Blog, bloga, blogu…
Bobik siedział i gryzł w zamyśleniu klawiaturę. Labradorka początkowo nie śmiała przerywać mu twórczej zadumy, ale w końcu nie wytrzymała i zapytała delikatnie:
– Nie miałbyś ochoty na wylizanie mojej miski? Po brzegach jeszcze pełno pasztetu jest.
– Nie przeszkadzaj! – szczeknął z irytacją Bobik. – Nie widzisz, że zajęty jestem? Romansa piszę. Albo może kryminała. Jeszcze się tak całkiem nie zdecydowałem.
Labradorka nie wzięła pod uwagę, jak wrażliwi potrafią być twórcy i wypaliła dość obcesowo:
– Jesteś pewien, że piszesz kryminała, nie kryminał?
– Nie wymądrzaj się, bo ci już nigdy salcesona nie dam! – warknął Bobik – A nawet w nosa mogę przyłożyć. Ja sam chyba najlepiej nie całkiem wiem, co piszę.
Skarcona Labradorka przezornie weszła pod stół i kontynuowała indagację spod stołu.
– Myślisz, że już dorosłeś do takich długich form? Nie lepiej by było, żebyś zaczął od czegoś krótszego? Na przykład felieton jakiś mógłbyś napisać.
– Nie chcę felietona! – oświadczył Bobik tonem nieco marudnym.- Ani w ogóle żadnego artykuła do gazety. Postanowiłem spłodzić prawdziwego hita. No, tego… bezcelera. Żeby nie miał żadnego cela poza napełnieniem mi kieszeni.
Labradorka skrzywiła się z lekkim, ale zauważalnym niesmakiem.
– To może chociaż jakiś poemat? – zaproponowała.
– Ona chce, żebym poemata napisał! – zawył Bobik łapiąc się za głowę. – Czy ty już całkiem niedzisiejsza jesteś? Kto takie głupoty czyta? Jeszcze jakiegoś życiorysa sławnej postaci czy poradnika kulinarnego, to owszem, ten i ów do łapy weźmie. Kryminała albo romansa jak najbardziej. Ale wszystko, co wierszowane – do zajezdni. Wydawca nawet nie spojrzy. A o zrobieniu na tym majątka nawet nie ma co marzyć.
– Bobik, to pisanie kryminałów chyba źle na ciebie wpływa – powiedziała Labradorka z troską. – Może ty na razie tylko pisz ten swój blog, a nad resztą jeszcze się zastanów.
– No dobrze – zgodził się łaskawie Bobik. – Zastanowić się mogę. Ale nie uważasz, że powinienem jednak pisać bloga?
– Tylko czy to aby na pewno jest prawidłowo? – zawahała się Labradorka.
– Mniejsza o prawidłowość! – lekceważąco machnął łapą Bobik. – Najważniejsze, że nowocześnie. Wszytkie równiachy piszą teraz bloga. A ja chcę być równiachą, bo inaczej, no wiesz – nie mam szans zrobić tego majątka.
O, to jest coś, co mnie do szału doprowadza. Podobnie jak to, że mój syn chadzał grać w bilarda.
A najgorsze, że jakiś oficjalny słownik PWN to akceptuje!!! To znaczy bloga, bilarda nie sprawdzałam.
Grozą wieje.
Lubie ten blog. Pisze na blogu. Brak mi go – tego blogu.
Ja tam sie nie znam, ale LOGICZNIE tak mi sie to uklada w glowie (a juz mialam isc do fryzjera!, zaraz ide!).
Pozdrawiam Bobika i bywalcow 🙂
p.s.Diakrytykow nie mam, bo albowiem prysly zmysly, ale juz pracuje nad.
No właśnie, ja też czytałem jakieś wypowiedzi językoznawców, którzy bloga uznają, choć trochę na zasadzie „i tak z tym tryndem nie wygramy”. A moje uszy na bloga reagują boleśnie, zwłaszcza w bierniku. W dopełniaczu jeszcze mogę znaleźć jakieś analogie (fotela, wierszyka), ale z tym równiachowskim -a w bierniku w żaden sposób się pogodzić nie mogę. 🙁
A zatem oflagujmyż się, ogłośmy głodówkę i rozwińmy transparenty!
Tylko zjem moje żołądki w sosie chrzanowym…
Myślę, że to sprawa dla psychologu 🙄 Bo jak się tak zacznie rozważać o istnieniu bogu czy własnego wrogu, albo tej żaby czyli frogu… 🙄 😉
Logiczny język nie zawsze bywa 😉 , ale jednak pewne reguły nim rządzą. Raz one są bardziej, raz mniej sztywne. I o ile właśnie nad dopełniaczem blogu można dyskutować, to biernik mi się wydaje raczej bezdyskusyjny. Rzeczowniki rodzaju męskiego nieżywotne mają dla mnie w bierniku końcówkę zerową, koniec, kropka. Kilka wyjątków w stałych związkach frazeologicznych (daj papierosa, grać w pokera, brydża) odczuwam właśnie jako wyjątki, a nie regułę.
Bogu, psychologu, wrogu, a nawet frogu regularnie uważam za rzeczowniki żywotne. 😎
Nisi leberka wyostrzyla moj apetyt na delikatesy 🙂
Bój się Bogu, Rysiu! Nisi wątrobę chcesz wyjadać? Jak ten sęp od Prometeuszu? 😯
Nisia (14:22), robi wrażenie.
Bobiku,
czy mogę sobie od Ciebie wypożyczać czasem tego bezcelera?
Zakochałam się w nim nieprzytomnie od pierwszego widzenia! 😆
A, proszę bardzo, Jotko. Uznaję, że tym sposobem opchnąłem już pierwszy egzemplarz. 😆
dzisiaj wole o pogodzie – slonce za oknem ujawnia bobiezne ich
mycie 😮 – gramatyka i ortografia to dla mnie tylko dodatkowe ksiazki byly do noszenia w szkole – na blog wchodze,
na blogu komentuje, pisze, bloga czytam, bloguje, dlaczego
wagrowalem?
teraz mam za lenistwo dziecinstwa i przy purystach jezykowych bywajacych na blogach dla poprawienia (podobno tylko dlatego) perfekcyjnej polszczyzny czerwienie sie
Bobiku, na surowo? nigdy! 😉
Bobiku,
ja tam sie nie znam. Niewyksztalconam w regulach i regulkach.
Profesora Bralczyka brak, bo by (boby? gdyby? toby? to by bylo?) spor rozsadzil, chyba znudzilo mu sie prowadzic swoj BLOG, ktory przejeli ci, co lepiej od Profesora wiedzieli.
Ja biore wszystko na logike, przyznaje sie bez bicia.
Tylko we mnie biernikiem niezywotnym nie rzucaj, bo walne frazeologia i tym tam od Tuwima 😉
No, widzisz Bobiku! Nie taki diabeł straszny, jak go Labradorka maluje 😆
Rysiu, czy bobieżne mycie okien jest aby jakąś aluzją do mojej staranności sprzątaniowej? 😎
A tak na logikę, której domaga się Alicja 😉 – dlaczego wchodzisz na kogo? co? blog, a czytasz kogo? co? bloga? Czy może dlatego, że czyta się dłużej niż wchodzi? 🙂
poszpiegowalem i znalazlem u pana Szostkiewicza:
Zosienka pisze:
2011-03-04 o godz. 08:33
prawdziwy hunwejbinizm i ekstremizm czai sie poza granicami RP, dlatego dobrze sie stalo ze wczoraj w sejmie powstal zespol d/s ochrony chrzescijanstwa w Polsce i nie tylko w Polsce. Na czele stoi posel Libicki Mlodszy, a zespol sklada sie z przedstawicieli WSZYSTKICH partii, co rokuje harmonijnej wspolpracy. Poniewaz jednak chrzescijanstwo ma rozne odmiany, dlatego dobrze byloby aby powstaly podzespoly d/s obrony rzymskich katolikow, d/s ochrony luteranow, d/s obrony anglikanow, no i oczywiscie kalwinistow i husytow. Moment powstania Zespolu jest o tyle trafny, ze akurat zbliza sie nasza prezydencja w UE.
Alicjo, o ile dobrze pamiętam, profesor Bralczyk należał do tych, którzy formę „bloga” niechętnie zaakceptowali, właśnie na wspomnianej przeze mnie zasadzie „skoro to się przyjęło, to nie ma co walczyć”. Ale u mnie się jakoś ni cholery przyjąć nie chce. Wrodzoną odporność mam, czy co? 😯
Te Rysiowe okna, to ja też odebrałam, jako aluzję pod adresem Bobika 😉
Koniec światu!!! 😀 „Siedmiolatki na lekcji religii w pabianickiej szkole miały wykład o 19-leciu Radio Maryja. A do domu dostały przekazy pocztowe na wpłaty dla ojca Rydzyka – pisze „Życie Pabianic”.
Mar-Jo – to tylko świadczy o praktycznym podejściu proboszcza (PPP).
Rysiu, jakbyś był w Szczecinie, to polecam Ci sklepik Piotr i Paweł, tam jest rzeczona leberka i wątrobianka, i różne inne miłe sercu delikateski. Nawet czasami jadalne parówki.
Mar-Jo, to na pewno w ramach obrony chrześcijaństwa. Bo sejm sejmem, ale skorupkę już za młodu trzeba nasiąkać. 🙄
Może wchodzić „na blog”, to tak jak wchodzić „na próg”, a potem „czytać bloga” to jak studiować boga, wroga… 😉
Nisiu,
a czy wątrobianka i leberka to aby nie to samo? Czym innym, ale nie pytaj mnie na czym ta inność polega, jest pasztetówka 🙄
No nie, Cubalibre, żywotnych za próg dzisiejszych rozważań gramatycznych nie wpuszczamy, choćby Alicja Tuwimem waliła. 😆
Do rozważań na temat żywotności blogów może być za wcześnie, ale faktem jest, że niektóre obumierają, inne mają się bardzo dobrze, a nawet się rozmnażają. Nie pytaj jak i czy do tego potrzebne są śluzy 🙄 Może najpierw jakieś muszą puścić, a potem to już dzieli się, pączkuje… 🙄
Coś mi tak po głowie chodziło, że ja już kiedyś wątrobiankę rymami opiewałem. Poszukałem i okazało się, że była to zapiekanka wątrobiana, nie wiadomo już z jakiej okazji wymyślona.
Tylko niech mi nikt nie mówi, że taka zapiekanka nie istnieje. Jak się zapiecze leberę, to istnieje. 😎
Zapiekanka wątrobiana
to dla psiego ucha miód,
żeby jeszcze, proszę pana,
tego miodu było w bród…
Mogę liczyć jak Puchatek
ile tych foremek szło:
ze dwadzieścia to zadatek,
a ciąg główny to ze sto.
Sto trzydzieści, sto czterdzieści,
dawaj pan do wszystkich łap,
dziś się wszystko w brzuchu zmieści,
a co jutro…
Może schab? 😉
Mnie irytują jeszcze formy „na blogu”, „na Facebooku”.
Nie pytaj, co śluz może zrobić dla ciebie. Pytaj, co ty możesz zrobić dla śluzu! 😎
Zaraz, Pawle, tu czegoś nie łapię. Jak mam gotowy wpis, to go chyba umieszczam na blogu. Albo znajduję ciekawą wypowiedź na blogu takim a takim. Czy jakoś inaczej powinno być?
może w… 😯
Zacząłem się zastanawiać, dlaczego na, a nie w blogu i poszukiwać dla tego jakichś analogii językowych. I tu na moje wyczucie jest pewna dowolność – w gazecie, ale na łamach – która pozwala na zaakceptowanie takiej wersji, jaka się już utarła.
A „na” utarło się być może dlatego, że najpierw czytaliśmy coś na stronie internetowej, a potem już automatycznie przeniosło się to na blogi. 😉
Dzisiejsza główna wiadomość na TVP Info, jest cały czas wyświetlana na pasku: http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,9203508,B__szef_kancelarii_Lecha_Kaczynskiego_i_Dubieniecki.html
Brazylię wcięło. 😯 🙁 Service temporarily unavailable…
No, nie zdzierzylam. Profesor Bralczyk na swym sp.blogu w P LITYCE, nalegal, ze paradygmatem do odmiany tego slowa jest „dialog”, „monolog”, „epilog”, „prolog”.
Serdecznie pozdrawiam. Bobik czytal mi wczoraj przez telefon Lichenska lokomotywe i poplakalam sie ze smiechu.
Tesknie za Wami.
No to uroczyście odszczekuję posądzenie prof. Bralczyka o łaskawość dla bloga. Jednak źle pamiętałem. 😳
Też tęsknimy… 😥
Panno Koto, ja w końcu umrę ze śmiechu… a przynajmniej kolki dostanę.
Ale trzeba przyznać, że nazwisko Draba jest świetnie dobrane do współpracy z gangsterem. 😆
Jotko, niewykluczone, że leberka to wątrobianka, ale nie w tym przypadku. Jedno robi firma Viando, a drugie jakiś Tarczyński czy Olewnik i to są dwa oddzielne kawałki w dwóch oddzielnych flaczkach…
Oba smakowite. Skocz se, kochana, do Piotra i Pawła i zdegustuj własnymi ust koralamy i kubkami smakowymi. Jakbyś trafiła na kaszankę z Matki Polki, tfu, z Kuchni Polki albo z Tradycyjnego Jadła (bez konserwantów), to też nie pogardź.
Pasztetówki też tam mają różne i też smaczne w smaku.
Bobiku, pur Wu:
http://www.youtube.com/watch?v=Pvgm3rXc7tA
A Jaja Dziadunia i Przysmak z Babuni też u tego Piotra i Pawła mają? 🙄
Bobiku, nie widziałam, ale mogę im zasugerować.
Bobiku,
prof. Bralczyk powiedział tak:
„Polityka”namówiła mnie do pisania blogu. Wiem, że większość blogowiczów wolałaby tu formę „bloga”, i zapewne, jak to większość, wygra, ale ja będę próbował pisać i mówić w dopełniaczu „blogu”, tak jak „dialogu” czy „prologu”…
A „pani Bralczykowa” skomentowała:
„Jurek! Jurek! Bój się boga! Zupa stygnie, a ty się po blodze szlajasz!”
Nisiu, gdzie jest „piotr i pawel” w szczecinie?
