Bez śladu
…. – powiedział Bobik.
…. – odparła Labradorka.
Przez chwilę siedzieli na podwiniętych ogonach, obserwując ptaki przylatujące do karmnika na tarasie. Płonące w kozie szczapy potrzaskiwały cicho i leniwie. Mroźny wiatr przykleił twarz do szyby i zaraz cofnął się z wyraźnym rozczarowaniem. Milczało się tak przyjemnie, że aż szkoda było to przerywać. Ale w końcu Bobik zdecydował się dodać coś jeszcze.
– Mnie też się już okropnie nie chce o tym gadać – przyznał. – Są, kurczę, granice wytrzymałości. Niech się bawią sami, a ja się zajmę ciekawszymi sprawami. Pasztetówką, albo tą nową rudą od Schmidtów. Basta!
Labradorka nieznacznym skinieniem ogona dała do zrozumienia, że za wyjątkiem rudej od Schmidtów całkowicie zgadza się ze zdaniem Bobika.
Kos przebiegł truchtem po pergoli, krokiem bardziej ludzkim niż kosim. Dzień był przejrzysty, słoneczny, bez śladu mgły.
Można spocząć, znaczy 🙂
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/nikt-nie-jest-nielegalny,1,4117568,kiosk-wiadomosc.html
Tak się już przyzwyczaiłam do bramek, że jak jej tu brak to to widzę 🙂
Cały naród bez śladów mgły mentalnej.
To byłoby piękne. 😀
Dzień dobry. 🙂 Teresa podejrzanie szybko mnie znalazła. Chyba na drugi raz muszę się lepiej schować. 😎
Rozumiem tęsknotę z bramką 😉 , ale przecież ona tu jest, tylko w czapce-niewidce. I szalenie jest pracowita – od momentu jej zainstalowania tylko jeden spam się przedarł. Został natychmiast skazany na banicję, wyrok wykonano i inne spamy nawet już nie próbowały. 😀
Teresa:
Wojewoda Małopolski Stanisław Kracik strasznie jest cięty na tych Mongołów. Pewno ktoś mu ostatnio opowiedział, o co chodziło z tym całym Lajkonikiem.
Swoją drogą, Rozum Polski w akcji w czystej formie. Wykształcić obcokrajowca, a jak już skończy studia, to wyrzucić.
PS. Bobik: przypominam się w sprawach formalnych.
Dzień dobry 😀 Pani Dorota już cała i zdrowa 😀
Mar-Jo, a co sobie nie mamy pomarzyć. Choć przez chwilę wyobrazić sobie, że ta cała gmła zniknęła i wszyscy z wszystkimi mogą sobie normalnie pogadać. …. ….? …. 😉
Naprawdę? Kierowniczkę oddało?
Lecę się przekonać na własne ślepia. 😆
Już się od-chowałam 😀
Dziękuję za nocne wsparcie moralne 😉
Myśmy przecież i samych siebie musieli wesprzeć, bo też nam było wskutek zniknięcia Dywanika jakoś nie tego. 🙁 A poza tym powiedziano w Piśmie: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, pozbawionych własnych blogów przechować… 😉
Znalazłam – http://www.petycjeonline.pl/podpisy/obywatelskie-pismo-interwencyjne-w-sprawie-wstrzymania-deportacji-i-umozliwienia-legalnego-pobytu-na-terytorium-rzeczpospolitej-polskiej-rodziny-batdavaa/132
A wracając do „tematu milczenia”, to już od dawna, jak chcę się czegoś więcej na tenże temat dowiedzieć, zaglądam tylko tu:
http://lotnictwo.net.pl/3-tematy_ogolne/15-wypadki_i_incydenty_lotnicze/24626-2010_04_10_tu_154_samolot_prezydenta_rp_rozbil_sie_pod_smolenskiem.html
Chłodnym, fachowym okiem wszystko inaczej widać. Wnioski są zasmucające. Ale czy mogą być inne?
Też tam zaglądam.
DYWAN SIE ZNOW POKAZAL ! 😀
Wrzucam na dzień dobry i uciekam:
http://www.youtube.com/watch?v=FZ70gOAcW7E&feature=player_embedded
Rzeczywiście, dobra ta lotnicza strona. Trafiłem tam na taką linkę do wypowiedzi pilotów, czyli ludzi, którzy mniej są słonni do patriotycznych podniecań raportem MAK, bo w końcu również o ich tyłki w tym chodzi, zwłaszcza w sferze wyciągania wniosków.
http://niss26an50.wordpress.com/2011/01/15/odklamywanie-propagandy-piloci-o-raporcie-mak/
Jedno określenie tam szalenie mi się spodobało: poziom dyskusji o katastrofie w mediach jest patetycznie niski. 😈
Chyba trzeba będzie dziś wieczorem urządzić jakąś interblogową imprezę z okazji odzyskania Dywanika. 😆
Jak raz porwali, mogą i drugi raz porwać, z porywaczami Dywanów nigdy nic nie wiadomo 🙄
Oj, Hoku, Hoku… 😈
Imprezę ja chętnie, ale później, bo już dziś wieczorem mam realową 😉
To może ja powinienem poprosić jakiegoś znajomego brytana, żeby stróżował przy Dywanie 24 na dobę i ewentualnych porywaczy odstraszał?
Swoją drogą, w rozważaniach o przyczynach katastrofy dywanowej nie wzięliśmy pod uwagę takiej opcji, że może Dywan chciał się po prostu przelecieć. 🙂
Bobiczku, te cytaty w Twoim linku są wzięte właśnie z dyskusji na forum lotnictwa. Już je rozpoznaję 🙂
A ten „poziom patetycznie niski” faktycznie do kupienia 😆
Impreza może być i późna, mnie tam ganc pomada. 😉 A można też zacząć wcześnie i kontynuować do późna. Anything goes, jak mawiał o porach imprezowania filozof – nomen omen – Feyerabend. 😀
Witaj, Babilasie (10.10). 🙂 Przepraszam, że tyle wisiałeś w poczekalni – jakoś przeoczyłem, że jest komentarz do zaakceptowania. 😳 Ale nie ma tego złego: co powisi, nie utonie. 😆
W sprawach formalnych to ja muszę się zwracać z pokornymi błaganiami do Pana Administratora i jeszcze wyczaić, kiedy on będzie miał wolną chwilę. Nie jest to wcale proste. Ale będę walczył do końca. 😉
A Kracik chyba nie tylko Lajkonika ma za złe. Przecież przez tę cholerną mongolską strzałę miasto do dziś musi utrzymywać etat trębacza. 🙄
Bobik (re [i]co powisi, nie utonie[/i]):
Ja i tak nie tonę, bo mam sporą wyporność. Swego czasu w Ejlacie najtęższe kiepełe się głowiły nad tym, ile i gdzie sztab metalowych należy mi pod kombinezon wepchnąć, żeby mnie jednak zanurkować (ale i w drugą stronę nie przesadzić).
Aaargh, wstawiłem bloxowe a nie ogólnohtml’owe ([] zamiast ).
Widze, ze wszystko wrocilo do normy, czarodziejski Dywanik Pani Kierownczki wrocil skad odlecial, Fredzelki zbytnio nie uciierpialy, a ja moglem wreszcie wypsac sie (po zacyzcoi tabletki Nytol) w godzinach prezeznaczonych na psanie.
Co do milczenia i mgly to juz chyba tak sprawnie nie pojdzie. Chetnie podzielilbym sie tabletami Nytol z rzadem i opozycja, ale oni zazywaja inne tabletki – na bazie blekotu.
Ladna piosenke wrzucila Panna Kota. ktorej nie znalem.
Chodzi mi cos po glowie, ze skoro sie wypsalem, to wartaloby wreszcie podciac roze przed nadejsciem wiosny, ale nie obiecuje.
Moze poczekam az trzy dni z rzedu bede wypsany i dopiero wtedy.
Za Rzepa:
„przez wiele miesięcy trwała fatalna, żeby nie powiedzieć haniebna, zniesławiająca wielu ludzi, w tym świętej pamięci prezydenta RP kampania wokół nacisków, wokół rzekomych win tych, którzy polegli”.
– Sam pomysł, żeby obciążyć za katastrofę tych, którzy zginęli już pokazuje poziom moralny osób, które się w to angażowały – zaznaczył Kaczyński.
Teraz moge pomilczec i nie dac upustu slowom, ktore cisna mi sie do pyska.
Witam, witam. Z rana się odchamiłam, oglądając „Damę z gronostajem” i kolekcję rysunków Barbary Piaseckiej-Johnson na Zamku Królewskim z Filozofem i z pewnym profesorem z naszej Uczelni, którym jestem absolutnie zauroczona. To człowiek z taką pasją do sztuki i do wykładania, że w wolne dni zabiera studentów za darmo do muzeów i galerii, a w ramach jednego z fakultetów – do Rzymu. No i kultura osobista. Człowiek z gatunku na wymarciu.
A potem piliśmy kawę w kawiarni, gdzie zazwyczaj siedzą staruszkowie i starym zwyczajem przy kawie dyskutują o wszystkim. Przy tym, znając się pewnie od 30 lat mówią sobie per „Pan”. Coś niesamowitego.
Powinnam była się była urodzić jakieś 100 lat temu 🙄
Akurat na mówienie per pan szczególnie napalony nie jestem. 😉 Co więcej, coraz bardziej w stosunkach krajowych śmieszy mnie napuszona ceremonialność. Może się wynarodowiłem? 🙁
Ale inne cechy „przedwojennych inteligentów” i owszem, podobają mi się. 🙂
Dobrze, że Kotek wreszcie popsał jak człowiek. 😀 Już nawet na to obcinanie róż nie będziemy za bardzo dziś nalegać. Co masz zrobić dziś, zrób pojutrze. 😉
Czy to przypadkiem nie Babilas podsunął Archimedesowi pomysł na jeden taki znany tekst o zanurzaniu ciała ❓ Wprawdzie było to w Syrakuzach, nie w Ejlacie i w eksperymencie brało udział złoto, nie żelazo, ale poza tym prawie wszystko się zgadza. 😉
Mnie się też do pyska różne rzeczy cisną.
Swojego czasu, znaczy się w stanie wojennym zwiał do Szwecji nasz najlepszy pilot akrobata (nie chciał tego robić, ale SB złożyło mu propozycję, którą uznał za nieprzyzwoitą). Zaznaczam: był pilotem naprawdę wybitnym, mistrzem Polski w akrobacji samolotowej, przez 12 lat nikt go nie pobił – po prostu przestał latać na zawody i dał szansę młodszym. Owóż ten pilot najpierw uznany za pirata powietrznego (uprowadził samolot…) musiał popauzować w lataniu, ale potem Szwedy dały mu rozgrzeszenie i zaczął latać w małej szwedzkiej linii. Kiedy po kilku latach spotykaliśmy się w Polsce, opowiadał, że dopiero w Szwecji nauczył się latać. Właśnie przepisowo, według procedur. Pamiętam charakterystyczne zdanie, jakie powtarzał: nasi NIE WIEDZĄ, ŻE NIE WIEDZĄ.
W sensie – nie wiedzą jak się lata. W sensie – nie przestrzegają procedur. Nie przywiązują do nich wagi.
Nie miał na mysli lotników komunikacyjnych, na nich znajomość procedur wymuszało latanie po świecie. Cała reszta – ze szczególnym uwzględnieniem wojska – miała procedury w nosie.
Trudno mi zapomnieć, jak kilka lat temu leciałam z dowódcą elitarnej jednostki lotniczej – nawalonym jak szpadel. Dobry to był pilot, bo żyjemy. Ale rąsie mu się trzęsły, widziałam. I widziałam go poprzedniego wieczoru, tankującego do nieprzytomności.
