Blog, bloga, blogu…
Bobik siedział i gryzł w zamyśleniu klawiaturę. Labradorka początkowo nie śmiała przerywać mu twórczej zadumy, ale w końcu nie wytrzymała i zapytała delikatnie:
– Nie miałbyś ochoty na wylizanie mojej miski? Po brzegach jeszcze pełno pasztetu jest.
– Nie przeszkadzaj! – szczeknął z irytacją Bobik. – Nie widzisz, że zajęty jestem? Romansa piszę. Albo może kryminała. Jeszcze się tak całkiem nie zdecydowałem.
Labradorka nie wzięła pod uwagę, jak wrażliwi potrafią być twórcy i wypaliła dość obcesowo:
– Jesteś pewien, że piszesz kryminała, nie kryminał?
– Nie wymądrzaj się, bo ci już nigdy salcesona nie dam! – warknął Bobik – A nawet w nosa mogę przyłożyć. Ja sam chyba najlepiej nie całkiem wiem, co piszę.
Skarcona Labradorka przezornie weszła pod stół i kontynuowała indagację spod stołu.
– Myślisz, że już dorosłeś do takich długich form? Nie lepiej by było, żebyś zaczął od czegoś krótszego? Na przykład felieton jakiś mógłbyś napisać.
– Nie chcę felietona! – oświadczył Bobik tonem nieco marudnym.- Ani w ogóle żadnego artykuła do gazety. Postanowiłem spłodzić prawdziwego hita. No, tego… bezcelera. Żeby nie miał żadnego cela poza napełnieniem mi kieszeni.
Labradorka skrzywiła się z lekkim, ale zauważalnym niesmakiem.
– To może chociaż jakiś poemat? – zaproponowała.
– Ona chce, żebym poemata napisał! – zawył Bobik łapiąc się za głowę. – Czy ty już całkiem niedzisiejsza jesteś? Kto takie głupoty czyta? Jeszcze jakiegoś życiorysa sławnej postaci czy poradnika kulinarnego, to owszem, ten i ów do łapy weźmie. Kryminała albo romansa jak najbardziej. Ale wszystko, co wierszowane – do zajezdni. Wydawca nawet nie spojrzy. A o zrobieniu na tym majątka nawet nie ma co marzyć.
– Bobik, to pisanie kryminałów chyba źle na ciebie wpływa – powiedziała Labradorka z troską. – Może ty na razie tylko pisz ten swój blog, a nad resztą jeszcze się zastanów.
– No dobrze – zgodził się łaskawie Bobik. – Zastanowić się mogę. Ale nie uważasz, że powinienem jednak pisać bloga?
– Tylko czy to aby na pewno jest prawidłowo? – zawahała się Labradorka.
– Mniejsza o prawidłowość! – lekceważąco machnął łapą Bobik. – Najważniejsze, że nowocześnie. Wszytkie równiachy piszą teraz bloga. A ja chcę być równiachą, bo inaczej, no wiesz – nie mam szans zrobić tego majątka.
haneczko, w kwestii inne coś musi wzrosnąć to ja zdaje się mam nieco kobiecą naturę i co inne u mnie też jest w głowie, więc ogólnie rzecz biorąc nie jest dobrze.
Jotko, ja to pamiętam jako budowę dzidy bojowej. 😀 Wykład był hiperdokładny, bo dzida bojowa składała się z przeddzidia dzidy bojowej, śróddzidzia dzidy bojowej i zadzidzia dzidy bojowej. Przeddzidzie dzidy bojowej składało się z przeddzidzia przeddzidzia dzidy bojowej, śróddzidzia przeddzidzia dzidy bojowej i zadzidzia przeddzidzia dzidy bojowej. Śróddzidzie dzidy bojowej składało się z przeddzidzia śróddzidzia dzidy bojowej, śróddzidzia śróddzidzia dzidy bojowej, zadzidzia śróddzidzia…
No, czy sytem boloński rzeczywiście tak wiele zmienił? 😈
Jak pojąłem, andsolu, chciałeś dyskretnie dać do zrozumienia, że Tobie też się dziś goździk należy? 🙂
Bobiku,
dowcip o dzidzie przypomniał mi się właśnie w związku ze SMARTem 👿
Wrócił Sokrates. Jest jeszcze oszołomiony po narkozie i mocno zestresowany. Denerwuje go bardzo plastikowy „kapturek” na szyji, ograniczający mu dostęp do operowanego miejsca. Robi wszystko żeby go zrzucić i „schować się” przed nim. Mimo, że się zatacza, to mam wrażenie, że postrzelona łapka jest sprawniejsza. Na przemian złości się i skarży. Bardzo to smutny widok.
Zwierzęta po narkozie to w ogóle strasznie smutny widok, bo (jak wiem od nieludzkiego lekarza, a również z domowych obserwacji) mają wtedy skłonność do zachowań płaczliwych i depresyjnych. Ale to na szczęście przechodzi.
Bardzo czymam za Sokratesa, żeby wszystko poszło gładko. 🙂
Trudno zmusić jest leminga,
żeby w dzień nie chodził w stringach,
za to kiedy noc zapada,
leming szarawary wkłada.
Pyton, choćby psem go szczuli,
się nie zgodzi wdziać koszuli,
bo mu strasznie coś nie leży,
kiedy dusi go kołnierzyk. 🙄
W czarnym płaszczu w białe pasy
Z żółtym gorsem dla okrasy
Szkodził obcym i sąsiadom
Wrażliwości swej nieświadom
Strojny w jedwab i atłasy
I przygody ciągle łasy
Pęd ku modnym eskapadom
Zaprowadził go pod Radom
Wita polskie pola, lasy
Wszędzie proszek -hmm… ecstasy?
Uległ azotoksu śladom
Biedny żuczek z Colorado 🙁
Dowiedziono, że pantera
nader lekko się ubiera,
nawet w zimie miast panterki
nosi slipy lub bokserki.
Wedle świadków, marabuta
nie widziano jeszcze w butach,
bo dlań cała w tym podnieta,
żeby w samych żyć skarpetach.
„Nie bójcie się tłumów i przyjedźcie na beatyfikację Jana Pawła II – zachęca ks. Sławomir Oder. Do końca lutego udział w beatyfikacji zgłosiło tylko 11 tys. Polaków”.
Pewna mysz w mieście Koninie
nosi buty na słoninie
Zaś skarpety z sera brie
Wkłada rzadko oder nie 🙄
Chomik złości chomikową:
Pewnie chcesz mieć halkę nową?
Nie dostaniesz, bo ja za to
Kupię sobie pięć krawatów 😈
jeden lisek, znany sknera
Co dzień w lesie się rozbiera
Potem się tłumaczy chytrze
Że futerko mniej się wytrze 😎
Zagdakała pewna kura:
– Nie wystarczą mi już pióra!
Będę gdakać tak do jutra,
Póki ktoś mi nie da futra 👿
Z tego, co się wie o kotach,
mają zwyczaj spać w żabotach
i w sypialni nigdy kotów
nie uświadczysz bez żabotów.
Tu bywają także koty
Zdolne do brudnej roboty
Chwycą nawet się bejsbola
By mieć buty od Manola 😎
Zebry, mówią doniesienia,
świetnie czują się w więzieniach:
są ubrane zgodnie z modą
i ogólnie prym tam wiodą.
Usłyszały kurę liski
Chodźże kuro w me uściski!
Kurę piękną i brzydulę
Moim futrem wnet otulę 😎
Nie o ubiór drogie panie,
trzeba zawsze mieć staranie,
zamiast kiecki, futra
cheba (chyba 😉 ),
lepiej polecieć do nieba
http://www.youtube.com/watch?v=1YCJFRb8OKg&feature=related
Wydra nigdzie się nie rusza
bez strojnego kapelusza,
bowiem bez nakrycia głowy
bardzo trudno ryby łowić. 🙄
Rozmarzyła się żyrafa:
Gdzie jest jakaś pełna szafa?
Uprzykrzyły mi się łatki,
Teraz chcę mieć suknię w kwiatki! 🙄
Cała małpia kamaryla
Dziś wyśmiewa się z goryla,
Który nagle włożył spodnie
Twierdząc: „Będzie mi wygodnie…” 🙁
Wilk uwielbia kalesony
i pożycza je od żony,
mówią nawet nam przekazy,
że je nosi kilka razy. 😯
A w Warszawie, gdzieś na Freta.
Można spotkać w kratki kreta.
Teraz problem: skąd te kratki?
Czy to sweter, czy to gatki? 😯
Tu się Bobik myli srodze,
w życiu, żonie swej niebodze,
wilk nie skradnie kalesonów,
prędzej zechce jej nylonów,
aksamitów lub stilonów 😯
Ciągle słyszy się od płaszczek:
proszę nam dostarczyć płaszcze!
Płaszcza płaszczka się domaga,
bo bez niego jest jak naga. 😳
Kalesony żony snadnie
wilk ukradkiem czasem skradnie,
lecz by straszną dostał burę,
gdyby babci wziął kapturek. 😈
Kret, wiadomo, kreski lubi,
jedne znajdzie, inne zgubi,
w dół od gatek,
w górę ciągnie te od swetra,
zaraz kratka będzie ekstra!
Nosorożce z tego znane
są, że nigdy bez falbanek
nie przychodzą na koncerty,
więc falbanek mają sterty.
Co mu po kapturku babci,
wszak podobny on do kapci 👿
Od wzdychania do małolatów kapturków,
droga bliska do pensjonatu urków 🙁
Zapiszczała szara myszka:
Dziś wyglądać chcę jak pliszka!
Lecz czy to osiągnąć zdoła
Zakładając z piórek boa? 😐
Kiedy spyta ktoś gibbona,
czemu chodzi w pantalonach,
wzburza się to zmyślne zwierzę:
to co, mam w nich tylko leżeć? 👿
Oj, zbyt późno myszko mała
o tych piórkach pomyślałaś,
wszak już tylko godzin parę,
cieszymy się karnawałem.
Tuż za drzwiami popiół szary,
i pokutne szarawary, niczem stary wór 🙁
Poruszenie wśród owsików:
Chcemy chodzić w bereciku!
Bo owsiki nie są głupie,
Choć świat czasem ma je w… sienniku 🙄
Pekińczyka z Miasta Łodzi
Nic karnawał nie obchodzi.
Co dzień bierze go ochota,
Aby kostium wdziać Pierrota ❗
Pantofelka troska wielka,
by nie zgubić pantofelka
koniec końców tym skutkuje,
że go nigdy nie zdejmuje.
A kto tak łapkami fika?
To samica pancernika!
Lekka, wdzięczna dziś być chciała,
Więc sandałki zgrabne wdziała…
Waran dawno nie był w Warce,
bo tam trzeba w marynarce,
a warany, jak wieść niesie,
czują się najlepiej w dresie.
Koty nie mają ochoty,
na randki rozbierane,
mogłyby pomylić futra,
o wczesnej godzinie nad ranem.
Hipopotam łeb wynurzył:
Czemu jestem taki duży?
Chciałbym nosić gatki-figi,
Pić szampana, jeść ostrygi… 🙁
Pingwin robić za kelnera
się ostatnio nie wybiera,
bo to durne są wyskoki,
tam pracować, gdzie no smoking. 😈
Monika, za rajstopy serdecznie dziekuje (zobaczymy co powie moja zona na „obce” rajstopy w mojej szafie?) 🙂
do dnia 🙂
Słone łzy wylewa mrówka
Gdzieś jej zaginęła mufka
Pewnie znowu był tu słoń
Co mufkami zdobi skroń 🙄
Po podwórku chodzą kaczki,
Wszystkie bose nieboraczki,
A w dodatku nieodziane,
To są rzeczy niesłychane!
Choć serdaczek, choć kubraczek
Mógłby znaleźć się dla kaczek,
A na nogi – jakieś kapce,
A na głowy choć po czapce,
Bo to zima akurat,
Chwycił mróz i śnieg już spadł.
Poszły kaczki do krawcowej:
„Chcemy mieć kubraczki nowe,
Zimno wszystkim nam szalenie,
Pani przyjmie zamówienie.
Lecz uwzględnić pani raczy,
Że to ma być fason kaczy.
Tu zakładka, a tu szlaczek,
To jest coś w sam raz dla kaczek,
Krój warszawski, bądź co bądź,
Zechce pani miarę zdjąć.”
Potem kaczki na Królewskiej
Odszukały zakład szewski
I już pierwsza kaczka kwacze:
„Pan nam zrobi kapce kacze,
Takie małe, zgrabne kapce,
By na małej kaczej łapce
Należycie się trzymały
I na sprzączki zapinały.”
Odrzekł szewc, bo nie był leń:
„Zrobię kapce w jeden dzień.”
Już nazajutrz poszły kaczki
Do krawcowej po kubraczki
I po kapce na Królewską,
Ale wpadły w pasję szewską:
Szewc zażądał pięć tysięcy,
A krawcowa jeszcze więcej.
„Bez pieniędzy, drogie panie,
Dzisiaj nic się nie dostanie.
