Z przejęciem
– Nie wiem, jak to jest z tym przejmowaniem się – przyznał Bobik, z wahaniem przekładając ogon z lewej strony na prawą i z powrotem.
Labradorka nie wyglądała na szczególnie przejętą bobiczymi rozterkami, ale z grzeczności lub z nudów zapytała:
– Czy to jest coś, co koniecznie musisz wiedzieć? Inaczej mówiąc, czy nie masz innych problemów?
– Właśnie o to chodzi! – ożywił się Bobik. – Żeby wiedzieć, czy mam problem, czy go nie mam, muszę najpierw stwierdzić, czy się czymś przejmuję. A stwierdzenie tego wcale nie jest takie proste. Kiedy mojej lewej stronie się wydaje, że jest przejęta, to prawa krzyczy, że nieprawda, tej lewej wszystko, co ważne, zwisa przywiędłym kalafiorem. Na odwrót też to działa. Prawa strona się przejmuje rzeczami, które lewa uważa za absolutnie niewarte uwagi. Albo warte, ale w całkiem inny sposób. A jeszcze są tacy, którzy mówią, że najlepiej się nie przejmować niczym, bo tylko dzięki temu można nie zbzikować. No, mówię ci, tyle zamieszania z tym przejmowaniem się, że w ogóle nie wiem, jak z tym dojść do ładu.
– Tego chyba nikt nie wie – pocieszyła go Labradorka. – Ale ja bym się na twoim miejscu nie koncentrowała na czy, tylko na jak. Bo czy się przejmujesz, to po prostu czujesz i nie daj sobie żadnej stronie wmówić, że jest inaczej. A jak… O, od tego dużo zależy. Czy to jest wrogie przejęcie, czy przyjazne. Albo chociaż neutralne.
– A to wrogie na czym polega? – zainteresował się Bobik.
– Z grubsza mówiąc na tym, że nienawidzisz wszystkich, którzy się przejmują czym innym albo inaczej niż ty. Jak takiego gdzieś zobaczysz, to najchętniej byś od razu chwycił za szablę, pochodnię, kałasza, czy co tam masz pod łapą i pomaszerował głośno krzycząc.
– Aha, rozumiem – wzdrygnął się szczeniak i szybko przeszedł do kolejnego pytania. – A przyjazne przejęcie to jest wtedy, kiedy chciałbym pasztetówki przychylić wszystkim tym, którzy inaczej?
– Nie wiem, czy to jest konieczne – zastanowiła się Labradorka. – Według mnie wystarczy, że jest ogólnie przyjazne wobec świata i zdrowego rozsądku. Bo jeśli byłoby przyjazne i pasztetówkoprzychylające również wobec chorego rozsądku, to nieźle mógłbyś się na tym przejechać. Wiesz, do wszelkich chorób rozsądku w ogóle najlepiej zachowywać dystans, żeby nie zarazić się od nich tym chwytaniem i maszerowaniem. To są bardzo nieprzyjemne i męczące objawy.
– To powiedz mi jeszcze… – zaczął Bobik, ale Labradorka najwyraźniej straciła chęć do nauczania i zaczęła okazywać łagodne, ale dostrzegalne zniecierpliwienie.
– Obowiązki wzywają – wyjaśniła. – Muszę iść miskę wylizać.
– Och, tym się już nie kłopocz! – szczeknął przyjaźnie Bobik. – Czuję, że z przyjemnością to za ciebie przejmę.
na dobranoc dwa razy Jazz:
http://www.youtube.com/watch?v=scZxGiy_t_k&feature=related
bo lekkie i fajne 🙂
i oczywiscie to:
http://www.youtube.com/watch?v=BwNrmYRiX_o
bo kazdy lubi 😀
Nacht Bobikowo
jeszcz to dla czytczy w internecie (niemiecki)
http://www.zeit.de/digital/internet/2011-04/new-york-times-bezahlschranke?page=1
Dla Towarzystwa chętnie posiedzę o mokrym pysku 😀
Jam nie z marmuru. Wydajność mam w …
O cholera! To nie ten salon!