Moi znajomi kumaci od lotnictwa uważają zgodnie, że Rosjanie mają rację. Niestety. I żadne partrotyzmy nic tu nie pomogą – wprost przeciwnie.
PaTRIOtyzmy, do licha…
Mnie się widzi, że wystarczy nawet chłopski rozum, żeby dojść do tego, że Rosjanie mają rację co do przyczyn katastrofy. Bo to, że przy okazji ten i ów stara się kryć własny tyłek i nie przyznać, że cokolwiek zapieprzył, to jest zupełnie inna historia. Ale widać przecież gołym, niedoświadczonym okiem, że rozwalenia się samolotu nie spowodowały błędy rosyjskie, nie angielskie, nie kreolskie, ale nasze, nasze polskie. Na własne, bohaterskie życzenie to było. 🙄
Co ja się tu zresztą szarpię. To jest wszystko nihil novi. I już dawno nie byłoby na ten temat żadnych przepychanek, gdyby nie te tabletki z blekotem, o których pisał Mordechaj. 🙄
Sprawa przestrzegania procedur nie tylko w lotnictwie, jest jakims szczegolnym postpeerelowskim problemem Polakow.
W czasie tej debaty o proceurach „smolenskich” nie moglam sie powstrzymac przed mysleniem jak bardzo zmienialo sie przestrzeganie procedur w mojej pracy w miare naplywu mlodszych kolegow, po upadku komuny.
Do moich obowiazkow redakcyjnych nalezala czesto realizacja przygotowanego programu wieczornego. Realizatorem jest ktos odpowiedzialny w calosci za ksztalt i brzmienie wyemitowanego programu. I pilnowania procedur: wszyscy bioracy udzial musza byc 15 minut przed rozpoczeciem w studiu ( u nas szczegolnie wazne, gdyz wszystie studia znajdowaly sie w innym skrzydle budynku i trzeba bylo nieraz dojezdzac windami, ktore czesto sie psuly), z chwila znalezienia sie w studiu, nawet przy wylaczonym mikrofonie absolutny zakaz uzywania niecenzuralnych slow, poniewaz jest zawsze grozba, ze mikrofon jest jednak wlaczony, kategoryczn nakaz aby wszyscy znajdujacy se w studiu mieli zalozobe na uszy sluchawki przez cale trwanie audycji (na wypade koniecznosi przekazania jakiejs wiadmosci lub komunkatu przez ralizotora, czasami uprzedzeia, ze nagrany material bedzie „podkastowany” – skrocony w czasie odtwarzania o kilkaziesiat sekund, poproszenie czytajacego, aby sam skrocil lub zmienil tempo czytania, a w czasie ozmow na zywouprzedzenia, ze jet to ostatia odpowiedz i wiecej pytan nie zadawac, bo nie zmiesciwy sie w czasie.. itp. Realizator ma pelna i bezdyskusyjna „wladze” w studiu i jego slowa sa ostateczne i niepodwazalne. On bowiem ponosi pelna odpwoiedzialnosc za pasb – czyli programme as broadcast – za to co w eterze sie znalazlo i jak brzmialo.
Kiedy przyszlam do radia te pocedury byly bardzo starannie przestrzegane, a JEDYNY wypadek w dziejach redakcji, kiedy ktros przy otwartym mikrofonie skomentowal nagrany material slowami: „do dupy jest ten papiez” byl cytowany jako ostrzezenie. Nawiasem mowiac starszy kolega, ktory to wyglosil w przekonaniu, ze mikrofon jest wylaczony, natychmiast zlozyl rezygnacje (nie przyjeta zreszta).
Z czasem jednak cala „mlodziez” uznala, ze sa to smiechu warte fanaberie i zaczela pocedury ignorowac. Do studia stawiali sie na 30 sekund przed wyjsciem w eter, przy nagrywaniu kleli jak dorozkarze, slucahwek nie zkladali etc.etc. A zdarzalo sie tez temu czy drugemu zjawic sie w stidiu nawalonym jak stodola ( w czym przodowal sw.p. Maciek Rbinski, ale nie on jeden).
Wpadki zaczely sie mnozyc. W nagranych materialach ktos nie zauwazyl jakiegos przeklenstwa, komus innemu winda stanela i spoznil sie do studia, ktos inny nie zauwazyl, ze rozpaczliwie machalam mu przez szybe, aby skrocil material ( a nie moglam mu tego szepnac przez sluchawki, bo nie mial ich zalozonych).
Zas realizator nie mogl wyrzucic ze studia nikogo pijanego,choc stan jego byl wyraznie slyszalny.
W pewnym momencie odmowilam realizacji audycji, bo uznalam, ze realizator nie jest potrzebny skoro nie jest w stanie zmusic do przestrzegania pocedur.
Tak jak piloci uznali, ze nie jest im potrzebny znajacy lotnisko rosyjski przewodnik ladowania i z niego zrezygnowali.
Bobiku, a mnie się taki zwyczaj podoba. To oznaka szacunku dla drugiej osoby, poza tym, kiedy jesteś z kimś na „pan”, jakoś w ogóle brzmisz tak bardziej kulturalnie.
Strasznie nie lubimy w pracy gdy wpadnie jakiś student i zwraca się do nas w stylu:
„Hej, sory, powiedzcie mi gdzie ma zajęcia Mizioł”
To nie jest liceum. Jesteśmy dorośli i per „ty” zwracamy się tylko po uzgodnieniu tego. Co innego z kolegami z biura – rzeczywiście jakoś automatycznie zaczęliśmy sobie mowić po imieniu.
Na temat wpisu:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,8988974,Graff__czuje_sie_obco_wobec_histerii_smolenskiej.html
A z „panowaniem” to jest tak, że jeszcze kilkanaście lat temu podobało mi się mówienie wszystkim na ty (pracowałam wtedy w „Gazecie Wyborczej”, gdzie od początku jest taki zwyczaj), a teraz z przyjemnością NIE przechodzę na ty z kimś, co do kogo obawiam się, że natychmiast będzie mi próbował wejść na głowę 😈
Wiadomo, Alienor, każdy ma swoich znajomych i jeden lubi rybki, a drugiemu coś tam, coś tam. 🙂 Ale tak ogólnie mam skądsiś wrażenie, że im więcej gdzieś rzeczywistej demokracji, tym bardziej „spłaszczają” się formy grzecznościowe. Badań na ten temat jednakowoż nie przeprowadzałem, więc tak sobie to tylko szczekam niezobowiązująco. 😉
Helena (JEDYNY wypadek w dziejach redakcji, kiedy ktoś przy otwartym mikrofonie skomentował nagrany materiał słowami: “do dupy jest ten papież” był cytowany jako ostrzeżenie. Nawiasem mowiąc starszy kolega, który to wygłosił w przekonaniu, że mikrofon jest wyłączony, natychmiast złożył rezygnację (nie przyjętą zresztą).):
To jest chyba (?) opowieść Piotra Kamińskiego (albo kogoś innego, związanego z polską RFI). We wiadomościach był spory blok informacji o papieżu (który albo odwiedzał Polskę, albo Francję, w każdym bądź razie był najważniejszym newsem dnia). Po wiadomościach, spiker, najwyraźniej zasłuchany, zamiast tradycyjnego Tu mówi Paryż, Radio France Internationale, rzekł „Tu mówi papież…”
W obronie tych pilotow Tupolewa. Mysle czasem o tym nieszczesnym pracowniku lotniska Okecie, na ktorego Glemp sie oburzyl za to, ze tamten wykonuje swoje zawodowe obowiazki i chcial go wyrzucic za to z pracy. No wiec te wieczne naciski i presje na to, zeby odstapic od przepisow dla fanaberii jakichs VIP-ow. Brak autonomii w podejmowaniu decyzji. Jesli moje zycie lezy w rekach pilota to ja chcialabym, zeby on byl na takie presje odporny i zeby jego przelozeni za nim stali w takich wypadkach jak mur i zeby byly na to odpowiednie paragrafy. I to powinno byc wlaczone do szkolenia pilotow.
Dzisiaj sa moje urodziny. Obiad bedzie bardzo staropolski: galareta z nozek, mielone z ziemniakami i buraczkami, salata.
Kolejny piekny zimowy dzien.
W tak zwanym aproposie linku podanego przez p. Dorotę, trudno mi się oprzeć wrażeniu, że Agnieszka Graff z biegiem lat coraz bardziej upodabia się fizycznie do Simone Weil.
O, to zdrowie Królicze! 😀
Pod galaretę z nóżek to chyba Chopin spasuje? 😉
krolik: gratuluję tak święta jak i opcji staropolskiej. Wyobrażam sobie co to za obiad by był po młodopolsku, galaretka z Przybyszewskiego, mielonka wierszowa Pawlikowskiej i i na deser sałatka z Żeromskiego.
Noo, my tu, zgodnie z sugestią Agnieszki Graff, przez sporą część blogoczasu zajmujemy się zabijaniem Narodu. I jeszcze tacy perwersyjni jesteśmy, że nam to szpas sprawia… 😈
U Graff tylko drobne poprawki by się zdały. Włosy podciąć, okulary zmienić i za Simone Weil może oblecieć. 😉
Króliku , Wszystkiego Najlepszego!!!!
http://www.youtube.com/watch?v=6xlCJ0hOYFA&feature=related
Tu mowi papiez – to bardzo latwa pomylka.
Samej mi sie zdarzylo przedstawic: Przed mikrofonem Jan Radomyski… eeee…oraz …eee… Helena… bo tak sekertarka zle wpisala wpisala do kartki otwierajacej audycje. Na moment zapomnialam swojego imienia i nazwiska, a siedzacy naprzeciw stateczny starszy pan JR tak sie rozbawil, ze na rozesmianym glosie i ledwo tumionym smiechu oznajmil, ze w Gruzji wskutek powodzi zginelo 300 osob.
Many Happy Returns, kroliku!
królik (dzisiaj są moje urodziny):
Przez chwilę pomyślałem, że jesteś Moją Ślubną (kto wie, po jakich zakątkach sieci wędruje), ale nie, menu się nie zgadza (u nas: pasztet, smażone pied-bleu, porco à alentejana, pastéis de nata). Tak czy owak: dużo zdrowia i miłości oraz zdrowia do miłości!
Dzieki Bobiku,
pod te zimna galarete to chyba najlepiej pasuje goraca herbata.
My tu sie generalnie wszyscy tykamy, ale jeszcze sie nie przyzwyczilam tykac duzo starsze osoby bez pozwolenia.
Ja jako dziecko zwracalam sie do mojego Ojca, ciotek, wujkow, babc i dziadkow w trzeciej osobie: czy tata moze, czy wujek chcialby itd. Tylko do Mamy mowilo sie, Mamusiu pozwol mi to czy tamto. Bardzo mi sie podoba tutejsze mowienie tesciom po imieniu. Bo nazywanie ich Mama i Tata wydaje mi sie dosc sztuczne. Do moich Tesciow wciaz zwracam sie w trzeciej osobie: niech Mama pozwoli sobie pomoc w kuchni (odpowiedz jest ta sama: nigdy), czy Tata ma ochote na herbate? Co kraj to obyczaj.
Zdrówko, króliku! 😀
http://www.youtube.com/watch?v=If-Mra_2BOo&feature=related
I dla babilasowej Małżonki, a mojej imienniczki, też najlepszego! 😀
Dzieki, dzieki wielkie;
-andsol: z mlodopolszczyzny to chyba tylko ta Pawlikowska;
-Mar-Jo, zasluchalam sie, bardzo piekna piesn i wykonanie;
-dzieki Heleno, Babilasie, Doro.
