O pożytkach
No i co tak węszysz? – odezwała się zrzędliwie Labradorka, widząc Bobika kręcącego się z nosem przy podłodze i obwąchującego z niezwykłą u niego dokładnością nogi od stołu.
– Szukam – odpowiedział zgodnie z prawdą Bobik. – A podobno jak szukam, to znajdę.
– A tak konkretnie, to czego szukasz? – wykazała niezbędne dla podtrzymania rozmowy minimum zainteresowania Labradorka.
– Nie wiem – przyznał się Bobik. – Ale to chyba nie wyklucza znalezienia?
Na pysku Labradorki odmalowała się intelektualna bezradność. Z urażonym machnięciem łapy zaczęła wylizywać miskę, ostentacyjnie ignorując bobicze wysiłki. A Bobik nie ustawał. Wetknął nos za komodę, spenetrował przestrzeń pod łóżkiem, odwinął nawet róg dywanu, żeby sprawdzić, czy coś się pod nim nie ukryło. Potem przeniósł się do ogrodu i skontrolował centymetr po centymetrze odtajały kawałek ziemi obok pryzmy kompostowej, który służył do zakopywania największych psich skarbów.
– Znalazłem! – wykrzyknął wreszcie uszczęśliwiony. – Znalazłem!
– Co takiego znalazłeś? – bez przekonania spytała Labradorka.
– Coś bardzo ciekawego! Kość, którą zagrzebałem tutaj w jesieni. Tylko coś już zdążyło ją pożreć.
– No to chyba nie znalazłeś – spróbowała sprostować Labradorka.
– Nieprawda! – zaperzył się Bobik. – Właśnie że znalazłem! Kość jest kością, jest kością, jest kością. Co z tego, że zjedzoną? Dalej można jej szukać, a nawet ją znaleźć.
– No, ale co ty z tego masz? – postanowiła odwołać się do praktycznego rozumu Labradorka. – Jaki pożytek jest z takiego znaleziska, którego zwyczajnie nie ma, cokolwiek byś mi tu opowiadał?
Bobik zamilkł. Wiedział, że rozmowa o czystej radości szukania i rozkoszach znajdywania czegoś, o czym się wie, że jest, choć tego nie ma, byłaby z góry skazana na niepowodzenie. Labradorka niewiele miała zrozumienia dla takich myślowych akrobacji. W głębi ducha czuł wprawdzie, że pewien subtelny rodzaj racji jest po jego stronie, ale nie chciał dla czegoś tak błahego jak racja narażać na szwank dobrosąsiedzkich stosunków.
– Wiesz co? – zaproponował pojednawczo – Na przyszły raz postaram się szukać takiej kości, która zwyczajnie jest. Ją wprawdzie trudniej znaleźć, ale przynajmniej ty nie będziesz patrzyć na mnie takim wzrokiem. A to jest niewątpliwy pożytek.
Mordko, jeśli się tu gdzieś błąkasz, to lepiej uciekaj
zeen, A1Rh+. Pospolita i trochę przechodzona, ale jeszcze się toczy. Może się nada na załatanie.
Jeśli kryzys długo trwa
kogo wtedy jak nie psa?
Znam Haneczkę, bom koneser
zawsze chętnie, lecz na deser 🙂
Dusery prawi 😳
w tym wcieleniu jestem bowiem
dżentelmenem co się zowie
😎
Ciemność wszędzie czarna jak serce rakarza,
gdzieś w kąciku blogu wampir się rozmnaża.
Jak wierszem poleci, na dobry początek
narobi nam setkę małych wampirzątek,
a jak się w epickie zapuści rejony,
cały blog już wkrótce będzie zwampirzony. 😯
Romans kota z wampirem taki mógł być śliczny,
niestety, skończył konflikt go. Serologiczny. 🙁
Twaróg kontra pleśniowy?
Pora odpowiednia, kły swe już wystawiam
feromony dzikie rozsiewam na wabia
skuszone niewiasty przyprawiam o bladość
czerpiąc z szyjek krew ich oraz wielką radość 😎
Ożył, alarm odwołany. Dobranoc 🙂
Deser luby poszedł spać
a ja za nią, pora ssać…
Do wniosku doszedłem, sądząc po tych harcach,
że wampiry również – w okolicach marca…? 😯
Uwodzicielskie pienia przypomniały mi uwagę z przedostatniego wpisu u Andrusa o niejakim Pawle: Kobiety za nim szaleją, ale jak się odwraca, to już stoją spokojnie.
Na blogach zostawiam wszakże znak widoczny
żem nie jest marcowy, tylko całoroczny…
Teraz już się żegnam, jednocześnie straszę
Do kropli ostatniej krwi – a jakże – waszej 😆
andsolu, ale zeen się nie odwraca, tylko odfruwa. 😆
Zeen jest b. na czasie, bo wampiry dzisiaj bardzo modne.
Po przepracowanym calym i jeszcze z hakiem dniu podrzucam cos do poczytania. Czytalam wczoraj i nastroilo mnie melancholijnie.
http://www.guardian.co.uk/books/2010/feb/21/hilary-mantel-saudi-arabia
A ta niunia, co w pewnym poemaciku napisała:
deszcz – najstarsza kołysanka świata
– jej to własne czy pożyczka?
Jak zostawić wiersz jednowierszowy, to jest świetny…
Niestety u mnie dziś nie była kołysanka a zalewanka. Zbierałem wodę szufelką. Dwa i pół wiadra, czyli z 50 litrów.
Króliku, właściwie ostateczny wydźwięk tego tekstu jest dość optymistyczny. 🙂 Przeżyć świadomie najszczęśliwszy dzień swojego życia to jest w końcu coś. A te 4 lata Arabii Saudyjskiej były konieczne do tego, żeby tak właśnie ten dzień można było odczuć.
Zwrócił tam moją uwagę drobny fragmencik: Obedience, deference to authority, reverence for tradition: these were the civic virtues paraded in the Kingdom. To jest właśnie stale powtarzany błąd misjonarzy zachodniej cywilizacji: chcą zanieść innym społecznościom światło swoich wartości, nie biorąc pod uwagę, że tamte społeczeństwa już mają wartości i nie mają zamiaru uważać ich za gorsze.
To nie to, że ja chcę bronić wartości świata muzułmańskiego. Zapewne trudno by mi było z nimi żyć. Ale na ogół trudno mi też zaakceptować wszelkie impakty kulturowe, choćby w najlepszych intencjach. To już może lepiej powolutku, po cichutku zdemoralizować coca-colą? 😉
To o deszczu to jest cytat z Remarque’a. Ale nie sądzę, żeby on miał na myśli zbieranie szufelką. 😉
🙂 🙂 🙂 Mój mąż mówi to samo: wojna jest za droga i powoduje cierpienie cywili. Lepiej postawić automat z coca colą, macdonalda, a reszta przyjdzie sama 🙂
Zwłaszcza że klasyczne hamburgery są z wołowiny, więc nawet imam może się nimi futrować. 🙂
Skojarzył mi się z tematem wartości taki stary, żydowski dowcip. Ksiądz i rabin jadą w pociągu. Ksiądz wyjmuje w pewnym momencie bułki z szynką i częstuje rabina. Ten odmawia, usprawiedliwiając się (jak monikowa Zosia), że jego religia nie pozwala mu jeść wieprzowiny. Ksiądz ze współczuciem mówi: och, jaka szkoda, bo to takie dobre!
W trakcie dalszej rozmowy rabin pyta księdza o zdrowie szanownej małżonki. Ksiądz wyjaśnia, że małżonki nie posiada, bo jego religia zabrania mu się żenić. Rabin na to z westchnieniem: och, jaka szkoda, bo to takie dobre! 🙂
No, nieeeee, wczoraj polozykam sie na chwile, na chwile… No i przegapilam z tego wszystkiego, bobikowa prowokacje z 1:26. Wiec musze teraz z cala moca obruszyc sie jak tona cegiel.
Pamietam jak przed laty slyszalam wlasnie takie rzeczy wypowiadane w Ameryce w odniesieniu do Europy wschodniej: THEY don’t know any better. Oni lubia zyc pod knutem. Oni sie czuja w tym bezpiecznie. Moze nie moga czytac WSZYSTKICH ksiazek, ale maja bezplatna opieke medyczna. I nie maja bezrobocia. They don’t know any better. Nie uszczeslwiajmy ich na sile….
Kiedy telewizje calego swiata pokazywaly czolgi na uliocach Warszawy, komus z telewizji BBC udalo sie dodzwonic pare dni po ogloszeniu stanu wojennego do Warszawy, gdzie przebywal nasz korespondent Tim Sebastian. Na pytanie jak ludnosc reaguje na te czolgi, odpowiedzial z namyslem: No, nie zauwazylem tu zadnego ZBROJNEGO oporu, ale ludzie sie denerwuja, ze sa rozne utrudnienia…
Tymczasem w Chinach jak rozumiem sa juz i budki z coca-cola i macdonaldy. Obozy reedukacyjne pozostaly jedbnak te same i wcale nie zmniejszyla sie ich klientela w poroznaniu z okresem sprzed coca-coli. A przed olimpiada nawet gwaltownie wzrosla.
A teraz wyslychalam czegos w porannej telewizji, co mnie napawa optymizmem. Otoz w tym kraju wychowanie seksualne jest obowiazkowe w szkolach – wszystkich szkolach bez wyjatku, takze religijnych, do ktorych chodzi co trzecie dziecko w Wlk Brytanii ( z czego nie zdawalam sobie do dzis sprawy), Te szkoly sa oczywiscie jak juz wspominalam kiedys wczesniej, sa wspolfinansowane przez Panstwo. Zasady nauczania seksualnego sa scisle okreslone; informacja musi byc rzetelna i odeideologizowana (unbiased), zgodna z wiedza medyczna, rownosciowa, musi uwzgledniac wiedze o zapobieganiu niechcianej ciazy, chorobach wenerycznych, aborcji – nie jestem pewna czy uwzglednilam wszystko, ale o to mniej wieceh chodzi.
Teraz wyglada na to, ze rzad (ktory przed wyborami jest jak choragiewka na wietrze) ugial sie pod naciskiem organizacji katolickich i gotow jest zgodzic sie na to, by w szkolach religijnych zasady poluzowac i zezwolic im na lekcjach religii uwzgledniac „perspektywe religijna”, w tym np nauczac, ze homoseksualizm jest amoralny, a antykoncepcja jest grzechem smiertelnym.
To z kolei wyowlalo oburzenie i protesty wsrod m.in. licznych nauczycieli, ktorzy powiadaja, ze rodzice maja prawo nauczac dzieci czego chca, ale poza szkola, nie w sytuacji kiedy nauczanie jest finansowane z podatkow wszystkich.
Wyslychalam wiec interesujacej, ale krociutkiej ( jak to w porannej telewizji) debaty w studiu : rabina, przciwnego ideologizowaniu lekcji wychowania seksualnego oraz jakiejs pani z Catholic Education Council, ktoora zwracala uwage, ze rodzice wysylajac dzieci do szkoly religijnej chceli wlasnie uniknac m.on. takiego odideologizowania nauczania o strefie „wrazliwej” (sensitive subject).