Mam nadmiar kandydatów na pozostałe miesiące oraz winnych wyniku jak osiągną wszyszcy swięci.
Drugie secundo: nie chcę płoszyć. Pierwsze ćwiartki wypiłem bo na sucho nie uchodzi! Nie uchodzi!
Drugie primo: tak mi się zaczęli wywrzaskiwać: ja ostatni!
Rze Rzepą po łbach musiałem walić! Sumienie nie pozwala mi obrzydzać więcej jak trzy razy dziennie. Więc z powodu bolesnego gryzienia sumienia poczekajcie pięknie do jutra.
Puk, puk, można się wpłoszyć?
Czytam wprostowy wywiad z prezesem. Dobrze, że tak mokro. Na sucho raczej nie dałabym rady 😕
Zrób sobie raj – http://www.stachurska.eu/?p=1317
O tym, że Marcin Meller już nie jest dziennikarzem:
http://www.wprost.pl/ar/238465/Szpagat-osobisty/
Kolega buja. Owszem, formalnie był w redakcji „Polityki” przez 12 lat (do 2005 r.), ale bardzo się nie napracował, co można sprawdzić w archiwum. Przez ostatnie dwa lata praktycznie nie napisał nic, rok wcześniej – zaledwie sześć tekstów. Szalony reporter, doprawdy 😈
I to nie jego dawni koledzy o nim napisali, tylko Kuba Wojewódzki, którego obecność w „Polityce” w czasie przebywania MM w redakcji nikomu się jeszcze nie śniła.
No strasznie biedny rzeczywiście.
Po pierwsze, on się wcale nie skarży.
Po drugie, ani słowa nie napisał, że to koledzy z Polityki napisali – bo nie, to w innych brukowcach pisali.
Po trzecie, wypominanie byłemu koledze ilości tekstów…
Uderz w nożyce, a stół się odezwie.
Nie, żeby to był bohater moich czasów, o, to to na pewno nie, ale tak manipulować tekstem nie przystoi.
Zawodowcowi.
Chyba, że zawodowo manipulujemy…
PS
Formalnie, to foma jest w Polityce…
😆
No ja bardzo przepraszam…
Cytat:
Nawet w bliskiej memu sercu „Polityce”, gdzie przepracowałem 12 lat jako reporter, wyczytałem, że jestem tym czymś paskudnym na „c”, małe „c”, malutkie „c”. Tak więc wobec ludzi, dla których przez lata byłem w miarę sensownym dziennikarzem, ujawniłem swą niezupełnie pilnie skrywaną naturę faceta od cycków, redaktora świerszczyka, celebryty właśnie (tu prychnięcie) i – na jednym wydechu – pisowskiego pożytecznego idioty.
Jo, najciekawszym tematem dla szanujacego sie dziennikarza powinien byc on sam. 🙂
Nareszcie i ja mogę się wpłoszyć, bo mi laptoka oddano. 🙂
Dla mnie ten tekst Mellera w ogóle ma taki jakiś ton… Powiedziałbym że szczeniacki, gdyby nie to, że podniosłem szczeniactwo do rangi Najwyższych Wartości. 😆
Z jednej strony jest to jak najbardziej skarżące się, momentami nawet płaczliwe, ale z drugie strony maskowane nieco sztuczną zuchowatością i zaczepnością. Kiedy się zastanowiłem, o czym właściwie jest ten felieton, nie byłem w stanie wyjść poza formułę „a teraz oddam tym niedobrym chłopakom, którzy mi wczoraj w szatni kocówę zrobili”. Taki temat może nie znudzić i nie zirytować wtedy, kiedy felieton jest szatańsko dowcipnie napisany. Ale, co tu dużo gadać, nie jest.
No, chyba że kogoś w pisanym interesuje wyłącznie kwestia kto komu dokopał. A ponieważ target na dokopywanki jest niemały, to pewnie Meller grupę fanów zdobędzie. 🙄
W pewnym sensie łajza ze Zwierzakiem. 🙂
Bobik,
😀
Najlepszym dowodem, że nie o kolegów szło, jest czas werbunku Kuby do Polityki.