Wskutek urodzinowych przemyslen postanowilam zmienic prace i voila! w poniedzialek mam kwalifikacyjna rozmowe. Ze tez mi sie chce jeszcze bawic w takie zmiany i ze tez komus sie chce zapraszac mnie na interview w moim tzw wieku.
Interesujace. Kciukotrzymanie w poniedzialek mile widziane!
Co tam, najwyzej rabne sobie jakies piwko jak ten krolik od Dory.
Rzecz jasna, odwrotna poczta, 100 lat dla Pani Babilasowej!
Króliku, najlepszego!
Jak meduza, to i lorneta 😀
@babilas 16:22: 😆
Męczę się z pracą pt: „Nowy Jork w filmach Woody’ego Allena”. Niby temat banalny, a idzie mi jak krew z nosa. Potem wkuwanie dialektów staroangielskich, w międzyczasie pierogi z kapustą i grzybami. Z mrożonki. (to taki obrazek z życia studenckiego 😉 )
Simcha ma podwójne kły 😯
Ktoś mądry ogłosił 3 lutego dniem bez Smoleńska. Ja się w ten trynd wpisuję. 🙄
To i Pani Babilasowej zdrowie też dziś pijemy? No, słuchajcie, impreza się rozkręca. 😆
Zdrówko, Imienniczko Kierowniczki! 🙂
Te smażone pieds bleus przypomniały mi Głuptaka Na Niebieskich Nóżkach. Słowo honoru, jest takie ptaszysko. 😀
http://fr.wikipedia.org/wiki/Fou_à_pieds_bleus
Króliku, kciuki w poniedziałek masz jak… chciałem napisać w banku, ale banki się ostatnio głównie z oszustwami kojarzą. No to masz jak w skarbonce albo pod poduszką. 🙂
Najlepszego, kciuki i ogólne Alleluja!
Ja też będę miała niebieskie nóżki. Kupiłam sobie takie butki Maciejkowe typu turkus karaibski. Lub galapagoski. Hehehe.
Honni soit itd…
O, a czemu Dorota Michałowa sama się nie pochwaliła co ona dzisiaj ma? A pochwalę się, że jej talenty kulinarne znam i żałuję, że w jej jadalni nie mogę pogratulować święta.
A któżby tam źle myślał o turkusie galapagoskim? Chyba tylko jakiś głuptak. 😉
Menu średniowieczne 🙂
vol-au-vent z bogurodzicy
kadłubek opiekany
smażania gnieźnieńskie
polikarp w śmiertanie
psałterz po puławsku w papilotach
memento mori na kwaśno
gałki z dobczyna
syry świętego Aleksego
desyry
amen w pacierzu
Do stołu podaje, rzecz jasna, Gall Anonim.
Kelnerzy powinni być anonimowi… 🙄
Kroliku, Wszystkiego Najlepszego!
Takze pani Babilasowej.
http://www.youtube.com/watch?v=S7QxOllK0VU&feature=related
Najbardziej kaloryczny byłby kadłubek opiekany.
Zupełnie pozbawiony kalorii chyba amen w pacierzu.
Kroliku, bede trzymal lapy, a tymczasem – praca domowa:
http://www.bbc.co.uk/northernireland/schools/11_16/gogetit/getthatjob/interviewtips.shtml
Mar-Jo,
mimo braku kalorii chyba nie skosztuje 😀
Mam bledne skojarzenia. Pacierz skojarzyl mi sie z kregoslupem.
Menu renesansowe:
biernaciki zawijane
sarmaty wieprzowe w miechowicie
człowiek poczciwy z rożna
sielanka panierowana po szymonowicku
potrawa z rzeczypospolitej
hozjusz w galarecie
dworzanin polski na dziko
bliny wujka
lipniak czarnoleski
Nic błędnego. Tylko przesunięcie międzypokoleniowe. Moja babcia chyba mawiała, że ją boli w pacierzach. Bobik, nie poprawiaj mi na to słowo od Ognia i Miecza.
Jeśli biernaciki będą po lubelsku, to chyba się skuszę. 🙂
Króliku, najjlepszego!
Bobiku, zamawiam „polikarpia w śmietanie”!
Kilka słów o incydencie z Glempem na lotnisku. rzecz mialą miejsce w Szczecinie, a autorem całego zamieszania by nie tyle Purpurat, a tamtejszy poseł PIS, Joachim B, zwany przez jednego z moich znajomych „brutalem ze Szczecina”
Niedługo po tym , jecieliśmy do Rzymu, w towarzystwie Prymasa, który zachowywał sie absolutnie normalnie, stał w kolejce ze wszystkimi i w zaden sposób nie zwracal na siebie uwagi. Szczerze mówiąc wogóle go nie zauwazylismy, dopiero jak powiedzial Sasiadowi „dzień dobry”
„Bliny wujka” też mogą byc ! To na deser??
Bobiku, OBA MENU GENIALNE!
Andsolu, rzeczywiscie, chyba babcia czy niania mojej kolezanki tak mowila… 🙂
A sekwencja znaczen chyba pacierz – krzyz , krzyz-kregoslup 🙂
Ja prosze o sielanke panierowana, dworzanina i miod pitny! 🙂
Mogą być i po lubelsku. Ale uprzedzam, że to niewielka porcyjka. Radzę zamówić jeszcze człowieka poczciwego z rożna. On jest skalkulowany na 3 osoby, ale i 4 się najedzą, a kości będzie można psu pod stół rzucić. 🙂
Sielanka świeżutka, dzisiaj złowiona, bardzo polecam. Za to dworzanina na ucho odradzam. Kucharz przesadził i wyszedł okropnie dziki. 🙄
Żono sąsiada,
my w Szczecinie mówimy o panu B. i jego kolegach (z innych opcji politycznych): absolwenci szczecińskiej politologii. I to wystarczy. 🙂
Mar-Jo – słodkie!
I jeszcze kilak słow do uwag heleny o procedurach. Obserwowałam to samo w naszym malym krakowskim radiu. Zastanawiałam sie skad się to bierze? Otóz dla starszego pokolenia i trche dla nas, których oni uczyli antena ( czyli sluchacz) to byla świętość. Po to były te wszyskie procedury i ich pilnowanie, by słuchacz nie poczul się zlekceważony. Potem okazało się , że najważ niejsze jest jest ego redaktora, kasa, awans itd.
Troche podobnie jest pilotem, najwazniejsze jest bezpieczeńswo pasażera. Kiedy najwazniejszym staje się przełozony , rozkłąd lotów, kasa, awans itd, to procedury ida w kąt
Bobiku, człowieka poczciwego? Nigdy!
Niepoczciwego to i owszem! 🙂
Mar-Jo,
poczciwy miekszy…
Niepoczciwych nie podajemy. Sanepid zabronił. 🙄
No i jeszcze Żona Sąsiada się pokazała! To już naprawdę święto na 24 fajerki. 😆
Jak dobrze, że w porę o odpowiednie menu zadbałem. 😎
żona jest łasuch !
A moja ulubiona epoka kulinarna gdzie???
Uzupełnię, jeśli Bobik pozwoli:
wallenrod w maladze
pasztet beniowski
zupa ordonowa z redutami
świtezianki w cieście piwnym
grażyna po wiejsku
lilie panierowane
sorbety krymskie
baby i dziady lukrowane
balladyna malinowa
tort słowacki z kasztanami
O, jak dobrxe, ze Zona wpadla!!! Mam nadzieje, ze na dluzej!
Tak, Zono, nas uczyli starzy i ich doswiadczenie bylo bezcenne.
Lipniak natomiast czarnoleski, to pewnie do popicia. Nabralam wlasnie wielkiej ochoty.
Za pomyslnosc krolikowego job interview!
Nisiu,
dobrze , że baby z dziadem nie brakuje! 🙂
Spłakałam się.
Nisiu, menu romantyczne miało nastąpić w swoim czasie. 😆 Tu jest wyżerka chronologiczna. Na razie musimy staropolszczyznę domknąć. 😎
Menu barokowe:
sęp w szarzyńskim sosie
pieczeń z wydry na pasku
bitki potockie z moraliami
muza domowa alla putanesca
sałatka z morsztynu
baka zabielana
baba naborowska
roksolanki z bitą śmietaną
benedyktynka z Chmielowa
Aj, wyszłam przed orkiestrę!Sorry.
To z miłosci do romantyzmu.
Czekam niecierpliwie na witkaca z pulpetami.
Wydrze nie daloby sie odpuscic…?
Znikam na razie, bo muszę się własnym menu zająć. Indyczyna à l’orange, gniotki (tak przezywamy gnocchi), sałata dębowa i mango z balsamico crema. Popiję chyba jakąś balzakówką. Trzydziestoletnią. 🙂
Jeżeli ktoś w międzyczasie załatwi Oświecenie, nie będę miał nic przeciwko. 😀
No dobra, Lisku. Wydr dzisiaj nie dowieźli. 🙂
GNIOTKI!!!
Kupuję natychmiast.
Wydry też mi było szkoda…
kitowicz na szaro
malwina w majonezie
biskupki warmińskie w trójniaku
brzana modna z patelni
monachomachia zawijana z ryżem
krewetki i trembecki w sosie słodko-kwaśnym
soup mycheide avec creme fraiche
filon marynowany w zalewie laurowej
piski powrotne po poselsku
kruche ciasteczka doświadczyńskie
kołłątaj parzony w sosie godebskim
woronicz w oleju aromatyzowanym
nalewka wirtemberska łzawa
Znaczy – Oświecenie załatwiłam, zapomniałam dodać.
W polskim programie w Toronto, pani mowila na gnocchi „gnoczczi”.
Poplakalam sie ze smiechu na swoje urodziny, dzieki Nisiu i Bobiku.
Lisku, Alienor , Zono dzieki za zyczenia. Zono dzieki za sprostosowanie w sprawie Glempa.
Alienor: jesli chodzi o Nowy Jork u Allena to to w nowszych filmach nie ma wogole grafitti na scianach, co jest zgodne z rzeczywistoscia. W „Hannah and Her Sisters” Nowy Jork jest zamazany dokladnie, brudnawy i niebezpieczny. W „Watever Works” to czysciuytkie, bezpieczne i sloneczne miasto. Musze ci powiedziec, ze bylam w Nowym Jorku w 1990 i balam sie zatrzymac na Manhattanie, na kazdych swiatlach stali faceci na tzw myjce, papiery fruwaly po ulicach i strach bylo wejsc do Central Parku. Moje kolejne wizyty na Manhattanie w 2005 i w 2010 to jakby przyjechac do innego miasta.
Dolozylam do mojego menu szpinak, bo wygladal pieknie na targu i nie moglam go nie kupic. Masa mielona (mieso z kurczaka i cieleciny) jest gotowa, tylko smazyc. Cas na kawe i gazete.
C
Jest grafitti, powinno byc graffiti.
Podrzucam tylko szybko dalszą część jadłospisu i wracam do własnego. 🙂
Menu pozytywistyczne:
zrazy faraońskie na sposób pruski
zając z dygasami
balcerki brazylijskie w zalewie z roty
asnyki z pieprzem
kartofle w niebieskich mundurkach
krzyżak połaniecki flambée
sygietynka w calvadosie
tort orzeszkowy
Dzięki, Króliku, ale pracę piszę na przedmiot pt: „American 1960s and 70s” i się skupiam na „Annie Hall” i „Manhattanie”. Esej krótki, 1500 słów, ale przy pisaniu pracy seminaryjnej chyba się wypaliłam doszczętnie.
