Katoholicy

Gdy umysłowy mrok zapada,
w kościołach, w sejmie, na ulicy,
w szkołach i narodowych radach,
zjawiają się katoholicy.

Zwykły katolik to za mało,
po co łagodna komu owca?
By kraj za pysk się wziąć udało,
trzeba koniecznie stachanowca.

Takiego, co w ostatnią drogę,
pogoni libertynów wrażych,
i święty inkwizycji ogień
roznieci, niech Europę parzy.

Co mniej robotnych wzbudzi podziw,
nabożną dokręcając śrubę,
zgwałconej twardo każe rodzić,
a prawu wsadzić mordę w kubeł.

Co w parlamencie, w mowie gładkiej,
na miazgę oświecenie strzaska,
lewaków wyśle na Kamczatkę,
pedałów zaś na Madagaskar.

I w każdym miejscu, w każdej dobie,
gdy tylko się poczuje w siodle,
będzie miał ciągle wiarę w dziobie
i walił będzie nią na odlew…

Nie z wody stwór ten, nie z powietrza,
nie z soli ni społecznej roli,
tylko z żywego średniowiecza.
Rodzimy zombie. Katoholik.