Popular Tags:

Wesołych!

pt., 24 grudnia 2010, 00:06

Biały obrus leży na półkulach obu,
gdzieś zaszczęka talerz, łyżka mignie oczom…
Świecie, czy śpisz jeszcze? Teraz już się obudź,
czas życzenia złożyć, czas Święta rozpocząć.

Ciepłe uczucia

pon., 20 grudnia 2010, 13:14

Dobry Kumpel jak zwykle promieniował pozytywną energią i optymizmem.
– No, już wszystko na Święta przygotowane? – szczeknął wesoło od progu, omiatając lustrującym wzrokiem bobikowe włości.
– Aaa… to jakieś święta mamy? – zdziwił się Bobik, dyskretnie kopiąc za szafę wylegującą się na samym środku dywanu kość szpikową.
– No wiesz! – obruszył się Dobry Kumpel – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie masz łap przednich startych od pucowania i tylnych od wystawania w kolejce po karpia. Hej-ho, hej-ho, Święta za pasem, wszystkie łapy na pokład!
Bobik szybko zamerdał ogonem, żeby odwrócić uwagę od swoich zbyt widomie niespracowanych łap.
– Może usiądziesz? – zaproponował grzecznie, podsuwając Dobremu Kumplowi najmniej zakurzony fotel.
– Dobre sobie! – roześmiał się Kumpel – Tak jak ja bym miał czas siedzieć, kiedy Wigilia na horyzoncie. A śledzie? A barszczyk? A kapusta z grzybami? A bombardowanie wieszaków, tfu, chciałem powiedzieć, wieszanie bombek? A pisanie całej masy kartek do średnio znajomych, którym poza tym jednym dniem w roku nie poświęca się ani jednej myśli? A szukanie prezentów, które tobie się podobają, żeby uszczęśliwić nimi tych, którym one się nie podobają? To wszystko, za przeproszeniem, pies? A czyszczenie rodowych sreber…
– Dobrze już, dobrze – wpadł mu w słowo Bobik, przypominając sobie, że w żaden sposób nie będzie w stanie doczyścić rodowych sreber skradzionych mu już dobrych kilka lat temu. – Rozumiem, że absolutnie nie możesz usiąść. Ale wobec tego po co przyszedłeś?
Dobry Kumpel spojrzał na niego nierozumiejącym wzrokiem.
– No, jak to? Przecież Boże Narodzenie się zbliża. Święty obowiązek. Tradycja. Obyczaj. Ciepłe uczucia chciałem ci okazać.
– Aaa!!! – powiedział znowu Bobik, tym razem z odcieniem ulgi. Ciepła uczucia na zimę. Kapuję. To bardzo miło z twojej strony, że przyszedłeś okazać.
– No właśnie! – ucieszył się Dobry Kumpel – Też myślę, że to było miłe z mojej strony. I tradycyjne, że tak powiem, do szpiku kości – dodał, zerkając odruchowo w kierunku zaszafia. – No, to ja już polecę, bo czas goni. Tylko jeszcze powiedz, tak w dwóch zdaniach, co u ciebie. Do Świąt wszystko przygotowane…?