Mam smaka na śledzia w śmietanie. Cały wieczór mnie męczy. Chyba zamówię u Fomy w barze 🙄 A potem pójdę poszukać brakujących 110 słów.
Mon Dieu de Haute Cuisine, co za demony uwolniłem…
Demon duszony w czerwonym winie, mniam, mniam. 😈
Bobiku, nie mozna zajaca, to mile zwierzatko i chyba ma krewnych na blogu…
Oh, I see, Alienor. Hej, juz 1390 slow za toba! Zycze ci zeby sledz w smietanie pomogl uwolnic te 110 slow.
Nalewka wirtemberska lzawa kusi, ale jako gospodyni przyjecia musze byc on my best behaviour do czasu wydania deseru. Potem moje obowiazki sie koncza i hulaj dusza.
Mama moja wspomina, ze bylo tak zimno w dzien moich urodzin (urodzilam sie w domu z pomoca akuszerki), ze w mleku w bance, ktore ojciec przyniosl z „zelonej budki” Pani Gutmanowej, plywaly male lodowe platki. Takie to kiedys bywaly zimy panie dziejaszku!
Co za wymagające towarzystwo… 🙄 Może być zamiast zająca beldonek z dygasami?
Radzę, żeby mógł być, bo kolejną opcją są nereczki latarnika i pierwsza krzyżowa z janka muzykanta. Albo pieczona rozalka. 🙄
Ja Cię rozumiem, Króliku. Jako pełniący obowiązki gospodarza na dzisiejszej imprezie blogowej też muszę być cały czas zwarty i gotowy, żeby w lot spełniać życzenia Gości. 🙂
Ktoś sobie życzył śledzia? 😉
Zdegustowany był niesłychanie
śledź, gdy zamieszkać musiał w Śmietanie.
Nie mam – narzekał z ponurą miną –
jak w takim miejscu skrzydeł rozwinąć,
cebula tłumi siły me twórcze,
miast duchem rosnąć raczej się kurczę,
każdy podlewać mnie chciałby setką,
no, krótko mówiąc, nie mam tu letko
i taka za mną myśl czasem goni,
czy by nie przenieść się do Japonii. 🙄
Wyraznie czuje ze sie rozbestwiam… Czy bedzie tez menu post-modernistyczne ? 😀
Bobiku, japaner to wyższa sztuka jazdy. Dlatego serdecznie przepraszam śledzika, ale dzisiaj wskakuje do śmietany.
Znalazłam bloga Geoffreya Chaucera 😯 :
http://houseoffame.blogspot.com/
Menu postmodernistyczne brzmi ciekawie. A jaki szeroki repertuar 😀
Jest juz (u mnie) godzina szczegolnie gastronomiczna – nawet karoce zamieniaja sie w dynie…
Opchana po granic mozliwosci najegzotyczniejszymi menu jakie kiedykolwiek widzialam, ide spac.
Dziekuje i dobranoc ❗ 🙂
Lisku, a ja tu właśnie zasuwam z Twoim zamówieniem. Może jeszcze porcyjka przed snem? 😉
Menu postmodernistyczne:
skoonsy na cicciolinie
symulakry po pekińsku
derrida à la meunière
łapy lyotarda z musztardą
rorty podwędzane
surówka intertekstualna na gorąco
cząstki elementarne w sosie houellebecq
pynchony z lukrem
No, z moim grypowym kaszlem zadusilam sie ze smiechu…
Bobiku, zupelnie szczerze: jestes genialny.
Surowka na goraco to kwintesencja post-modernizmu 😆
Najpierw Młoda Polska, nie?
aperitif: wyciąg z dzikiej róży i ciemnych smreczyn
kasprowicz z chałupy wędzony w dymie
boyozorki żeleńskie w absyncie
grochówka zapolska ze skwarkami
kotlety micińskie w oparach ciekłego azotu
dudki wyspiańskie na kwaśno
rydel zawijany z farszem z tetmajerów
galareta przybyszewska z grzybkami halucynogennymi
dulszczyzna gotowana po żeromsku
sałatka pokrzywowo-mniszkowo–perzyńska
profitrolki z rittnerami na gorąco
lody mirandola
A Nisiowe „piski powrotne po poselsku”… 😆
Stanowczo odrzucam zarzut genialności. To nie ja! Ja mam alibi! 😆
Słuchajcie, coś już dawno nie wznosiliśmy żadnego toastu.
Zdrowie dzisiejszych Jubilatek i cudem odzyskanego Dywanu! 😀
Nisiu, ja jakoś uznałem, że Młodą Polskę już załatwił andsol, ale Twoje wzbogacenie jego propozycji jest rewelacją kulinarną. 😆
Jako ta rekonwalescentka wybieram się już spac.
Dobranoc i baaardzo dziękuję.
O, a tu podaja jeszcze.. 😀 Ciekly azot ma dzis szczegolne powodzenie, na dywaniku mial dzis byc z kaszanka 😯
Zas grzybki halucynogenne mieszaja mi sie z wczorajszym Nisiowym opisem wypitki 🙄
Mam nadzieje ze pod stolikiem sa poduszki… 🙂
O, przeoczyłam.
Bobiku, to może leć teraz z międzywojniem?
Zdrowie Dywanu, zdrowie Solenizantek, zdrowie Kucharek ❗
Zastanawiam sie cichcem czy nie ugadac jeszcze jakiegos hackera, to moze i uczta sie powtorzy..? 😆
No fakt, dwudziestolecie też trzeba załatwić, dla porządku choćby. 🙂
Menu międzywojenne:
skamanderki cielęce w białym winie
roladki z wędzonego przybosia
jajecznica na słonimie
iwaszki po chłopsku
karmazyn z lechoniami
kluski irzykowskie
iłła podduszana à la mode
kompot z suszonych pajperek
a na deser tort z wietrzyka w księżycowym blasku 😀
Ooo, jeszcze przed 12 zdążyłam. Wszystkim solenizantkom wszystkiego co najlepsze.
A gdzie witkace z pulpetamy???
Jeszcze dudki warynskie w occie
Objedzona jak bąk (skamanderki wyborne, ale iwaszki po chłopsku jednak trochę za ciężkie na noc…) – udaję się na spoczynek, z mocnym postanowieniem: jutro już jak bonie dydy siadam do pracy i pracuję zamiast wymyślać blogowe kuzyne!
Kto napisze doktorat na temat złego wpływu dobrych blogów na słabe charaktery?
Dobrej nocy – mówię do cię
i znikam w ciekłym azocie.
(prawie Kochanowski)
Dudki waryńskie wyplute były, to sanepid nie pozwala brać do masowego żywienia.
Według obowiązujących przepisów sanitarnych rzeczone dudki należy utylizować w wielkich piecach Magnitogorska.
No, dobrze. Zajrzalam, przeczytalam, bardzo pieknie i przez wszystkie epoki, ale widze bardzo powazne zaniedbanie i niedopatrzenie. Nie ma zadngo menu z literatury Epoki Ofiary Smolenskiej z Ruskiej Winy, najblizszej przeciez naszym sercom i sercem pisanej. A za pioro chwytaja przeciez juz nawet nie tylko poeci, ale nawet krytycy poezji, znawcy polskiej literatury. Tacy np jak profesor doktor habilitowany Jacek Trznadel, ktory ostatnio pisal i co wiecej -oglosil:
STRATOSFERYCZNI
oni wracają choć bardzo zmienieni
bez rąk i nóg i bez twarzy
na okrutnej smoleńskiej ziemi
leżą strąceni Ikarzy
stratosferyczni po niebieskiej toni
do ojców lecieli Ikarzy
spaleni śmiertelną bronią
już nic złego im się nie zdarzy
ze swych ciał potrzaskanych wysiadają
kto ma rękę lub nogę szczęśliwy
jak to trupy pożegnalnie nas witają
próbują mówić jak to żywi
rozerwani jeszcze o coś proszą
machają odrąbanymi rękami
choć jak bagaż wstydliwy się noszą
idąc z oderwanymi głowami
po kolei znakiem tajemnym
ręką przyłożoną do serca
przenikają w nas wiedzą podziemną
znają twarz strasznego mordercy
choć na baczność leżą na trawie
jeszcze ustami ruszają choć niemi
wierni aż do końca sprawie
nie zginęła tylko my giniemy
spojrzyj w górę rozpatrz się po niebie
płyną we krwi uprane obłoki
stratosferyczne wszystkie obok siebie
wiecznie żywe w korabiu wysokim.
Trznadel w patryjotysie był w karcie całkiem niedawno, chyba przedwczoraj. Nie możemy go konsumować codziennie, bo nam się, nie daj Boże, przeje i co wtedy? 😯
Fuj… 👿
Sorry za szczerą reakcję na twórczość pana prof. dr brrr… 😛
Nie, nie mogę patrzeć na te wszystkie jadłospisy 😆 Padam z przejedzenia…
Ale strzemiennego jeszcze dam radę. Zdrówko wszystkich 😀
Piece Magnotogorska to do utylizacji? 😯 A ja myślałem, że w nich każdy chciał upiec swoją pieczeń. 🙄
No, nareszcie ktoś godnie – choć niegłodnie – reprezentuje Cudem Odzyskany Dywan i toasty nie idą w próżnię.
Zdrówko! 😀
Mimo obaw przed przejedzeniem trznadlami zerknąłem jednak raz jeszcze na tfurczość prof. brr i ze wstrząsem moralnym zauważyłem u niego objawy zarażenia komunizmem. 😯 Wers idąc z oderwanymi głowami jest przecież niemal żywcem ze „Szczorsa” zerżnięty. Pamiętacie ten – ni cholery nie dający się zapomnieć – obraz: głowa jego w bandażach płynie rzeką wpław/ krwawe ślady zostawia wśród wilgotnych traw ?
W sejmie: krótko i na temat, albo i nie
http://www.youtube.com/watch?v=aAlq4klWKUg&feature=player_embedded
Bobiku, Trznadle i inne: „Zombi w natarciu”
No, mysle, ze Szczors sie nie umywa. Prosze porownac:
http://www.youtube.com/watch?v=yhkPzyFqCPk&feature=related
Niektórym posłom te mikrofony najlepiej byłoby wyłączać zanim chociaż słowo zdążą powiedzieć. 🙄
Zalaczam komentarze po polsku, jakby ktos przegapil:
Żył on w głodzie i chłodzie, z naszych wyszedł strzech
Razem z nami wojował i przelewał krew
Myśmy wroga pobili, przegonili precz
Wolność droższa nad życie, wolność święta rzecz
cukiereczek2007 1 year ago
Polska wersja piosenki (tłumaczenie nie moje) SZCZORS Ciągnął oddział z daleka, szedł brzegami rzek Pod czerwonym sztandarem sam dowódca szedł Głowa jego w bandażach płynie rzeką wpław Krwawe ślady zostawia wśród wilgotnych traw Skąd wy chłopcy jesteście, kto dowodzi wam Kto pod waszym sztandarem ranny naprzód gna My o wolność walczymy, chłopski na nas strój Partyzanckie oddziały Szczors prowadzi w bój
cukiereczek2007 1 year ago
of course an idiot must always pop in.
Идиоты почему-то всегда появляются…
Zapolemizowałbym, Heleno. Szczors w polskim przekładzie był skarbnicą intelektualną i poetycką, niedościgłym wzorem dla wielu tfurców, a jak się okazuje również i profesorów. 🙄
Ok. To pozwolisz, Piesku, ze zaprezentuje Ci i Wszystkim Zebranym moje absolutnie ukochane wykonanie Szczorsa przez absolutnie ukochana grupe Mango Mango. Niegdys sporo z Mango Mango korzystalam do roznych programow, niestety ukradl mi ktos CD. Ale jest na jutubie:
://www.youtube.com/watch?v=U8hNeUVtYZU&feature=related
Teraz moze wyjdzie:
http://www.youtube.com/watch?v=U8hNeUVtYZU&feature=related
Takie koszmary na noc?
