce”. 😯 😆
Mnie tez bardzo sie podobal wywiad z prof. Brodzka-Wald. I jakos mnie nie zdziwiwlo, ze osobiscie tez jest przemila osoba. 🙂
Natomiast wywiad z prof. Mikolejka wydal mi sie, jakby to delikatnie powiedziec, nieco nierowny. I to nie tylko dlatego, ze oto w przeciagu paru dni mialam znowu przyjemnosc poczytac o grupie Polakow, ktorzy ni stad ni zowad uznali sie za Murzynow (intelektualna ciekawosc mogla nakazac panu profesorowi poszukac w ciagle pojawiajacych sie nowych publikacjach, co to oznaczalo, a nawet do dzis oznacza). Mikolejko szarpie sie z pojeciem szczescia w post-modernistycznym, konsumpcjonistycznym swiecie, wypelnionym watpliwej wartosci podrecznikami lapania szczescia za nogi, i chwala mu za to. Tyle ze choc ma sporo inetresujacych spostrzezen, to ten swiat jest takze jego wlasnym konstruktem myslowym (moze zamiast pisac o jankesach, ktorych chcial na slowianski sposob uswiadomic egzystencjalnie wodka i tancem brzucha, wspomnialby o amerykanskich publikacjach na te same tematy, zniuansowanych, czesto o wiele bardziej krytycznych, nizby sie to wydawalo z nadwislanskiej perspektywy – z tekturowymi Amerykanami duzo latwiej sie spierac). No i te jego raczej okrutne zabawy ze swoimi studentami, doprowadzanie do placzu, tylko po to zeby im uswiadomic mialkosc ich aspiracji.
A oprocz Montaigne’a, mogl zacytowac przeciez takze fragment eseju Emersona, „Self-Reliance”, w ktorym to eseju Emerson tez podobne sentymenty opisal: „The soul is no traveler, the wise man stays at home”…
No i nie wiem, Bobiku, czy prof. Mikolejko by Ci wybaczyl Twoje piotrusiowopanowe wieczne niedorastanie. Juz go widze, jak planuje rytual inicjacyjny dla szczeniakow… 😉
A teraz uciekam na zakupy, cieszac sie z tego, ze bezduszny jankes sprzedajacy mi buleczki umie sie do mnie w tej sytuacji usmiechac. Musi to byc z pewnoscia znak nadchodzenia konca swiata… 😉
Na chwilę zmienię ten goroncy kubański temat.
Szukam w internecie całego Ukazu Piotra I z grudnia 1709. Znajduję jedynie ten fragment.
Czy może mi ktos pomóc?
Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty,
tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego.
Bobik, nie badz taki nerwowy.
Pamietasz latajace b.? One z czegos zyly. Tam tez lataja od paru lat. I sa bardzo cenione. Tak niwiele mozemy zrbic, ale troche jednak mozemy.
To jest znana falszywka, jotko. Ale bardzo smieszna.
E, myślę, że Mikołejko akurat takie szczeniactwo jak moje to by wybaczył. 😉 Bo przecież on sam jest szczeniakiem w sensie ruchliwości, ciekawości świata i nieustannego poszukiwania. 🙂
I ja go bardzo dobrze rozumiem, kiedy opisuje swoją próbę przebicia się przez skorupę dobrego wychowania i small talku. Nieważne, czy to byli akurat Amerykanie czy inna nacja. Ja w Niemczech też to czasem przeżywałem: najpierw zachwyt tym, jacy tu wszyscy uprzejmi, zrównoważeni i przewidywalni, a potem momenty buntu, kiedy okazywało się, że ta powłoka dobrego wychowania nie przepuszcza żadnych głębszych emocji, szarpiących trzewia tematów, czy duszeszczipatielnego filozofowania do bladego świtu. Oczywiście, po wielu latach życia w tym świecie trzeba się z nim jakoś ułożyć, ewentualnie znaleźć enklawy, w których jest inaczej, ale Mikołejko nie jest przecież emigrantem więc do tego etapu nie mógł dojść. 😉 Dobrze też rozumiem pedagoga, którego do szału doprowadza postawa studentów „zaliczyć i zapomnieć”, podczas kiedy on sam wkłada dużo czasu i serca w przygotowanie dla nich jak najlepszych zajęć. W końcu studia nie są obowiązkowe i jak ktoś okropnie cierpi wskutek uczenia się, to może sprzedawać halibuty w rybnym. 😉
W sumie zresztą nie o to chodzi, tylko o przewodnią myśl tego wywiadu, że w „egzystencjalnym lumpeksie” nastąpiło utożsamienie szczęścia z przyjemnością, której ma być dużo i ma być osiągnięta tanim kosztem. Rzeczywiście, taka wizja szczęścia jest ludziom wciskana ze wszystkich możliwych stron, a przecież ona do umiejętności przeżywania szczęśliwych momentów nie przybliża, raczej od niej oddala. I ja sobie cenię taki głos, który o tę zanikającą umiejętność się upomina. 🙂
Heleno,
fałszywka, nie fałszywka, ale postanowiłam kultywować tradycję i trzymać się starych sprawdzonych wzorów. Toteż chcę to dać moim podwładnym do ścisłego przestrzegania 😎
Zaczęłam od tego, że poleciłam dzisiaj naszej wspólnej fryzjerce, uczesać panią wiceprezes gorzej niż mnie, a co! 👿
Ciesze sie, ze to napisalas, Moniko. Ja nawet nie doczytalam tego Mikolajki do konca, bo zaczelo mnie tak irytowac jego jakze wyzszosciowe przekonanie, ze ci ktorzy sie usmiechaja, maja „przylepiony usmiech do twarzy” i nie znaczy on nic co wzbdzaloby jego szacunek, zas szczescie jest tylko „wewnetrzna pordoza”.
Ludzie sie usmiechaja czesto dlatego, ze maja pogdny i zyczliwy stosunek do otoczenia. Tego trzeba sie czesto uczyc. W podrozy „zewnetrznej” odczuwamy bardzo czesto szczescie, bo odkrywamy czlowieczenstwo Innego, nasza wiez z Innym i czujemy sie mniej samotni w swiecie. Ponadto osoboscie odczuwam szczscie jak stoje przed plotnem LOrenzettiego, ktore wprawia mnie w zachwyt i majac swadomosc, ze wieczorem siade na tarasie z winem i frutti di mare w towrzystwie milych mi ludzi. Jestem wtedy swiadoma szczescia. Czy jest ono szczesciem egzystencjalnym? Jak najbardziej, jesli mnie chodzi i wara Mikolajc od niego. Wypcha se trocinami, Mikolajko.
MNie Ameryka szczescia nauczyla. Nauczyla, ze szcescie to nie tylko milosc, ale cos znacznie wazniejszego w zyciu – wolnosc. Mysle o wolnosci badzo czesto. Dopiero odebranie mi wolnosci, byloby dla mnie prawdziwym nieszcesciem.
Calkiem slusznie, jotko.
