Arcywilk

Owca to zwierzę krnąbrne oraz humorzaste,
słusznym jest, żeby pieczę nad nią trzymał pasterz,
bo jak taka owieczka nadto się ośmieli,
kto wie, co do durnego łba jej może strzelić.
Podjęto więc decyzję z lekością motylka
i oddano owieczki w ręce arcywilka,
ponieważ wilki, jaką by miarą nie mierzyć,
najlepszą się opinią cieszą wśród pasterzy.
Pasał wilk, podjadając jagnięcy paprykarz,
aż go kiedyś znienacka podpatrzył dziennikarz
i narobił rabanu: to granda, to chryja,
co nam się tu o dobrym pasterzu nawija,
wszak dostrzec może nawet najgłupszy pudelek,
że owieczki ktoś drutnął, a to są daniele.
To atak bezprzykładny! – wilk na to odrzecze.
Ja wiem, że mnie kazano pilnować owieczek,
obydwaj zatem przyjąć możemy bez sprzeczki,
że to, czego pilnuję, to właśnie owieczki
i dosyć jeszcze zębów mam na takich gości,
co wchodzą na pastwisko, by szargać świętości.

Morału z historyjki tej nie będzie wcale,
bo ona wszak traktuje o braku morale.