Ciekawa jestem jak sie to rozwinie w ciagu dnia, bo bedzioe sie o tym sporo mowic – jest to w tej chwili wiadomosc na pierwszym miejscu w dziennikach.
Nim Helena mnie wyzwoli
się napiję Coca-Coli
bo jak bardzo jest mi źle
tylko ona dobrze wie…
😉
Tu: minister juz sie strasznie tlumaczy, ze ustawa o obowiazku lekcji wychowania seksualnego we wszystkich szkolach nie bedzie „rozwodniona”
http://news.bbc.co.uk/1/hi/education/8529595.stm
Najnowsze wieści w sprawie ksiażki Domosławskiego: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7591959,Nie_bedzie_zakazu_publikacji_ksiazki_o_Kapuscinskim.html
Dzień dobry. 🙂 Dajcie kawę wypić, bułkę z masłem przekąsić, a do naprawiania świata przystąpić dopiero potem. 😉
I niech ktoś zabierze stąd ten cholerny szary deszcz, bo siły życiowe on ze mnie wysysa. 👿
Nie ma letko, Bobik.
Tu, dzieki linkowi Beaty, odnalazlam tez bardzo, bardzo ciekawy glos o Domoslawskim i jego ksiazce, kogos, kto juz ja przeczytal:
http://mzungu6.blox.pl/2010/02/Ciemna-strona-ikony.html
No, teraz ja się poczułem sprowokowany. Heleno, jak mnie posądzasz o myśli typu „dla tych tam dzikusów wystarczy nahajka, bo oni to lubią”, to chyba jeszcze wciąż jesteś bardzo zaspana. 😉
O całkiem inną rzecz mi chodziło. O misjonarskie przekonanie, że wartości Zachodu są „z natury” o tyle lepsze, że innych, odmiennych wartości w ogóle nie należy brać na serio pod uwagę. Albo że nawracane społeczeństwa w głębi ducha tylko marzą o tym, żeby dostać się w strefę panowania zachodnich idei (i coca-coli też, a jakże), a jakaś zbrodnicza rządząca klika im to uniemożliwia. A przecież jest dosyć przykładów na to, że zachodnie idee nie przyjmują się w jakichś krajach wcale nie przez żadną zbrodniczą klikę, tylko właśnie dlatego, że tamtejsza społeczność traktuje swoje wartości bardzo poważnie i nie zamierza wraz z jeansami przyjmować caego zachodniego dobrodziejstwa inwentarza.
Analogia ze stanem wojennym w Polsce nie jest tutaj słuszna – ja na pewno nie mam nic przeciwko poparciu oddolnych ruchów wolnościowych, jak np. w Birmie czy w Tybecie. Ale właśnie oddolnych, kiedy większość ludzi się z nimi identyfikuje i poparcie, a nie wejście i powiedzenie – bo wy się, głupiątka, nie umiecie rządzić sami i macie durne wartości, więc my wam tu wprowadzimy demokrację na naszą modłę.
Nieraz zresztą już ten punkt widzenia przedstawiałem, więc nie będę szedł teraz w szczegóły, ale jeszcze wyjaśnię, że o coca-coli myślałem raczej w sensie metaforycznym. To znaczy – o ile skuteczna może być „pełzająca konfrontacja” stylów życia i stojących za nimi wartości (skuteczna w tym sensie, że w końcu ludzie prędzej czy później wybiorą to, z czym im się lepiej żyje), o tyle rozwiązania siłowe i podtapianie coca-colą mają na ogół skutek… No, wiadomo jaki.
I żeby mi to nikt nie zarzucił, że propaguję coca-colę jako wartość! Metaforami gadam. 😎
W gruncie rzeczy pani Kapuścińska doprowadziła do tego, że teraz właśnie nieukazanie się książki byłoby bardzo niekorzystne dla pamięci pisarza. Bo można sobie wyobrazić, jakie wstrząsające informacje na jego temat wykombinowałaby wtedy stugębna plotka – a tego już nikt nie byłby w stanie skontrolować ani sprostować.
Naprawdę, było jakoś przełknąć tę żabę, uznać, że się nie żyło z pomnikiem i powiedzieć: owszem, nie był ideałem, ale właśnie takiego go kochałam i szlus. Mam wrażenie, że wtedy wszyscy byliby bardziej skłonni szanować uczucia wdowy i podchodzić do tematu z większą delikatnością.
To tylko pod warunkiem, ze przyjmiemy, iz wartosci takie jak wolnosc jednostki czy spoleczenstwa sa wartosciami „zachodnimi”, a nie uniwersalnymi, wynikajacymi z naszego czlowieczenstwa. A dzikusy w pewnych okreslonych warunkach wola byc zniewolone, bo daje im to poczucie bezpieczenstwa i zludzenie ladu w swiecie. I trzeba im dac czas az ewentyalnie dorosna do innych wartosci. A w miedzyczasie (OK, „tymczasem”) niech kobiety beda gwalcone lub nie dopuszczane do alfabetu, niech cala reszta nie czyta zakazanych ksiazek, niech niektore dzieci beda uznane za czarownikow, albo niech ludziom u wladzy wolno bedzie potraktowac sasiednie ludy bronia biologiczna.
Nie.
A do mnie przyszla mlodziutka sasiadka (ta co jej niedawno niegroznie i berz konsekwencji spadlo dziecko ze schodow) i przyniosla mi zonkile – pierwsze w tym roku. 🙂
Psy w ogóle nie mają letko… 🙁
http://wyborcza.pl/1,75480,7569460,Mowili_na_mnie__pies_.html
Heleno, wrzuciłaś kilka rzeczy do jednego worka, poplątały się i teraz muszę to rozplątywać. 😉
Jeżeli jednostki w jakimkolwiek kraju czują się tłamszone, uciskane, cierpią z tego powodu, że nie mogą się zrealizować, domagają się zadbania o ich prawa człowieka, itd., to oczywiście zawsze będę skłonny uznać ich racje i wystąpić w ich obronie. Ale nie mam zamiaru do jednostek, które w swoim świecie wartości czują się świetnie, w zgodzie ze sobą i otoczeniem, przychodzić i mówić: od dziś koniec z tym, bo twoje wartości są niesłuszne. Masz żyć według moich, bo one są słuszniejsze, bez względu na to, jak ci będzie z tym niewygodnie.
Oczywiście może się zdarzyć tak, że podczas dialogu z jednostką ze świata innych wartości, ona się zacznie zastanawiać i odczuwać dyskomfort (a mogę i ja go zacząć odczuwać) z powodu takich czy takich swoich założeń , co doprowadzi do ich zmiany. To jest całkiem inna historia. Taka właśnie „pełzająca konfrontacja”, o której pisałem.
Teraz jak chodzi o skuteczność – wpadanie do świata innych wartości z misjonarskim zapałem, albo z ogniem i z mieczem, jest skuteczne co najwyżej wtedy, jeżeli jest się gotowym powyrzynać wszystkich przeciwników naszych słusznych poglądów w pień. Inaczej skuteczność tego jest dokładnie odwrotna.
Jest taki świetny Niemiec, którego nazwisko, niestety, notorycznie mi ucieka 🙁 (może go potem wyguglam), od lat angażujący się w sprawę zakazu obrzezania dziewczynek. On nie działa na szczeblu politycznym, tylko jeździ po zapyziałych afrykańskich wioskach, rozmawia z szejkami i imamami, usiłując na zasadzie kropli drążącej skałę przekonać ich, że to obrzezanie nie jest wcale nakazem islamu i że niepraktykowanie go tak naprawdę żadnych religijnych ani innych wartości nie naruszy. Jego żona gada w tym czasie z miejscowymi kobietami i np. udowadnia im naocznie, że nieobrzezanie nie powoduje legendarnych skutków typu „urośnie po kolana”. I powiedziałbym, że oni są wiele skuteczniejsi, niż amerykańskie wojska w Iraku. Pod wpływem tych Niemców już w wielu regionach wydano zakaz obrzezania, który jest przestrzegany. Bo – po całej tej mrówczej robocie przygotowawczej – wychodzi od miejscowych, własnych autorytetów i trafia na uzdatniony już grunt.
A na drugim końcu kija są takie kraje, gdzie teoretycznie zakaz wprawdzie istnieje, bo system prawny skonstruowano na wzór europejskiego, ale po wioskach nadal rzeza się na prawo i lewo. To ja się pytam, co jest lepsze?
I jeszcze jedna sprawa. Nie znam osobiście takiej kultury, w której np. gwałcenie kobiet byłoby wartością. A że się zdarza? No, zdarza, tak samo na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Czy należy się na to oburzać? Ależ tak, tylko bez poczucia wyższości, że u nas się zdarza jako „wypadek przy pracy”, a u nich dlatego, że nie dorośli do prawdziwych wartości.
U nich, niestetu, gwalcenie jest czesto wpisane w system i nie uwazane za cos nienormalnego.
Ponadto (wracam do samej gory, poczatku Twego komentarza) w bardzo niewielu krajach gdzie jednoski sa ubezwlasnowolnione, protestowanie i domaganie sie respekltowania swoich praw, nie jest zdrowe dla zycia i bezpieczne. Wielszosc sie nie domaga, bo albo nie wie, ze moze , albo wie zbyt dobrze czym sie to moze skonczyc. Troche mo to nawet przypomina Tima Sebastiana, bless him, ktory podkreslal, ze nie odnotowal w Polsce zbrojnego oporu.
Nie jestem przeciwna pracy oodolnej, jak tego Niemca – jak najbardziej. Ale jestem tez za tym aby na forum miedzunarodowym domagac sie i wywierac wszelkie mozliwe naciski (np ekonomiczne) na rzady tych krajow, gdzie „obrzezanie”, okaleczanie dziewczat jest pratykowane. A nawet nie bylabym przeciwna temu aby w celach perswazyjnych poobcinac to i owo przywodcom niektorych z tych panstw. Call me missionary.
A u „nas” poslowioe ze wszystkich partii zazadali aby kwestie rozwodnionej ustawy o wychowaniu seksualnym przeniesc na forum Parlamentu. W ramach dzialalnosci misjonarskiej sprowadzilabym do Londynu caly polski Sejm i pod przymusem kazala sluchac jak sie to bedzie odbywalo.
Heleno, natknełam sie kiedyś w brytyjskiej tv na ten program:
http://sexperienceuk.channel4.com/sex-education
Opiera się on na tezie (na ile prawdziwej, to juz Ty będziesz lepiej wiedziała), że młodzi ludzie w Wielkiej Brytanii czerpią wiedzę o seksie głównie z mediów, internetu, poczty pantoflowej oraz pornografii. Nie ze szkoły. To jak to jest z tą edukacją seksualną? Rozwodniona czy nie, obowiązkowa czy nie, ale chyba średnio skuteczna? Może rzecz nie w ideologizowaniu, tylko przemyśleniu, jak powinna ona wyglądać?
To niepokojące, bo skoro w GB nie wiadmomo za bardzo jak edukować, to w Polsce już zawsze będzie w tym miejscu niezaorany ugór.