Ja nie mam ludziom za złe, że starają się skorzystać ze swoich 5 minut. W końcu wiadomo – taka okazja może się nie powtórzyć. 😉 Ale nie przepadam za tym, kiedy te 5 minut wykorzystują na pokazanie, jaki świat był dla nich niedobry i jak się okropnie mylił. A za wysilonym równiachostwem nie przepadam tak w ogóle. Więc w sumie nieszczególnie mi ten Meller leży…
Leży, nie leży, co to ma do rzeczy?
Albo się chce wyzłośliwić, albo nie…
Opinię swoją: proszę bardzo, chętnie z jakimkolwiek uzasadnieniem, ale tekst typu: no, kolega się nie napracował, a biedny strasznie…
Tłumacz dalej Bobik, tłumacz…
Ale, ale, koniec pryszczy, na mapie jest, przejechałem wczoraj i oczy mi lekko się uwypukliły. Miejscowość nazywa się Żydówko…
Zeen, przecież ja się w ogóle nie zająłem tłumaczeniem Pani Kierowniczki, bo wiem, że ona to sama potrafi. 😉 Ja napisałem, co myślę o tekście Mellera, z uzasadnieniem zresztą. 😉
A że mi się jego równiachostwo nie podoba, szczekałem przecie już wcześniej, choć innymi słowy.
Gdybym już miał tłumaczyć Kierownictwo, to raczej tak – my tu nie zawsze tylko zbawiamy ojczyznę, czasem sobie też zwyczajnie plotkujemy. 😈 Bywa nawet, że nieco złośliwie.
A ja płoszę o poładę, bo w tym łoku mogę grosować. Listem.
Ale jak wiadomo świat poza Polską to Warszawa, czyli muszę głosować na kogoś nie ze Śląska Dolnego, mojej ojczyzny nr 3 (tuż za Litwą i Brazylią). Więc należy mi podsuwać sugestie o kandydatach stamtąd, godnych mego głosu. Raczej z daleka od Żoliborza.
wtorek wita Was 🙂
brykamy?
oczywiscie, do przegladu pozycji 😀
brykam fikam
dobre:
# antonius pisze:
2011-03-26 o godz. 10:26
„Narodowość śląska” – mit czy smutna rzeczywistość?
Serial pt. „paciorki dziwnego różańca” (częściowo plagiat – pożyczone od Kutza), przedstawiający losy typowej śląskiej rodziny z Opolszczyzny.
Skorzystam z metody potentatów blogowych (Sławomirski) i postaram się zaśmiecić sieć fragmentami spowiedzi „polityczno – narodowościowej” w związku z moją rozterką przed „Aprilscherz’em” polskiego państwa – spisem powszechnym. Wstępnie zadeklarowałem na tym blogu niemożność sensownej odpowiedzi na newralgiczne pytania o odczucia lub przynależności. Chciałbym, aby fachowcy opracowujący formularze spisowe mieli IQ choć zbliżone do poziomu mojej 3-letniej córeczki, która na durne pytanie o miłość do ciotki odpowiedziała mądrym pytaniem: „Czy można wymienić kilka”?
Pierwszy odcinek: Korzenie mojej rodziny
Mało który obywatel polski ma tak namacalne dowody polskich korzeni jak my – „Gollowie” z pod góry św. Anny, znanej nawet Warszawiakom z zakłamanych informacji o powstaniach śląskich. A propos – zbliża się 90-ta rocznica tej bratobójczej walki. Prawdziwi patrioci polscy nie szanują takich powstańców, bo powstania śląskie bywały zwycięskie (w interesie Polski), czego nikt nie akceptuje, tylko czci przegrane powstania, katastrofy itp. , szczególnie zbrodnicze powstanie Warszawskie i głupotę Smoleńską.
Wracam do dowodów historycznych: Mój pradziadek kupił w połowie XIX wieku nieruchomość, na której wybudowano kolejno dwa domy, ten „nowszy” w pierwszych latach XX wieku – stoi do dziś!