Ciepłe zaproszenie na jesienny, chłodny wieczór 😉
http://www.youtube.com/watch?v=VRjrGT0k5kA
Ladne…
Mam wrażenie, że czytaliśmy nie ten sam wywiad. 😯 Ja tam nie znalazłem oburzenia z tego powodu, że ludzie są dla siebie mili i potrafią się uśmiechać, tylko ostrzeżenie przed sprowadzaniem całego naszego życiowego wysiłku do gry pozorów. Przed wzięciem formułki „keep smiling” za receptę na szczęście. Sięgnę do cytatu:
Spod sztancy poradników wychodzą ludzie z takimi samymi uśmiechami. Wyprodukowani jak rzeczy przez mass media, które nie są już tylko przekazem, one są rzeczywistością.
Kiedy mieszkałem w Akademii Amerykańskiej w Rzymie, widziałem jankesów, którzy uśmiechali się do siebie, hałasowali radośnie przy kolacji, ale wiedziałem, że w środku kłębią się żale, wzajemne pretensje. W tym było coś schizofrenicznego, nienaturalnego.
Nie o to przecież w tym fragmencie chodzi, że uśmiechanie się jest czymś złym z założenia, a o nieumiejętność wyjścia poza uśmiech nawet wtedy, kiedy byłoby to potrzebne lub wskazane. O niemożność skontaktowania się z sobą-smutnym. A przecież, jak u Szymborskiej, „istota ludzka smutna jest z natury” i wieczne pokrywanie tego wytresowanym uśmiechem, ucieczka przed momentami rozpaczy, czyni ją trochę mniej ludzką.
Nie sądzę, żeby Mikołejko miał za złe sprzedawczyni uprzejmie i z uśmiechem obsługującej go w sklepie. 😉 On tylko oczekuje, że prywatnie ta sprzedawczyni zamiast przeczytać kolejny poradnik z serii „jak być szczęśliwą” zastanowi się nad tym sama i włoży w wypracowanie swojej własnej wizji szczęścia trochę wysiłku. Z czego wynika, że o istotach ludzkich w sumie ma całkiem dobre mniemanie. 😉
Jest oczywiście w tym wywiadzie trochę intelektualnej prowokacji, bo przecież Mikołejko rozprawia się w nim z takimi „niewątpliwymi” przepisami na szczęście, jak życie dla rodziny czy narodu. Ale jest jak najbardziej i zachęta do szukania chwil osobistego, „małego” szczęścia, o które upomniała się Helena. Te tytułowe truskawki… 😉
Oddaliłam się na zakupy, więc z opóźnieniem uzupełnię, że bohaterka politykowego wywiadu ani przez chwilę nie dała mi szansy myślenia o niej jako o Pani – natychmiast zaczęła do mnie mówić „Dorotko” i kazała się nazywać Inką, bo wszyscy tak do niej mówią 😀 Taka ona jest 😆
Mikołejkę też znam, nic do niego nie mam, ale jakoś zawsze rozmowy z nim odkładam na później 😉
na swiecie zawierucha-spiewaja, moze i prawda, ja ostatnie ogniwo hierarhii widze ze „wodzowie” wszystkich krajow lacza sie
i mysli maja identyczne:
„Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego.”
przestaje chodzic do fryzjera!!!!!!!!!!
A skad Mikolajko wie, co sie klebi pod usiechami i ze sa to zale i wzajemne prtemsje? I nie lepiej jednak aby zale i wzajemne pretnsje klebily sie pod usmiechem niz wylazily na zewnatrz przy stole siadaniowym? Dzizaz!
Jakbym slyszala jednego swego redacyjnego kolege, ktory pryncypialnie sie nie usmiechal, natomiast lubil okazac swa inteektualna wyzszosc pogodnej i zawsze usmiechnietej „Synowej” – jednej z naszych sekretarek. Jego pogarda dla niej byla miazdzaca.
my sprzedawcy usmiechamy sie zawsze do kupujacych, przeciez
tego OCZEKUJECIE
czy moze interesuje WAS nasza DUSZA??????
Przyznaję, Rysiu, że dusza sprzedawcy w momencie kupowania nie interesuje mnie ani trochę. 😳 Ale wierzę, że sprzedawca w czasie wolnym posiada duszę, czymkolwiek by ona nie była. 🙂
my sprzedawcy, Bobiku, nie mamy czysu wolnego, zawsze, ciagle,
wszedzie jestesmy do USLUG i do tego usmiechnieci 😐
Jutro włączę się do dyskusji.
Dzisiaj biegnę wywróżyć nam lepszą* przyszłość.
Rysiu,
cieszę sie, że pojętny z Ciebie uczeń/podwładny 😉
———————
* już MY wiemy, co jest dla Was dobre 👿
moj Mac traci dzisiaj polaczenie z internetem co kilka minut-zaczynam martwic sie, awaria tylko czegos tam, czy smierc drogiego
podzespolu?
Heleno, może za bardzo utożsamiłaś Mikołejkę z tym swoim znajomym? 😉 Bo jednak nie wydaje mi się, żeby to był ten sam przypadek.
Poskórne kłębienie się żalów i pretensji można dość łatwo zaobserwować, kiedy się przebywa z jakąś grupą przez pewien czas. I wiadomo, że nikt nie domaga się wyciągania tych wzajemnych pretensji przy śniadaniu, ale jednak zdrowsze wydaje mi się zebranie się od czasu do czasu i powiedzenie „mamy taki a taki problem, przepracujmy go”, niż udawanie w nieskończoność, że nic się nie dzieje, gramy dalej. Bo nie wypada nigdy wyjść z roli uśmiechniętego, zadowolonego z życia „fajnego chłopa”.
Podczas swoich projektów z młodzieżą z dużym przerażeniem obserwuję właśnie to, o czym Mikołejko mówi – natychmiastowe odrzucenie wszystkiego, co nie jest łatwe i przyjemne, co wymaga jakiegoś wysiłku, albo skonfrontowania się ze smutnymi stronami życia. Dążenie do szczęścia w sensie posiadania (ale też bez wysiłku, najlepiej spadek lub wygrana w totka), przy kompletnym niezrozumieniu, że można być szczęśliwym siedząc nad morzem, oglądając obraz, ucząc się nowych rzeczy, albo męcząc się okropnie z tfurczą pracą, nie mówiąc już o poświęceniu się dla jakiejś idei. A co najgorsze, kiedy uda mi się już z tą młodzieżą od serca pogadać, to wcale nie mam poczucia, że oni faktycznie są szczęśliwi. Gdyby byli, to pal sześć – uznałbym, że widocznie moje wyobrażenie o szczęściu było durne, a ich jest lepsze. Ale nie są i czasem mi mówią o tym, że nie są. A równocześnie już nie są w stanie przeskoczyć przekonania, że do szczęścia powinno wystarczyć posiadanie pewnych rzeczy i jakiś jeden prosty trick, a skoro nie starcza, to znaczy „że ze mną jest coś nie tak”. Taka myśl, że czasem wolno być również nieszczęśliwym, zrozpaczonym, poszukującym na własną rękę, że można odrzucić recepty z poradników i cały egzystencjalny lumpeks, jest dla nich albo śmieszna, albo wzbudza lęk.
