Spoko
Pręgowana przebiegła przez pokój, niosąc w zębach kawałek serdelka wykradziony przed chwilą z psiej miski. Bobikowi nie chciało się już nawet za nią gonić. Szczeniacze doświadczenie coraz częściej podpowiadało mu, że pozostawienie spraw ich własnemu biegowi najbardziej się opłaca. Z ujadaniem czy bez, prędzej czy później i tak wychodziło na to, na co miało wyjść. A nawet jeśli wyszło na co innego, to nikt o tym nie wiedział, bo gwiazdy zwykle bardzo niechętnie udzielały informacji o tym, co było w nich zapisane.
Śnieg za oknem wirował, zanim osiadł na ciągle zielonej kępie bambusa i wygiętym, odsuwającym się od większych drzew szkielecie wiśni. Bobik nie miał zamiaru szczekać na te skrawki białego, zimnego futra. Próbował tego kiedyś, kiedy był bardzo młodym i bardzo naiwnym psem, ale szybko nauczył się, że jego wysiłki nie spotykały się ani z nagrodą, ani z karą. Było tak, jakby ich wcale nie było. Śnieg nie reagował na żadne zaczepki czy najgroźniejsze nawet warczenie. A Bobik nie był w końcu człowiekiem, żeby popełniać wciąż te same błędy.
Kiedyś… ach, kiedyś nawet zaskrońce wydawały się istotami, z którymi można się dogadać. Bobik nieraz usiłował namówić je do rozmowy, uginając przednie łapy i machając znacząco ogonem. Ale zaskrońce, doskonale obojętne na psi punkt widzenia, zawsze potrafiły się jakoś wywinąć i zniknąć w chaszczach, zanim doszło do jakiejkolwiek istotnej wymiany zdań. Nie lepiej było z przedstawicielami własnego gatunku – buldogami, jamnkikami czy foksterierami. Nawet jeśli do rozmowy doszło, jej efekt nie wpływał w widoczny sposób ani na świat, ani na rozmówców. Wszyscy pozostawali przy swoim, nie bacząc na jakiekolwiek odmienne szczekania. Po prostu nie warto było się wysilać, bo można było co najwyżej oberwać.
Fakt, szczenięca natura na początku czasem brała górę i Bobikowi zdarzało się całkiem niepotrzebnie rozpuścić ozór albo stanąć w obronie miski, ale im starszym był szczeniakiem, tym lepiej udawało mu się opanowywać takie niewczesne zapędy. Wiedział już, a przynajmniej w tej chwili zdawało mu się, że wie, na ile lepsze od zaangażowanego szarpania sobie nerwów jest stoickie leżenie na fotelu i delektowanie się kością.
Śnieg padał dalej. Od kozy płynęło przyjemne, trzaskające ciepło. Z norki za kanapą wybiegła mysz i zobaczywszy Pręgowaną zatrzymała się na moment, po czym w akcie rozpaczy śmignęła i skryła się pod bobiczym ogonem.
– Spoko! – mruknął Bobik sam do siebie i najwyższym wysiłkiem woli powstrzymał atawistyczny odruch kłapnięcia paszczą, który przecież i tak nie zmieniłby ani myszy, ani Pręgowanej, ani jego samego.
Bobiku, robisz za adwokata diabła czy rzeczywiście tak uważasz jak piszesz? rozmowę odebrałem jako zachętę do wykorzystywania tego, co w innych miejscach dobrze funkcjonuje i polepszenie dzięki temu tego, co na miejscu jest dobre, a nie przerabianie wszystkiego ze szczętem na inne, bo z takiej zmiany korzyść jest umiarkowana, a wszak o korzyści społeczno-cywilizacyjne chodzi.
może zawodowa wolność i spadochroniarstwo dają komfort niezastanawiania się, jak funkcjonować w molochu i jak uwzględnienie tego, co Miłosz Brzeziński opowiada, zmieniłoby życie z irytującego na nieco bardziej wygodne.
Oczywiście przykłady z utratą pracy, przeniesieniem się na drugi koniec kraju itp są z tych gruborurowych, ale właśnie w takich sytuacjach otwiera się w głowie jakaś klapka i uwolniony nurt można wykorzystać w mniejszych sprawach.
Ta rozmowa jest troszeczkę a propos naszych wczorajszych spostrzeżeń na temat dzieciaków z gastronomika, wysłanych na staże do Nicei. Wyrwani z opresyjnej rzeczywistości, świetnie się odnaleźli. Myślę, że było tak dlatego, że umieszczono ich osobno, każdego w innym miejscu. Gdyby tworzyli grupę, przyjęliby postawę zespołu redakcyjnego Heleny.
Nie wiem dlaczego u nas tak to funkcjonuje. Polska jest zaludniona ludźmi z kryjówek, że się posłużę terminem z Kępińskiego. Kadra kierownicza (im niższy szczebel tym gorzej) na codzień hołduje zasadzie „dziel i rządź”. Utrzymaniu kontroli to oczywiście sprzyja, ale ani biznesu nie da się tak sensownie robić, ani budować poczucia czyjejkolwiek osobistej satysfakcji z wykonywanej pracy.
Takie układy zaczynają się mniej więcej na poziomie szkoły podstawowej. W rodzinnych relacjach dzieci-rodzice oraz przedszoklach to się już powoli zmienia. Szkoła pewnie siłą rzeczy tez w końcu zmieni podejście, ale ciekawe ile pokoleń jeszcze będzie musiało się przez nią przewinąć.
Foma, rzeczywiście uważam, że z przenoszeniem rozwiązań należy uważać, bo w innym kontekście mogą one dać zupełnie inne skutki. Co zresztą myślą szczególnie odkrywczą nie jest. 🙂
Oczywiście nie znaczy to, że w ogóle nie należy proponować nowych rozwiązań, czy przyglądać się, jak to robią inni. Ostatni bym był, który temu by się sprzeciwiał. 😉 Tylko że mnie się zaraz ten mój mechanizm centrystyczny włącza – obejrzyjmy to z różnych stron, nie tylko z tej hurraoptymistycznej. Bo może te inne strony też jakieś ciekawe czy istotne aspekty zawierają.
Zawodowa wolność i spadochroniarstwo mogą się świetnie sprawdzać tam, gdzie istnieje odpowiednia „infrastruktura” (również społeczna, biurokratyczna, itd.), a tylko dla niektórych tam, gdzie np. mieszkań brakuje, albo społeczność bardzo niechętnie przyjmuje obcych. Wydaje mi się, że należy to uwzględnić w rozważaniach.
Mój wywód o mobilności nie był już zresztą bezpośrednim nawiązaniem do wywiadu, tylko do komentarza Heleny. A w wywiadzie z kolei tu i ówdzie pobrzmiewał pewien ton, który znam z różnych warsztatów psychoterapeutycznych czy superwizji (zwłaszcza NLP-owcy w tym celują) – jak ci coś nie wychodzi, to sam sobie jesteś winien, boś za mało pozytywny i optymistyczny. Zawsze mnie to drażniło, bo to dla mnie bardzo uproszczona wizja świata i człowieka. „Istota ludzka smutna jest z natury… ” itd. No i okolicznościami też nieraz tak osaczona, że trudno od niej radosnej pozytywności wymagać. 😉
W adwokata diabła mogę się za to pobawić w sprawie zespołowości, którą tak ogólnie bardzo popieram. Ale mogę też sobie wyobrazić, że dla pewnych osób, np. bardzo narcystycznych, ciągła praca w zespole byłaby męczarnią i raczej by je zwijała zamiast rozwijać. Bo u niektórych to właśnie ego jest najsilniejszym motorem napędowym kreatywności.
Wystarczy sobie wyobrazić kogoś takiego jak Picasso, zmuszonego do notorycznego zespolenia… 😉
nie mówię, że wszystko zespołowo, ale zespołowość przydałaby się w zestawie opanowanych środków i sposobów, które ma się w podręcznym asortymencie i korzysta w zależności od potrzeb; obok znanych i stosowanych: indywidualnie, na drugą rękę / oko, grupowo czy co tam jeszcze [no właśnie, co jeszcze? jak się nie wie, że coś jeszcze istnieje, to trudno mówić o zorientowaniu się o co chodzi w danym czymś i wykorzystaniu tego czegoś innego, jeśli jest optymalne w danej sytuacji. innymi słowy – nie wszystko zatańczysz na trzy 😉 ]
http://www.youtube.com/watch?v=yQNVB1ghR9c
😛
Może być tak, że raz się pracuje zespołowo raz indywidualnie. Każdy system ma swoje zalety.
Bardzo czule wspominam, jak raz na takim finale owsiakowym mieliśmy problem przesyłu dźwięku ze śmigłowca – i po kolacji przed transmisją cały zespół, z tymi operatorami kamer, wózkarzami i prezenterami włącznie, zamiast iść się napić, siedział w jadalni i zastanawiał się, co zrobić, żeby z tym dźwiękiem się udało. Ktoś w końcu wymyślił jakiś patent.
W takich sytuacjach się czuje, że zespół to zespół, a nie zbiorowisko pojedynczych ludzi, którzy chcą odwalić swoje i iść do domu.
Ostatnio pracuję głównie indywidualnie i też to lubię.
Jasne, że najlepiej mieć jak najszerszy repertuar (zachowań, umiejętności, sposobów radzenia sobie, etc.) i na dodatek umieć dobrać odpowiednią piosenkę do sytuacji. 😀 Tu nie dyskutuję, bo nie umiałbym znaleźć żadnych diabelskich argumentów dla tezy przeciwnej. 😉
Ale, jak słusznie zauważyła PK, nie dotyczy to kochania – to już wyłącznie i jednoznacznie wespół. 😆
W moim zawodzie tylko indywidualnie…
Przecież nie będę nikogo zmuszać, żeby pisał mój tekst 😉
No dobra, czasem bierze się kogoś do researchu. Ale ja tego nie lubię. Informacja własnoręcznie zmacana lepiej smakuje i lepiej się wykorzystuje. W każdym razie ja tak mam. Egotystka jedna 😛
Ale uwielbiałam grać muzykę kameralną i do dziś żałuję, że tego teraz nie robię. W chórach też śpiewałam. Nie jest tak źle 😎
To redakcja „Polityki” nie jest zespołem? 😯 Poza pisaniem tekstów niczego się tam wspólnie nie ustala, nie przedyskutowuje, nie tworzy jakiejś linii programowej, itd.?
Cosik nie wierzę. 😎
No właśnie, dziennikarstwo miewa różnie. W telewizji autor wymyśla, ale realizuje zespół. Jak się trafi na fajnych ludzi, to jest bardzo przyjemne.
Wy tu sobie gadu-gadu, a ja przysnelam i teraz jestem mocno zapozniona w w odpowiadaniu, zwlaszcza Bobikowi. Jezusmaria, nie mowilam o „przenoszeniu wzorcow z Ameryki” ,tylko o tym, ze swiat se zmienil i ani w Ameryce, ani w Europie, nikt juz nie moze liczyc na ten model zatrudnienia, ktory istnial kiedys – w Ameryce to sie dokonalo pare pokolen wczesniej. I rynek mieszkanowy (niewatpliwi wazny) do tego sie „dostosowa” – to znaczy sprzedaz czy wynajem mieszkania odbywa sie tam w ciagu paru dni, a nie dlugichh miesiecy jak wciaz np w Anglii. To znaczy w sobote przyjzdzasz do agenccji posrednczacej w kupnie/wynajmie nieruchomosci, obwoza cie przed poludniem pokazujac 6-8 mieszkan/domow dokladnie wedle twoich specfikacji, budzetu, dzelnicy etc. a pod wieczor podpisujesz wstepny kontrakt, lub nazajutrz ogladasz nastepna serie domostw z innej agencji, Wszystie fornalosci zalatwiane sa od reki – albo jeszcze tego samego dnia gdy albo w ciagu najblizszych. A mieszkania sa zazwyczaj wynajmowane/kupowane w stanie pelnej uzywalnosci – pomalowane, odremontoeane, z lodowka, zmywarka i pralka podlaczonymi. Chyba, ze zglszasz agencji inne zapotrzebowanie.
To oczywoscie bardzo wazny warunek mobilnosci. Ale nie jedyny i w gruncie rzeczy nie najwazniejszy. Najwazniejszy jest stan umyslu i przekonanie, ze mozesz w kazdej chwili nie tylko zostac wykorzeniony – z pracy, z miejsca, gdze obrosles sasiadami i przyjaciolmi, z twojej comfort zone, a nawet mozesz zechciec komplenie zmienic rodzaj wykonywanej do tej pory i wyuczonej pracy. I ze nie jest to koniec swiata jakim go znamy. Bo swiat sie zmienil. I nie ma juz takich prac do ktorych przychodzisz po uzyskaniu dyplomu i zostajesz tam do emerytury. Jest ten nowy swiat, owszem, niebezpieczniejszy, mniej komfortowy, ale nie koniecznie gorszy. I od ciebie w duzej mierze zalezy jak sie w tym swiecie odnbajdziesz i jak w nim bedziesz funkcjonowac. Bo comfort zone na rynku pracy juz nie istnieje i nigdy nie powroci.Nawet jak masz wlasna firme. Dlatego lepiej jest przyjac reguly nowego rozdania, niz tkwic w poczuciu krzywdy, ze ziemia sie usuwa nam spod stop.
Stad i siec kontaktow jest nieslychanie wazna.
No, musze odpoczac, zanim przejde do nastepnych punktow.
Nieporozumieniem jest myslec, ze w „dziennkarstwie jest inaczej” i czasem pracujesz zespolowo, a czasem indywidualnie, skoro przeciez „sam” stukasz na komuterze czy nawet obrabiasz marerial w danym nosniku. W dzennkarstwie dopiero liczy sie zespol. Bo po napisaniu wlasnymi recami utworu, musisz go gdzies zamiescic. I nie jest wszystko jedno co jest tam zamieszczone obok i wokol. Ten material musi PASOWAC do calej reszty.Nie moze sie wylamywac w jezyku, stylu, wyobrazweniu poencjalnbego odbiorcy. Jesli w gazecie, radiu, telewizji obok mojego wlasnego cudnego materialu znajdzie sie filozofizny esej Lizaka czy fragment grafonanskiej prozy Wildsteina, to ten odbiorca na ktorym mi zalezy przestanie kupowac caly tygodnik z moimi pieknymi utworami. Jesli gazeta zacznie robic bokami i znajdzie sie na skraju bankructwa, to pierwszych zaczna zwalniac krytykow muzycznych. Wartosc zatem zespolowego, a nie grupowego wysilku na rzecz utrzymania takiego, a nie inego odbiorcy i poziomu calosci jest bardzo wazna i nie da sie tego inaczej.
Wetnę się, bo zaraz będę się musiał na trochę wysieciować. Przecież mnie nie chodzi ani o obronę „starych dobrych czasów”, ani o pochwałę jojczenia i domagania się zamiast ruszenia tyłkiem. Zwracam tylko uwagę, że sposoby radzenia sobie z sytuacją mają pewien konkretny kontekst – społeczny, kulturowy, infrastrukturowy, biurokratyczny, etc. i nie jest tym samym poradzenie „przenieś się na drugi koniec kraju” Amerykaninowi, co Polakowi czy Rumunowi. I nawet uświadamianie ludziom, że rynek pracy się zmienił, powinno brać pod uwagę te realia, bo inaczej może trafiać kulą w płot. Odbiorcy wzruszą ramionami, powiedzą „nie u nas Brunner te numery” i tyle tego będzie. Albo inaczej – zastosują się do rady, poniosą fiasko i nie będą rozumieli dlaczego.
Znaczy, wsio wozmożno, tolko ostorożno. 😉
Niestety jak zechcesz czekac az zmienia sie realia, kontekst kulturowe i wszelkie inne, to zycie moze przejsc obok. Nikt ci tez nie da gwarancji,ze przeneisie sie z punktu A do punktu B matychmiast sie powiedzie. Moze trzeba jeszcze spradzc punkty C, D, E F G i H.
Ale tkwienie w punkcie A gwarantuje porazke, jesli punkt A sie rozsypal. .