Zapytajcie zręsztą dam,
One to potwierdzą wam.”
Kaczki kwaczą i tłumaczą:
„Pieniądz nie jest rzeczą kaczą,
Żadna z nas się nie bogaci,
Nam za jajka nikt nie płaci.”
Ale na to szewc z krawcową
Powtórzyli słowo w słowo
To co przedtem: „Drogie panie,
Darmo nic się nie dostanie.”
Z tej przyczyny kaczy ród
Jest ubrany tak jak wprzód,
A tu zima akurat,
Chwycił mróz i śnieg już spadł.
Pan Brzechwa i ja życzymy Szanownej Frekwencji dobrej nocy 😆
Ryś beztrosko sobie bryka,
uszy kryjąc w nausznikach
bo pędzelki nad uszami
pomazane ma farbami. 😀
Z kokieterią kwacze kaczka:
czy nie cudnie mi w kozaczkach?
Zwłaszcza zaś mi się podoba,
jak pasują mi do dzioba.
Odgęguje biała gąska:
A cholewka nie za wąska?
Ja wygodę lubię w łapki,
Więc zakładam płaskie klapki.
Konik morski z bólem poniał,
jak go krawiec zrobił w konia,
szyjąc ancug mu wytworny,
ale nie wodoodporny. 🙁
Marzył sobie karaluszek
O rękawkach z samych riuszek,
Lecz, niestety, trudność taka:
Nie pasują mu do fraka 🙁
Wlasnie wrocilam z baletu ktory nie byl baletem lecz jakims godzinnym cwiczeniem 🙄 Tz (pisze bo oni wystepuja takze w Polsce) w wystepie pt. Max swietni tancerze zespolu Batsheva swietnie wykonuja cos czego nie ma najmniejszego powodu wykonywac publicznie.
Bobiku (18:32), to jest dokladnie to o co mi chodzilo 😀
Jotko (18:27), zaraz mi sie przypomni moja dwuletnia sluzba wojskowa Dzidy nie uzywalismy. Ale na strzelnicy dostalam dziesiec kul a mialam trzynascie trafien 😈 , widocznie sasiadki z obu stron pomogly…
A tu tak od reki powstala ksiazeczka dla dzieci wierszem 🙄 Nic z siebie dzis wydusic nie zdolam, wiec tylko ilustracja 🙂
Jedwabnik blady jak kreda
Musi własny kokon sprzedać
Żona mu nie daje spać
Chce kaszmiru 🙄 morwy nać 👿
Nie jestem całkiem pewien, czy ta książeczka tak w stu procentach dla dzieci. 😈
Nikt nie żąda od lemura,
by jak rockman chodził w skórach,
lecz ja mogę rzec wam z góry:
nie ujrzycie go bez skóry. 😎
No nie, jakichś rażących nieprzyzwoitości jak dotąd nie było. Ale można zacząć. 😐
Okej, nierażące nieprzyzwoitości uznajemy za stosowne dla dzieci. 😈
W stolicy żyje biedronka
Co lubi chodzić w walonkach
Jest plotka, że ani chybi
Pojedzie latem na Sybir 😎
Obwieściła kiedyś panda:
bez odzienia żyć to granda,
widać wszystkie kilogramy…
Od dziś nie śpię bez piżamy!
Ktoś mi chciał zrobić wczoraj zupę z goździka? Zasługuję. Ale niech zostanie na następnego 8 marca.
AAAAAAAAA
LLLLLLLLLL
EEEEEEEEEE
LLLLLLLLLL
EEEEEEEEEE
J J J J J J J J J J
EEEEEEEEEE
Elegancki drób
trzyma buzię w ciup
gdy ich cała zgraja
robią sobie jaja…
No, przyszedł zeen, to będzie nie dla dzieci 😉
Podziw budzi ubiór lisa,
co ma ogon cały w plisach,
na guziczki, z frędzelkami,
że aż sam Armani zamilkł.
Ojej, nie wiem, czy zdołam się tak nagle przestawić na zeenomodus nie dla dzieci. 😈
Najpierw wypić trochę Chablis
pozbyć się ineksprymabli
i dopiero wytrzeszcz oczu
w czasie oddawania moczu…
Kameleon z tego znany,
że w odzieży lubi zmiany,
chciał zaskoczyć otoczenie
i oświadczył: nic nie zmienię. 😛
Widzę, że dzisiejsza impreza już dobiegła końca, więc wrzucam jeszcze kilka niedobitków i mówię dobranoc. 🙂
Wydziergała pewna dama
sweter dla hipopotama,
chcąc zwierzowi się przysłużyć,
ale sweter był za duży.
Nie ośmiela się indyczka
wyjść na spacer bez szaliczka,
bo przez szyję wydłużoną
łabędź woła do niej: żono!
Rozmyślają dromadery,
czy do twarzy im w burberry,
ale żaden z nich nie pyta,
czy im aby do kopyta.
Wyśmiewano kaszalota,
który mokro miał w galotach,
a on bronił się szalenie:
winne moje otoczenie.
Rozważała cała fauna,
czy wypada kostium klauna
nosić, gdy się jest zwierzęciem,
czy to będzie miało wzięcie.
Na to głośno pies zaszczekał:
robić z siebie mam człowieka?
Nie, za wszystkie skarby świata,
to już goły wolę latać. 😈
Zapytywał zimorodek,
gdzie też tutaj jest wychodek.
Na to gęś mu tak odgędzie:
W tym lokalu można wszędzie.
A to Tuwim ze Słonimskim i nie wiem, czy nie z Magdaleną Samozwaniec.
Albo tak (też oni):
Słoń z kataru aż się mieni,
schował trąbę do kieszeni.
Lecz to bardzo niewygodnie –
katar cieknie mu przez spodnie.
Płakał kiedyś mój przyjaciel Andrzej Mendygrał, zdolny poeta, a poza tym kapitan, że się nudzi w rejsach. Pływał akurat „Oceanią” na Szpicbergen z naukowcami. Naukowcy robili swoje, a on się nudził. Więc mu poradziłam, żeby owinął nóżki kocem, żeby nie dostać grypyi pisał wierszyki dla dzieci celem sprzedaży i zarobienia pieniędzy. Na to on – ale o czym?! No to ja mu tłumaczę: masz dużą wiedzę, pisz chociażby o morskich zwierzątkach. Jędruś uznał, że rada dobra i popłynął marznąć pod Szpicbergenem, Po jakichś trzech tygodniach dzwoni do mnie i mówi: wiesz, nawet napisałem te wierszyki i nawet o zwierzątkach, ale wszystkie co do jednego wyszły nieprzyzwoite…
No i rzeczywiście. Jak je wykopię nie wiem skąd, to coś Wam podeślę z polarnych mendygrałek.
A na razie luli idę. Dobrej nocy.
Jakoś mi tam niegramatycznie powychodziło, ale już mi się chce spać i to chyba dlatego… 🙄
Tyle wiersza zainspirowanego rajstopami z okazji Dnia Kobiet! Na koniec zas na golasa, bez niewymownych. Wena zeena!
srodowe 🙂 🙂 🙂 🙂
brykam
brykam filam 😀
Jej!
Wierszyki pomogly i czymanie tez! W nosie mam klopoty, niech one sie martwia.
Z tematyki wojskowej to pamietam łopatkę saperska z trzonkiem z drzewa genealogicznego.
Dzień dobry,
mailowa nowa oferta Wydawnictwa ZNAK do mnie przyszła.
Maleńki z niej cytat:
„ZŁOTE ŻNIWA będą największym wydarzeniem książkowym 2011 roku”.
Ja wiedziałam, że tak będzie….
Na stronie Wydawnictwa można poczytac kilka stron tej książki.
Nocne wierszyki przecudne!!! 😀
Dzień dobry 🙂 Podobno Germania wykorzystała już przydział słonecznych dni na marzec i teraz będzie tylko gorzej. 🙁
Ale póki Ryś fika, na blogu mamy słońce nawet w deszcz, więc nie będę się zamartwiał. 🙂
Zwierzak nasunął mi myśl, że można by też zrobić sesję wierszyków ogólnowojskowych. Tylko że dziś ja nie bardzo mam możliwość, bo zajętość będzie mnie trzymać, po części terenowa. Jutro też. Niemniej jednak nie twierdzę, że w piątek sobie nie odbiję. 😀
Blogowisko, popiół gotowy? Chyba nie odmówimy sobie okazji do odpokutowania wszystkich bluźnierstw i herezji, które tu padły i zapewne jeszcze niejeden raz padną? 😛
Uwaga, syppieeemyyy…
Tylko nie po oczach, proszę! 😎
Dzien dobry 🙂
Bobiku, a diamenty tez sie bedzie sypac ? ::
Nocna rewia mody zwierzecej cudowna!
A propos zyjatek morskich, trafilam kiedys na wyprzedazy popularno-naukowa ksiazeczke po polsku wydaną w 1905 (z dedykacja z 1913) p.t. Zycie w Oceanie / M. Stefanowskiej. Czyta sie to jak bajko-poezje, przesliczne po prostu. Oto urywek (w pisowni oryginalnej):
“Chodacznik niewłaściwie nazwany został ‘pustelnikiem’, żyje on bowiem w swej skorupie nie sam jeden, lecz w licznem towarzystwie, jak się o tym zaraz dowiemy. Gdy za pomocą sieci wyciągnie sie z morza kilka okazów chodacznika, to zdarza się bardzo często, że na powierzchni niektórych muszli siedzi wielki ukwiał, zwany przez przyrodników Adamsia polliata […]. Jestto godne uwagi, że Adamsia nie obiera sobie nigdy siedliska na pustej muszli […], tak, iż gdy widzimy, że ukwiał ten osiadł na skorupie, to możemy być pewni, że zamieszkał w niej chodacznik.
Jaki stosunek łaczy te dwie istoty, tak różne pod względem organizacyi? Dlaczego drapieżny chodacznik nie pożera smacznego kąska? Widzieliśmy, że chodacznik jest mądrem i pełnem przezorności zwierzątkiem i dlatego właśnie przyjaźni się z ukwiałem, który, osiadłszy na muszli, broni do niej przystępu innym zwierzętom, gdyż odstrasza je swemi mackami, gotów jest bowiem w każdej chwili jak piorunem razić je parzydełkami, a broń ta przeraża nawet tak duże zwierzęta jak ośmionogi. W zamian za swą przysługę ukwiał żywi się okruchami, spadającemi ze stołu chodacznika. Jestto więc współka zawarta w celach wzajemnej pomocy i oba te zwierzęta dobrze rozumieją swą korzyść obopólną. Mówią, że gdy nadchodzi czas zmieniania muszli, chodacznik biernatek porozumiewa się widocznie ze swym towarzyszem, gdyż ukwiał opuszcza muszlę, przechodzi na grzbiet skorupiaka i czeka tam, dopóki ten nie obierze sobie innego mieszkania; wówczas ukwiał osiada na tej nowej muszli i w dalszym ciągu strzeże swego przyjaciela. Zdarza się niekiedy, że ukwiał przypadkowo ześliźnie się i spadnie z muszli, wówczas chodacznik ostrożnie umieszcza go na dawnem miejscu. Mówią nawet, że chodacznik pamięta o tem, aby jego towarzysz nie był nigdy głodny i sam podaje mu łaskawie kąski.”
Gdzie jest wynajem ukwiałów?
Prześliczne, Lisku. 🙂 Też uwielbiam takie książki. 😀
Aczkolwiek nie mogę ukryć, że mnie licho siedzi za uszami i cały czas coś przekornego podszeptuje. Teraz na przykład przypomniało mi tekst o ślimakach, z Piwnicy, czytany przez Zachwatowicz. 😈 Nie mam czasu szukać tego po necie, ale gdyby ktoś odnalazł i wrzucił, potrafiłbym się zdobyć na wdzięczność. 🙂
Andsolu, a dlaczego te wiały musisz koniecznie wynajmować w UK? Do amerykańskich wiałów nie byłoby Ci bliżej? 😎
No, co jest z Wami? Ja już zawzięcie pokutuję. 😈
Przy okazji informuję, że w moim pokutnym wierszyku cytaty z maili, które cierpliwie uświadamiały mi ogrom moich grzechów, nie są wzięte w cudzysłów, bo u nas taki ostatnio panuje obyczaj. 😛
Łka cicho Bobik, chodzi jak struty,
chmurne ma loczki nad czołem,
bo Straszna Środa w ramach pokuty
dała mu kawę z popiołem.
Niechaj moralny zrozumie karzeł,
pijąc tę wstrętną miksturę,
że sprawiedliwość wreszcie ukarze
jego występki ponure.
Popielnym smakiem już się odbija
każde bezecne szczeknięcie,
i widzi Bobik – Jezus, Maryja! –
jakim był podłym zwierzęciem.
Już włosienicę zakłada burą,
kadłub ukrywa pod stołkiem,
jęcząc: żydowską-m jest agenturą,
oraz niemieckim pachołkiem.