I mnie się widzi, że Mikołejko o tym mówił, a nie o tym, że nie wolno się uśmiechać i być uprzejmym. 😉
… mowi, nie dostrzegajac, ze poradnictwo to pomaga tez czesto uporc se z egzystencjalnymi bolami wielu ludziom, nekoniecznie plytkim i szukajacym latwych recept na szczescie. I nie majacym do kogo sie zwrocic, badz zbyt skrytym aby szukac wsparcia we wlasnym gronie.
Przyznaje sie bez bicia, ze zdarzalo mi sie siegac po pradniki, kiedy czulam rozpacz i zagubienie w swiecie, kiedy dzialo sie cos niedbrego w moim zyciu. Niektore odrzucalam po przeczytaniu paru stronic, niektore czytalam do konca. Jeden, podsuniety mi przez E., a rok pozniej podarowany koledze z pracy, zmienil zycie jego i jego zony, zrozpaczonych po smerci na raka jedynej i poznej 14-letniej corki.Wtedy, mieszkajac w Szwecji mysleli jednie o samobojstwie. Byla to niewielka ksiazeczka Harlda Kushnera „Kiedy zle rzeczy zdarzaja sie dobrtm ludziom” , napisana przez miego po smierci wlasnego ukochanego dzecka. Zona tego kolegi nie tylko przetlumaczyla ksiazeczke na polski i wydala ja w POlsce, ale oboje zalozyli charity zmierzajace do poprawienia warunkow w jakich dzieci chore na raka umieraly w Polsce. Ta charity dzala do dzis, po 30 latatch.. A zasmakowawszy dzialalnosci charytatywnej oboje zaczeli sponsorowac mala wiejska szkole, ktora zaopatrywali w ksiazki i komputery. Zas Malgosia przetlumaczla dalsze ksiazki Kushnera (tez poradniki zycia) wydala je w wydawnictwie ksiezy-werbistow Verbinum.
Ja zas kiedy mam problemy to juz tez wiem gdzie szukac porady – – napewno Kushner juz cos o tym napisal. Nawet radosci zycia mnie uczyl, podsuwajac mi pod nos Ksiege Koheleta (Gdy wszystko to jeszcze nie dosc) W weselu chleb swoj spozywaj, w radosci pij swoje wino – to jego ulubionu cytat biblijny, a teraz moj tez. Kiedys to wydziergam na makatce 🙂
O, widze, ze zostala wznowiona w Polsce w innym wydawnictwie:
http://merlin.pl/Kiedy-zle-rzeczy-zdarzaja-sie-dobrym-ludziom_Harold-S-Kushner/browse/product/1,138806.html
Bobiku, mnie tez ten Mikolajko troche rozdraznil. Niech sobie siedzi przy pieknym cmentarzu w Brwinowie z kwasna mina i ma za zle, ze zwykli ludzie sie usmiechaja zamiast opwiadac o bolaczkach i tragediach, albo, ze nie maja odpowiedniej glebi (przypuszczalnie rowniez mierzonej w Mikolajkach). Skad tez takie dziwaczne myslenie o Amerykanach, jakby to byli ludzie z innej planety i o innej skali uczuc (jasne ze plytszej od Mikolajkowej)…
Czy Pan Cogito rzeczywiscie wrocil, bo „wybral” cierpienie? Juz to cierpietnictwo zaczyna mi uszami wychodzic.
Natomiast Prof. B-W wspaniala, chcialoby sie przy niej posiedziec. Szkoda, ze nie napisala o sobie ksiazki, choc b. dobrze to wyjasnila.
Jest piekny sloneczny dzien. Ide dumac. I jesli Mikolaj-(ce)-kowi) brakuje cierpienia, zeby sie dobrze czuc, to niech sie nie matrwi, bo cierpienie kiedys kazdego dopadnie. Tfu tfu, na psa urok, apage satanas.
Heleno, no przecież nie chodzi o wszystkie poradniki w czambuł, bo gdyby się uprzeć, można by wyrzucić i całą literaturę za to, że pomaga żyć. 😉 Chodzi o poradniki prostackie, dające fałszywą obietnicę – zacznij liczyć od stu do zera i wyobrażać sobie przy tym, co chciałbyś osiągnąć, a masz to jak w banku (wpadło mi kiedyś coś takiego w łapy, chyba to się nazywało metoda da Silvy). Bądź asertywny, a wtedy opuszczą cię wszystkie smutki. Myśl pozytywnie, a wtedy już w ogóle nie będziesz miał żadnych problemów.
Są ludzie wręcz uzależnieni od tego typu poradników i kiedy zawodzi ich jedna fałszywa obietnica, natychmiast rzucają się na następną, bo tym razem już na pewno musi się udać. I nie zauważają, że sama idea osiągnięcia szczęścia dzięki jednemu prostemu trikowi jest fałszywa i złudna, tak samo zresztą jak idea trwałego, nieprzerwanego szczęścia.
Słowo poradniki reprezentuje tu tylko pewien bardzo uproszczony, płytki i nierealistyczny sposób myślenia o życiu, wciskany ludziom przez media. A szukanie pociechy w nieszczęściu i cierpieniu to jest zupełnie inna bajka.
Króliku, mnie się cały czas wydaje, że biedny Mikołejko obrywa nie za to, za co powinien. 😉 Przecież on żadnego cierpiętnictwa nie lansuje, tylko pogląd skądinąd oczywisty, to, co i ty stwierdziłaś – że cierpienie i tak każdego dopadnie, więc nie ma co go wypierać, lakierować i udawać, że go nie ma, tylko lepiej uczyć się z nim należycie obchodzić, potraktować je jako cenę za momenty szczęścia. I że te momenty szczęścia nie są tożsame z przyjemnościami posiadania. I że wbrew temu, co nam pokazują seriale, prędzej nas głęboko uszczęśliwi coś, w co włożyliśmy jakiś wysiłek (umysłowy, emocjonalny, duchowy, etc.), niż zoperowanie sobie nosa za pieniądze tatusia (na ten temat chirurdzy plastyczni tomy mogliby pisać). Nic nowego (choć takie rzeczy trzeba stale powtarzać, bo nowe pokolenia rosną…), ale też nic takiego, za co by go trzeba bić. 😉
Ja też iważam, że w mojej mieścinie najpiękniejszym miejscem jest cmentarz, ale jaki tam ze mnie cierpiętnik. 😆
Mysle, z nawet najprymitywniej napisany poradnik przekonujacy, ze mozna zmienic sposob mysleia o jakims problemie, zobaczyc go w nowym swietle, postrzec pozytywy zamiast samych negatywow, nie jest czyms zlym. Po poradnki siegaja ludzie zazwyczaj wtedy i tylko wtedy, kiedy sie w ich zyciu cos nie klei. Wybieraja wiec sobie wedle wlasnych mozliwosci poznawczych. No i dobrze. Ja sie nie bede nad nimi wywyzszac tylko dlatego, ze chca miec pod reka sa latwo napisane. A na listy bestselerow trafiaja zazwyczaj jednak niezle pozycje.
Irytuje mnie najbardziej wlasnie to, co krolik podchwycil. Taktowanie amerykanskich czytelnikow jako prymitywow, ktorym kazde g.. mozna sprzedac byleby uwierzyli, ze szczescie jest w zasiegu reki. Inne plemie. Pewnie tacy tez sa. Ale nie jest ich bynajmniej mniej w Angli, Finlandii, Npwj Zelandii czy Polsce. I to aroganckie przekonanie, ze sie ich przejrzalo na wylot (pod usmiechem klebia sie zale i resentymenty)! W Hamlecie, Ksiaze Dunski wciska flet do reki jednemu z dworzan i nakazuje: Zagraj!