A wiesz, Bobiku, ze moze Cie zaskocze, a moze nie, 😉 ale w duzej mierze moja reakcja na ten artykul z Wyborczje jest podobna do Twojej, tzn. mieszana. I to chyba nie dlatego, ze dopiero wychodze z grypy, i przez to widze wszystko negatywnie, czyli wprost przeciwnie niz coach Milosz Brzezinski. Po pierwsze z ta amerykanska mobilnoscia to jest niedokladnie tak, ze mozna ja strescic w jednym zdaniu, a w nastepnych juz sie na tym opierac jak na pozytywnie ustalonym fakcie. Np. nowojorczycy niechetnie sie przenosza poza Nowy Jork, zas osoby z obu wybrzezy tez raczej wola pozostawac przy swoim wybrzezu (do tego stopnia, ze w Nowej Anglii nawet nie ma za duzo starszych osob, ktore na emeryturze przenosza sie w cieplejszy klimat, np. florydzki, tylko wola siedziec w sniegach tego regionu, ale wlasnie w grupie przyjaciol i znajomych). Bardziej mobilni sa ludzie z Midwestu, ale tez chetniej pozostaja w swoim regionie. No i mobilnosc czesto przechodzi, jak sie ma dzieci, ktore chodza do szkoly, wspolmalzonka, ktory musialby tez zmieniac prace, itp. Czeste zmiany pracy w wyniku zwolnien niezwiazanych z indywidualna produktywnoscia, czy umiejetnoscia pracy w zespole, to tez oddzielny temat, i coraz wiecej sie tu pisze o negatywnych spolecznych skutkach wynikajacych z utraty pracy (po pieciu latach wiekszosc osob zarabia mniej niz gdyby tej pracy nie utracila). Wiec to wszystko rzeczywiscie nalezy dokladnie ogladac z wielu stron nawet jak sie nie jest centrysta, ani Bobikiem… 😉
A juz szerzej, o coachach, management consultants, to i ich rola jest tutaj, na uzytek wewnetrzny, przedmiotem sporej debaty (podobnie zreszta, jak tzw. „myslenie pozytywne”). Ostatnio np. duze wrazenie zrobila swietna ksiazka filozofa, Matthew Stewarta, pt. „The Management Myth. Debunking Modern Business Philosophy”. Bardzo podobala sie mojemu mezowi, ktory akurat, oprocz grania w kwintecie i solo, i posiadania sporych kontaktow w swojej ksiazce adresowej (tu sie wszystko zgadza z artykulem), ma sceptyczny stosunek do coachow i kondultantow. A firma juz trzeci rok z rzedu dostaje nagrode za najwieksza innowacyjnosc, preznosc i oryginalnosc rozwiazan…
I jeszcze co do mobilnosci, to teraz sprzedaz i zakup domu, a nawet i wynajem mieszkania juz nie sa tak latwe, jak przed kryzysem. Sprzedaz i zakup to jest teraz naprawde „droga przez meke”, bo najpierw bylo za latwo (i wiadomo czym sie to skonczylo), a teraz banki sie kryja, jak moga i pytaja sie petentow, czemu 10 lat temu wniesli oplate za elekrtycznosc z dwudniowym opoznieniem. Tak ze sie to wszystko zmienia, i zmienia…
I tu mi sie przypomina moja ostatnia wizyta w Polsce, i spotkanie w pociagu, o ktorym tu juz pisalam, tyle za nam wtedy temat „zboczyl” na cos zupelnie innego. A w czasie rozmowy z bardzo mila matka rownolatki Matyldy doszlysmy do momentu, gdy sie zapytala, jakie pomysly teraz w Stanach modne, o ktorych nie pisza w polskich gazetach. No wiec powiedzialam, troche zartobliwie, ale zgodnie z prawda, ze u nas teraz zaczyna panowac moda na menazki. Takie zwykle, metalowe, czesto do tego nazywane z indyjskiego angielskiego (tez znak czasow!) „tiffin boxes”. A chodzi o to, ze wsrod osob wyksztalconych, czytajacych, czyli chattering classes, jest roznaca swiadomosc drugiej strony wielu wspolczesnych zjawiski, np. skutkow nadmiernego uzywania plastiku, czy w ogole opakowan jednorazowych. No i moja znajoma z pociagu pokiwala glowa, i powiedziala mi, ze jako mloda studentka, dzieki dobrej znajomosci angielskiego, oprowadzala kiedys zone amerykanskiego profesora po Warszawie. I wtedy wszyscy, jesli pili wode mineralna, to tylko gazowana. A ta Amerykanka – nie (rzeczywiscie tu sie raczej uwaza niegazowana za zdrowsza, bo bez dodatkow). I obie zgodzilysmy sie, ze pewnie, ze wzgledu na roznice w historii, w tym tej najnowszej, i w sytuacji gospodarczej, jeszcze przez dlugi czas tak bedzie, ze o tych menazkach, czy w ogole o drugiej stronie wielu zjawisk, bedzie pewnie jednak mniej w polskich gazetach… W kazdym razie ja czesto odnosze takie wrazenie.
A poza tym Julka Pregowana bardzo rozkoszna. 🙂
I jeszcze tak mysle. Gdyby nie oswojenie sie z ta amerykanska kultura zycia na walizkach ( a i doswiadczeniu przemieszczajacyc sie po swiecie rodzicow) , nigdy bym nie podjela pracy w Londynie. Bo tez mialam w NYC dom, meble, rodzine, najblizszych przyjaciol i znajome ulice. A w Londynie nikogo. Ale bylam juz wtedy przyzwuczajona do mysli, ze nalezy sie przemieszczac i zaczynac od nowa. Nie mialam wprawdzie meza i dzieci, ktorych nalezalo tez ewakuowac , ale tym bardziej czulam sie w nowym miejscu samotna i zdana na siebie sama. W sumie wyszlo znacznie lepiej niz gdybym przyjela prace, ktora mi wtedy proponowano w Nowym Jorku – dzieki zreszta sieci przyjaciol.
Lajza a z Monika. Oczywosci, ze wsyscy nie znosimy konsultantow, zapraszanych zazwyczaj po to aby firma mogla przy mniejszym zatrudnieniu i placach, wycisnac z pracownikow wiecej juchy. I oczywoscie, ze idziemy tu rozmawiajac na duze skroty ( jak i Milosz B), nie uwzgledniajac odcieni szarosci. I zapewne Ameryka tez sie zmienila, odkad ja opuscilam, a zwlaszcza po 9/11 i kryzysie bankowosci.
Tylko najwazniejsza watosc tej rozmowy z Miloszem B jest dla mnie jego valiant proba pokazania nowszego myslenia o swojej pracy i miejscu w zyciu. Rozbudzenia checi poczytania dalszego u Fomy czy tego jedynego czytelnika, ktory sie wpisal pod rozmowa, ktory chcial dowiedziec sie czegos wiecej. Czytalam forum pare godzin wczesniej, wiec jestem ciekawa czy dalej tam tkwi lekcewazenie i pogarda do „totalnego belkotu”. Dopiero te uwagi pojazuje ile jest do zaorania.
Myślę, że z tym indywidualizmem w dziennikarstwie chodziło o to, że samemu się przygotowuje produkt do zamieszczenia w określonym medium. Jest to możliwe przy pisaniu artykułu, bo np. Pani Kierowniczka stawia kropkę i w zasadzie nie przejmuje się, co dalej. W radiu również bywa to możliwe, ale w telewizji nigdy. W telewizji dziennikarz musi współpracować co najmniej z operatorem i jest to współpraca bardzo bliska, bo ten operator musi patrzeć tak samo jak dziennikarz. Rzeczywistość ulatuje i nie ma czasu na tłumaczenie koledze, jak chciałoby się ją pokazać. On musi wiedzieć, jak JA bym to pokazała, gdybym miała w ręku kamerę. Jest źrenicą mojego oka, niemal dosłownie. Bo przy montażu już mamy czas, żeby montażyście coś zasugerować.
Jeśli chodzi o przemieszczanie się, to niektórzy lubią odcinać się od korzeni, inni nie. Pracowałam prawie 40 lat w jednym miejscu i zaczęłam od nowa dopiero kiedy uznałam, że w zawodzie dziennikarza telewizyjnego zrobiłam już wszystko i więcej niczego się nie nauczę. Jeśli ktoś przedkłada karierę zawodową nad więzy międzyludzkie, będzie się przemieszczał bez oporów. Ja na przykład czuję się dobrze w moim, czasem grajdołkowatym Szczecinie, gdzie znam niemal każdy kamień i gdzie jestem u siebie – wśród znajomych i przyjaciół. Owszem, bez częstych wyjazdów nie widzę życia, ale lubię wracać na stałe miejsce.
Po prostu nie ma jednej uniwersalnej drogi życiowej. Każdy robi jak lubi. I nie można powiedzieć, że przemieszczanie jest lepsze od siedzenia na miejscu – albo gorsze. Niechże każdy żyje jak chce.
O! Na forum trwa wymiana mysli w najlepsze. Ostatni wpis:
„Ależ ten pan bredzi. No ale jak się nie ma o czymś pojęcia i wciska naiwnym ciemnote. (…)
No chyba że Pan mądry próbuje nam przekazać, że kluczem do sukcesu jest bezwstydne wciskanie ciemnoty i wystawianie za to wysokich rachunków. Może to i działa, ale to nie dla mnie. Pewnie jestem looserem.”
Pewnie tak.
Nisiu, mowimy o roznych sprawach. W wiekszosci zawodow ludzie usza pracowac z innymi i byc od nich zalezni. Zespolowosc to nie to samo, co wykonywanie swpjego odcnka pracy, ale dbanie o to by calosc funkcjonowala dobrze, bo od tego zalezy moj dobrobt i spelnienie..
I tez nikomu Milosz B nie nakazuje sie przemieszczac. Proponuje jedynie zniane myslenia o pracy.
A co do przemieszczania sie. Zazwyczaj nie odbywa sie ono dlatego, ze kogos cos wewnatrz gna i nakazuje zmiany. Jedni przemieszczja sie bo uciekaja z gulagu lub sa wyrzucani ze swego kraju (jak moi rodzice), inni, bo skonczyla sie im praca lub sie czuja w niej sponiewierani, niespelnieni. Lepiej sie wtedy przemiesczac niz szukac skutecznej terapii na depresje.
Moniko, nieważne, czy mnie zdziwisz czy nie zdziwisz – najważniejsze, że indyki Cię wreszcie puściły. 😆
Może mój odbiór tego wywiadu był inny niż Heleny dlatego, że tego co mówił MB nie odbierałem jako specjalnej nowości, a komentarzy nie czytałem. Ale już niezależnie od wywiadu – problematyka mobilności/osiadłości to jest temat na pracę co najmniej doktorską. 😉 Wiadomo, że na blogu jej nie napiszemy, ale też nie można załatwić sprawy jakimś jednoznacznym stwierdzeniem w rodzaju „niech się wszyscy ruszą z miejsc to będzie świetnie”. Nawet złagodzenie tego do „no to niech wszyscy będą tylko gotowi do tego, żeby w razie czego wszystko rzucić i jechać” też za bardzo upraszcza sprawę, pomijając np. zupełnie kulturotwórczy aspekt osiadłości bądź nomadyzmu. Zakorzenienie w jakimś miejscu, zwłaszcza w perspektywie wielu generacji, wytwarza zupełnie inny niż nomadyzm stosunek i do tego miejsca, i do kultury materialnej, i do wielu innych rzeczy.
W planie indywidualnym oczywiście takie nastawienie „rzucić wszystko i jechać” może być bardzo korzystne dla kariery. Ale czy będzie korzystne pod każdym innym względem? Nie wiem. Może być różnie. Znam ludzi kompletnie zniszczonych psychicznie emigracją, mimo że materialnie zyskali (jak również takich, którzy stracili to, co zyskali, bo np. nie wytrzymali ciśnienia i się rozpili). A w planie społecznym, czy mobilność ma wyłącznie dobre strony? Też może być różnie. Więc dla mnie po prostu nie można tu wydać prostego i jasnego wyroku – tak a tak jest lepiej. To jest taki temat, że rozszczepianie włosa na czworo wydaje mi się tu jak najbardziej wskazane.
Heleno, ja sobie tak dywaguję na temat i dookoła tematu. Każdy i tak robi jak chce, jak lubi albo jak musi.
A co do zespołowości to jednak przyznasz, jest duża różnica między pisaniem artykułu w komfortowej samotności i dokładnie tak jak nam to pasuje (kiedy więc ostateczny produkt zależy tylko od nas samych) a tworzeniem reportażu telewizyjnego w zespole, gdzie każdy robi swoje i dopiero suma tych produktów (a dostajesz: obraz, dźwięk, montaż – tylko główna myśl jest twoja) daje ostateczny produkt zbiorowy. Bo umieszczenie gotowca w programie czy też na łamach – ergo: współtworzenie danego medium – to już inna piosenka.
Doczytałem, więc dopisuję. 😉 Jasne, że są przypadki, kiedy mobilność jest czymś wymuszona i wtedy w gruncie rzeczy nie ma o czym dyskutować. Mus to mus. Ale jest też dużo takich przypadków, kiedy trzeba wybrać, co dla kogoś jest ważniejsze. Np. więcej zarabiać, mieć lepsze stanowisko, ale za cenę porzucenia drzew, które się własnoręcznie sadziło, czy też uchodzić za łagodnego loosera, ale zostać z tymi drzewami. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że nie ma tu żadnej obiektywnej miarki, co jest lepsze. I trudno mi się zgodzić z tym, że gotowość rzucenia tego, co w jakimś miejscu się stworzyło jest „z natury” więcej warta niż gotowość do zostania w tym miejscu, choćby za cenę dużych wyrzeczeń. Dla każdego lepsze jest to, co uważa za lepsze. 😉
No wlasnie, Bobiku, tu znowu sie z Toba zgadzam co do roznych stron mobilnosci, choc mysl rozwine juz po nakarmkeniu zglodnialych pogrypowych rzesz. 🙂 A tak w ogole, to choc zawsze sie okropnie bronie przed tytulami, to imie „Niedojedzona Przez Indyki” jakos rzeczywiscie mi teraz bardzo pasuje (polaczenie niedomeczonej Danuski z imionami indianskimi i lokalnym nowo-angielskim kolorytem). 😆
Jeszcze się wetnę w wątek dziennikarski, a właściwie nie tylko dziennikarski – profesje, branże na pewno różnią się stopniem zespołowości, a niektóre są kombinacją gry indywidualnej i zespołowej. I w tym ostatnim przypadku ktoś na jednej płaszczyźnie może się uznawać za gracza indywidualnego, a na innej za zespołowego. Nie ma w tym żadnej sprzeczności, bo faktycznie jest i tak, i tak. Ale i wtedy „procent zespołowości w indywiduum” może być mniejszy lub większy, choćby przez to, czy pisząc tekst lub scenariusz ma się gdzieś w podświadomości swoją rolę jako członka zespołu, czy też w ogóle się tego nie bierze pod uwagę, tylko leci na gwiazdorstwie. 😉
No, chyba że się jest rzeczoną Picassą, to wtedy już w ogóle takich problemów się mieć nie musi. 😆
Niedojedzona Przez Indyki – jak to by brzmiało po indiańsku? Ahamahama Ups Gulgul? 😆
Toz dlatego podkreslam, Bobik, ze mobilnosc jest trudniejsza, bo oznacza wyrwanie ciebie z twej comfort zone, z zagrzanego i wygodnego dolka. I jednak najczesciej jest wymuszana, a nie wybierana. Nikt albo bardzo malo kro lubi na nowo odbudowywac rozwalone gniazdo i opuszczac stare, zwlaszcza jesli towarzyszy temu poczucie, ze nigdy do niego wrocic nie bedzie mogl, ani sie nawet na nie obejrzec jak zona Lota. Ale gotowosc, przekonanie, ze nic nie jest dane na zawsze i moze przyjdzie zaczynac wszystko od poczatku, musi jednak w czlwiieku tkwic w zawierusze, ktora wokol nas szaleje. Co wszyscu twoi klienci z pewnoscia nie chcieli porzucac swoich pueblos i nieraz wiazalo sie to z powaznymi niebezpieczenstwami wedrowki. I nie mieli zadnej gwarancji, ze na nowym na nich czekaja z otwartymi ranionami i wszysto dobze sie skonczy. Ale te decyzje – i o tym mowi MB – musza byc podejmowane jesli sie chce poprawiac swoja sytuacje zyciowa i egzystencjalna.
No tak, pewnie, że mam jakąś tam świadomość bycia członkiem zespołu „Polityki” i że dopasowuję się do jakichś zasad łącznie z zarysem stylebooka. No i potem jeszcze współpracuję na etapie korekty – jak tylko mogę, oglądam swój tekst na kolumnach. Ale praca koncepcyjna jest moja, no i w końcu podpisuję się pod tym moim osobistym nazwiskiem. Nie będę nazywać tego gwiazdorstwem 🙄
Co do coachów, to ich nie cierpię. Gadają stemplami i są tak besserwisserscy, taką mają jedyną słuszność, jakby członkami jakiej sekty byli. Pan Miłosz też taki jest. Gada jakby przyjechał z Ameryki, i to właśnie takiej sprzed kryzysu. Znam ludzi, którzy długo i bezskutecznie szukają pracy mimo wysokich kompetencji, bo np. z poprzedniej ich zredukowano, a już są „za starzy”, czytaj: uważa się, że będą mieli większe wymagania finansowe. Polski rynek, który jest rynkiem raczkującego kapitalizmu, jest totalnie dziki. Zresztą chyba nie tylko w Polsce są takie mechanizmy, że prościej jest zatrudnić kogoś młodego na zlecenie, któremu się mniej zapłaci, niż dać etat osobie doświadczonej, która może nie daj boże widzieć w całej okazałości niekompetencję swego przełożonego 👿 Nie mam złudzeń, choć parę razy w zyciu zmieniałam pracę.