Zakup i budowa domu niekoniecznie wskazuje na polskie korzenie, ale akt notarialny jak najbardziej. Notariusz dopisał pod podpisami kupujących i sprzedających takie zdanie (podaję je w tłumaczeniu):
„Akt notarialny sporządzono również w języku polskim, bo obie podpisujące strony nie znają języka urzędowego”.
Zwracam uwagę na wyraz „obie”. Nazwisk nie wymieniam, ale wszystkie były typowo polskie, przerobione na nimiecką modłę.
Nieobeznanym z historią Opolszczyzny pragnę wyjaśnić, że Opolszczyzna należała wtedy do Prus i językiem urzędowym był język niemiecki.
Czy to nie piękny dowód polskości pradziadków? Niestety niewiele mi pomaga przy odpowiedzi na te trudne pytania spisowe, bo chodzi w nich o mnie, a nie pradziadków – niech spoczywają w pokoju!
C. D. N.
ale tylko tam:
http://dziadul.blog.polityka.pl/2011/03/24/spis-emocjonalno-polityczny/
Pytanie na śniadanie do Artura Andrusa
– Czy jest pan celebrytą ?
– Tak, ale nie praktykującym.
Witam 🙂 wszystkich praktykujących i niepraktykujących
zeen (4 kwiecień 11, 23:32, PS) – nieformalnie, bo nie dostaję PIT-u z Polityki…
Na dzień dobry wspaniały Typ Co Szarpie Bas:
http://www.youtube.com/watch?v=o8w_ePneglY&feature=related
Avishai Cohen prześladował mnie wczoraj kilka godzin. 😀
http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,35640,9376078,Urzednicy_zapraszaja_ptaki_do_miasta__Daja_im_budki.html 🙂
Avishai Cohen będzie 22 czerwca znów w Warszawie 🙂
http://www.adamiakjazz.pl/aktualnosci.html
Ja rozumię 🙂 że zeen się wkurzył, bo tzw. skarżypyctwa nie lubi. Ale wczoraj już w redakcji wyzłośliwialiśmy się na kolegę M., jaki to z niego był reporter przez 12 lat, więc stąd poszło. Jak już mam się tłumaczyć 😆
foma w „Polityce”? Ciekawe… 😀 Chyba że w taki sam sposób, jak zeen 😆
O przepraszam, ja przy koledze fomie to nawet pikuś nie jestem, to jego wszak Polityka drukowała 😆
Fakt 😀
Dzień dobry 🙂 A skąd Was się tyle w tej „Polityce” nabrało? 😯
Jak to jest takie popularne, to może i ja jestem w „Polityce”, tylko nie mam pojęcia, że mówię prozą. 😆
Uśmiech pieska (pełną gębą):
http://wyborcza.pl/51,75248,9378008.html?i=1
Może tego nie wiesz, Bobiczku, ale post fomy z blogu Pani Janiny został kiedyś wydrukowany w papierowej „Polityce” 😀
A, rzeczywiście nie wiedziałem. No dobrze, to foma jest w „Polityce” bardziej, ale jeżeli w ogóle bycie w „P” może polegać na niepisaniu tamże, to może ja faktycznie też jestem? 😉
Może to być w ogóle hasło dnia: wszystkie zwierzęta są w „Polityce”, ale niektóre są bardziej od innych! 😆
Pieskowi japońskiemu pomerdałem przez kontynenty, też z uśmiechem. 🙂
Ooo, cosik mi się widzi, że Dziwisz będzie miał przechlapane, wiadomo gdzie:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9378579,Kardynal_Dziwisz__Przechodzilismy_juz_wieksze_nieszczescia.html
Powiedzieć – i to w przeddzień rocznicy – że były większe nieszczęścia niż Smoleńsk? No, do tego to już trzeba być osobistym wrogiem Jarosława. 🙄
no wydrukowała Polityka i co? i nic
(pewnie trzeba było czymś pół strony wypełnić, to wzięli i poszło…)
Ejze, przeciez Dziwisz nie moze pozwolic, zeby cokolwiek przeslonilo wielkie oblicze JPII. Co to, to nie!
Ty masz łeb, Zwierzaku!