Wciąż wyskokowych imam się trunków,
z Bogiem bezczelnie gram w kości,
zero pod czaszką mam pomyślunku
i zero kreatywności.
Z patryjotyzmu robię mielone,
honor oddaję za boczek.
Och, chyba sam się piekłem pochłonę
i sam dam sobie wyroczek.
Nawet w anioła bym się przerobił,
ale to sprawa nieprosta…
Gorzko, oj, gorzko płacze ten Bobik,
bo jeno sznur mu się ostał. 😥 😥 😥
No, ja pokute mam dopiero w pazdzierniku 😀 Bobiku, co do wkladania wlosienicy, czy ekwiwalentem moze byc serdeczne usciskanie sie z terierem ostrowlosym ?
Jamnik ostrowłosy też może robić za ersatz włosienicy. 🙂
Chcę Wam w ten pokutny dzień wyjawić, że nie wszystkie maile uświadamiające zawierają obelgi pod moim wyłącznie adresem. Niektóre są skierowane do całego Blogowiska, czyli i do Was. Niech więc każdy na własną rękę /łapę odpokutuje za to, za co mu się należy. 😎
A przypomniały mi się te uświadamiające maile trochę w związku z wczorajszym (i nie tylko) wieczorem wierszykowym. Jedna z list zarzutów zawierała mniej więcej coś takiego: jeszcze nie widziałem w necie miejsca, które reprezentowałoby takie zero myśli i zero kreatywności. 😈
Grzeszne dzień dobry 🙂
Bobiku,
czy dużo tej mailowej „literatury” do Ciebie przychodzi?
„Zero myśli i zero kreatywności”!!! 🙂 Ktoś z bezsilności musiał to napisac. 🙂 Zazdrośnicy!!!!!
Siedzi Bobik, kawę żłopie –
taki piesek dziwny!
W pasztetówce dołek kopie –
zwierz niekreatywny.
Nagadali Bobikowi,
że nie ma talentu,
wdzięku, smaku, pomyślunku
i temperamentu.
O seppuku nad tą kawą
myśleć już zaczyna,
bo jak może żyć wśród ludzi
dekadencka psina???
Ech, Bobiku, mógłbyś wreszcie
zebrać się do kupy
i tym wszystkim malkontentom
poobgryzać… nio.
Najlepiej popełnić seppuku
przez śmianie się do rozpuku. 😈
Mar-Jo, przypływy literatury karcąco-ubolewającej są nieregularne. Po niektórych wpisach następuje jej wysyp, a potem są okresy ciszy. Pewnie w oczekiwaniu, że teraz to już się poprawię. Ale ze mnie takie bydlę, że nie potrafię sobie tych dobrodusznych napomnień wziąć do serca i zmienić swego łajdackiego postępowania. 😳
Bobiku, chyba warto sie spierac tylko z taka krytyka, ktora nie wynika z ogolnej i szczegolnej niecheci, i jest podparta jednak jakas argumentacja, z ktora mozna wejsc dyskusje (a i wtedy pozostaja ograniczenia czasowe). A poza tym i tak wszyscy z wszystkimi na wszystkie tematy pewnie nigdy sie nie zgodza, and that’s OK too. 😉
A co do popiolow, to wole sobie o nich pomyslec e.e. cummingsem:
into the strenuous briefness
Life:
handorgans and April
darkness,friends
i charge laughing.
Into the hair-tints
Of yellow dawn,
into the women-coloured twilight
i smilingly
glide. I
into the big vermillion departure
swim,sayingly;
(Do you think?)the
i do,world
is probably made
of roses&hello:
(of solongs and,ashes)
I dziekuje Ci za jeden dodatkowy dzien, potrzebny do nadrobki spoznienia. Bardzo sie przyda. 🙂
“Zero myśli i zero kreatywności”… hmm, a opiniodawca sie tym zaczytuje pewnie w ramach umartwiania sie ? 😈
Nisiu, odgryzac im nie warto, musi strasznie niesmaczne 😀
Czy seppuku to od sepulcre?
Nie tylko Treblinka.
http://tygodnik.onet.pl/35,0,60459,goraczka_zlota_woswiecimiu,artykul.html
Lisku, seppuku to jest japąski, baaardzo nieapetyczny patent na autodestrukcję.
Proszę mi nie poprawiać japąskiego, używam tej formy odkąd usłyszałam jak konduktor na peronie o północy tłumaczył zdenerwowanej pani, której sprzedano jakiś lewy bilet: Ja nie jestem, proszę pani, japąska maszyna, żebym wszystko wiedział.
Siadł Japączyk na swej macie w kimonie, bez laczków,
po czym zgrabnym cięciem miecza pozbawił się flaczków.
Ot, co.
Aha, ja to znam jako harakiri 🙂
Zjadł Japączyk ryż z szafranem oraz piri-piri.
Tak go żarło, że se wolał zrobić harakiri.
Ale najpierw wypił sake… i już w dal pomyka –
Harakiri czy seppuku – nie dla Japączyka! 😉
Zrobił seppuku Japączyk z Sapporo –
flaczków mu z brzuszka wylazło dość sporo.
Pozbierał je w kankę,
przyrządził kaszankę.
Zeżarł i kojfnął, po czym stał się zmorą.
Niedaleko miasta Leska
mieszka ciotka Makabreska.
Połyka dzieci,
na blogach śmieci
i hoduje rzadkiej rasy pieska.
Nisiu, Japączykiem mnie dobiłaś. Dużo zniosłam, ale tego już nie 😆
Stary samuraj z wyspy Hokkaido
Rozpruł kimono naostrzono dzido
W lot wietrzyk od Fudżi
W nim zmysły rozbudził
I teraz mu rośnie libido
Czy pies Bobik
zna sposobik
harakiri
jak się robi?
Scyzorykiem
czy kidżałem,
mieczem, szablą,
puginałem?
Może lancą,
piką twardą,
włócznią, szpadą,
halabardą,
czy rapierem,
czy sztyletem,
czy kordzikiem
lub bagnetem?
Żyleteczka
czy się przyda,
może lepsza
będzie dzida???
Ot, kłopocik
jest z wyborem…
Lepiej walnąć
w łeb toporem…
Haneczko, nie możesz być taka nadwrażliwa, bo Ci zaszkodzi.
Pojechała Hania mała
do Japonii nabrać ciała.
Japączyk z łuku
robił seppuku.
Odtąd Hania flaczków nie jadała…
Już mi zaszkodziło, nerwobóle posiadam i powinnam trwać w stuporze 😉
krwawy wieczor a narzedzi czynu bez liku
na uspokojenie „nerw”:
http://www.youtube.com/watch?v=TJBxzSPjWwk
dobranoc 🙂
Pewna Nisia (zasiedla Pomorze)
raz głupawki dostała, niebożę.
Makabrycznych wierszyków
napłodziła bez liku.
Teraz wisi. Zdejmijcie ją może…
Ryś Blogowy, mieszkaniec Berlina
każdy wieczór z Niemenem zaczyna.
Aż – nie śmiejcie się ze mnie –
Ryś utopił się w Niemnie.
A przemiły był z niego chłopczyna…
Haneczka to dziewczę jest hoże,
lecz żre ją nerwoból, mój Boże!
Porada doktora:
zachować stupora!
A ona w stuporze – nie może!!!
Pewien Bobik, kudłaty bradiaga,
przed łykaniem pigułek się wzdragał,
gdy miał zgagę po zbuku,
robił sobie seppuku,
mrucząc: tak, to na brzuszek pomaga.
Nisiu, 🙂 😀
jeszcze przed snem, dla niemieckogadajacych, czytajacych, sluchajacych: Daniel Cohn-Bendit wulkan emocji
http://www.zdf.de/ZDFmediathek/hauptnavigation/sendung-verpasst/#/beitrag/video/1279682/Cohn-Bendit:-Europa-muss-Gaddafi-stoppen
teraz sen 🙂
Śmiejta się śmiejta. Z 36 spadłam na 34 i zaczynam klekotać gnatami 😯
Nie widzę Jotki, czyżby coś nie tak z Sokratesem?
Podstarzały Japączyk spod Kioto,
wciąż się krwawą zajmował robotą.
Gejsz prosiło bez liku:
skończ już z tym, Japączyku,
a on śmiał się i odjeżdżał Toyotą.
Haneczko, klekotanie gnatami to już naprawdę nie zabawa. 🙁 Może jakaś dieta dotuczająca by Ci się przydała?
Chociaż właściwie ja tak gadam jak ten kocioł, co przyganiał. 😳
Każdemu to, na czym mu mniej zależy. Ja tyję od samego patrzenia na żarcie.
Haneczko, znaczy musisz się wybrać do Japonii, nabrać ciała (proroczam!!!). Tylko jak zobaczysz, że ktoś chce zrobić sepukku, uciekaj, bo Cię znowu zbrzydzi.
I jedz same desery na wszelki wypadek. Takie z bitą śmietaną.
Harakiri prawidłowe
dumnie, bez zmrużenia powiek,
się popełnia w sposób stary,
przy pomocy sztućców pary,
które się wytwornie trzyma
i przyciska się palcyma,
operując z wielką wprawą,
jakby brzucho było strawą.
Zgrabne cięcie przez żołądek,
sztychów po wątrobie rządek,
szybki przeskok na śledzionę
i zadanie już skończone.
Tak popełnić harakiri
może i subtelny liryk.
Nudno wciąż japączykować
zmieniać trzeba sobie słowa
Wszak otwarta, zdolna głowa
może też pochinczykować…
np:
U źródła górskiego strumyka
rozłożył Japączyk Chińczyka
a kostek po górach szedł gruchot
rozłożył go bowiem na sucho…
Nisiu, od patrzenia miałam w wieku lat nastu, potem mi nieodwołalnie przeszło.
Seppukowi chętnie odstąpię nerwobóle, niech wie, że raz to za mało 😈
Dobranoc 🙂
Dopadł w górach Himalajach
Tybetańczyk raz Masaja.
Rzucił go na głazy
jakieś cztery razy
– co się Masaj po górach moich szlaja!
Znalazł ren zmarzniętego Eskimosa
i zaryczał nad zewłokiem „Lacrimosa”.
Zewłok otworzył oko:
Ryczysz ton za wysoko!
Zszedł na dobre i poleciał w niebiosa.
Dziś jestem głównie od czytania i sięśmiania. 😀 Główka już zmęczona i samodzielnego wymyślania odmawia. 🙄
Az mi zal, ze jestem taka upiornie prozaiczna 🙂
Wierszyki przecudne.
Bobiku, ty to masz nieustajacy popielec z tymi uswiadamiajacymi mailami od zyczliwych, wiec juz sie niczym nie posypuj!
Mar-Jo,
Urban pisal, ze dokladnie to samo dzieje sie wspolczesnie we Wroclawiu. Moze to taki nowatorski acz obrzydliwy sposob na poszukiwanie zlota?
uratowany z glebin Niemna (?)
brykam
🙂
Haneczce nie tylko apetytu ale i rozmiaru wiekszego
kazdemu pogody sprzyjajacej brykaniu 😀
brykam fikam
Dzień dobry,
dużo cieplej, ale pochmurno.
Wczoraj Sokrates wyglądał okropnie. Jak przetrącony psychicznie. Pod wieczór zaczął przypominać naszego kota. Niestety łapkę trzyma nadal podkurczoną. Mam nadzieję, że to ból mięśnia a nie uszkodzony nerw. Dzisiaj kontrolna wizyta w lecznicy.
Przeczytałam w ostatniej papierowej Polityce urodzinowy wywiad Żakowskiego z Wajdą.
Mówi Wajda:
Wie pan, jaki film bym teraz nakręcił, gdybym nie kręcił filmu o Wałęsie? … „Zemsta krzyża”. Bo kluczem do polskiej sytuacji wydaje mi się Kosciół. Jego rola w Polsce. Uporczywe próby odcięcia nas od świata. Zamknięcia w tej katolicko – narodowej klatce. Żebyśmy się tylko, broń Boże, nie zsekularyzowali i nie przestali chodzić do kościoła. A Zachód, modernizacja, dobrobyt – to sekularyzacja. Kościół się tego boi. Więc hamuje jak może. Za wszelką cenę odgradza nas od świata. Jeżeli to się uda, żadne pomysły Boniego, Balcerowicza ani nawet Tuska już nam nie pomogą.