Aha – jeszcze nie powiedziałam i ja, że Pręgowana jest ślicznotą 😀
Heleno, chyba nie do końca o tym samym mówimy. Wobec wojny, zarazy, czy nawet pomniejszych okropieństw ucieczka może być jedynym dobrym wyjściem i wtedy często nawet nie bardzo jest czas się nad tym zastanawiać – to się po prostu dzieje. I w jakimś tam głębokim, egzystencjalnym sensie rzeczywiście wszyscy musimy być gotowi na stratę naszej comfort zone, nikt nam nie da gwarancji, że zatrzymamy ją do końca naszych dni.
Ale ja nie o takich dramatycznych sytuacjach, tylko o bardziej przyziemnych. Np. o decyzjach, które nie skutkują utratą (lub zyskaniem) wszystkiego, tylko są wyborem między pewnymi wartościami. Jak choćby między tymi drzewami a karierą. Albo inny dylemat – zdecydowane poprawienie sobie warunków materialnych za cenę pozostawienia stareńkich rodziców samych. Albo poprawienie sobie warunków mieszkaniowych, ale okupione rozstaniem się ze zwierzyną.
Jak się jest stosunkowo młodym singlem, a nawet stosunkowo młodą rodziną, to się tych problemów na ogół jeszcze nie ma i wtedy łatwo udzielać rad „a, tam, w razie czego spakuj walizkę i wyjedź na koniec świata”. Do pewnego momentu życiowego łatwo brać taki wyjazd na zasadzie „ahoj, przygodo”. Ale z wiekiem taka decyzja staje się coraz trudniejsza i coraz więcej kosztuje. Więc uczciwsze ze strony konsultantów byłoby takie postawienie sprawy, że dla wielu osób wyjechanie, zostawienie może się okazać świetnym wyjściem, ale nie absolutyzowanie tego – każdy, kto nie wyjedzie, chociaż ma niedobrą sytuację, jest głupim, leniwym nieudacznikiem. Źle ci, 60-letni absolwencie szkoły podstawowej w Zaspanowie Dolnym, to nie narzekaj, tylko zostaw swoje zadupie, spakuj plecaczek i zasuwaj do Nowego Jorku.
Ja myślę, że komentatorów tego wywiadu właśnie to może wnerwiać – zupełne niezróżnicowanie sytuacji, w jakich ludzie bywają. Czyli dzieje się to, o czym pisałem: nieuwzględnienie kontekstu powoduje, że przekaz, częściowo słuszny, zostaje w całości odrzucony.
O to, to właśnie. Przekonanie, że jeden stempelek pasuje do wszystkich sytuacji.
Zgadzam się z Panią Kierowniczką, że każdy lokalny rynek pracy ma swój kontekst i serwowanie tu mądrości z całkowicie innego kontekstu tylko ludzi rozdrażnia.
W Niemczech mam znajomą, 56-letnią Polkę, która rok temu straciła pracę. Wysłała od tego czasu ponad 400 podań, w promieniu 60-70 km, została raptem kilka razy zaproszona na wstępną rozmowę, która kończyła się bardzo szybko, kiedy słyszano jej akcent. Bo cudzoziemców owszem, chętnie się zatrudnia, ale kiedy są „tamtejsi” i zgodzą się pracować za połowę ceny, najlepiej jeszcze bez żadnych świadczeń, ale jak są „tutejsi”, to przecież lepiej wziąć kogoś bez akcentu. Ciekawe, co by jej konsultant doradził? Wyjazd do Monachium, gdzie, jak wiadomo, tylko na nią czekają? Powrót do Polski, gdzie już od dawna nikogo i niczego ne ma? Przebranżowienie się? Zostanie Panią Dochodzącą, po całym życiu pracy umysłowej? I jeszcze przy tym tryskanie optymizmem?
No, szkoda gadać. 🙄
A z tym gwiazdorstwem, Pani Kierowniczko, to przecież z mrygnięciem było. 🙂
Wszyscy tylko o tej Pręgowanej, że cudna. 👿
No, może i cudna, ale ja za to dysponuję nieograniczonymi zasobami piękna wewnętrznego. 😆
Wiekszosc jednak imigrantow, ktorzy sie osiedlaja w „naszych” miastach nie ucieka przed wojna i zaraza, ale dlatego, ze wyczeroali mozliwosci poprawenie losu swoich rodzin u siebie. Wszstkie ci Ukarinki w Polsce czy Polacy w Anglii, Chinczycy placacy niebotyczne jak na swe mozliwosci sumy mafiom przezrucacajacym przez kontynenty, Meksykanczycy w Ameryce etc.etc. Wielu wybiera wedrowke wlasnie po to by pomc przyslowioym starenkim rodzicom. Slowem to naprawde nie wojny dzis sa glownym motorem przemieszczen ludnosci.
Wybieranie miedzy drzewen a kariera? Hehe. Kariera UKrainki sprzatajece w czyims domu, zamiast pracy pielegniarki w szpitalu w Dniepropietrowsku i pielegnpwania drzewa, hehe.
Ta rozmowa nie jest recepta dla kazdego, ani nawet dla mlodych zdolnycg i nie obciazonych rodzinami. Jest ogolnym wskazaniem, ze mozna w wiekszosci wypadkow cos poprawic w swoim zyciu, zmieniajac myslenie o swojej sytuacji . Rewidujac tkwiace w nas nawyki myslowe.
Mozna zasiegnac porady lekarza, albo sie leczyc z pomoca internetu. Ja juz u siebie zdiagnozowalan w ten sposob caly wachlarz rozliczych nowotworow i kilka razy juz na nie umarlam. 🙂
Bobiku, jestes urodziwym dredowcem 🙂
p.s. koz jak to kot kazdy widzi 8)
ludzie ciagle i nieustajaco „pozytywni” dzialaja po pewnym czasie na nerwy, mozna wstawac w dobrym nastroju i od switu
brykac ale czy jest to jedyna recepta na szczesliwe zycie? NIE!!!
🙂
mobilnosc z wyboru swiadomego, z serca i mysli jest niewatpliwie dobra, ja osobiscie lubie swoje „skorupy” i bardzo,
bardzo tesknilem za szczecinem, poznaniem i „normalnym”
zyciem w tamtej „nienormalnej” polsce
😳
i na koniec moich madrosci 🙂 od wielu juz lat denerwuje mnie
ta filozofia zwyciestwa, dalej, wyzej, szybciej, lepsze jako wrog
dobrego, zuzycie moralne przedmiotow i ideei, wiecej, wiecej,
bez pokory, bez szacunku dla inaczej myslacych, bez ogladania
sie na tych co nie nadazaja……… 🙁
glupi S-Bahn ciagle udaje ze plan jazdy to tylko cyferki na kartce, kiedys przed laty ludzie na peronach mowili: „ale zima
nawet S-Bahn nie jedzie”, dzisiaj mowia: „glupi S-Bahn te troche sniegu i mrozu i juz kaprysi” 🙂 zycie 😀
zamiast samotnie emablowac Bobikowo oddale sie do kolacji
🙂
p.s. jeszcze to, bo fajne
http://wyborcza.pl/dziennikarze/1,84008,8769947,Odwalcie_sie_od_Juliana_Assange_a.html
Ja też muszę pomyśleć o kolacji 😉 więc już tylko krótko – rozmowa dotąd nie była o tym, co jest we współczesnym świecie główną przyczyną mobilności, tylko czy wyprowadzenie się gdzieś daleko jest uniwersalną receptą na niezadowolenie ze swojej sytuacji i czy warto wszystkich namawiać do wyjeżdżania, czy też są argumenty za pozostawaniem czasem na miejscu, nawet jeżeli ma się pewność niepoprawienia przez to swej obecnej sytuacji. Inaczej mówiąc, były to pytania typu „czy dla każdego x jest prawdą, że…” 😉 Ja nadal uważam, że nie dla każdego x i z tym przekonaniem idę obierać ziemniaki. 😀
DONIESIENIA LOKALNE
Kot szturchnął Rysia, że zaPsał.
DONIESIENIA ZAŚWIATOWO-MIĘDZYNARODOWE
Pastor Moises zapodaje, że akcja jotka: myj i gol Kubę udała się. Wiedzcie o tym, queridos hermanos.
Czy mozna oczekiwac, ze ktos, kto podrozuje metrem wiozac stradivariusa, wartego 1 milion funtow plus smyczki warte 70 tysiec funtow, bedzie teg pinkwolonego instrumentu pilnowal?
Wlasnie uslyszalem w dzienniku ze jaki dwudzietoparoletni geniusz rozumu zatrzymal sie przesiadajac z pociagu na pociag przy barze aby napisc sie czegos zimnego. A tego stradivariusa postawil obok siebie. Zanim zaplacil, ktos swisnal skrzypce. 😯
Wiemy już, jak Jotka Kubie, czekamy na relację, jak Kuba Jotce. 😆
Brawo Jotka!!! Super wiadomośc, Andsolu.
Rysiu, w sprawie filozofii zwycięstwa (młodości, urody, figury, kariery etc.) jestem z Tobą obiema ręcamy i całom resztom.
A poza tym każdy mówi o czym innym jak zwykle w zyciu rodzinnym.
Chłopiec czyli Boy
Kocie, ale to nie był David Garrett?
Tak, Rysiu, tak – ten tytul o zwyciezcach mnie tez nieco odrzucil. Taka narracaja o zwyciezcach, dynamicznych, zaradnych, do ktorych swiat nalezy, potem funkcjonuje bardzo gleboko, jak sie ja bezustannie powtarza w wielu wersjach (chocby w popularnych programach telewizyjnych, gdzie zasada albo ja ciebie, albo ty mnie jest podstawa formuly). A potem np. w Stanach sa tacy senatorowie i czlonkowie Izby Reprezentantow, ktorzy twierdza, ze jakikolwiek zasilek dla bezrobotnych tylko rozleniwia poszukujacych pracy. I to w sytuacji, gdy na jedno miejsce pracy jest szesciu chetnych, i szukanie jej (co trzeba udowadniac, gdy sie odbiera zasilek, zreszta tylko odpowiadajacy pewnej, nieduzej czesci uprzednich zarobkow, tylko przez mocno ograniczony czas) zajmuje bezrobotnym czas od rana do wieczora. Nawet jak maja dobry akcent i prezencje, i wiek. Zwlaszcza, ze juz wszedzie donosi sie, ze pracodawcy szczegolnie dyskryminuja ludzi juz bez pracy, bo ” jednak to niemozliwe, zeby tak zupelnie niezasluzenie ja stracili” (czyli nie byli zwyciezcami), a poza tym „czuc od nich zanadto ich desperacje”… I o tym tez tutaj bardzo wiele sie teraz mowi, wiec jak zwykle, Ameryka nie jest jedna, jakby to chcieli przedstawiac coache. Ameryka jest wieloglosowa rozmowa, do tego teraz w momencie pewnego przetasowywania pojec i spojrzenia na zycie. Tylko moze na zewnatrz spora czesc z tego nie dochodzi. Ale to juz troche inny temat, dotyczacy bardziej mediow.
A poza tym, jak slusznie zauwazyl Bobik, nie jestesmy przeciez tylko homo oeconomicus (a i on ostatnio jest redefiniowany na interesujace sposoby).
A z tym Stradivariusem, to w nowojorskich taksowkach tez sie juz takie rzeczy zdarzaly. 😉
Mar-Jo, nie mam pojecia komu go skradziono. Slyszalem to przed chwila w londnskim wydaniu dziennika BBC w tv. Ale jak polazlem na bbc.co.uk/news nic na ten temat nie bylo.P robowalem googlowac Stradivarius stolen on the underground , ale tez nic sie nie pojawilo. Wiadomosc -widmo? 😯
Tu, szczegolnie dla Mordki, o Stadivariusie z nowojorskiej taksowki. 😉
http://www.nytimes.com/2008/05/07/nyregion/07violin.html
Dzieki, Moniko,choc uwazam, ze historia pozosawionego w taksowce stradivariusa i tanczacych taksowkarzy ma za duzo w moim obecnym stanie tego… jak mu tam… feel good factor i irytujacego dla kazdego inteektalisty jak ja pozytywngo myslenia,
Zastanawialem sie nad dalszymi puktamu Manifestu Posepnych Nocnch Rozmyslaczy i musza sie w nim znalezc takze takie moje przemyslenia:
8. 👿 Tylko myslenie negatywne i przewidywanie najgorszych scenariuszy godne jest Posepnego Nocnego Rozmyslacza.
9 👿 Z domu nie warto wychodzic, bo mozna dostac w czape.
10. 👿 Nie bedzie coach plul nam w twarz, ni sciagal nas na ziemie.
11. 👿 Kazdy znaleziony stardivarius roztrzaskac o sciane!
12 👿 Kromka zawsze spada na podloge posmarowana strona.
13. 👿 Szklanka jest zawsze do polowy pusta.
rozmowa w GW była o mobilności? 😯 a mnie się wydawało, że o tkwieniu w okowach myślenia o świecie, który skończył się od kilkunastu do kilkudziesięciu, w porywać do stu kilkudziesięciu lat temu, a tutaj mało kto zdołał to zauważyć
Kocie, mam:
Police have not named the victim but it is understood to be the talented Korean-born violinist Min-Jin Kym.
Ciesze sie ze Monika ozdrowiala. Myslalam o tobie Moniko spacerujac dzisiaj pieknie przybranym swiatecznie Krakowskim Przedm. Ty bylas tu w czasie bitwy o krzyz, a ja z okazji protestu w czasie wizyty prezydenta Miedwiediewa. Protestanci (moze nawet ci sami) z transparentami „Gdzie sa ci ranni spod Smolenska” (w domysle- zamordowani), typowy repertuar piesni: Boze cos Polske, O moj rozmarynie, Wojenko wojenko cozes ty za pani etc. W przerwach pomiedzy piesniami i modlami slychac bylo chyba msze Radia M. Jeden Pan Demonstrant, ten z polmetrowa figura Matki Boskiej w reku i znaczkiem MB w klapie, bardzo rozmowny, tez tam dzisiaj byl.
Na Rynku zas bonanza i feeria christmasowego kiczu:kindziuki, bigosy, jakas okropna kielbasa, gluhwein…
O mobilnosci na pln amer. kontynencie: jedno to mobilnosc pozioma, czyli jezdzenie z praca. Jesli zachodzi taka potrzeba to wydaje mi sie, ze wciaz Nowofunlandczyk jedzie pracowac przy wydobywaniu ropy naftowej w Albercie, bo juz nie moze lowic dorsza u brzegow swojej wyspy. Jesli chodzi o mobilnosc pionowa czyli jezdzenie za coraz lepsza i lepiej platna praca to i ja zauwazam, ze coraz wiecej ludzi swiadomie rezygnuje z pogoni za wiecej na rzecz innych wartosci.
Jutro pakowanie i hajda do domu.
Moją uwagę zwrócił najbardziej wątek o systemie kształcenia nieadekwatnym do wyzwań, z którymi młodzi ludzie zetkną się w przyszłości. Uwagi o mobilności były istotnie denerwujące, ale jakoś myśl mi po nich przemknęła i zaczepiła się o bardziej interesujące kwestie 🙄
O mobilnosci tam oczywiscie nie bylo, Foma. Ja o niej wspomnialam w kontekscie zmieniajacego sie rynku pracy, bo jest to jeden z najbardzieh widocznych jego objawow w Europie, choc Ameryka poznala to znacznie wczesniej.
ufff, dzięki Heleno, bo już się przestraszyłem, że czytam bez zrozumienia 😉
Jeżeli ma być posępnie:
14. 👿 Cokolwiek byś nie zrobił, to skończysz w okowach.
Foma, a jak Mikiemu idzie gra na skrzypcach? 🙂
vesper, jak gra na zajęciach, to mu idzie, w domu idzie jakoś mniej 😉 ale póki co lubi, choć od samych skrzypiec woli klaskanie czy tupanie rytmów, szermierkę smyczkiem i inne tego typu
W Warszawie pan, który z wypadku trafił do szpitala poprosił lekarzy w szpitalu by pomogli zorganizować opiekę jego dziewięćdziesięcioletniej matce, która została w domu sama, a która sama nie była w stanie się obsłużyć. Cztery doby ów pan był nieprzytony, a gdy przytomność odzyskał i o losy matki zapytał powiedziano mu, że sprawę przekazano policji i policja opiekę zorganizowała.
Naprawdę zaś policja uznała, że skoro drzwi do domu są zamknięte to nic do roboty w tej sprawie nie ma. Kobieta zmarła z głodu i pragnienia. Pan nadal w szpitalu i też zdaje się nie wstaje z łóżka tymczasem. Jak go pośpiesznie wypiszą do domu, o co teraz łatwo, będzie w identycznej sytuacji?
Ale i świadomość że matka zmarła śmiercią głodową jest straszna. W cywilizowanym kraju coś takiego jest chyba niemożliwe, a u nas…. prosże bardzo 😯 🙁
Wiadomość tę podano dziś w Wydarzeniach Polsatu.