Ale jestem tez za tym aby na forum miedzunarodowym domagac sie i wywierac wszelkie mozliwe naciski (np ekonomiczne) na rzady tych krajow, gdzie “obrzezanie”, okaleczanie dziewczat jest pratykowane.
Heleno, jeśli dobrze zrozumiałem, Bobik mówi, że to daje na ogół efekty papierowe czy werbalne, ale nie zmienia mentalności.
Wierzę w fizykę, że mniej energii marnuje się i lepsze efekty się otrzymuje gdy zamiast frontalnie ustawić się na drodze adwersarza, staramy się iść obok niego i po trosze modyfikować kierunek jego ruchu. Zdaje się to jest wynalazek grecki zwany „dyskusją” 🙂
Jeżeli gwałcenie jest gdziekolwiek wpisane w system wartości, to tylko u „wojowników” różnego autoramentu, m.in. w chrześcijańskiej ex-Jugosławii. 👿
A że w praktyce winę za gwałt (w warunkach niewojennych) usiłuje się zepchnąć na ofiarę, a sprawców potraktować w miarę łagodnie – no, sorry, a od jak dawna w Europie jest inaczej? A przecież uważamy, że nasz współczesny system wartości wywodzi się z Oświecenia, nie mówiąc już o dawniejszych zaszłościach. I w ogóle czy to taki rzadki przypadek, że wartości sobie, a obyczajowość i praktyka sobie?
Nie spotkałem jeszcze muzułmanina, który by głośno przyznał, że gwałt jest dobrem i wartością, której należy bronić. Nawet ci, którzy gwałcą, mają poczucie, że coś tu jest nie tak. Zapewne zresztą dlatego usiłują winę przypisać ofierze.
Obcinanie tego i owego przywódcom państw skuteczność miałoby dość mizerną, bo często właśnie ci przywódcy, nieraz kształceni na zachodnich uniwersytetach, są jak najbardziej przeciwko i nawet usiłują to zawrzeć w prawodawstwie. Tyle że nieprzekonana ludność to prawodawstwo olewa. A „wszelkie możliwe naciski” potrafią spowodować to, że nawet przywódca przekonany o niesłuszności jakiejś praktyki dostanie obstrukcji, bo naciski mu wejdą na honor. I zamiast dyskusji o bezsensie czy nieludzkości praktyki, będzie awantura o mieszanie się w wewnętrzne sprawy.
Z tego wcale nie wynika dla mnie, że nam, na Zachodzie, nie wolno powiedzieć, że to czy tamto z naszego punktu widzenia uznajemy za niesłuszne. Albo że nie wolno nam spróbować innych o tym przekonać. Tylko powinniśmy sobie zdawać sprawę, że ani „nasz”, ani „ich” system wartości nie jest czymś słusznym „z natury” i z tego powodu „naturalnie” wyższy. Systemy wartości ludzie sobie wypracowują, nieraz w bólach, dyskusjach, sporach i powikłaniach. Ale taki wypracowany system w końcu się internalizuje, a narzucony niekoniecznie.
andsol 14.04 – dokładnie o to mi chodziło. I sam w życiu zawodowym i osobistym mam wiele przykładów, że to znacznie lepiej działa. 😉
A że i mnie zdarzają się wypadki przy pracy i czasem, wbrew swoim własnym zasadom, frontalnie złapię za nogawkę… No cóż… 😳
Przypomniałem sobie, jak się ten Niemiec nazywa. Rüdiger Nehberg. Oglądałem kiedyś program o zorganizowanej przez niego konferencji na temat obrzezania kobiet, z udziałem różnych islamskich autorytetów. Część uczonych w Koranie na początku dość ostro broniła tej praktyki i już się wydawało, że wyjdą trzasnąwszy drzwiami, ale Nehberg na szczęście rozegrał tę sprawę bardzo umiejętnie – nie usiłował, broń Boże, wchodzić z argumentami o prawach człowieka, tylko z jednej strony zakulisowo wspierał i zachęcał do wypowiedzi tych muftich, którzy byli przeciwnikami obrzezania i potrafili znaleźć argumenty religijne dla obrony swego stanowiska, a z drugiej zagrał na emocjach, przyprowadzając na konferencję kilkanaście dziewczynek, które opowiedziały o tym, jak strasznie cierpiały i nadal cierpią z powodu obrzezania. I w końcu przeciągnął większość autorytetów na swoją stronę. Pod jego wpływem w zeszłym roku sam Yusuf Abdallah al-Qaradawi wydał fatwę na okaleczanie dziewczynek, określając to jako „dzieło szatana”, sprzeczne z islamskimi wartościami. Ha!
Tak, to duza lepsza metoda, bo nie z pozycji odbieranej przez wspoluczestnikow dyskusji jako pozycja wyzszosci, nawet jesli ma sie najlepsze intencje (nie mozna zapominac o kontekscie postkolonialnym). Ulubiony przeze mnie i Wande Greg Mortenson wlasnie tak zaklada szkoly dla dziewczynek w Afganistanie. I nikt ich wlasciciwie nie atakuje, bo on sie uklada ze starszyzna afganska i przekonuje ich, zeby do szkol posylac ich wlasne corki. Ale to wlasnie wymaga poznania juz istniejacej kultury, i roznych jej watkow, po to, zeby sie odwolac do tych, ktore sa blizsze takze obecnym zachodnim wartosciom (pisze obecnym, bo i na zachodzie nie tak dawno – patrzac na to z perspektywy historycznej – roznie bywalo…)
[Zreszta podobnie mozna rozmawiac z niektorymi niezwykle konserwatywnymi watkami we wlasnej kulturze zachodu – na przyklad w Stanach coraz wiecej evangelical Christians jest przekonanych co do slusznosci dbania o srodowisko naturalne (mimo, ze organizacje polityczne do ktorych naleza raczej sie ta dbaloscia nie przejmuja w imie niezatrzymywania rozwoju ekonomicznego), bo organizacje ekologiczne odwoluja sie do tekstow biblijnych, ktore tez ten szacunek nakazuja.]
Natomiast rozumiem byc moze, co wczoraj Helene moglo nieco zabolec w komentarzach o podbijaniu serc innych kultur przez Coca-Cole (choc ja to zrozumialam jednak jako zart). Otoz zalozenie, ze zachod dojdzie do cichego przekonania innych kultur do swoich (czesto calkiem swiezo odkrytych) wartosci poprzez kuszenie swoimi zabawkami z kultury masowej tez wlasciwie zaklada, ze w innych kulturach nie ma juz wypracowanych systemow wartosci, i ze mozna ich przekonac miska ryzu albo sznurkiem szklanych paciorkow…
No niee, Moniko, nie podejrzewam Heleny o taką nieznajomość psa, żeby mi mogła na serio przypisać takie intencje. 🙂
No i przez wartości zostawiliśmy odłogiem sprawę seksu. 🙄
Ja tam nie wiem, czy to jest słuszne… 😎
Bobiku, czasem skojarzenia sie wlaczaja automatycznie, Pies czy nie Pies. Blame it on our brain circuitry… 😆
Podsylam najnowszy artykul Lakoffa, na ten temat – miedzy innymi.
http://www.huffingtonpost.com/george-lakoff/a-good-week-for-science_b_470500.html
No, Bobik, masz kumpla 🙂
http://wiadomosci.onet.pl/2132125,441,znaleziono_gigantycznego_psa_boze__to_kon,item.html
Mogę się spotykać z tym George’m na spacerach, ale do domu go nie zaproszę. Moja kanapa ma tylko 3 miejsca realne (choć wirtualnych od groma) i nie zamierzam podczas jego wizyty siedzieć pod stołem. 😎
Lakoffa sobie zostawię na wieczór, kiedy to będę mógł przyczytać wszystko w jednym kawałku, a nie tak po kromce. 😉
Lakoff tez George, ale gabarytowo w normie… 😆
Niestety, wysluchalam prognozy pogody i musze wlaczyc sie w akcje chleb-woda-mleko. Ciekawa jestem, czy spotkanie z kandydatem na moderatora spotkan obaywateli naszego miasta sie odbedzie. Mialo to byc kawa u sasiadow. 😉
Vesper, nie mam pojecia z czego ta mlodzoez czerpie wiedze o seksie i nie wykluczam, ze wlasnie bardzoej z pornografii niz z godzin w szkole spedzonych na uswiadamianiu. Ale jesli dobrze zrozumialam w ciagu dnia sluchajac dziennikow, ta obecna ustawa jest tymczasem tylko projektem w Parlamecie, ma dopiero wejsc w zycie po przegloswaniu – i przewiduje ponoc znacznie lepszy poziom tego wychowania niz dotad. TYle, ze rzad w ostatnioej chwili ulegl presjom i postanowil wlasnie ja „rozwodnic” jak to wszyscy krytyczni komentatorzy nazywaja.
Dotychczasowe wychowanie seksualne bylo na rozne sposoby od lat krytykowane i czesto zadawano przy takiej okazji niewygodne pytania o liczbe ciaz wsrod nastolatek.
Sama cynicznie podejrzewam, ze wysokie statystyki nastoletnoch ciaz maja wiecej wspolnego z systemen zapomog spolecznych i przyznawania mieszkan kwaterunkowych niz z brakiem wystarczajacej wiedzy na temat stosowania antykoncepcji. Sama znam pare (syn kolezanki z pracy i jego girlfrienda, po ktprej juz chyba nie ma sladu), ktorzy postanowili „zrobic dziecko” bo im byl;o za ciasno w kwaterunkowym domu naszej kolezanki.
No i zrobili. I mieszkanie dostali, a raczej dostala je „samotna matka” – z pominieciem wieloletniej kolejki do tych mieszkan. I na to chyba nie ma sposobu, a w kazdym badz razie niczego rozsadnego na ten temat nie czytalam.
Podobno jutro ma sie ropzpoczac w Parlamencie debata nad poprawkami zgloszonymi przez rzad, a dotyczacymi szkol wyznaniowych.
Z tym wychowaniem seksualnym to chyba trochę tak, jak – wszystkimi proporcjami gardząc – z malowaniem na kolanach i malowaniem dobrze. Znaczy, sama postępowość ustawy wcale jeszcze nie gwarantuje znakomitych efektów. I tak się zastanawiam – skoro młodzież i tak woli czerpać wiedzę z pisemek i z netu, to może warto byłoby włożyć trochę wysiłku (i forsy) w to, żeby te pisemka podawały informacje sensowne, a w necie żeby były łatwe do znalezienia strony wychowujące seksualnie językiem dla młodzieży zrozumiałym i bliskim?
Nie mogę tego, co powiem, podeprzeć żadnymi badaniami, ale tak intuicyjnie mam wrażenie, że nastolatki, które nie umieją rozmawiać o seksie z rodzicami, nie potrafią również rozmawiać o nim z innymi dorosłymi. A jeżeli rzeczywiście tak jest, to wszelkie wysiłki nauczycieli można o kant sempiterny potłuc. I zamiast pchać parę wyłącznie w gwizdek, lepiej byłoby zadbać o jakość informacji tam, skąd młodzież naprawdę ją zdobywa.