Matko!
A tak serio, zastanawiałam się, dlaczego ci wszyscy krzykacze nie mają najmniejszej litości dla bliskich ofiar katastrofy.
Gdyby ktoś tak mówił o kimś mi bliskim, to chyba zrobiłabym krzywdę.
No dobrze, to zdrówko za całokształt. 🙂
mt7, ja wciaz nie trace nadziei ze ktos im ZROBI krzywde.
Racja, całokształt też powinien być zdrowy. Sam kręgosłup nie wystarczy, nawet jak pacierzowy. 😎
Zdrówko! 🙂
Heleno, chyba nie pomylę się wyrażając przypuszczenie, że grupa Mango Mango przed występem zamawiała w riestoranie menu postmodernistyczne? 😆
Absolutnie!
Ja się chyba już udam pozmywać, bo na blog Pani Dochodząca nie przychodzi, a nie ma gorszej zarazy, niż rozpoczęcie nowego dnia od sprzątania po wczorajszej imprezie. 😉 A potem już prosto do wyrka.
Dobranoc. 🙂
W kwestii nagrania sejmowego, wskazanego przez Pannę Kota. Pan Niesiołowski działa bardzo niewyrafinowaną techniką. Można było wyłączając mikrofon powiedzieć: „bardzo przepraszam, wyłączyłem mikrofon, to mój organizacyjny obowiązek, by każdy miał dokładnie minutę. Następny mówca, proszę.” To by kosztowało 7 sekund.
Polska firma nie potrzebuje klientów, a podpisów klientów.
Dzień dobry 🙂 Kawę podano 😀
http://biznes.onet.pl/kolejki-do-lekarza-za-dlugie-jedz-za-granice-zapla,18570,4119395,1,prasa-detal
Dzień dobry!
Teresa (w sprawie pacjenci bez granic): to ma działać we wszystkie strony podobno.
A na troszkę bardziej poważnie. Rodzina ze strony ojca pochodzi ze Śląska (Rybnik i okolice). I tam już od czasów schyłkowej komuny był obyczaj jeżdżenia do Czech po lekarstwa, parafarmaceutyki i kosmetyki. Bo radykalnie taniej. I pamiętam modę na CitroKvapky, które miały leczyć wszystko wszystkim. Idealnie się nadawały na panaceum, bo były potwornie gorzkie i kwaśne (wyciąg z pestek grejpfruta), a wiadomo, żeby lekarstwo było skuteczne musi być okropnie niesmaczne.
Dzień dobry 🙂 Szaro, buro, zimno, do duszy. Na szczęście mam od wczoraj jeszcze trochę rostbefu z targu, dzięki czemu wykrzesanie z siebie odrobiny optymizmu nie wydaje mi się całkiem niemożliwe. 😉
Z Krakowa znam anegdotę o aptekarzu, który na narzekania klientów, że piguły niedobre, zwykł był odpowiadać : chcesz pan dobre, idź pan do Maurizia. 🙂
Babilas, moja koleżanka jeździła do Londynu leczyć zęby chyba jeszcze wcześniej niż w latach osiemdziesiątych. W osiemdziesiątych raz sądziła się z rządem JKM o wizę, której jej odmówiono i wygrała. A za leczenie zębów na mocy jakiegoś porozumienia między Anglią a PRL też płaciła nasza ubezpieczalnia. Chyba, bo wątpię aby koleżankę było stać osobiście. Ciekawostka: koleżanka była pracownikiem akademii medycznej, co prawda innego niż stomatologiczny, wydziału.
Dziś ciekawe jest to że we Francji na opiekę zdrowotną przeznacza się ponad 14 % budżetu, a w Polsce ponad 4 %.
Bobiku, u mnie pięknie. Mrozu mniej niż jeden stopień, ale każde auto pod oknem w dużej puchowej czapie, a każda gałązka w puchowym szlafroczku 🙂 No i znikły czarno-bure zwały śniegu pod świeżym bialutkim.
Ja też chcę świeżego śniegu! 👿
Niemcy właściwie już mogą się leczyć w Polsce za państwowe (zwłaszcza protetycznie i operacyjnie) jeżeli dogadają się ze swoją Krankenkassą. A ona na takie pogawędki chętna, bo znacznie taniej ją polskie leczenie kosztuje.
No, nareszcie. Ludzie nie wytrzymali i gremialnie zaprotestowali, mówiąc (transparentowo) „Mamy tego dość!.
Ucieszyliście się? He, he, koteczki, za wcześnie. Nie u nas, nie u nas. W Berlinie. I nie gmły mają dosyć, tylko gmów. 😈
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,99039,8989506,_Mamy_tego_dosc____Wielki_protest_w_Berlinie__tysiace.html
Bobiku,
zamiast sprzątania kieliszków po imprezie 😀
http://www.youtube.com/watch?v=i31godfcZZ0&feature=related
Witam,
kawa w ekspresie się grzeje, śniadanie spożyte. Czas na Beowulfa 😀
A potem pobrykam w świeżym śniegu 😉
To ja może dam pobrykać Beowulfowi (chwilowo p.o. berlińskiego rysia), a sam pójdę się napić kawy z kieliszka, dając w ten sposób sygnał, że jestem na bieżąco. 🙂
Kiedys ( w 2002) sluchalysmy takiej muzyki kieliszkowej z Renatka na malym placyku w Genui. Tez byly jakies klasyczne „standardy”, a grajacy byl mlodziutkim Rosjaninem z Nowosybirska bodaj. Pierwszy raz slyszalam wtedy kieliszki. Stalysmy dlugo przed jego stolem wypytujac i podziwiajac.
Szkiełka grają aż za ładnie. Mozart pisał na harmonikę szklaną; potem uznano, że ten instrument jest niebezpieczny dla zdrowych zmysłów 😉
http://www.youtube.com/watch?v=A9t1jc6pIuc&feature=related
http://pl.wikipedia.org/wiki/Harmonika_szklana
Zgadza się. Parcie na szkło jak najbardziej jest groźne dla zdrowych zmysłów. 😈
Pani Kierowniczko, zmysły zmysłami, ale co z naszą moralnością? 🙄 Czy aby nie wpłynie na nią drastycznie podawanie nam linków do instrumentów typu idiofonów pocieranych, w których wnętrzu znajduje się zestaw wibratorów? 😯 😆
Pocierane idiofony z wibratorami- bys sie wstydzil, Bobik. Jestes juz duzym pieskiem!
To znaczy, że wibratory są tylko dla małych piesków? 😯
Bobiku, w odesłaniu do Maurizia zaskoczyła mnie jego determinacja, że „póki żyw, kawy podawać nie będzie”. W czym rzecz była, w herbacie?
Myślę, że raczej w dereniówce i morelówce. Na alkoholach zwykle lepiej się zarabia niż na kawie czy herbacie. 😎
Ale nie można też wykluczyć, że Maurizio, jako element napływowy, chciał być bardziej krakowski niż krakus, a ten ostatni, jak wiadomo, cechuje się wrodzonym konserwatyzmem i niechęcią do wszelkich nowinek, które nie przyjęły się już od trzystu lat we Widniu. 😉
Dzien dobry 🙂
Czy zostala moze jakas lapa lyotarda..?
Dereniowki nigdy nie kosztowalam, i chyba nawet nie widzialam drzewa. Dobre?
Dziędobry, Koszyczku.
Jakaś taka malutka dzisiaj jestem. A przecież nie nadużyłam żadnej dereniówki ani nic. Te chmurska mnie przytłaczają!
Na dereń chodziłam jako dziecię nieletnie. Wtedy się go obgryzało, a nie piło.
Lisku, chcesz zobaczyć?
http://www.drzewapolski.pl/Drzewa/Deren/Deren.html
Ten pierwszy jest ozdobny i od razu Wam powiem, że przepiękny. Drugi się je i pije.
Sorry, trzeci się je. Przeoczyłam skrętolistny.
Nisiu, jest piekny. W ogole bardzo kocham duze lisciaste drzewa.
Nisiu, to pewnie ta benedyktynka z Chmielowa. Nawet jeden mały kieliszeczek potrafi doszczętnie zamulić. 🙁
Łapy lyotarda jeszcze jest kawalątko, ale na zimno. Mogę posypać lacano reggiano, ale nie gwarantuję, że od tego potrawa będzie strawniejsza. 😉
Dziekuje, Bobiku, lacanow sie szczegolnie boje
I tort tez juz pewnie wywiany… 🙁
To jesli mozna, kawke 🙂
Proszę bardzo, oto kawka. 😀
http://www.avestom.republika.pl/projekty/kawka_1.jpg
😆 😆
Moja mama w dzieciństwie zaproponowała pewnej Kawce, że jej pomoże wyleczyć poharatane skrzydło. Po zakończeniu kuracji chciała ją wypuścić, ale Kawka oświadczyła, że ma w nosie wolność an sich i zostaje tam, gdzie dobrze karmią. Miała stale otwarte drzwiczki od klatki tudzież okna w domu, ale korzystała z tego co najwyżej w celu zrobienia paru rundek wokół domu i wracała. Za to bardzo się lubiła wozić na spacery na mamy ramieniu. Odfruwała czasem na chwilę, żeby zająć się jakimś interesującym robalem, ale potem znowu sadowiła się w (na?) limuzynie.
Aha, z wolności do fruwania robiła również użytek w ten sposób, że kiedy na jej czuja mama zbyt długo siedziała w szkole, przylatywała pod okna klasy, siadała na parapecie i znaczącym stukaniem dziobem w szybę dawała do zrozumienia, że dość już tej nauki. 😆
Bobiku, mama mojego przyjaciela z dziecinstwa zaprzyjaznila sie z kawka dokladnie w ten sam sposob, z tym ze juz w wieku doroslym mamy, a mlodym kawki. Przez rok czy wiecej kawka mieszkala w ich ogrodzie i regularnie siadywala jej na ramieniu (mam tu nawet zdjecie). Ale pewnego razu zjawilo sie w poblizu stado kawek, i mala powoli dolaczyla do nich. Czasem jeszcze przylatywala z wizyta, potem to sie skonczylo.
Ale to pukanie w okno szkolne Twojej Mamy to cudo. Przypomina film o Czerwonym Baloniku (z 1956-tego)…
Bardzo mi zal okolicznych dzieci, szczegolnie tych z ortodoksyjnych rodzin, ze prawie nie maja kontaktu z przyroda i nic o niej nie wiedza. Nawet o zwierzetach domowych. Niektore dzieci, a jeszcze bardziej ortodoksyjni dorosli, boja sie psow (a czasem nawet kotow), i nie wiedza nawet co to oznacza ze pies merda ogonem !
Ale poniewaz wiele dzieci ma jednak zdrowe instynkty, moja suczka miala przez pare lat klub goracych wielbicieli, wszystko dzieci z ortodoksyjnych rodzin, ktore zjawialy sie prawie co weekend przed poludniem, kiedy chodze z nia na dluzszy spacer, aby sie dolaczyc, niosac dla niej smakolyki i pileczki…; tak ze czasami chadzalam w zielone w asyscie 5-8 ortodoksyjnych chlopaczkow, przy okazji pokazujac im troche zwierzat i roslin… Bardzo to byly egzotyczne spacery 🙂
Och, Lisku, ja kiedyś robiłem taki projekt dla dzieci, mający na celu oswojenie ich ze stworzeniem pod tytułem pies. 🙂 Głównie dla dzieci muzułmańskich (lęki „ideologiczne”), jak również afrykańskich, bez względu na wyznanie, bo w Afryce psy na ogół nie żyją w domach, tylko wałęsają się w półdzikich stadach i potrafią być niebezpieczne, więc lęk przed nimi nawet jest uzasadniony.