Kroliku, to rzeczywiscie moje rewiry, 🙂 w tym rodzinne (ostatnio Matylda zdjela z polki ksiazke odziedziczona po rodzinie Mamy, i odczytala na niej napisany bardzo juz wyblaklym atramentem adres z Krakowskiego Przedmiescia, ktore sama teraz juz dobrze zna, choc sama Mama rosla niedaleko, na Senatorskiej i w Konstancinie, a Ogrodzie Saskim rozebraly na spolke z siostra komunijny zegarek – w lecie szukalysmy sprezynek). Widze tez, ze repertuar piesni i symboli od lata sie specjalnie nie zmienil. Ciekawa jestem czy obrazki swiete, z patriotycznymi nadrukami tez wchodzily w zakres wystepow, czy poprzestali na dyskretnych polmetrowych figurach?
No a kicz na Rynku tez byl latem, tylko tematyka sie troche zmienila z turystyczno-pamiatkowej na christmasowa…
Pakowanie z powrotem czasem jest latwiejsze, a czasem nie, jak sie nakupilo duzo ksiazek, a i rodzina obdarowala tym czy owym. 😉
A jak tam drugie skrzypce? 😀
Szkoda, kroliku, że na tak krótko w stolycy – nawet nie zdążyłyśmy pójść na żaden koncert…
To jest akurat na blogach normalka, że temat rozwija się, pączkuje i w końcu nieraz ląduje gdzieś bardzo daleko od punktu wyjściowego. 🙂
Ja uważam, że mobilność sama w sobie jest tematem interesującym, zwłaszcza jej kulturowy aspekt, ale jeżeli zostawić ją na boku i wrócić do wywiadu, to on też mi się wydawał już nieco passé z tą zwycięsko-optymistyczną narracją, co zresztą kilka osób zauważyło. Bo nurty kulturowe biegną może nie w kółko, ale po czymś w rodzaju sinusoidy przeplatającej się z cosinusoidą. 😉 Raz jest wątek pozytywistyczny górą, raz romantyczny, raz optymistyczny, raz pesymistyczny. I szczyt postawy „więcej – lepiej – młodziej – bardziej zwycięsko” przypadł chyba kilka lat temu, a teraz jest to na linii schodzącej. Teraz będziemy prawdopodobnie mieli coraz więcej zdrowego pesymizmu, co mnie osobiście bardzo cieszy. 😀
Ale nie bójta nic, i to minie. 😉
Tereso, to okropne, co opisałaś, ale to chyba w każdym kraju mogłoby się zdarzyć. Nawet w bardzo dobrze zorganizowanym systemie któryś element może zawieść, komuś może zabraknąć wyobraźni, komuś serca… Straszne, ale to akurat nie jest tylko polska specjalność.
A wątek nieadekwatnego kształcenia – owszem, mnie też zainteresował, ale o tym już pisałem przy okazji zespołowości. 🙂
Coraz bardziej mysle, zesmy czytaly rozne wywiady. Bo ja czytalam taki w ktorym padaly pytania” jak odniesc sukces” (nie gonic za nim tylko rozwijac wlasne zaiteresowania), jak wyglada polska firma? jak wyglada poslkie szkolnictwo, co to jestporaca zespolowa , czym se rozni od pracy grupowej, co w naszym podejsciu mozna i nalezy zmienic aby byc w tej pracy spelnionm i przy okazji odnosic sukcesy, aby przynosila ona jak najwiecej zadwolenia nam samym a efekty pracodawcy. I takie tam. A nie przypominam sobie o “więcej – lepiej – młodziej – bardziej zwycięsko”.
Wiec juz naprawde nic nie rozumiem. 🙄
drugie skrzypce też są w użyciu, zadanie domowe samo się nie zagra 😉
Foma, a szermierkę smyczkiem też uprawiasz?
czasami, każdy chłopak chciał być kiedyś najlepszym szermierzem na świecie 😉
Hmm, wydaje mi sie, ze szukanie jednej wspolnej wykladni parostronicowego tekstu jest z gory skazane na niepowodzenie, bo i watkow tam bylo wiecej niz jeden, i istnieje cos takiego jak wieloznacznosc, zas teksty wyglaszane/pisane przez ludzi, a nie roboty, w ogole maja to do siebie, ze czasem z roznych powodow, potrafia podcinac galaz, na ktorej sie usadowily (np. przez dobor metafor i epitetow powoduja serie skojarzen, swiadomie zamierzonych przez autora lub nie, ale calkiem usprawiedliwionych u czytelnika). Do tego jeszcze przeciez nie produkuje sie ich, ani tez nie czyta w prozni. Wiec good luck przy szukaniu jednej, obiektywnej interpretacji… 😉
Nie chodzi o jedna sluszna interoretacje, tylko moze o nie dorzucaniu juz tylu skojarzen wlasnych w przekaniu, ze dal im wyraz autor wywiadu, ze zatraca sie caly sens wywodu. Tam jest np bardzi staranie podkreslany watek, ze nie chodzi mu o „pogon za sikcesem”, skazana na porazke, ze nie chodzi o to by wiecej wkaladac wysilku w prace, tylko zeby wkladac go mniej, i nie marnowac swego wyslku na zdobywanie niepotrzebnej ci do niczegi wiedzy czy informacji, jesli mozesz ja wyguglowac. I to jest wazna wskazowka. Co np w Ameryce zrozumiano juz bardzo dawno yemu i dlatego tez jak zaczynasz nowa prace nikt Cie nie pyta (i nie kaze okazywac) o dyplom, tylko jak mozesz byc przydatny dla firmy. W Polsce dalej musisz znosic pappierki, ktore maja swiadczyc, ze jestes przygotowany do wykonywania swojej pracy. Czy pamietacie te awanture, ktora do dzis jeszcze nie do konca zgasla, kiedy sie okazalo, ze prezydent Kwasniewski nie OBRONIL swojej pracy magisterskiej, a tylko zaczal przewod i potem wypadki potoczyly sie tak, ze formlnie rzecz borac NIE JEST magostrem? Czy do dzis w powaznych tekstach nie pojawiaja sie jadowite uwagi, ze prof. Baiszewski nie jest naprawde profesorem? I nie wazne sa tony papieru jakie zapisal, skoro ne ma Papierka! Nie moglam i nie moge teg zrozumiec po jakie licho Kwasniewskiemu dyplom magistra. skoro wybrano go nie dlatego, z jest tak uczony, a dlatego, ze jego kndydatura byla dla wiekszosci wyborcow do przyjecia.
Bo to myslenie jest bardzo gleboko zakorzenione w polskiej mentalnosci. John Prescott, ktory w rzadzie labourzystowskim raz byl wicepremierem, a raz przewodniczacym Labour Party, ma wyksztalcenie niepelne srednie i zobe fryzjerke. I nie pamietam aby ktokolwiek mu to wypominal – owszem mozna o tym przeczytac, ale matter- of-factly.
I to takie przywiazanie do myslowych nawykow, ktore bardzo jest gleboko zakorzenione w Polsce, nalezy zmieniac, bo sie zmienil swiat dookola nas i dyplom uczelni nie ma tego samego znaczenia co w dziewietnastym wieku. Na dobre i na zle. I o tym warto rozmawiac a nie okazywac wyzszosc pozytywnemu mysleniu, bo jest bo jednak troche lepsze niz myslenie negatywne, wrecz nihilistyczne.
Bobiku, a jak Ty odróżniasz sinusoidę od kosinusoidy? Bo one mi przypominają zawód wodowskaza, gdzie na epoletach był symbol skrzyżowania wody z wodą…
Sorry za niechlujny wpis. Mam nadzieje, ze jest zrozumialy.
Andsolu, to metafora była, nie wyższa matematyka. Ja chciałem dać obraz takich dwóch falek, co się przeplatają i raz jedna jest na górze, a raz druga. Czyli dokładnie o skrzyżowanie wody z wodą chodziło. 🙂
Alez masz racje, Heleno (choc tez interepretujesz przynoszac wlasne doswiadczenia i spostrzezenia, co zrozumiale). Ale i Bobik ma racje, gdy swoim kudlatym psim uchem i ostrym psim wechem poczul tam i inne przekazy, wnoszac w to zapewne swoje doswiadczenia i ogladanie swiata (chocby w tytule wywiadu, zeby nie szukac dalej, jest mowa o zwyciezcach, co nasuwa pewne, wcale nie nieuzasadnione skojarzenia). W sumie przeciez i to, i to jest ciekawe, i warte zastanowienia. I potrzeba modernizacji myslenia o wyksztalceniu i pracy w Polsce, i druga strona (czesto dyskretnie opuszczana) nowego wspanialego swiata.
P.S. A „jedyna sluszna interpretacja” to niestety wynik mojej sklonnosci do dead pan humour… 😉
Sinusoidę od kosinusoidy odróżnia ko 🙄
Heleno, po pierwsze odróżniłbym wypowiedzi odnoszące się bezpośrednio do wywiadu od tych, które odnosiły się już do naszej dalszej rozmowy.
Po drugie, jak chodzi o sam wywiad, przypomnę, co powiedziałem na początku:
Jak chodzi o pracę zespołową całkowicie się zgadzam
Zgadzałem się też bez słowa protestu z tym, że siatka kontaktów i dobre funkcjonowanie socjalne jest ważniejsze nawet od umiejętności merytorycznych.
Natomiast irytowały mnie chwilami elementy nachalnego “myślenia pozytywnego”
Na zarzut, że tych elementów wcale w wywiadzie nie ma, odpowiadam kilkoma cytatami (nie mówiąc już o ogólnym tonie, który też nie bez znaczenia):
Jak odnieść sukces?
Trzeba przewracać się jak najczęściej, podnosić się tak szybko, jak to możliwe, i jechać do przodu.
Pyta się ludzi: co ci się w życiu nie podoba, z czym ci ciężko? A potem się mówi: tak naprawdę ci się to podoba, bo gdyby ci się nie podobało, tobyś to zmienił.
Ale dla dobrego pracownika w każdej firmie jest miejsce.
Zaraz, przecież jest kryzys, firmy nie przyjmują.
– Nie mam takich doświadczeń, tylko przeciwne. Że nawet jak nie ma wakatu, a człowiek się wykaże, to firma mu miejsce pracy stworzy.
A idź ty z tym swoim kryzysem. Bajeczką jest to, co ty mówisz
Mit, że się nie da znaleźć pracy, jest krzewiony przez te antylopy, które się boją, że nie dadzą rady przejść przez rzekę, chociaż na drugim brzegu widać wspaniałe pastwiska.
Zwycięzcy się nie ścigają ze szczurkami po labiryncie. Przegryzają się prosto do celu. Zwycięzcy po prostu myślą inaczej. A jak się czegoś nie umie, to znaczy, że się za mało razy próbowało. Nic więcej.
Dla mnie jest to z tej samej bajki, co positive thinking – wszystko zależy od ciebie, jak się postarasz i będziesz optymistą, radośnie otrzepującym się po każdej porażce, to pokonasz wszelkie trudności, itp, itd. Czyli – żyjesz w próżni, w której nie istnieją żadne kryzysy, żadne nieprzezwyciężone przeszkody typu obiektywnego, a nawet jeśli istnieją, to bądź zwycięzcą a nie szczurkiem i przegryź się prosto do celu.
Czy nie pobrzmiewa w tym aby pewien ton pogardy dla tych szczurków, którym się nie udało? I czy nie można odnieść wrażenia, że sensem życia ma być wyłącznie wygrywanie? Nawet jeżeli świadome intencje MB były nieco inne, to jednak ta postawa „albo zwyciężasz, albo nic nie jesteś wart” cały czas tu bokami wychodzi.
Ja nie potępiam w czambuł wszystkiego, co ten facet mówi, bo przecież z niektórymi rzeczami się zgodziłem. Ja tylko twierdzę, że niektóre rzeczy mi w tym nie podchodzą, a ponadto, że nie umiał on dobrać formy przekazu do kontekstu (ale może przecież jeszcze raz spróbować 😈 ). Jeżeli daje wywiad do wielkonakładowej gazety, to może mieć pewność, że nie sami zwycięzcy będą go czytali i że zmarnuje nawet bardzo słuszne argumenty, bo wkurzy ludzi zanim jeszcze zaczną wnikać, o co mu właściwie chodziło. A przecież sam twierdzi, że nie chodzi o to, żeby się napracować, tylko o skuteczność. 😉
No i proszę mnie tu nie wrabiać w propagowanie negatywizmu. Odrobina zdrowego pesymizmu (obok optymizmu zresztą, a nie zamiast) to nie jest żaden negatywizm czy nihilizm. To jest realizm. 😈
To nie jest propagowanie negatywizmu, Bobiku. To rzeczywiscie realizm.
A o konsekwencjach – zdrowotnych, finansowych i spolecznych zwolnien, i o tym, ze wiekszosc osob konczy na tym, ze wini bez konca samych siebie, napisal pare lat temu swietna ksiazke Louis Uchitelle. Nie wiem, czy o niej ktos wspomnial w Polsce, ale tu byla szeroko komentowana, a bylo to jeszcze przed kryzysem. Tytul ksiazki: „The Disposable American”. M.in. wykazuje w niej, ze dlugolalowe konsekwencje zdrowotne dla osob tracacych pracd obejmuja wieksza zapadalnosc na depresje, i choroby ukladu krazenia.
http://www.randomhouse.com/catalog/display.pperl?isbn=9781400041176
Ja nie mam problemu z zacheta, aby po kolejnych porazkach sie podnosic, a nie zalamywac sie i isc w gleboka deresje. Pewnie, ze nie wszystkich na to psychiczie stac. Ale ci, ktorych na to nie stac od razu znaezli sie wsrod przegranych, podczas gdy ci ktorzy sie dzwigaja i zaczynaja od nowa, maja spore szanse jdnak wygrac.
To bie jest nachalny optymuzm, tylko podstawowy rachunek i wiara w tryumf ducha nad doswaidczeniem porazki. A duch duchowi nie rowny. Nie przeszkadza nam przeciez kiedy osobe ciezko czy nawet beznadziejnie chora nawmawiamy do „walki z choroba” i nie „poddawaniu sie”. Ale z jakiegos powodu irytuje, kiedy mowi sie to samo osobie zdrowej, ktora przezyla jedna, dwie, piec czy nawet osiem porazek. ON zacheca aby nie upadac NA DUCHU. Zaczynac na nowo. Uczyc sie z tych porazek. Fine by me, choc sma takiego ducha pewnie nie posiadam i zle przezywam odrzucenie (ale tez od niego nie uciekam).
Na ten temat tez morze atramentu wylano.
🙂
🙂 😀
brykam fikam 😀 😀
Milego dnia Rysiu Tobie tez! 🙂
Jestem po duzym wrazeniem wysluchanej opowiesci o Octavii Hill, XIX-wiecznej brytyjskiej „do-gooderce”, dzialaczce spolecznej, w jakims sensie typowej dla swej epoki w Anglii, ale pod wieloma wzgledami calkiem niezwyklej i wyprzedzajacej czasy, w jakich przyszlo jej zyc. Czuje, ze Octavia wejdzie na stale do mojego panteonu podziwianych kobiet, tknietych jakims swiatlem Bozym i widzacych daleko, daleko przed soba.
Ona pracowala na niwie budownictwa mieszkaniowego dla najubozszych w Londynie – te domy stoja do dzis, a wiele mieszkan zajmuja wciaz potomkowie tych upodlonych i sponiewoeranych, ktorych Octavia wyciagala za uszy iktorym zaczela pomagac bdac cztrenastolatka! Nie wierzyla, ze moze im SKUTECZNIE pomoc Panstwo i od wczesnych lat przestrzegala przed czyms co dzis nazywamy kultura uzaleznienia od zasilkow socjalnych . Sama byla ze zrujnowanej rodziny drobnomieszczanskiej. Jej zaanazowanie w tak mlodziutkim wieku zrobilo takie wrazenie na znanym myslicielu i krytyku sztuki swej epoki, Johnie Ruskinie, ze wyasygnowal z wlasnej kasy calkiem spory jakbysmy to dzis nazwali grant, aby zbudowala pierwsze kilkanascie mieszkan. Po latatch miala cala dzielnice domow dla bezrobotnych i ubogich, ktorych trzymala dosc ostro na wodzy – nie pozwalala aby popadali w dlugi, pijanstwo, toneli w brudzie i smrodzie. Co tydzien sama oraz jej „panie” (mezczyzn do tego nie dopuszczala, nie majac do chlopow za grosz zaufania) zbierali komorne, jednoczesnie sprawdajac starannie jak jest utrzymane mieszkanie, czy dzieci sa nakarmione, zdrowe i czyste, smiecie wyiesione i kto w domu zarzadza kasa. Nalegala aby kasa znajdowala sie w rekach kobiety kiedy to tylko mozliwe, i to kobiety trzezwej. Wierzyla gleboko, ze z kazdego upadku mozna spasc jeszcze nizej, ale moza tez sie starac podzwignac. Dzisiejsi potomkowie tych ktorym pomogla to osagnac wypowiadaja sie o niej dalej z wdziecznoscia i duma.