Taka prawdopodobna interpretacja wypowiedzi Dziwisza, a ja w ogóle na nią nie wpadłem. 😳
Red. Jacek Żakowski z wczorajszej”GW” w całości:
http://wyborcza.pl/1,76842,9369845,SPiSienie.html
Redaktor Żakowski jako Katon tak mnie wnerwił, że postanowiłem ujawnić pewne zakulisy, chociaż właściwie nie miałem zamiaru tego robić.
Kiedy okazało się, że nasza deklaracja poparcia jest podpisywana zaskakująco licznie i pojawiają się na niej nazwiska o dużym ciężarze jednostkowym, próbowaliśmy w kilka osób zainteresować nią jakieś media – zwłaszcza te, które z niesmakiem pisały (ale jednak pisały!) o akcjach antyznakowych czy antygrossowych. Nie dla autoreklamy (z góry zgadzaliśmy się, żeby nie były podawane żadne nazwiska inicjatorów, nazwa blogu itd. – sama „goła” wiadomość o liście), tylko dla pokazania, że istnieje również druga strona medalu, że nie wszyscy Polacy są anty. Jak skądinąd wiecie, nie udało nam się z tym przebić, nikt takiego newsa nie chciał opublikować.
Wśród tych, do których zwracaliśmy się o pomoc, jedni (nieliczni) odpowiedzieli z ubolewaniem, w duchu „no, świetna sprawa, warto by o tym napisać, ale ja niestety nie mam na to wpływu”, a inni (większość) nie raczyli odpowiedzieć nawet „sorry, ale ja uważam, że tego publikować nie należy”, albo „to nie jest odpowiedni moment”, albo „państwa akcja to jest dla mediów zbyt drobny pikuś”, albo „dziękuję za informację, ale nie jestem nią zainteresowany”, albo choćby „całuj psa w nos”. Do tych drugich należeli również ludzie, którzy sami podpisali się pod deklaracją i w mediach występowali w obronie Grossa, ale najwyraźniej coś, co nie służyło ich osobistemu „wyprofilowaniu się”, nie było dla nich warte odpowiedzi choćby jednym grzecznościowym zdaniem, nie mówiąc już o rzeczywistym zrobieniu czegoś. W tej właśnie grupie znalazł się m.in. red. Ż.
Dlatego kiedy czytam jego słowa spisienie sprawia, że reguły obowiązują tylko, gdy są doraźnie użyteczne dla tego, kto je głosi, zaraz się zastanawiam, jakie są te reguły pana redaktora. Czy olewanie maili – w społecznej przecież sprawie – to jest dla niego reguła, czy było to doraźnie użyteczne? Czy występowanie w roli obrońcy jakiejś sprawy (dobre dla własnego imydżu) i równoczesny kompletny brak reakcji, kiedy tej samej sprawie pomóc chcieliby inni (obojętne dla imydżu) to jest reguła, czy doraźnie tak wyszło? Czy publiczne głoszenie wagi społecznego zaangażowania i prywatny brak jakiegokolwiek zainteresowania dla tegoż to reguła, czy doraźność?
Fakt, nie tylko on się tak zachował. Ale tych innych akurat ostatnio nie widzę w roli nauczycieli narodu, więc im na razie daruję. 😕
Wychodzi na to, że najbezpieczniej będzie cytowac siebie.
Bobiku, sorry! 😀
Bardzo brzydko pan redaktor się zachował nie reagując na maila. W Germanii – po moich doświadczeniach- nie do pomyślenia.
Mój zachwyt J.Ż. mocno się cofnął.
Ależ Mar-Jo, ja nigdy nie strzelam do pianistów i posłańców! 😆
Cytować to ja cytuję nawet – przepraszam za wyrażenie – Błaszczaka, z czego wcale nie wynika, że się z nim utożsamiam, albo że ktoś powinien mnie utożsamiać (oczywiście, przy całym wnerwieniu, nie porównuję red. Ż. do Błaszczaka). Cytować można obojętnie, emocjonalnie, pochlebczo, polemicznie, prześmiewczo, informacyjnie, etc, etc. Gdzieżbym miał do kogoś pretensje o cytowanie? 🙂
A zakulisy ujawniłem nie dla jakiegoś odegrania się, bo w końcu cały czas trzymałem mordkę na kłódkę, tylko dlatego, że pouczanie z wysokości, kiedy samemu nie przestrzega się nawet pewnych elementarnych standardów, jest dla mnie już nadmiarem hipokryzji.