Czyli Mistrz mówi dokładnie to, o czym ja tu klepię uparcie aż do zdarcia klawiszy 😉
Haneczko, bardzo mnie niepokoi Twój fizyczny całokształ 🙁
Chyba zrobię jakiś zajazd na Twoje włości, żeby się temu osobiście przyglądnąć. Lepiej zdrowiej i przybieraj na wadze, jak nie chcesz mieć mnie na karku 🙄
Lisku,
oglądałam wczoraj film „Monachium”. Atak na reprezentację Izraela podczas olimpiady w 1972 i potem pościg za terrorystami. Wstrząsający obraz spustoszeń psychicznych po obu stronach. Dyskretnie pokazany ich ludzki wymiar. Cynizm tych, którzy nieźle na wojnie zarabiają – „żeby utrzymać rodzinę”. Aż strach pomyśleć, że ta wojna ciągle trwa. 🙁
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/wybory-z-nowa-opcja-zaden-z-powyzszych,1,4206418,wiadomosc.html
Dzień dobry 🙂 Nie wiem, jak ten Ryś to robi, że u niego pogoda brykaniu zawsze sprzyja. U mnie dziś całkiem niebrykliwie, ziąb, czarne chmury i widać, że zaraz się coś z nich poleje. 👿
I źle spałem, i łapkę sobie skaleczyłem (ten cholerny karnawał! Jeszcze po nim kawałki szkła na ulicach się czają!), i kołtun okropny na ogonie mi się zrobił, i rąbek u spódnicy mi przeszkadza… 😥
Kościół na pewno się boi utraty wyznawców i swojej pozycji, ale chyba jest w tym coś jeszcze. Duchowni sami zamknięci są w umysłowej klatce. Przez system kształcenia, przez skoszarowanie w zakonach, przez celibat, odcięcie od nurtu normalnego życia, swój system nakazów i zakazów, nieustanne obracanie się w specyficznym środowisku, w którym wychylanie się jest bardzo niemile widziane… A i przez bycie konserwatywnymi Polakami. Większość z nich nawet nie tyle nie chce, co nie potrafi inaczej. Więc nie tyle perfidnie zamykają innych w klatce, co po prostu sami żyjąc w klatce nie wyobrażają sobie życia poza nią, albo wydaje im się ono straszne i wrogie, więc starają się przed nim ustrzec swe owieczki.
Nie ma co całej winy zwalać na Kościół. On działa w swoim interesie, co nie jest takie znów nienaturalne. Duchowni są jacy są, bo nie potrafią się wyrwać ze swoich ograniczeń, czyli podskoczyć wyżej d… Ale co powiedzieć o społeczeństwie, które truciznę łyka jak gęś kluski i jeszcze kłania się nisko trucicielowi, śpiewając na jego cześć hymny pochwalne i oddając mu swój majątek?
Dlaczego KK w różnych krajach różną twarz ujawnia? Bo nie byłby w stanie przeżyć będąc całkowicie przeciw społeczności. On żyje z niej, więc musi się do niej do niej dopasować i w jakimś stopniu spełniać jej oczekiwania. W dłuższych przedziałach czasowych zaczyna działać zasada – jak społeczność, taki kościół.
Więc nie walmy wyłącznie w KK (choć jemu też się należy 😉 ), ale i w swoje własne, polskie z dziada pradziada piersi też się walnijmy.
Czy ktoś potrzebuje niszczarkę do dokumentów? Mam jedną na zbyciu. Dotąd ćwiczyła głównie na srajtaśmie i rolkach kuchennych, ale okazało się, że i dokumenty szybko na strzępy potrafi przerobić.
Obudowę ma dość estetyczną. W szaro-czarne paski, z białym spodem. Zjada w sumie nie tak wiele, więc w eksploatacji droga nie jest.
Tylko weźcie ją sobie szybko, zanim ja ją rozerwę na strzępy! 👿
Społeczeństwo jest kluczem do sprawy. Polskie postrzegam w dużym stopniu jako niedojrzałe, infantylne i zahukane. O ile w grupie bez księdza Polak jest odważny i potrafi zawzięcie tokować o wadach kościoła i jego funkcjonariuszy, to postawiony twarzą w twarz ze swoim proboszczem zachowuje się często jak królik wobec kobry albo pies wobec tresera, podwija ogon i robi co nakazane, a jak jeszcze zostanie za to pochwalony to merda z radością 🙄 Potem miewa kaca, którego odreaguje na słabszych od siebie…
My jako społeczeństwo też mamy duże trudności z wyjściem z klatki i podejrzewam, że grają w tym rolę zarówno nasze kompleksy, jak i coś w rodzaju „syndromu wyuczonej bezradności”. Jak się komuś nie udaje ileś tam razy, to już przestaje nawet próbować. Polska skorupka od najmłodszych lat nasiąka zawstydzaniem i groźbą odrzucenia, jeżeli odmawia nasiąknięcia katonarodowym sosikiem, więc co się dziwić, że im starsza, tym bardziej trąci.
A co się dzieje z tymi, którzy jednak odmawiają? Czy mogą sobie spokojnie żyć obok, „równolegle”, jako jedna z opcji? A guzik! Nieustannie muszą się spierać, walczyć, udowadniać, że też są Polakami i może niekoniecznie gorszymi. Nie wszyscy to wytrzymują. Niektórzy wolą się doostosować, idą w mimikrę, ale jasne, że potem kaca mają i bokami to wyłazi…
Człowiek, któremu pomagam w komunikacji z brazylijską siłą roboczą, młody, spokojny, jest tak wychwalany przez swoich uczniów, że przypominają im się ich inne polskie kontakty. Okazuje się, że wielu z nich miało już jakiegoś polskiego szefa i bez wyjątku wspomnienia są bardzo dobre. Zwroty „najlepszy szef”, „bardzo poprawny”, „wiedział co robił” było często powtarzane. W oczywisty sposób nie było to wymyślane, żeby mnie i Rafałowi sprawiać przyjemność. Po prostu są Polacy rozrzuceni po świecie, którzy na pytanie „kto ty jesteś” odpowiedzą „specjalista” i nie widać na ich twarzach krwi ani blizny. Niepartyoci.
Wajda postawił diagnozę: kluczem do polskiej sytuacji wydaje mi się Kosciół
„Kościół” to nie tylko zhierarchizowane struktury KK, ale także „Lud Boży”, czyli inaczej mówiąc społeczeństwo. Równocześnie „sytuacja polska” nie jest zależna jedynie od „Kościoła” i jego wewnętrznych relacji. Zależy ona również od tych, którzy nie należąc do „Koscioła” ani formalnie, ani emocjonalnie, pozwalają, bez słowa sprzeciwu, zawłaszczać hierarchom KK kolejne przestrzenie życia społecznego, politycznego, ekonomicznego.
Ciąg dalszy wspomnianego wywiadu:
Żakowski: Chciałbym pana przy okazji jubileuszu pocieszyć. Najgorsze chyba mamy za sobą. Bo najgorsze było, kiedy nikt o tym przez dwie dekady nie mówił.
Wajda: Zgoda. Pod tym względem trzy lata Platformy przyniosły zasadniczy przełom. Rzeczywiście, teraz się mówi nieporównanie więcej. Debata jest otwarta dużo szerzej….
Szeroka debata…
Dziś myszy kościelne 😉
Cubalibre,
🙂
Jotko, teoretycznie to powinno być tak, że Kościół to lud boży, dla którego duchowieństwo spełnia funkcje usługowe. Ale wiadomo, że w praktyce jest inaczej – kościół instytucjonalny to nie to samo, co kościół powszechny i nawet interesy tychże nie zawsze się pokrywają. Np. głęboko wierzącemu członkowi ludu bożego może być całkowicie obojętne, ilu wyznawców liczy jego religia, ale nigdy to nie będzie obojętne funkcjonariuszom instytucji. Albo – w interesie ludu leży poszerzanie pewnych swobód, a w interesie instytucji sprawowanie kontroli, czyli zmniejszanie zakresu swobód.
Relacje między kościołem instytucjonalnym i powszechnym zmieniały się w historii i w zależności od kontekstu kulturowego. W Europie Zachodniej, m. in. pod presją sekularyzacji społeczeństw, funkcjonariusze KK stają się coraz bardziej urzędnikami zależnymi od swojej gminy i przed nią odpowiedzialnymi. A w Polsce zakonserwował się układ wręcz średniowieczny, a w każdym razie (w praktyce) sprzed wprowadzenia rozdziału kościoła od państwa, w którym Kościół jest władzą, a wierni poddanymi. I dopóki obie strony ten układ akceptują, dopóty nie ma mowy o wyjściu z klatki.
Jest chyba dość oczywiste, że przeciwko temu układowi nie zbuntuje się kościół instytucjonalny, bo w jego interesie taki bunt nie leży. Więc istotnie kluczem do sprawy jest społeczeństwo, lud boży, który musiałby się zdobyć na rewolucję i wypowiedzenie przynajmniej w pewnych zakresach posłuszeństwa swoim władcom, a następnie zawarcie z nimi całkiem nowego kontraktu.
To teraz ja proponuję następujący plan gry: żeby skończyć wreszcie z tym średniowieczem, zacznijmy szerzyć idee renesansowe, potem od razu przejdźmy do oświecenia, potem weźmy się za pozytywizm (broń Boże żadnego romantyzmu po drodze!), itd, itd, aż za kilkaset lat z ulgą i satysfakcją zobaczymy, że układ jednak się zmienił. 😆
Jotko, biedny bardzo Twoj kotek… Co do filmu Monachium – nie widzialam, byl u nas bardzo krytykowany jesli chodzi o odleglosc do rzeczywistych zdarzen.
Fakt ze trwa to dlugo. Rok po ataku w Monachium byla Wojna Sadnego Dnia (1973); dwadziescia lat po niej, w roku Porozumienia w Oslo i wielkich nadziei, muzyczny zespol wojskowy (mamy pare takich w ramach sluzby czynnej) wystapil, w mundurach, i zaspiewal piosenke pt. „Jestesmy dziecmi 73-go roku” w ktorej spiewali – ” Zrobiliscie nas po tamtej wojnie, obiecaliscie ze gdy dorosniemy bedzie pokoj, obiecaliscie dotrzymywac obietnice”. Ci ktorzy sie urodzili gdy spiewano ta piosenke wlasnie ida do wojska. Po stronie palestynskiej od czasu spiewania tej piosenki urodzilo sie powyzej 50% dzisiejszej populacji.
Ja też oglądałam „Monachium” i miałam mieszane uczucia. Wiem, że film był krytykowany ze wszystkich stron, z każdej za coś innego. Mnie wkurzała jakaś nutka kiczu. Nawet nie umiem do końca powiedzieć, o co mi chodzi, ale przykładowo wydaje mi się, że wizja napadów i morderstw, jaką ma bohater podczas kochania się z żoną, to jednakowóż przesada 👿
Bobiku, a dlaczego po drodze wyrzuciles romantyzm? Czy chodzi Ci o jego polska odmiane, ktora zreszta u wiekszosci wystepuje w wersji z podrecznikow szkolnych i wymagan kochania Slowackiego wobec nieszczesnych Galkiewiczow (zauwazona zreszta przez moderniste), czy tak w ogole o romantyzm europejski? Bo ja romantyzmu europejskiego, a zwlaszcza anglosaskiego, nie mam zamiaru posylac do lamusa, chocby dlatego, ze zawiera krytyke poprzedniego okresu (kazdy okres ma swoje jasne i ciemne strony, i nastepcy zwykle to wylapuja). Jednym slowem, co do romantyzmu zglaszam moje votum separatum. 😉
Zastanawia mnie jak to się stało, że w Irlandii ,tak pod wieloma wzgledami podobnej do Polski jakos się z tym „koscielnym trupem w szafie ” uporali. I to bez przechodzenia od sredniowiecza czy raczej feudalizmu do nowoczesności czy ponowoczesności ,przez kilkaset lat.
Cała ta historia z PiSem przy władzy i promowaniem przez to ugrupowanie wszystkiego tego co polskim katolicyzmie najgorsze ( radio z Torunia , mesjanizm , itp) poprowadziło nas niestety w odwrotna stronę. Kiedys rozmawiałamo tym z żoną irlandkiego poety = noblisty S. Heaney’a Marie i pamietam jej entuzjazm z jakim opowiadała o kurczącej sie roli irlandzkiego koscioła w codziennym zyciu jej rodaków.
http://zyciegwiazd.onet.pl/1639427,1,zycie_z_januszem,wywiady.html
Oczywiście, Moniko, że miałem na myśli specjalne wydanie romantyzmu. 😉
A na PiS tak samo nie do końca bym wszystko zwalał, jak na Kościół. W końcu gdyby Jarek nie miał znaczącego poparcia, byłby kimś w rodzaju Korwina-Mikkego. Egzotem, który coś by tam sobie opowiadał, ale nikt by nie brał tego na serio. PiS mógł dojść do władzy tylko dzięki temu, że był emanacją myśli, potrzeb i oczekiwań jego wyborców.
Pytanie, jak Irlandczycy w przyspieszonym tempie zaczęli wychodzić z katolickiej klatki, jest rzeczywiście bardzo ciekawe, ale nie czuję się takim specjalistą od Irlandii, żebym pierwszy zaczął na nie odpowiadać. 😉 Choć mam pewną teorię na temat, co mogło im to ułatwić.
oczywiście Bobiku, ze JK z Ojcem T nie sa wszystkiemu winni. Chodzi mi o to , ze pewne postawy, poglądy które jeszcze w latach 90=tych uchodzły za maragines i folklor, przy poparciu ze strony władzy znacznie się umocniły.Było to zreszta z obu stron raczej cyniczne niz ideologiczne, bowiem bracia K nigdy jakos specjalnie bogoojczyźniani ani kościółkowi nie byli.