– Nie umiem, mosci ksiaze! – odpowaada nie pamietam juz kto.
– Zagraj jesli mnie kochasz! – domaga sie ksiaze.
– Kocham, ale dalej nie umiem zagrac, moj ksiaze – odpowiada dworzanin.
– No wdzisz! odpowiada Hamlet. – A to jest taki prosciutki instrument. Tym nie mniej wydaje ci sie, ze jestes w stanie zrozumiec co mna powoduje, co mna kieruje.
Heleno, mógłbym się z Tobą zgodzić w ogóle, ale w szczególe tego wszystkiego nie ma w tekście. 😉 O jankesach są dwa zdania i jest to opis sytuacji, mający zilustrować pewną sprawę. Czysty przypadek, że akurat na nich trafiło, bo równie dobrze można by podstawić tam Niemców i potwierdziłbym – o, tak, wiem, o czym mowa. Cała reszta poza tymi dwoma zdaniami jest jak najbardziej o Anglii, Finlandii, Nowej Zelandii, a już o Polsce zwłaszcza.
Jakoś po naciśnięciu amerykańskiego guzika koło niego zaczęło się wszystko kręcić, a przecież tego wywiadu jest 5 stron i bardzo różne rzeczy są w nim powiedziane. Ja tam znalazłem wiele obserwacji, które potwierdzają mi to, co widzę własnymi ślepiami. Ponieważ jednak cały czas nie możemy wyjść z tej amerykańskiej pętli, proponuję, żeby już dać spokój Mikołejce i zająć się przyjemniejszymi rzeczami, jak na przykład kolacją. Ja w każdym razie mam taki zamiar, bo zgłodniałem wielce. 🙂
Jedno tylko jeszcze muszę dodać, żebym sumienie miał czyste. 😉 Prymitywnie napisane poradniki potrafią wyrządzić takie same szkody w sferze psychicznej, jak szarlatani oferujący „cudowne wyleczenia” w sferze fizycznej. O tym z kolei psychoterapeuci mogliby śpiewać pieśni. Więc tu już absolutnie nie mogę się zgodzić z tym, że każdy środek, którego ktoś się chwycił jest dobry przez samo to, że chwycił się z potrzeby i z przekonaniem.
Jestem!
Koleżankę rozpoznałam bez trudu (naprawdę nic się nie zmieniła!). Koeln jest cudownym miastem, mieszkańcy mówią śmiesznym dialektem, piwo sprzedają na metry, chodzą grupami (ludzie plus kilka skrzynek piwa) z przewodnikami grającym na akordeonie …
Przy Starym Ratuszu była w średniowieczu dzielnica żydowska.
Prawie nic nie zostało… W trakcie robót odkrywkowych odnaleziono mykwę, która docelowo ma byc nakryta szklanym pawilonem.
Byłam w Muzeum Czekolady (rodzinę mam bardzo czekoladolubną!). Ten zapach! Cały proces produkcyjny od plantacji po zawijanie w sreberka (robiły to zamiast świstaków 2 kobitki).Historia i kariera czekolady w świecie.
No i katedra!!!!!
Kocham Koeln ( i mam to nawet na zdjęciu)!
Acha, Bobiku, ktoz to wie co przyniesie komu chwile szczescia, i czyje szczescie jest glebokie, a czyje plytkie. Ja np zrobilam sobie plastyczna operacje nosa w Polsce, za komuny, w tzw spoldzielni, placac grubo, uspiona nielegalnie przez jakiegos lewego anastezjologa. Obudzilo mnie w czasie operacji walenie mlotkiem w glowe, ale nie czulam bolu. Wylatywalam z Polski na stale tydzien pozniej, jeszcze z plastrami na nosie.
Wcale nie trzeba byc plytka Amerykanka na dodatek corka bogatego tatusia, zeby miec te same uczucia na temat wlasnego nosa.
Jest cos w tym amerykanskim guziku o ktorym piszesz. Czesto spotykam sie w Europie zach, wsch i pol (nie bylam w pln), i z poczuciem pewnej wyzszosci wobec Amerykanow.
Tymczasem podejrzewam ze Amerykanie to tacy ludzie jak wszyscy inni. Jak mowil Shaylock w Kupcu Weneckim:” If you prick us don’t we not bleed, if you tickle us , do we not laugh”, ze uzyje krola poetow.
Zreszta, lub sobie Mikolajke skoro ci tak pasuje, ale ja mowie Mikolajce pas.
Jesli chodzi o obiad, to wybieramy sie do Siostry na tzw proszony. Podejrzewam, ze bedzie Muscovy Duck, ktora to kaczke podarowalam siostrze na imieniny wraz z szampanem i pieknym kompletem recznikow.
Bobiku, mysle, ze prymitywne poradniki duzej szkody nie zrobia. Kiedys, gdy 80% spoleczenstwa bylo analfabetami i poradnictwo polegalo na wrozbitach, wrozeniu z fusow, seansach z duchami, egzorcyzmach, to dopiero moglo narobic szkody. Czytanie, ze mezczyzni sa Marsa a kobiety z Wenus duzej szkody nie moze narobic.
Heleno,
Twoje ostrzeżenia przed antyterrorystami przeczytałam dopiero teraz. Ja może nie przypominam kobiet z grupy Baader-Meinhof,
ale stracha bym miała. W dodatku Bobik powiedział, że takie, które nie wyglądają na terrorystki sprawdzane są najczęściej.
Rysiu,
w Koeln rośnie bardzo dużo platanów, ale nie są tak piękne jak szczecińskie.
Cieszę się, że znów jestem z Wami.
Cieszę się, Mar-Jo, że Ci się podobała Kolonia. Ja też ją bardzo lubię. 🙂
Z koleżanką wszystko musiało pójść gładko, bo kciuki były w robocie. 😀
Z terrorystami to nawet nie o to mi chodziło, że najczęściej kontrolują tych niewyglądających, tylko że ci niewyglądający są najgroźniejsi właśnie dlatego, że mogą się prześliznąć niekontrolowani. Ale ponieważ ani przez moment Cię o terroryzm ani przez moment nie podejrzewałem, to moja uwaga była czysto teoretyczna. 🙂
Czy w Twojej miejscowości jest sieć supermarketów Netto? Bo zauważyłem dziś w Netto gotowe naleśniki, które od biedy, w braku patelni, nawet i w piekarniku można podgrzać.
Bobiku, u mnie jest sklep sieci Netto. Dzięki!
Jeśli głód naleśnikowy znów mnie nawiedzi – kupię.
W Koeln u koleżanki jadłam naleśniki z bigosem!!!!!!
Nie masz pojęcia, jak mi smakowały!
Naleśniki z bigosem?? To chyba wymyśliła Bona gdy rzuciła męża i poszła za Kiejstutem…
Jest granda i to nie byle jaka.