@Bobik, the pies: mam wrażenie, że nastolatki, które nie umieją rozmawiać o seksie z rodzicami, nie potrafią również rozmawiać o nim z innymi dorosłymi. Ja bym wziął to zdanie, poobracał, poprzeinaczał i przeciągnął na inne pólko:
Jak rodzice nie umieją rozmawiać z nastolatkami o seksie to przypuszczalnie o niewielu innych sprawach potrafią z nimi porządnie porozmawiać i zapewne tak było od początku, gdy nastolatek był pełzakiem, pytakiem, udręczakiem, psujkiem i zaprzeczaczem. I brak rodzinnych rozmów na wielość tematów po latach może odkryje specjalista od rozmów. A dowód (nie)rozumienia się na temat seksu na elementarnym poziomie pojawia się szybciej i głośno wrzeszczy. Więc nie w seksie, a w stosunkach rodzinnych prawie zawsze jest problem. I upieram się przy tym, choć nie jestem tak mądrym jak Bobik psem.
Z tego co wiem to takie materialy owszem, istnieja w necie.
I mam tez wrazenie, ze nasza znajoma zbitka pojeciowa „wychowanie seksualne” nie do konca pasuje do zamiarow rzadu. Chodzi raczej o wiedze na temat sfery seksualnej oraz socjologii seksualnej. A „wychowanie” – poza szkola, bo tu wlasnie lezy pies pogrzebany, ze nie ma wspolnego systemu wartosci dla wszystkich.
POwinnam chyba powioedzec, ze „wychowanie” nie tyle poza szkola, co poza lekcjami o seksie.
Kest tego faktycznie pelno w internecie. Jak to:
http://www.ltscotland.org.uk/sexandrelationshipseducation/index.asp
andsolu, nie pójdziemy do wójta, bo od łapy przyznam Ci rację. 🙂 Pewnie, że w stosunkach rodzinnych złego początki. A ja mówiłem już o konsekwencjach tego, o tym, że niedostateczne porozumienie z rodzicami potrafi się zgeneralizować i przenieść na ogólną nieumiejętność rozmowy z dorosłymi,czy też uogólnioną nieufność do nich.
Przydałoby się wychowywać lepszych rodziców (choćby to wychowanie emocjonalne, o które zawsze upomina się Teresa Stachurska). Ale tam, gdzie szkody już się stały, można próbować je minimalizować. A niechby i przy pomocy netu, czemu nie? 😉
Taki mi właśnie z głupia frant pomysł przyszedł do głowy – gdyby np. jakiś znany rapper miał stronkę, na której „nauczałby” wychowania seksualnego, czy to by przypadkiem nie było dla młodzieży wiele atrakcyjniejsze od tego, co opowiada nauczyciel? No to może lepiej zapłacić jakiemuś raperowi, żeby taką stronkę (przy cichym współudziale fachowców) prowadził, niż inwestować w kolejny nietrafiony podręcznik?
Nie upieram się przy tym pomyśle. Tak tylko sobie główkuję, że można szukać rozwiązań niekonwencjonalnych, skoro konwencjonalne się nie sprawdzają. 🙂
To jest dla nastolatkow:
http://kidshealth.org/teen/sexual_health/
Zgadzam się z poprawką „wiedza o seksie” zamiast „wychowania”, bo to rzeczywiście nie to samo.
Ale ta stronka pokazana przez Helenę, to jest dokładnie to, do czego bym nie sięgnął, gdybym był ludzką młodzieżą. 😉 Grzeczne, uładzone, pedagogiczne i nudy na pudy. To by musiało być zupełnie inaczej zrobione.
Rapper specjalnie dla Bobika:
http://www.huffingtonpost.com/2010/01/06/rappers-explaining-sex-th_n_412057.html
Noo… może niezupełnie o to mi chodziło. 😉 Ale są przecież rapperzy angażujący się socjalnie i edukacyjnie, to czemu nie miał by się jakiś zaangażować na rzecz wiedzy seksualnej? 🙂
Tylko oczywiście umiejętnie, żeby młodzież nie uznała, że przeszedł do obozu wroga, albo po prostu zdziadział. 😉
17.40, …choć nie jestem tak mądrym jak Bobik psem.
andsolu, jakie masz dowody na to, że w ogóle jesteś psem? 😆
Zdanie moje zawiera dwie treści, jedną widoczną i drugą, też widoczną. Pierwsza mówi: „nie jestem psem” a druga, że „Bobik to pies mądry”. Są poważne przesłanki, że kilkanaście reinkarnacji temu, gdy wszyscy obecnie żyjący jako ludzie byli rycerzami lubo książętami lubo księżniczkami, andsol był psem rasy orador (rasa psów oraetlabora rozdzieliła się na dwie podrasy, stworzeń pracowitych oraz leniwych). bo nie lubił tłumu rycerzy i książąt, ale w przyszłych swoich planach nie przewiduje podjęcia czteronożności. Ale gdyby były ciekawe propozycje, wszystko jest do wynegocjowania, o ile nie wymaga życia w śniegu.
andsolu, język na szczęście nie jest precyzyjny i jednoznaczny, co daje mi szansę pobrykania sobie w jego obrębie. 🙂 Cytowane zdanie równie dobrze mogło oznaczać „jestem psem, ale nie tak mądrym, jak…” itd. Ale jeżeli dopuszczasz negocjacje na temat ewentualnych przyszłych żyć, to znaczy, że Twoja czworonożność nie jest utracona bezpowrotnie. 🙂
Jak o mnie chodzi, całkowicie rozumiem i popieram upór w sprawie życia w krajach ciepłych, jak również niechęć do bycia psem rasy laborador. Tak że negocjacje mają szansę być owocne. 😀
Życie w krajach ciepłych ma pewien minus – gorąc doskwiera, a czasem nie sposób się już bardziej rozebrać. W zimnym kraju, dla odmiany, zawsze można coś jeszcze na siebie założyć 🙄
Nigdy nie da się tyle założyć, żeby łapy na śniegu nie marzły. 🙁
Chyba że sięgnąć do techniki, np. butów dla psów, ale wtedy równie dobrze w ciepłych krajach można włączyć klimatyzację. 😉
Naciągana ta Twoja teoria, Bobiku 🙂 Musiałyby istnieć klimatyzowane kapsuły do przemieszczania się pomiędzy klimatyzowanymi wnętrzami. Tylko gdzie wtedy radość z przebywania pod gołym niebem?
Tak naprawdę to wytrzymałość na ciepło lub zimno jest bardzo indywidualna. Moja mama potrafi znosić takie temperatury plusowe, że normalny człowiek czuje się w nich poparzony. Poniżej 22 stopni w pomieszczeniu jest gotowa pożyczać ode mnie futro. A mój ludzki brat jeszcze koło zera wzbrania się przed włożeniem kurtki.
Można sobie wyobrazić, że ich życie pod jednym dachem łatwe nie jest. Gdyby ja nie mieszał się w odpowiednich momentach w ich rozmowy (temperamenciki mają obydwoje raczej tropikalne), niewyluczone, że już dawno by się zakrzyczeli na ament. 🙄
Ze mną jest tak, że w domu marznę bardzo szybko. Chyba że śpię. Wtedy moga panować arktyczne mrozy, może hulać wiatr, a ja przykryta ciepłą kołdrą od stóp po czubek głowy, wdycham to mroźne powietrze i śpię jak suseł. Ale upał latem doprowadza mnie do stanów bliskich chorobowym. Na wakację najchętniej wyjeżdżam do rodziny w Szwecji. Jeśli mnie kiedyś ktoś zobaczy latem w Maroko, to będzie znaczyło, że świat się skończył.
Vesper, mam nadzieję, że nie należysz przynajmniej do takich typów, jak jeden mój znajomy, którego od 25 plus wszyscy omijają dużym łukiem, bo z najbłahszego powodu zabić potrafi. Jakoś mu tak upały na nerwy działają, że nie idzie wtedy w ogóle z nim wytrzymać. 🙄
Tak źle, może nie jest, choć dobrze też nie. Jestem w ogóle mało agresywna, ale upały potrafią wydobyć ze mnie te mniej przyjemne cechy 😳
U mnie trochę inne okoliczności potrafią wydobyć nieprzyjemne cechy. Ale to już przysłowiowe – Bobik jak głodny, to zły. 😎
Bobik, popros Labradorke, zeby Cie nauczyla lodowke otwierac. One to swietnie potrafia. Slyszalem o jednym, co mu nawet jego Starzy musieli do lodowki klodke dorobic, choc ortwieraniem i wyciaganiem zajmowal sie nie z glodu, ale sportowo i z zadzy wiedzy. Sam potrafie jedynie rozpakowac zakupy, jesli w torbie znajduja sie skonsy. Bo mi zaluja, rzekomo z powodu choroby nerek.
Zupełnie jak moje całkiem ludzkie dziecko 🙂 Choć czy całkiem ludzkie, to nie jestetm taka pewna – mojej córce właśnie wyrosły stałe zęby. Problem w tym, że mleczne jeszcze nie wypadły. Teraz ma dwa rzędy pięknych, białych, ostrych siekaczy. Jak rekin 😯
Och, to chyba fascynujące mieć dziecko-rekiniątko. 🙂
Mordko, ja tej Twojej namiętności do skunksów w ogóle nie rozumiem. Według mnie to są takie króliki, na które lepiej nie polować. 🙄
Ludzie to w ogóle sa nieużyci. Pewien znajomy beagle bywał tak zdesperowany, że wyjadał śmieci z kosza. Nawet tego mu pożałowali i założyli zamek na śmieciową szafkę. Bez klucza nie razbierjosz.
Dobry wieczór wszystkim 🙂
Będąc już z powrotem na łonie, nie mam jednak siły czytać wszystkiego powyższego, zwłaszcza, że obowiązki zdjęciowe czekają. Natomiast machając wszystkim przyjaźnie zapytowywuję Bobika (sorry za prywatę), co zrobić z bandyctwem – wpis nowy u mnie już jest, więc chyba przyszła pora 😉
Czy chodzi o tego bandyte co po piracku nagrywal koncert KZ? Moim zadniem KZ mogl poprosic gospodarzy sali koncertowej aby sie z nim nalezycie rozprawili, najlepiej wzywajac policje, bo jest to przestepstwo.
Pani Kierowniczko, czy to ja jedynym rozbójnikiem w świecie jestem? A choćby zeen, to niby nie bandyta? 😆
Cieszymy się, że Kierownictwo po wojażach jeszcze w takiej formie, że na machanie ma siłę. 🙂
No, dokładnie tak się stało – zawezwano policję 😉 A kolega widział, jak się z delikwentem rozprawiano. Cytuję z kolei świadka tego, co działo się potem za kulisami: „regularny lincz” 😆
No to polecam twórczość Bandy Dwojga:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=463#comment-60123
😀
Mordko, tę literówkę zdecydowanie oprawię w ramki i powieszę nad łóżkiem. Moim zadniem! 😆 😆 😆
Vesper, coś na temat ludzkiej nieużytości wiem. 🙁 Mojego poprzednika, Puszkina, Moi doprowadzili do skrajnej specjalizacji, coraz bardziej utrudniając mu wyciąganie smakowicie pachnących papierów z kosza. A sam kosz też tak zabezpieczyli, że ja nawet nie próbuję się z nim zmierzyć.