Nie przysiągłbym, że bracia K. w pewnym momencie nie uwierzyli w siebie takich, jakimi się na potrzeby zdobycia władzy wymyślili. 😉 Ale na początku oczywiście, że to był czysty cynizm.
Zastanawiam się, czy władza PiS-u rzeczywiście umocniła katonarodowe postawy, czy po prostu dzięki niej one wyszły z podziemia i przestały być wstydliwe. Tzn., czy nie były one uprzednio u części Polaków równie mocne, tylko w PRL-u się tego nie demonstrowało, bo mogło zaszkodzić, potem się nie demonstrowało z przyzwyczajenia, aż nagle przyszedł ktoś, kto głośno powiedział: już wolno! I wtedy wieczko strzeliło, para zaczęła uchodzić.
Chodzi mi o to, że może wcześniej czy później taka partia jak PiS musiała się pojawić, w odpowiedzi na tzw. społeczną potrzebę. Ale oczywiście od lidera w takich ugrupowaniach jednak to i owo zależy, więc nie złożyło się szczęśliwie, że akurat na Jarka trafiło. 🙄
Nie jestem zadna specjalistka od Irlandii, ale wydaje mi sie, ze Irlandczycy mieli dwie rzeczy, ktorych my nie mielismy. Jedno, to co prawda przymusowe, i szcegolnego rodzaju, ale jednak uczestnictwo w zyciu intelektualnym UK, a i bardzo duze zainteresowanie kultura francuska (troche na zasadzie the enemy of my enemy is my friend), oraz spora tradycja czytelnictwa i dyskusji na tematy przerozne. A drugie to jednak brak przymusowego uczestnictwa w projekcie szerzenia „naukowego swiatopogladu”, ktory przyszedl do nas z nowym powojennym rezimem. Z tym uczestnictwem wspolistnial takze duzo mniejszy dostep do trendow myslowych, takze juz nawet wewnatrz samego Kosciola, ktore rozwijaly sie w Europie Zachodniej od 1945 roku. A jak do tego dolaczyc szok przemian ustrojowych, dla wielu jednak bardzo trudnych, i jeszcze ogolna poczatkowa naiwnosc jesli chodzi o role srodkow masowego przekazu, a zwlaszcza reklamy (do dzisiaj szokuje mnie sukces Tyminskiego), to okazuje sie, ze w takich warunkach latwiej reaktywowac pomysly co najmniej z poczatku XX wieku, jesli komus na tym z powodow juz czysto politycznych zalezy… Tak naprawde, to jak o tym mysle, to wydaje mi sie, ze druga strona jakos tez przespala sprawe, bo czesc z tego mozna bylo jednak przewidziec – np. to, ze szok szybkich przemian napedzi przestraszonych w strone tradycji, zinterpretowanej tak, zeby odpowiednio sluzyla celom politycznym.
Dokładnie w tę samą stronę szły moje intuicje, Moniko. Język, jak wiadomo, nami myśli, więc trudno było się choć trochę nie zanglicyzować mówiąc po angielsku. 😉 A kiedy jeszcze warunki historyczne i polityczne zaczęły sprzyjać, to ten podskórny, niekatolicki i niezaściankowy nurt myślenia mógł nagle zerwać różne tamy.
Czy ktoś z Warszawy wybiera się może na urodziny Chucka Norrisa? 😈
zona sasiada ” (…)ze pewne postawy, poglądy które jeszcze w latach 90=tych uchodzły za maragines i folklor, przy poparciu ze strony władzy znacznie się umocniły.”
i to jest to co my (ja i moja zona) widzimy i lapiemy sie na tym ze o pewnych „rzeczach” przestajemy mowic w obecnosci „krajowych”.
to Chuck Norris swietuje urodziny w Wa-wie? 😉
Rysiu,
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9228680,Urodziny_Chucka_Norrisa_na_Krakowskim_Przedmiesciu.html
On nie, ale inni tak 😉
lisek „Po stronie palestynskiej od czasu spiewania tej piosenki urodzilo sie powyzej 50% dzisiejszej populacji.”
ciekawe
Jestem padnięta, moje dwie małe szare strajkują 👿
swietne, swietne, smiechem nadetych PiSowcow rozbroic 🙂
100lat Chuck 😀
To jest to, czego światłe umysły oświeconej tzw. inteligencji nigdy nie zrozumiały: to nie katonarodowe fobie, to nie Lech i Jarosław, to nie Giertych, to nie Lepper ani Miller.
To bezprzykładny upadek tzw. inteligencji, jej nieuprawnione przekonanie, że wie jak, jej zawzięte trwanie w przekonaniu, że budować trzeba poparcie dla Balcerowicza, którego racje łatwo w umysły prostych magistrów trafiały, to lenistwo umysłowe tych pożal się Boże magistrów, którzy nawet nie pomyśleli, że najpierw prawo – później bolesne reformy. Jedyny Bugaj i trochę Modzelewski starali się mówić, że bolesne reformy są konieczne, owszem, ale równolegle muszą być wprowadzone osłony prawne i socjalne dla – tu truizm: sprawiedliwości.
Prywatyzacja okazała się rzeczywiście złodziejska, nędzne ochłapy w postaci udziałów za grosze dla wszystkich, a nieuprawnione udziały w akcjach prywatyzowanych firm dla ich pracowników, to tylko jeden z powodów powodzenia PiS. Bezprzykładny brak wyobraźni wynikający z zadufania tzw. inteligencji sprawił, że tylko, powtórzę: TYLKO 40% społeczeństwa poparło Lecha i Jarka, którzy głośno wyrażali to, co naród myślał o swoich elitach.
Cynizm Kaczyńskich?
To kolejny objaw inteligenckiej bezradności i zadufania. Przytoczę cytat:
„…..Oczywistą rzeczą jest, że walka z Kaczyńskim i PiS wykoleiła zupełnie zdolność postrzegania rzeczywistości, w której lekarze są bezkarni, komornicy najlepiej opłacanym zawodem prawniczym, lączącym cechy prywatnej inicjatywy z urzędem publicznym, zaś Rzecznik Praw Obywatelski impotentem, a członkowie Krajowej Rady Sądowniczej, tradycyjnie cynikami przymykającymi oko na korupcję w wymiarze sprawiedliwości. etc. etc. Warto jeszcze wspomnieć o całej rzeszy pracowników w różnych kategoriach wiekowych, którzy mają tyle wspólnego, że średnia krajowa jest dla nich zupełnie nieosiągalnym szczytem b. wysokich zarobków, bo zarabiają połowę jej, albo jeszcze mniej. Nie wiem, co sobie myśli rząd, ale wszystko wskazuje na to, że w przyszłości emeryci będą naprawdę biedną grupą społeczną, z góry skazaną na pomoc społeczną. A kto będzie łożył na pomoc społeczną, jeśli zasób siły roboczej w najbliższej przyszłości znacznie się skurczy. Klasy uprzywilejowane społecznie i materialnie, jak dotąd w Polsce nie płacą podatków odpowiadających rzeczywistym ich zarobkom.”
Mógłbym dalej, ale co to da?
Gówno, czyli to, czym każe się od lat wypchać narodowi tzw. elita.
Inteligencja?
To w XIX wieku była…
Rysiu (20:35), tu b. szczegolowo
(b. = bardziej 😳 )
Zeen, mam wrażenie, że nastąpiło tu pewne rozminięcie w temacie rozmowy. Ja przynajmniej nie porywałem się na całościową analizę rzeczywistości politycznej po 1989, tylko zastanawiałem się nad rolą KK, relacją Kościoła i społeczeństwa i w związku z tym nad pewnym nurtem polskiego myślenia, który ani się w 1989 nie zaczął, ani zapewne nie skończy się wraz z końcem kariery Kaczyńskiego. I nawet napisałem, że PiS jest tego nurtu produktem, nie twórcą (choć niewątpliwie czasem stara się dla doraźnych potrzeb różne rzeczy podkręcać).
I „w tym temacie” nie bardzo rozumiem, o co się mamy spierać. O samo istnienie zjawisk? Jak chodzi o cynizm braci K., zwłaszcza Jarosława, to wystarczy sprawdzić, w jaki sposób zmieniał poglądy, nastawienia i sojusze, żeby nie mieć co do tego wątpliwości. A katonarodowe fobie – też mi się wydaje dość niewątpliwe, że istnieją i zajmują w polskiej rzeczywistości niemałe miejsce. Nie sądzę zresztą, żebyś ich istnieniu zaprzeczał.
O źródła katonarodowości? Ale one wiele starsze są niż Balcerowicz i w żaden sposób nie dają się przypisać postawom elit po 89. To co najwyżej wzmocniło pewne przejawy tego, co było już wcześniej.
O to, czy elity należycie skorzystały z odzyskanej wolności? Zgoda, to może być temat do rozmowy, tyle że to już jest zupełnie inna rozmowa. 😉
A wiesz, Bobiku, ja jednak mysle, ze to w gruncie rzeczy ta sama rozmowa, i ze zeen ma sporo racji. On po prostu ujmuje wzrost wplywow Kosciola w wersji najbardziej konserwatywno- narodowej, po roku 1989, w szerszym kontekscie, co w koncu nie powinno dziwic, skoro mowimy o tym, ze takie postawy nagle maja calkiem szeroki rezonans spoleczny, a nie tak dawno jednak nalezaly do egzotyki. To prawda, ze duza czesc z postaw, na jakich ten wzrost wplywow w spoleczenstwie sie opiera jest wersja „odgrzewana” z przedwczoraj, acz naglosniona przez juz zupelnie wspolczesne media, ale czesto tak bywa, ze tego typu postawy „spia”, czasem nawet przez czas dluzszy, a gdy nastepuje destabilizacja czy sytuacja zagrozenia ekonomicznego, maja zwyczaj sie budzic, i zaczynaja kanalizowac (czesto zastepczo) szersze niezadowolenie spoleczne, zas cyniczni politycy i przywodcy religijni przy okazji na tym korzystaja. Najblizej mnie tak wlasnie sie dzieje z Tea Party. A czy elity mogly lepiej sobie poradzic, i tu i tam z zagospodarowaniem lekow i poczucia niepewnosci to juz rzeczywiscie bardzo dluga rozmowa, choc moim zdaniem laczaca sie z tematem, raczej niz od niego zupelnie oddzielona. 😉
Głowacki z prześmiewcy przemienił się w myśliciela ale pisze nadal jako prześmiewca, na szczęście zresztą, bo to dużo łatwiej czytać o tragediach jako o stosie jaj. I widzę coś u niego w rozprawie z/o Dżerzim, co ma jakiś związek z tematem.
Jak nie z tym, to z innym.
Wracając do Greków i Sofoklesa, to ojciec Edypa, król Lajos, zachowywał się dziwnie. Owszem, był wierzący, ale jakby nie do końca, bał się przepowiedni uwierzyć, ale bał się i nie uwierzyć. Słowem, zachował się trochę po polsku, czyli zaczął kombinować.
Moniko, przypominam początek zeenowego komentarza: „to nie katonarodowe fobie, to nie Lech i Jarosław, to nie Giertych, to nie Lepper ani Miller.” To bezprzykładny upadek tzw. inteligencji. Nie bardzo zrozumiałem, do czego odnosi się „to nie katonarodowe fobie”. Rozmowa toczyła się o istnieniu i szkodliwości katonarodowego wątku w życiu społecznym. Ponieważ istnieniu tego wątku trudno zaprzeczyć, to „nie” było i pozostaje dla mnie dość niejasne.
Owszem, była mowa o tym, że PiS ten wątek dla własnych interesów wzmacnia i wykorzystuje (i na to można znaleźć wiele przykładów), ale również i o tym, że bez PiS-u katonarodowa klatka też by istniała.
To, że gwałtowne pogorszenie bytu i wykluczenie skutkuje wzrostem postaw nacjonalnych, konserwatywnych, nawet faszystowskich, jest znane. Ale te postawy musiały gdzieś tam, w uśpieniu, się czaić. To nie tak, że dopiero niewłaściwe zachowania inteligencji doprowadziły do wytworzenia się takich postaw, że bez tego by ich nie było. A tak można by wywnioskować z postu zeena.
Więc ja bym najpierw chciał zrozumieć, o co zeenowi chodziło, żeby wiedzieć, czy dalej rozmawiam o katonarodowych postawach w szerokim kontekście kulturowym i historycznym, czy o przewinach elit w procesie transformacji, z czym podobno katonarodowe fobie (jak stoi w wypowiedzi zeena) nie mają nic wspólnego. Dlatego poprosiłem zeena o wyjaśnienie.