Papiez Bnedykt XVI wsadzil noz w plecy Terlikowi z Betonu, oznajmiajac ni z gruszki ni z pietruszki, ze wolno uzywa kondonow aby sie ustrzec przed zarazeniem sie HIVem!
Czy ktos mogl sie spodziewac takiego wiarolomstwa wzgledem Terlika, ktory sobie gardlo zdarl i siny juz jest na pysku. powtarzajac, ze kondny sa be, niezaleznie od celu z jakim sie go wciaga?
Jestem zupelie rozdarta, bo z jednej striny chcalabyn zakrzyknac: Brawo, Papiez! Nareszcie!, a z drugiej strony bardzo mi zal redaktora z Frondy, bo bedzie sobie musial jakos z tym dylematem poradzic. Czasami zdobywam sie zatem na wspolczucie wzgledem najwiekszego z oslow, jakiech ziemia, ta ziemia zrodzila. 🙄
Mar-Jo -pamietam z Kolonii, procz katedry i lasku z piwiarnia na gorce, kocich lbow z czasow rzymskich, jeszcze taka aleje w parku z bardzo wysokimi drzewami, gotycko schodzacymi sie w gorze. Piekna aleja, ale widzialam ja w lecie.
A w tej piwiarni, narzeczonu akompanialoal na fortepianie i spiewalismy z Drawiczami dla wszystkich obecnych. Goscie nas pozniej zegnali, stojac w oknie i spiewajac Aufwiedersehen! az zeszlismy z tej gorki.
Króliku, sam proponowałem, żeby zostawić w spokoju pana M., więc tak jeszcze sobie poopowiadam, już całkiem niezależnie od niego. 🙂
Poradniki, niestety, dużej szkody mogą narobić i to szczególnie w przypadku osób, które mają naprawdę poważne problemy. Powiedzmy, że ktoś ma ciężką dysfunkcję seksualną, z którą powinien udać się do seksuologa, ale zamiast tego sięga po Marsa i Wenus. Stosuje się ściśle do porad, ale nie pomaga. Idzie mu to na poczucie własnej wartości, zaczyna popadać w nerwicę, dysfunkcja się pogłębia… Ale teraz nie ma już nawet mowy o seksuologu, bo delikwent jest święcie przekonany, że z porady skorzystał, a skoro skutku nie było, to znaczy, że „mnie nic już nie pomoże”.
Przypadek jest autentyczny. Inny autentyk: dziewczyna, która czuła się nieakceptowana i nielubiana przez otoczenie (i rzeczywiście była). Powody były złożone, ale należał do nich m.in. szalony perfekcjonizm tej osoby i nieumiejętność „odpuszczenia” sobie i innym. Po przeczytaniu jakiegoś poradnika o pozytywnym myśleniu dziewczyna nabrała przekonania, że jeśli tylko wystarczająco pozytywnie będzie sobie powtarzać „wszyscy mnie lubią”, stanie się to faktem. Podeszła do tego ze swoim obsesyjnym perfekcjonizmem, wypełniając życie tym powtarzaniem, ale nie zmieniając tego, co ludzi faktycznie w niej drażniło. Otoczenie jej od tego nie polubiło, ale powtarzała coraz bardziej uparcie, wpadając na dodatek w apostolstwo, aż w końcu ktoś się zdenerwował i wygarnął jej, że to jest nie do zniesienia i żeby przestała zatruwać życie ludziom i sobie. Coś jej się w tym momencie do tego stopnia załamało, że skończyło się próbą samobójczą. Po tym poszła w końcu na terapię, ale długo nie można jej było przekonać do przepracowania negatywnych uczuć. No bo trzeba myśleć pozytywnie.
Takich przypadków znam więcej, dlatego durnych poradników nie jestem skłonny bagatelizować. Aforystycznie ujmując, mądremu nie pomogą, a głupiemu zaszkodzą. 😉
Przeciwko operacjom nosa jako takim nic nie mam, tak samo jak przeciwko butom od Manola czy wędzonemu łososiowi. To wszystko może poprawić jakość życia, więc czemu miałbym to potępiać. Ale nie wyobrażam sobie, jak filozof zapytany o to, jak znaleźć szczęście, miałby odpowiedzieć „zoperuj sobie nos”, „kup sobie dużo rzeczy”, albo ogólniej, „zaspokajaj swoje zachcianki”. W tym nie ma nic złego, o ile nie jest wyłączną treścią życia. Ale kiedy zaczyna być, bo taki wzorzec się przejęło z telewizji i ilustrowanych pism, to też szkodzi, bo ludzie wcale od tego nie są szczęśliwi i nie mogą zrozumieć, dlaczego nie są. Przecież w „Cosmo” pisali, że będą.
Skąd się to wzięło, że szukanie szczęścia niekoniecznie tam, gdzie można je znaleźć, czyli w powierzchownych, łatwych przyjemnościach, dotyczy wyłącznie Amerykanów, to naprawdę nie wiem. 😯 I ja pisałem ogólnie, o całym ludzkim rodzaju, i ten tam, którego już nawet nie chcę wymienić. 🙂 Czasem się ogólną zasadę zilustruje konkretnym przykładem, ale to przecież nie znaczy, że tylko w odniesieniu do tego przykładu ona działa. 😉
A ja wiem swoje: buty od Manola ( i jeszcze zeby wszyscy wiedzieli, ze od Manola, a nie tania podrobka z Zary) uczynilyby ze mnie bardzo szczesliwa kobiete. Przynajmniej na chwile. A czyz szczescie to nie sa wlasnie ulotne chwile? 🙂
Naleśniki z bigosem dla mnie też są zupełną nowością. 😯
Papieskie zezwolenie na używanie gumek wprawiło mnie w popłoch teologiczny. 😯 Czy kondom jest stworzeniem wystarczająco inteligentnym, żeby odróżnić wirusa HIV od plemnika i zatrzymywać tylko tego pierwszego? A jeśli nie jest, to jak papież może mi zagwarantować bezgrzeszność jego używania, skoro oprócz wirusa plemnik też dostanie szlaban na gary i do zapłodnienia nie dojdzie, być może wbrew woli bożej? 😯
Stanowczo wersja Terlika jest mniej wyczerpująca umysłowo. 🙄
Mam nadzieję, że sny dzisiaj będę miec równie piękne jak real.
Dodam tylko, ze w Wuppertalu udało mi się sfotografowac tę niesamowitą kolejkę (szyny są u góry), z której naśmiewał się życzliwie Steffen Moeller.
Dobranoc.
Heleno, jak chodzi o Manola, to dla Ciebie już dawno zrobiłem wyjątek od reguły i uznałem, że mogą one z Ciebie zrobić szczęśliwą kobietę. Nawet specjalnie „Walonki od Manola” na to konto napisałem. 😆
Naleśniki z bigosem są nowością dla wszystkich.
Był przygotowany bigos i oddzielnie naleśniki. Czasu nie było za dużo (no bo trzeba było iśc na miasto), więc ja wpadłam na pomysł, jak można skrócic czas konsumpcji.
Pamiętajcie, że byłam pierwsza!
No jest problem, Bobiku, masz absolutnie racje, ze wierni moga teraz krecic po co wkladaja. Jedna nadzieja, ze jak Terlik dojdzie do siebie po szoku, to ustali jakis sprawdzian intencji i oglosi to na swpoim blogu „Przeciw Gojom”_ (Contra Gentiles) .