Ale wiecie co? Polatałam trochę po sieci i wyszło mi z kwerendy, że pasztetówka, leberka i wątrobianka to jest rychtyczek to samo. Są różnice w doprawianiu i proporcjach, ale to już w zależności od regionów, czy nawet pojedynczych kucharzy.
Dla mnie słówko LEBERKA brzmi szczególnie smakowicie.
niedomyte okna to tylko i wylacznie moje lenistwo, po ciemku nie widac 😛
zadnych insynuacji 🙂
W szafie wiszą Marty kiecki,
w przekaziorach ciągle mgła,
a za szafą Dubieniecki
z Drabem konszachty ma.
Tutaj kiecki, ówdzie mgła,
a on konszachty ma.
Jak tysiączków skosić stówkę,
to już nie wstyd brudnych łap –
ważne wszak, że ma gotówkę
Odrażający Drab.
Co się wstydzić brudnych łap,
gdy ma gotówkę Drab.
Tylko te pismaki wraże
na konszachty robią źle,
więc od Drabów, dziennikarze,
wy odp…..e się!
Miast o Drabach pisać źle,
wy odp…..e się!
Ha, Bobiku, jak to jednak niezdrowo podskakiwać do dziennikarzy! Chyba z satysfakcją wrzucę tę linkę na blog świętej Martusi.
Za chwilę kogoś zamorduję. Rozszarpię na kawałki. Jeszcze nie wiem kogo, ale to zrobię.
Sokrates od dwóch dni kuleje. Wczoraj daliśmy mu czas na dojście do siebie. Dzisiaj uznaliśmy, że trzeba do lekarza.
I wiecie co mu jest? Jest postrzelony. Ma w prawej, tylnej łapce kulę. Wyjmą mu ją we wtorek. Wtedy będzie chirurg na dyżurze.
Panno Koto, lepiej copy and paste niż linkę. 😉 Od linki mogą nam się tu zlecieć jacyś obrońcy honoru, a ja dziś nie jestem w nastroju bojowym. 😎
A poza tym donoszę, że najlepsza leberka w Północnej Nadrenii Westfalii jest u naszego Kocjana! A do tego kabanosy, frankfuterki, pycha szynka, śląska, toruńska, krakowska, tudzież krupnioki i żymloki (kaszanka i bułczanka po śląsku).
Też bym rozszarpał, Jotko. To jest czyste draństwo, bo nie wierzę, żeby kota ktoś wziął za zająca.
Przekaż Sokratesowi polizanko i życzenia szybkiego dojścia do siebie. 🙂
Bobiku, keine Angst, to miałam właśnie na myśli.
A nie ma dyzurnego chirurga gdzies? Czy Sokrates dostal antybiotk, by nie bylo zakazenia? To koszmarna historia.
Piosenke o Drabie koniecznie przeniesc na Blog Marty Meczennicy i Obronczyni Dobrego Imienia Ojczyzny przed wszelkimi bartoszewskimi.
Och, Jotko, bardzo żal Sokratesa. Co za dranie, może da się ich namierzyć?
Kurczę, jakoś się wciąż do tego Kocjana nie mogę wybrać, chociaż niby nie tak daleko…
Może się zraziłem tym, że kiedyś, przed jakimiś świętami, 2 godziny się u niego w kolejce odstałem? Potem mi się już nigdy tego doświadczenia nie chciało powtarzać. 🙄
Sokrates dostał antybiotyk. Dlatego można poczekać z operacją. Po wyjęciu kuli zgłosimy sprawę na policje.
Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo jestem zdenerwowana. Po prostu nie miesci mi sie w głowie, że można robić takie rzeczy.
Rzeczywiście, przed świętami u Kocjana jak, nie przymierzając, w głębokim PRL-u, kolejki kilometrowe. Ale ostatnio dostałam od jednej z pań za ladą dobry typ. Trzeba przyjść przed samym zamknięciem, w ostatni dzień. Tak zrobiłam w wigilię i nie trwało to dłużej niż 10 minut. A w pozostałym czasie normalnie, bez problemów
W poniedziałki nieczynne.
Oo. Bobiku, o ile pamietam, zaczelam nasza korespondencje jakis czas temu od pytania dlaczego w Polsce wszyscy mowia „wyslalem esemesa” gdy powinno byc „wyslalem esemes” 😀
Jotko, ja bym to postrzelenie zglosila na policje.
Jotko, wlasnie doczytalam ze rzeczywiscie macie plany zgloszenia tego na policje… Szczescie przynajmniej ze nie zostal raniony powazniej.
Bobiku, wrzuciłam Twój wiersz na blog MK, sam tylko tekst, bez żadnego komentarza. Ciekawe, czy STRAZNIK FORUM (sic!) otworzy szlaban.
Kiedyś na posyłki był Hermes, może od tego posyła się esemesa…
Jotko,
jeśli Twój kot nie zapuszcza się zbyt daleko, to chyba nie sprawi trudu policji ustalenie, kto w sąsiedztwie ma pasującą broń.
Jeżeli potraktują sprawę poważnie.
Lieberka 😀
Bobiku, co do urżniętej…, nie, wciętej Brazylii i Service temporarily unavailable… to mnie samego do mojego blogi nie wpuszcza coś – gdy w użyciu jest Flock. A Firefox wpuszcza. Już dawno przestałem przejmować się osobliwościami życia komputerowego.
Dziś nastąpiło. Bo przed jakimś czasem konsulat pytał mnie czy chcę pochałturzyć za tłumacza, bo jakaś firma ściąga Polaka, który dobry jest w jego dziedzinie ale języków nie zna. Potrwało nim-śmy się dogadali, bo oni mieli pewne pojęcia o płaceniu, a ja zupełnie inne (myślę, że na początku zagrałem jak sam Fiszer, bo przy rozpoznawczym spotkaniu sekretarka mi mówiła, że jak Wielki Szef przyjedzie to mi złoży propozycję, a ja powiedziałem, że z góry się cieszę, ale i z góry proszę o jej podniesienie, bo to będzie mało – okazało się potem, że miałem rację), aż w końcu za pięć dwunasta czyli wczoraj wieczorem zadzwonili, że się zgadzają na moje i żebym pojawił się dziś. I po części zgodziłem się, bo z tego typu środowiskiem mam bardzo rzadkie kontakty i ciekaw byłem co tam i jak – no i już mam owoce mojej nowej wiedzy.
Więc w pierwszych słowach mego przekazu chcę Wam powiedzieć, że nic Wam nie powiem. Wprawdzie jeszcze nie podpisałem ale obiecałem, że podpiszę dokument o sekretności wszystkiego i nawet nie powiem czy ja tam chodzę po podłodze czy mam własne skrzydełka i czy komunikuję się z ludźmi czy z żyrafami. No to sobie poopowiadaliśmy i mam nadzieję, że Was szczegółami nie zanudziłem.
Klasyczna podpucha. Zachęcić, wzbudzić oczekiwania, a potem pokazać o, takiego. 👿
Ale mimo wszystko dobrze, że tak na ament tej Brazylii nie urżnęło. 🙂
Lieberka to bardzo ładne imię. Jak mi się urodzi mała pasztetówka, na pewno tak ją nazwę. 🙂
vitajcie! Ja lubię pasztet pieczony 🙂 Ostatnio jednak bywam wegetarianką i trochę mi głupio jadać taki pasztet. Z drugiej jednak strony mówia że zycie jast takie krótkie….
piszę i mówię niegramatycznie ale to chyba genetyczne 🙂 🙂
bo sie staram i nic 🙂
zainteresowała mnie dyskusja o różnych nikach w internecie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego mamy byc w nim szczerzy skoro to jedna wielka ściema. Oczywiście za wyjatkiem blogu vel bloga Bobika, bo czy da sie oszukać psa? Do tego pudla?. Ja nikogo nie znam komu by sie to udało..
wracając do dyskusji nikowej. Muszę sie przyznać, że nie mam pojęcia ilu już użyłam pisząc jakiś komentarz . To nie znaczy że są to nieprawdziwe opinie . Sa takie jak ja czyli zmienne. Wymaganie od kogoś bezwzglednej szczerości jest wręcz szkodliwe. Zauwazyłam nawet że jest tenedencja niewyrażania swojej opini na żaden konkretny temat. Na to narastające zjawisko nie tylko ja zwróciłam uwagę. ..
mozna to wytłumaczyć wszechobecną techniką która odziera nas z prywatności do tego stopnia że własne przemyslenia staja sie dla nas cenną wartością. Osoby z mojego pokolenia nie potrafia sie aż tak kontrolować i dobrze:) Smutne to nasze techniczne bytowanie ale nie da się juz tego zatrzymać. 🙂 dobrej nocki
andsolu Ty jakos tak mądry jesteś 🙂
Nie tylko my mamy ortograficzne problemy. Dzis tu u nas jest podobno dzien gramatyki 🙂 czego to ludzie nie wymysla! W zwiazku z tym na cnn ciekawy artykul o Sarah Palin (ona nie potrzebuje dnia gramatyki bo sie wyraza skutecznie) a takze informacja o grupie: Society for the Promotion of Good Grammar i tam znow zabawny filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=NxJMDzNZWsE&feature=player_embedded
jarzębino, więc oto gdzie czeka uznanie mądrości: w mówieniu, że się nie powie? A to nie nazywa się sadyzm konwersacyjny?
Sadyzm konwersacyjny? To chyba nowy termin? 🙄
Ale zjawisko stare:
http://www.youtube.com/watch?v=zKvhVssO348
O, jaki króciutki filmik… Zdołałem obejrzeć cały, nim się obejrzałem.
@Bobik – ja mam odruch „napisałem w blogu”, „rozmawiałem w Facebooku”.
Nie powiem: dzień dobry, bo komu dobry, temu dobry 😯
Szanownej Frekwencji życzę dnia najlepszego i najpiękniejszego of course 😆
Mój się zaczął nie najlepiej. Padł mi komputer, który nie ma jeszcze roku 👿
Korzystam z Włodkowego.
Ale damy temu dniu szanse, niech się wykaże. Narazie muszę powarczeć 👿
Potem do ogrody pod światłym kierownictwem pana ogrodnika.
Zobaczymy 😉
To niemadre miec swoje zdanie w sprawach polskiej gramatyki, na ktorej sie nie znam, ale pochodze z kielecczyzny, gdzie kolebka jezyka polskiego. Dla mnie blog jako rzeczownik meskoniezywotny odmienia sie jak prog, brzeg, statek. Is this so wrong?
Od tych wolnych bezpracowych dni rozbila sie moja dzienna rutyna: dzis zasnelam o 7ej wieczorem, zeby obudzic sie w srodku nocy i rozmyslac nad tajnikami declinacji.
Wczoraj zakupilam garderobe do nowej pracy. Nie chce sie wierzyc jak tanie sa tu ubrania i buty. Nawet dobrej jakosci i marek. Natomiast drozeje benzyna i zywnosc. Ale naprawde, zywnosc malo zdrozala w ciagu ostatnich 20-tu lat w porownnaiu do takich artykulow jak samochody i domy.
Zamawiam kciukotrzymanie na poniedzialek rano, jesli mozna.
Jotko, przykro mi z powodu twojego kociny. Wiesz, co kraj to obyczaj, ale my trzymamy nasze koty i psy w domu i ogrodzonym ogrodzie. Dlatego malo sie tu widzi rozjechanych kotow i psow w porownianiu z Polska. Z tym, ze poniewaz jest to duzo zwierzyny dzikiej, to wlasnie ja sie widzi rozjechana na drogach: swistaki, szopy, pizmaki, jeze, oposy, wiewiorki, skunksy, zolwie przechodzace droge w niefortunnym dla nich momencie. Bardzo trudno sie do tego przyzwyczaic. Mowi sie na to roadkill i sa sluzby od ich uprzatania. Ale zwierzeta domowe sie trzyma w domu. Nie rozumiem jednak kto moze strzelac do kotow. Musi to byc przestepstwo. Pmietam jak Nisi piesek zdechl, a weterynarz sadzil, ze byl otruty. Brrr… w koncu to nie brutalna Sycylia czy gorskie Abruzzi, a swiatla Wielkopolska (tak?) gdzie obie mieszkacie. Moje cieple pozdrowienia dla kociny.
I jeszcze jedno. Ludzie truja myszy i szczury, a koty czy psy je moga potem zjesc, wiec trucie moze byc niezamierzone. Zdarzylo mi sie zamowic specjalne sluzby do trucia szczurow, a jednak swistaki (takie jak Pixie i Dixie Disneya, to sa chyba swistaki) wsliznely sie to pojemnika z trutka i… Zycie hreczkosieja nie jest uslane rozami,. mowie wam.
Dzien dobry 🙂
Nie uczylam sie polskiej gramatyki (tyle co sama liznelam), ale b. lubie sie wsluchiwac, i czuje sie zbita z tropu gdy cos mi nie brzmi. Przyklady Krolika tlumacza i deklinacje i to „na” – na brzegu, na progu. Z tym ze NA brzegu i progu rzeczywiscie sie stoi, a na blogu nie. Pisanie na blogu moze byc jak pisanie na tablicy lub wywieszanie na afiszu – takze w sensie fizycznym – ekran tez jest wertykalny – i moze stad sie to bierze, ale tablica i ekran sa medium fizycznym a nie forma literacka (NA afiszu lecz W ogloszeniu), wiec wychodzi na to ze teoretycznie Pawel ma racje.
Kroliku, na poniedzialek rano czymanie zaklepane 🙂
Mysle ze ceny benzyny jeszcze podskocza wraz z podskokami Gaddafiego.
U nas najbardziej w ostatnich latach podrozaly mieszkania (tempo wzrostu cen mieszkaniowych trzecie w skali swiatowej), i zaczyna byc tak ze najwiekszym marzeniem jest miec gdzie mieszkac.
Jotko, ta kula mogla by byc rikoszetem, chyba gdyby trafila prosto to by wygladalo gorzej lub przestrzelilo; wiec moze nie do Twojego kotka strzelano? Ale zawiadomic i tak trzeba.
Witojcie 🙂
Bobicku, jo w kwestii formalny – cy Ty dzisio świyntujes dziń
teściowych?
Dzień dobry 🙂 Mnie się wprawdzie laptok nie zepsił (odpukać!), ale mi go odebrano, bo ponoć koniecznie potrzebowano. 👿 Dopiero teraz dostęp do blogu odzyskałem.