Zara, chwila, to ja i wampir i bandyta 😯
Łojezu…
… idę do klasztoru.
Niestety, tylko dziewice przyjmują 🙄
Vesper, ja się czystej muszę napić…
To dopiero byłby ciekawy zestaw cnót – wampir, bandyta i dziewica w jednym. 😆
Zmieszaj te cnoty w równych proporcjach, a otrzymasz zeena 🙂
Żeby otrzymać zeena, trzeba by mieszać nie w proporcjach, tylko w procentach. 😆
Czysta do tych cnót nie pasuje. Spirytus byłby lepszy 🙄
Haneczka to się jednak zna na zeenach 🙂
Spirytus flat ubi zeen? 🙂
Vesper, tylko to i owo przeczuwam 😉
Dobranos 🙂
Przeczytalam trzynastozgloskowca u PK. Am speechless.
To niesprawiedliwe, zeby jednemu (dwojgu?) dac tyle talentu!
Kto za tym stoi?
Dobranos to bardzo psia formuła pożegnalna. Mogę sobie przywłaszczyć? 🙂
Po nazwie sądząc, jest to banda Dwojga, nie Jednego.. 🙂
Ponieważ najwyraźniej współpracują ze sobą i nie chcą się ujawniać, to podejrzewam, że to są jacyś Tajni Współpracownicy. 😎
Ale myślę, że mimo iż dzieło wspólne, styl obu Bandytów jest rozpoznawalny… 😉 😆
Ja tylko jestem ciekawa, jak oni technicznie to robią, że razem piszą 😯
To akurat, Pani Kierowniczko, chyba najmniejszy pikuś. W dobie internetu…
Jak to bandyci, to musowo rąbneli komuś. Nie zgłaszał czasem nikt zaginięcia epopei?
Może nie zgłaszał, bo się boi. Tacy to potrafią nawet na dzieciach niewinnych się zemścić, nie mówiąc już o zwierzynie domowej… 🙄
Nie, no jasne, Bobiczku, tylko mnie ciekawi, czy to tak było: jedno jedna zwrotka, drugie druga zwrotka itp., czy jedno pisze, drugie cyzeluje… wicie rozumicie 🙂
O! To ja chyba kiedyś tak pisałem, w szkole – ja pisałem a polonistka cyzelowała. Na końcu zawsze była cyfra 2.
Ja nie przypuszczam, Pani Kierowniczko, żeby prawdziwi bandyci zdradzali szczegóły swego bandyckiego warsztatu. Dochodzeniówka jest skazana na domysły, o ile nie złapie za ręce. 😉
W google documents ma się ten sam tekst (obrazek) otwarty na obu monitorach i można jednocześnie nanosić zmiany.
andsol, czy to nie jest przypadkiem pomoc w działalności przestępczej? 🙂 A jak bandyci na takie udogodnienie jeszcze nie wpadli i dopiero teraz, zachęceni Twoją wskazówką, skorzystają z tej możliwości? 😯
My się tylko możemy cieszyć. Będzie co poczytać i w odpowiedzi zrymowac a vista 🙂
Ciekawe, czy konie rymują a wiśta? 🙂
Największą pomocą w działalności przestępczej są przepisy kulinarne, bo przestępcy cieszą się życiem zamiast iść do spowiedzi.
Chyba jednak spsiałem, bo popełniłem poemat. A ostatnio już rzadko mi się to zdarzało. Ech, Bobiku, Bobiku, będziesz miał mych czytelników na swoim sumionku. Chociaż tu większość jest rymująca…
Przepisy kulinarne … A kobiety i śpiew to pies? 😉
Rzeczywiście tutaj, jak również u Pani Kierowniczki, rymowanie jest przestępstwem całkowicie pospolitym. Chociaż, jak się okazuje, zakaźnym. 🙂
Pies jak ma wybrać między przepisami kulinarnymi, kobietami i śpiewem, zawsze wybierze kulinaria. 😉
Może polecimy andsolowi naszą operę?
Czy wymuszacie przypomnienie historii o turyście wracającym co 10 lat do Włoch? 20-latek: a, ragazza… 30-letni: przepiękne kobiety. I pizza też niczego sobie. I tak dalej, schemat oczywisty. Przypominam, że jestem po 90-siątce, więc u pań doceniam broszki z diamentem i przepisy kulinarne.
A pewnie! Opera jest jak najbardziej godna polecenia. 😆
Jakem współtwórca, tak przyznam nieskromnie, że jeszcze do dziś potrafię się z niej uśmiać. 😳
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?page_id=447
Czy po 90-ce jednostką doceniania są dioptrie? 😉
Opera nie! Tam śpiewają, a ja lubię inne instrumenty, bite i szczypane. Już mi Babilasy groziły odgrywaniem ich operowych zasobów, ale szybko zwekslowałem rozmowę na Kalewalę i zapomnieli.
Nie, 90-latki są czułe na timbre głosu. Mam znajomego z piszczącą żoną i myślę, że chyba jednak bym się brutalnie rozwiódł.
Ta opera jest akurat do czytania, nie do śpiewania. Chociaż ktoś tam się odgrażał, że napisze do niej muzykę, ale zapomniał. Bez Kalewali. 🙂
Ktoś się odgrażał, że wystawi, ale też zapomniał 🙂
Ach, to libretto, to inna sprawa. Jutro wdaję się w studia nad nim (bo u Was przeważnie jest jutro, a u mnie dziś, a w sobotę upchnięto mnie jeszcze o godzinę na zachód.
didascalia wciągają, ale naprawdę mam inne koty do gładzenia. Nie mogę teraz. Chopin nie kot, poczeka.
Nie wiem co lepsze w tej operze, treść, czy komentarze. Najlepiej się bawiłam czytając zapis całego procesu twórczego 🙂
Ach, rzeczywiście, Vesper, odgrażał się ktoś od Opera Rara. Może mu przypomnieć temi słowy: wystaw sobie waćpan, żeś nam zapowiadał… 🙂
Chopin istotnie może poczekać. On ma teraz cały rok przed sobą. 🙂
Posłanko niby też może poczekać, ale jakoś mnie już do niego ciągnie.
To dobranos. Kradzione, nie utuczy. 🙂
przypomnę tylko, że do wina są jeszcze koniety, przynajmniej jak się powraca z Wyprawy…
Dzień dobry. 🙂 Czy środy koniecznie muszą być raz w tygodniu? Mnie by raz w miesiącu zupełnie wystarczyły… 🙄
Dobrze chociaż, że ktoś odpowiedział na mój wczorajszy apel i deszcz zabrał. Nawet środę jakoś łatwiej znieść bez deszczu.
Koniet rzeczywiście nie wzięliśmy pod uwagę, ze względu na ograniczony zasięg ich zrozumiałości. 😉
Ja tam akurat lubię środy, ale dla Ciebie Bobiku chętnie podpiszę się pod apelem zmiejszenia częstotliwości ich wystepowania 😆
U nas od wieczora pada śnieg
wygladało, że już będzie wiosennie a tymczasem 👿
nigdzie nie pojadę, bo na drogach pewnie znowu okropnie ❗
zrobię sobie dzień dziecka, albo przynajmniej częściowy dzień dziecka 💡
czyli koniety zostają w barze. i dobrze. więcej koniet to więcej radości. może ktoś by się pokusił o funkcję obrazującą stosunek ilości koniet do odczuwanej przyjemności? bo coś podejrzewam, że wykres ma kształt dzwonu. tylko jakie wartości są przy krawędziach…? 🙄
a na środowy splin, skoro nie koniety, to może skuteczny będzie mimośród? 🙄
Dzień dobry.
Co do opery, to nie tak po prostu „ktoś z Opera Rara” wysnuwał propozycje, tylko sam twórca i szef! 😀
Współautorzy to, poza Bobikiem, który stworzył lwią (psią?) część, vesper, zeen, łabądek, mt7, Piotr Modzelewski, w inspiracji kilku szczegółów Wielki Wódz, no i troszeczkę ja 😉
Po raz kolejny dostrzegam, że świat jest maciupki – ansol zna Babilasów 😆 Babilas męski pisuje u mnie (choć z rzadka) pod nickiem Cronwood 🙂
Jotko, ale ze śniegiem jest przynajmniej ładnie, a z taką burą glamdzią jak u mnie… E, nawet się gadać nie chce. 🙁
A jeżeli jeszcze wskutek śniegu robisz sobie dzień dziecka, to właściwie w czym problem? 😉
Foma, znowu narodowy sport, czyli bicie w dzwony? 😯
A skoro narodowo, to co ma do tego przyjemność? Dla Ojczyzny, jak ogólnie wiadomo, trzeba cierpieć, a nie radośnie z konietami się zadawać. 👿
Mimośród przyjmuję wdzięcznym sercem. To jest dokładnie to, czego mi dziś było trzeba. 🙂
andsol zna jeszcze Bobika, który dla zmyłki pisuje u Pani Kierowniczki pod nickiem Bobik 😯
Pani Kierowniczko, wiadomo, small world – pięć podań ręki wystarczy, a dla bloggerów dwa i pół. 🙂
Samego Twórcę i Szefa uniżenie przepraszam za potraktowanie go jako zwykłego kogoś. 😳 🙂
Ale czy Bobik zna Bobika, oto jest pytanie… 😉
to jest Pytanie-Na-Środę.
Bobiku, tak lekką łapą odrzuciłeś moją gotowość podpisania się pod petycją? 😯
Oj, smutno mi 😥
Ja odrzuciłem? 😯 Ja tylko w dzisiejszym pośpiechu i urwaniu głowy zapomniałem wypowiedzieć się pozytywnie i podziękować. 😳
Co te środy robią z psa… 🙄
Wybaczone, zapomniane, gotowość w stałym pogotowiu 😆
@foma: pięknie dziękuję, w istocie Bobika z Bobikiem nie skojarzyłem, a teraz myślę, że bruderszaftu to Bobiki ze sobą nie wypiją, bo im się łapy zaplączą jak kot w ulu. (Nie wiem czemu ja tak ciągle o tych pszczołach, przecież jestem domiodowany).
No to – mimośród w dłoń i równym krokiem z sieci wymarsz! 🙄
Wszystkich zainteresowanych zawiadamiam z przykrością, że spiętrzenie mailowe zacznę rozładowywać dopiero wieczorem. 🙁
Tak, czas stawić czoło mimośrodowej rzeczywistości. Dziś mnie czeka pielgrzymka po dentystach w nadziei, że coś zrobią z rekinim aspektem uzębienia mojego dziecka. To będzie na pewno sama przyjemność 🙁
myślę, że bruderszaft Bobikowy nie jest wcale taki niemożliwy z tego prostego powodu, że można wypić podwójnie (może te pszczoły sugerują miód pitny jako stosowny trunek?)