Podejrzewam, że jak Terlik dojdzie do siebie, to jest gotów nawet przestać kochać papieża i zażądać jakiegoś, za przeproszeniem, impiczmentu. 🙄
Tak. Walonki od Manola to bardzo podnoszacy na sercu utwor. I niech mi ktos powie, ze nie rozowiazuja one wielu problemow egzystencjalnych:
Walonki od Manola,
hollali hallali,
W Brytaniach czy w Tyrolach
rozgrzeją serce ci.
Nie przejmuj się swą dolą,
hallali lali ho,
zaśpiewaj: ach, Manolo!
O te walonki szło!
Choć rzekną żeś dziwoląg,
halleli hollale,
ty twardo ciągnij solo:
Manolo, właśnie te!
A dalej zanuć miękko,
gdy ziąb cię tnie jak nóż:
hallo, Helo, Helenko,
walonki ciepłe włóż!
jeszcze taka aleje w parku z bardzo wysokimi drzewami… i ani jednego wspomnionka, Heleno, o wspinaniu się na wzgórze Wenus? Ach, ta kindersztuba.
No, dobrze, andsol. Specjalnie dla Ciebie:
Narzeczony lapal mnie w drodze za cycki. Nie bronilam sie.
Mam nadzieje, ze nikt mnie juz o kindersztube nie oskarzy.
A propos poradników. Dawno, dawno temu, jeszcze na studiach chyba, w jakiejś poczekalni, dorwaliśmy z mężem, choć jeszcze wtedy niemężem, Cosmopolitan. A tam – przepis na udany seks. Cosmo radziło nasmarować się obficie oliwką dla niemowląt (sic! Czy kto zna bardziej antykoncepcyjny zapach, bo ja nie) i uprawiać seks przy kominku, na stole, na drabinie, na podłodze. Podłoga wydawała nam się najbardziej bezpieczną opcją dla nasmarowanych oliwą ciał, ale nie zastosowaliśmy się. Następnego dnia za to zobaczyliśmy w Gdyni na świętojańskiej parkę – pani miała rękę w gispsie, a pan był w kołnierzu ortopedycznym. Biedaczyska nigdy się nie dowiedzą, dlaczego dwoje idiotów wybuchnęło takim śmiechem na ich widok.
Z gumkami to rzeczywiście zagwozdka. Kościół tego podwójnego nelsona ćwiczył i ćwiczy już z kalendarzykiem. Bo z kalendarzykiem nie grzeszą tylko ci, którzy stosują go z ubolewaniem, że sytuacja zmusza ich do powstrzymania się od większej ilości potomstwa. Ci, którzy stosują z powodzeniem, choć mogliby pozwolić sobie na dzieci, ale im się nie chce, grzeszą tak samo z kalendarzykiem, jak i z pigułką. Pigułka nie jest grzechem natomiast, gdy zażywana jest w celach nieantykoncepcyjnych, a efekt antykoncepcyjny jest jedynie efektem ubocznym. Godnym ubolewania rzecz jasna. Wychodzi więc na to, że gumka też może być dobra lub zła. Ale bez obawy, owieczki mają już spore doświadczenie w mentalnym meandrowaniu wraz z nauczaniem kościoła, więc teologia prezerwatywy nie powinna przysparzać doktrynalnych problemów
😆 😆 😆
😆 😆 😆
Pierwsza połowa jest dla Heleny, a druga dla Vesper.
Czy ktoś mógłby mi pomóc w wykończeniu takiego sobie włoskiego merlota? Nie jest na tyle zły, żeby go wylać, ale i nie na tyle dobry, żeby mieć z niego prawdziwą przyjemność (tym bez kindersztuby przypominam stary dowcip o puencie „to kiedy ma pan przyjemność? Jak nie trafiam.”). Wespół w zespół to drobna chwila poświęcenia i będę mógł otworzyć inną, mam nadzieję że lepszą butelkę.
Nie lękajcie się! Tego merlota jest co najwyżej 1/3. 😀
„Bo z kalendarzykiem nie grzeszą tylko ci, którzy stosują go z ubolewaniem…”
Seks bez zadnego ubolewania nie da sie jednak porownac z tym, z ublewaniem. Zwlaszcza na drabinie.
Dowcip o panu, który ma radość, kiedy nie trafia, należy do ulubionych dowcipów mojego męża. Mąż uważa bowiem, że sytuacja z dowcipu opisuje zadziwiająco wiele ludzkich postaw 🙄
Nie chętnie się przyłączę do merlota, bo mi się cabernet skończył.
Freudowska pomyłka m wyszła. Chciałam się chętnie przyłączyć do merlota, ale chyba jednak nie powinnam.
Eee, strachy na lachy. Gumka jest na razie zarezerwowana dla męskich prostytutków, którzy i tak mają przechlapane, bo praktykują homoseksualizm, zamiast mieć tylko taką niepraktyczną orientację. Ale fakt, że w sensie rozpłodowym są raczej niegroźni.
W związku z tym niech mi kto mocny teologicznie wytłumaczy, czy dobrze pojmuję stanowisko Kościoła: poślubiona przed Bogiem żona niechże się zarazi HIV-em od grzesznego mężusia (albo na odwrót, nikogo nie chcę tu dyskryminować), bo mogłaby np. uniknąć urodzenia i szybkiego osierocenia również zarażonego dziecięcia (prawda, że ono ma szansę też długo nie pożyć), chrońmy natomiast przed zarażeniem tych paskudnych sodomitów, których stosunki są okropnie grzeszne, bo nie mogą prowadzić do rozmnożenia. Tak czy nie tak?
Bardzo dużo wysiłku włożyłem w zrozumienie tej konstrukcji, więc proszę mi jej zbyt lekkomyślnie nie obalać. 🙄
Chrzanić Freuda, Vesper. Napijmy się wbrew i bez kindersztuby, z głębi id. 😆
Nie doczekawszy się odzewu, odstawiłem merlota na półkę z przyprawami (trzeba będzie zrobić boeuf bourgignon) i sięgnąłem po australijskiego cabernetoshiraza o pięknej nazwie Aborigines Hill.
No, to jest inna rozmowa! Tak miło się to sączy, że może nawet wkrótce tajniki watykańskiego rozumowania pojmę. 😆
Bobik, z Tobą zawsze z największą przyjemnością. Swoją drogą, też mnie zaciekawił przykład z mężczyznami, którzy sie prostytuują. Zawsze mi się zdawało, że prostutuujących się kobiet jest więcej, więc jako przykład powinny pierwsze przyjść na myśl, ale może w tym przypadku też pan Freud miałby coś do powiedzenia 🙄 Tymczasem dobranoc
Vesper, posiadanie przyjemności ze mną to dopiero jest występek nad występkami. Gorszego można się dopuścić chyba tylko z Kotem Mordechajem, bo koty jeszcze z natury rzeczy diabła mają za skórą. 😆
Pięknych, grzesznych snów życzę wszystkim, którzy śnią, wznosząc tradycyjny toast „za tych co na łożu!”. 🙂
Ależ Heleno, mnie szło o geografię Kolonii, a nie kobiety! A dokładniej, o tę górkę z piwiarnią…
Wy tu znowu jakieś zberezieństwa o kondominiach. Jak tak dalej pójdzie, to się zgorszę.