A tu jest niezła ilustracja tego, kim się czują w Polsce funkcjonariusze kościoła instytucjonalnego:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9232390,O__Rydzyk__Nie_zamierzam_placic_zadnej_kary.html
I coś mi się zdaje, że to już nie wynika ani z biedy, ani z wykluczenia, ani z niewłaściwej postawy elit. 😉
Dla porównania przypomnę np., że w Niemczech biskupka (fakt, niekatolicka, ale zawsze 😉 ) złapana na jeździe w stanie wskazującym na spożycie, natychmiast podała się do dymisji, chociaż wcale tego od niej nie żądano. Bo po prostu nie miała poczucia, że stoi ponad prawem i powinna mieć jakieś specjalne przywileje.
Nawet nic kombinować nie próbowała. 😈
Pewnie zalezy, jak kto czyta, Bobiku. Mnie sie wydalo, ze „to nie katonarodowe fobie… itd.” to byl zabieg stylistyczny, rozszerzajacy (w dramatyczny sposob) od niezmiennego szczegolu i konkretnych personaliow do szerszego i dynamicznego kontekstu, i ostatecznej odpowiedzialnosci klas wyksztalconych, ale moge sie oczywiscie mylic, wiec rzeczywiscie poczekajmy na zeena, az wyjasni. 😉 A poza tym to sie raczej z Toba zgadzam, tylko czesto slysze ubolewania na temat owych fobii, i sama czesto ubolewam, i – choc czasem – chcialoby sie to wszystko zobaczyc w szerszym kontekscie: historycznym, ekonomicznym, psychologicznym, etc (tych etceter jest jeszcze sporo, i mozna je rozwijac, ale wlasnie dostalam najnowsza ksiazke Ramachandrana, z autografem autora, ktora mnie bardzo przyciaga). 😉 Inaczej to sobie mozemy dalej wzajemnie poubolewac (co ma swoje uroki), bez szansy na zmiany, zwykle zaczynajace sie od diagnozy sytuacji… 😉
Poza tym nikt nie mowil o biedzie o. Rydzyka, tylko jego niektorych sluchaczy. I o ich poczuciu zagrozenia wobec szybkich zmian w otaczajacym ich swiecie. Zas porownywanie pastorow protestanckich do ksiezy katolickich to tez troche comparing apples and oranges. I na koniec, czytajac o tym, co wyprawiali ksieza i zakonnice irlandzcy jeszcze nie tak dawno, nawet ich wyzwalanie sie z okowow jest dosc swiezej daty… Ale nadzieja napawa, ze przeszli ten proces.
brykam 🙂
jasno, cieplo, piatkowo 😀
brykam fikam
Dzień dobry (?),
włączyłam BBC do kawy. Straszne trzęsienie ziemi w Japonii, po nim nadeszło tsunami. Przekaz filmowy bardzo bolesny!!!
Dzień dobry 🙂
Chociaż też nie wiem, czy dobry. Bo tam katastrofy ogromne, a u mnie katastrofa na moją, niewielką skalę, czyli do dentysty muszę… 🙁
Swoją drogą, po relacjach z Japonii moją pierwszą reakcją była nawet nie zgroza i przerażenie, tylko podziw i niedowierzanie. Ziemia się ludziom trzęsie, a oni spokojnie wyjmują kamery czy komórki i filmy kręcą. No i to, jak w sumie niewielkie w stosunku do skali katastrofy były (dotąd) straty, też jest niesamowite. Gdyby to się zdarzyło gdzie indziej, zapewne byłyby setki zabitych i morze gruzów. No, po prostu ogromny szapobas dla Japończyków, którzy mądrzy przed szkodą, nie dopiero po niej.
A teraz muszę się zająć moją katastrofą. 😥 Pewnie szczeknę coś nie zaraz po powrocie, tylko jak mi odrętwienie szczęki przejdzie. 😉
Czy wszystkich zatkało z wrażenia, że pies do dentysty chodzi? Czy też z przerażeniem przypomnieliście sobie, że właściwie też powinniście i mowę Wam odjęło? 😛
Nic nie bójta. Ja przeżyłem, to i Wy przeżyjecie. 😉
U mnie dopiero ranek, Bobiku, a przez sen raczej nie mam zwyczaju sie odzywac. 😉 W kazdym razie trzymaj sie podentystycznie, i niech ten dzien jednak nie bedzie najgorszym dniem… 😉
A o Japonie sie martwie w ogole i w szczegole, a to dlatego, ze moja przyjaciolka (i swiadek na moim slubie) mieszka w Tokio, w polnocnej czesci. To przyjazn z nia jest czesciowo inspiracja w poznawaniu buddyzmu w wersji japonskiej, wlaczajac w to ceremonie herbaciana, ktorej – jako potomkini samurajow – musiala mozolnie sie uczyc, choc z odpowiednim dystansem, bo z wyksztalcenia i uprawianego zawodu jest historykiem. Pewnie moj dzien bedzie spokojniejszy, jak juz bede widziala, ze u niej wszystko w porzadku, na ile to jest oczywiscie mozliwe w tej sytuacji.
Nie mogę mówić. Straciłam głos. Rzężę jedynie i chrypię.
🙄
Bobik potknął się o fliz,
zepsuł sobie przedni zgryz.
Czar Bobiczy z miejsca prysł,
co za siara – krzywy zgryz!
Myśli Bobik – bodajś skisł,
małpa jesteś, a nie zgryz!
Wszakże uśmiech to mój skiz,
szczeniak ma mieć dobry zgryz…
Ząbki przednie pełne rys –
do niczego taki zgryz!
Poszedł Bobik do Dentys-
ty, naprawiać sobie zgryz.
Gdy Dentysta nad nim zwisł,
Bobik wnet zatrzasnął zgryz.
No, nie będzie byle chmyz
grzebał mi tam, gdzie mam zgryz!
Łapy won, bo będę gryzł!
Wolę już mieć krzywy zgryz!
Myśli Bobik, szczwany lis,
czym by trefny zakryć zgryz.
Pasmanteria była blis-
ko – tu rada na mój zgryz!
Pośród falban oraz plis
jakoś schowam ten mój zgryz…
Odtąd z koronkowych kryz
ledwie widać krzywy zgryz.
Uśmiech zdobi znów psi pysk,
Bobik zwalczy KAŻDY ZGRYZ!
😆
Po wypadku tym niemiłym
Bobik zebrał wszystkie siły,
żeby sprawą się na nowo
zająć – i to przyszłościowo,
by już więcej żadne zgryzy
nie robiły mu siurpryzy.
Poszedł spytać doświadczonych,
z której zgryz ten ugryźć strony,
bo zasięgnąć dobrej rady
się nie wstydzi nawet cadyk.
Do rekina najpierw trafił –
ten, przymilny jak Kadafi,
od niechcenia radą chlasta:
trzeba zgryz mieć, co odrasta.
Podejdź bliżej, droga psino,
żeby wywód mógł rozwinąć,
zgryz mój ci pokazać z bliska…
Tym nieufność wzbudził psiska,
które wzięło uszy w troki
i po radę mknie do sroki,
ona zaś od razu skrzeczy:
niech się Bobik zabezpieczy!
Kiedy w gnieździe zgryzów fura,
ich wymiana to już bzdura,
przyszłość zatem w twoich łapach –
nakraść zgryzów masz na zapas.
Szczeniak nieco się zacukał:
innej rady będę szukał,
może krowa mi pomoże,
gdy pochwalę jej poroże?
Mądrej głowie dość dwie słowie –
komplementy prawi krowie
i zachodząc ją od zadu
pyta, jak ma dojść do ładu
ze swym zgryzem. Krowa na to:
rozum lepszy mam niż Platon,
taka sprawa to mi pikuś,
rozwiązałam różnych fikuś-
nych zagadnień już od groma
i w trzech to spisałam tomach,
więc na problem twój ze zgryzem
mam gotową epikryzę:
jeden tylko zębów rządek,
to jak jeden mieć żołądek –
śmiechu warte, do cholery,
musisz mieć przynajmniej cztery.
Podziękował Bobik krowie,
rzekł: „to ja się zastanowię”
i pomyślał – trzeba spadać,
żadna nie pasuje rada,
nie rozgryzie nawet fryzjer,
co się począć ma ze zgryzem,
nie wymyśli tego sowa…
Prędzej można już zbzikować!
Wniosek z tego mi wypływa:
morda nie ma być zgryźliwa,
wtedy się unika bzika,
bowiem problem zgryzu znika. 😆
Najnowsze doniesienia z Japonii nie są już takie optymistyczne – tsunami okazało się znacznie gorsze niż samo trzęsienie. Ale Tokio chyba w tej chwili nie jest aż tak zagrożone, więc miejmy nadzieję, że przyjaciółka Moniki jest bezpieczna.
Najchętniej, oczywiście, miałbym nadzieję, że wszyscy są bezpieczni. 🙄
Nisia głos trzyma na uwięzi,
tu nim zachrypi, tam zarzęzi,
ówdzie biedaka wrzuci w rosół,
ale nikomu nie da głosu. 😯
Jakże energicznie Bobik dzisiaj komentuje, aż zazdrość bierze.
Ja poszedłem ostatnio za radą Bobika i też zacząłem i teraz mam stan wyczerpania związany z.
A było tak: skomentowałem. Zajrzałem czy ktoś już zauważył. Nie. Zajrzałem jeszcze raz. Nadal nie. I tak przez bite dwie godziny. W końcu ktoś skomentował moje skomentowanie, a ja skomentowałem komentarz komentującego mój komentarz.
A potem on nie skomentował więc podrapałem się w kolano i wszystko trzeba było zacząć od początku.
A teraz mam z tego wszystkiego (obok wyczerpania) kolano tenisisty. Ot co.
Telemachu, ja już łeb popiołem posypywałem i szczerą skruchę okazywałem, co mam jeszcze zrobić, żeby zasłużyć na odpuszczenie grzechów? 😉
Ale mogę Ci wyjawić, dlaczego ja czasem energicznie komentuję u siebie, a nie np. u Ciebie. Bo u mnie mogę się powygłupiać i krzywdy zadane przez dentystę odreagować, a u Ciebie to trzeba chociaż spróbować jakoś mądrze. 🙂 Nie zawsze mi formy na to spróbowanie starcza.
No i boję się, że jak się zacznę wygłupiać gdzie indziej, to zaraz mnie ktoś zje. Tylko w kilku miejscach się nie boję, bo tam gospodarze wymościli mi półoficjalne legowiska i tolerują, a czasem nawet popierają moje merdanie. 😉
Nic nie mówię – głosu nimam,
ciszkiem, milczkiem – głównie kimam…
vitajcie! telemach pisze ciekawie zaraz umieszczę blog w lubie to 🙂 czyli zakładce . Bobiczek jestem zła na Ciebie że nic nie pisałeś 8 marca o kobietach. I znowu jawna dyskryminacja.
Telemach, ten Kropkopapkin to jakos mi znajomy:)
Często piszą i mówią, że kobiety to babochłopy , zimne lodówy szefowe , albo slodkie idiotki lub infantylne bereciki itp. Prościej byłoby nie nazywać zjawiska a raczej zająć się stroną w sporze o podział przywilejów a także dóbr światowych. 🙁 Sami przyznacie że sprawa jest jednoznaczna oni mają i moga więcej. Trzeba więc wyrównać. Szczególnie w dzisiejszych czasach gdy kazda innosć , nadmiar lub malość jest krytykowana. 🙂
wA3A!Q33WAWq
To nie jest żadne wyklinanie, tylko efekt tego, że mając zły dostęp do laptoka, który leżał akurat na kolanach u mamy, zamiast pisać łapami, położyłem pysk na klawiaturze. 😆
Jarzębino, nie mogłem 8 marca pisać o kobietach, bo latałem za goździkami, rajstopami i dodatkowym dniem dla Moniki. 😉 Ale od dyskryminowania się odżegnuję, bo to okropnie głupie i nieprzyjemne zajęcie.
Że Telemach ciekawie pisze, to właściwie oczywista oczywistość. Ja też to (pisanie) lubię. 🙂
Skoro Panowie wiedza lepiej i widzą lepiej gdyż są ponoć wzrokowcami /a co widza jeden Pan Bóg wie/ to może .. podzielą sie trochę . To tylko dla naszego dobra bo przecież uwielbiają o nas kobiety dbać. 🙂 I niech się święci 8 Marca Dzień Kobiet . Lubię te kulawe tulipany dostawać.:)
Bobik skoro leżysz na kolanach u mamy to jest ok 🙂
Ty i laptopek jeden 🙂
własnie oglądnełąm 5 dzienników i przeraziła mnie ogromna tragedia w Japoni. Wobec takich kataklizmów jesteśmy zupełnie bezradni. Co jest w takim razie w miejscach sejsmicznie zagrozonych skoro mimo wszystko ludzie tam zamieszkują. ? Powinnym tam znajdować się tylko pola uprawne, które dostarczały by zywność dla nieurodzajnych obszarów. 🙂
ja to mam jednak genialne pomysły 🙂 szkoda tylko że zupełnie osłabłam na przedwiośniu i nie mam siły ich realizować. Przez dwa najbliższe dni bede sie odchudzać co być może mnie zbytnio nie zmęczy. Nie bede np. gotować obiadu tylko zjem marcheweczkę i popije wodą . Może tez pójde na spacer ale jeszcze nie zdecydowałam. 🙂 …:)
Bobiczku po powyższym tekście do jakiej kategori kobiet mnie zaliczysz? wszystko jest prawdziwe. 🙂
Jarzębino, to ja kiedykolwiek dzieliłem kobiety na jakiekolwiek kategorie? 😯
Nie miałbym zresztą żadnych podstaw i praw moralnych. Ja się znam na psicach, nie na kobietach. 😈
oj Bobik ja tak teoretycznie rozważam. Własnie przeczytałam że wiek emerytalny ma byc przedłuzony . Zdecydowanie się nie zgadzam . Dla kobiety 60 lat pracy to maximum. Owszem są osoby które pracuja dłużej i taka mozliwość powinna istnieć. Jednak dla wiekszosci kobiet jest to ponad siły . Nie nie i jeszcze raz nie 🙂
Pozwolę sobie przekopypastować mój wpis w Google Buzz – akurat wyszła książka Grossa i chciałbym się podzielić pierwszymi wrażeniami.