Jeśli czoło, to nie jest źle, vesper. Moja rzeczywistość uwzięła się w tym roku na dolne rejony odwrotne 🙁 Ale w kapuście siedzieć nie będę 😆 Idę powalczyć.
i chcę tylko jeszcze dodać, że zbliża się czwarty dziesięciotysięcznik i chciałbym go dorzucić do kompletu, a jakieś wirusy rzucają kłody pod nogi i mogę w malignie przegapić ów dziejowy moment. apeluję zatem do Szanownego Komentatorstwa o pauzę za ca 430 komentarzy, to sobie wejdę, kiedyś tam i pyknę… chyba, że jakiś konkurent? 😯
Zdrowa rywalizacja nie zaszkodzi 🙂
no może… kiedyś stary mistrz musi ustąpić miejsca młodym pretendentom 😆
a skąd Wy wiecie o tych 40 tysiącach? Jedyny numerek widoczny dla mnie to ten, że obecny komentarz stoi na pozycji 442, ale to do aktualnego wpisu. 4 plus 7 jest 11, nie zapomnieć.
Banda z dwojga złego woli
zniknąć już bez słowa,
niźli dać się tu powoli
zidentyfikować.
Więc celowo nie ogłasza,
czyje te facecje,
a wiedzących się uprasza
zachować dyskrecję…
Melduję się na razie tylko duchem, bo ciało musi się zająć zrobieniem czegoś do zjedzenia. Pies United pojawi się dopiero po kolacji. 🙂
No, jesli chodzi o mnie, to ani mru-mru.
Też ani mrumam 😎
Bardzo proszę fomę o informację, kiedy dokładnie mam się zamknąć i na jak długo, żeby nie zatopić mu dziesięciotysięcznika 🙂
No co Wy! Już teraz mrumrać przestajecie? 😯
Mój komentarz, ten, który piszę w tej chwili, jest dopiero 39572. A skąd to wiem? A stąd, że patrzę na górę, tam, gdzie normalnie wpisuję adres strony i gdzie siedzi ikonka pieska i tamże pojawia mi się taka informacja:
http://www.blog-bobika.eu/?p=294#comment-39572
Jeżeli już ktoś koniecznie chce ułatwić fomie zdobycie czterdziestotysięcznika (chociaż ja, podobnie do vesper, uważam, że odrobina zdrowej konkurencji czyni sprawę znacznie ciekawszą 😉 ), to może nie mrumrać gdzieś od numeru 39997 aż do momentu ogłoszenia całkiem niespodziewanego 😛 zwycięzcy.
Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że stanie się to dopiero w następnym wpisie 🙂
U mnie wampiry są pod ochroną 🙂
Konia z urzędem temu, kto w Nadrenii znajdzie jakiekolwiek ślady, że jeszcze 3 dni temu była mroźna zima i śnieg leżał. Dzisiaj 10 plus, kwitną krokusy, przebiśniegi i forsycje, a ja kłaczę i podobno się zrobiłem niemożliwy, bo każdą wolną chwilę spędzam przy furtce, wyjąc i pojękując żałośnie. Moi nawet ostentacyjnie żałują, że nie poddali mnie wiadomej operacji, od której zrobiłbym się mniej podatny na wiosenne wzruszenia. 🙄
Koń z urzędem to oczywiście Bucefał. 🙂
Haneczko, vampyrus blogoviensis w ogóle jest pod ochroną, co można przeczytać choćby w każdym kolejnym wydaniu Atlasu Wampirów Polskich. 🙂
Wyję i pojękuję przeciwpołożnie 🙁 Ani przebiśniegów, ani krokusów, forsycja śpi 🙁
Ale ja właśnie chciałem pocieszyć, że jak spłyną śniegi, to wcale nie musi długo trwać, żeby się zrobiło całkiem wiosennie. 🙂
W każdym razie nożyce do róż warto już mieć w pobliżu.
Nożyce do róż?? To może jeszcze klatki do kanarków, kuchnie do kobiet i zoo do kangurów? Bosz, po coś tę piękną naturę stworzył…
Andsol, nożyce bardzo dobrze robią różom. A tak w ogóle, to On puścił na żywioł 🙄
To kobiety i kanarki też na wiosnę trzeba przycinać? 😯
Może raczej zamykać, żeby nie wyfrunęły 🙄
No, przepraszam. Czy kobieta na wiosnę nie ma prawa wyskoczyć sobie gdzieś z kangurem?
Według mnie ma. Ma prawo nawet do kanarka na dachu, jeśli wróbel w garści nie satysfakcjonuje. W końcu wiosna ma swoje prawa 🙄
Ktos ma kanarka w garsci? 😈
I co Ci z tego, Mordko, że ktoś ma, skoro to nie Ty? 🙁
Jeśli ktoś ma, ale mu nie potrzebny, a ktoś nie ma, ale by mu sie przydał, to można ponegocjować.
Moze go wcale ten ktos nie potrzebuje, to znam kogos kto potrafi go zutylizowac 😈
Mordko, ale ze zutylizowaniem kangura miałbyś chyba kłopoty? 😉
Musialbym najpierw sprawdzic.
Ewangelicka biskupka i szefowa ewangelickiego kościoła w Niemczech podała się do dymisji, bo złapano ją na prowadzeniu auta z 1,5 promillami we krwi.
To może bardzo zaszkodzić opinii katolików. Dotąd to raczej oni uchodzili za pijaków. 🙄
Katolicy wszystkich krajów, łączcie się i udowodnijcie, że wasza palma pierwszeństwa nie była niezasłużona!
Zgoda, gdzieś za tydzień pomówimy o kangurze na dachu. Chwilowo tylko duch wiatru próbuje mi unieść dach.
Myślałem, że to tylko ja mieszkam w takim huraganowym miejscu. 🙄
Co tam opinia katolikow czy opinii o biskupce. Pomysl o tej policji w Hanowerze!
Usiluje wyobrazic sobie polskiegio gline aresztujacego wysokiego dostojnika koscielnego za nedzne poltora promila! No przeciez by z pracy wylecial, jak ten nieszczesnik na lotnosku w Gdansku, co to poprosil Glempa o przejscie przez bramke magnetyczna!
A tu zaskoczy Was prof. Magdalena Sroda, piszaca o etykiecie:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53663,7583150.html?as=1&ias=2&startsz=x
A gdzie to ta wiosna? Nie u mnie. Bialo dookola. Skunksik paradowal kolo naszego domu, strach wyjsc na tzw swieze powietrze.
Poczytalam jeszcze wasza Opere u PK. Po prostu boki zrywac. Gdzie to ja bylam, ze mnie przy tym nie bylo?
Jesli chodzi o biskupow to nie swieci , sadly, garnki lepia. Chyba wam pisalam, ze nasz biskup z Nowej Szkocji, ktory dzialal w komisji odszkodowan dla dzieci molestowanych w sierocincu Mount Cashel (zrownanego z ziemia z powodu swojej nieslawy i tragicznej roli w losach i tak juz pokrzywdzonych samotnych dzieci) zostal nie tak dawno aresztowany za posiadanie dzieciecej pornografii w laptopie. Po prostu rece opadaja.
No ale nie chce nikomu psuc kolacji ani zniechecac od marcowych amorow. Byle rece trzymac pod sutanna! Please!
Ciekawe jak sie podrozuje po Polsce Moniki mezowi. Hop hop Moniko!
Dzieki Heleno za link. Oczywiscie, ze ja tez chce miec styl. Musze tylko bardziej pilnowac sie i odwracac sie przy spluwaniu i nie klasc z powrotem na wspolnym polmisku uprzednio przezutego miesa.
W Donosach piszą o nowym systemie oceniania szkół, że Raporty z badań będę jawne. Sądziłem, że po polsku mówi się:
jałowne…
Hop hop, Kroliku.:-) U mnie tez snieg, niestety, ale chetnie sobie poczytam chociaz o zonkilach i krokusach w innych strefach klimatycznych. Ten snieg troche zdezorganizowal mi dzien, ale i tak wiem, ze w koncu i tu kiedys dojdzie niewirtualna wiosna. A tymczasem moge sie cieszyc, ze klatwa za jedzenie widelcem chyba juz zostala zniesionia. 😉
Mezowi dobrze sie dzieje w Polsce, glownie jednak w Warszawie. Przedpoludnia spedza na spotykaniu kandydatow na przedstawicieli firmy na Polske i tym podobnych obowiazkach, a reszta to spacery po ulubionych miejscach i spotkania z rodzina. Zrobil tez wypad do Krakowa, wiec bede miala te niezwykle teraz podejrzana rose cukrowa od cioci. Poza tym zas bawi sie tym, ze moze nagle zaskakiwac swoich polskich rozmowcow znajomoscia jakichs warszawskich czy polskich szczegolow. Nawet okazalo sie, ze jedna osoba z Instytutu Fizyki PAN chodzila do tej samej szkoly, co ja, tyle, ze nieco wczesniej, co zdecydowanie potwierdza teze o zmniejszaniu sie swiata.
Mialo byc „roze cukrowa”, a nie „rose cukrowa”, ale iPhone wie lepiej i nie mozna przy nim nawet na chwile tracic czujnosci (taki to byl dzien, ze juz mi sie nie chce budzic laptopa). 😉
Ha, wiosna jakby jednak zaglądała przez okno 😆
Miłego, wiosennego dnia 🙂
Dzień dobry. 🙂 To róża cukrowa ma swoje gniazdo w Krakowie? Nawet nie wiedziałem, myślałem, że wszędzie można ją znaleźć. No, ale skoro niedawno znajomy z Warszawy nie mógł mi przywieźć barszczu kiszonego, twierdząc, że jest to zjawisko w stolycy nieznane… 🙄
Etykietalnie mniej się zmartwiłem widelcem, bo psy i tak nie używają, jak również spluwaniem, z tegoż samego powodu. Ale że nie można mieć żywego spojrzenia, bo się wychodzi na bezczelnego parweniusza- o, to już poważny psi smuteczek. 🙁 Moi podobno zaadoptowali mnie głównie ze względu na żywe spojrzenie, więc może to być u mnie wrodzone. A jak tu zmieniać wrodzone cechy? Operację plastyczną spojrzenia mam sobie zafundować, czy jak? 😯
Zagląda Jotko, zagląda, ale spojrzenie znowu ma jakieś takie mokre. 👿
W celu ułatwienia wszystkim obserwacji wyłonienia Jedynego Słusznego Zwycięzcy na komentarz nr 40 000 informuję, że wystarczy kliknąć na godzinę lub datę komentarza, by w pasku adresu zobaczyć jako ostatnią – liczbę oznaczającą numer komentarza.
Mam nadzieję, że tym samym przyczyniłem się do zwielokrotnienia emocji związanych z wyłonieniem Zwycięzcy.
Amen
Wyjątkowo wcześnie tym razem te sportowe emocje się zaczęły. Czyżby jakiś niedosyt okołoolimpijski? 😉
Dawno nie pojawiała się tu jedna z naszych ulubionych bohaterek, J. Maria Rokita:
http://wyborcza.pl/1,75968,7599465,Biust_zanika__mozg_az_kipi.html
Środa niesłusznie sobie pokpiwa z naszej faworytki. Rokita ma przecież rację, którą widać gołym okiem. Od uprawiania polityki istotnie biust jej zanikł.
Gołym okiem widać również, że Rawlsa JM Rokita sobie co najwyżej wyguglała, bo do Teorii sprawiedliwości to raczej nie sięgnęła. Albo sięgnęła, tylko usnęła już podczas wstępu, bo w ząb nie rozumiała o czym to to.