Mar-Jo – dzięki za ciepłe słowo o naszych szczecińskich platanach!!!
Słodkich snów.
Zberezieństwa to uprawia BXIV! Czy jakikolwiek szczeniak słyszał o męskich prostych tutkach, zanim papież je wyszczególnił? Albo o tym, że komuś hiv na stosunku wyrós?
Zdrowy gówniarz po prostu musi siem obrzydzić na takie insynułacje. A na gumki to już w ogóle tego… no, niech to weka trafi i wiencej nie powiem. Najwyżej zezłościć sie mogiem. 👿
A ten andsol niby wolał psów, a jak co do czego i tak kotów o szczegóły wypytuje, o! 👿
Niby że psowie nie mają interesujących szczegółów do ukrycia? 👿
mgla gesta ze terenow zielonych okiem sokolim szukac
leniwa niedziela
cieple pieczywo z dzemem herbata
leniwie brykam 🙂
zadowolony usmiechniety bez refleksji i pracy nad osobowoscia i
szczesciem poprostu
BRYKAM FIKAM 😀
Mar-Jo, to sie wie 😎 nasze szczecinskie najpiekniejsze 🙂
Helena 23:28 🙂 😀 i oczywscie za szczerosc o 23:42 😀 😀 😀
Vesper, za „oliwke” usmiechow sto 😀 😀 😀 ……………
Dzień dobry 🙂
Dzień dziś się zrobił trochę niezręczny tematycznie, bo wiadomo, że najważniejszym tematem są wybory, ale pisać o nich właściwie nie ma jak, póki się nie skończą. A coś pisać trzeba 😉 więc wpadłem na taki pomysł, że na blogu też odbędą się wybory.
Kto jest za tym, żebym przedterminowo, czyli jeszcze dziś, wrzucił nowy wpis? Tylko bez kręcenia: tak, tak – nie, nie ❗
Zorganizowanie takiej akcji, niezależnie od jej wyniku, będzie Czynem Wyborczym, który ubogaci i uozdobi moje CV, liczę więc bardzo na Wysoką Frekwencję. 😎
Dzień dobry 🙂 Ale się naczytałam 😀 , łącznie z pięciostronicowym wywiadem Mikołejkowym. Taki blog to jak pół książki, za każdym wpisem!
Zapomniałaś dodać, Tereso, że jak pół fascynująej i niezwykle poczytnej książki. 😎 😆
Przy odpowiedniej reklamie może się znajdzie jakiś Nieznany Dobroczyńca, który zechce nam sponsorskim gestem odpalić z pół melona. 😀
Z góry uprzedzam, że impreza z tej okazji przekroczyłaby wszelkie znane dotychczas granice. 😈
Dzień dobry.
Ja jestem za!
Teraz dłuugi spacer!! Póki słońce świeci. Od środy może sypac śnieg.(Widziałam biegówki za 2 Euro).
Z tymi szczecińskimi platanami to jest prawda absolutnie obiektywna, nie jakiś nasz lokalny patriotyzm!
Dzień dobry,
przeczytałam w końcu tego Mikołejkę. I też mnie zirytował. Dlaczego? Wrócę do przykładu z jankesami.
„Kiedy mieszkałem w Akademii Amerykańskiej w Rzymie, widziałem jankesów, którzy uśmiechali się do siebie, hałasowali radośnie przy kolacji, ale wiedziałem, że w środku kłębią się żale, wzajemne pretensje. W tym było coś schizofrenicznego, nienaturalnego.
Z kilkorgiem nonkonformistycznych artystów – żaden nie był Afroamerykaninem – stworzyliśmy więc Klub Biednych Murzynów. I zaprosiliśmy między innymi tych standardowych jankesów na wieczór z tancerką brzucha, kupiliśmy jedzenie, wódkę, sądziliśmy, że coś w nich pęknie. Ale oni grzecznie obejrzeli show, wypili wino i poszli spać. A my zostaliśmy jak głupi z tą wódką i kupą żarcia.
Nie udało się, bo okazali się nieprzemakalni. Nie potrafili zrezygnować ze swojego kostiumu, nie zdjęli zbroi. Bo poradniki i styl życia nie dopuszczają nieprzespanej nocy i nieskrępowanej zabawy”.
Nie jestem w stanie zrozumieć, na jakiej podstawie on i jego „nonkonformistyczni” koledzy uznali, że akurat taka propozycja musi być koniecznie atrakcyjna dla „jankesów”? (Swoją drogą słówko cokolwiek pogardliwe w tym kontekście, w moim przynajmniej pdczuciu – a jak może pouczać ludzi ktoś, kto traktuje ich pogardliwie?) Że każdego musi obejść taniec brzucha, wódka i żarcie i że na ich widok się otworzy? A co w tym aż tak fajnego i otwierającego? Jeżeli ja tego nie widzę, to cóż dopiero „jankesi” 😛
Stare, mądre przysłowie: każdy sądzi według siebie. Pan Mikołejko z kolegami zachował się mniej więcej tak, jak nomen omen „jankesi” w Iraku 😈 Nie można automatycznie przekładać jednych wzorców kulturowych na drugie. Ktoś, kto tak robi, jest po prostu niemądry.
Witam z mojej mysiej norki. 😀 Oj, też się naczytałam, nie dyskutowałam, bom cienka „Bolka”, choć z tzw. poradnikami mam przykre doświadczenia.
Ale to wyselekcjonowane przyzwolenie BXVI ubawiło mnie do łez. 😀
Bobiku TAK
Bobiku NIE . nie ma „letko”, walcz, program wyborczy, ladne (negliz) zjecie, niedziela dluga 😉 🙂
Noo, ja już wczoraj szczekałem, że sprowadzenie całego wywiadu do tego jednego fragmentu jest trochę niesprawiedliwe. 😉
Niech rzuci kamieniem ten, któremu nigdy nie zdarzyło się chlapnąć wśród uwag słusznych i ciekawych również czegoś durnego i nieprzemyślanego. Ale przecież nie za te chlapnięcia się wszyscy nawzajem kochamy. 😆
A niezależnie od tego – daj Panie B. gospodarzom blogów więcej takich tekstów, o których blogowisko będzie cały dzień dyskutować, bez popadania w pyskówkę. 😈
Uff, ulżyło mi, że Szara Mysz nie padła ofiarą Pręgowanej gdzieś za moimi plecami. 🙂
W mojej akcji wyborczej są na razie dwa głosy na tak, jeden na nie. Ale uczestnictwo na razie za małe, żebym wynik wyborów mógł uznać za Jednoznaczny.
Przypominam Szanownej Frekwencji, że ja zamykam lokal wyborczy znacznie wcześniej niż inni! Do szopy zatem, hejpasterze! 😎
Bobiczku, nie chodzi o sprowadzanie wywiadu do fragmentu – ten fragment akurat wiele mówi o wywiadowanym. Poucza ex cathedra, tłamsi studentów, a jemu samemu wiele brakuje. Też widzę wiele niebezpiecznego myślenia i reakcji w tym dzisiejszym świecie, ale wiem, że i ja mam swoje ograniczenia w ocenie. Każdy je ma.