—
Trudno mi w pełni obiektywnie oceniać „Złote żniwa”. Z dwóch zasadniczych powodów – po pierwsze, nie jestem historykiem, więc brak mi warsztatu, po drugie, jestem filosemitą, zatem odbieram treść ze zdwojonym smutkiem i współczuciem dla wojennej tragedii Żydów. Ale kilku refleksjom nie sposób się oprzeć.
Książka, co widać już po kilku stronach, ale i można wyraźnie odczytać ze wstępu, jest esejem historycznym, a nie pracą stricte naukową. Ataki na autora motywowane ułomnością metodologii są więc w znacznej mierze chybione. W książce miesza się temperament publicysty historycznego z temperamentem socjologa i psychologa społecznego – momentami to wręcz moralitet, choć zapewne nie moralizatorstwo było celem Jana Grossa.
Nie Polacy są celem ataku autora – tam nie ma po prostu żadnego ataku. Gross pisze o wojennym doświadczeniu Żydów w Polsce, bo jest Polakiem i w Polsce mieszkało najwięcej Żydów. Ale zamysł autora jest ogólniejszy – on pisze o zjawisku mającym wymiar dalece wykraczający poza to, co się działo na terenach przedwojennej Polski. Stanowczo podkreśla, że zagłada Żydów jest dziełem Niemców, a udział Polaków, Ukraińców, Węgrów, Litwinów czy kolaborantów we Francji czy Holandii był jego odpryskiem spowodowanym wojennym rozprzężeniem, zwolnieniem moralnych hamulców. W książce nie ma nic, co uwłaczałoby godności narodowej Polaków, bo nie jest nim przecież przytaczanie powszechnie uznanych przez historyków faktów. Histeryczne i alergiczne wręcz reakcje krytyków (w ogromnej większości nieznających jeszcze treści książki) są kompletnie chybione – wystarczy uważnie przeczytać treść, by się o tym przekonać, jednak sine ira et studio. Nie twierdzę, że Gross nie popełnia jakichś błędów, bo nie mam wystarczającej wiedzy, ale podnoszenie narodowego larum z powodu pojedynczych uchybień (niech historycy to rozstrzygną) i dezawuowanie z tego tytułu całej pracy jest przejawem złej woli u jednych, a głupoty i fanatyzmu u innych.
„Złote żniwa” poszerzają moją wiedzę o jeden szczególny aspekt – przewłaszczanie majątku żydowskiego, które było głównym motywem odrażających postaw części Polaków (i nie tylko Polaków, bo także obywateli tych krajów europejskich, gdzie przed wojną mieszkało wielu Żydów) – opis szmalcownictwa jest wprost porażający. Nie czuję się jednak tym zaskoczony i zaszokowany, bo od dawna nie mam złudzeń co do zachowań nizin społecznych – jeśli dziś ktoś potrafi obrabować rannego czy zabitego w wypadku drogowym kierowcę, zamiast starać się mu pomóc, to zapewne w czasie wojny szantażowałby Żydów – to postawy ponadczasowe i ponadustrojowe.
Ale to tylko garść świeżych refleksji po lekturze (czyta się bardzo szybko, wystarczy kilka godzin). Każdy zainteresowany sam sobie wyrobi zdanie o tej książce. Ciekaw jestem opinii historyków, świata nauki w ogóle, przede wszystkim humanistów. Że ta książka była potrzebna, nie mam najmniejszych wątpliwości – jest ważna, jest ciekawa. Czy przyczyni się do wypracowania jakiejś społecznej świadomości co do tych wydarzeń, czy też spowoduje jeszcze bardziej zajadłą polaryzację postaw, nie sposób przewidzieć.
Wimmer:
http://www.dwutygodnik.com/artykul/1956
Joanna Tokarska-Bakir rozszarpuje ze smutnym uśmiechem na ustach prof. Machcewicza, tego od słusznej polityki historycznej (Prof. wziął w obronę Polskę przed Grossem). A ona: kulturalnie. Spokojnie, precyzyjnie, z użyciem cudnej polszczyzny. Wspaniała kobieta.
Wimmer każda książka ma prawo byc wydana. Autor pisze czytelnik jak zechce przeczyta. Na kazdym kroku spotykamy jakas niesprawiedliwość jest to chyba wpisane w nasze zycie. Nie przezyłam wojny ale wystarczy się troche rozgladnąć aby dostrzec cierpienie , nedzę , choroby i wdzisiajszych czasach . Bezczeszczenie w jakiejkolwiek formie zmarłych jest godne potępienia, Co do spraw materialnych to mam na ten temat jednoznaczny pogląd. Zawsze i wszędzie pieniądz i posiadanie czegoś, prowdziło i prowadzi do wojny.
Z drugiej strony musimy cos jesć gdzieś mieszkać i zwyczajnie przetrwać. Materia gdy idzie w ruch zawsze przegra z duchem . Warto o tym pamietać . 🙂
@Telemach – dzięki za link, już się rzucam.
puk puk a gdzie podziewa sie Teresa Stachurska? Ide spać 🙂
dobrej nocki 🙂
Też się rzuciłem, bo Joannę Tokarską-Bakir zawsze przeczytać warto. I wyglądałem podczas czytania jak taki piesek samochodowy, z ruchomą główką co to cały czas potakuje. 🙂
Chociaż nie, w jednym momencie nie potaknąłem, tylko się zastanowiłem. W tym:
społeczne poglądy dość wiernie odzwierciedlają to, czego uczymy się w szkole. Czy więc zamiast skupiać się na „wychowywaniu”, nie należałoby po prostu zadbać o jakość (…) podręczników?
Tu mam wątpliwości, czy to wystarczy. Jakość nauczycieli wydaje mi się znacznie ważniejsza od jakości podręczników (przez co nie chcę powiedzieć, że podręczniki należy zlekceważyć). Nauczyciel zawsze może to, co stoi w podręczniku, pominąć, przeinterpretować, przesunąć akcenty, puścić do uczniów perskie oko – no dobra, taka jest oficjalna wersja, a my swoje wiemy – itp, itd.
Tylko kto ma zadbać o tę jakość nauczycieli, jeśli ich nauczycielami będą ludzie w rodzaju prof. Machcewicza? 🙁
Pawle – coś, co mi się przypomniało w związku z Twoją recenzją. Podczas zawiadamiania różnych znajomych o liście poparcia zdumiało mnie i zasmuciło, że zmanipulować dała się również część środowiska naukowego, której to części żadną miarą nie mogę posądzać ani o antysemityzm, ani o ciasnotę poglądów, ani o lęk przed skonfrontowaniem się z ciemnymi stronami naszej historii. Koronne argumenty były dwa. Pierwszy- Gross jest człowiekiem nieuczciwym, bo pisze o tym, o czym już przed nim pisali XYZ/o rzeczach, które poważnym naukowcom są już dobrze znane. Moje kontrargumenty, że Gross nie ukrywa źródeł swojej inspiracji, a o rzeczach już znanych pisze się czasem setki książek i nikt autorom z tego nie robi zarzutu, trafiały w próżnię. Drugi argument – Gross w tym a w tym momencie popełnił błąd faktograficzny, metodologiczny czy jakiś tam jeszcze. Pytania, czy ten błąd zmienia tzw. wymowę całości, czy największym historycznym autorytetom, których interpretacje pewnych procesów są bardzo poważane, nie zdarzało się popełniać błędów, albo czy eseistyczny charakter książki nie pozwala na trochę łagodniejsze podejście do metodologii, były jakoś rozmywane. Chwilami odnosiłem wręcz wrażenie, że w niektórych światłych i niewątpliwie nieipeenowskich kręgach „wypada” mieć złe zdanie o Grossie, aczkolwiek bez zasadniczego kwestionowania tego, o czym on pisze.
Przyznam się, że do dziś nie bardzo to rozumiem. Od początku na tyle nie rozumiałem, że nie podjąłem się jakiejkolwiek analizy tego zjawiska, nawet na własny użytek. Więc nie analizuję, tylko relacjonuję.
Zanim przeczytam do tylu to podam wam przepis nastepujacy:
Placki ziemniaczane (cebula w nich a jakze) smazone na oliwnej oliwie z dodatkiem wlasnej roboty chimichurri!
Widze, ze dyskusja interesujaca i zaraz sie do lektury zabieram.
U mnie nie tylko cebula a jakże, ale i czosnek też a jakże. 🙂
Chimchurri gotowego u nas nie uświadczysz, a własnołapnie okropnie mi się robić nie chce. 😳 Uważasz, Króliku, że powinienem?
Co to jest, za przeproszeniem to na „ch”? Bo mam paskudne podejrzenia.
No wiesz, Nisiu… 😳
Chimchurri to całkiem niewinny argentyński (zasadniczo) sosik czy też dip. Krzywdy nikomu nie robi, chyba że na własne życzenie. 😎
nisiu,
oto rzeczone…
http://www.google.ca/images?q=chimichurri&hl=en&rls=com.microsoft:en-us&prmd=ivns&source=lnms&tbs=isch:1&ei=baV6TbnlHYOLrQGyp8iABg&sa=X&oi=mode_link&ct=mode&cd=2&ved=0CBUQ_AUoAQ&biw=1899&bih=895
Niechec do revidowania falszywych mitow. W polsce przeciez masy mowia po angielsku:
oto recenzja ksiazki Grossa Sasiedzi w Guardianie w 2001 roku.
http://www.guardian.co.uk/books/2001/apr/08/historybooks.features
Króliku, obawiam się, że dla niejednego 2001 to już prehistoria… 🙄
No troche o to mi chodzi, ze o wydarzeniach w Polsce i o Polsce sie trabi w zagranicznych mediach, a od polskich odbija sie jak od teflonu przez lata. Tak bylo z pamietnikami Szpilmana. Czy pamietniki szefa orkiestry polskiego radia nie powinny byc wczsniej znane w jego miescie, a artykul Johna Ryle w New York Book review sprzed wielu lat przed ksiazka Domoslawskiego o Kapuscinskim. Nie stawiam zadnych panie boze bron zadnych znakow rownosci. Chodzi mi tylko o ta odpornosc i niechec to wymiatania spod dywanu. Odwage do mowienia prawd nalezy cenic. Coz to za komfort zycia w oszukanej zaklamanej niby rzeczywistosci.
Książka Grossa, choć koncentruje się na polskich doświadczeniach, mówi o wstydzie europejskim, nawet wręcz wstydzie ogólnoludzkim. Dlatego powinna być przetłumaczona na różne języki i – być może – poprzedzona wstępem przeznaczonym dla Francuza, Niemca, Włocha czy Węgra.
sobota, slonce, brykam 🙂
podobno uciekla radioaktywnosc z atomowej elektrowni
podobno japonczycy maja „do perfekcji” opanowane zasady bezpieczenstwa
gdzie mozna przeczytac tekst pana Machcewicza do ktorego to
odnosi sie pani Joanna Tokarska-Bakir?