Dzieciaki mogły mnie dotknąć, pogłaskać, zobaczyć, że potrafię się czegoś nauczyć, a przede wszystkim że uwielbiam się bawić z ludzkimi szczeniakami. I do dziś, kiedy spotkają mamę, pytają, jak się miewa Bobik. 😀
Wcześniej tak przez wiele lat dzieci dopytywały się o psa Puszkina, który czasem dawał występy na różnych szkolnych uroczystościach. 🙂
A z czego sie to bierze, lisku? Przyroda jest troche trefna czy co? 😯
Noo, koszerna to ona raczej nie jest. Gdzie na przykład w przyrodzie trzymane jest mleko? W takim gruczole, który przecież jako żywo zrobiony jest z mięsa. 🙄
Tajemnica smolenskiej katastrofy lortniczej wreszcie rozszyfrowana i zlotymi zgloskami zapisana:
Gdyby nie zniesławianie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i współpraca premiera z Rosją, to katastrofa smoleńska nigdy nie miałaby miejsca – głosi uchwała Komitetu Politycznego PiS.
Sorry, Bobik. Wiem, ze chciales pomilczec. Ale nie dla psa kielbasa.
Inny cytat, z Jamie Olivera uslyszany przed chwila. Jamie tlumaczy dlaczego nie warto uzywac do jakiejs potrawy bekonu nie wedznoego, tylko zawsze wedzonego:
Bo nawet jeden plasterek bekonu daje potrawie takiego… kopa w tylek (kick in the backside)…
😆 😆 😆
Bless him.
Bobiczku @16;27, raczej z tłuszczu 🙄
Mam zamiar dziś konsekwentnie ignorować Prezesa i jego świtę. 👿 Niedziela jest, dzień boży, trza odpocząć. 😈
Nie wiem Kocie skad sie to bierze, choc czesto sie nad tym zastanawialam. Moze ogolnie taki gettowy strach przed wszystkim co nie jest bardzo znane, przed otwarta przestrzenia? Zydzi nie mogli posiadac ziemi wiec nie byli rolnikami, mieli mniej kontaktu z przyroda, mieszkali bardziej w miasteczkach… Za to chlop byl rolnikiem, i tak chlop jak i pan mieli psa podworzowego, a Zydzi chyba nie… A moze bieda, wiec co nie konieczne do zycia to szkoda karmic…? Nie wiem. A u Zydow z krajow arabskich to tak jak u muzulmanow. A tu dzis – w ortodoksyjnych szkolach uczy sie prawie tylko religii tz prawa talmudycznego, biologii czy nauk scislych prawie nie; troche matmy.
Ale te dzieci to juz dzis rosle chlopy, ja ich czasem nie poznaje, ale oni mnie i psa tez, i podchodza z szerokim usmiechem; wiekszosc to byly dzieci z rodzin sefaradyjskich, i nie bardzo zamoznych. A z jedna dziewczynka przyjazn sie utrzymala, dzwoni do mnie pogadac, a raz nawet poszlysmy we trzy (z psem oczywiscie) na babska rozmowe do kafejki 🙂
Bardzo wiele sie od tych dzieci nauczylam o wlasnym kraju.
No, ale mięsny ten tłuszcz, Pani Kierowniczko. I skóra na nim też mięsna. I w środku jakieś żyły, a pośród nich mleko chlupie… Żaden uczciwy rabin stempla koszerności na tym nie przystawi. 🙄
Lisku, co ja żartuję, to żartuję, ale jakiś sieriozny okruch w tym jest. Przyroda jest dla ortodoksów (różnej maści) niebezpieczna, bo prowokuje dzieci do zadawania pytań, na które czasem trudno udzielić ortodoksyjnych odpowiedzi. I często nie mieści się w kanonach obyczajowych. Takie zwierzęta domowe to potrafią całą misternie wypracowaną teorię o znajdywaniu dzieci w kapuście postawić na głowie. 🙄
Ludzkie środowisko łatwiej, zwłaszcza w gettcie, ukształtować tak, żeby do wyznawanych zasad przystawało. A ta przyroda zawsze z czymś skandalicznie nieprzystającym może wyskoczyć…
Bobiku, poki mleko w wymieniu wszystko w porzadku, bo to dla prawowitego wlasciciela (jagniecia/cielaka itp). Zakaz mieszania bierze sie z wersetu zakazujacego gotowanie baranka w mleku jego wlasnej mamy, a poniewaz nie wiadomo co od kogo, wiec na wszelki wypadek nie miesza sie w ogole, i to sie potem rozszerzylo.
Ja to w zasadzie wiem, Lisku, ale ponieważ zaliczam się do przyrody, to też sobie czasem lubię z jakimś odjechanym pomysłem wyskoczyć. 😆
Bobiku, a to akurat jest zupelnie inaczej: dzieci w kapuscie i od bociana to tylko w chrzescijanskich srodowiskach wychowanych na grzechu pierworodnym. W zydowskich rodzinach seks nie jest wcale takim tabu, wlasniwie jest mycwa, i nierzadko miewalam rozmowy na ten temat z ortodoksyjnymi znajomymi – i kobietami i mezczyznami, w sposob tak naturalne ze w chrzescijanstwie bylby w ogole nie do pomyslenia.
Bardziej do mnie przemawia chyba ten brak chlopskiej tradycji i znaczacego kontaktu z przyroda. To sensowne wytlumaczenie.
A co do stosunku do seksualnosci, to ona jest znacznie spokojniejsza w judaizmie niz w tradycji chrzescijanskiej. Choc kobieta menstuujaca jest „nieczysta” ( u Romow to nawet mi w poblizu kuchni nie wolno sie bylo pokazywac w czasie miesiaczki. Teraz juz jestem po wieki wiekow „czysta”, eeech!) .
Rzminelam sie z liskiem.
Ortodoksje są różne, jednym przeszkadza seksualność, innym jedzenie wieprzowiny, a jeszcze innym nauczanie teorii ewolucji, ale dla każdej z nich wnikliwa obserwacja natury może być niebezpieczna. W najlepszym wypadku prowadzi do wniosku, że nie wszystko zostało zapisane w świętych księgach i nad pewnymi rzeczami należy pogłówkować samodzielnie. W najgorszym wzbudza podejrzenie, że święte księgi w niektórych miejscach zwyczajnie mówią nieprawdę. Więc po cholerę ryzykować? 🙄
Z tym ze rozdzial jest mocniejszy, bo mezczyzna nie poda kobiecie (ktora nie jest jego zona, corka czy matka) reki, nie usadzie przy niej, i nie wolno mu byc z nia sam na sam w zamknietym pomieszczeniu (trzeba zostawic uchylone drzwi). Kiedy Dora opisywala tu kiedys jak jej ortodoksyjny kuzyn uciekal przed jej siostra, zapomnialam dodac ze jednym z powodow takich ucieczek jest strach czlowieka ortodoksyjnego ze swiecka osoba nie zna tych zasad i moze go nieopatrznie postawic w kompromitujacej sytuacji.
Zakaz mieszania miesnego z mlecznym jest skutkiem obcowania z plemionami arabskimi, gdzie kozle bylo czesto gotowane w kozim mleku i zabjane na oczach matki. Od okrycenstwa tej praktyki chciano sie odciac, stad szczegolowe reguly uboju i zakaz mieszania miesa z melkiem. .
Za to ortodoksyjni chasydzi maja do przyrody podejscie o wiele bardziej pozytywne i romantyczne, i nawet czesto modla sie w przyrodzie, czasem nawet w pojedynke.
No z teoria ewolucji mamy taki sam problem. Powiedziec komus takiemu ile lat temu byly dinozaury nie sposob 🙂
Tak naprawdę w przypadku miejskich gett żydowskich ja się zgadzam z myślą o braku tradycji obcowania z przyrodą. Zamieszać tylko trochę chciałem. 😉 Ale tak w ogóle, to zagrożenie dla wszelkich ortodoksji ze strony zbyt wnikliwych podglądaczy natury wcale mi się nie wydaje wydumane. Już niejeden od ortodoksji przez to odpadł. 🙄
Rzecz w tym, Bobiku, ze Zydzi – i to nie tylko ortodoksyjni – od stuleci usiluja pogodzic coraz nowsza wiedze naukowa z alegorycznym i metaforycznym jezykiem i rzeslaniem Biblii. Tym sie zajmowali od pokolen wszyscy ci medrcy, ktorzy pisali komentarze talmudyczne. I poradzono sobie dosc niezle – nawet na podstawie tych okruchow , ktore znam.
Chocby wspominane tu nieraz wyjasnianie Ksieg Rodzaju – oddzieleia czlwoieka od zwerzat, wygnanie z Edenu, bol rodzenia (wieksza glowa niz u wszystkich innych ssakow) etc. etc jest olsiewajace jako cwczenie intelektualne.
Wiec w zydowskich komentarzach nieczesto juz spotykasz sie z rozbieznoscia wspolczesnej wiedzy o czlowieku i swioecie. Nawet stworzenie swiata w szesc dni zostalo wytlumaczone, w sposob, ktory ie uraga naszej wiedzy o bing bangu.
Heleno, to bardzo zalezy o jakiej warstwie mowisz. Tak jak nie ma jednego chrzescijanstwa (rozne poziomy wiedzy i abstrakcji), tak samo w judaizmie, a moze jeszcze o wiele wiele bardziej.
Ale taki obrazek (b. Russel/F. Themerson) jest niestrawny rowno dla wszystkich: 😀
http://observatory.designobserver.com/slideshow.html?view=808&entry=5177&slide=21#slide
(to „wiele wiele bardziej” to w dol)
Chasydzi dawnych (czyt. przedwojennych) czasów i chasydzi dzisiejsi to całkiem dwa różne światy. W mojej rodzinie ze strony mamy jest tradycja, że wywodzimy się od samego Baal Szem Towa 😉 ale według opowieści rodzinnych wszystko było dalece bardziej związane z przyrodą niż dziś to sobie wyobrażamy. Zresztą mama urodziła się w małym miasteczku na Kresach, prawie wsi, i w obejściu były zwierzęta. Hodowało się krowę, zawsze pętał się jakiś kot. Ale psów nie było – i to mi się zawsze trochę dziwne wydawało; mama nigdy za nimi nie przepadała. Ojciec i owszem, kiedyś nawet próbował w dzieciństwie przemycić pieska do sierocińca, ale mu nie pozwolili. Dlatego kiedy chciałam mieć pieska, on był za, ona nie, i ostatecznie postawiła na swoim 🙁
O tradycjach rozmawiałam raczej z ciocią, siostrą mamy; były jej bliskie, także te religijne, ale w jej wierze, połączonej właśnie z więzią z przyrodą, wyczuwałam akcenty panteistyczne. To zresztą bardzo mi się podobało 🙂
Heleno, ja nie mówiłem o myśli żydowskiej, chrześcijańskiej czy muzułmańskiej jako takiej, tylko o ortodoksach. W chrześcijaństwie i w islamie też są nurty próbujące pogodzić święte księgi z nauką, nie tylko u Żydów. Ale bardzo wątpię, żeby przeciętny mieszkaniec Mea Shearim zajmował się subtelnymi analizami zgodności Księgi Rodzaju z teorią big bangu. Raczej mi się wydaje, że on swoje wie i „nikt mu nie przetłumaczy”. Dokładnie tak samo jak ortodoksowi w Montanie czy w Karaczi.
