Golibroda

Gdzieś tam trzeszczące schody
przy Panteonie są,
interes golibrody
miał tam siedzibę swą.

Co golił zacny człek ten,
pomińmy może tu,
lecz cieszył się respektem
i umiał zrobić coup.

Na przykład mówił jemu:
ach, viens ici, Bernard,
na szyi bez problemu
zacisnę ci foulard.

Ach, pójdźże Bernadetto,
namawiał także ją
i nie dziw się klozetom –
są takie, jakie są

bo skromny mój zakładzik
na bazie, mon petit chou,
tradycji się prowadzi,
francuskiej jusqu’au bout.

a gdy już on i ona
namówić dali się,
nie spadła im korona,
lecz głowa? Hmm… Eh, bien.

Albowiem trzeba dodać,
by w jasne karty grać,
że miły golibroda
uwielbiał w szyję dać

i sobie, i zwabionym,
bez petite difference,
po dziele zaś skończonym
obwieszczał: vive la France!

Niech patriotyzmu buchnie
dziś płomień z wszystkich głów!
Po czym francuską kuchnię
wzbogacać szedł bez słów.

A że zużywał całe
corps du délit, no to
problem, co zrobić z ciałem
nie dręczył nigdy go.

Sans doute by się przydało
docenić jego czyn,
bo do dziś mu niemało
zawdzięcza la cuisine

francaise. Gdy się nie sili
zanadto być nouvelle,
nie wrzuca, moi mili,
niczego do poubelle.

Enfin się morał zbliża
w tonacji raczej moll:
nieważni dla Paryża
Debussy czy de Gaulle,

bo gdyś przy Panteonie,
to w myślach zaraz mózg
o golibrodzie tonie,
wydając cichy plusk…