A to tylko byl jeden odcinek jest spolecznej dzialanosci. Tu mozna o Octavii przeczytac wiecej:
http://en.wikipedia.org/wiki/Octavia_Hill
A ja chyba siegne (jak tylko sama sie podzwigne) po liczne pisma jaki po sobie zostawila. Sa w internecie.
Dzień dobry 🙂
Dla mnie najważniejsze jest „Po pierwsze przyjaciele” Kołakowskiego. To, że mam na kim się oprzeć, gdy jest źle. Jeszcze bardziej pomaga świadomość, że ktoś może się oprzeć na mnie. Wszystko inne jest kruche, tylko to jedno daje żuczkowi siłę do pchania kulki.
Tez bardzo w to wierze, Haneczko.
Bobiku, a ci, którzy się nie przegryzają przez labirynt zarabiają na sztalugi i farby.
Każdy powinien mieć szansę przyjść do pracy po to, żeby popracować na ocenę dostateczną i iść sobie spokojnie do domu, gdzie poświęca czas temu, co budzi jego ciekawość. Piłce nożnej, rodzinie, książkom, modelarstwu Wielu znam ludzi, którzy po prostu pracują, żeby stać ich było na farby i sztalugi. Czemu niby mają być gorsi? Też są super.
Gdzieś tu widzisz odsiewanie zwycięzców od niezwycięzców? Raczej prawo do własnego wyboru pola sukcesu, czy może mniej górnolotnie, samozadowolenia.
Wczoraj miałem wrzucić tę linkę, dla rozszerzenia pola dyskusji, ale że i tak było szerokie, to dziś raczej już jako ciekawostkę tylko
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1510728,1,raport-przetrwac-w-korporacji.read
Dzień dobry. 🙂 Ponieważ ostatnio stanowczo odmawiam zaczynania dnia od myślenia, to na razie w żadne wielkie dyskusje się nie wdaję, tylko do michy lecę. Odszczeknąć zawsze jeszcze zdążę. 😀
@ foma
Dzięki, przeczytałam.
W mojej byłej korporacji godziny pracy według umów to był czas od 8.00 do 16.00. Krążył po firmie dowcip, że do 16.00 pracują tylko ci, którzy są na urlopie.
Z maila, który miał pocieszyć:
„To jest tragedia, lecz nie jestem pewien czy tu należy sie doszukiwać czegoś głębszego, bo sprawa jest prosta.
W policji pracują w większości idioci (nie licząc kilku wydziałów – w prewencji 99% idiotów), od ok12 lat przyjmowani do służby są wyłącznie idoci. Jest to organizacja mająca wiele wspólnego z organizacją przestępczą, tyle że utrzymywana m.in. za pieniądze budżetu. Za to 100% pracowników tej organizacji w żadnym stopniu nie rozumie, że oni są głownie od pomagania, a nie jedynie od łapania. Uratowania tej kobiety nie dało by się wpisać po prostu do statystyk wykrywalności… ale maestro Sokołowski pewnie jakoś tę sytuacje wybieli.”
Foma, ja cały czas powtarzam, że mam właśnie taki problem z tym wywiadem, że to miszmasz jest – są w nim rzeczy, z którymi zgadzam się bez żadnych oporów, ale są i takie na które mam odruch sprzeciwu i one chwilami wzajemnie sobie przeczą. W pewnym stopniu jest to chyba również sprawa języka – np. zacytowana przez Ciebie pochwała „małej samorealizacji” nijak się ma do cytowanej przeze mnie „zwycięskiej” stylistyki. Facet tu mówi jedno, a tam nadprutym szwem mu wyłazi drugie.
Nie dziwi mnie, że każdy w tym tekście wyczytał inny wywiad, bo w nim istotnie jest kilka wywiadów, a każdy jakby udzielony przez innego człowieka i z innych pozycji. Tylko że na mnie nie sprawiło to wrażenia bogactwa ofert, a dużego chaosu myślowego, prezentowanego z besserwisserską pewnością siebie.
a jest niebesserwisserska pewność siebie? 🙄
Doro, koncerty rzeczywiscie zostawiam na nastepna wizyte w stolycy. Mam nadzieje, ze zetkna sie kiedys nasze drogi na jakims muzycznym szlaku.
W sprawie tej nieszczesnej staruszki. Dobrze jest robic tzw follow up (np zazadac powiadomienia o skutkach interwencji) zakladajac, ze sprawa jest zalatwiona, kiedy jestesmy o tym sami powiadomieni. Bardzo pomaga na efektywnosc samego zgloszena. The buck stops here, jak mawiamy tutaj. Inaczej pozostaje pozniej tylko zalamywac rece.
Foma, znowu się muszę odwołać do mojego ulubionego cytatu – der Ton macht die Musik. 😉
Króliku, to kiedy konkretnie życzyć Ci tych wysokich lotów? 🙂
Heleno, nie wątpię,że Octavia Hill była nader zacną osobą, a zapewne i pionierką na niwie działalności socjalnej. Ale równocześnie nie sądzę, żeby jej myśl była odkryciem i receptą na dzisiejsze czasy. Bo, jak sama zauważyłaś, żyjemy w całkiem innym świecie. Większość bezrobotnych nie pracuje nie dlatego, że im się nie chce, tylko dlatego, że PRACY NIE MA. Stała się dobrem deficytowym.
Lenistwo czy niezaradność bezrobotnych jako przyczyna wszelkiego zła to jest liberalny mit czy też liberalne kłamstwo. Liczby są nieubłagane – w danym kraju jest tyle a tyle miejsc pracy, tyle a tyle osób w wieku produkcyjnym i jakkolwiek by nie obrócić, zadek z tyłu – dla wszystkich pracy nie starczy. Choćby wszyscy naraz spakowali walizki i pojechali na jakiś drugi koniec.
W Niemczech tzw. długotrwały bezrobotny ma obowiązek nie tylko udokumentowania, że wysyła podania, ale i odpracowania iluś tam godzin w roku za friko, dla społeczności. W dużej mierze jest to fikcja, bo nawet i tej roboty jest za mało. Do instytucji socjalnych regularnie zgłaszają się bezrobotni ochotnicy, wcale nie po wsparcie, tylko żeby coś, cokolwiek robić. Też za friko. Żeby nie mieć poczucia, że jest się człowiekiem niepotrzebnym, nieprzydatnym, kompletnie wyrzuconym poza nawias. I nawet te instytucje socjalne nie zawsze są w stanie coś tym ludziom zaproponować.
Oczywiście, że w pewnych branżach jest pełne zatrudnienie, czy nawet niedobór siły roboczej. Często tymi branżami macha się przed nosem „narzekaczom” – o, proszę, praca przecież jest. Ale nawet przy najlepszych chęciach nie każdy jest w stanie przekwalifikować się na informatyka, menedżera z długoletnim doświadczeniem zawodowym, czy poszukiwanego kucharza-artystę (oczywiście z papierami, bo w Germanii, jak i w wielu innych krajach, bez papierów ni dudu). Nawet poszukiwaną opiekunką do staruszków nie zawsze łatwo zostać, kiedy ma się pod sześćdziesiątkę, zrypany kręgosłup, a na dodatek z mizernej pensji trzeba utrzymać rodzinę.
W walce ze strukturalnym bezrobociem paternalistyczne dopilnowywanie, żeby podopieczni nie chlali i myli rączki jest kompletnie bezużyteczne. Tu trzeba jakichś innych środków i właśnie po to potrzebni są narzekacze, żeby konieczność szukania owych środków uświadamiać. Żeby świat nie zastygł w błogim zadowoleniu, bo przecież wystarczy że tym kilku opornym zmienimy sposób myślenia, zagonimy ich do roboty i już wszystko będzie cacy.
To nie ma nic wspólnego z ochroną „popegeerowskich złogów”. Tam, gdzie dla bezrobotnych ma się konkretne propozycje, należy ich oczywiście zachęcić do skorzystania z nich. Temu, który nie pracuje, chociaż by ewidentnie mógł, można powiedzieć – trudno, nie pomożesz sobie sam, to i społeczeństwo ci nie pomoże. Ale równocześnie nie należy zamykać oczu na niekorzystne dla pracobiorców procesy zachodzące na rynku pracy, na szybko w ostatnich latach rosnącą przepaść między bogatymi a biednymi, na „wstydliwość” odwoływania się do idei sprawiedliwości czy solidarności społecznej po upadku komunizmu, itp, itd. To wszystko jest warte wiele głębszej refleksji, niż „och, niech ci biedni nie marudzą, tylko podniosą się i walczą”.
Rozumiem, że „młodzi, dynamiczni, dyspozycyjni” mogą uważać, że to wszystko nie ich problemy, bo dla nich ważniejsze jest np. jak pracę w korporacjach uczynić przyjemniejszą i bardziej ludzką. Ale co ze starymi, niedynamicznymi i z życiowych powodów niedyspozycyjnymi? Na śmietnik historii?
O pożyteczności bądź szkodliwości haseł typu „powstań i walcz” chyba napiszę w osobnym poście, bo ten już nieprzyzwoicie długi. 😉
Bobiku, czy mógłbyś to jeszcze po portugalsku, niderlandzku, arabsku i w suahili? bo obawiam się że za słabo nie zrozumiałem 😉
To jest chyba troche naczej, a nawet bardo inaczej w tym kraju, niz Niemczech, Bobik. Tu nikt nie ma obowiazku odpracowwania czegos spolecznie, chyba ze jest skaany prawomocnym wyrikiem za jakies naruszenie – np notoryczne pzekraczanie szbkosci, uliczne burdy czy inne wykroczenia. I wtedy nie jest to zadna fikcja. Czesto skazany moze zaproponowac sadowi jaka prace chce wykonac i w jakim terminie.
Bezrobotny nie musi tez nikomu udowadniac, ze stara sie o prace – wysyla podania, chodzi na rozmowy kwalifikacyjne etc. Wystarczy, z raz w miesiacu zglosi sie do Job Center i tam powie, ze pracy szuka. Badania przeprowadzone w czasie poprzedniej fali bezrobocia, pokazaly, ze 1. ok. miliona osob sposrod bezrobotnych jest niezatrudnialnych, wiekszosc sposrod bezrobotnych, nie pamietam liczb jest bezrobotna juz w CO NAJMNIEJ drugim pokokeniu. Treaz slyszalam, ze berobicie wsrod tych „urodzonych bezrobotnych” wzrosla dwukrotnie od ostatnich badan. Wsrod tej grupy autentyczna oraca u podstw zajmuje e nie rzad, ale takie „osoby pryatne” jak Jamie Oliver, organizujac kursy kucharskie wywalajac bezwzglednie wszystkich tych, ktorzy traca zainteresowanie systematyczna nauka zawodu.
Do samego kryzysu bezrbocie faktycznie nie istnialo wsrid przyjezdnych – niezlaebie od tego czy mieli na prace pozwolenie czy pracowali nielegalnie.
Oczywiscie, ze dzis pilnowanie, ktos na zasilku nie przepijal pieniedzy jest nie do pomyslenia – ani przez panstwo, ani organizacje opieki socjalnej. Byloby t niedopszczalnym lamaniem praw czlowieka – nowie to bez ironii.
Zasilkow wszelkiego rodzaj jest wiele i po zebraniu ich do kupy okazuje sie, ze np. praca przedszkolanki nie oplaca sie, bo w tym momencie kobieta traci nie tylko zasilki, ale rozliczne ulgi, ktore jej jako bezrobotnej przysluguja. Wiec nie warto zmieniac stanu rzeczy. Podobnie z innymi nisko platnmi rodzajami pracy. Traci zasilek miezkaniowy, traci ulge podatkowa.
To sie ma wszystko zmienic w ramamch programu zaciskania pasa wprowadzanego przez rzadzaca kolaicje konserwatywno-liberalna, ale dopiero w 2012 i 2013 r. Np. zabrane maja byc zasilki dla dzieci w rodzinach gdzie dochod roczny przekracza 42 tysiace . Na kazde dziecko panstwo placi £73 tygodniowo. Ale przy okazji ograniczony zostanie okres pobierania zasilkow dla berobotnych. Ucierpia na tym oczywoscie takze i ci, ktorzy autentycznie znalezli sie bez oracy nie ze swej winy. Dlatego rzad boi sie wprowdac tego okresu ochrinnego od zaraz czy od nowego roku.
Oczywoscie inaczej to wszystko wyglada wsrod professional classes w okresie kryzysu gospodarczego.
A Octavia Hill nie byla „nader zacna osoba” ale rzadkiego talentu i energii spolecznym reformatorem. I ona bardz dobrze rozumiala uzalznienie od zasilkow i zle rozumianj dobroczynnosci – panstwowej czy prywatnej.
Na tym co zdolala zbudowac Octavia Hill budowano w nastepnych pokoleniach caly system opieki spolecznej, system ochrony terenow zielonych w miastach i wsiach oraz system ochrony dziedzictwa narodowego. Takie instytucje jak National Trust istnieja do dzis, podobnie jak wiele innych przez nia wymyslonych i zalozonych.
Od łapy zgodzę się, że pewnie Octavii Hill nie doceniłem i mogę nawet obiecać poprawę. 🙂 Ale to nie zmienia faktu, że niezawinione bezrobocie (jak również bezrobocie dziedziczone), które istnieje w ogromnym wymiarze, wymaga jakichś nowych pomysłów, bo stare jakoś nie działają.
Polityka zaciskania pasa może by coś pomogła, gdyby jednak zaciskano go od góry, nie od dołu. Tzn. gdyby była nastawiona na stwarzanie miejsc pracy kosztem najbogatszych (którzy od tego i tak nie zdołaliby rzeczywiście zbiednieć), a nie odbierania tym, którym praktycznie już ne ma czego odebrać. Muszę zresztą przyznać, że w Niemczech pomysł walki z kryzysem poprzez oskubanie najpierw najbiedniejszych wzbudził protesty nawet samych bogatych, których część uznała to za nieprzyzwoitość. To pewnie byli ci pozbawieni protestanckiego etosu. 😈
To, że niektórym pójść do nisko płatnej pracy się nie opłaca, jest oczywiście idiotyzmem systemu. Nie tylko zasiłkowego – np. przyjęło się, że niektóre szalenie użyteczne zawody (zwłaszcza bardzo sfeminizowane) są nisko płatne i jakoś nie ma na to mocnych. Ale tu też warto by się przynajmniej zastanawiać, jak to zmienić, nie każąc przedszkolankom zaciskać pasa albo rezygnować z pracy.
Brak bezrobocia wśród przyjezdnych, nawet przed kryzysem, też jest trochę zmitologizowany. Przede wszystkim nie pracuje bardzo dużo żon przyjezdnych. Jeżeli by je ująć w statystyce, zaraz obraz by się zmienił. Po drugie, wielu z tych przyjezdnych było ściąganych przez ziomków do konkretnej roboty, w konkretnej firmie i kiedy stracili tę pracę również przechodzili na zasiłek. Po trzecie, przyjezdni zgadzają się pracować na warunkach, na jakie nigdy by się nie zgodził „tubylec”. W planie indywidualnym może to być ratunek, ale w planie społecznym jest fatalne. Potwornie psuje rynek pracy, który coraz bardziej robi się rynkiem pracodawcy, pogłębia wspomnianą przeze mnie przepaść między dochodami, a na dłuższą metę powoduje wyprowadzane tylnymi drzwiami tzw. zdobyczy socjalnych. Bo skoro „tamci” dają się nieludzko wyzyskiwać, to czemu by nie spróbować również z „tymi”? Roboty brak, więc mamy na wszystkich bat.
Nadmiar państwa opiekuńczego może i rozleniwia i jest nie do udźwignięcia przez podatników, ale jego całkowite zlikwidowanie wcale by nie prowadziło do tego, że wszyscy nagle zaczęli by się samorealizować. Raczej jednak efektem byłoby dość poważne zdziczenie stosunków społecznych. Co zresztą skądinąd jest znane, bo żabę XIX-wiecznego kapitalizmu już ludzkość jadła. Więc tym bardziej potrzebne są pomysły, jak utrzymać stan jako takiej równowagi między kwestią ekonomiczną a społeczną.
Heleno, jak wiesz, bardzo lubie kulture i tradycje brytyjskie, zwlaszcza, ze na Wyspie i studiowalam (wlasnie dostalam magazyn uniwersytecki z twarza Twojego nowego premiera, i pytaniem -nieco retorycznym – czemu moja uczelnia tylu ich produkuje), a i mieszkalam tam nie tak niewiele lat. Ale mimo to nie oferowalabym modelu anglosaskiego, jesli chodzi o podejscie do rozwiazywania spraw socjalnych, jako godnego szczegolnego nasladowania. Moze wlasnie dlatego, ze na angielskim uniwerystecie wykladano mi historie, w tym szczegolnie smutna historie angielskich Poor Laws (Octavia byla czlonkiem komisji ich dotyczacych), ktore uwaza sie za szczegolnie drakonskie, a ktore zdaniem wielu specjalistow od historii ekonomii, podskornie funkcjonuja w systemie anglosaskim do dzis. Oczywiscie czasy sie zmienily, ale pewne elementy mentalnosci pozostaly.