Wyrazilam sie nie dostatecznie precyzyjnie: chodzi mi o to ze sa bardzo rozne rozumienia judaizmu, rozniace sie stopniem abstrakcji, a rozpiecie od najmniej do najbardziej jest ogromne. We wszystkich religiach zreszta tak jest.
Teraz ja się łajznąłem z Liskiem. 🙂
Dokladnie tak, Bobiku.
Czytalam kiedys w Telegraphie bodaj, ze wychowaie seksualne w szkolach pojawilo sie przed wszystkimi innymi w szkolach zydowskich, ortodoksyjnych wlasnie, bez zadnych problemow z rodzicami.
Franciszke Thmerson bardzo lubie. Byla pare lat emu jej piekna wystawa w Edynbirgu (wespol z Kramsztykiem i J. Adlerem). Nie byla sama, ale sporo o niej pisano i reprodukowano – najchetniej Franciszke wlasnie.
Doroto, wlasnie chasydzi, ci dawni i ci dzisiejsi, maja z przyroda dobry kontakt i zwierzat sie nie boja. Chasydyzm byl wlasnie m.i. wyjsciem z sygagogi w przyrode, powiedzeniem ze mozna sie modlic jak sie chce i gdzie sie chce, na przyklad (wlasnie ciagle podawany) w lesie, miedzy drzewami. To byla czesc buntu przeciwko establishmentowi litwackiemu, romantyzm i emocja w opozycji do rygorystycznej nauki.
Przepraszam za literowke: Doro.
Z tego co piszesz, bardzo wyraznie wywodzisz sie z tradycji chasydzkiej.
Dzieki Bobiku za poprawke 🙂
Na górze Synaj
Bóg – I pamiętaj, nie gotuj nigdy koźlęcia w mleku jego matki 😎
Mojżesz – Oooo! Więc mówisz, że nigdy nie powinniśmy jeść mięsa i mleka jednocześnie.
B – Nie. Mówię, nigdy nie gotuj koźlęcia w mleku jego matki.
M – O, Panie, wybacz mi moją ignorancję! W rzeczywistości mówisz, że powinniśmy odczekać sześć godzin między zjedzeniem mięsa i mleka, aby nie spotkały się w naszym żołądku.
B -Nie. Mówię, nie gotuj koźlęcia w mleku jego matki!!!
M – O, Panie! Proszę, nie strzel we mnie piorunem za moją głupotę! Już wiem, powinniśmy mieć osobne naczynia na mięso i osobne na mleko i jak się pomylimy, to powinniśmy to naczynie zakopać…
B – Ech, Mojżeszu, do diabła, rób co chcesz!
Cubalibre, widze ze jestes Karaitą 🙂
A propos seksu… Wiecie, co mój ludzki brat mi zrobił? 👿 Wstawił do jutuba sceny łóżkowe z moim (i Julki) udziałem. 😳
Okej, jestem wybitną artystą wokalną, to mogę być i filmową, ale dlaczego musiał mnie szerokiej publiczności zaprezentować akurat w pornosie?
Bobiku, Twoje jaznie mi sie myla: jesli zrobil to Twoj ludzki brat, to w jakiej postaci wystepujesz na tych filmikach… ?? 😳
Zreszta jutuib jest pelen takich filmikow stworow wszelakich, serdecznie tego nie znosze i unikam, wiec nie ma szansy ze w czyjes zycie prywatne wdepne 🙂
Dywan znow zniknal ?!?!
Brat ludzki, ale moja postać psia. 🙂
Ja akurat filmiki ze stworami lubię bardzo, ale czym innym jest oglądanie innych zwierząt w akcji, nawet i łóżkowej, a czym innym samego siebie. 😳
A nie, znow sie pokazal… Jeszcze nie wyszlam z wczorajszej traumy… 🙂
Lisku, czy to nie Ty wczoraj chciałaś opłacać hakerów, żeby ponownie zniknęli Dywan? 😯
Karaitą? hm… Po sprawdzeniu w Wikipedii potwierdzam, że być może, przynajmniej częściowo – poprzez związki z Krymem i górą M. Python, skąd biorę proroctwa, którymi się czasem kieruję 😉
No jakże, lisku, Dywan jest jak zawsze 🙂
A Bobik to tak niby gada na tę Julkę i gada, a jak przyszło co do czego… 😆
Te związki z Krymem to poprzez krymskiego szampana…? 😉
Dywanu faktycznie przez chwilę nie było, ale to pewnie coś z serwerem. Grunt, że szybko minęło. 🙂
Cubalibre, swietna gora! Jest tam np. swietna teoria na temat dinozaurow 🙂
Bobiku, ale ja tym hakerom powiedzialam zeby troche poczekali zanim sie pozmywa i nowe prowianty kupi 🙄
lisku, mówią z Tobą o seksie a poważny i trudny temat dereniówki pomijają, ale ktoś tu musi być dorosły i Cię uświadomić. Z dereniówką jest – jak rzecze tutejsze porzekadło – tak jak z drapaniem się. Gdy zaczniesz, nie chcesz kończyć.
(nie, ta mordka do dinozaurow nie miala sie rumienic, miala sie smiac! Bobiku czy moglbys prosze poprawic?)
Andsolu, nareszcie sie czegos dowiaduje! A czy mozna to kupic w sklepach czy tylko sie robi prywatnie, a jesli w sklepach, to czy ma to jakas dodatkowa nazwe w innych jezykach?
Co do czego, co do czego, Pani Kierowniczko? 👿 Przecież w filmie tak się tylko udaje, a nie żeby naprawdę…
W końcu każdy musi jakoś zapracować na swój kawałek pasztetówki. 🙄
To z dereniówką nie można skończyć? A ja byłem cały czas przekonany, że to pigwówki dotyczy. 😯
A jeszcze a propos panteizmu, to najsmieszniejsza, fantastyczna ksiazka na ten temat (jednak raczej dla niewierzacych) to Fabryka Absolutu/ C. Capka. Jedna z moich najbardziej ukochanych.
A to a propos Gory z ktorej Cubalibre czasem wysluchuje proroctw:
http://www.youtube.com/watch?v=cAYDiPizDIs
Dereniowka po angielsku to chyba sloegin albo sloe gin. Bardzo tu ceniony, zwlaszcza jak ma odpowiedni wiek.
Kolega z pracy (redaktor religjny) kiedys mi wyciagnal ze sweo biurka ladna karafke i dal naparstek do sprobowania. Musialam potem latami poswiadczac wobec innych kolegow, ze byl to boski napoj.
Eee tam… Nic nie zastapi 15-letniego scotcha.
A po niemiecku Schlehenfeuer
Z pigwówką na pewno nie można skończyć. A jak skończy się butelka, to po kilku godzinach bardzo boli glowa. Autopsja 😉
Moja autopsja zaświadcza, że po pigwówce od Jotki nic nie boli. A, przepraszam – boli serce, że już się skończyła. 😉
Lisku, dziękuję 😆
Heleno,
Schlehenfeuer to nalewka na tarninie. Dereń to Kornelkirsche.
To znaczy wtedy, ze i sloe gin jest z tarniny, a nie derenia.
Jak najbardziej.
Blackthorn = Schlehdorn = tarnina
Dereń = Cornel lub Cornelian Cherry
Nnawiazuje to mojego tegorocznego motto: wiecej poezji. We wtorek sa urodziny Robbiego Burnsa. Z tej okazji pochlaniamy szkocki salcesonik recytujac ode Burnsa do haggis i inne jego wiersze.
http://www.theglobeandmail.com/life/travel/haggis-six-ways-to-eat-it/article1878817/
Ojej, Królik mi przypomniał, że obiadem trzeba by się zająć. 😉
To idę wymyślać i recytować ody do indyczyny (zostało z wczorajszej uczty bogów), ziemniaków z sezamem i mojej ukochanej rukoli. 🙂
lisku, znam jedynego na świecie człowieka, co z każdego derenia robi delicje. A zna się na nich jak Bobik na pasztetówkach. A mieszka duuuuużo bliżej Bobika niż mnie i tylko dlatego chodzę trzeźwy jak świnia.
Andsolu, a jak daleko ta kluczowa postac mieszka ode mnie? 😀
tak jak Bobik. Masz rację, że się niecierpliwisz, dość życia bez dereniówki.
Ale nie jestem mono-fanatykiem, jestem otwarty (to znaczy dziób) na wlew pigwówki.
Ale kluczową postać łatwo chyba odguglnąć sobie pisząc Irek plus dereń.
Cały dzień spędziłam ze staroangielskim, średnioangielskim i wczesnowspółczesnym angielskim.
Myślę w pentametrze jambicznym i mową z czasów Chaucera. Dobrze, że Rodziciele przyjechali i nakamili mnie tagliatelle z łososiem i szparagami i zostawili w lodówce tiramisu. Inaczej jechałabym na śniadaniu cały dzień.
Ale, jak dobrze pójdzie, w czwartek będę oblewać koniec sesji. Niestety, pigwówka się rozeszła na poprawinach po Sylwestrze… 🙄
Wysokoj strasti nie imieja
dlia zwukow żyzni nie szczadit’,
nie mog on jamba ot choreja,
kak my ni bilis’ otliczit’…
Alienor, spróbuj może wzorem Aramisa stworzyć poemat jednozgłoskowcem, odczepisz się od staroangielszczyzny…
No to jeszcze cos dla Alienor, z okazji Burns Daya:
http://www.youtube.com/watch?v=oUs-5dHFksw&feature=related
Kocham haggis. Zagryzany scotchem.
Zacni! Moja Ślubna, od której w międzyczasie oddaliłem się o 300km, ubawiła się setnie czytając Bobikowo – Niusiowe jadłospisy w poprzek epok literacko historycznych. Zauważyła jednak, że brak przepisów całkiem współczesnych oraz tych przedostatnich, PRLowskich. W ramach uzupełnień, menu współczesne:
pierogi polsko – ruskie w sosie masłowskim
móżdżek zniewolony a’la Miłosz na sucharkach emigranckich
polewka kardynalska z kluskami z dzieciątek niepoczętych
kura domowa parytetowana po gretkowsku z warzywami
biedronie z pstrąga tęczowego paradnego
filet z wisławy z ziarnkiem piasku
rydzyki z patelni
konkordatki wadowickie z kremem
No i pozostaje PRL tylko.
Pyszne!
Miozemy wlasciwie juz wydawac ksiazke kucharska/ 😆
Sam nie wiem, co lepsze. 😆 Móżdżek zniewolony, rydzyki z patelni, konkordatki wadowickie? A może jednak te biedronie tęczowe? 😈
No to kto się pisze na pisanie PRL-u? 😉
O rany! Nie trzeba dodawać?
Oddali mi internet ryjce jedne, ale będa jeszcze kopać ponownie za jakiś czas. Znowu rozkopią chodniki i zabiorą internet.
Bobiku,
ja dzisiaj cały dzień robie za latajacego holendra. Rano wysłałam maila (10:05). Nie wiem co go zżarło. Przecież internet był już oddany.
Przesłałam ponownie.
Zaraz odpisze na list wieczorny.
No widzicie? Berlinscy demonstranci przeciwko gmom pozazdroszcza Polsce tej kury domowej parytetowej! 😀
Ten mozdzek wlasciwie jest PRL-owski… Niesmiertelne danie! … 😉
Ponieważ nie było natychmiastowych zgłoszeń, machnąłem PRL sam. Ale można oczywiście dodawać pozycje. 🙂
Menu PRL-owskie
jerzyki diamentowe pieczone w popiele
bitki z jasienicy z gomułką sera
kasza nowohucka z ważykami
sznycel partyzancki po filipsku
kindziuk konwicki
kotlety z kartkówki jaruzelskiej
racuchy dobraczyńskie na słodko
kisiel z giedroyciami
Jotko, głównie o ten wieczorny mail mi chodzi, bo tam jeszcze konkretne punkty do uzgodnienia są.