I zaraz dalej główkuję, gdzie jestem – w czy na blogu. I dalej nie widzę żadnej jasnej reguły, która by mi to jednoznacznie określała. Od strony czysto gramatycznej można różnie. W monologu, ale na progu. W biegu, ale na brzegu. Od strony tradycji językowej – też nie ma jasności, o czym już wczoraj szczekałem. Pisać, publikować można w gazecie, ale i na łamach. Wyniki badań zamieścić w książce, na stronie 147.
Jak próbuję problem wziąć na logikę, też mi nic jasnego nie wychodzi. Odruchowo przyjmujemy, że w odnosi się do środka, a na do powierzchni, co przy rzeczownikach nieabstrakcyjnych pewną jasność nam daje. Pracujemy w fabryce, nie na fabryce, bo wchodzimy do jej środka, nie stoimy na dachu. Ale w miarę wzrastania stopnia abstrakcji sprawa się coraz bardziej komplikuje. Kiedy nie mamy fizycznego desygnatu (jak jest jeszcze w przypadku książki lub gazety, nawet kiedy chodzi o treść, nie o przedmiot), bardzo trudno określić, czy coś dzieje się na powierzchni, czy w środku. 😉
Prawdopodobnie dużo tu zależy od tego, jak ktoś sobie dany rzeczownik mniej czy bardziej abstrakcyjny wyobraża „oczyma duszy”. Dla mnie na przykład w blogu grzebie Pan Administrator, tzn. wchodzi do środka, do wnętrzności i tam odprawia swoje czary. A ja piszę i spotykam się z Wami na powierzchni, w tej widocznej części. Może dlatego forma na blogu wydaje mi się naturalna i do przyjęcia. Ale jeżeli ktoś blog tym wewnętrznym okiem inaczej widzi, może mieć zupełnie inne odczucie.
Argument Liska o formie literackiej nie całkiem mi trafia do przekonania. Za formę literacką można uznać wpis blogowy (i tu odruchowo powiem „we wpisie”), ale cały blog to jednak więcej niż wpis i ja go odbieram raczej jako rodzaj miejsca.
W sumie – w takich przypadkach, kiedy ani gramatyka, ani logika nie dają całkiem jasnej podpowiedzi, jestem skłonny podporządkować się większości i uzusowi. A to chyba dość wyraźnie idzie w stronę na.
Dzień Teściowych dzisiaj? To możemy poświętować, czemu nie. Każda okazja jest dobra. 😉
Zna ktoś jakiś miły dowcip o teściowej, stawiający ją w sympatycznym świetle?
Jak zna, to niech wrzuci. A jak nikt nie zna, to znaczy, że teściowe są istotami dyskryminowanymi i możemy w ich obronie puścić w ruch oflagowanie tudzież transparenty. 🙂
Króliku, rozumiem, jak w ogrodzie można utrzymać psa, ale kota? On przecież myk, myk – i już jest w innym ogrodzie, a za chwilę na ulicy. Alternatywą byłoby niewypuszczanie w ogóle z domu, co po pierwsze wydaje mi się okropne, a po drugie jest na parterze całkowicie niewykonalne. Wystarczy okno otworzyć i kot już robi, co chce.
Oczywiście, kot domowy może mieć obróżkę i przywieszkę z namiarami właściciela, może być zachipowany, ale i tak przed wszystkimi niebezpieczeństwami go to nie uchroni. Samochody, psy 😳 , dzika zwierzyna, zatrute gryzonie…
Czym innym są jednak czyhające na kota nieszczęśliwe wypadki, które z bólem serca trzeba „wliczyć w koszt” (to jest cena wolności, której koty stanowczo się domagają), a czym innym czyjaś celowa działalność. To tak strasznie boli i oburza – że ktoś CHCIAŁ zwierzowi zrobić krzywdę.
Ja mam zresztą od dawna już ustalone zdanie o tych, którzy lubią się pobawić zabawkami do strzelania. Nie powiem, co bym z nimi zrobił, tylko dlatego, że mój image miłego, łagodnego pieska prysłby jak bańka mydlana. 👿
Powiedz mi, kto to mówi a powiem ci, że tracisz czas na pierdoły…
a)
To niesłychana niesłychaność o jakiej świat nie słyszał. Nieudolność rządu jest porażająca, jak porażająca jest obecność wśród żywych Donalda Tuska i pana Kumoroskiego.
b)
Platformaobywatelskawbiłanóżwplecygenerałaktóry – proszęminieprzerywać – zostałtymsamymzaholokaustowanyprzezmakirząd.
c)
To niesłychane, że ten karzeł moralny, bezczelny do granic przyzwoitości, wypowiada się na tematy, o których nie prawa nawet milczeć.
d)
Balcerowicz musi odejść. Proszę o widzenie z małrzonkom, bo dawno nie dupcyłem, He, He, bo jak nie, to popełnię samogwałt!
e)
Ja nigdy nie lubiłem tego radia, przychodziłem tu tylko dla tych trzech słuchaczów, którzy są coraz liczniejsi i niedługo przejmą rządy od najbliższych wyborów, po których będziemy samodzielni. Dziękuję i życzę wszystkiego najlepszego.
f)
To był reportaż z samego ognia paszczy lwa. Nie wiemy jak zakończą się zmagania, ale jak w przysłowiu: jak Kuba Bogu, tak Kubańczycy Fidelowi – wkrótce okaże się, czy naród libijski wybije się do nogi na niepodległość. Dla Państwa ze świszczącego kulami u nóg Bengazi mówił ….
Zeen, chyba wrzuciłeś to w ramach sadyzmu konwersacyjnego. Czysta tortura dla ócz i usz. 🙁
A najgorsze, że pwiedzieć mogłoby to bardzo wiele osób. Począwszy od anonimowego głosu ludu, po elytę polityczną lub dziennikarską. W dziedzinie wypowiedzi słonko już niejedno widziało. 🙄
Króliku, mała popraweczka – jam ci z północno-zachodniej rubieży, z samego Szczecina. Nie z Wielkopolski. Co do trutki na szczury, to została wykluczona na podstawie badania krwi. To było coś, co Becie lawinowo rozwaliło wątrobę. Trucizna na szczury działa inaczej, też paskudnie zresztą.
Nie tylko koty uciekają. Beta była takim sobie szczupławym, ale jednak wilczkiem. W stresie potrafiła się przecisnąć między prętami płotu – 10 cm odstępu. Czasem ją trzeba było zdejmować, ale kiedy stres był wielki – dawała radę i uciekała gdzie chciała.
Paweł Sala z ostatniej papierowej Polityki (bardzo dobry wywiad):
„Bo uważamy się za katolików, a nie rozumiemy, czym jest etyka. Człowiek religijny może zabić zwierzę bez większych oporów, człowiek etyczny nigdy by tego nie zrobił”.
To prawda, że niektóre psy są niebywale uciekliwe. Nasz Puszkin taki był. Najgorzej było w starym domu, gdzie ogrodzenie w pewnym momencie było dość dziurawe, ale ze względu na bliską przeprowadzkę nie opłacało się go naprawiać. Wtedy piesek sobie śmigał zupełnie jak chciał. Ale i w nowym domu, ze szczelnym, gęstym ogrodzeniem potrafił wykorzystać każdą okazję, każdą nieuwagę przy otwieraniu furtki, żeby czmychnąć. A ponieważ był zachipowany, Starzy wkrótce odbierali telefon z jakiegoś psiego hotelu, żeby odebrać delikwenta i zabulić za jego wywczasy… 🙄
Ech, ilez to ja zaplacilam za amory mojego prawie ratlerka! Zawsze znalazl sposob na znikniecie. I zebyz go tak zyczliwi ludzie zostawili w spokoju, toby sobie do domu wrocil nieco tylko glodny, ale nie! oni musieli koniecznie uratowac malego pieska! Uuuuch! Psi hotel z pelna obsluga wychodzil dosc drogo. A potem wizyta przedstawiciela Rady Miejskiej z finansowa wymowka, ze pies sie szwenda 🙁
Dzień dobry 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=eGdeiVRpJJw&feature=player_embedded . Idę doczytać, wyjeżdżałam do bezinternetu 🙂
Do cytatu wrzuconego przez Haneczę tak mi się myśleć zaczęło… Ale może najpierw zrobię pewne zastrzeżenie, na wszelki wypadek. 😉 Ja wcale nie jestem jakimś zapiekłym religiożercą i nie mam tak, że kiedy tylko ktoś uderzy w religijny stół, ja zaraz muszę się odezwać. Dopóki ktoś sobie w coś (kogoś) wierzy i jest to jego prywatna sprawa, w ogóle nie mam nic przeciwko i nie czuję potrzeby wtrącania się. Ale kiedy religia ma silny wpływ na życie społeczne i zaczyna dotyczyć wszystkich, chcą czy nie chcą, wtedy „cosik” samo mnie pcha do zaszczekania. 😉
A teraz do etyki… Widzę ogromną społeczną szkodliwość zmonopolizowania w Polsce problematyki etycznej przez KK. Bo przez to pytanie, kim jest człowiek etyczny, sprowadza się do tego, czy się w niedzielę zasuwa na nabożeństwo, jest przeciwko skrobankom i nie krytykuje Kościoła. To jest horyzont etyczny dużej części kleru, a w konsekwencji i wyznawców. A instytucję spowiedzi niejeden katolik uznaje za furtkę, którą można się wymknąć wielu normom etycznym. Nagrzeszę, wyspowiadam się, sprawa z głowy.
I jeszcze jedno: człowiek w ujęciu katolickim ma wprawdzie wolną wolę, czyli może grzeszyć lub nie, ale o tym, co jest grzechem (a więc odstępstwem od norm etycznych), decyduje Kościół. Więc myślenie etyczne katolika wcale nie jest takie znowu wolne – ono z góry ograniczone jest doktryną. I jeżeli ta doktryna nie uważa za rzecz istotną np. stosunku do zwierząt, to wierni „nie muszą sobie tym głowy zawracać”. Czyli w pewnych przedziałach są z rozważań etycznych w ogóle zwolnieni, nawet tylko w kategoriach „grzeszyć – nie grzeszyć”. To też mi się wydaje bardzo szkodliwe.
Zwierzaku, Moi też nieraz klęli pod nosem na nadmiary dobrych chęci. 😉 Puszkin drogę do domu świetnie sam potrafił znaleźć i jeżeli nie został złapany, po kilku godzinach wracał, nawet z dość skruszoną miną. Ale często wrócić samodzielnie nie miał szans, bo jakiś dobry człowiek, widząc wałęsającego się psa, wpuszczał go do ogródka i dzwonił do Ordnungsamtu, albo wręcz zawoził zwierza do schroniska. Niby wszystko słuszne, ale… 😉
Tereso, czy już wiadomo, kiedy ten jedenastolatek chce zgłosić swoją kandydaturę na prezydenta? 🙂
Jeszcze o pieskach na gigancie.
Przymierzałam się do kupna beagle’a, cudne to bowiem psiny są, ale najpierw dzwoniłam do znajomych psiarzy dla zasięgnięcia opinii. Opowiedziała mi jedna weterynarka, jak to odwiedziła kiedyś zaprzyjaźnionych hodowców terierów w Niemczech i oni mieli parkę bigielków – cudnych, championowatych, utytułowanych. Chcieli jej te pieski podarować. Zdziwiło ją to, bo hodowcy rzadko chcą podarować, na ogół sprzedają – i usłyszała, jak to stworki codziennie po kilka razy idą sobie na spacerek, same oczywiście. Przeskoczenie dwumetrowego płotu to był dla nich pikuś. A że było to w Niemczech, więc albo ktoś je łapał, albo oni sami zawczasu wsiadali w samochód i jechali na poszukiwania. Kilka razy dziennie.
Weterynarka ostatecznie została przy terierach, a do mnie nastała Szanta. I też uciekała, ale to już inna historia.
Blow up
Bobiku (11:09), nawet jesli nie forma literacka, to jakis okreslony ich zbior, jak np gazeta. Ludzie publikuja w gazecie, za to jedza czasami na… ( 👿 ) Wszystkie przytoczone tu przyklady na „na” dotycza albo czegos na czym sie fizycznie stoi, albo fizycznego (!) medium na ktorym sie publikuje (slowo ŁAMY tez nalezy do opisu technicznego). Wiec na logike powinno sie pisac na kompie i w blogu 😀
A na pytanie „cy Ty dzisio świyntujes ” nie wiem czy sie nie powinienes obrazic 😀
Andsolu (14:50), piekne 😆
(Swoja droga, nowe wladze wojskowe zabraniajace mu opuscic Egipt b. mi sie nie podobaja. Nie mowiac o potrzebie leczenia za granica).
Moi rodzice mieli takiego uciekajacego teriera tybetanskiego. Gdy mu sie zamknelo furtke wyjsciowa z ogrodu, przekopal sie pod siatka do trzeciego (!) sasiedzkiego ogrodka, bo tam furtka byla otwarta, i wylazil. Za to wracal juz oficjalnie: stawal przed wlasna furtka i szczekal by mu otworzyc, bo przeciez wracac wolno 😀
A moje koty nawet jak gdzieś pójdą, to i tak wracają, wcale nie trzeba za nimi jeździć. I jeszcze myszy przynoszą 🙂
(p.s. Podejrzewam ze wiekszosc wyrazen zwiazanych z komputerami i internetem jest przekalkowana zywcem z angielskiego)
Lisku, dalej się będę czepiał. 🙂 Gazeta jest bardziej „fizyczna” niż łamy (każdy pies to wie – niech mi ktoś pokaże psa, który dostał po nosie łamami 😉 ), rozkłada się ją i patrzy do środka, więc tu „w” jest tym fizycznym aktem jakoś uzasadnione, chociaż oczywiście publikowanie odnosi się również do abstrakcyjnej zawartości gazety, do treści. Blog jest tworem wirtualnym, wiele bardziej abstrakcyjnym niż gazeta czy książka, ale gdyby już odwoływać się do jego fizyczności, to widzimy go jako obiekt płaski, tak samo jak stronę internetową, czym z kolei można uzasadnić użycie „na”.
Przy tym wszystkim zaznaczam, że nie uważam formy „na blogu” za bardziej prawidłową niż „w” (ani na odwrót). Po prostu nie widzę tu żadnej reguły, która by mi pozwoliła to określić. A w takich przypadkach język zwykle „radzi sobie sam”, to znaczy ludzie zaczynają jakiejś formy powszechnie używać i to ona potem staje się normą, zaakceptowaną również przez językoznawców.