Dzień dobry,
Rysiu, znalazłam zapis szukanej dyskusji.
http://fzp.net.pl/sites/default/files/pliki/wiez1.pdf
Rysiu tekst Machcewicza był w GW przed paroma tygodniami. Machcewicz na tle IPNowwkiej ekipy ( z której zreszta odszedł juz dość dawno temu, chyba jeszcze za Pisu) to historyj\k bardzo umiarkwany, rzeteleny i rozsadny. Mam wrażenie , ze go trochę Tokarka Bakir potraktowała niesprawiedliwie
Gdy Anna Machcewicz pisała książkę o Kazimierzu Moczarskim, rozmawialiśmy kiedyś długo o pewnych wątkach, gdyż moja matka przez wiele lat przyjaźniła się z Moczarskim – sam znałem go jako nieletnie szczenię. Przy okazji mówiła właśnie dość krytycznie o środowisku IPN i o odejściu jej męża z tej instytucji.
dziekuje, za wskazowki i znalazlem to:
http://wyborcza.pl/1,111789,9094561,Recenzja_ostatecznej_wersji__Zlotych_zniw___historia.html
biografie Moczarskiego czytalem (polecona przez zone Sasiada),
bardzo mi sie podobala
ponownie polecam do przeczytania 🙂
@żona Sąsiada 10:54
Domyślam się, że „historyj\k” to z pośpiechu, ale wyszło takie śliczne, że kupuję w odniesieniu do niektórych historyjów(-ków) 😆
Dzień dobry 🙂 A właściwie taki sobie, bo moje ulubione stoisko wędliniarskie z sobotniego targu się urlopuje i nie dostałem dziś zwyczajowego przydziału okrawków. 🙁
Literówka Żony Sąsiada zaiste genialna – podział na historyków, historyjów i historyjków pozwala świetnie uporządkować środowisko. 😆
A dlaczego akurat Machcewiczowi, który jak na garbatego to prosty, dostało się od T-B, to ja właściwie rozumiem. Tu przynajmniej jest z kim wchodzić w spór intelektualny i się nie zgadzać, ma sens podkreślanie odmienności podejścia do spraw. A z niektórymi historyjami z IPN-u nawet dyskutować nie warto. Po prostu ich się uznaje za folklor albo coś w rodzaju przejściowej wysypki i pomija milczeniem, mając nadzieję, że historia zrobi to samo. 😉
W recenzji Machcewicza znalazłam jeden bardzo ciekawy fragment, w którym powołuje się na dzienniki Zygmunta Klukowskiego „Zamojszczyzna”. Fragment ten jest równocześnie potwierdzeniem słów Bartoszewskiego, o które tak zawzięcie atakowała go M. Kaczyńska:”Inną plagą jest powszechne donosicielstwo powodowane zwykłą zawiścią sąsiedzką, chęcią wyrównania zadawnionych porachunków, niewielkim wynagrodzeniem ze strony okupantów. Dzięki polskim sąsiadom Niemcy znajdują ukrytą broń, ulotki, dowiadują się o nielegalnym uboju. W wielu przypadkach konsekwencją są natychmiastowe egzekucje. ”
Więcej… http://wyborcza.pl/1,111789,9094561,Recenzja_ostatecznej_wersji__Zlotych_zniw___historia.html#ixzz1GNzKwCaE
BOBIKKKKKKKKKKKK ale ja tutaj chciałąm a ani do Tajnego… ee
🙂
A na zaprzyjaźnionym blogu łasuchów smutno dzisiaj – doniesiono o śmierci Pana Lulka. Chyba wielu z Was też go znało. Bardzo nietuzinkowy pan, zawsze szkoda, kiedy tacy odchodzą.
Przeczytałem jeszcze raz tekst Machcewicza, próbując „nie pamiętać” o krytyce T-B i stwierdziłem, że na własną łapę też bym się z różnymi rzeczami w tym tekście nie zgodził. Na przykład z tymi:
Co prawda Grossowie przyznają, że niemożliwe jest oszacowanie, jak wielu Polaków z jednej strony pomagało Żydom, a z drugiej ich mordowało. Te pierwsze postawy całkowicie jednak pomijają, tak konstruując swoją narrację i przytaczane źródła, by prowadziły one do konkluzji, że zabijanie i wydawanie Niemcom ukrywających się, uciekających, proszących o pomoc Żydów było w polskim społeczeństwie – a zwłaszcza na wsi – sankcjonowaną przez zbiorowość „praktyką społeczną”.
No, niestety – ja bym na podstawie tego, co dotąd czytałem (całkiem niezależnie od Grossów) powiedział, że jak najbardziej była to sankcjonowana przez zbiorowość praktyka społeczna (bez cudzysłowu) w wielu polskich miejscowościach, zwłaszcza mniejszych.
Machcewicz twierdzi, że było to spowodowane „wojenną demoralizacją, rozpadem porządku społecznego i norm moralnych”. Ciekawe, czym by wobec tego wytłumaczył współczesne obłąkane żydożerstwo, które zalewa np. internet. Czy można sądzić, że autorzy tych kipiących nienawiścią i jadem komentarzy „gdyby co do czego” rzucili się pomagać Żydom? Czy raczej przyłożyliby rękę do ich wykończenia z przyjemnością i poczuciem „dobrze spełnionego obowiązku”?
Wiem, ile miejsc w polskim necie nauczyłem się starannie omijać, bo nie miałem ochoty na niemal codzienną porcję antysemickich tyrad. Wiem, ile razy się łapałem za głowę czytając komentarze np. na blogach „Polityki”, pisma – było nie było – raczej inteligenckiego. Ludzie, którzy to wszystko piszą, najwyraźniej nie mają poczucia, że robią coś niedobrego, wstydliwego, nieusankcjonowanego praktyką społeczną. Historyk, który nie zauważa tego zjawiska (nie tylko w necie) i jego związku z książką Grossów, bardzo jest ograniczonym historykiem.
Machcewicz pisze: zdaję sobie sprawę, że za te słowa mogą mnie spotkać zarzuty o „aptekarskie” i bezduszne podejście, ale jestem gotów je przyjąć. Kto inny jak nie historyk powinien zastanawiać się nad liczbami, dzielić włos na czworo, dostrzegać różne odcienie szarości? Okej, okej, ale rolą historyka nie jest proste zebranie faktów i liczb. Pisanie historii jest jednak również interpretowaniem faktów. A ich interpretacja bezduszna może prowadzić do konkluzji w rodzaju „ale autostrady Hitler jednakowoż pobudował”, albo „co by nie powiedzieć, to za Stalina przynajmniej był porządek, nie to co dziś”.
Już nawet nie będę wchodził dokładniej w to, że esej historyczny to nie to samo, co podręcznik historii i krytycy Grossa powinni to brać pod uwagę (co wcale nie przeszkadza, żeby błędy faktograficzne sprostowali). Tylko tak na marginesie zauważę, że niejednokrotnie wytykane Grossowi „bo on socjolog, nie historyk” wcale nie musi być wadą. Być może potrzeba było właśnie socjologa, żeby z liczb i faktów sformować oblicze pewnego zjawiska społecznego?
I jeszcze jeden cytat z Machcewicza: Nie ma potrzeby podtrzymywania języka i argumentacji, których celem ma być przede wszystkim moralny wstrząs, wybudzanie z letargu i samozadowolenia obojętnych i odwróconych plecami. Także dlatego, że jest to zupełnie nieskuteczne. Taki styl pisania o historii, emocjonalny, oskarżycielski, nikogo nowego nie przekona.
Hmm…Czy jest taka potrzeba, czy jej nie ma, to nie żaden fakt, tylko przekonanie pana profesora. Kto inny może tego przekonania nie podzielać i mieć inne potrzeby. Ale istnieje stosunkowo prosta i szybka metodą zweryfikowania tego, jakie książki zaspokajają rzeczywiste społeczne potrzeby: wydanie ich i zobaczenie, czy znikają z półek, czy też leżą i pokrywają się kurzem. 😉
A tak sobie jeszcze a propos tego ostatniego cytatu pomyślałem: przeciętny wykształciuch na ogół słyszał o emocjonalnym, oskarżycielskim liście Zoli „J’accuse…” i wie, czego on dotyczył. Czy tenże wykształciuch potrafi podać nazwisko jakiegoś bezdusznego, aptekarskiego, dzielącego włos na czworo historyka, który w tym samym czasie pisał o sprawie? Podejrzewam, że musiałby być specjalistą od epoki, żeby potrafił. 😉
Pan Lulek umarł? O, to rzeczywiście smutne. 🙁 Fakt, że czasem, o niektóre wejścia miałem ochotę na niego nawrzeszczeć, no ale nietuzinkowe postaci mają to do siebie, że wzbudzają nie tylko pozytywne emocje. Na pewno w każdym razie był to ktoś dla społeczności łasuchów bardzo ważny.
Zapalę świeczkę za Pana Lulka. Bo ludzie nie powinni odchodzić tak, jakby nic się nie stało.
Bobiku, jesteś okrutniejszy od T-B, ona nie mówi mu, że kurz go pokryje.
E, dzisiaj i tak miałem nastrój dość łaskawy. W dni wredne mam w ofercie straszenie głuchym, drwiącym śmiechem pokoleń. 😛
Doczytałam się dzisiaj:
– NSZ wydały wyrok śmierci na p. Irenę Sendlerową
– w latach 90-tych „uwalono” w Polsce kilka prac doktorskich traktujących o mordowaniu Żydów przez Polaków w czasie okupacji.
Ja jeszcze Grossa nie czytałam, ale przeczytałam Enkelking_Boni ” Byl taki piekny, sloneczny dzień”. Bardzo powiedziałabym wyciszona książka , wyciszona w tyym sensie że nie emfatyczna, a empatyczna,starająca jak tylko to mozliwe odworzyć „wędrówke po pustynie” zydowskich uciekinierów na polskiej wsi , emocje jej towarzyszace, cały ten strach , upokorzenie, rozpacz i apatię. Wstrząsająca ksiązka, która przypomina mi opowiadania Idy Fink, choć przeciez to praca historyczna oparta na setkach relacji i świadectw. Wydaje sie w warstwie faktograficznej jest abolutnie zgodna z narracją Grossa, tylko ton jest troche bardziej sciszony, a może i bardziej ( przyjanajmniej dla mnie) przejmujacy) Ale chwala Grossowi , ze zaczał głośno mówić o tym , o czym tylko mówilo sie na historycznych seminariach. w tym sensie Machcewicz chyba nie ma racji.
Też tak myślę, że ktoś musiał zacząć krzyczeć po to, żeby zwrócono uwagę i na te cichsze głosy. One były i przed Grossem, ale dopiero dzięki niemu „wyszły zza kurtyny”. Nie przestanę powtarzać, że to jest wielka Grossa zasługa.
Witaj Porcelanko. 🙂 Wrzuciłaś komentarz pod starszym wpisem, więc zwracam nań uwagę Szanownej Publiki, bo u nas to, co pod starszymi wpisami, łatwo przeoczyć.
Siadaj, rozgość się, pasztetówką poczęstuj… A jak nie lubisz pasztetówki, to lepiej się do tego nie przyznaj, bo ona ma tu status kultowy. 😆
Zwłaszcza podwędzana…
Czy wiedzieliście, że istnieje gen skakania przez płot? 😈
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9243198,Walesa_i_Zasada_juz_wolni__Turecka_policja_zatrzymala.html
Ostatnio częściej bywam poza domem niż w domu. A nawet jak jestem w domu, to żaby mnie molestują okrutnie 🙁
Może jutro uda mi się doczytać 🙄
Wczoraj byłam między innymi na pokazie mody. W charakterze modelek wystapiły panie z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Zabawa była znakomita.
http://www.utw.leszno.pl/photogallery.php
Jotka: zupełnie nie a propos.
Nie, ale kto dobry gen w tle ma, na płoty nie zważa a właża.
No smutno mi z powodu Lulka. Poznałam go też w realu, na zjeździe u Piotra Adamczewskiego. Pisywał i u mnie. Rogata dusza była, ale opowiastki snuł jak Szeherezada.
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=16#comment-343
Szkoda barwnego człowieka – i przecież jeszcze nie był taki stary… 🙁
Z drugiej strony kurtyny http://wyborcza.pl/1,75248,9241929,Europa_szuka_sobie_obcych.html
A z zupełnie innego, lepszego świata, jak kto odbiera ARD i jest niemieckojęzyczny, to jutro będzie program „Hochleistungssport Operngesang” z udziałem m.in. Piotra Beczały. O 16.
Opowiada Joanna Istner (córka dziennikarza i poety Filipa Istnera). Rok 1968, ona jest w szóstej klasie.
Na podwórku mamę zatrzymała jakaś pani. Godlewska przedstawiła się pani mnie nie zna, mieszkam na sąsiedniej klatce. I dalej: Tak mi wstyd za to, co się dzieje w Polsce, bardzo bym chciała coś dla państwa zrobić, jestem malarką, moze namalowałabym pani portret.
Mama powiedziała: Ja, niestety, nie mogę, muszę się pakować, ale mam córeczke.
Pani Godlewska namalowała mi piękny portret dziewczynki z warkoczami.
W „Jesteśmy Rozstania ’68” Teresy Torańskiej.
Myślę, że pani Godlewska namalowała sobie piękny autoportret. Chciałbym znać jej imię.
😯 Pamiętam Joasię Istner, młodszą koleżankę na koloniach TSKŻ. W 1967 bodaj roku. Chyba ta sama.
Doroto, zerknij na skan jedynego jej zdjęcia w książce – właśnie z owego okresu.
Oj, żebym nie przegapił jutro o tej 16! Chyba sobie muszę jakiś budzik nastawić. 😉
Coś ekologicznego. Ile owiec trzeba, żeby zrobić jeden średniej wielkości sweter?
– Wystarczy jedna, byle umiała robić na drutach. 🙂
Czytam teraz Engelking – książka głębsza psychologicznie, bardziej „gęsta” w warstwie faktograficznej, trudna w emocjonalnym odbiorze. I znakomity język.