Może sobie przypominacie: od Elisabeth Alexander dostaliśmy odpowiedź na mail, chociaż nie było to ani pytanie, ani prośba, tylko niewymagające koniecznie reakcji zawiadomienie – w gruncie rzeczy o blogowej imprezce, która akurat z nią miała związek. Nic ważnego. Ale w jej standardzie (tak samo jak w standardach np. kancelarii królowej Elżbiety czy Obamy) zignorowanie maila najwyraźniej się nie mieści.
No, a przy tym w moim komentarzu nie tylko o zignorowanie maila chodziło. 🙄
Oj, zdarza mi się nie odpowiedzieć od razu, a potem zapomnieć… 😳
Nie twierdzę, że nigdy mi się nie zdarzyło, a gdzie tam, ale pozwalam sobie na to w stosunkach prywatnych, zwłaszcza zażyłych, kiedy wiem (no, dobra, przypuszczam), że zostanie mi wybaczone. 😉 Natomiast kiedy dostaję maile związane z moją pracą albo z jakąś działalnością publiczną, a już szczególnie dotyczące konkretnych i terminowych spraw do załatwienia, to jednak odpowiadam od razu, choćby to miała być odpowiedź „nie załatwię tej sprawy i w ogóle nie mam się zamiaru nią zajmować”. Niech ktoś przynajmniej wie, na czym stoi.
Z blogu „Skrót myślowy” Janiny Paradowskiej na stronach e-Polityki: (o zgodę nie pytałem – trochę anarchii w bobikowie)
—
wiesiek59 pisze:
2011-04-05 o godz. 14:02
Ładna analiza raportu dokonana przez W. Mazowieckiego
http://alfaomega.webnode……omawiania/
Najbardziej podoba mi się język. Czy zwrotami tego typu chce pan K. nawiązać kontakt ze swoim elektoratem?
?Aż się kręci w głowie od obfitość obcych słów w raporcie, w którym słowo ?naród?, ?narodowy? obracane jest ze sto razy. Oto pobieżny jej przegląd (tylko czasem autor ?Raportu? zechciał podać, o co mu chodzi): system semiotyczny; charakter prymarny; ideologia lumpenliberalizmu; hiperproceduralizacja; imposybilizm; charakter petryfikacyjny; restauracja (akurat wytłumaczona, żeby się rodakom nie myliła z knajpą, ale za pomocą słów absorpcja i kooptacja); ambiwalencja wychylona; paradygmat kształcenia i wychowania, intersubiektywność; myślenie tetyczne (wytłumaczone w ramach walki z elitami: takie, w którym sprawdzeniem prawdziwości sądu jest jego potwierdzenie przez autorytet); anihilująca; aksjologizować (nadać wyższą wartość); repulsja; permisywna ideologia; precedencja urzędów; modus operandi; pytanie o deprywację, chwyt ? można rzec ? ekshibicjonistyczny; prefiguracja czy też antycypacja; immunizowanie prokuratury na polityczne naciski; unitarny charakter państwa; społeczeństwo nie oprymowane przez państwo; synkretyczny charakter; nie zinternalizować (nie uznać za własne)?
—
Wobec noej fali islamskiej ruchawki Watykan nie pozwoli na trwonienie sił Polaków na siłowanie się Lecha Kaczyńskiego z JPII.
Chińscy biznesmeni po 3-m dniu maja, a przed 10-m
gromadnie nawiedzą Polskę i przedstawią projekt rozwinięcia szerokiego frontu robót drogowych. Kilka polskich klubów piłkarskich przejdzie w ręce chińskie. Chińczycy nie wprost wesprą deklarującego kosmopolityzm Tuska i stających za nim liberałow. Zwiększą zakupy polskich obligacji.
W kinach oraz telewizjach pokazywany będzie „China town”. Menedżerowie chińscy będą na czarno zatrudniać emerytów, reńcistów, inwalidów oraz ugorujących swą ziemię za doplaty UE małorolnych.