Dlaczego wobec tego nie chcę się pogodzić z również dość powszechną formą „bloga”? Ano dlatego, że w tym przypadku regułę widzę i mam do czego się odwołać. 🙂
Przekopywanie Puszkin też uskuteczniał, choć w nowym domu miał to już bardzo utrudnione, ze względu na stary, mocno ukorzeniony żywopłot przy ogrodzeniu. 😉
Nie wiem, czy wypada mi się natrząsać z Mubaraka. Ja na przywieszce do obróżki też mam wygrawerowane „Bobik”. 😈
Hoko, myszy należy mieć w domu, żeby koty nie musiały się fatygować. 😆
Jestem na blogu 😉
Hokowe koty z pewnością nie są sfatygowane 😆
Bobiku, mysle ze mnie nie zrozumiales. Napisalam ze pojecie „gazeta” moze byc rozumiane na dwa sposoby: g. jako objekt fizyczny i g. jako zbior artykulow. Jako obiekt fizyczny niektorzy na niej jedza i wtedy jest „na”. Jako obiekt niefizyczny, tz. zbior artykulow, jest „w” – w gazecie, tak jak w czasopismie, w ksiazce, to jest wlasnie bardziej zblizone do blogu, ktory, jak sam piszesz, jest zbiorem wpisow.
Napisalam tez ze jesli widzimy blog jako obiekt plaski taki jak tablica 9ewentualnie wirtualna) to wtedy jest „na”, i ze stad moze wzielo sie powiedzenie 'na blogu’, de facto blog nie jest tablica (tablica jest ekran na ktorym go widzimy), ani nawet nie tablica wirtualna, poniewaz jest okreslony glownie przez zasady obowiazujace na nim a nie przez sam fakt istnienia w internecie (jak facebook, jak artykuly internetowe pod krotymi mozna pisac komentarze itd).
I dobrze, że jesteś, Haneczko. 🙂
Lisku, w ogóle jesteśmy w punkcie, w którym łatwo o nieporozumienia, bo prawdę mówiąc, wdaliśmy się w spore już rozdzielanie włosa na czworo. 😉 Ja na przykład nie twierdziłem, że blog (abstrahując od jego fizycznego wyglądu) to zbiór wpisów. Dla mnie to znacznie więcej, bo przecież dochodzi tu cała interaktywność, której nie ma w tradycyjnym zbiorze artykułów gazetowych – komentarze, blogrolle, odsyłacze, itd. A przede wszystkim blogowa społeczność. To wszystko tworzy pewną nową jakość, do której nie da automatycznie się zastosować kategorii znanych z wcześniejszych mediów.
I tu miałem jeszcze jedno skojarzenie, które chyba mi już wcześniej pukało od spodu, z podświadomości, ale dopiero teraz się przebiło. Na blogu czuję się i wypowiadam raczej jak na forum, na agorze, na zebraniu, na zgromadzeniu, na spotkaniu, niż jak w gazecie albo w książce. Właśnie przez ten aspekt społecznościowy i interaktywny.
Tylko jeszcze raz powtórzę, że to są wszystko nasze próby szukania analogii i jednego bardziej będzie przekonywać analogia taka, innego owaka, ale jednoznacznej reguły nie znajdziemy, bo o tym, z którym przyimkiem jakiś nowy w języku rzeczownik się połączy ostatecznie decyduje uzus. A on kapryśny bywa i nie każdą analogią się przejmie. 🙂
O, widzisz, Bobiku, to sie nazywa telepatia interkontynentalna, bo o „na agorze” wlasnie mi w glowie wyskoczylo, ale nie moglam dojsc nawet do iPada przez nadmiar okruszkow po cudownym leniwym brunchu, w ktorym braly miedzy innymi udzial croissanty i Zosia. Poczytalam sobie tez leniwie papierowe gazety, w ktorych znalazlam sporo dodatkow, takich jak w dziale ogloszen „wytwornia piorunow Zeus poleca swoje uslugi” (znowu Zosia!), nie mowiac o zwyklych dorysowanych wasikach i czulkach. 😉
Poza tym telegraficznie: wyrazy wspolczucia dla Sokratesa i Jotki, kciukotrzymanie dla Krolika na nadchodzacy poniedzialek, oraz wyrazy uznania dla zeena, ktory dopisal kolejne hasla w slowniku komunalow…
A co do religii, Bobiku, i jej wplywu na zycie spoleczne, to czasem, gdy juz nie chodzi o instytucje i jej wplywy, a o sposob myslenia przez nia poprzez wieki uksztaltowany, to nie tak latwo sie tego zupelnie pozbyc nawet osobom nic wspolnego z religia nie majacym, bo jej dziedzictwo jednak roztapia sie w ogolnej kulturze, i pewnie przez to tak zupelnie nie da sie zycia publicznego od prywatnego oddzielic, nawet przy rozdziale kosciola/kosciolow od panstwa (za ktorym jak najbardziej jestem). Pewnie juz czytales niedawno napisany przez Sasiada artykul na temat religijnosci polskiej i amerykanskiej?
Bobiku,
trafilam na takie okolicznosci przyrody, stare zdjecia (szukalam czegos innego, jak zwykle), robil je z okien swojego biura w Ottawie moj przyjaciel Wojtek.
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/ZOO/Silly_Goose_2005/
Ja dziś nawet trafiłem, Moniko, zupełnie przez przypadek zresztą, na taki wywiad, w którym mowa dokładnie o tym, o czym myślałem. 🙂 M.in. właśnie o tym, jak inaczej na życie społeczne wpływała religia katolicka od protestanckiej. Co nie znaczy, że którąkolwiek religię uważam za „lepszą” – widzę tylko różnice między społeczeństwami pozostającymi pod wpływem którejś z nich.
Z tym, że nie jest możliwe (przynajmniej tak od ręki 😉 ) całkowite wyeliminowanie religii ze sfery kulturowej oczywiście się zgadzam. I nawet nie będę próbował tego robić. 😉 Mnie się tylko zdaje, że w tych krajach, które są słabo lub bardzo słabo zlaicyzowane, nie jest od rzeczy powiedzieć czasem, że wpływ religii na życie społeczne nie jest zawsze i nieodmiennie pozytywny i że utożsamienie religijności z etycznością (a to utożsamienie nie tylko w Polsce funkcjonuje) jest szkodliwą bzdurą.
Wytwórnia piorunów śliczna. 😆
Alicjo, czy tych gęsi nie można by poinformować, że spaliny są niezdrowe? 😉
Bardzo interesujacy tytul, Bobiku. Ide doczytac wsrod papierowych piorunow. 🙂
Bobiku,
one robia swoje i wszystkie okolicznosci maja w glebokim powazaniu. Te zolte tasmy policyjne po to, zeby nikt nie zaklocal gesiom spokoju, niech sie gesza 😉
(przepraszam za brak ogonkow,jeszcze nienaprawione 🙄
Jakie to szczęście, że ja nie mam nienaprawionego ogonka. 😉
Jeju, to teraz jestem na blogu, czy w blogu?
Gdyby ktoś z Was wiedział, w jaki sposób oddychają syrenki, to bardzo proszę o wyjaśnienie, najlepiej poparte dowodami.
Rurą wydychową.
Ciekawa koncepcja. Zobaczę, czy zostanie uznana.
Tu mam dowód na to, że w każdym razie syrenki mają czym oddychać. 😀
http://www.filmposter-archiv.de/filmplakat/1957/sirene_in_blond_2.jpg
Niestety, kraj niedobry na podglądanie syrenki.
Aha, Blox zmienił nazwę graficznego pliku, teraz tak tam trzeba stukać.
Wchodze sobie na bloga a tu obrazek owej blond syreny nie do ogladniecia. O w bloga!
A poza tym mam migrene 🙁
Ale w poniedzialek czymamy na czterech.
Dzień dobry 🙂 Kawę przyniosłam, na ten świeży biały śnieg ze słońcem. Mam pytanie: mogę wybierać się na blog, czy w blog?
Czytaj kto w bloga wierzy!
czy jakos tak…
Pyzy zrobilam, kto chce?
Dzień dobry,
ja kawę wypiję chętnie. 🙂
Pyzy nieco później z wielką ochotą. 🙂
Andsolu, przeczytałam trzy tomy wspomnień Profesora. 🙂
Dzień dobry 🙂 Pyzy na śniadanie, do kawy? Czemu nie. Do odważnych świat należy. 😀
Widzę, że przez gramatykę zapanowała ogólna niepewność i nikt już nie wie, gdzie się znajduje i dokąd zmierza. Ale przecież od tego jestem satrapą, żeby wątpliwości – ku ogólnemu pożytkowi – autorytatywnie i autorytarnie rozstrzygnąć. No więc tutaj jesteście na blogu, a u Pawła w blogu. Howgh! 😆
Dzień dobry. Na blogu, czy w blogu, ale tak rano jeszcze mnie tu chyba nie było.
No proszę, jakie wstrząsające skutki gramatyczne zawiłości potrafią spowodować. 😯
Ja też wstałem o porze dość dla mnie niezwykłej, zwłaszcza w niedzielę, a to dlatego, że spodziewałem się mojego ulubionego programu Davida Attenborough. Nie było go, ale zamiast tego obejrzałem wzruszający reportaż o parze niemieckich gejów, którzy zarobili trochę (no, może nawet sporo) pieniędzy śpiewając w jakimś w miarę popularnym zespole, po czym osiedlili się na Majorce i poświęcili ratowaniu psów. Prowadzą psi azyl, a i w swojej finca mają spore stadko prywatnych czworonogów. I widać w tych facetach na pierwszy rzut oka zgodne, uwielbiające się małżeństwo, które razem robi to, co naprawdę kocha.
Bardzo byłem zbudowany tym reportażem i w tym zbudowanym nastroju przystępuję do śniadania. 🙂
slonce, slonce, slonce 🙂
na blogu ruch, a to dopiero swit i do tego niedziela 😀
do czego zmierza zycie w blogu
brykam 🙂
No to i ja się obudziłem. W dwojakim znaczeniu. Albowiem wróciliśmy do Polski. Znaczy słoneczko jakby świeci. Tylko temperatury nie takie.
A co do problematu gramatycznego podniesionego przez Bobika wyżej (bardzo wyżej), to rzecz cała znalazła by rozwiązanie zupełnie naturalne, gdyby uzgodnić jakiś prawdziwie polski odpowiednik tego trudnego w odmianie słowa na małe b.
Wiem, wiem – trzeba było myśleć, jak blogi raczkowały i nie trafiły jeszcze pod strzechy (na oko dziesięć lat temu), ale nie wszystko stracone. Mało kto wie, że całkiem przecież naturalnie brzmiąca 'wyobraźnia’ została ulepiona całkiem z niczego pod koniec XIX wieku dla zastąpienia obco brzmiącej 'imaginacji’.
A i całkiem współcześnie różne próby się podejmuje. Swego czasu Gazeta Wyborcza szukała odpowiednika słowa cheerleaderka. Propozycje były różne (paraderka, pomponetka), ale mnie najbardziej spodobała się dziewokłębka. Słowo nie przyjęło się, ale tylko dlatego, że publiczności stadionowej bardziej odpowiada tradycyjne staropolskie mordobicie niż fikające dziewoje.
Była też próba spolszczenia 'sex shopu’. Najbardziej spodobał mi się 'skład płciowy’. Jestem subiektem w składzie płciowym – toż to zawód bardzo szlachetny, drugi Rzecki niemalże.
Z blogiem będzie ten kłopot, że ewentualny zamiennik musi być krótki, najwyżej dwusylabowy.
Ojej, kawa mi wystygła całkiem…
PS. No i oczywiście kawa zupełnie nie ta…
Kiedyś na drzwiach do izby przyjęć w szpitalu przeczytałam:
IZBA PRZYJĘĆ W ODDZIAŁY
i po dziś dzień nie wiem, czy słusznie się dałam zaskoczyć 🙂 „w” kojarzy mi się w takich razach z „kamaszami”, może niesłusznie.
Co jest kawie?
Teresa:
Kawa? No jakaś taka niewłoska, mimo, że całkiem włoska (Lavazza).
Co do przyjęć, to myślę sobie tak:
A. zostałem przyjęty na oddziale – było miło, siostry zrobiły kawę, ordynator poczęstował koniaczkiem, salowa podała kaczkę z frytkami
B. zostałem przyjęty do oddziału – fajnie, będę chodził w białym kitlu i dostawał koniaczki, będą mi mówić „panie doktorze”
C. zostałem przyjęty w oddział – oj, to bieda…
Teresa: (cd)
Poza tym ja bym przede wszystkim oprotestował izbę, bo taka siermiężna (np. piwniczna izba). Przyjmujemy gości przecież w salonach najczęsciej. A więc: salon przyjęć, a po salonie, na przykład, udałem się do apartamentów kardiologicznych. Odpukać.
Oj, to się będzie działo, jak babilasy już się budzą ze snu zimowego. 🙂
Zastanowiłem się (nawet całkiem na serio) nad spolszczeniem blogu i stwierdziłem, że – w przeciwieństwie do cheerleaderki i sex shopu – blog się właściwie świetnie wpasowuje we wspomniany przez prof. Bralczyka rząd prologów, monologów i epilogów, a w rozleglejszej perspektywie stogów, brzegów i śniegów, które w polszczyźnie zawsze miały lub zyskały prawo obywatelstwa. On na moje ucho już właściwie brzmi jak spolszczony. 🙂 No a poza tym, mnie się wydaje, że mleko już się jednak wylało i blog nie da się wysiudać. Ale jeśli ktoś ma genialny pomysł na zastępstwo, to jak najbardziej jestem skłonny zastanowić się jeszcze raz. 😀
Subiekt w składzie płciowym rzeczywiście brzmi bardzo godnie i dostojnie. I na pewno jakaś lalka w takim składzie by się znalazła… 😈
Kawę dzielimy na północną i południową. Nie będę mówił, która jest lepsza, bo i tak wszyscy wiedzą. 😉
Niesamowity tekst w „Polityce”.
http://www.polityka.pl/historia/1513370,1,pierwszy-polski-ateista.read
Samego blogu bym nie ruszała, ale blogera zmieniłabym na bloganta. Jakoś wytworniej.
Nisiu, z małymi wyjątkami. Jedną panią nazwałabym blagierką a jej stryja blagierem. 😀
Mar-Jo:
Bardzo ciekawe. O ile sprawa Malcherowej jest znana, chociażby dzięki Matejce, nie mówiąc już o AndSolu, o tyle o Łyszczyńskim nie słyszałem wcześniej.
