Z przejęciem

wt., 29 marca 2011, 18:26

– Nie wiem, jak to jest z tym przejmowaniem się – przyznał Bobik, z wahaniem przekładając ogon z lewej strony na prawą i z powrotem.
Labradorka nie wyglądała na szczególnie przejętą bobiczymi rozterkami, ale z grzeczności lub z nudów zapytała:
– Czy to jest coś, co koniecznie musisz wiedzieć? Inaczej mówiąc, czy nie masz innych problemów?
– Właśnie o to chodzi! – ożywił się Bobik. – Żeby wiedzieć, czy mam problem, czy go nie mam, muszę najpierw stwierdzić, czy się czymś przejmuję. A stwierdzenie tego wcale nie jest takie proste. Kiedy mojej lewej stronie się wydaje, że jest przejęta, to prawa krzyczy, że nieprawda, tej lewej wszystko, co ważne, zwisa przywiędłym kalafiorem. Na odwrót też to działa. Prawa strona się przejmuje rzeczami, które lewa uważa za absolutnie niewarte uwagi. Albo warte, ale w całkiem inny sposób. A jeszcze są tacy, którzy mówią, że najlepiej się nie przejmować niczym, bo tylko dzięki temu można nie zbzikować. No, mówię ci, tyle zamieszania z tym przejmowaniem się, że w ogóle nie wiem, jak z tym dojść do ładu.
– Tego chyba nikt nie wie – pocieszyła go Labradorka. – Ale ja bym się na twoim miejscu nie koncentrowała na czy, tylko na jak. Bo czy się przejmujesz, to po prostu czujesz i nie daj sobie żadnej stronie wmówić, że jest inaczej. A jak… O, od tego dużo zależy. Czy to jest wrogie przejęcie, czy przyjazne. Albo chociaż neutralne.
– A to wrogie na czym polega? – zainteresował się Bobik.
– Z grubsza mówiąc na tym, że nienawidzisz wszystkich, którzy się przejmują czym innym albo inaczej niż ty. Jak takiego gdzieś zobaczysz, to najchętniej byś od razu chwycił za szablę, pochodnię, kałasza, czy co tam masz pod łapą i pomaszerował głośno krzycząc.
– Aha, rozumiem – wzdrygnął się szczeniak i szybko przeszedł do kolejnego pytania. – A przyjazne przejęcie to jest wtedy, kiedy chciałbym pasztetówki przychylić wszystkim tym, którzy inaczej?
– Nie wiem, czy to jest konieczne – zastanowiła się Labradorka. – Według mnie wystarczy, że jest ogólnie przyjazne wobec świata i zdrowego rozsądku. Bo jeśli byłoby przyjazne i pasztetówkoprzychylające również wobec chorego rozsądku, to nieźle mógłbyś się na tym przejechać. Wiesz, do wszelkich chorób rozsądku w ogóle najlepiej zachowywać dystans, żeby nie zarazić się od nich tym chwytaniem i maszerowaniem. To są bardzo nieprzyjemne i męczące objawy.
– To powiedz mi jeszcze… – zaczął Bobik, ale Labradorka najwyraźniej straciła chęć do nauczania i zaczęła okazywać łagodne, ale dostrzegalne zniecierpliwienie.
– Obowiązki wzywają – wyjaśniła. – Muszę iść miskę wylizać.
– Och, tym się już nie kłopocz! – szczeknął przyjaźnie Bobik. – Czuję, że z przyjemnością to za ciebie przejmę.