Jezusmaria Rokita zawsze byla wymieniana jako „intelektualne zaplecze” Platformy, a wczesniej jeszcze Kongresu Liberalno-Demokratycznego. A zapleczu biust nie jest potrzebny. Biust ma zonka, inteletualne popiersie w tym domu.
Nivea albo śmieć!
taki dylemat mieć
trzeba mieć łepetynę nie od Prady
więc przed kamery leć
i głupstwa dalej pleć
Rokicie nikt w tej branży nie da rady…
Ale popiersie też poszło w politykę, czyli też mu zanikło. Teraz państwu J.M.N.R. pozostaje chyba tylko siedzieć na kanapach i wołać „Ziemia jest płaska!”. 🙁
Pleść gupstwa? Mocni w tym
są ci, co mają team,
jak choćby Jan Maryja oraz Nelly.
Im nie zagrozi cud,
o którym szepcze lud:
że dawno już Rokitę diabli wzięli. 🙄
Czegoś tu nie rozumiem. W chwilach uniesień intelektualnych wyraźnie czuję jak mi coś rośnie w piersi. Natomiast przy emocjonalnych… hm, nie czytuję ani socjologii ani w ogóle nic.
Jak się czuje, że coś rośnie w piersi, to lepiej szybko termin mammografii zamówić. 🙄 No, chyba że serce roście patrząc na te czasy, to wtedy termin musi być u psychiatry.
Nieczytanie podczas uniesień emocjonalnych, zwłaszcza tych połączonych z wysiłkiem fizycznym, jest bardzo słuszną metodą, więc nie będę się z nią rozprawiał*. 😉
* Por.: Kant D… Rozprawa z metodą Kartezjusza. Potłuczeń 2000 i trochę.
Rokitowie to juz szczegolny fenomen, niestety, juz nie eksportowy (przynajmniej nie do Niemiec, chyba, ze jednak na odsiadke). 😉 Tymczasem nie ma co liczyc, przynajmniej w telewizji publicznej, ze uslyszy sie przypadkiem, o czym rzeczywiscie pisal Rawls.
http://wyborcza.pl/1,75475,7595223,Dobijanie_TVP_Kultura.html
Dobrze, ze choc jest cenna ksiazeczka pani Kwasniewskiej. Ciekawa jestem, czy ma rozdzial o zasadach etykiety dotyczacych zachowania na pokladzie samolotu?
Bobiku, u mnie rzeczywiscie roza cukrowa ma mocne skojarzenia juz nie tylko z Krakowem, ale juz z konkretna osoba, ktora sie w tym artykule kontrabandowym specjalizuje. 🙂
A, właśnie, wyczytałem dziś, że inny z naszych ulubionych bohaterów zabawiał się w samolocie grą w salonowca z Sikorskim, ale kiedy chciałem wrócić do tego doniesienia i je zlinkować, to już go nie było. 😯
Albo też ja głupi jestem i szukać nie umiem. 🙁
Nie wiem, Heleno, czy juz to czytalas, wiec podsylam na wszelki wypadek. (Ilekroc patrze na portet Dickinson, widze jedna z moich sasiadek, bo te nowoangielskie twarze powtarzaja sie w kolejnych pokoleniach.)
http://www.guardian.co.uk/books/2010/feb/13/emily-dickinson-lyndall-gordon
Nie pozostaje nic innego, Bobiku, tylko rozdawac te ksiazeczke za darmo… 🙄
Rozdawać, rozdawać. Prezerwatywy też można rozdawać za darmo, ale jak kogoś zmusić, żeby z nich skorzystał… 🙄
No tak, you can lead a horse to water but you can’t make him drink… 🙄 Moze w serialach, ktore, jak sie okazuje, przejely teraz calkowicie misyjna funkcje telewizji w dziedzinie kultury, wprowadzic ten watek, rozdzial po rozdziale? W koncu juz Jane Austen to robila, na swoj delikatny sposob. 😉
Tylko czy teraz takie delikatne ujęcie w ogóle by zostało uchwycone? Dziś jak się nie wyłoży ręcznie prosto do głowy, to nie działa 😉
Proszę bardzo 🙂 http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7600203,Sikorski__Nie_bylem_zaproszony_do_salonki__Kancelaria_.html
Totez ja juz mysle o misyjnych serialach, ktore raczej subtelnoscia nie grzesza (acz potrafia byc na swoj sposob fscynujace)… 😉
Ide czytac link Haneczki.
No, tak – to tez jest rodzaj serialu, tyle, ze przyklady sa z dziedziny „czego nalezy unikac”. 😉
Ja sobie zerknęłam do linka Haneczki, ale przeczytać spokojnie nie mogłam. Zwracam uwagę szanownch Koszykowych Rezydentów Zagrabanicznych, że opisani w tym linku raczą się prztykać w tych niezwykle kluczowych kwestiach oraz w ten niezwykle wyszukany sposób w czasie opłacanym z naszych, czyli Rezydentów Miejscowych, podatków. To i krew nas zalewa zdecydowanie obficiej i może mamy czasem mniejsze poczucie humoru na ten temat 👿
Dziękuję, haneczko, za jednoznaczne rozstrzygnięcie wątpliwości, czy to link zniknął, czy ja jestem głupi. 😆
Twarze w ogóle się powtarzają, nie tylko wiktoriańskie. 😉 Kiedyś, w Budapeszcie, jeden znajomy, Péter mu było, zabrał mnie do jakichś kolejnych jego znajomych. Wchodzę, widzę dużą reprodukcję obrazu (niestety, już dawno nie pomnę czyjego pędzla), na którym widnieje dużej urody żydowski młodzieniec, patrzę na Pétera, patrzę na ten obraz, znowu na Pétera, znowu na obraz – i nic nie rozumiem. Péter na obrazie jak żywy, ale malowidło w mocno XIX-wiecznej manierze, a jak bliżej podejść nawet pisze pod spodem jak byk – tytuł, autor, 18.. ileś tam. 😯
A ten drań, Péter, tylko chichocze i mówi – no, to już wiesz, czemu cię tu przyprowadziłem.
– Wiem, – mówię – żebym zobaczył coś lepszego, niż portret Doriana Graya. Ani obraz się nie starzeje, ani oryginał.
Moniko, dzieki serdeczne za Emily – BARDZO ciekawy ten artykul i o tej feud miedzy bratowa Sue a kochanka Austina, Mabel pojecia nie mialam. Ale tez i ten image Emily jako „shy, chaste and frighrened” nigdy mi nie trafial do przekonania – temu przecza i jej wiersze i jej korespondencja. To co przeczytalam o epilepsji i tego jak ona kompletnie zamykala kobiety w domu w owym czasie jest bardzo przekonujace, to by tlumaczylo jej legendarna odludnosc.
Zawsze mi sie tez wydawalo, ze darzyla swa bratowa uczucami wiecej niz siostrzanymi, bo te listy do Susan, nawet biorac poprawke na owczasna konwencje stosunkow miedzy kobietami, sa troche zanadto namietne i stesknione nawet kiedy rozstanie bylo parodniowe. Ale moge sie mylic. Nigdy nikt tego watku nie podjal.
Bobiku, nie ruszaj tego, co moje. Pobiłam rekord głupoty. Zrobiłam ponad tysiąc stron, na twarz, bez umowy. Nie dostanę za to prawdopodobnie ani grosza. Się nie należy, bo nie jestem „merytoryczna” 👿 Jak tak, to tak. Od dzisiaj istotnie nie jestem 👿
A jakie to smieszne z tymi salonkami! No przedszkolaki!
Przedszkolakom można przemówić do rozumu, a salonowcom nie ma do czego 😉
Haneczko! ❓ ❓ ❓ 😯
Wiem, Heleno. Durnam, aż sina, jak mawia Alicja 🙁 🙄
Ażem zaniemówił. 😯 Tysiąc stron? Znaczy, zamówionych, napisanych i niewykorzystanych?
I nie było nawet żadnych świadków ustnej umowy?
Dzentelmenskie umowy na slowo ustne obowiazuja tylko pod warunkiem, ze obie strony zachowuja sie dzentelmensko…
Heleno, dla mnie „shy, chaste and frightened” tez zawsze bylo nieprzekonujace w swietle tego, co i jak Emily Dickinson pisala. A ze ulozyla sobie zycie w taki sposob, ze wlasciwie calkowicie mogla oddac sie pisaniu, tyle z w okolicznosciach w jakich przyszlo jej zyc, to tez raczej objaw niezaleznosci niz tylko zwyklego zastraszenia. Przypomina mi sie slawny esej Virginii Woolf, „A Room of One’s Own”, gdzie pisze o trudnosciach, jakie napotyka kobieta zajmujaca sie pisaniem. Raczej malo zainteresowana mezczyznami Woolf znalazla sobie oddanego Leonarda Woolfa, a Dickinson mogla wymowic sie choroba, zeby miec wlasny pokoj do pisania (i idealna pierwsza czytelniczke w postaci bratowej). Swoja droga, to zycie w Amherst dyszalo roznymi namietnosciami, ktorych nie zawsze mozna sie byo przy wiktorianskiej dyskrecji domyslic…
Bobiku, swietna ta historia obrazu Twojego znajomego namalowanego juz w XIX wieku. 🙂 To mi przypomnialo z kolei chodzenie po Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, i przygladanie sie z fascynacja habsburskim nosom i podbrodkom, ktore sie do siebie coraz bardziej zblizaly wraz z kazdym kolejnym pokoleniem. Ale podobienstwo rodzinne pozostalo. 😉
Bobiku, to była korekta, w porywach redakcja, kilku naukowych tekstów. Przeważnie na przedwczoraj. Poprzednim razem coś tam mi zapłacili. Teraz moja instytucja chce być oszczędna. Proszę bardzo, przeistoczę się w pełnokrwistą kasjerkę 👿 Korekt, i tym podobnych, nie mam w zakresie obowiązków. Robiłam to bardziej dla przyjemności i z chęci pomocy, niż dla forsy. Lada chwila przyjdą szczotki, mogą się nimi wypchać 👿
Haneczko, jak tym dziadom zrobisz jeszcze kiedykolwiek choćby pół strony korekty, to Cię osobiście ugryzę w łydkę! 👿
Chyba że przyczołgają się z przeprosinami i umową w zębach.
Bobiku, już nie pamiętam, czy wimperga, czy winperga 😉
To Kunsrhostorosche Museum w Wiedniu cos mi przyponialo. Moniko, czy czytalas cudowna powiesc Micahaela Frayna Headlong? Muzeum to jest tam czesto wspomionane w kontekscie por roku Bruegla. To bylo chyba tez i w Polsce wydane.
A Micahela Frayna kocham przede wszystkim za „Kopenhage” (spotkanie w zaswiatach N. Bohra z Heisenbergiem), ktora poszlam obejrzec w teatrze cztery razy – dwa razy sama, a dwa razy zaciagnelam gosci. Pierwszy raz w zyciu widzialam Frayna kilka dni temu… z Pania Kierownioczka, jak wpadlysmy na chwile na angielska herbate w V@A Museum – przechodzil przez muzealna kawiarnie. Zostalam z rozzioawiona geba… zamiast sie mu rzucic na szyje i wyznawac milosc.