Ja znalazłem obok artykuł Piotra Osęki o ORMO. Maleńki cytacik:
ORMO to była taka instytucja, że po prostu dbała o bezpieczeństwo dziewczyny, chłopaka – wspomina ormowiec z Jabłonowa Pomorskiego. – Chłopak poszedł na randkę z dziewczyną. A ORMO była zawsze gdzieś w pobliżu i dbała, żeby oni mogli posiedzieć na ławce, pocałować się na ławce. Od tego było ORMO.
Swoją drogą, to prawda, że najbardziej znanym ormowcem PRlu był Pan Samochodzik.
Mar-Jo, Jedną panią nazwałabym blagierką a jej stryja blagierem. 🙂 😀 😆
do teraz myslalem ze od pilnowania lawek byl bohater Z punktu widzenia nocnego portiera Kieslowskiego, na wiedze nigdy za pozno
Pan Samochodzik ormowcem? czynu czy honorowy?
sklad plciowy – rozkoszne 🙂
slonce, slonce, slonce – niedzielne zycie 🙂
Może po prostu wprowadzimy podkategorie blogerów? Wytworni bloganci, zgrywusy-blogusy, rzemieślnicy-blogarze i blagierzy – wiadomo. 😈
Moiściewy, to ORMO było od całowania? A nieświadomemu narodowi cały czas wmawiano, że Wisłocka. 😯
rysberlin: (re: ormowcowatość Pana Samochodzika)
W każdym bądź razie miał ledykimację (i sie nią w razie potrzeby posługiwał). Ale czynów heroicznych to głównie dokonywał jako muzealnik, a nie ormowiec.
Ale to było w czasach, kiedy miałem połowę tego cholesterolu, co obecnie. Z książek to prawie nic, a z filmu to pamiętam tylko zjawiskowej urody Ewę Szykulską jako nie-aż-tak chłodną Szwedkę.
Nie przejmuj się, Babilasie. Testosteronu obecnie masz pewnie o połowę mniej, więc średnia wychodzi Ci w porządku. 😆
Na Łyszczyńskiego już kiedyś w necie trafiłem, przez przypadek zresztą, ale ten artykuł z P. wiele więcej o nim mówi. Fascynująca postać. Na pewno zasługuje, żeby być przynajmniej tak znanym jak Giordano Bruno.
Znałam kiedyś pewnego kotka, norwega, w Paryżu zresztą – nazywał się Jakośtam Bastet Pianqui – ale w domu szybko dostał imię Ormo, bo kiedy wszyscy spali, Ormo czuwał. I rozrabiał.
Wiosna jest, droga mnie woła! Jadę gdzieś.
Paparapa.
Na rozum, to powinnam być „w blogu”. Skoro jestem „w internecie”, „w sieci”, to i w ich specyficznym segmencie, jakim jest blog, też „w” 😯
No, ale co ja zrobię, jak po duszam, to ja chcę być „na blogu”! Dlaczego? A czy ja wiem! Może pan Freud mógłby to wytłumaczyć. Albo któryś z jego epigonów? Dlaczego ja się czuję lepiej „na” niż „w”? 👿
Jestem stanowczo za „blogantami” 💡
W Koszyczku ta nazwa powinna być obligatoryjna. A to z racji niezwykłej elegancji i wytwornego smaku Bobika. U którego to Bobika nawet papier toaletowy w sraczyku umieszczony jest na greckiej kolumnie 😯
Nie pamiętam tylko czy ona jest dorycka czy koryncka czy jeszcze jakaś inna 🙄
Choćbyś mnie miał Bobiku wysmagać za zdradzanie tajemnic Twojego domu, to ja i tak się przed tym czynem nie cofnę.
Niech wszyscy wiedzą żeś Ty nie tylko pies poeta, ale i blogant – elegant pełną gębą.
I niech się tak z tym donoszeniem pasztetówki nie ociągają ❗
Jotko, ale w sieci jesteś na stronie i w razie czego możesz tym Freudowi przed nosem pomachać. 😉
Ta kolumna nie jest ani korycka, ani doryncka, ani nawet łońska, tylko ebayowa. 😆
Co wcale nie zmienia faktu, że donosy pasztetówki są przeze mnie stanowczo popierane. 😎
A czy po oficjalnym przyjęciu blogantów będzie również przydzielany tytuł arbiter blogantiarum ❓
Jak już Jotka zdradza, to i ja zdradzę, skąd się ta kolumna wzięła. 🙂 Otóż po wykafelkowaniu łazienki nastąpił moment, w którym należało przykręcić uchwyt na papier toaletowy. I nagle myśl o wierceniu dziur w tych cudnych, nowych kafelkach wydała mi się jakaś przerażająca. Poprosiłem Tatę, żeby odłożył na jakiś czas tę brutalną operację, może coś się wymyśli. Ale jakoś się nie wymyślało i papier pelętał się to tu, to ówdzie, bez stałego przydziału.
Aż któregoś dnia, szukając w Ebayu zupełnie czegoś innego, zobaczyłem, że ktoś sprzedaje grecką kolumnę. Niewielką, jakieś 40 cm wysokości. Wyobraziłem sobie znienacka rolkę srajtaśmy dumnie stojącą na tejże kolumnie i tak mnie ten pomysł sztubacko rozśmieszył… no, że było już przechlapane. 😳 Po prostu MUSIAŁEM tę kolumnę zakupić. Zresztą za całkiem niewielkie pieniądze. 🙂
It’s up to you Bobiku czy tego arbitra przydzielisz czy nim kogo zdzielisz 😆
A kolumna robi wrażenie ❗
Ja już wybrałam 🙂
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/kobieta-dekady/finalowa-dziesiatka-plebiscytu-kobieta-dekady-wybr,1,4198773,wiadomosc.html
Czy Koszyk jest gotowy do wymarszu? Albowiem po artykule z Polityki o bezbożniku, w przemyconym z trudem komentarzu zacna dusza jolka wzywa, by przeciwstawić się wojującym ateistom, przez których jestem niemal codziennie obrażana.
Minimum, które da się osiągnąć, to Dzień bez Obrażania Jolki przez Ateistów. Gdyby tak paru spalić, to pozostali zamknęliby paszcze.
Mar-Jo (08:36) – strasznie mi się ciągnie wklepywanie czwartego tomu Gleichgewichta, w pięknych planach miało to być już gotowe. Ale do ufnych świat należy, kto wierzy w Bobiki ten i czwarty tom kiedyś ujrzy.
Przy okazji, pierwszy raz słyszałem u niego ton rozgoryczenia. A może zniesmaczenia upadkiem obyczajów. Rzecz dotyczyła uroczystości na cześć Richarda von Weizsäckera profesurą wrocławianina (no dobrze, ein Breslauer) Fritza Sterna, tego od „Niemiec w pięciu wcieleniach”. Zaproszono Bente Kahan, żonę Olka Gleichgewichta, zasłużoną zresztą we współorganizacji uroczystości, by śpiewała tam. Zaproszono ją jako uznaną artystkę. Za bezdurno, czyli nie zamierzając płacić. Bente, w dużej mierze idealistka, zgodziła się. Ale po uroczystości, gdy był równie uroczysty obiad, nawet nie pomyślano, by ją tam też zaprosić.
Nie wiem czemu to kojarzy mi się z oporem Doroty przeciw jakimś chamkom oddelegowanym przez Partię do pionu kultury i rozpychającym się tam jak we własnym pegeerze. No rozumiem, dzicz się mnoży i żyć gdzieś musi, ale czemu z takim upodobaniem wciska się do kultury i nauki?
Andsolu 15.06 – drzewiej pretensje do ateistów jednak z większą fantazją wyrażano, że zacytuję: „zawrzay paszczękę piekielna larwo, sprośny Atheuszu”.
A 15.29 – może decydenci zdecydowali się sięgnąć do tradycji, w której artysta był rodzajem jarmarcznego wesołka – miał znać swoje miejsce, zabawić wielgie państwo, po czym grzecznie pójść do kuchni po resztki z pańskiego stołu?
Wbrew pozorom wcale nie żartuję. Złapcie kiedy prostego ministra czy nawet wojewodę w chwli szczerości i zapytajcie, gdzie na drabinie hierarchii widzi siebie, a gdzie jakąś… tę, no, Wajdę czy innego Podlesia. Dowiecie się. 🙄
Bobiku, że zmienię temat, nie wybierasz się czasem do Łodzi? 🙂
Andsolu, mnie w takich sytuacjach przypominają się opowieści dotyczące czasów tuż powojennych (różni ministrowie, dyrektorzy, naczelnicy z bardzo”skromnym” 😉 wykształceniem).
Ale ci obecni mają pokończone poważne szkoły!!!
Tacy uczciwi, że nie wynoszą niczego ani z domu ani ze szkoły!
😀 😀 😀
Nie tylko takich bezbozników jak Łyszczyński nasza świeta ziemia polska wydała. To może jeszcze gorsze…..:
http://www.tvn24.pl/-1,1694949,0,1,hold-dla-tworcy-prezerwatywy-dzieli-konin,wiadomosc.html
Hoko, a dlaczego ja bym się powinien wybierać do Łodzi? 🙂
No, z tą prezerwatywą to już się załamałem, że z Ziemi Wolskiej coś takiego… 😥
I że niemal w przeddzień beatyfikacji JP2 wyszło to szydło z worka… 😳
I że nad obchodami Wiadomej Rocznicy ciężką chmurą taka wiadomość zawiśnie… 👿
Rodacy!Wstydźmy się! Bo jak się nie zawstydzimy, to dopiero będzie wstyd! 🙄
piekny niedzielny dzien, leniwy 🙂
Blogant fajnie. Blogista też.
pani Szykulska w tamtych czasach „brala” mnie swoim glosem 8)
Rysiu, komu leniwy temu dobrze. Są tacy, co od świtu już się udzielają, na niwie sportu na przykład, dziecię narciarstwa ucząc. Dziecię więcej ma entuzjazmu niż umiejętności, kompletny brak wyobraźni oraz wielki temperament, co jest mieszanką powodującą siwienie rodzica. Ale cóż zrobić.
cytat:
Wpisałam się na listę niewierzących na portalu racjonalista.pl. Każdy może to zobaczyć. Mój ewentualny przyszły szef również. I dobrze. Tak trzeba
(…) Mam 34 lata i jestem mamą dwójki nieochrzczonych dzieci. Jestem nauczycielką i jestem niewierząca.
Więcej… http://wyborcza.pl/1,95892,9197771,Jestem_nauczycielka_i_jestem_niewierzaca___list.html#ixzz1FqFTMpym
czy bycie niewierzacym wymaga takiej odwagi? czy jest to tylko
nadinterpretacja?
vesper, nasze dzieci dorosle (?), przerobilismy juz cala aktywnosc
teraz zbieramy sily na (moze) przyszle wnuki 🙂
a przed kolacja zapraszam Was do naszego berlina
http://vimeo.com/14014317
to tylko 10min 🙂
ciasto, kawa, herbata, lekkie napoje, na stole 😀
koniecznie na duzym ekranie 🙂
Die Konkurrenz platzt. Takie hasło reklamowało firmę p. Fromma!
Dzień już kończy się w Koninie, po nim noc zapada,
czas najwyższy, żeby zaczął wstydzić się mieszkaniec,
a w imieniu jego także cała miejska rada ,
co jak kamień jest wstydliwy, rzucony na szaniec.
Burmistrz niechaj się rumieni i przewodniczący,
sekretarce niech ze wstydu dzięcielina pała,
i sprzątaczka niech do chóru głos dołączy drżący,
obwieszczając, jaka hańba ten Konin spotkała.
Gdybyż zbój się tu narodził, lub morderca słynny,
tyran, który w pień wycinał i końmi rozrywał,
gród nad Wartą by się jawił czysty i niewinny,
bo paskudztwo każde lepsze niż prezerwatywa.
A tu klops. Już ledwo tli się gasnąca nadzieja,
jęk się niesie wielki, rzewny po konińskich domach:
odwróć swe wyroki, Boże, ześlij nam złodzieja,
czy pijaka, czy oszusta, byle nie… no, Fromma. 😥
Powinniśmy być dumni, że daliśmy światu papieża z prezerwatywą. No dobrze, prezerwatywę z papieżem, by nie urazić wrażliwości niewierzących.
Andsolu,
znalazłam świeże nagranie Bente Kahan (2011). Płakałam razem z Nią.
Polecam – http://nowadebata.pl/2011/03/06/nauka-w-komisjach-czyli-polityczne-korzenie-hipotezy-tluszczowo-cholesterolowej/
Nie wiem, czy to chwilowe zaćmienie, czy chroniczny spóźniony zapłon, ale dopiero teraz sobie uświadomiłem, że Fromm oznacza pobożny. 😈
Ryś 18.33 to chyba jednak nie jest nadinterpretacja. Moja siostra jest ateistką i nauczycielką akademicką. Nie manifestuje swoich poglądów, bo musi pracować, a w pokoju nauczycielskim podobna sytuacja, jak ta opisana w artykule.
he, he, właśnie siostra podesłała mi ten artykuł o nauczycielce ateistce.
Panna Kota, a mialem nadzieje ze to tylko nadinterpretacja, straszne
bryzylijski przyjacielu, napisz prosze cos pozytywnego i podaj adres do Migajacych Slow
Teraz leje pan wodę na młyn przeciwników genetyki w ogóle.
Bo, niestety, nie wodę na młyn pacyfistów, prawda? A ja odnoszę wrażenie, że znów dotykamy tego samego problemu, o którym już mówiliśmy: przywiązaliśmy się do myślenia w kategoriach jednowątkowej historii. Zakładamy, że nasze działanie bądź jego brak zmieni naszą historię – a więc całą historię. Gdy tymczasem – czy tego chcemy, czy nie – jesteśmy jedynie elementem dużo większej całości. Dlatego bardzo bolałem, gdy Europa zajęła takie, a nie inne stanowisko w sprawie żywności modyfikowanej genetycznie.
Zaprotestowała i odcięła się.