A tu dla zainteresowanych nie tak znowu krotka sciaga z Wikipedii na temat angieslkich Poor Laws.
http://en.wikipedia.org/wiki/Poor_Laws#The_Royal_Commission_on_the_Poor_Law
Poza tym zas zgadzam sie z Bobikiem, nie majac zreszta szczegolnych trudnosci ze zrozumieniem o co mu chodzi. 😉 Chodzi o to, ze dotarlismy strukturalnie do momentu, kiedy z roznych powodow poszczegolne gospodarki nie sa w stanie wygenerowac odpowiedniej ilosci miejsc pracy dla chetnych pracownikow. Wszyscy ekonomisci, i z prawa, i z lewa (uznaje prawo do roznych pogladow na to, jak gospodarke naprawiac) zgadzaja sie, ze w Stanach jest w tej chwili, po kryzysie, szesciu chetnych na kazde otwarte miejsce. Amerykanie do leniwych nie naleza, od lat wysluchiwali coachow, i rzeczywiscie sa rzutcy i zaradni. Ale po utracie 15 milionow miejsc pracy tych miejsc na razie nie ma, jak napisal Bobik. I dlatego przyszlo nam zyc w ciekwaych czasach, bo stare recepty pewnie na takie strukturalne problemy nie pomoga.
I jeszcze podrzuce inna bohaterke, dzielna kobiete, malo znana poza Stanami, Brooksley Born, ktora nadstawila glowy, i przeciwstawila sie dominujacemu pod koniec lat 90-tych mysleniu, ze najlepiej w ogole nie regulowac rynku derywatyw. Za swoje ostrzezenia, jak sie okazalo, nader sluszne, byla upokarzana, i wysmiewana przez kolegow, wlasnie reprezentujacych neoliberalnym mainstream w ekonomii. W koncu niestety oni wygrali. Ogolnie uwaza sie teraz (nawet Alan Greenspan, z ktorym sie spierala), ze to ona miala racje, a nie jej wysoko postawieni i wplywowi przeciwnicy. W zeszlym roku dostala JFK Profiles in Courage Award wlasnie za swoja odwage i niezalezne myslenie. A gdyby sie jej wtedy udalo, pewnie wszyscy nie bylibysmy teraz po kostki w kryzysie…
http://en.wikipedia.org/wiki/Brooksley_Born
Foma 13.37 – mógłbym, ale w suahili takie wyrażenie nie istnieje, od niderlandzkiego boli mnie gardło, a do portugalskiego to mam andsola. Więc służę tylko arabskim:
صوت الموسيقى
😆
Uff, jak dobrze, że Monika też uznaje konieczność nowych pomysłów. Będę miał z kim ruszać z posad bryłę świata. 😆
czy jest na blogu tłumacz? 😉
Przecież miłość tak pięknie tłumaczy… 😀
Linkowana miłość prowadzi na manowce 😉
„Manowce linkowanej miłości”. Jaki piękny tytuł… Aż się prosi, żeby dopisać do niego powieść. 🙂
Nawet jeśli manowiec już zdążył zniknąć. 😉
Jakbyście, Bobik & Monika, potrzebowali w drużynie kogoś do ustawiania stołków i mycia naczyń (bo co ważne, to już zrobiliście), liczcie na mnie. Ja też mam za kolosalną hipokryzję pitolonko o wędkach jeśli mapa mówi, że pobliskie rzeki wyschły przed pokoleniem, a jedyne rybki w okolicy to rekiny od korporacji i chcą nam wyżreć to i owo, ale najchętniej wszystko.
Nie ma sprawy, andsolu. Na tłumacza Cię weźmiemy. Akurat jakieś braki były sygnalizowane… 😆
Nie boj sie nic, Bobiku, jest nas wiecej, bo Mlodsze Pokolenie zglosilo sie do roznoszenia kanapek, zeby cos konkretnego rzucic na te umyte przez andsola naczynia. Obiecalo tez zanadto tych kanapek nie nadgryzac… 😆
Nie mogę się zdecydować, jak skomentować ten artykuł:
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/reportaze/1510676,1,szczytno-pomyslowy-bernard-ch.read
„Bezrobotny jednak potrafi”? Czy może lepiej „manowce nadmiaru inicjatywy”? 😀
I’m sorrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrry!
Przepraszam, to „Odra” jeszcze istnieje? 😯
Wiem, trochę nie na temat się dziwię, ale było to zdziwienie tak przemożne, że aż musiałem przeprosić. 🙂
🙂 🙂 🙂
😀 😀 😀
jestem w „boskim” nastroju 🙂
ja na ochotnika do wycierania umytych naczyn 🙂 8)
andsol na swoim blogu o godzinie znanej Klubowi
Nie Spimy ( 🙄 )
„2010/12/07 01:45:52
Nad wypowiedziami Twoich gości, Bobiku, nie da się wzruszyć ramionami, bo mówią o sprawach mądrzej niż bohater artykułu. I wcale mnie to nie zaskakuje, że blogowe komentarze są wartościowsze od czegoś, co je wywołało. M.B. robi reklamę swoich usług, klaszcze w ręce i woła: „chodźcie do mnie i do mojej książki”, blogowi ludzie z komentarzy, choć nie pokazują tytułów i papierków, wykazują wiedzę o życiu i umieją wielostronnie naświetlić sprawę. Dlatego właśnie zaczynam wpis od dyskusji u Ciebie, nie od artykułu…”
grzeje sie w blasku pochwaly (czy chcesz andsolu czy
nie :oops. )
ilustracja 1, to wlasnie 40lat temu, mowie dziekuje!
http://www.bundestag.de/blickpunkt/bilderInhalte/0501/500px/0501025.jpg
ilustracja 2, satyrycznie, mowie, jestem zaniepokojony!!!
http://www.titanic-magazin.de/uploads/pics/Assange-gesperrt_02.jpg
zabieram sie za „odre” 🙂
Byle nie wpław, Rysiu, bo przeziębić się nam możesz. 😉
Po plywaniu dobrze sie osuszac trzesac sie ze smiechu. Sam tytul wlasciwie wystarczy, ale Borowitz zwykle caly jest zabawny: „W ramach ostatniego kompromisu z Republikanami, Obama przyznaje, ze jest muzulmaninem”… 😉
http://www.huffingtonpost.com/andy-borowitz/in-latest-compromise-with_b_793232.html
„My place of birth has been, and will always be, negotiable.” 😆
Przy okazji zamówiłem sobie Borowitza z dostawą do domu. Teraz się będę mógł śmiać regularnie. 🙂
Obudzilam sie i az mna zatrzeslo, jakby powiedzial Kot M.
” (…) to nie zmienia faktu, że niezawinione bezrobocie (jak również bezrobocie dziedziczone), które istnieje w ogromnym wymiarze, wymaga jakichś nowych pomysłów, bo stare jakoś nie działają.”
Nigdzie nie proponowalam tezy, ze system obecny jest dobry. Jest zly pod wieloma wzgledami, zwlaszcza jesli chodzi o bezrobocie dziedziczone.
„Polityka zaciskania pasa może by coś pomogła, gdyby jednak zaciskano go od góry, nie od dołu”
Zaciska sie ja na wszystkich poziomach – od najbogatszych poprzez klase srednia az do ubogich. Najubozszyc ta polityka nie dotknie. Rzad nie jest samobojca.
„Tzn. gdyby była nastawiona na stwarzanie miejsc pracy kosztem najbogatszych (którzy od tego i tak nie zdołaliby rzeczywiście zbiednieć), a nie odbierania tym, którym praktycznie już ne ma czego odebrać.”
A w jaki sposob stwarza sie stanowiska pracy kosztem najbogatszych? Przyciska sie ich dochody, aby sie wyprowadzli do Europy Wschodniej? Lub do Azji? Lub do „rajow podatkowych”?
Wynienia sie miejscowych robotnikow na tanszych w POlsce, jak to obecnie robi istniejacy w tym kraju od XVIII wieku producent herbaty Twinings, ktory fabryke likwiduje, pracownikow wyrzuca na bruk i przeprowadza sie do Polski, gdzie fabryke otwiera dzieki unijnym (czyli takze moim) dotacjom rozwojowym? Albo robi jak inny slawny wytworca – rym razem fortepianow, ktory po stu latach nie jest w sanie juz ich produkowac tak tanio jak robia to Japonczycy i Koreanczycy?
„Brak bezrobocia wśród przyjezdnych, nawet przed kryzysem, też jest trochę zmitologizowany. Przede wszystkim nie pracuje bardzo dużo żon przyjezdnych. Jeżeli by je ująć w statystyce, zaraz obraz by się zmienił. Po drugie, wielu z tych przyjezdnych było ściąganych przez ziomków do konkretnej roboty, w konkretnej firmie i kiedy stracili tę pracę również przechodzili na zasiłek.”
Tak zony moga nie pracowac i to nie tylko dlatego, ze zdobyc pracy nie moga. Ale rodzina ma jednak jakis dochod z zarobkow, a nie wylacznie zasilkow.
Niektorzy byli faktycznie sciagani d konkretnej pracy przez ziomkow, ale najczesciej wedy kiedy tej pracy nie chcieli wykonywac tubylcy. Wiem, bo w tej chwili moi przyjaciele cala liczna rodzina sezonowo skubia indyki ( 1 funt za indyka oskubanego bardzo starannie) i jak mi opowiadaja nie ma w gronie skubaczy ani jednej osoby autochtonskiej.
A przez wszystie lata mojej pracy w Wielkiej Korporacji nocnym sorzataniem po nas zajmowali sie wylacznie osoby (obojga plci z przewaga mezczyzn) o bardzo glebokiej czerni skory, nie rozrzedzonej ani kropla bialosci i zazwyczaj nie mowiace ani slowa po angielsku, procz Thank you i Hallo. Pracowali jak najbardziej legalnie. A firma dowozaca obecnie zakupy z supermarketu mojej, E. zatrudnila (na brytyjskich warunkach z cala socjalna ochrona i obowiazujacym minimum wynagrodzenia) 700 szoferow z Polski, gdzie odbyla sie rekrutacja – bo nie mieli dosc chetnych na miejscu.
POnadto nigdzie i w zadnym momencie nie proponowalam tezy, ze nalezy sie w czymkolwiek wzorowac na brytyjskim systemie opieki spolecznej. Jest to system zle zdajacy egzamin, skoro wielu zainteresowanym bardziej sie oplaca nie pracowac niz pracowac.
Tym bardziej nie proponowalam aby wprowadzac na nowo system, ktore obowiazywal w wiktorianskiej Anglii i budowac np workhausy jak w czasasch Olivera Twista. Ale nawet workhausy byly jakims pomyslem na tamte czasy. Nie sadze zreszta aby Olctavia Hill przylozyla reke do tego co sie z czasem w workhousach dzialo – to bylo kompletnie sprzeczne z jej filozofia tego ci dzis nazywamy empowerment ludzi.
To co wprowadza w tej chwili Cameron najsilniej uderzy po klasie sredniej, jak zawsze. Tak, bogatym tez nie bedzie latwo i mam szczera nadzieje, ze jak najmniej sposrod tych ostatnich wyprowadzi sie do raju podatkowego lub zamknie swoje przedsiebiorstwa i bedzie zylo z wczesnejszych inwestycji. Albo sie przeprowadzi do Polski, Litwy czy inego kraju, gdzie wydatki na swiadczeia socjalne sa znacznie nizsze niz tu.
vitajcie! Tak sie zastanawiam….. Na jednym z blogow zaproszono czytelnikow na spotkanie i poczestunek. Po tym stwierdzeniu cisza. A ja sie martwie jak zwykle trezba czy nie , co tam tez serwowano bo jaks cisza zapadla.. Czy aby wszyscy wyszli calo z tego spotkania? hmm dziwne. Przyznam sie do czegos , przyzwyczajenie jest moja druga natura. 🙂
i po wyborach 🙂 Trudno sie w tym polapac.
@ Tereso jak sie miewa Alicja Tysiac.? Mam nadzieje ze dobrze. 🙂
od jutra sie odchudzam bo mam na oku fajna sukienke 🙂
Czy ktoś wie, gdzie mogę kupić pluszowego wieloryba? Humbaka preferably?
Heleno, niestety teraz wzywa mnie mocno real z jego obowiazkami, ale o Poor Laws bynajmniej nie pisalam jako o proponowanym obecnie rozwiazaniu rzadu brytyjskiego, ale o pewnym nawyku myslowym, ktore akurat w tej kulturze wystepuje. Wszyscy tu czasem narzekamy na przyklad na polskie nawyki (ktos niedawno nawet wspomnial o usuwaniu XIX- wiecznych zlogow). Otoz kazda kultura ma rozne swoje zlogi, czasem zupelnie dla niej niezauwazalne, dopoki sie nie rzuci okiem z zewnatrz, a w kazdym razie dobrze sie nad nimi nie zastanowi. Nie widze zadnego powodu, zeby nie brac lepszych i gorszych stron przeszlosci anglosaskiej (np. protestanckie podejscie do pracy i pracowitosci akurat jest strona pozytywna).
A u nas od paru dni toczy sie walka o to, czy przedluzyc zasilki dla szukajacych pracy, czy nie (nawet Twoja byla firma doniosla o tym w serwisie swiatowym, i omtym jak niezwykle trudno prace znalezc). Republikanie niech chcieli sie zgodzic o ile nie utrzyma sie obnizek podatkow dla najbogatszych Amerykanow. I tak, slyszalam wiele razy o wspieraniu w ten sposob przedisebiorczosci, ale niestety ekonomisci nie widza obiecywanych od czterdziestu lat skutkow. W naszym prawie podatkowym teraz jest tak, ze miliarder Warren Buffet placi MNIEJSZY procent od swoich dochodow niz jego sekretarka (on sam uwaza, ze to szkodliwy absurd). A tymczasem, ze wzgledu na rosnaca dziure w budzecie, zwalnia sie policjantow i nauczycieli, federalni pracownicy maja zamrozone pensje na nastepne pare lat, grozi sie zmniejszeniem pensji zolnierzy, ale podatkow dla najbogatszych nie mozna przywrocic do poziomu z kadencji Clintona (a wtedy przeciez akurat gospodarka jeszcze jako tako funkcjonowala, choc to wtedy zasiano ziarna deregulacji derywatyw, ktore tak potem przez efekt domina wszystkim daly w kosc). A co do ponoszenia ofiar, to u nas jest tak: przez ostatnie 40 lat zarobki klasy sredniej i nabiedniejszych wlasciwie nie wzrosly, a przychody najbogatszych z ok. 10 % GDP podskoczyly do prawie 30%. Tego nikt nie neguje, to sa ogolnie uznawane fakty, a nie anegdoty. So, to cut a long story short, i bez rzucania kimkolwiek, zgadzam sie nadal z Bobikiem.
Krtos zamawial pluszowego wieloryba?
Pluszowy wieloryb – raz!
http://www.123zabawki.pl/Katalog/Producenci/_firmy_BW%7CChic4baby%7CEpee%7CParker_str33.html
To jest orka. Orkę już mamy 🙄
Teraz ma być humbak lub wal błękitny. Duży.
To zle, ze dochody bogatych rosna, a co za tym idzie dochody panstwa z tytulu sciaganych podatkow?
To prawda, ze ze dochody rosna dzieki wiekszej efekywnosci pracy uzyskiwanej poprzez wprowadzanie nowej technologii i zmniejszniu zatrudniebia ( co zreszta robila i robi z calych sil takze moja Wielka Korporacja). Ale czy ktos juz wymuslil jak to inaczej rozwiazac? Niszcznie maszyn jakos nie zdalo egazaminu w przeszlosci.
Heleno, państwo ma jednak pewne możliwości regulacji procesów ekonomicznych, ale przez ostatnie lata w większości krajów Zachodu z nich w dużej mierze rezygnowało, bo polityków uwiodła wiara w liberalną doktrynę, niewidzialną rękę rynku, która wszystko załatwi i inne takie. A ponieważ niewidzialna ręka rynku ma grzeszną skłonność do akumulacji kapitału, to państwo, nie regulując, działało praktycznie w interesie bogatych (to wszystko w dużym uproszczeniu oczywiście).
I ja mówiłem (a i Monika chyba też) o tym, żeby do tych możliwości regulacji sięgnąć, działając niekoniecznie w interesie tych, którym żyje się mimo kryzysu nie tak najgorzej, ale również tych, którzy już nie bardzo mają z czego żyć. Ale do tego potrzebna jest najpierw zmiana atmosfery, rozprawienie się z pewnymi liberalnymi mitami, które bardzo ograniczają pole manewru.