Haneczko, strasznie mi Cie zal. Poszlabym i im wszystkim obila facjate
Też bym poszła i obiła, ale się brzydzę, nawet w rękawiczkach 🙄 Eee tam, na drzewo z tym 😀
Poczytajcie sobie http://archiwum.polityka.pl/art/agent-karski,427156.html
Trudności kobiety zajmującej się pisaniem – tyż coś! Żebyście wiedzieli, na jakie trudności napotyka pies zajmujący się pisaniem! Począwszy od budowy anatomicznej 🙁 a na spowodowanych niedostatkiem pasztetówki kłopotach z natchnieniem wcale nie skończywszy. 🙁
Kłopot 🙄 , chyba z nadmiarem 🙄
Zbieraja nienajlepsza karme, Haneczko, jesli to jakas pociecha… What goes around, comes around. 🙄
Heleno, czytalam! Swietna powiesc. „Copenhagen” – ulubiona nie tylko przeze mnie, ale przez mojego meza-fizyka. Szla nawet w PBS (ktore ma misje nie tylko serialowa, na szczescie).
Bobiku, Psy rzeczywiscie napotykaja wiecej trudnosci – na przyklad jak ustawic wygodnie laptopa na psim poslanku. 😉
haneczko,
my się stanowczo musimy spotkać na okoliczność okoliczności, o których piszesz, tak dalej być nie może 😈
Artykuł o Dickinson świetny. Kto ma blisko do antykwariatu, zachęcam też do zerknięcia na pierwszą połowę książki Simona Worralla The Poet and the Murderer – choć pretekstem jest sfałszowany wierszyk poetki, mamy tam całkiem cenny esej o niej.
No to gnębiciele Haneczki są załatwieni – nie ma gorszej kary, niż niedobra karma. Coś wiem na ten temat, a i Mordka na pewno potwierdzi. 😈
@haneczka: dzięki za linkę do Stommy. Bardzo go lubię, tu widać od razu za co. Przy okazji pochwalę się: jakimś cudem Karskiego mam oryginalne wydanie z 1944 i to w przyzwoitym stanie. Gdy przed wielu laty wymyszkowałem je w jakimś antykwariacie w São Paulo nie za bardzo znałem nawet (tak, niełatwo to wyznać) całą tę historię.
Ktoś mi przysłał przed chwilą kopię emalii do Pana Boga, o następującej treści:
Drogi Panie Boże!
W ostatnim roku zabrałeś mi mojego ulubionego piosenkarza Michaela Jacksona, ulubionego aktora Patricka Swayze i ulubionego członka zespołu Boyzone Stephena Gately.
Widzę, że mnie jakoś nie lubisz. Trudno. Będę musiał się do tego przyzwyczaić.
Z poważaniem
Jan Kowalski
P.S. Czy wspominałem już, że moimi ulubionymi politykami są bracia Kaczyńscy?
Nie chcę, żeby wyglądało na to, że wszystko mi się kojarzy, ale to, co opisuje Stomma, to objaw tej samej choroby, o której mówiliśmy przy okazji Kapuścińskiego. Ostry, postępujący białoczarnizm. Nie ma tak, żeby ktoś miał i dobre, i złe strony – każdy ma być albo całkiem potępiony, albo bezwzględnie zbawiony. Żeby była jasność i żadnego burdelu w szkolnych czytankach.
😆 😆 😆
Oczywiscie, nalezy zalozyc, ze Pan Bog jest co prawda wszechmogacy, ale nie wszechwiedzacy, i bierze wszystkie deklaracje za dobra monete. 🙄
Bialoczarnizm i zero-jedynkowosc, Bobiku – niestety zdaje sie, ze galopujaco postepujace… Tak by sie chcialo, zeby dorosli, ale tu dochodza jeszcze korzysci polityczne, i dlatego chyba szybko sie to nie skonczy.
Bardzo zachęcam wszystkich do zajrzenia na komentarz Tadka Kurandy, dodany dziś do mego wpisu blogowego http://andsol.blox.pl/2010/02/Wycinki-do-szkolnej-czytanki.html
Ale to nie tylko wśród polityków występuje. Wystarczy spojrzeć, jak burzy się zarówno niepolityczna elyta, jak i prosty lud onetowy, kiedy tylko jakiś kalacz gniazda ośmieli się powiedzieć coś w kolorze.
W życiu publicznym biało-czarnizm i zero-jedynkowość, w życiu prywatnym, czy raczej towarzysko-pracowym obowiązuje etykietyzm. Trzeba się obrandować, bo inaczej bliźni się gubią. Ubierać się w określony sposób, wyznawać określony światopogląd religijny i co za tym idzie określoną etykę seksualną, słuchać określonej muzyki i czytać określone książki. Nie należy mieszać, bo to wprowadza bałagan. Mile widziane są całe pakiety światopoglądowo-wizerunkowe. Czerpanie z kilku źródeł i przepuszczanie przez sito własnej optyki zmusza innych do dłuższego zatanowienia, kim taki osobnik bez etykiety właściwie jest i jak się do niego odnosić. Z reguły odpuszczają, bo szkoda czasu. 😈
Swietny ten e-mail. Ja wczoraj gleboka noca zamyslilam sie melancholijnie nad Bracmi K. – bo ogladalam ekranizacje kryzyzsu kubanskiego (13 Days) i patrzac na Braci Kennedych, myslalam: kurdemol, trzebaz bylo miec szczescie…. 🙁
andsolu, spojrzałem i cóż powiedzieć – łapy opadają. 🙁 Autor cytowanego listu cierpi na jeszcze jedną chorobę – miszmaszyzm prawostronny i leczenie wymagałoby odesłania go do szkoły, zaordynowania zapoznania się ze znaczeniami pewnych pojęć, zaszczepienia podstaw logiki, może nawet przymusowego przełknięcia tabletek antykatońskich… Kto by miał za to wszystko płacić? 🙄
Vesper, jeżeli rzeczywiście na terenie towarzysko-pracowym obowiązuje bezwzględny etykietyzm, to czy nie jest to oznaką postępującej sekciarskości tego terenu? Mnie się takie obowiązkowe pakiety jakoś nieuchronnie z sektami kojarzą.
Ja tez widze te sekciarskosc bardzo wyraznie, na szczescie nie u wszystkich (a przy okazji – polityke tu rozumiem wlasnie szeroko, tak jak Vesper to opisala, w z gory przygotowanych pakietach). Zreszta wlasnie takie rozne zbitki tworzace obowiazkowe pakiety ladnie opisuje Lakoff (i jeszcze Drew Westen), wiec juz z tego widac, ze nie jest to zjawisko wylacznie polskie – tyle, ze w kulturze dziedziczacej wplywy jednopartyjnosci, i jednoreligijnosci (przynajmniej tak sie to teraz przedstawia) wystepuje ono w ostrzejszej formie (jakby powiedzial Lakoff, wzmacniaja one pewne rodzaje framing, wypychajac przy tym inne).
Z kraju już dziś było, to teraz ze świata. 🙂 oglądałem dziś reportaż o kulturze plemienia Ndebele (konkretnie o Ndebele z RPA, bo oni mieszkają też w Zimbabwe). Ci ludzie żyją w biedzie dla Europejczyka niewyobrażalnej, ale chce im się ze swoich wiosek robić Muzeum Sztuki Abstrakcyjnej. Takie afrykańskie Zalipia. 🙂 Znalazłem stronę o jednej z tych wiosek, funkcjonującej jako skansen i atrakcja turystyczna:
http://www.ndebelevillage.co.za/index.html
A tu strona po niemiecku, ale jest więcej zdjęć. Nie wiem jak Wam, ale mnie się od patrzenia na te ndebelowskie malunki i stroje jakoś humor poprawia. Coś one mają w sobie terapeutycznego. 🙂
http://www.kapstadt.org/suedafrika/land_leute/einwohner/ndebele/
Bardzo piekne. Rzeczywiscie, mozna ich uzywac zamiast mandali… 🙂
Faktycznie, mandale, tylko prostokątne. To tak jak kwadratowe jaja. 😆
Tu nasz duzo wiecej tej architektury i wzornictwa Ndebele
http://www.youtube.com/watch?v=DqtHiZHpudA
Nic z tego, tuba mi nie działa. 🙁 Już od kilku dni. Żeby działała trzeba by zainstalować coś bezpłatnego, ale żeby to zainstalować, trzeba by najpierw zainstalować coś płatnego, a na razie są pilniejsze wydatki.
I niech mnie nikt nie pyta co to jest to, co trzeba zainstalować, bo nie chciało mi się wkładać wysiłku w zrozumienie całej sprawy. 😎
Adobe flash player -chyba? Tez to mialam kilka dni temu, ale nie musialam niczego instalowac platnego. Pierwszy raz nie wyszlo, drugi raz nie wyszlo, ale za trzecim wyszlo, choc robilam dokladnie to samo co przedtem. Beats me!
U nas to jakieś bardziej skomplikowane, bo podobno trzeba przeinstalować cały system, który jest już siwobrodym staruszkiem i nie bardzo się może z programową młodzieżą dogadać. Ale z domowego podziału pracy wynika, że to nie moja działka, więc leżę w tej sprawie brzuchem do góry i czekam, aż to właściwy człowiek na właściwym miejscu załatwi. Ja mu mogę za to wierszyk napisać. 😀
You lucky devil, you, Dog! 🙄
Noo, właściwy człowiek na właściwym miejscu też raczej pokrzywdzony nie jest. Ja oprócz pisania wierszyków jeszcze bardzo dobrze gotuję. A wiadomo, co góralowi do szczęścia potrzebne: ej, owca, owca, gdybyś ty jeszcze gotować umiała. 😆
Już nawet nie wspomnę o tym, że jestem tak przecudnej, kudłatej urody, że niech się każda owca schowa. 😎
Słyszałem, że owca owszem gotować się nauczyła, wyspecjalizowała się w nouvelle cuisine, ale góral orzekł, że to kura domowa i zainteresował się długowłosym bernardynem.
Dzień dobry. Ależ się dzisiaj wcześnie zerwałam z łóżka 😉 Akademicka uczciwość nakazuje przyznać, że nie sama, tylko raczej mnie zerwano, ale wstałam dobrowolnie.
Odnośnie etykietyzmu na gruncie towarzyskim, to w części przypadków bywa to rzeczywiście rodzaj sekciarstwa. Zetknęłam sie z tym w przypadku polskiej prawicy narodowo-katolickiej i tej najmłodszej, i tej po trzydziestce. Pomiędzy poszczególnymi składowymi światoglądu tych ludzi występuje koniunkcja, więc na podstawie występowania jednej składowej, można wnioskować o występowaniu pozostałych oraz o całym pakiecie. Jeśli mamy więc do czynienia z anysemitą, to z reguły tenże antysemita będzie miał również negatywny stosunek do anytykoncepcji. Czy to nie upraszcza życia? 😈
A tutaj kolejny głos w dyskusji, która tutaj wiele osób interesowała:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7604214,Bartoszewski_o_wydawcy__Kapuscinski_non_fiction__.html