Uważam to za historyczny błąd. Proszę zwrócić uwagę, że ludzkość nie rozwijała się równomiernie. Rozwijała się skokowo. Pierwszym skokiem było udomowienie zwierząt. To zmieniło świat na zawsze. Nie musieliśmy sami nosić ciężarów, mogliśmy przenosić się na duże odległości. Ktoś nas pilnował w nocy. Następnym etapem było rolnictwo. Mogliśmy zadbać sami o własną przyszłość. Zabezpieczyć się. Zmieniło to świat na zawsze. Następnym przełomem była metalurgia i chemia z niej wynikająca. Dało nam to władzę nad światem nieożywionym. Cała cywilizacja techniczna oparta jest na metalurgii. Jestem więcej niż głęboko przekonany, że obecnie na naszych oczach dokonuje się największy z przełomów, bo właśnie dzięki bioinżynierii zyskujemy narzędzia władzy nad światem żywym. I to znowu zmieni świat, generalnie i na zawsze.
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/nauka/czlowiek/1513302,2,ewolucja-ma-zawsze-racje.read#ixzz1FrFuRPw2
dobranoc bobikowo 🙂
Odwiedziłam dziś brata w Czaplinku. Brat ma nowego piesia. W rezultacie ja jestem obgryziona jak ostatnia kość na przednówku. Tu i ówdzie spływam krwią serdeczną. No, już nie spływam, ale jakiś czas spływałam.
Psinka jest białym owczarkiem szwajcarskim i łapki ma jak podolski złodziej nogi. Bardzo emocjonalna. Znaczy: sama słodycz.
Doszłam do wniosku, że upuszczanie krwi przy pomocy pijawek to ohyda, ale przy pomocy szczeniaczka – sama przyjemność.
Rysiu, znam jedno pozytywne słowo: JA!
Dobry tekst? Myślę, że Witkacy mógłby był go napisać. A czort wie czy i nie napisał.
Tak czy inaczej, przypuszczam, że ten apel stąd, że miałeś jakieś kłopoty z wejściem na moją blogę (sprytnie się wymigałem, nie?) Ale ja też. I znienacka przeszło. Blox znormalniał. Czyli klik w moją ksywkę powinien Cię znowu tam prowadzić.
Oni często mają takie rzeczy i nieraz myślę, że dobrze by było przenieść się gdzieś, najlepiej na bloga podpiętego pod własne strony, jak nameste czy Bobik – ale nawet dla osoby, która nie mdleje widząc wnętrze komputera, to nie jest jednak tak banalna sprawa. Zacząć zupełnie nową blogę łatwo. Ale chcę zachować ciągłość, te cztery lata wpisów oraz – last not least – komentarzy. Przenoszenie tego może okazać się niewykonalne.
Staropolski dylemat: pyf czy praczka.
Czyżby cudowne nawrócenie psa Bobika??? 😯
O 20:30 zapodał: „dopiero teraz sobie uświadomiłem, że Fromm oznacza pobożny. ”
I od tego czasu, przez całą noc nie szczeknął ani razu!!! 🙄
Czyżby leżał gdzieś krzyżem i pokutował???
Bobiku, jeszcze do wtorku do północy możesz poszaleć.
W środę posyp futerko popiołem i … Wielki Post ❗
Miłego dnia, dobrego tygodnia 🙂
juz slonecznie 🙂
a to dopiero poczatek 😀
brykam
andsolu, prowadzi, prowadzi, a numer drogi tej 503 🙂
czekam cierpliwie
lubie poniedzialki, lubie nowe, w tereny zielone
brykam fikam
Dzień dobry,
Rosenmontag!!! Czyli ja dzisiaj bez WDR!
Nasi w Germanii, trzymajcie się!!! 😆
A Bobika to chyba zatanczyli albo zaspiewali calkiem na ament. Tak jakos cichutko siedzi, nawet nie szczeknie. 🙂
Dzień dobry 🙂
W mojej mieścinie pochód karnawałowy był wczoraj, więc chyba nic dziwnego, że wlazłem pod łóżko i usiłowałem nie widzieć, nie słyszeć, nie wychylać się. 🙄
Ale dzisiejszy Rosenmontag też będzie ciężki, więc mam nadzieję, że nie tylko Mar-Jo będzie mnie (i Pannę Kotę) wspierać. 😎
Nawet nie wiem, czy uda się gdzieś świeże pieczywo kupić. 😥
W Środę Popielcową wcale nie będę musiał przesadzać – byłem niedawno srzyżony, a po ostrzyżeniu ja zawsze wyglądam tak, jakbym był nieco przysypany popiołem. Dopiero w miarę odrastania czernieje mi futro i duszyczka. 😈
Hellau!!! To dzisiejsze pozdrowienie w naszym mieście. Sklepy jeszcze otwarte, do południa, potem wszystko zamiera. O 12.11 rusza karnawałowy pochód, czyste szaleństwo, tony słodyczy polecą na głowy gapiów, pomimo wielkiej akcji antyalkoholowej policja w pogotowiu, izby wytrzeźwień też, specjalne dla młodzieży i dzieci, stamtąd mogą wyjść tylko w towarzystwie rodziców, a potem cała rodzinka do psych. terapii. Miasto wieczorem wygląda jak wysypisko śmieci, ale jutro rano już znowu będzie jak zawsze. Dziś pracują tylko ci, którzy muszą, np. pielęgniarki, reszta świętuje, szkoły też.
Tak całkiem normalnie będzie chyba dopiero pojutrze. We wtorek przynapici przebierańcy jeszcze tu i ówdzie łażą po ulicach, usiłując wyssać z karnawału ostatnie krople. I w supermarketach jeszcze puszczają te koszmarne szlagiery. Ale środa to już rzeczywiście ład, porządek i wysprzątanie. 😈
A dla tych, którzy uparcie karnawalili, dodatkowo kac i zgrzytanie zębów. 🙄
Trochę a propos szlagierów – podobno znowu okropnie obrażono nasz Naród. 😯 👿 Tym razem zrobili to podstępni Holendrzy, wyśpiewując taki szlagierek:
http://www.youtube.com/watch?v=jfasE8l2uCU
Dla równowagi – obejrzyjcie materiał TV Kraków – stary wprawdzie, o fajnych chłopakach z Narviku. Byli i w tym roku w Krakowie, nawet ich zapowiadałam na koncercie – jak zaśpiewali „Wojownika Groma”, to publiczność oszalała. A na finale poprosili niejakiego Qnię, chyba najpopularniejszego polskiego szantymena, żeby z nimi zaśpiewał po polsku, bo sami mają ten polski średnio opanowany. W każdym razie bezbłędnie śpiewają refren „Jest taki plac, nagi i pusty, na którym stał Wojownik Grom”.
http://www.youtube.com/watch?v=EsyYE-JklLI
Nie muszę dodawać, że cała publiczność zgodnym chórem ten refren śpiewała.
Uwielbiam szantową publiczność, bo nie fałszuje…
Hellau!!! 😳
Publiczność, która nie fałszuje? 🙄 Toż to też jakieś antynarodowe. Z ruskiego czy niemieckiego ducha. A fe! 😛
Obejrzałem sobie na fotkach szczeniaczki szwajcarskoowczarskie. Nader rozkoszne. 🙂 Ale mam do tych owczarków jedno zastrzeżenie: trochę są podobne do białych wilczurów, a ja o tę rasę jestem zazdrosny, bo moja mama niegdyś się w niej podkochiwała. 😉
Rysiu, lepiej się przyznaj od razu, do czego Ty chcesz mnie sprowokować tym helauem. 👿
Dawno coś nie było naszej ulubionej Profesorci. A tymczasem ona nie tylko porozstawiała – jak zwykle – po kątach polską scenę polityczną, ale jeszcze rozwiązała od ręki problemy rodzinne Marty K. 😈
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9211822,Staniszkis_w__Uwazam_Rze___O_strachu_Tuska_i_rozwodzie.html
„Próbuje się podjąć akcję obrażania pamięci mojego brata” – odpowiedział Jarosław Kaczyński.
Psycholog-toksykolog przydałby się niektórym. 🙄
Jakby pani Staniszkis piznęła w ziemię z góry, z szybkością 300 km na godzinę, to też niewiele by z niej zostało.
👿
Bobiku, to są właśnie białe wilczurki. Bardzo milaśne.
Hellau!!! 🙂 😀 😆 😆 😆
Hellau!!!
Hellau aus Stettin!!!! 😆
Die Umgebung von Duesseldorf schweigt!!! 😆
Umgebung von Duesseldorf może coś wymądrzalsko doszczeknąć. 😆 Helau, wbrew pozorom, pisze się przez jedno l, bo to nie pochodzi od hello. A od czego pochodzi, to tak naprawdę nikt nie wie. 😀 Teorii jest dużo, ale żadna nie pognębiła ostatecznie innych.
Trochę bardziej w stronę Kolonii można wołać również Alaaf. Tu teorie są w miarę zgodne: pochodzi to od „alles ab”, czyli – w bardzo wolnym tłumaczeniu – „z drogi śledzie, karnawał jedzie”.
No to niech już będzie, zaszczekam Helau! i Alaaf!, jeżeli za to nie będę musiał słuchać „Die Karawane zieht weiter” i „Pizza wundaba”. 🙄
O, 😳 ortografia 😮
Helau!!!
Alaaf!!!
Helau!!!
Alaaf!!! 😆 😆 😆
A Holendrzy dobrze zapracowali sobie na nasz order Wielkiej Kaczki, bo w piosence Polacy nie kradną a pracują. A lanie pod drzewem to taki swój chłop, widziałem takie rzeczy i tam i w Belgii, wcale nie w słowiańskim wykonaniu.
biedny Bobik, nie talko za oknem ale tez na blogu (w blogu?)
Helauuja, Alaafuja bez umiaru i wstydu 🙂
Helau!!!
Bobik Alaaf!!!
😆
andsol wlasnie dzisiaj swoim wpisem o % (?), przyczynil sie do moich rozmyslan nad komunikacja
sprawdzilem spam coby (czy na pewno lacznie?)
propozycje na tania viagre, fachowe powiekszanie (na dlugosc i w obwodzie), i tym podobne – nic kompletnie nic, skandal pomyslalem sobie, jestem odciety od waznej komunikacji spolecznej poczatku XXI wieku i to mimo tego ze w skrzynce
przyszlo na adresach mailowych prywatnych, licznik za ostatni rok jest na liczbie 1863!!!, do tego sprawdzilem w pracy sluzbowe i polsluzbowe, licznik 3899!!!
ogromna ilosc – pomyslalem, ile zajmuje mi czasu (pisze tez)
komunikacja mailowa a nie Twitteruje, Facebookuje, Buzzuje i
innych tez nie robie
podobno komunikacja miedzy ludzka zanika, czytalem kiedys 🙄
Bobik Alaaf!!!! 😆
p.s. zobaczymy kiedy Bobik odetnie mi dostep do blogu (do bloga?) 8)
http://deser.pl/deser/1,84842,9212215,TOP_7_najbrzydszych_pomnikow_Jana_Pawla_II__ZDJECIA_,,ga.html
tutaj napisano ze w Polsce postawiono dopiero 600
podobizn Jana Pawla II, bedzie lepiej po beatyfikacji
Bobik Alaaf!!! 😆
Rysiu, gdybym zechciał wyrzucać wszystkich alaafujących i helaujących, to co najmniej połowa NRW by się na mnie rzuciła i kudły mi zaczęła wyrywać. 🙁
A ja sobie nienaruszalność swoich kudłów bardzo cenię. 😆
Już wiem, jaka jest ulubiona zabawa Prezesa. Studiowanie słownika wyrazów obcych. Po anihilacji wykopał dyfamację. Stwierdził dziś, że przeciwko Świętej Pamięci prowadzi się akcję dyfamacyjnom.
Bobiku, to się prosi o jakiś mały poemacik!
to byl udany poniedzialek, tak dalej, tak trzymac
Bobik Alaaf!!! 😆
inni dobranoc 😀
Alaaf, Rysiu.
Jak wiem, że już tylko jeden dzień, to mogę sobie poaalafować. 😀
Poemacik, powiadacie? Się pomyśli, ale dopiero jak się odwali obowiązki. 😉
A na razie mogę wrzucić linkę do niesamowitej historii, o której jeszcze nigdy nie słyszałem, choć dość stara:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,9197461,Zywa_lalka.html?as=1&startsz=x
Coś mi się widzi, że już wszyscy się uśpili, ale skoro obiecałem poemacik, to nie będę się snem P.T. Publiczności zasłaniał. 🙂
Idzie lasem peowiec, chowa się za dęby,
opozycji wygląda, żeby wbić w nią zęby,
bo jak łajdak ten kogoś zębem swym ukłuje,
spuści z niego powietrze i zanihiluje.
Nie dość jednak tej zbrodni przeciwko ludzkości,
dalej pełen peowiec jadu jest i złości,
zniszczyć brata chce, zięcia, stryja oraz stryjną,
zatem akcję podkłada im dyfamacyjną.
Ale jeszcze mu mało, jeszcze by coś zdziałał,
taką strasznie zaciętą nienawiścią pała,
więc ukradkiem po lesie zbiera muchomory,
żeby przy ich pomocy wygrywać wybory.
Lecz się nie ciesz, peowcu, bo Prezes pamięta,
nie potrafi zapomnieć, jaki z ciebie krętacz,
spisze czyny w kajecie, spisze wszystkie słowa,
bo on też chciałby wreszcie poanihilować.
Spotkał Jaro pewną grację,
zaprosił ją na kolację.
Na przystawkę dostał śledzie.
„Coś mi defekacją jedzie!”
Wziął półmisek i – bez racji! –
dokonał defenestracji.
Zupa była szparagowa,
lecz ją też zdefenestrował.
Krzywi buzię piękna gracja:
„Niepotrzebna demonstracja…”
Już nadciąga główne danie –
i znów defenestrowanie.
Z okna na łeb polskiej nacji
lecą fragmenty kolacji.
Jaro w złości i frustracji
nie dokonał degustacji!
Rzewnie płacze piękna gracja:
„Do d. taka kolacja…”
Futro sobie podać każe:
„W domu omlet se usmażę!”
Jaro w wielkiej alteracji
wyjrzał z okna restauracji
i zobaczył mąż ten mężny
przeogromny srebrny księżyc.
Opuściła go frustracja:
„Otóż moja jest kolacja!.
Z nieba księżyc zdefraudował
po czym go zanihilował.
Czyli zeżarł bez krępacji.
