Barszczyk

Nad czystym barszczem
nosa nie marszczę,
pytań nie stawiam.
Postronnych spławiam
i do talerza
lub kubka zmierzam
prosto jak w dym,
by kubkom swym
dać olśnić się.
I szczęściem zwę
ten dreszcz, ten prztyczek,
gdy się języczek
jak wąż wydłuża
i broda nurza
w pachnącej cieczy.
Teraz do rzeczy:
w barszczyku cenię
właśnie olśnienie,
a mniam czy chłep?
Nie mój w tym łeb!