Będziemy mieli złotą polską jesienią dwa teatry niszowe:
– Warlikowskiego reprezentowany przez nagiego maczo zaciągającego się marychą i Hamleta w alfaromeo
oraz
– Kaczyńskiego reprezentowany przez Pospieszalskiego recytującego „Rękopis znaleziony na Żoliborzu” i Joannę Od Krzyża.
Jeśli chcecie wyprzedzić egzegetów JK zapoznajcie się już dziś – choćby pobieżnie – z filozofią Xunzi.
Dziwisz i Żakowski to są zgrane pionki. Go bobikowo! Go!
Podpowiedź: http://psg.go.art.pl/
Ja tam staram się zapomnieć, zanim zapamiętam…
Stara, dobra zasada – spalić przed przeczytaniem. 😎
A mnie Staruszek zainspirował do napisania czegoś i właśnie się zastanawiam, czy to wrzucić jako komentarz, czy już jako nowy wpis. 😉
Bobiku, mysle, ze red. Z., jak i inni, ktorzy mieli mozliwosc napisania o istnieniu blogowej listy poparcia dla (prawa do) publikacji ksiazki Grossow, stracili okazje do opisania czegos interesujacego, wcale nie tak do konca czarno-bialego (np. rola wydawnictwa, ktore samo majac w reku te sama liste poparcia, wcale sie nia nie posluzylo na arenie publicznej, i wykonywalo interesujace ruchy, sluzace do poruszania sie jednoczesnie w dwoch przeciwstawnych kierunkach). To w sumie strata dla wszystkich. Co do intencji i mozliwych motywow braku reakcji na Twoj mail – pozostaniemy chyba jednak w sferze supozycji (do ktorych zreszta kazdy ma prawo – taka jest cena milczenia). Uprzejmosc i praktyczne podejscie do wlasnej roli nakazuje odpowiadanie, but we are all human after all… Osobiscie wole wywazac, na ile osoba zajmujaca sie dzialalnoscia publiczna robi ogolnie dobrego, nawet jesli w indywidualnym przypadku zawiodla, zanim od razu ja tak zupelnie skresle. Co nie znaczy, ze nie odczuwam zawodu, ze mogla cos pozytecznego zrobic i nie skorzystala z okazji.
Zas same artykuly o „spisieniu” polskiego publicznego dyskursu sa dla mnie fascynujacym fenomenem. Zauwazam sama zjawisko obnizania poziomu publicznej debaty (nie tylko w Polsce zreszta), i choc ta opcja polityczna nie jest moja ulubiona (mowiac delikatnie), to samo nazywanie tego zjawiska „na czesc” tylko jednego (chocby rzeczywiscie najwiekszego) winowajcy jest jakby kolejnym odzwierciedleniem opisywanego przez siebie zjawiska (popatrzcie jacy to oni sa okropni!, nawet gdy mowimy o nienajlepszym zachowaniu takze drugiej strony)…
A porownywanie poetki i wykladowcy akademickiego, odpowiadajacej na kurtuazyjny sympatyczny mail w rownie kurtuazyjny i sympatyczny sposob (po jakims czasie zreszta) z zachowaniem dziennikarza wydaje mi sie niesprawiedliwe…dla poetow (i wykladowcow literatury)… 🙂
To prawda, Moniko. Wnerwiony pies nie ma wyważonych sądów. Chyba nawet nie próbuje mieć. 😉
Oczywiście, że przypisywanie komuś intencji jest zawsze pisaniem patykiem po wodzie i może się okazać niesprawiedliwe. Nie powinienem tego czynić. Ale wiecie co? Ja czasem robię różne rzeczy wcale nie z wielkiej chęci, tylko właśnie dlatego, żeby mi przypadkiem nie przypisano jakowychś intencji, których jako żywo nie posiadałem. 😎
Even dogs can be human, after all… 🙂
Jak by nie było Moniki, trzeba by ją wymyślić.
Boszszsz, ile Ona wyraża za pomocą moich myśli 😉
😆