Jak przekonać bogatych w Anglii, żeby zgodzili się w większym stopniu ponosić koszty kryzysu, to ja nie wiem, bo za mało znam tamtejszą specyfikę. W Ameryce, jak pisze Monika, następuje zmiana atmosfery społecznej, co może sprawę ułatwić. A w Niemczech, jak pisałem ja, nawet niektórzy bogaci przyznają, że od nich zaciskanie pasa należałoby zacząć. Więc nie jest to wcale sprawa z góry przegrana, o ile polityka nie będzie ulegać temu mitowi, że bogatych nawet palcem nie można tknąć, bo się obrażą i uciekną.
Ale oni sie obrazaja i uciekaja. I nikt ich sila nie zatrzyma, jesli stworzy sie im niespryjajace do rozwoju warunki. Zaklinanie rzeczywistoci nic tu nie pomoze, skoro tak dzialaja prawa rynku.
A tu jest humbuk pluszowy 12 calowy, czyli nie przesadnie duzy
http://animals-and-pets.co.uk/animal-toys/stuffed-toys.php?id=461710573&p=Wild-Republic-Cuddlekins-Whale-Humpback-12-inch&c=Aquatic-Creatures.
Działalność Łajzy zmusza mnie do dopisywania 😉 Bogatsi się bogacą, ale na podatkach od tego państwo aż tak strasznie nie zyskuje, wskutek systemu podatkowego nastawionego głównie na obdarcie klasy średniej, która z kolei ubożeje. I jak się okazuje, również w Stanach sami bogaci to widzą, o czym świadczy przytoczony przez Monikę przykład Buffeta.
Wysyłają tylko do continental USA. Chyba sama uszyję 👿
Właśnie się zbierałam do napisania, że gdyby nawet piękni i bogaci wynieśli się jak jeden mąż do raju podatkowego, to budżety większości państw bardzo by tego nie odczuły. Ale łajza mnie uprzedziła.
Teraz myślę, jak uszyć humbaka.
Owszem, bogaci, a nawet wzglednie bogaci, placa najwyzsze podatki – w tej chwili 40%,i wiecej, a beda znacznie wyzsze po wprowadzeniu polityki zaciskania pasa.
Biedni do pewnej sumy nie placa zadnych, srednio zarabiajacy placa 20% a moze juz 22%.
a ja myslalam ze wszystkie ryby przerobili na tabletki z omega, tunczyka na salatki a wieloryby na chrzaski . Dobrze ze dzieci moga poznac te zwierza jako pluszaki. 🙂 Ide spac . U mnie wybory dobrze wypadly 🙂 dobrej nocki pa!
Heleno, te rzekomo nieubłagane prawa rynku to też jest dziedzina bardzo zmitologizowana. I w zależności od aktualnie obowiązującej doktryny ekonomicznej okazują się take lub śmakie. Na dodatek całkowicie wolnego rynku w żadnym cywilizowanym kraju nie ma – wszędzie jest on tak czy inaczej regulowany przez państwo. Ale obecnie jest regulowany tak, żeby wygodnie z tym było najbogatszym (nie chodzi tylko o osoby fizyczne, ale i o wielkie przedsiębiorstwa). Czy widzisz jakeś powody, żeby ci ubożsi przyjmowali to bez słowa protestu i nie upominali się o sprawiedliwsze regulacje, kiedy nawet już co poniektórzy bogaci przyznają, że to wszystko stoi na głowie? Bo ja nie widzę. Głupi by byli, gdyby się nie upominali. A jak się skacze, to się w końcu wyskacze, vide Wołodia z Felkiem. 😈
Nie ucierpialyby budzety? 😯
I pewnie bezrobocie by spadlo? 😯
O wysokości podatków trudno dyskutować generalnie, bo w każdym kraju to jest inaczej, ale trzeba przy tym jeszcze wziąć pod uwagę, że łebski doradca tyle potrafi poodpisywać, że w końcu nieraz faktycznie milioner buli fiskusowi mniej niż jego sekretarka. Która bardzo niewiele odpisać może, a nawet i o tym co może nieraz nie wie, bo na doradcę jej nie stać.
Miałem kiedyś pluszowego wieloryba, ale o ile pamiętam, rozszarpałem go na strzępy. 😳
Jarzębino, zapomniałaś jeszcze o tym, że część ryb przerabia się na kocią karmę. 👿
vesper, kiedyś Uniwersytet Gdański dorabiał sprzedażą morskich pluszaków, może mają lub się orientują?
Muzyka dla Heleny
http://www.youtube.com/watch?v=GHuNpHVg-Q8
Po wysluchaniu lagodnej i nostalgiczj Chancon d’Helene moje obyczaje tak sie zlagodzily, ze postanowilam wycofac sie z duskusji na tematy ekoomiczne, gdyz nie znam sie na ekonomii, choc schlebiam sobie, ze sie znam triche na zdrowym rozsadku. Co tez moze byc pomylka.
Ale zanim zejde ze sceny mam jeszcze pytanie. Czy ktos moze mi przypomniec nazwe jakiegos kraju, gdzie w ciagu ostatnic 93 lat, od czasu pomyslnego zakonczenia Rewolucji Pazdziernikowej, zabraniu bogactw bgatych i rozdaniu ich biednym, los biednych faktycznie sie poprawil?
A! sama wlasnie sobie przypomnialam! Zimbabwe i jej zadziwajaca reforma rolna sprzed kilku lat. Odtad wszscy zyli dlugo i szczesliwie. 🙂
Noo, można by dołożyć jeszcze Niemcy, Francję, Szwecję i różne takie. Tu w pewnym momencie jednak bogatym dość dużo odebrano, a biedniejszym dołożono – nie fizycznie, tylko przez zmianę zasad redystrybucji dochodu. I przez pewien czas istotnie wszyscy żyli dość szczęśliwie. I akurat ta wersja szczęśliwości wcale nie musiała koniecznie paść całkiem na pysk, gdyby system cały czas był modyfikowany zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, a nie pod kątem „czy utrzymamy się przy władzy”.
Ale tak w ogóle na zakończenie dyskusji ekonomicznej mogę się zgodzić, bo mi nie za dobrze wpływa na trawienie. 😎
A poza tym muszę się wreszcie zająć przywitaniem Marka. 😉 Witaj Marku. 🙂
vesper: a co u Ciebie wieloryb dostaje do jedzenia? Makaron z twarogiem i pieprzem już by wystarczył. Bo mam dość studentów chcących studiować 15 godzin przed poprawkowym i przemyśliwuję nad zmianą zawodu. Na wieloryba do Bobika nie pójdę!
Andsolu, nie wiesz, co tracisz. Ostatni posiłek skazańca miałbyś na najwyższym gourmeckim poziomie. 😈
Bobiku, Odra istnieje, mój przyjaciel tam redaktorujący istnieje a także nie ma kłopotów z Mariuszem Urbankiem, który kiedyś przyzwolił mi zreprodukować mój ulubiony polityczny poemat.
Mam odpowiedz, ale nie odpowiem. Enough is enough , jak powiedzial Pan Bog przez telewizor do rozpustnika i pijaka Davida w filmie Altmana „Slub”.
Witaj Marku! Mam nadzieje, ze jestes moim Tajnym Wielbicielem, czego wlasnie na gwalt potrzebuje.
Chyba ustąpię miejsca Klubowi Nocnych Rozmyślaczy. Muszę, niestety, jutro zerwać się dość wcześnie. 🙁
Londyn spi, uff, uff
sroda 🙂
sroda 🙂 🙂 🙂
brykam 🙂
brykam fikam 🙂 😀
Londyn nie psi od wczoraj, Rysiu, tylko jest zajety paleiem papierosow. Have a nice day.
berlin zaprasza londyn na pachnace, swieze pieczywo 🙂
i reszte do srodowego sniadania 😀
znikam 🙂
Bless you, Rysiu 🙂
Dzień dobry,
ciśnienie podskoczyło mi po przeczytaniu poniższego!
Kawa zbędna. Dlaczego nie ma w Polsce Partii Ludzi Mądrych?
http://nieruchomosci.dziennik.pl/artykuly/312580,gdy-kupisz-nowe-mieszkanie-bedzie-juz-zadluzone.html
Dzień dobry 🙂 Komu kawa zbędna, temu zbędna. Mnie by się jednak przydała, bo są takie pory dnia, kiedy mojego ciśnienia nie potrafiłaby ruszyć z miejsca nawet wiadomość o wylądowaniu Marsjan.
Partia Ludzi Mądrych mogłaby powstać, ale po co, skoro poparcie małaby bardzo niewielkie. Głupota jest bardziej medialna i bez obciachów, więc to ona ma wiele większe szanse się przebić. I się przebija
Jak widzicie, mam dziś Jeden Z Tych Dni, kiedy o rodzaju ludzkim myślę… no, tak sobie. 🙄
Nie dadzą temu Fryckowi spokoju. 👿 Jeszcze tyle lat po śmierci potrafią go zaaresztować…
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,8783514,_Fryderyk_Chopin__aresztowany_w_porcie_Falmouth.html
Dzizaz:
Deklaracja ideowa PJN – fragmenty
– Jesteśmy zwolennikami wolnego rynku, swobodnej konkurencji i prywatnej własności.
– Wierzymy w znaczenie, jakie dla trwania naszej cywilizacji ma ciągłość kultury.
– Nasza tradycja to tradycja chrześcijańska.
– Tradycja „Solidarności” jest dla nas wezwaniem do budowania społecznej solidarności w dzisiejszej Polsce.
– Chcemy być nowoczesną centroprawicą. Sprzeciwiamy się narastaniu nierówności społecznych, obszarów biedy i wykluczenia. Jesteśmy przekonani, że możliwy jest szybki rozwój gospodarczy, który nie będzie okupiony narastaniem patologii społecznych.
– Przyszłość Polski zależy od tego, czy będziemy umieli odpowiedzieć na wyzwanie, jakim jest kryzys demograficzny.
– Polityka zagraniczna nie może być ani agresywna, lecz nieskuteczna, ani na pozór rozsądna, a w istocie ugodowa.
– Wiarygodność i pozycja międzynarodowa państwa polskiego zależą od sposobu, w jaki zostanie wyjaśniona katastrofa smoleńska.
No to juz wiem do kogo sie nie zapisze.
Londyn nie psi? 😯 😯 😯 a czyj? koci? 😈
Armia nasza jest zwycieńska, katastrofa jest smoleńska… 🙄
Oczyma duszy już widzę kolejne państwa zrywające z nami stosunki dyplomatyczne z powodu niesłusznego wyjaśnienia katastrofy. 😥
Foma, niewykluczone, że Londyn koci. Psi faktor to jest raczej w Kanadzie. 😈
http://en.wikipedia.org/wiki/Psi_Factor:_Chronicles_of_the_Paranormal
Cieszy mnie, z w Kanadzie uruchomiono Psi Factor. Z pewnoscia bede kibiciwal. Czy cos zaspiewsz Bobik? Moze How much is that doggy in the window? Choc to troche stare i nie jestem pewien czy do konca poprawne politycznie.
Londyn, Foma, jeszcze psi nie jest, ale niebawem bedzie. Do tego czasu nie jestem w stanie psac wtedy kiedy inni psia, aby psac mogl ktos (oprocz puchali oczywiscie).
Mogę zaśpiewać „A doggy day in London Town”. Na pewno to zrobię lepiej niż stary Cynadra, który nawet porządnie „d” nie umie wymawiać i wstawia na to miejsce „f”. 😈
http://www.youtube.com/watch?v=z3HAQyu-Vjk&feature=related
Dzień dobry.
Iiiii tam deklaracja, bełkotliwa staromowa i tyle Aż dziw, że tak długo to wysmażali 😛
Dla odmiany głos rozsądku, polecam zwłaszcza ostatni akapit http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8784990,Sariusz_Skapska_o_spotkaniu_z_Miedwiediewem___Prezydent.html
Cynadra zwany „Ole’ floppy ears” nie jestest zly, ale oni na tych psich factorach to lubia zeby cos mozna bylo rokowo zatanczyc z towrzyzeniem corps de baletu w tle. Wiec moze jednak w lepszym tempie to:
http://www.youtube.com/watch?v=LPyfrQpf5LQ&feature=related
Moze jednak lepsza postepowsza wersja dla Rozowej Hieny:
http://www.youtube.com/watch?v=I7mu90B3YwY
Mordko, czyżbyś przymierzał się do spylenia mnie? 😯
Zaśpiewać i zatańczyć mogę dopiero po powrocie, bo teraz muszę się udać w coraz bardziej zaśnieżony teren. Mam nadzieję, że nie nasypie więcej niż 40 cm, bo wtedy musiałbym się zwrócić o pomoc do jakiegoś bernardyna. 😉
Nie wiem, czy lepiej byloby Bobiku, gdyby Cie Mordka postanowil tak ubrac. (Moze juz nocami szyje gustowny swiateczno-sylwestrowy kostium?) 😉
http://www.huffingtonpost.com/2010/12/03/reindeer-dogs_n_791749.html#s198380
Bobiczku, przykro mi to mówić, ale jesteś w mylnym błędzie. Partia Ludzi Mądrych pękałaby w szwach, bowiem WSZYSCY chcieliby się do niej zapisać i najlepiej dostać legitymację albo zaświadczenie.
Z naszą państwową katastrofą to jest tak – wg PJN – że jeśli się ją wyjaśni jako wypadek lotniczy, to jesteśmy niewiarygodnym państwem, a jeśli jako zamach ze strony Przebrzydłych Ruskich – to jak najbardziej, godniśmy wiary.
Nawet Tusk i Komorowski? Nie wierzę!
I jeszcze nowy trend (choc do nas jeszcze nie dotarl) w dekoracjach przedswiatecznych. 😉
http://www.huffingtonpost.com/2010/12/06/christmas-inflatables_n_792325.html#s199407
Hehe, te nadmuchiwane u nas strasza juz od paru lat – cudo! 🙂
Tu przypadkowo natknelam sie na najnowszy raport (sprzd trzech miesiecy) na temat systemu zasilkow w UK, ktory zniecheca ludzi do pracy:
http://news.bbc.co.uk/1/hi/uk_politics/8257673.stm
Wielce Szanowny Koszyku,
jutro o godzinie 6.00 wyjeżdżam z NRW.
Uprzejmie proszę o skuteczne trzymanie kciuków.
W ramach podziękowań za takowe pozwolę sobie po przybyciu do domu zameldowac się ponownie oraz zabierac często głos, jak zwykle nie na temat.
Z wyrazami szacunku
Mar-Jo
Doczołgałem się jakoś z powrotem przez te kopne śniegi. 🙂 To znaczy, teoretycznie kopne, bo ci Niemcy jakoś to tak potrafią zrobić, że choć sypie i sypie, wszystkie drogi, nawet te całkiem boczne, cudnie odśnieżone. 😯
Bernardyna wzywać nie musiałem, choć teraz, kiedy pomyślałem o tej baryłce na szyi, nie jestem pewien, czy jednak nie byłby to słuszny pomysł. 😉
W każdym razie przez zachodnią Germanię Mar-Jo powinna się przebić bez większych problemów. Jak jest we wschodniej części to pewnie Ryś będzie lepiej wiedział. A kciuki oczywiście będą trzymane bez względu na wszystko. 🙂
Powiedzcie mi, dlaczego niemal wszystko, co z Christmasem się łączy, tak potwornie kiczowate musi być? 🙁
Ja już nawet jestem skłonny przysiąc na swój ogon, że będę grzeczny, byle tylko Mordechaj tych reniferzych rogów mi nie przyprawiał. 😈
rys wie ze w berlinie PADA !
Mar-Jo, pojedzie prawdopodobnie autostrada a ta do jutra bedzie czysciutka i przejezdna, radzilbym jednak omijac moje
terena zielone 🙂 gdzie snieg kopny 😀
szerokiej Mar-Jo 🙂
nie wszystko na Swieta jest plastykowogumowo, w studenckiej
budzie moich dzieci sciana w korytarzu w
czekalodowychkalendarzachadventowych ( 😯 )
http://lh4.ggpht.com/_rxdnqitjQpQ/TPnFD0mft8I/AAAAAAAACUE/E4G-qRPfXms/DSCF0905.jpg
🙂
w polityce nic nowego
w pracy tlumy, co cieszy
w przyrodzie, snieg
w reklamie
http://www.titanic-magazin.de/uploads/pics/assange2b_02.jpg
czyli jak zwykle 🙂
C’mone, Bobik – raz do roku zdrowa porcja kiczu jeszcze nikomu nie zaszkodzila. Wole zreszta kicz niz doroczne obwaizkowe i obludne wypracowania w prase, radiu i telewizji pt. dlaczeg Boze Narodzenie tak sie skomercjalizowalo. A nie interesuja mnie tez raporty ile handel zarobil w tym roku i dlaczego tak malo.
Komercja jest wpisana w Boze Narodzenie, inaczej Trzej Krolowie nie znosiliby podarkow, tylko padli na kolana i sie modlili po swojemu.