Świątynia Opaczności

pon., 13 grudnia 2010, 15:58

Z głębokim smutkiem przeczytałem wiadomość, że budowa Świątyni Opatrzności Bożej, wskutek niedostatecznej hojności społeczeństwa i rządu, najprawdopodobniej ulegnie zamrożeniu. Źle to świadczy o Polakach. Naród, który ociąga się ze sponsorowaniem niezbędnych dla jego własnego istnienia przedsięwzięć, nie dorósł najwyraźniej do swojego Kościoła.
Jak bez wielkich kompleksów sakralnych spełniać przewidzianą dla nas przez Watykan rolę przyczółka rekatolizacji? Jak prawidłowo rozwiązywać palące problemy społeczne, w rodzaju leczenia niepłodności? Jak zagospodarować nadwyżki finansowe, które w przypadku niepoświęcenia na zbożny cel mogą zostać zużyte do celów całkiem niezbożnych, że wspomnę tylko wspomożenie przemysłu gumowego lub – co gorsza – zakupienie śpioszków dla nieszczęsnej istotki spłodzonej diabelską metodą in vitro. Jak bez pokrycia 3/4 terytorium kraju świątyniami uporać się z rozpanoszoną zmorą budownictwa niesakralnego? A w ogóle – jak żyć?
Czy można bez wstrząsu moralnego pomyśleć o Naszym Papieżu, który zapewne przewraca się w grobie na wieść, że kolejne poświęcone mu muzeum mieścić się będzie w niedokończonym przybytku? Krzewienie nauki i przybliżanie postaci nie jest rzeczą łatwą ani małą, wymaga odpowiedniej, gigantycznej oprawy i gigantycznych środków. Same pomniki sprawy nie załatwią.
Ogólnie znane ubóstwo polskiego Kościoła nie pozwoli mu samodzielnie uporać się z problemem. Nikt w końcu nie może wymagać od niedojadających i niedopijających biskupów czy proboszczów, żeby na budowę świątyń przeznaczyli zasoby własne lub swej instytucji. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że finansowanie kościelnych budowli jest obowiązkiem ludu pracującego miast i wsi, który, powiedzmy to bez osłonek, coraz bardziej samolubnie dusi te swoje grosiki, chociaż w forsie po prostu się tarza.
Skąpstwo polskich wiernych jest nie tylko skandalem. Jest również wstydem przed innymi narodami, które w przeciwieństwie do nas potrafią zorientować się, co dla nich dobre i ubogacać się, rzucając na tacę stosownie do pożytku płynącego z budowy sakrogigantów. Jakże daleko nam do Wybrzeża Kości Słoniowej, które 8000 m² bazyliki wystawiło sobie już dawno, bez żadnych przestojów i upokarzającego żebrania przez Kościół o datki.
Nie ukrywajmy: do władz kościelnych i państwowych można mieć również pretensje, że dopuściły do tak gorszącej sytuacji. A przecież środek zaradczy jest prosty i od dawna znany: rozwiązać naród i wybrać inny.

Nowa natura

czw., 9 grudnia 2010, 11:03

– Muszę chyba zmienić swoją naturę – powiedział Bobik i na jego czole, jak również w ślepiach, odmalował się poryw zadumy.
– A to się da zrobić tak od łapy? – zdziwiła się Labradorka.
– No nieee… Popracować trochę trzeba. Ale odkąd w domu zmieniły się układy, po prostu nie mogę żyć ze starą naturą. Zbyt uciążliwe to jest. Co schowam kość za kanapą, to mi ją ktoś wygrzebie. Co sobie zostawię w misce porcję na potem, to mi ją ktoś wyżre. Jak się nie upomnę o głaskanie, to kto inny się podstawi. Dość mam tych numerów! Ale nie będę tylko siedział i narzekał, bo tyle z tego pożytku, co z robienia dzieci niezgodnie z przykazaniami Betonowego Terlika. Jeżeli chcę, żeby w domu znowu zapanowały moje porządki, muszę wypracować nową strategię, nowe sposoby działania. A potem je konsekwentnie stosować, żeby mnie i innym funkcjonowanie w ramach nowego porządku weszło w nawyk. Na przykład kości nie chować, tylko używać jako marchewki. A miski jako bata – nie dopuszczać do wyżerania z mojej, tylko profilaktyczne wyżerać z cudzej. Z głaskaniem też się coś wykombinuje. Nie zechcą po dobroci, to ich się zmusi. Chińską torturą na przykład. Godzina żałosnego skomlenia nawet najtwardszego złamie.
– Widzę z tego, że ty drugą naturę chcesz zmieniać – skonstatowała Labradorka. – A co z tą pierwszą?
– Pierwsza musi się dostosować albo zginąć – oświadczył buńczucznie Bobik.- Przetrwają najsilniejsi. A ja już się o to postaram, żeby ta moja nowa natura była silna, zwarta i gotowa.
– Hmm… może, może… – bąknęła bez przekonania Labradorka – Ale co będzie, kiedy pierwsza natura pociągnie cię do lasu?
– Phi! – odszczeknął lekceważąco Bobik. – Też mi problem! Dotąd zawsze wyprowadzała mnie w pole i jakoś było. Las wcale nie jest taki straszny, kiedy tylko nie próbuje się go widzieć w całości. Trzeba patrzyć wyłącznie na pojedyncze drzewa, a wtedy zawsze można na nie posyłać tych, którym ze słusznym porządkiem nie po drodze.