Wnet się znalazł w ubikacji
w stanie brzusznych palpitacji…
Morał taki z mej oracji:
gdyś jest zbyt łakomą kaczką,
rzecz się może skończyć s..czką…
berlin wita sloncem, SLONCEM
brykam
w tereny zielone
do S-Bahnu 😀
brykam fikam
czy lubicie czy nie, czy irytuje Was czy nie, bez znaczenia
deszcz kwiatow dla kobiet
ogromna chmura kwiatow
dzisiaj wiecej niz zwykle 🙂 😀 😆
Rysiu,
dziękuję za kwiaty 😆
Wszystkim miłego dnia 🙂
U mnie oprócz dnia kobiet, poznańskiego podkoziołka jeszcze zaległe imieniny kolego w pracy 🙄
kolegi 😳
Poeci nocą nie próżnowali! Brawa i podziękowania od rannej zmiany 😆
Nisiu,
pisałam wczoraj do Ciebie na priv. 🙂
Dzień dobry 🙂
Poematy czytam z kamienną twarzą z powodu zapalenia nerwów międzyżebrowych. Nie mogę się śmiać ani prychać 🙁
Andsol, czy mógłbyś mi wytłumaczyć, jak się podnosi do kwadratu białą flagę?
Dzień dobry 🙂 Cichcem Wam powiem, że pod nieobecność Kota Mordechaja kwiaty dla kobiet łatwiej przechodzą. Ba, może nawet trochę pasztetówki dla kobiet uda się przemycić. 😎
Haneczko, ja się chyba załamię. 😥 Zaczyna mi się wydawać, że czymanie ma skutki zupełnie odwrotne do zakładanych, jak Cię tak wciąż coś nowego dorywa. 🙁
Wiem, jak bolesne jest takie zapalenie nerwów, więc współczuję z głębi psa.
A propos czymania – czy chociaż wczorajsze w sprawie Królika było skuteczne?
To może i za moją różę poczymajcie? Siedzi mi na nodze i też boli, ścierwo jedno.
Nie bacząc na dzień kobiet.
Boląca róża? 😯 To jednak Mordechaj ma rację, żeby z tymi kwiatami dla kobiet uważać. 🙁
Poczymamy, Nisiu, jasne.
Ale jedną rzecz musisz nam wyjaśnić, bez względu na wszystko. Czy w swym nocnym poemacie chciałaś dać do zrozumienia, że do historii najnowszej trzeba wprowadzić istotną korektę? Znaczy, że ten księżyc Jarek ukradł sam, nie z bratem? 😯
Bardzo brakuje mi Mordki 🙁 i Heleny też 🙁
Dzień dobry Wszystkim,
Haneczko,
białą flagę podnosi się do kwadratu w sposób następujący:
rysuje się kwadrat na wysokości ok. 160 cm, następnie do tego kwadratu podnosi się białą flagę. 🙂
Widac, że JK nie tylko logiki nie miał w szkołach.
Mar-Jo, genialne 💡
Czymam kciuki za Wszystkich i wszystko. 🙂
Nisiu, nie poddawaj się! 🙂 Czy na j. Drawskim jest jeszcze lód?
Pojezierze Drawskie to moje wakacyjne dzieciństwo.
Mam kilka ulubionych miejsc, które co jakiś czas odwiedzam.
A miód drahimski, pyszota! 🙂
Też czymam! Nocne poematy bombowe! Rysiu, dzięki za kwiaty, uwielbiam prlowskie goździki.
Bobiku, z ciekawością przeczytałam ten artykuł o „żywej lalce”, też jeszcze o tym nie słyszałam. Trudno się na ten temat wypowiadać, bo problem ociera się o chorobę psychiczną, jednakże wiele z programu Aurory jest też programem dzisiejszych feministek. Ciekawe, czy Aurora słyszała o Klarze Zetkin.
Nisiu, róża na nodze to prawdziwa plaga, mam nadzieję, że jesteś odpowiednio leczona. Tutaj podaje się preparaty przeciwwirusowe (Brivudin, Aciclovir, Famciclovir) i dodatkowo środek przeciwbólowy, np. Diclofenac, bo to powinien być środek antyreumatyczny.
Co byście powiedzieli na taki rząd? 🙂
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9214782,Gabinet_cieni_Danuty_Huebner___kobiety_u_steru,,ga.html
Przyznaję, że moje wątpliwości wzbudziło ostatnie ministerstwo. Przy całej sympatii i szacunku dla Henryki Krzywonos nie jestem pewien, czy nie zadziałałaby tu zasada Petera, tzn. przekroczenia progu kompetencji, ze szkodą zarówno dla stanowiska, jak i dla osoby. Ministerstwo Spraw Zagranicznych też bym może inaczej obsadził. Ale tak w ogóle – bardzo ciekawy zestaw. 🙂
He, he, 95% mężczyzn w Polsce uważa, że kobiety nie są dyskryminowane.
Dubieniecki wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że ataki na niego to ataki na LK przed rocznicą!
Bobiku, czekałam na ten gabinet cieni, mnie też trochę nie pasuje tutaj, też z całym szacunkiem, pani Krzywonos, ja oddałabym jej związki zawodowe, bo ktoś też temu gabinetowi musi patrzeć na ręce i pilnować interesów maluczkich.
Panno Koto,
polska róża to nie jest niemiecka Guertelrose (półpasiec). To infekcja bakteryjna (paciorkowce) i leczy się antybiotykami i okładami lokalnymi (np. ichtiol) I leżeć trzeba.
Cubalibre, dzięki za uświadomienie, tego nie wiedziałam. Nisiu, odwołuję to co wpisałam.
Czymanie bylo nadzwyczaj skuteczne, dziekuje. detale pozniej.
Czymam za wszystkich niedomagajacych i H. na Florydzie.
Lece do nowej pracki.
Pa! jak mawia jarzebina…
Poczymajcie i za mnie na szczescie bo nieszczescia sie na mnie wala i juz mam dosc.
W jednym samochodzie wysiadl mi jakis tajemniczy kompresor, w drugim pewna energiczna pani urwala mi lusterko od strony kierowcy, ten pierwszy po naprawie dostal dzis w dupelec i zamknac drania nie moge.
To czymajcie, zeby mi tego drugiego znowu co nie dopadlo jak juz z naprawy wroci.
Ja myślę, że już tylko czymanie pomoże, ew. „zamówienie” przez odpowiednią wiedźmę, bo lekarze wepchnęli we mnie mnóstwo antybiotyków i żaden nie zadziałał, chociaż był robiony antybiogram. W próbówce bakterie się poddawały i zdychały, a we mnie okopały się ścierwa do pozycji stojąc i nic. Jakoś dam radę.
Dzięki za życzliwość w każdym razie, to też pomaga.
Co do księżyca, to oni go wtedy oddali, Bobiku, a teraz nastąpiła recydywa, z konieczności indywidualna.
Mar-Jo, na Drawskim nie ma lodu. O ile zdążyłam zauważyć z drogi.
Takie cuś znalazłem na temat róży i na wszelki wypadek wrzucam, bo nigdy nie wiadomo, co się przyda 😉
W przypadku opornosci bakterii stosuje sie połączenie amoksycyliny z inhibitorem ß-laktamaz (np. kwasem klawulanowym), poszerzającym zakres działania leku o zwalczanie bakterii produkujących ß-laktamazy (np. preparat Augmentin, Forcid lub inny).
Zamówić też mogę, tylko nie wiem, czy do tego nie jest niezbędny czarny kot i rozstaje. Sierżant Gugiel nic na ten temat nie mówi.
Ale Zwierzakowi mogę poczymać i bez czarnego kota. 🙂
Bobiku, czarny kot, rozstaje i księżyc w nowiu. A księżyc, jak wiadomo, ktoś rąbnął.
Ot i kłopocik.
Tak czy siak, dzięki za życzliwość. Spytam mojego ulubionego lekarza. A skąd masz te wiadomości? Nie jestem pewna, czy nie jadłam już Augmentinu.
Tę wiadomość mam z pierwszego źródła, do którego Sierżant kieruje, czyli z Wiki. 🙂
Ja wiem, że Wiki nie zawsze należy wierzyć, ale potem sprawdziłem i inne źródła to potwierdzają.
Ważne, żeby ten Augmentin czy Forcid konsumować równocześnie z antybiotykiem.
Czymam za cierpiącą ludzkość, za uszkodzoną materię nieożywioną a także za koronę stworzenia czyli koty. A dokładnie za Sokratesa, który był dzisiaj operowany i jest jeszcze w lecznicy. Czymajcie, coby bydlątko nie miało uszkodzonego nerwu i znowu mogło się uganiać radośnie, na czterech łapach, za kocimi panienkami, myszami i za czym tam jeszcze zechce 🙄
Augmentin to JEST antybiotyk (Amoxycylina) rozszerzony o potasową sól kwasu klawulanowego.
(amoxicillin trihydrate + potassium clavulanate)
Sorry, nieuważnie przeczytałem. 😳 Wydało mi się, że Augmentin to ten inhibitor, który trzeba z antybiotykiem połączyć.
Mogę zacząć posypywanie popiołem już dzisiaj. 😳
E tam, na popiół przyjdzie jeszcze czas 😉
Augmentin ma jeszcze inne nazwy handlowe np. Amoxiclav i bazuje na penicylinie. Do wyboru są jeszcze cefalosporyny (dla uczulonych na penicylinę). Jak nie pomaga doustnie, może pomóc dożylnie, najlepiej przez kroplówkę. 10 dni.
Żeby Heleny było więcej – http://www.stachurska.eu/?p=763
Cubalibre, widze ze nick pasuje do zawodu poprzednika ktory o tresc tego nicka walczyl 😀
(Z tym ze o ile pamietam wielu uczulonych na peniciline jest uczulonych takze na cefalosporyny 🙂 )
W jednej sprawie muszę Helenę (z cytatów u Teresy) nieco skorygować. Nie wiem, jak było za czasów jej pobytu w ZSRR, ale że później obchodzono tam Dzień Kobiet z kwiatkiem, rajstopami i życzeniami, tego jestem pewien. Powiedziałbym nawet, że z większym przytupem niż u nas. Znajomi Rosjanie a nawet Rosjanki (!) do dziś dzwonią do mamy 8 marca, żeby powiedzieć „nu, s prazdnikom…” 🙂 Klienci z bywszego Sojuza kwiatki jej obowiązkowo przynoszą i nie ma zmiłuj się.
Ale fakt, że Niemcy patrzą na to z niezrozumieniem i pytają mamę, czy może ma urodziny. 😉
No, dobrze, że Lisek jest, bo już się obawiałem, że też padła ofiarą jakiegoś pomoru, a my nawet nie wiemy, że czeba czymać. 😉
<b<KTÓRĘDY DO WYJŚCIA!!!???
Do wyjścia z tej cholernej Unii Europejskiej 👿
Od dziesięciu lat, czyli od początku wdrażania systemu bolońskiego, w systemie szkolnictwa wyższego, piszę na okragło sylabusy. Spory zagajnik został juz przerobiony na papier, który w tym celu zużyłam.
Sylabusami już się ta …. 👿 Unia zatkała, to teraz każe nam pisać: karty przedmiotu oraz obliczać nakład pracy studenta 😯
Cele kształcenia też są już passe i trzeba pisać o efektach kształcenia. Efekty kształcenia to bezpośrednie oraz natychmiastowe rezultaty wynikające z dostarczonego produktu w postaci wykładów, laboratoriów … Efekty kształcenia powinny posiadać nastepujące cechy: SMART
S – specific – szczegółowość, konkretność – efekty kształcenia powinny być szczegółowo opisane, dotyczyć konkretnych oczekiwań co do tego, jaką wiedzę i umiejetności student powinien osiągnąć po zakończeniu kursu.
M – measurable – mierzalność – Do kazdego zdefiniowanego efektu kształcenia muszą pojawic się jasne kryteria jego oceny – czy i w jakim stopniu został osiągnięty. Odpowiedni poziom szczegółowości zdefiniowania efekrów kształcenia gwarantuje efektywną strategię oceny.
A – acceptable/accurate – akceptowalność/trafność – Każdy efekt powinien być skonsultowany z wytycznymi zewnętrznymi dla przedmiotu, a zatem każdy prowadzący przedmiot powinien umieć wskazać odniesienie swoich efektów kształcenia do matrycy efektów kształcenia zdefiniowanej dla całego programu studiów, a także do opowiednich poziomów Krajowej Ramy Kwalifikacji.
R – realistic – realistyczny – mozliwy do osiągnięcia poprzez realizację przedmiotu ( zdefiniowane efekty kształcenia nie mogą się odnosic do działań tresci form dydaktycznych), który dany przedmiot nie obejmuje. Efekty kształcenia nie mogą być równiez lista poboznych życzeń nauczyciela, mozliwych do zrealizowania na danym poziomie umiejętnosci i wiedzy studenta w danym czasie.
T – time-scaled – Efekty kształcenia dla danego przedmiotu powinny być osiągalne w zdefiniowanym przez program czasie. Nauczyciel akademicki powinien realnie oszacować obciążenie pracą studenta potrzebne do osiągnięcia każdego efektu kształcenia z osobna oraz wszystkich razem i na tej podstawie ocenić na ile realne jest ich osiagnięcie w ramach liczby punktów ECTS, które zostały przewidziane dla danego przedmiotu.
…..
Każdy efekt kształcenia powinien byc zdefiniowany na poziomie osiagalnym dla najmniej zdolnego studenta, a nie na najwyższym mozliwym poziomie.
………….
Nakład pracy studenta (w godzinach). Należy oszacować ile godzin średnio zdolny student musi poświęcić na poszczególne czynności: wykład, lektura, dyskusja, osobista refleksja, praca w grupie, przygotowanie indywidualnego projektu …
Takimi pierdołami nieustannie zawracaja nam głowę.