Na tych ryjców to bym powiedział 👿 ale ja w zasadzie takich słów nie używam. 😉
Już odpisałam, wysłałam i leeeciii 😉
te ryjce niby ryją w słusznej sprawie, ale ja już nikomu nie wierzę, pewnie znowu jakaś mgła 👿
Boję się nawet lodówkę otwierać przez tę … piii … mgłę 👿
Ryjce oddali internet i zaraz w poczcie znalazłam życzenia na Dzień Babci od koleżki:
W poczekalni siedziała kobieta z dzieckiem na ręku i czekała na doktora. Gdy ten wreszcie przyszedł, zbadał dziecko, zważył je i stwierdził, że bobas waży znacznie poniżej normy.
– Dziecko jest karmione piersią czy z butelki? – spytał lekarz.
– Piersią – odpowiedziała kobieta.
– W takim razie proszę się rozebrać od pasa w górę.
Kobieta rozebrała się i doktor zaczął uciskać jej piersi. Przez chwilę je ugniatał, masował kolistymi ruchami dłoni, kilka razy uszczypnął sutki,w pewnym momencie zaczął ssać.. Gdy skończył szczegółowe badanie, kazał kobiecie się ubrać i powiedział:
– Nic dziwnego, że dziecko ma niedowagę. Pani nie ma mleka!
– Wiem – odpowiedziała – jestem jego babcią, ale cieszę się, że przyszłam.
No, kochani, a gdzie we współczesności zimne szwaje w galarecie z cytrynką pod setę? To nie wiecie, że szwaja po śląsku i wielkopolsku oznacza nogę???
Podobno z tych brzydszych nóg, ale ten szczegół możemy chyba pominąć.
Chyba kupię sobie nóżki i zrobię galaretkę, bo nabrałam ochoty. Tu się robi lepiej niż na blogu łasuchów, gdzie ostatnio królują zupełnie inne tematy.
Łasuchów tu też nie brakuje. 🙂 Ja się pierwszy do łasuchostwa mogę przyznać. 😎
Nisiu, jak te szwaje takie zimne, to może je podawać z masażykami? 😆
albo przyrządzać w kąpieli wodnej
Jeden z tekstów podesłanych przez naszą doktor od staroangielskiego do nauki:
In the beginning there was an island off the coast of Europe. It had no name, for the natives had no language, only a collection of grunts and gestures that roughly translated to „Hey!”, „Gimme!”, and „Pardon me, but would you happen to have any woad?”
Then the Romans invaded it and called it Britain, because the natives were „blue, nasty, br(u->i)tish and short.” This was the start of the importance of u (and its mispronunciation) to the language. After building some roads, killing off some of the nasty little blue people and walling up the rest, the Romans left, taking the language instruction manual with them.
The British were bored so they invited the barbarians to come over (under Hengist) and „Horsa” ’round a bit. The Angles, Saxons, and Jutes brought slightly more refined vocal noises.
All of the vocal sounds of this primitive language were onomatopoeic, being derived from the sounds of battle. Consonants were derived from the sounds of weapons striking a foe. „Sss” and „th” for example are the sounds of a draw cut, „k” is the sound of a solidly landed axe blow, „b”, „d”, are the sounds of a head dropping onto rock and sod respectively, and „gl” is the sound of a body splashing into a bog. Vowels (which were either gargles in the back of the throat or sharp exhalations) were derived from the sounds the foe himself made when struck.
The barbarians had so much fun that they decided to stay for post-revel. The British, finding that they had lost future use of the site, moved into the hills to the west and called themselves Welsh.
The Irish, having heard about language from Patrick, came over to investigate. When they saw the shiny vowels, they pried them loose and took them home. They then raided Wales and stole both their cattle and their vowels, so the poor Welsh had to make do with sheep and consonants. („Old Ap Ivor hadde a farm, L Y L Y W! And on that farm he hadde somme gees. With a dd dd here and a dd dd there…”)
To prevent future raids, the Welsh started calling themselves „Cymry” and gave even longer names to their villages. They figured if no one could pronounce the name of their people or the names of their towns, then no one would visit them. (The success of the tactic is demonstrated still today. How many travel agents have YOU heard suggest a visit to scenic Llyddumlmunnyddthllywddu?)
Meantime, the Irish brought all the shiny new vowels home to Erin. But of course they didn’t know that there was once an instruction manual for them, so they scattered the vowels throughout the language purely as ornaments. Most of the new vowels were not pronounced, and those that were, were pronounced differently depending on which kind of consonant they were either preceding or following.
The Danes came over and saw the pretty vowels bedecking all the Irish words. „Ooooh!” they said. They raided Ireland and brought the vowels back home with them. But the Vikings couldn’t keep track of all the Irish rules so they simply pronounced all the vowels „oouuoo.”
In the meantime, the French had invaded Britain, which was populated by descendants of the Germanic Angles, Saxons, and Jutes. After a generation or two, the people were speaking German with a French accent and calling it English. Then the Danes invaded again, crying „Oouuoo! Oouuoo!,” burning abbeys, and trading with the townspeople.
The Britons that the Romans hadn’t killed intermarried with visiting Irish and became Scots. Against the advice of their travel agents, they decided to visit Wales. (The Scots couldn’t read the signposts that said, „This way to LLyddyllwwyddymmllwylldd,” but they could smell sheep a league away.) The Scots took the sheep home with them and made some of them into haggis. What they made with the others we won’t say, but Scots are known to this day for having hairy legs.
The former Welsh, being totally bereft, moved down out of the hills and into London. Because they were the only people in the Islands who played flutes instead of bagpipes, they were called Tooters. This made them very popular. In short order, Henry Tooter got elected King and begin popularizing ornate, unflattering clothing.
Soon, everybody was wearing ornate, unflattering clothing, playing the flute, speaking German with a French accent, pronouncing all their vowels „oouuoo” (which was fairly easy given the French accent), and making lots of money in the wool trade. Because they were rich, people smiled more (remember, at this time, „Beowulf” and „Canterbury Tales” were the only tabloids, and gave generally favorable reviews even to Danes). And since it is next to impossible to keep your vowels in the back of your throat (even if you do speak German with a French accent) while smiling and saying „oouuoo” (try it, you’ll see what I mean), the Great Vowel Shift came about and transformed the English language.
The very richest had their vowels shifted right out in front of their teeth. They settled in Manchester and later in Boston.
There were a few poor souls who, cut off from the economic prosperity of the wool trade, continued to swallow their vowels. They wandered the countryside in misery and despair until they came to the docks of London, where their dialect devolved into the incomprehensible language known as Cockney. Later, it was taken overseas and further brutalized by merging it with Dutch and Italian to create Brooklynese.
That’s what happened, you can check for yourself. But I advise you to just take our word for it.
Jeszcze z PRL-owskich dan:
okularnik wędzony na zimno
sałatka studencka na kwaśno z jabłkami
eurydyki w czekoladzie
Ja myślę, że do ogrzania zimnych szwaj seta powinna wystarczyć. Klasycznie będzie, krążenie się poprawi…
A w jadłospisie brakowało mi jeszcze herbertów wedlowskich w czekoladzie.
Mógłby też być okularnik wędzony w empikach. 🙂 Aha, i grochowiak po brzydowsku. I ozór na szaro z mironkami.
Zabawny ten tekst o jezyku. I pewnie pomaga spamietac.
Walikczycy maja fatycznie oblakana pisownie – nie majaca nic wspolnego z tym jak slowo wyglada napisane. Nawet te zupelnie krotkie. Mielismy komentatora ktory sie nazywal Dalzyel. Ludzuie go wymiawiali „DALzil”, „dalZajel” „DeLzjel”. A on sie wymawial „diel”. To po jakie licho tam te wszystkie inne literki? Nie mozna bylo napisac Diel?
Cogitki St. Jacques
Udziec z barańczaka zapijany kryniczanką.
Niby taka bieda byla w PRL-u, a takie bogactwo potraw.. 😀
Grochowiak nie bardzo.
Heleno, oni w dodatku mają walijski potoczny i literacki, które inaczej się piszą i mówią/czytają 😯
Grochowiak turpista był, stąd „brzydkie” skojarzenie. 😉
Ciekawe ze solidarnosc nie ma ani jednej potrawy 😯 To co, tylko kuroniowka byla?
Ach tak, juz rozumiem grochowiaka 🙂
Machejki razowe ze śliwiakami.
Niestrawne 🙄
Solidarność chyba rzeczywiście głównie kuroniówką stała. 😉 Wymyśliłem tylko wałęsiki po kaczmarsku z gdańską wódką.
Nisia (herberty wedlowskie w czekoladzie):
W masie czekoladopodobnej! W opakowaniu zastępczym!
nalesniki z powielacza zawijane w ostrym sosie
No, nie tylko kuroniowka. A michniki koszerne?
Ach tak, na deser koniecznie wyrczek! 😆
Młodszemu pokoleniu pewnie trzeba wyjaśnić. Wyrczek pochodzi od skrótu wyr. czek. czyli wyrób czekoladopodobny. W pewnym momencie wyrczek się usamodzielnił i zaczął odmieniać przez przypadki: wyrczek, wyrczeka, wyrczekowi… itd.
frasyniuki mazowieckie w bibułach
grilowane wrzodaki na styropianie
lechówki na maśle z geremkami
OO! tak jak Franek, Franeka, Franekowi?
Dokładnie tak! 😆
Zestaw od Vesper bardzo smakowity. 😀
Ja tez tu sie skercam z smiechu.
Żegnam Koszyczek. Idę sobie pospać przed egzaminem.
Zjem jeszcze resztkę cząstek elementarnych na dobranoc.
PRLowskie menu jakoś mi nie służy.
Tylko nie grilowane wrzodaki, bo pawia puszczę!!!
Babilas – jak kiedy! Za wczesnego Gierka nie tylko w prawdziwej czekoladzie, ale i z orzechami!
To może jeszcze goździki kandyzowane do na-żerania (się)…
Sliczne slowo wyrczek, o wiele bardziej niz produkt 😀
Ale ze pora pozna, mnie sie skojarzyl z wyrkiem…
Alienor, tylko niech Ci nie przyjdzie do głowy zakąsić pozytonem, bo kolacja się anihiluje.
Zgadzam sie co do pawia…
do pod-żerania między posiłkami, najlepsze jest efeso
Znaczy, jutro kciuki za Alienor trzeba trzymać?
Żebyśmy chociaż wiedzieli, o której godzinie. Można by przed i po puścić, żeby kawę było wygodniej pić. 🙂
Pawia zostawmy na teraźniejsze niestrawialne. Tamtemu daliśmy radę, teraźniejsze zalega i muli
No, wszyscy lekarza mowia ze miedzy posilkami najzdrowiej jesc efes (po hebrajsku – zero) 😀
Dobranoc 🙂
no proszę, lisku, tu już wiemy, dlaczego żaden przyzwoity produkt z efeso nie miał prawa wyjechać 😈 Bo to było zero z przytupem, jak w piosence Lady Pank
Na-żeraniu był Leszek Goździk, skądinąd facet cudny i do zeżarcia, nawet w starszym wieku (w młodszym go nie znałam, niestety).
A dlaczego nie było jeszcze wrony duszonej z oliwą?