„GW” nie wrzuciła chyba jeszcze do sieci wywiadu z prof. Baumanem z ostatniego „Dużego Formatu”. Kochany Profesor podnosi tam tezę o kruchości dzisiejszych „związków, relacji, które kiedyś obwarowane były dwustronnymi zobowiązaniami. Dziś wszystko jest do odwołania, a długookresowe zobowiązania to coś dla frajerów”. Dziennikarz go pyta:
„Pan ciągle powtarza, że relacje międzyludzkie się kruszą, a internet aż pęcznieje od portali społecznościowych.
– Ale ja wcale nie jestem przekonany, że na tych portalach tworzą się społeczności. One się raczej pojawiają i znikają. Migocą. Bo networki służą nie do budowania wspólnot, ale do wymiany ćwierkań i wytwarzania poczucia, że się gdzieś należy”.
My sobie tu też ćwierkania wymieniamy, co? 😉
A co do głosowania, to przecież i tak, Bobiczku, napiszesz ten wpis 🙄
Napisać napiszę, ale dzięki głosowaniu, czy go wrzucić dziś, czy później, społeczność blogowa może mieć poczucie realnego wpływu na rzeczywistość. 😀
Nad netowymi wspólnotami musiałem się chwilę zastanowić i doszedłem do wniosku, że mój ukochany profesor Bauman tym razem za szybko wrzucił wszystkie społeczności do jednego worka. A one przecież bardzo się różnią pod względem charakteru, spoistości, funkcji (w sieci i indywidualnie dla każdego uczestnika), regularności spotykania się, itede, itepe. Zupełnie czym innym jest forum dyskusyjne GW od Naszej Klasy, a ta znowu od, powiedzmy, Dywanika, żeby już do własnego ogona nie sięgać. 🙂 Nie można porównać twittera, gdzie komunikaty muszą być z natury rzeczy powierzchowne, do blogów, na których ludzie spierają się w sążnistych postach o sprawy zasadnicze. Społeczność, która życie sieciowe częściowo przenosi do realu (maile, telefony, spotkania, drobne przysługi) to całkiem inna jakość niż przypadkowe i anonimowe czatowisko.
Tak że ćwierkanie ćwierkaniu nierówne i wbrew temu, co twierdzi Pan Profesor, sprawa zasługuje na głębszą analizę. 🙂
We wtorek do Was wpadnę, a na razie letę do Warszawy, gdzie jutro dyryguje NOSPRem Semkow Jerzy, mój ajdol.
Bobiku, co tam wpisy, zrób se wolne…
No właśnie. (ćwir, ćwir)
Hi hi, jaka Łajza… Oczywiście wcale nie miałam zamiaru przekonywać Bobika, że „co tam wpisy” 😆
A jutro to ja idę na innego idola – Vengerova. Warszawa to światowe miasto 😉
ćwir, ćwir 8)
„…społeczność blogowa może mieć poczucie realnego wpływu na rzeczywistość.”
pieknie, pieknie,poczucie? poskarze sie Prezesowi 🙂
Ten wpis to ja już nawet zdążyłem zmajstrować, bo nie mogłem przepuścić takiej okazji, więc głosowanie dotyczy wyłącznie terminu wstawienia go. 😀
Moje miasto całkiem nieświatowe. Mogę wybierać tylko między pójściem w pola, a pójściem na cmentarz. 🙁
No, wlasnie. Jestem gotowa (WYJATKOWO!) zgodzic sie z Bobikiem. Gdybysmy sie w tej grupie sptykali regularnie, powiedzmy raz na miesiac w realu, nie sadze, zebysmy sie poznali lepiej niz romawiajac tutaj, nawet wtedy kiedy nie rozmawiamy o sprawach zasadniczych , a przerzucamy sie codziennym szczebiotem.
OK. Uwazam, ze powinienes Piesku natychmiast wrzucic nowy wpis, wlasnie dzis, kiedy Czytelnictwo z utesknieniem wypatruje konca ciszy wyborczej i nudzi sie jak, za przeproszeniem, mops w komodzie.
Podobno w polskiej rodzinie poświęca się przeciętnie 7 minut dziennie na rozmowę z dzieckiem. Nawet jeśli te dane są przesadzone, nawet jeśli tych minut jest, dajmy na to, 15, to i tak jest to ZNACZNIE mniej czasu, niż ja spędzam na rozmowach w sieci. I rzeczywiście mam poczucie, że o wielu osobach z netu wiem znacznie więcej, niż o swoich realnych znajomych. A kiedy mam jakiś problem, pytanie ważne mnie gnębi, powiedzmy o sens życia albo co zrobić na kolację, jak myślicie – lecę z tym do jakiegoś Dobrego Kumpla, czy na blog? 😆
No i nie jest też tak, że co z oczu, to i z serca. Na przykład nie ma prawie dnia, żebym nie pomyślał o Moguncjuszu i nie zacisnął przy tym mocno kciuków.
BKW (Bobikowa Komisja Wyborcza) znudziła się warowaniem w lokalu wyborczym, podliczyła głosy, stwierdziła, że więcej jest na tak i kazała psu iść zrealizować przedwyborcze obietnice. 😆
W moim domu tez czesto myslimy o Moguncjuszu, z rosnacym jakos sciskiem serca.
A tez brakuje nam bardzo Zony Sasiada. I Wandy z Telsasu. I Puchali. Moze sa bardzo zajete? A moze jednak podgladaja?
Bobiku, ćwirr, ćwirr – należy słuchać Kota Mordechaja. 😉
Czyżbym się podlizywała ? Oczywiście, każda próba na zmienienie „wroga” w przyjaciela jest dobra. 😉 😆
Myszo, zaprzyjazniona mysz nie przeszlaby mi przez gardlo. Slowo starego harcerza.
Ja już nie będę wymieniać wszystkich, o których myślę i których mi brakuje, bo zawsze się pote okazuje, że chwilowo o kimś zapomniałem, a kiedy 10 minut później sobie przypominam, to jest mi łyso. 😳 Ale że o nieobecnych myślę, to fakt niewątpliwy. 🙂
A teraz zapraszam do nowego, okolicznościowego wpisu na uroczyste odsłonięcie Pomnika Nad Pomnikami. 😈
Doro, wlasnie podobnie do ciebie ten tekst odczytalam. Zdumiewa poczucie wlasnej wyzszosci z powodu „otwierania sie” przy meskich dlugich wieczorach przy wodce, tancu brzucha i zapewne porannym kacu… Wole juz moje jankeskie skrzywienie i nie wywnetrzanie sie obcym ludziom na wielogodzinnych libacjach.
W Swiebodzinie wielki dzien. Na zdjeciu zlinkowanym przez Bobika Jezus ma rysy jak przodownicy pracy w socrealizmie. A tu dla kontrastu bardzo przyjemna statua Jezusa w Albuquerque:
http://www.waymarking.com/gallery/image.aspx?f=1&guid=bbad9cad-65cd-4751-bce6-ee833cfc5feb
Mar-Jo, bardzo ladny opis Kolonii, chce sie tam pojechac.