Kciuki za Mar-Jp bede usllnie trzymla cala noc i dluzej, az szczesliwie dojedzie kiedy tam.
Alleluja! Radujmy sie! In Excelsis Gloria! Nadeszla wlasnie rewelacyjna wiadomosc:
http://wyborcza.pl/1,75248,8783793,Biskup_pozwala_balowac_w_sylwestra.html
Jeszcze tylko uzyskac pozwolenie od Terlikowskiego ( co wcale nie jest zaklepane) i wio!!! Szalejemy!
Podziękuję dopiero po przyjeździe. Powiem tylko, że jestem bardzo wzruszona.
Rysiu,
na tych adwentowych kalendarzach jacyś rozebrani chłopcy
są. Czy mogę prosic o zdjęcie z zoomem?
O kiczu, Bobiku: związane jest to z pochodzeniem X-mas. Jak wiadomo, wynalazła je Coca-Cola i od kilkudziesięciu lat podtrzymuje tę tradycję. Zgodnie z pierwotnym kierunkiem swoich działań, opracowała jingle dla grudniowej kampanii (tzw. Jingle Bell) z tekstem o białym proszku, ale gdy napój stawał sie coraz bardziej ekologiczny i antynarkotykowy, zastąpiono rozdającego proszki białobrodego staruszka czerwonosym (od wiadomo czego) dziadkiem. Pracujące do owej chwili w marketingu owczarki i bernardyny zbuntowały się, ale R.Reagan (z Advisory Board) zwolnił je wszystkie za jednym zamachem i sprowadził na ich miejsce renifery z Laponii. W zamiarze były helikoptery z Japonii, ale on miewał kłopoty z dykcją i ciągiem myślowym, a w Coca-Coli bardzo szanuje się dyrektorów, więc tak zostało.
Oczywiście renifery z głupimi szerokimi mordami dokończyły dzieła i w tej chwili nie ma rady, reforma bajki byłaby zbyt droga, Coca-Cola przemyśliwuje o zastąpieniu X-masa H-Potterem. W roli dobrotliwego staruszka będzie Dumbledore. Ale proszę nie powiadamiać o tym Wikileaks, bo z Coca-Colą (jak słusznie już zauważono w filmie biograficznym o dr Strangelove) to nie żarty jak z rządem USA i źle by się skończyło.
😆 😆 😆
No proszę, jak mi kto porządnie wytłumaczy, to zaraz się uspokajam i podchodzę do X-masa całkiem easy. 😀
Heleno jestem twoim wieloletnim ukrytym wielbicielem.
Tylko gwałcić nie bardzo potrafię. Wszystko inne przychodzi mi z łatwością i sprawia ogromną przyjemność.
http://www.youtube.com/watch?v=H7haiWeUNYY
Za oknem deszczyk sypnął … Nie trzeba zgarniać.
Idę zrobić porządną angielską herbatkę . Kto się przyłączy?
http://www.youtube.com/watch?v=WvIMROVv5m4&feature=related
Też robię herbatkę. Mam do niej bezy, które właśnie zrobiłam. Pierwszy i ostatni raz wpuściłam się – sama! – w takie maliny. Cała kuchnia lepiła się okropnie. Już mam porządek, beziki sie upiekły i są bardzo dobre. Zapraszam na herbatkę i bezy w dwóch rodzajach: kakaowe i makaroniki.
Dużo nie ma, proszę się spieszyć!
Ja poproszę.
Mam rum do herbaty i spekulatiusy.
Bardzo przepraszam Bobika. Dziękuję serdecznie za piękne przywitanie na blogu. Tylko nie bardzo mogę pomerdać ogonkiem . Ostatnio zostałem mocno kopnięty ( nie wypada powiedzieć gdzie ) i mój ogonek uległ kontuzji. Niektórzy zapewne mogli zauważyć, że się niebezpiecznie i nieładnie zakręcił. Są też tacy którzy twierdzą , że w pewnym sensie oddaje mój charakter. Z opiniami innych trzeba czasem się pogodzić. Charakter zmienić jest o wiele trudniej .
Pocieszające jest jednak to , że ogonek zimą nie jest zbyt widoczny. Ciepła bielizna robi swoje.
Od dzieciństwa bezy kojarzą mi się z wyłącznie z amerykańskim kolegą Bobika…
Bezy bezy , bezy bez :
http://www.youtube.com/watch?v=qC_S9_Srjuo
Mar-Jo, aktualnie trzymam trzy kciuki, jeden jest Twój 🙂
Świąteczne kiczenie mi nie przeszkadza. To coś w rodzaju odpustowego jarmarku. Od czasu do czasu można sobie ludycznie zaszaleć. Jak bardzo i czy koniecznie z dmuchanym reniferem, to już wybór każdego z nas 😉
do herbatki ja tez w kolejce, oczywiscie bynajmniej i owszem 🙂
(a bezy slodkie kruche i klejace UWIELBIAM )
Mar-Jo, z zoomu nici, okienka otwarte, czekoladki przez brac
studencka – wiadomo, maja malo pieniedzy 😉 – wyjedzone 🙂
andsolu, czytales?
http://archiwum.polityka.pl/art/narodowa-falanga,383153.html
Popijam herbatę z cytryną i prądem. Mokre zimno mocno mi dzisiaj dało w kość. I gołoledź. Z góry kapie, od dołu mrozi 😕 No to się suszę i rozgrzewam 🙂
Rysiu,
mówi się – trudno. 😀
Bobiku, na Szczecin można zawsze liczyc 😀 :
http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34939,8789922,Szczecin_chce_pomoc_zaglowcowi__Chopin_.html
Do Wszystkich: jestem coraz bardziej wzruszona! 😀
widzialem wlasnie ciekawy dokument, niestety nie znalazlem jeszcze
w sieci (poprosze syna, moze znajdzie) – ponowna emisja we wtorek
14 XII
http://www.arte.tv/de/Willkommen/programm/242.html#anchor_3533050
niestety ciagle pada, i bedzie podobno jutro tez 😡
ja brykam przez tereny w sniegu chetnie 🙂
do jutra wiec i dobranoc 😀
Wieści z piaskownicy http://wyborcza.pl/1,75968,8788340,Kaczynski_wiedzial_i_powiedzial.html
Rysiu, dzięki. MDR, 14.12. godz.10.50.
Bez, bez.
Mnie też to sie kojarzy z Termitem.
Bez, bez.
Bez bez bez … 😆 Uwielbiałam go 😆
A oto policyjny sposób na przegryzanie się przez labirynt:
http://policyjni.gazeta.pl/Policyjni/1,91152,8787221,Policjant_sam_sobie_wlepil_mandat.html
🙄
Termit do herbatki? Czemu nie. Tylko poproszę o dobrze wypieczonego. 🙂 Nie lubię bladawców wypiekowych.
Jasne, że dobrze wypieczony. Musi chrupać.
Całkiem serio jadłem takie chrupiące, smażone termity na znajomym afrykańskim przyjęciu. Może to zresztą nie były termity, tylko jakieś inne robole, ale chrupały na pewno. 🙂
Vesper, czy ten policyjny sposób nie nazywa się aby samogwałt? 😉
kiedyś był konkurs na nowe smaki chipsów, ciekawe czy propozycja chipsów termitowych by przeszła 🙄
Może i się tak nazywa, tylko skąd u szczeniaczka znajomość takiej terminologii?
Bezu bezu bezu bez bez bez to także moja melodia 😀 ale w twarzy nie miałam i nie żałuję 😉
Zaprzyjaźniony profesor polonistyki opowiadał, że na którymś egzaminie wstępnym było zadanie typu „wyjaśnij znaczenie słów”. Jeden kandydat na polonistę wyjaśnił, że słowo samotrzeć oznacza onanizm. 😆
Na egzaminie ze statystyki matematycznej kolega z roku wylosował pytanie dotyczące „metody najmniejszych kwadratów”.
I zaczął rysowac coraz mniejsze kwadraciki.
Ale chyba tylko Andsol będzie wiedziec, czy ów człowiek ten egzamin zdał.
Nie wiem, czy warto iśc spac?
DOBRANOC WSZYSTKIM.
Łomatko.
Widziałam przed chwilą kawałek programu o jakże słusznym tytule „Warto rozmawiać”. Agent Tomek się odtajnił jako przystojne chłopię, z typu „mówiom jak umiom”. Bardzo ideowy. Od widoku, a zwłaszcza słuchania pana Pospieszalskiego kiedyś puszczę pawia, niezależnie od bez, termitów i wszystkiego na świecie. Skąd się biorą takie upiorne typy???
Moje łomatko było na temat samotrzecia.
Nisiu, po prostu nie oglądac!
W moim domu od 6 lat obowiązuje zakaz oglądania publicznej telewizji.
Ta telewizja jest tak samo publiczna, jak pewne nieprywatne domy.
„Już czas na sen”.
Normalnie bym powiedział „jeszcze nie warto iść spać”, ale wobec perspektywy wsiadania do autobusu o godzinie, której nie ma… 🙄 Chyba bym się jednak spróbował przedrzemać. 😉
W zasadzie nie oglądam, ale czasem tak sobie myslę, że może by się oderwać od TVN i zobaczyć telewizję-matkę…
Z reguły żałuję.
O rany! Zasnelam i przegapilam wieloletniego Tajnego Wilbiciela.
I tak jest ze wszystkim – jak lubil mnie upominac pewien dawny narzeczony.
Spac nie warto. Ale moze wrzucic pranie do pralki? Okna umyc? Zawsze mowia, zeby nie robic tego w pelnym sloncu.
Freud uważał, że w pewnym momencie trzeba zabić ojca. Może matkę też, Nisiu. 😉
Nawiasem mówiąc, nie wiem, czy takie typy nie biorą się właśnie z Freuda albo czegoś w tym rodzaju. 🙄
Heleno, a nie miałabyś ochoty u mnie podłóg wypastować, jak masz taki napęd? 😆
I u nas okien umyć?
Nisiu, nic i nikt nie zmusi mnie do Pospieszalskiego & Co. Te rzeczy potrafi przetrawiać Pyra, bo uważa, że wroga należy poznawać od środka. Czasem bywa wyjątkowo trudno. Reanimowałam ją dzisiaj po Gazecie Polskiej 👿
DORWALI MNIE!
Wiedzialam, ze mnie wczesniej czy pozniej dorwa!
Dorwali mnie po trzydziestu latach!!!!!
Otwieram Gazete Wyborcza a tam pryncpialne pytanie od ktorego wykrecalam sie juz 30 lat temu. „Czy pamiętasz, co czułaś w dniu śmierci Johna Lennona?”
Mialam przy stole 12 osob, kiedy ktos zadzwonil i powiedzial. A ja mialam wlasnie strategiczny moment dla gotujacej sie na ogniu bouillabaise i szukalam frajera , ktory mi wrzuci do duzego pozyczonego wojskowego garnka zywe homary.
Wiec na wiadomosc o zastrzeleniu Lennona powiedzialam: Och, to straszne i pobieglam dalej szukac. 😳
Bawilismy sie pomimo to bardzo dobrze 😳 😳 😳
A potem w Nowym Jorku i w mediach dzialy sie straszne rzeczy i byl nieustajacy szantaz na okolicznosc glebokiej zaloby narodowej. Musialam sie albo zaczajac, albo kiwac glowa ze wspolczuciem i wydawac z siebie jakies zalobne dzwieki..
I wsciekac sie w duchu, ze Zmarly byl nie tylko swietnym autorem swietnych piosnek, ale najwiekszym humanista w dziejach swiata. Albert Schweitzer przy nim to maly prezes PiSu.I sluchac od rana do nocy „Imagine”
W koncu to minelo, i teraz u progu Wiecznosci znow mnie odkopali. Wiem, ze jestem zlym czlowiekiem i dlatego ide w gleboka konspiracje.
Nici ze spania.
Wróciłam do Was. 😆
Może należałoby poklasyfikować media w zależności od stopnia ich toksyczności i jakoś to oznaczyć, np. gwiazdkami. A potem jeszcze zaznajomić lekarzy z tą klasyfikacją, żeby zakazywali np. osłabionym grypą czytania czegokolwiek powyżej 3 gwiazdek, a sercowcom powyżej 5. 🙄
Tak, rozumiem, ale co z podłogami Bobika i naszymi oknami?
Właśnie, żadne tam wykręcanie się Lennonem. 👿
W konspiracji myć i pastować też można.
Haneczko, a ile postawilabys kartonow Benson and Hedges?
Ta gazeta to typowy profesor. Wyjaśnia szczegółowo duperele: Tym, którzy nie pamiętają przypominamy że po marcowym kongresie PiS Paweł Poncyljusz napisał straszne słowa: „Szkoda PiS” zamiast przypomnieć o kogo chodzi gdy prezes PiS-u mówi „Brat”.
Mar-Jo, geometryczna metoda najmniejszych kwadratów przypomina mi klasyczną skargę Bronisława Knastera, że na końcowym egzaminie z analizy dziewczę zapewniało, że znało cały materiał tylko nie wiedziało co robiły dwa wężyki przed xydxdy.
Ryś (o 22:08) – teraz już czytałem. Ale przedtem znałem zawikłania i schizmy naszego faszyzmu, jak mam wątpliwości to dzwonię do B.G., on ma guglowaty refleks i sypie danymi z lepszą niż google strukturą.
Bobiku, te typy nie biorą się z Freuda.
Jest takie – czasem głęboko trafne – powiedzenie: tatuś go zrobił na próbę i zapomniał zabić.
Heleno, musiałam wrzucić w sierżanta 😆
Postawię Ci dowolny karton (niekoniecznie B&H), a okna… okna mogą wypastować podłogi Bobika, gdy Ty będziesz mówiła, a ja słuchała 🙂
Londyn spi, Mar-Jo w drodze, ja podziwiam tereny zielone pod sniegiem, bialo, cicho, bajecznie 🙂
brykam 😀
brykam fikam 🙂 😀
Katastrofa.
Lodowisko.
Niezapominajka w radio straszy potężną zimą. U nas już się zaczęło. W nocy deszcz, teraz -5
Od jutra będzie jeszcze gorzej. We Francji po czymś takim ogłoszono by stan klęski żywiołowej i tragedię narodową. Ja musiałem iść do pracy. Miasto działa normalnie. Nawet autobusy jeżdżą punktualnie. W sklepie gorące bułeczki , jak gdyby nigdy nic …
Tylko co to za miasteczko, prawie sami wyborcy PiS .
Prawie.
Dzień dobry 🙂 O dziwo nie śpi już NRW (chyba że Panna Kota ma dziś późną pobudkę 😉 ) i na razie też podziwia śniegowe czapki i inne zimne ornamenty. Autostrady odśnieżone, więc Mar-Jo pewne dzielnie zdobywa coraz to nowe połacie terenu (coś tak czuję w kciuku), a Szczecin wykupuje supermarkety, żeby powitalna kolacja wypadła okazale. Ja popijam herbatę zastanawiając się, czym by tu dzisiaj dać w kość młodzieży.
Ach piękny, piękny świat. 😀
We Francji chyba już jest klęska i katastrofa, nawet jeżeli jeszcze nie ogłoszono tego oficjalnie. Na blogu Pani Kierowniczki Teresa Czekaj donosi:
Paryz jak Wwa w stanie wojennym – ciezki sprzet wojskowy na ulicach! Wczoraj byla tragedia komunikacyjna!
W porównaniu do tego Niemcy trzymają się jednak dość twardo, tylko jeżdżą znacznie wolniej i ostrożniej.
Ale też co to za Niemcy – co trzeci Turek, były Jugosłowianin albo Polak. 😉
ale też chyba Turcy i byli Jugosłowianie są przyzwyczajeni do dróg bez śniegu i przenoszą własne standardy na aktualne lokalne warunki
Fakt. Gdyby Polacy i Rosjanie nie bruździli, byłoby całkiem bezśnieżnie. 😀
Niech zyje Melatonina (od 4 mg w gore)!!!!
Zasnelam po drugiej (40 min po zazyciu) i nawet nie wiem czy cala noc trzymalam kciuki za Mar-Jo, czy mi sie nei rozprostowaly.
Umarl mi kolejny kolega z pracy – Bolek Taborski, tlumacz. 🙁
biedny Paryz, niemcy (?) gora 🙂
brawo Heleno, sen wrescie
Taborski nawet bardzo znany tłumacz. Przykro. 🙁
Marek, ” Tylko co to za miasteczko, prawie sami wyborcy PiS .
Prawie.”
dobrze ze jest jeszcze Prawie 🙂
Bezwiedne rozprostowanie kciuków nie jest karalne. Najważniejsze, żeby je mocno zaciskać w stanach pełnej świadomości. A takie stany w końcu u nikogo nie są częste. 😉
Będę musiał niedługo dać się zasypać w terenie (śnieg leci wielkimi płatami), ale wrzuciłem nowy wpis, więc blogowisko będzie miało co obgryzać pod moją nieobecność. 😆