Komu mało tej nowomowy polecam:
http://www.ekspercibolonscy.org.pl/prezentacje
Niestety chwilowo jestem o jakies poltora dnia spozniona ze wszystkim, wiec tylko krotko zycze wszystkim milej setnej rocznicy Dnia, z kwiatami lub bez, jak kto woli (rajstopy moze dla panow?). 😉 Trzymam tez za wszystkich potrzebujacych, ludzkich i kocich, i ciesze sie z pierwszego dnia w pracy Krolika. 🙂
A te dwa artykuly zlinkowane przez Ciebie, Bobiku – o Lyszczynskim i Aurorze – bardzo ciekawe. Juz zupelnie w biegu, mysle, ze Bruno i Lyszczynski, choc umarli w podobnie okropnych okolicznosciach, courtesy of KK, bardzo by sie jednak ze soba nie zgadzali, gdyby ich ustawic obok siebie, z mozliwoscia dyskusji. Jeden byl panteista, zainteresowanym synkretyzmem religijnym, i szukaniem uniwersalnych cech wszystkich religii, a drugi – ateista, opierajacym sie na pogladzie materialistycznym. Jeden nalezy do renesansu, a drugi – juz do oswiecenia. No, ale dopadlo ich to samo, czyli nietolerancja stosowana, i Lyszczynski na pewno zasluguje na to, by byc rownie znany jak Bruno. A tak w ogole, opisy egzekucji z tamtych czasow sa hard to swallow, and not for the faint-hearted…
Zastosowanie SMART-u do efektów kształcenia jest objawem dość ostrego idiotyzmu. Np. realistic. Cel może być mniej lub bardziej realistyczny, ale każdy osiągnięty efekt jest po prostu realny. Nie jest to to samo. Na podstawie realnie osiągniętego efektu można ocenić, czy cel był wystarczająco realistyczny, ale nie można przecież, na Boga, powiedzieć, że osiągnięty efekt był nierealistyczny! 😯
To samo z time-scaled. Jeżeli nauczyciel ma oszacować, na ile realne jest osiągnięcie danego skutku w takich a takich ramach czasowych, to znowu mowa o celach czy założeniach, nie o efektach.
Mierzalność z kolei da się zastosować do efektów, ale już nie bardzo wiem, w jaki sposób mierzalne mogą być cele? 😯
No, ale wiadomo, że ekspertom bolońskim nie o logikę chodzi, a tym bardziej nie o sens, tylko o uzasadnienie konieczności istnienia pewnej liczby etatów. Jeżeli tysiące nauczycieli akademickich muszą wypełniać jakieś kretyńskie formularze, to przecież niezbędni są tych formularzy twórcy, nieprawdaż? 👿
Też bym pytał, ale nie tyle o wyjście z Unii, co o wyjście całej Unii z tego biurokratycznego obłędu, w który wlazła po uszy. 🙄
Witaj Bobiku 🙂 Przebiegam wpisy w biegu i mam wrazenie ze tu jakies zle sie peta, bo powody do czymania tak sie mnoza ze trzeba byc palczasta stonoga by sprostac. Czy jest moze w zasiegu jakis egzorcysta ?
Rysiowi za kwiaty bardzo dziekuje, bardzo lubie bez wzgledu na okazje (a najbardziej chyba bez 🙂 ). A propos Dnia Kobiet i feministycznego sprzeciwu do jego obchodzenia, zawsze mialam wrazenie ze stosunek do kobiet wewnatrz polskich klas wyksztalconych jest lepszy niz w innych znanych mi krajach (takze europejskich ktore znam, co jednak nie obejmuje Skandynawii) . Tz z jednej strony wszystkie gesty gentelmana, a z drugiej strony zadnych ograniczen czy paternalizmu. Nie wiem czy to jest tylko moje wrazenie?
Moniko, ale psów w rajstopy chyba nikt nie będzie wciskał? 😆
A Tobie z okazji Dnia obok kwiatka jakiś dodatkowy dzień możemy wręczyć, żebyś nadrobiła spóźnienie. 🙂
Egzorcysta pilnie poszukiwany! Wyznanie niekonieczne. Skuteczność obowiązkowa ❗
To już niestety dawno nieaktualne 🙁
Sorry, łajza. Odpowiadałam liskowi.
Co za szczęście, że zagwozdkę haneczki Mar-Jo tak zręcznie odgwoździła. Ja bym nigdy tak mądrze nie umiał. A teraz szczególnie. Bo teraz, to jak może pamiętacie, jestem w czymś, o czym mówić nie mogę, ale o skutkach tego to chyba mogę. Bo często czytam mądre rady jak obniżyć sobie wagę (np. 8 kg w ciągu miesiąca) i mam szczere wątpliwości. Ale w tej chwili mam gwarantowaną i uczciwą technikę na obniżenie energii życiowej o 30% a inteligencji o 50% niewielkim nakładem czasu, 4 godziny dziennie. Trzeba po prostu robić to o co proszą, nawet bez wysiłku fizycznego, ale w hali fabrycznej, w huku, w specjalnych butach, okularach, nausznikach i poza tym to w pełnej monotonii. Chyba dobry PB przysłał mi tę fuchę, żebym od nowa pokochał uniwerek, moich sennych studentów, moich nie zawsze kompetentnych kolegów, i zawsze niekompetentną administrację.
Uprzejmie powiadamiam, że nie mam w sobie nic z wychuchanego inteligencika, umiem pracować ciężko oraz bardzo ciężko fizycznie (np. od świtu lub przedświtu do zmierzchu przy żniwach albo przy pracach murarskich i ogólnie budowlanych) ale gdy myślę, że los mógłby mi kazać (nawet jeśli za podwójną uniwersytecką, wcale i tak nienanarzekalną, pensję) siedzieć w takiej fabryce ileś lat, tych 44 godzin tygodniowo, od razu rodzi się we mnie zdecydowany przywódca anarcho-syndykalny albo po prostu namiętny miotacz koktejli Ribbentropa czy jak to się nazywało.
Więc jeśli nie dostrzeżecie mnie tu przez jakiś czas albo dziwne bzdurki wpisywać będę, to już wiecie: sprawdzam czy uda mi się zostać zauważonym przez księgę rekordów jako pierwszy Polak ze wskaźnikiem poniżej 13 IQ.
Czymajcie dla mnie rurkę z tlenem, bo już się zanurzam.
Ja też się z Liskiem nie zgodzę, tylko odrobinę dłużej niż PK. 😉
Wystarczy posłuchać wykształconych konserwatywnych polityków, żeby uświadomić sobie, że brak w Polsce paternalizmu wobec kobiet jest li tylko iluzją. A i tym teoretycznie niekonserwatywnym czasem się coś takiego wyrwie, że zęby bolą… 🙁
Wystarczy poczytać statystyki przemocy domowej (również wśród wykształconych), żeby nie wierzyć w brak ograniczeń. 🙁
Wystarczy poczytać i posłuchać obelg kierowanych pod adresem np. feministek i kobiet, które się jakoś tam „naraziły”, żeby obraz Polaka-dżentelmena przynajmniej w części między bajki włożyć. 🙁
Tylko żeby nie było, że ja istnieniu prokobiecych dżentelmenów zaprzeczam! 😎 Są tacy, ale chyba roztwór społeczny jest nimi coraz mniej nasycony… 🙄
Szybki jak bolid tunguski
Jest pies, gdy nosi rajtuzki 😎
Okej, andsolu, my czymamy rurkę, a Ty podaj cegłę. 😎
Zasuwa też niewąsko
pies w pończochach z podwiązką,
a już pies w biusthalterze,
to po prostu nieprawdopodobnie szybkie zwierzę. 😆
Także cane brasiliano
Wciąga nylony co rano
Za to brazylijska fretka
spędza wieczór w kabaretkach.
Nawet w mercedesie chłopa
Przegoni piesek w rajstopach
Jakże żal grenlandzkiej świni,
co spódniczkę nosi mini,
bo gdy w minus idą stopnie,
szynka marznie jej okropnie. 😥
Na grenlandzkie huragany
Sprawi się śwince barchany 😎
Dowcip polega na tym, że w efekcie przejścia na system boloński mamy na SUMie (Studia Uzupełniajace Magisterskie), osoby z licencjatem szkoły kosmetologicznej, ekonomicznej, pedagogicznej, etc.. Różnice w poziomie i zakresie wiedzy ogromne. I teraz trzeba podać czas jaki jest tym ludziom potrzebny do zaliczenia przedmiotu 😯
Na studia, niestacjonarne, przyjmowani są praktycznie wszyscy. „Za studentem idą pieniądze”. Większość studentów ma problemy ze zrozumieniem tekstu. Media już mówią wprost o tym, że wykładowcy wstawiający pały są wzywani na dywanik, na opr! Nie można stracić studenta = pieniędzy!
W zasadzie należałoby w „nakładzie pracy studenta” podawać czas poświęcony na wyżebranie zaliczenia w dziekanacie i czas poświęcony na zerżnięcie pracy z internetu 👿
Dzisiaj przyniosłam z uczelni 12 stron instrukcji mówiącej, jak mam wypełniać kwity. Koleżanki chodzą na specjalne kursy Ram kwalifikacyjnych 👿
Dostaną certyfikat i będą szkolić następne osoby. Póki co musimy się z tym uporać bez szkolenie.
Do szału doprowadza mnie to, że dostarczam studentom produkt w postaci wykładu, warsztatów, etc..
Mam nieodparte wrażenie brania udziału w budowaniu wsi patiomkinowskich 👿
I jeszcze jedna plotka uniwersytecka. Wydział Teologiczny naszej uczelni otrzymał notę C. Równa się to zagrożeniu rozwiązania wydziału. Ten wydział zakładał Polak vel Węcławski, ale już tam, z wiadomych względów, nie pracuje.
Wieloryba spod Alaski
nie urządza obcas płaski,
nie chce niski być jak kilka
i uparcie pływa w szpilkach.
A ta nota C, Jotko, to za co? Za niski poziom czy za nieprawomyślność?
Dostałam dzisiaj tak zatytułowanego maila:
proszę czytać i odpowiadać na mnie bardzo pilnie: Miss Juliet Akumi …………………. please read and reply to me very urgently: from miss Juliet Akumi
zastosuję się, odpowiem, zainkasuję miliony dolców, pożegnam uniwersytet i oddam się zabawie 😆
Za brak znaczących publikacji czyli za marny dorobek naukowy 🙁
Bobiku (17:09), wystarczy przeczytac – no wlasnie 🙂 Pisalam: „stosunek do kobiet wewnatrz polskich klas wyksztalconych ” 🙂
Szakalowi z gór Atlasu
na strojenie szkoda czasu,
lekceważąc więc opinię,
mknie w szlafroku przez pustynię.
(17:44) w klapkach na lapkach…
Lisku, ale to wszystko, o czym pisałem, dotyczy również klas wykształconych. Niektóre rzeczy nawet w większym stopniu, bo nieopanowane rodzenie i usadzenie kobiety w domu prędzej poprze ktoś dobrze sytuowany (to jakoś tam jest z wykształceniem skorelowane), niż ktoś, kto bez pensji żony nie wyobraża sobie utrzymania rodziny. Rozbuchane rodzenie (i związany z tym patriarchalny model rodziny) wśród niewykształconych zwykle bierze się z nieumiejętności zaradzenia temu, a u wykształconych jest motywowane ideologicznie.
Przemoc domowa zdarza się we wszystkich warstwach. A lekceważące czy pogardliwe traktowanie niepokornych kobiet w mediach czy przez polityków… Toż to też wykształciuchy, teoretycznie przynajmniej. 🙁
Chyba że nie zrozumiałem żartu i głupio się upieram przy uznaniu osób z dyplomami za wykształcone. 😉
Ja uczelnię rzucam w mig,
zbierać dolce,
mam ten dryg!
Na pustyni,
w puszczy też,
mnie nie straszny żaden zwierz,
niech tam w co chce się ubiera,
byle zagrać chciał w pokera,
byle się zabawić umiał,
dolce pomógł mi
przehulać!
Andsolu, jeżeli coś spadnie, to inne coś musi wzrosnąć. Pilnie obserwuj co i zdaj relację 😉
Lub moze inaczej („klasy wyksztalcone” to moze nie takie precyzyjne okreslenie) – u wiekszosc par z Polski ktore znam osobiscie, stosunek do kobiet jest taki jak opisalam i moim zdaniem o wiele lepszy niz np u par izraelskich na podobnym poziomie socjoekonomicznym. I mam wrazenie (choc nie moge tego wiedziec napewno) ze u uczestnikow/czek tego blogu jest podobnie (do tych polskich par).
W klapkach to kto inny, Lisku. 🙂
Węże mają zgrabne łapki,
więc z radością noszą klapki,
odmawiając pośród krzyków
założenia półbucików.
haneczko,
czyżbyś miała jakieś jakieś pomysły na zagospodarowanie ewentualnych wzrostów? 🙄
Lecz przez klapek tych klapanie
Ma grzechotnik kiepskie spanie 🙄
Jotko, w życiu 😯 Cudze jest własnością cudzanta 😉
Tradycyjnych owiec w swetrach
Strzeże wilczur w białych getrach
haneczko,
jednakowoż „towar macany należy do macanta”, jak głosiły napisy w sklepach za czasów najlepszego z ustrojów 😆
Lisku, ja rozumiem, skąd się może brać Twoje wrażenie. Istotnie, jeżeli porozglądam się wśród własnych znajomych, to emancypacja może się wydawać sprawą dokonaną, a uprzejmość oczywistą. Ale już dawno (i boleśnie) sobie uświadomiłem, że moje środowisko absolutnie nie jest reprezentatywne. Nawet pamiętam kiedy – podczas historii z Tymińskim. Wtedy nader wyraziście do mnie dotarło, że żyłem w enklawie.
Od legwana w ciasnych dżinsach
Bardziej sexy – żółw w leginsach 😎
Hula z Jotką żubr w Nevadzie,
mnóstwo ciuchów ma na składzie,
bo gdy wdzieje nowe szaty,
nikt nie widzi, że garbaty. 😆
Pośród morsów ostra walka,
komu dziś przypadnie halka,
bo morsice nie chcą morsów
bez wyhalkowanych gorsów. 😯
Bobiku, bo nie o statystyke mi chodzilo, tylko o pewien model wystepujacy – czasem – w Polsce lub wsrod ludzi jakos z nia zwiazanych, ktory wydaje mi sie lepszy niz najlepsze modele w paru innych krajach. I to troche wiecej niz emancypacja i uprzejmosc.
Jotko, “towar macany należy do macanta” slyszalam jako dowcip, nie mialam pojecia ze takie napisy rzeczywiscie istnialy 😀 ( ❗ ❓ )
Lece obejrzec zespol Batsheva…
Lisku,
prawdziwe były też mandaty za „nie manie świateł” 😆
Czy ktoś pamięta „budowę dzidy ogólnowojskowej”?
Zaczynało sie to mniej więcej tak: dzida ogólnowojskowa składa się z przeddzidzia, śróddzidzia, i zadzidzia. Przeddzidzie ….
A, jak chodzi o pewien model, łączący dżentelmeństwo i opiekuńczość z szacunkiem i całkowitym uznaniem podmiotowości, to zgodziłbym się zarówno z tym, że on jest dla kobiet optymalny 😉 jak i z tym, że on w Polsce istniał, a nawet tu i ówdzie jeszcze istnieje. Nie wierzę tylko w to, że jest powszechny.